Wyrównałem lot.
Dopiero co wyłoniłem się z chmury ognistych oparów a już ogień turbolaserów mało nie zerwał mi skrzydeł. Na dziobie mojego X-winga pojawiły się niepokojące czarne smugi. Na szczęście nie były to poważne uszkodzenia. Spojrzałem na radar w poszukiwaniu przyjacielskich jednostek, ale urządzenie przestało działać. Ekran wyświetlał burzę śniegową. Nic dziwnego, leciałem tak blisko niszczyciela, że znalazłem się w zasięgu jego urządzeń zakłócających. Odwróciłem głowę, ale zamiast kolegów widziałem tylko obrotową główkę robota astronawigacyjnego i oddalającą się, gigantyczną powierzchnię, środkowego pokładu imperialnego okrętu. Nad wszystkim górował przerażający deszcz śmigających zielonych promieni i straszliwe fajerwerki wybuchających statków. Chaos zawładnął przestrzenią.
Spojrzałem przed siebie, w samą porę, by zobaczyć jak powoli wybucha Nebulon Ranger. Poczułem jak waży się we mnie wściekłość i smutek. Jeden z najbardziej potrzebnych okrętów, naszej gromady, właśnie rozpadał się na części, szarpany mnożącymi się w jego wnętrzu eksplozjami. W dodatku ci wszyscy ludzie, którzy tam byli... Podmuchy ognia wydzierały się spod metalowej skorupy, jak ogniste gejzery. Napotkałem silną falę uderzeniową, która wprawiła cały myśliwiec w trudne do opanowania turbulencje.
Pchnąłem drążek, podrywając maszynę do góry. W ten sposób uniknąłem zderzenia z płonącą wieżą radarową Nebulona. Minąłem ją i znalazłem się po drugiej stronie sektora. Nie było tam nic, oprócz kilku eskadr myśliwców, wykańczających się nawzajem z przegrzanych działek. Ganiali się, zataczając koła i pętle. Czarną przestrzeń cięły czerwone i szmaragdowe wiązki. Zrozumiałem, że tutaj znajduje się granica. Prawdziwa walka toczyła się za moimi plecami.
Zawróciłem.
Wyrównałem ciśnienie w komorach. Odzyskałem łączność i naprawił się radar, prawdopodobnie na skutek czegoś nad czym wtedy nie miałem czasu się zastanawiać.
NI STĄD NI ZOWĄD, wzdłuż kokpitu przemknęła seria promieni. Najwyraźniej ktoś się mną wreszcie zainteresował. Na zielonym ekranie wyskoczyła sylwetka imperialnego myśliwca. Skurczybyk wsiadł mi na ogon i trzymał się go tak uparcie, że aż zaczęło mnie to denerwować. Był tuż za mną i nie przerywał ostrzału.
Szarpałem drążek we wszystkie strony. Zielone smugi mijały mnie to z lewej, to z prawej flanki. Trzymałem ster jedną ręką, a drugą sprawdzałem co mi zostało w luku torpedowym. Monitor pokazał odczyt. Jeden pocisk termo lokacyjny. Lepsze to niż nic. OŚLEPIAJĄCE zielone światło przemykającego tuż za szybą strzału, poraziło mnie w oczy.
Skręciłem ostro w prawo. Szybowałem kilkaset metrów nad korpusem Niszczyciela. Moja głowa podjęła walkę z przeciążeniem. Moje oczy nie odklejały się od radaru. TIE LECIAŁ ZA MNĄ. Wiedziałem, że w ten sposób go nie zgubię. Znowu otworzył ogień. Uniknąłem tylu trafień ilu mogłem, ale jedna z wiązek drasnęła lewe, dolne skrzydło. POSYPAŁY SIĘ ISKRY.
Zanurkowałem.
TIE za mną.
Podbiłem w górę.
TIE za mną.
Znowu zanurkowałem.
UDAŁO SIĘ.
TIE zleciał z kursu. Nie dotrzymał mi kroku. Teraz musiałem go zlikwidować.
