„So I try to be like you
Try to feel it like you do
But without you it's no use
I can't see what you see
When I look at the world”
Było ciemno i... zimno. Przede wszystkim cholernie zimno. Znajdował się najzimniejszą porą roku w najgorszej dzielnicy najgorszej planety i do tego zapomniał wziąć ze sobą broni. Spojrzał niecierpliwie na swój chronometr i postawił kołnierz kurtki, która stanowiła mizerną ochronę przed wzmagającym się wiatrem. Jego myśli uciekały, uciekły z tych paskudnych podziemi Coruscant- do ciepłej kwatery, dalej- do Dantooine, bazy Rebelii, dalej- na Alderaan, do domu rodzinnego. Spojrzał na szyld widniejący nad zdemolowanym sklepem: „FRIX & TRIX- owoce i warzywa”. Przeszedł przez wybitą witrynę uciekając przed smagającymi plecy chłodnymi podmuchami. Przez chwilę poczuł się jak w domu... tam był też ten sam sklep, ta sama sieć handlowa. Pamiętał niemal każdy szczegół, papugę Pana Frahta (sprzedawcy), która witała wszystkich swoim „Dzińdobry”. Zapach mangosuf i frannlji i muzykę, kojącą uszy muzykę.
-Brak czujności.- Poczuł lufę blastera na karku.- To niedozwolone na tej planecie. W tej dzielnicy. Wziął głęboki wdech. Lewo czy prawo. Lewo czy prawo. Cholerna niepewność. Błyskawicznie uderzył łokciem na wysokości brzucha napastnika i przechylił się przez prawe ramię, jego ruchy były błyskawiczne przypominały taniec. Piruet. Stop. Skok. Piruet. Otwartą dłonią wytrącił blaster z ręki napastni...czki. Blądwłosa kobieta mimo otrzymanych ciosów stała bezruchu... niczym robot. A przecież nim nie była. Chyba... Tak przynajmniej przypuszczał. Ten głos za bardzo przypominał mu głos człowieka. A te kształty... to nie mogła być replika...
-Brak koncentracji. To niedozwolone w tej dzielnicy.- Odparł sarkastycznie podnosząc i zwracając broń.
-Witam SD-3.- Kobieta uśmiechnęła się odbierając broń.- Skończmy z tym cyrkiem, nie wiem czy udało mi się zgubić patrol szturmowców, więc musimy się spieszyć.
-Co masz dla mnie?
-Namiar.
-Namiar na kogo?- Zdziwił się mężczyzna o kruczoczarnych włosach, ubrany w wytartą kurtkę i spodnie będące schedą po jakimś zabitym mechaniku. Jedną z wielu osób, które kończą podobnie. -Szpieg.
-Szpieg Imperium na Coruscant? Czyś ty oszalała? Kontaktujesz się ze mną w środku nocy, żeby mi o tym powiedzieć? Nie wiem skąd znałaś tajny kod Rebelii i kim jesteś. Ale jeśli chcesz abym operował wokół szpiegów Imperium w stolicy Imperium to na pewno nie jesteś z pełna rozumu.
-Szpieg Rebelii.- Odparła spokojnie „Blondyna” jak SD-3 nazwał ją w myślach.
-Nie rozumiem.
-Wyjątkowo zdolny, ale istnieją podejrzenia, że wywiad Imperium mógł go zlokalizować.
Stracić swoją drugą tożsamość oznaczało w tym zawodzie umrzeć. SD-3 wiedział o tym i nagle przepełniło go jakieś współczucie dla tego „kogoś”.
-Masz go zabić.
-Zwariowałaś!? Zabić swojego!? Chyba żartujesz.
-Oni już go ścigają, nie ucieknie z Coruscant a przecież może się do nich przyłączyć. Zdradzić. To rozkaz zwierzchnictwa! Nie możesz go zlekceważyć! Musisz być posłuszny!
Cisza. Ciężka cisza, jaka między kobietą a mężczyzną zawsze oznacza trudne pytania.
-A jeśli nie?
Blondyna schyliła się, wyszła po za obręb światła, po chwili wróciła niosąc coś w ręce. Jakiś okrągły przedmiot z wieloma paskudnymi zagłębieniami. To było... jabłko. Jabłko!?
-Widzisz... ty jesteś jak ten owoc. Trawiony z zewnątrz atmosferą tej planety a od środka robakami, robakami twojej świadomości- wyrzutami sumienia. Nie możesz stąd uciec, bo nie masz takiej mocy. Skazany więc jesteś na zagładę. Zrozum to.