Rozejrzałem się szybko i wypatrzyłem wrogą maszynę. Przyspieszyłem prawie do maksimum. Poczułem jak za plecami huczą cztery silniki jonowe. Nim do niego doleciałem, upłynęło kilkanaście napiętych sekund. Wokół aż grzmiało od wybuchających myśliwców, rozwalanych przez turbolasery, a w oddali eksplozje rozrywały okręty liniowe. NASZE okręty liniowe.
TIE znalazł się tuż przede mną. Uruchomiłem system namierzania i uważnie patrzyłem w ekran monitora. Komputerowa sylwetka imperialnego, fruwała na nim jak rozdrażniony moskit. Musiałem tylko czekać, aż znajdzie się w samym środku. Nie wytrzymałem. NACISNĄŁEM SPUST przy drążku i uwolniłem deszcz pomarańczowych wiązek, które pomknęły w stronę TIE.
Pudło.
Pudło.
Pudło.
PUDŁO!
Pudło.
Pudło.
DRAŚNIĘCIE.
Pudło.
PUDŁO!
TRAFIONY! Zapalił się.
EKSPLODOWAŁ odłamkami. Ominąłem ognistą kulę kokpitu, ale i tak kilka maleńkich fragmentów odbiło się od karoserii. Nie przybyło mi, przez to, poważnych uszkodzeń.
Skierowałem myśliwiec do bezpieczniejszego sektora i nawiązałem kontakt z dowódcą. Ku mojemu zdziwieniu to on połączył się ze mną.
-BRĄZOWY OSIEM, dołącz do nas w sektorze KL5. Atakujemy GENERATORY POLA, na pierwszym niszczycielu.
-Już lecę. – odpowiedziałem i obrałem kurs do wyznaczonego sektora.
Po chwili widziałem już zacieśniającą się formację ośmiu maszyn: dwóch typu A, czterech typu Y i dwóch X, z czego jeden na czele trójkąta. Szybko do nich dołączyłem. Leciałem tuż za ostatnim A-skrzydłowcem.
W komunikatorze zabrzmiał głos dowódcy.
-Panowie, trzymać pozycje do ostatniej chwili. Potem łączymy się w sektorze KH7 i atakujemy znowu. Do roboty!
Na początku nikt nie zdawał sobie sprawy, że nadlatujemy, więc mogliśmy się cieszyć chwilową swobodą lotu. Pod nami wszystko się kotłowało. Pędzące w różnych kierunkach maszyny i nieokiełznane promienie laserów, na tle coraz większej powierzchni niszczyciela. Co jakiś czas krajobraz ubarwiały nieprzewidywalne ROZBŁYSKI światła. Zupełnie jak podczas burzy, tylko pioruny waliły o wiele BLIŻEJ i EFEKTOWNIEJ. Kiedy to się zaczęło, miałem za plecami dwóch skrzydłowych. Po piętnastu minutach zostałem sam.
-PEŁNA GOTOWOŚĆ. – oznajmił głos w słuchawce.
Zwiększyliśmy odległości między naszymi myśliwcami co sprawiło, że trójkątna formacja znacznie się wydłużyła. W ten sposób łatwiej było przeprowadzić atak w stylu “strzelaj i spi*******”.
Olbrzymi glob mostkowego generatora osłony powoli stawał się GIGANTYCZNY. Z takiej odległości nie dało się spudłować.
-Teraz chłopaki! TERAZ! – wrzasnął gorąco dowódca.
Naprężyłem mięśnie nadgarstków i czekając na swoją kolej, obserwowałem jak prowadzący wkracza do akcji. Wszystkie cztery baterie ZAGRZMIAŁY pomarańczowymi strzałami, do których po chwili dołączyły dwie błękitne torpedy. Zaraz potem ogień otworzyli dwaj następni piloci, a za nimi dwaj kolejni i tak dalej....
BUUUUUUUUUUUUUUUUUM!!!!
Potężny BŁYSK... a raczej EKSPLOZJA, wybuch JASNEGO ŚWIATŁA!
ODRUCHOWO nacisnąłem drążek, błyskawicznie zmieniając kurs. Dopiero po kilku sekundach ślepego lotu mogłem otworzyć oczy. Przednia ściana wielkiego mostka przewijała się kilkadziesiąt metrów nad moim kokpitem. Szybowałem w dół przy zawrotnej prędkości.
-TRAFILI KOMANDORA!!! – krzyczał ktoś przez radio.
SZYBKO rzuciłem okiem przez ramię.
Za plecami miałem A-winga. Jego pilot nerwowo kręcił głową i to wszystko co zdążyłem odnotować.
W następnej chwili coś za nim błysnęło, a z jego podwójnych silników zaczęły sypać się GRADY ISKIER. Już miałem nawiązać z nim kontakt, gdy nagle jego kokpit wypełniły płomienie. Statek zaczął dryfować bez życia. W mgnieniu oka zajął się ogniem od turbin jonowych, aż po sam czubek “zderzaka”, po czym WYLECIAŁ W POWIETRZE w podobny sposób jak zapłonął. Wszystko działo się bardzo szybko i cały czas leciałem w dół.
Przez wygasające w próżni rozżarzone opary dostrzegłem kata. To był zwykły TIE. Ja widziałem jego, a on widział MNIE. Imperialny postanowił upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Posłał w moją stronę kilka szmaragdowych błyskawic, a ja zamiast ich unikać podbiłem maszynę OSTRO w górę. Jeszcze chwila a przywaliłbym w szarą, durastalową powierzchnię okrętu. Gdyby TIE zareagował chwilę wcześniej, nie podzieliłby mojego niedoszłego losu.
!BOOOOOOOOOOOOOM!
Co za ironia.
...
...
CHWILA NIEUWAGI....
ZIUUUUUP!
ZIUUUUUP!!!
GROOOOOOOOOOOMMMMM!!!!!!!
AAAAA!!!!!
BUUUUUUUUUUUMMMMMMMM!
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!
W pokoju zapaliło się światło i do łóżka podbiegła odziana w białą szatę pielęgniarka.
-Komandorze Shato! – krzyczała próbując obudzić pacjenta. – Niech się pan ocknie!
Szarpała go gwałtownie, ale to nic nie dawało, więc wymierzyła mu cios w policzek.
Starszy mężczyzna przestał się szarpać i otworzył oczy. Źrenice miał powiększone z przerażenia. Cienka warstwa potu, na jego bladej pomarszczonej skórze, połyskiwała w świetle lamp. Był cały zdyszany.
-Czy wszystko w porządku? – zapytała.
Komandor Shato rozejrzał się po szpitalnym pomieszczeniu i przejechał drżącą dłonią po starganych, siwych włosach. Zrozumiał już co się stało. Po chwili zmrużył oczy, rozluźnił się i opadł miękko na pościel.
-Miałem ten sen. – powiedział cicho.
-Zostawię zapalone światło. – oznajmiła pielęgniarka i odwróciła się w kierunku rozsuwanych drzwi.
-Dziękuję siostro.... i przepraszam. – Dziewczyna nie słyszała jego ostatnich słów. Nie było jej już w pokoju.
Starzec ułożył się do snu. Emocje z dawnych lat już ustąpiły.
Obrócił głowę w stronę dużego prostokątnego okna i obserwując gwiazdy, powoli pogrążył się w śnie.
Koniec.
Dopiero co wyłoniłem się z chmury ognistych oparów a już ogień turbolaserów mało nie zerwał mi skrzydeł. Na dziobie mojego X-winga pojawiły się niepokojące czarne smugi. Na szczęście nie były to poważne uszkodzenia. Spojrzałem na radar w poszukiwaniu przyjacielskich jednostek, ale urządzenie przestało działać. Ekran wyświetlał burzę śniegową. Nic dziwnego, leciałem tak blisko niszczyciela, że znalazłem się w zasięgu jego urządzeń zakłócających. Odwróciłem głowę, ale zamiast kolegów widziałem tylko obrotową główkę robota astronawigacyjnego i oddalającą się, gigantyczną powierzchnię, środkowego pokładu imperialnego okrętu. Nad wszystkim górował przerażający deszcz śmigających zielonych promieni i straszliwe fajerwerki wybuchających statków. Chaos zawładnął przestrzenią.