* * *
Pusta butelka po jakimś trunku spadła z szafki nocnej niemal w tym samym momencie, kiedy budzik brutalnie przerwał jego sen. SD-3 obudził się z ciężkim bólem głowy... Miał kaca, ale był on owocem nie tylko tej opróżnionej butelki ale i moralności. Paskudna rzecz. Stawia pytania wtedy, kiedy nie trzeba. Wolałby już chyba zatrzymać się na kacu poalkoholowym ale... świadomość, że musiał się ubrać, ogolić, wyjść, odnaleźć i zabić niewinnego człowieka. Ogolić! Przecież nad umywalką wisi lustro... będzie musiał się w nim przejrzeć. Założył rzucone gdzieś spodnie, narzucił podkoszulkę i błyskawicznym ruchem zapiął kurtkę. Wybiegł ze swojej kwatery na –20 poziomie Coruscant... Nie ogolony.
* * *
Kantyna Quic-Andi. Dobrze ją znał. Miał się tu początkowo zatrzymać w swojej misji na Coruscant ale był wierny zasadom wpajanym mu przez dowódców na szkoleniu. „Nie pij tam, gdzie mieszkasz.”
-„Nie mieszkaj tam gdzie pijesz”.- Szepnął pod nosem i przestąpił próg dobrze znanego lokalu. Powitały go wesołe spojrzenia mocno podpitych towarzyszy od kieliszka, którzy zapraszającym gestem zachęcali do postawienia kolejki.
-Nie tym razem. Mam sprawę do szefa.
-Do mnie!?
Spod jednego ze stołów wypełzł mężczyzna, lat dwadzieścia pięć jak udało mu się kiedyś ustalić, nie związany z Imperium, o wyjątkowo niemiłej szczurowatej facjacie.
-Witaj Krakzuz.
-Witaj... Ty.. właściwie to jak ty masz na imię.
-Powiem ci za szklankę wody i rozmowę z jednym z twoich gości.
Tłumek siedzący przy jednym ze stołów wybuchnął śmiechem.
-Dobry żart, przecież wiesz, że my tu wody nie mamy. Ale kogo mam zawołać. SD-3 wyjął notes z zasuwanej na zamek kieszonki na piersi. Jeśli wierzyć Blondynie to tajemniczy szpieg powinien odwiedzić ten lokal całkiem niedawno i to na dodatek zatrzymać się tu na nocleg.
-Szukam kogoś specjalnego.
Twarz szczurowatego jeszcze bardziej się zwężyła.
-Uuu... kogoś s p e c j a l n e g o.
-Tak. Tak. Dobrze wiesz, że chodzi o kogoś, kto się nie chciał przedstawić.
-Ty też się nie chciałeś przedstawić.- Rzekł podejrzliwie szczurowaty przechylając się przez blat stołu.
-Dobra. Nie chcesz - nie mów. Ale od dzisiaj piję u Rangiego.
-Spokojnie. Spokojnie. Wiesz, że dla ciebie wszystko, ale nie mogę zdradzać klientów.
SD-3 zdobył się na niewinny uśmiech i odszedł w stronę wyjścia. Na chwilę zatrzymał się.
-Wiesz Krakzuz. Właściwie to z ciebie całkiem przyzwoity łajdak.- Rzucił przez ramię.
* * *
-Ten trop ucięty. Co dalej ?
-Jesteś mało dociekliwy.- Głos Blondyny przez komlink nie brzmiał już tak słodko.
-Nie lubię wtykać nosa w nie swoje sprawy.
-Jaki ty jesteś głupi SD-3. Ten ktoś już może siedzieć u Imperatora na uczcie i zabawiać się z jego wszystkimi Rękami...
-Rękami?- Zapytał dzieląc swoją uwagę na rozmowę przez comlink, spijanie wody ściekającej z rynny i lubieżny uśmiech.
-Pomocnikami... Jak Sim Aloo czy Sate Pestage.
-Dobra, dobra. Mogę się tam jeszcze pokręcić.
-Nie, już za późno. Nasz przyjaciel popełnił błąd i zostawił swój statek na jednym ze złomowisk.
-Odkrywcze. Jak każdy ze szpiegów Rebelii.
-Z tym, że każdy, go niszczy...
-Nie tym razem. Nie tym razem. Złomoiwsko w sektorze 44 na poziomie –15. Sprawdź to.