Spojrzałem przed siebie, w samą porę, by zobaczyć jak powoli wybucha Nebulon Ranger. Poczułem jak waży się we mnie wściekłość i smutek. Jeden z najbardziej potrzebnych okrętów, naszej gromady, właśnie rozpadał się na części, szarpany mnożącymi się w jego wnętrzu eksplozjami. W dodatku ci wszyscy ludzie, którzy tam byli... Podmuchy ognia wydzierały się spod metalowej skorupy, jak ogniste gejzery. Napotkałem silną falę uderzeniową, która wprawiła cały myśliwiec w trudne do opanowania turbulencje.
Pchnąłem drążek, podrywając maszynę do góry. W ten sposób uniknąłem zderzenia z płonącą wieżą radarową Nebulona. Minąłem ją i znalazłem się po drugiej stronie sektora. Nie było tam nic, oprócz kilku eskadr myśliwców, wykańczających się nawzajem z przegrzanych działek. Ganiali się, zataczając koła i pętle. Czarną przestrzeń cięły czerwone i szmaragdowe wiązki. Zrozumiałem, że tutaj znajduje się granica. Prawdziwa walka toczyła się za moimi plecami.
Zawróciłem.
Wyrównałem ciśnienie w komorach. Odzyskałem łączność i naprawił się radar, prawdopodobnie na skutek czegoś nad czym wtedy nie miałem czasu się zastanawiać.
NI STĄD NI ZOWĄD, wzdłuż kokpitu przemknęła seria promieni. Najwyraźniej ktoś się mną wreszcie zainteresował. Na zielonym ekranie wyskoczyła sylwetka imperialnego myśliwca. Skurczybyk wsiadł mi na ogon i trzymał się go tak uparcie, że aż zaczęło mnie to denerwować. Był tuż za mną i nie przerywał ostrzału.
Szarpałem drążek we wszystkie strony. Zielone smugi mijały mnie to z lewej, to z prawej flanki. Trzymałem ster jedną ręką, a drugą sprawdzałem co mi zostało w luku torpedowym. Monitor pokazał odczyt. Jeden pocisk termo lokacyjny. Lepsze to niż nic. OŚLEPIAJĄCE zielone światło przemykającego tuż za szybą strzału, poraziło mnie w oczy.
Skręciłem ostro w prawo. Szybowałem kilkaset metrów nad korpusem Niszczyciela. Moja głowa podjęła walkę z przeciążeniem. Moje oczy nie odklejały się od radaru. TIE LECIAŁ ZA MNĄ. Wiedziałem, że w ten sposób go nie zgubię. Znowu otworzył ogień. Uniknąłem tylu trafień ilu mogłem, ale jedna z wiązek drasnęła lewe, dolne skrzydło. POSYPAŁY SIĘ ISKRY.
Zanurkowałem.
TIE za mną.
Podbiłem w górę.
TIE za mną.
Znowu zanurkowałem.
UDAŁO SIĘ.
TIE zleciał z kursu. Nie dotrzymał mi kroku. Teraz musiałem go zlikwidować.
Rozejrzałem się szybko i wypatrzyłem wrogą maszynę. Przyspieszyłem prawie do maksimum. Poczułem jak za plecami huczą cztery silniki jonowe. Nim do niego doleciałem, upłynęło kilkanaście napiętych sekund. Wokół aż grzmiało od wybuchających myśliwców, rozwalanych przez turbolasery, a w oddali eksplozje rozrywały okręty liniowe. NASZE okręty liniowe.
TIE znalazł się tuż przede mną. Uruchomiłem system namierzania i uważnie patrzyłem w ekran monitora. Komputerowa sylwetka imperialnego, fruwała na nim jak rozdrażniony moskit. Musiałem tylko czekać, aż znajdzie się w samym środku. Nie wytrzymałem. NACISNĄŁEM SPUST przy drążku i uwolniłem deszcz pomarańczowych wiązek, które pomknęły w stronę TIE.
Pudło.
Pudło.
PUDŁO!
Pudło.
Pudło.
DRAŚNIĘCIE.
Pudło.
PUDŁO!
TRAFIONY! Zapalił się.
Skierowałem myśliwiec do bezpieczniejszego sektora i nawiązałem kontakt z dowódcą. Ku mojemu zdziwieniu to on połączył się ze mną.
-BRĄZOWY OSIEM, dołącz do nas w sektorze KL5. Atakujemy GENERATORY POLA, na pierwszym niszczycielu.
-Już lecę. – odpowiedziałem i obrałem kurs do wyznaczonego sektora.
Po chwili widziałem już zacieśniającą się formację ośmiu maszyn: dwóch typu A, czterech typu Y i dwóch X, z czego jeden na czele trójkąta. Szybko do nich dołączyłem. Leciałem tuż za ostatnim A-skrzydłowcem.
W komunikatorze zabrzmiał głos dowódcy.
-Panowie, trzymać pozycje do ostatniej chwili. Potem łączymy się w sektorze KH7 i atakujemy znowu. Do roboty!
Na początku nikt nie zdawał sobie sprawy, że nadlatujemy, więc mogliśmy się cieszyć chwilową swobodą lotu. Pod nami wszystko się kotłowało. Pędzące w różnych kierunkach maszyny i nieokiełznane promienie laserów, na tle coraz większej powierzchni niszczyciela. Co jakiś czas krajobraz ubarwiały nieprzewidywalne ROZBŁYSKI światła. Zupełnie jak podczas burzy, tylko pioruny waliły o wiele BLIŻEJ i EFEKTOWNIEJ. Kiedy to się zaczęło, miałem za plecami dwóch skrzydłowych. Po piętnastu minutach zostałem sam.
-PEŁNA GOTOWOŚĆ. – oznajmił głos w słuchawce.
Zwiększyliśmy odległości między naszymi myśliwcami co sprawiło, że trójkątna formacja znacznie się wydłużyła. W ten sposób łatwiej było przeprowadzić atak w stylu “strzelaj i spi*******”.
Olbrzymi glob mostkowego generatora osłony powoli stawał się GIGANTYCZNY. Z takiej odległości nie dało się spudłować.
-Teraz chłopaki! TERAZ! – wrzasnął gorąco dowódca.
Naprężyłem mięśnie nadgarstków i czekając na swoją kolej, obserwowałem jak prowadzący wkracza do akcji. Wszystkie cztery baterie ZAGRZMIAŁY pomarańczowymi strzałami, do których po chwili dołączyły dwie błękitne torpedy. Zaraz potem ogień otworzyli dwaj następni piloci, a za nimi dwaj kolejni i tak dalej....
BUUUUUUUUUUUUUUUUUM!!!!
Potężny BŁYSK... a raczej EKSPLOZJA, wybuch JASNEGO ŚWIATŁA!
ODRUCHOWO nacisnąłem drążek, błyskawicznie zmieniając kurs. Dopiero po kilku sekundach ślepego lotu mogłem otworzyć oczy. Przednia ściana wielkiego mostka przewijała się kilkadziesiąt metrów nad moim kokpitem. Szybowałem w dół przy zawrotnej prędkości.
-TRAFILI KOMANDORA!!! – krzyczał ktoś przez radio.
SZYBKO rzuciłem okiem przez ramię.
Za plecami miałem A-winga. Jego pilot nerwowo kręcił głową i to wszystko co zdążyłem odnotować.
W następnej chwili coś za nim błysnęło, a z jego podwójnych silników zaczęły sypać się GRADY ISKIER. Już miałem nawiązać z nim kontakt, gdy nagle jego kokpit wypełniły płomienie. Statek zaczął dryfować bez życia. W mgnieniu oka zajął się ogniem od turbin jonowych, aż po sam czubek “zderzaka”, po czym WYLECIAŁ W POWIETRZE w podobny sposób jak zapłonął. Wszystko działo się bardzo szybko i cały czas leciałem w dół.
Przez wygasające w próżni rozżarzone opary dostrzegłem kata. To był zwykły TIE. Ja widziałem jego, a on widział MNIE. Imperialny postanowił upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Posłał w moją stronę kilka szmaragdowych błyskawic, a ja zamiast ich unikać podbiłem maszynę OSTRO w górę. Jeszcze chwila a przywaliłbym w szarą, durastalową powierzchnię okrętu. Gdyby TIE zareagował chwilę wcześniej, nie podzieliłby mojego niedoszłego losu.