Połączenie kodowane zostało przerwane.
* * *
Złomowisko nie było daleko... Wystarczyło ukraść czyjegoś landspeedera, ogłuszyć dwójkę bandytów, przekupić strażnika i wytrzymać odór unoszący się nad stertą żelastwa. SD zaczął się zastanawiać, co z tego jest tak naprawdę trudne. Upewnił się czy broń jest na swoim miejscu. W takiej kupie śmieci nic nie jest pewne. A jeśli ten „ktoś” wróci aby zniszczyć statek?
SD-3 żałował swojej ofiary. Paraliżowała go słabość, ten okrutny rodzaj słabości, który rzuca nas na kolana ujawniając nam w pełnej krasie całą naszą bezradność.
Już samo przydzielenie szpiega do Coruscant było wystarczającą męką, a skoro go jeszcze ścigali?
-Witaj SD-3.
Głos Blondyny? SD-3 obrócił się powoli za siebie, przed nim na około cztero metrowej kupie zepsutych komponentów jakiś maszyn stała ubrana w „ciekawy” skafander Blondyna. Włosy miała tym razem rozpuszczone, a na wysokości głowy trzymała pokaźnych rozmiarów blaster.
-Witaj.- Odpowiedział lekko zdezorientowany i oszołomiony.
-Jaki ty jesteś głupi!
-Nie potwierdzę nie zaprzeczę, chciałbym jednak poznać twoją argumentację.
-Skończ z tą naukową gadką. Skończ z tym wszystkim SD-3! - W jej głosie pojawiła się nutka złości.
-Nie rozumiem. Gdzie ten statek? Masz jakieś nowe ślady?
-Ty idioto. Dawałam ci szansę, dawałam ci znaki. Jaki z ciebie kretyn, że też Rebelia wpuściłą kogoś takiego na Coruscant. - Nutka zmieniła się w całą symfonię.
SD-3 zdobył się tylko na głupi ironiczny uśmieszek, szybko jednak zmienił się on w grymas bezradności. Nie myślał, że cokolwiek, może odciągnąć jego wzrok od blondyny... ale dziesiątka szturmowców z wymierzonymi w niego blasterami robiła swoje. Otoczyli go pierścieniem.
-Teraz, kiedy nadchodzi koniec... Nareszcie rozumiesz!? - Kobieta popatrzyła na niego, przewiercała swoimi pięknymi błękitnymi oczyma.
-Dlaczego ?
-Co dlaczego?
-Dlaczego dałaś mi szansę. Mogłem uciec.
-Mogłeś. Gdybyś był wolny. Ale ty nie jesteś wolny. Jesteś niewolnikiem... Nie Rebelii, nie Imperium. Jesteś jak ten owoc, który rośnie, choć, z góry skazany jest na zepsucie. Bo takie są te czasy, taka jest ta planeta. Jedyne, co mogę dla ciebie zrobić...-Blondyna zacisnęła usta w poziomą kreskę.-Wyciągaj blaster i strzelaj. SD-3 powolnym ruchem odpiął kaburę ukrytą pod wytartą kurtką, wyjął obtłuczony, pordzewiały blaster i przystawił go sobie do czoła. Chciał coś powiedzieć. Czuł, że musi... zdobył się tylko na...
-Dziękuję.
Potem był huk. Huk wystrzału.
Dwóch szturmowców upadło odrzuconych eksplozją. Potem stały się, rzeczy, których długo żałował... Jego ręka powędrowała przed siebie. Strzelił. Obrócił się i zobaczył co go ocaliło. Strzelił jeszcze raz. A potem jeszcze raz. Był jeszcze jeden huk. Strzelił jeszcze raz. Jeszcze raz. I jeszcze. A potem biegł, biegł aż po kraniec swych sił.
>
Try to feel it like you do
But without you it's no use
I can't see what you see
When I look at the world”
-U2 „When i look at the world”
Było ciemno i... zimno. Przede wszystkim cholernie zimno. Znajdował się najzimniejszą porą roku w najgorszej dzielnicy najgorszej planety i do tego zapomniał wziąć ze sobą broni. Spojrzał niecierpliwie na swój chronometr i postawił kołnierz kurtki, która stanowiła mizerną ochronę przed wzmagającym się wiatrem. Jego myśli uciekały, uciekły z tych paskudnych podziemi Coruscant- do ciepłej kwatery, dalej- do Dantooine, bazy Rebelii, dalej- na Alderaan, do domu rodzinnego. Spojrzał na szyld widniejący nad zdemolowanym sklepem: „FRIX & TRIX- owoce i warzywa”. Przeszedł przez wybitą witrynę uciekając przed smagającymi plecy chłodnymi podmuchami. Przez chwilę poczuł się jak w domu... tam był też ten sam sklep, ta sama sieć handlowa. Pamiętał niemal każdy szczegół, papugę Pana Frahta (sprzedawcy), która witała wszystkich swoim „Dzińdobry”. Zapach mangosuf i frannlji i muzykę, kojącą uszy muzykę.