!BOOOOOOOOOOOOOM!
Co za ironia.
...
...
CHWILA NIEUWAGI....
ZIUUUUUP!
ZIUUUUUP!!!
GROOOOOOOOOOOMMMMM!!!!!!!
AAAAA!!!!!
BUUUUUUUUUUUMMMMMMMM!
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!
W pokoju zapaliło się światło i do łóżka podbiegła odziana w białą szatę pielęgniarka.
-Komandorze Shato! – krzyczała próbując obudzić pacjenta. – Niech się pan ocknie!
Szarpała go gwałtownie, ale to nic nie dawało, więc wymierzyła mu cios w policzek.
Starszy mężczyzna przestał się szarpać i otworzył oczy. Źrenice miał powiększone z przerażenia. Cienka warstwa potu, na jego bladej pomarszczonej skórze, połyskiwała w świetle lamp. Był cały zdyszany.
-Czy wszystko w porządku? – zapytała.
Komandor Shato rozejrzał się po szpitalnym pomieszczeniu i przejechał drżącą dłonią po starganych, siwych włosach. Zrozumiał już co się stało. Po chwili zmrużył oczy, rozluźnił się i opadł miękko na pościel.
-Miałem ten sen. – powiedział cicho.
-Zostawię zapalone światło. – oznajmiła pielęgniarka i odwróciła się w kierunku rozsuwanych drzwi.
-Dziękuję siostro.... i przepraszam. – Dziewczyna nie słyszała jego ostatnich słów. Nie było jej już w pokoju.
Starzec ułożył się do snu. Emocje z dawnych lat już ustąpiły.
Obrócił głowę w stronę dużego prostokątnego okna i obserwując gwiazdy, powoli pogrążył się w śnie.
"Słodkich snów..."
Dash Onderon
23:18 – 20 kwietnia 2003
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,75 Liczba: 4 |
|
Admirał Raiana Sivron2005-08-15 18:22:47
ohh. genialne.. świetne zakończenie. Ehh i te efekty dźwiękowe :P Super
Vip`per2005-06-19 12:53:57
Świetne, a i zakończenie nie zgorsze. Rzeczywiscie podczas czytania mialem wrazenie jakby to bylo ciut nierzeczywiste (Unreal ?!).
BTW Teraz zaczalem sie bać, a jak mnie dopadną takie koszmary ??? :D
Hox Reek2005-03-25 14:31:57
Fajne... O myśliwcach, alr czegoś tu brakuje... 7/10
Admirał Raiana Sivron2004-06-19 21:20:30
BArdzo fajowskie, ach te efekty dźwiękowe....
Calsann2003-12-10 23:44:08
hehe... może być... 10 za efekty dzwiękowe ;)
obisk2003-09-23 10:33:36
dobre 7
Darth Fizyk2003-09-11 17:44:25
Swietne opowiadanie :D Takie lubię :)
Aspen2003-08-06 04:10:12
Bardzo ladne opowiadanko. Czuc to "cos" co sprawia ze chce sie czytac. Przeze mnie odebrane bardzo pozytywnie, az sie przypominaja noce spedzone na sym... pff XWA :) Super tak trzymac. MTFBWY !
Wilaj2003-07-08 16:05:05
Bardzo dobre opowiadanie, bardzo dobrze dopracowane.Brawa dla Dasha Onderona!Niech moc będzie z tobą!
Dash Onderon2003-05-14 23:22:14
Właśnie dla takich ludzi jak Ty, pisze się opowiadania.
Kyle Katarn2003-05-07 13:31:25
Dobre. Zgodnie z zaleceniami czytałem w nocy :) Wciąga, szybko się czyta, trzyma w napięciu. Pomysł z dziaduniem - jak to określił JedI - przypadł mi do gustu. W końcu piloci myśliwców codziennie narażeni na stresy w bojach, mieli strasznie zrypaną psychikę nierzadko. Ludziom do końca życia śnią się egzaminy ze studiów a co dopiero takim pilotom musi się śnić. Jako że wszystko dzieje się wyobraźni dziadunia BOOMy i ZIUUPy nabierają potem nowego znaczenia :) Pomysł z pisaniem wielkimi literami wyrazów oznaczających zajścia ważne czy niebezpieczne dla bohatera też ciekawy. A, i bardzo lubię narrację w pierwszej osobie, od czasu gdy zacząłem czytać Zelaznego ( cykl opowieści o księstwie Amberu ), choć jest dość rzadko spotykana. Stawiam najwyższą notę jak napisałem w komentarzu do "Rolph Dan (...)" zostaję Twoim oficjalnym fanem ;)
Dash Onderon2003-05-06 22:12:06
Dzięki :)
Dash Onderon2003-05-02 23:44:27
Aha.. I chciałbym gorąco podziekować za uznanie moich umiejetności pisarskich.
... Ale prawdziwym mistrzem opisów batalistycznych jest Henryk Sienkiewicz ( no bullshit!)
XXX
Dash Onderon2003-05-02 23:41:22
O żesz!!!!!
Popełniłem straszliwy, rażący, niemożliwy do ścierpienia BŁĄD!!!
MRUGNIĘCIE OKA ---> MGNIENIE OKA
Halo, ekipa Bastionu, czy moglibyście to poprawić? PLIIIZ!!!
No co, zmęczony byłem :P
Anor2003-04-28 11:23:27
Fanfic ten to hcyba najbardziej trzymający w napięciu jaki dotąd czytałem. Osiągnałeś to dzięki bardzo dobremu opisowi akcji, co owocuje płynnym i szybkim czytaniem przy dużym wciągnięciu i zainteresowaniu. Również to, że opowiadasz w pierwszej osobie dodaje specyficznego charakteru temu opowiadaniu, nie mogłem sie oprzeć wrażeniu, że jest on jakis inny, nieszablonowy. HIUPP ZIUPP - też dobre pochwalam za orginalność (a takie to proste). Jeśli chodzi o sam pomysł i fabułę to trochę już gorzej, jednak czego można się spodziewać po tak krótkim opowiadanku. Dlatego traktuję je jako popis twoich umiejętności pisarskich, a nie pomysłowosci.
Jeszcze jedna rzecz. W zupełnosci popieram pomysł tych częstych odstępów pomiedzy akapitami. Powoduje to, że dużo łatwiej się czyta, podczas czytania nie gubi się tekstu, czyli czysta wygoda, szczególnie podczas czytania na komputerze. Fajnie by było gdyby tak inni tez pisali. Tak apropos to my na Azylu w ten sposób posty piszemy.
jedI2003-04-21 20:14:34
Jak tacy ludzie jak Dash siąda za naszymi f-16 to niewiele z nich zostanie :))
Ale przechodząc do sedna to fan-fic ze względu na narrację jest doskonałym dziełem akcji. Wielu z twórców fan-fciów (zwłaszcza tych dłuższych ;) powinno się od ciebie uczyć pisania scen akcji (zwłaszcza floty). Nie da się jednak ukryć, że w pewnym momentach twój tekst jest infantylny, powierzchowny, powtarzasz pewne zwroty ze szkodą dla stylistyki i płynności czytania. Zauważyłem chyba gdzieś niepoprawny idiom i to wszystko wpływa na całość odbioru.
Krokiem odważnym a zarazem trafionym okazały się być wykrszyknienia i wtrącenia typu ZIUPP, HUPP itd. Troszkę to naciągane ale nadaje wszystkiemu dynamiki przynajmniej patrząc z punktu widzenia mojego wysublimowanego gustu.
Na koniec trzeba sobie zadać jednak pytanie o sens takich fanficów. Gdyby zakończenie było bardzie jzaskakujące uznałbym to za konstrukcyjne dzieło. Sam wątek rozchwianego emocjonalnie dziadunia jest jednak zbyt słaby aby usprawiedliwić cały ten wątek akcji, który niejednego pewnie zanudzi.
Podsumowując- wypracowałeś własny styl opisywania akcji, a to już bardzo wiele. Jest to jednak niewielki fragment, który bez dobrej fabuły i pomysłu nie wywoła zbyt wielu emocji.