-Brak czujności.- Poczuł lufę blastera na karku.- To niedozwolone na tej planecie. W tej dzielnicy. Wziął głęboki wdech. Lewo czy prawo. Lewo czy prawo. Cholerna niepewność. Błyskawicznie uderzył łokciem na wysokości brzucha napastnika i przechylił się przez prawe ramię, jego ruchy były błyskawiczne przypominały taniec. Piruet. Stop. Skok. Piruet. Otwartą dłonią wytrącił blaster z ręki napastni...czki. Blądwłosa kobieta mimo otrzymanych ciosów stała bezruchu... niczym robot. A przecież nim nie była. Chyba... Tak przynajmniej przypuszczał. Ten głos za bardzo przypominał mu głos człowieka. A te kształty... to nie mogła być replika...
-Brak koncentracji. To niedozwolone w tej dzielnicy.- Odparł sarkastycznie podnosząc i zwracając broń.
-Witam SD-3.- Kobieta uśmiechnęła się odbierając broń.- Skończmy z tym cyrkiem, nie wiem czy udało mi się zgubić patrol szturmowców, więc musimy się spieszyć.
-Co masz dla mnie?
-Namiar.
-Namiar na kogo?- Zdziwił się mężczyzna o kruczoczarnych włosach, ubrany w wytartą kurtkę i spodnie będące schedą po jakimś zabitym mechaniku. Jedną z wielu osób, które kończą podobnie. -Szpieg.
-Szpieg Imperium na Coruscant? Czyś ty oszalała? Kontaktujesz się ze mną w środku nocy, żeby mi o tym powiedzieć? Nie wiem skąd znałaś tajny kod Rebelii i kim jesteś. Ale jeśli chcesz abym operował wokół szpiegów Imperium w stolicy Imperium to na pewno nie jesteś z pełna rozumu.
-Szpieg Rebelii.- Odparła spokojnie „Blondyna” jak SD-3 nazwał ją w myślach.
-Nie rozumiem.
-Wyjątkowo zdolny, ale istnieją podejrzenia, że wywiad Imperium mógł go zlokalizować.
Stracić swoją drugą tożsamość oznaczało w tym zawodzie umrzeć. SD-3 wiedział o tym i nagle przepełniło go jakieś współczucie dla tego „kogoś”.
-Masz go zabić.
-Zwariowałaś!? Zabić swojego!? Chyba żartujesz.
-Oni już go ścigają, nie ucieknie z Coruscant a przecież może się do nich przyłączyć. Zdradzić. To rozkaz zwierzchnictwa! Nie możesz go zlekceważyć! Musisz być posłuszny!
Cisza. Ciężka cisza, jaka między kobietą a mężczyzną zawsze oznacza trudne pytania.
-A jeśli nie?
Blondyna schyliła się, wyszła po za obręb światła, po chwili wróciła niosąc coś w ręce. Jakiś okrągły przedmiot z wieloma paskudnymi zagłębieniami. To było... jabłko. Jabłko!?
-Widzisz... ty jesteś jak ten owoc. Trawiony z zewnątrz atmosferą tej planety a od środka robakami, robakami twojej świadomości- wyrzutami sumienia. Nie możesz stąd uciec, bo nie masz takiej mocy. Skazany więc jesteś na zagładę. Zrozum to.
Pusta butelka po jakimś trunku spadła z szafki nocnej niemal w tym samym momencie, kiedy budzik brutalnie przerwał jego sen. SD-3 obudził się z ciężkim bólem głowy... Miał kaca, ale był on owocem nie tylko tej opróżnionej butelki ale i moralności. Paskudna rzecz. Stawia pytania wtedy, kiedy nie trzeba. Wolałby już chyba zatrzymać się na kacu poalkoholowym ale... świadomość, że musiał się ubrać, ogolić, wyjść, odnaleźć i zabić niewinnego człowieka. Ogolić! Przecież nad umywalką wisi lustro... będzie musiał się w nim przejrzeć. Założył rzucone gdzieś spodnie, narzucił podkoszulkę i błyskawicznym ruchem zapiął kurtkę. Wybiegł ze swojej kwatery na –20 poziomie Coruscant... Nie ogolony.
Kantyna Quic-Andi. Dobrze ją znał. Miał się tu początkowo zatrzymać w swojej misji na Coruscant ale był wierny zasadom wpajanym mu przez dowódców na szkoleniu. „Nie pij tam, gdzie mieszkasz.”
-„Nie mieszkaj tam gdzie pijesz”.- Szepnął pod nosem i przestąpił próg dobrze znanego lokalu. Powitały go wesołe spojrzenia mocno podpitych towarzyszy od kieliszka, którzy zapraszającym gestem zachęcali do postawienia kolejki.
-Nie tym razem. Mam sprawę do szefa.
-Do mnie!?
Spod jednego ze stołów wypełzł mężczyzna, lat dwadzieścia pięć jak udało mu się kiedyś ustalić, nie związany z Imperium, o wyjątkowo niemiłej szczurowatej facjacie.
-Witaj Krakzuz.
-Witaj... Ty.. właściwie to jak ty masz na imię.
-Powiem ci za szklankę wody i rozmowę z jednym z twoich gości.
Tłumek siedzący przy jednym ze stołów wybuchnął śmiechem.
-Dobry żart, przecież wiesz, że my tu wody nie mamy. Ale kogo mam zawołać. SD-3 wyjął notes z zasuwanej na zamek kieszonki na piersi. Jeśli wierzyć Blondynie to tajemniczy szpieg powinien odwiedzić ten lokal całkiem niedawno i to na dodatek zatrzymać się tu na nocleg.
-Szukam kogoś specjalnego.
Twarz szczurowatego jeszcze bardziej się zwężyła.
-Uuu... kogoś s p e c j a l n e g o.
-Tak. Tak. Dobrze wiesz, że chodzi o kogoś, kto się nie chciał przedstawić.
-Ty też się nie chciałeś przedstawić.- Rzekł podejrzliwie szczurowaty przechylając się przez blat stołu.
-Dobra. Nie chcesz - nie mów. Ale od dzisiaj piję u Rangiego.
-Spokojnie. Spokojnie. Wiesz, że dla ciebie wszystko, ale nie mogę zdradzać klientów.
SD-3 zdobył się na niewinny uśmiech i odszedł w stronę wyjścia. Na chwilę zatrzymał się.
-Wiesz Krakzuz. Właściwie to z ciebie całkiem przyzwoity łajdak.- Rzucił przez ramię.
-Ten trop ucięty. Co dalej ?
-Jesteś mało dociekliwy.- Głos Blondyny przez komlink nie brzmiał już tak słodko.
-Nie lubię wtykać nosa w nie swoje sprawy.
-Jaki ty jesteś głupi SD-3. Ten ktoś już może siedzieć u Imperatora na uczcie i zabawiać się z jego wszystkimi Rękami...
-Rękami?- Zapytał dzieląc swoją uwagę na rozmowę przez comlink, spijanie wody ściekającej z rynny i lubieżny uśmiech.
-Pomocnikami... Jak Sim Aloo czy Sate Pestage.
-Dobra, dobra. Mogę się tam jeszcze pokręcić.
-Nie, już za późno. Nasz przyjaciel popełnił błąd i zostawił swój statek na jednym ze złomowisk.
-Odkrywcze. Jak każdy ze szpiegów Rebelii.
-Z tym, że każdy, go niszczy...
-Nie tym razem. Nie tym razem. Złomoiwsko w sektorze 44 na poziomie –15. Sprawdź to.
Połączenie kodowane zostało przerwane.
Złomowisko nie było daleko... Wystarczyło ukraść czyjegoś landspeedera, ogłuszyć dwójkę bandytów, przekupić strażnika i wytrzymać odór unoszący się nad stertą żelastwa. SD zaczął się zastanawiać, co z tego jest tak naprawdę trudne. Upewnił się czy broń jest na swoim miejscu. W takiej kupie śmieci nic nie jest pewne. A jeśli ten „ktoś” wróci aby zniszczyć statek?
SD-3 żałował swojej ofiary. Paraliżowała go słabość, ten okrutny rodzaj słabości, który rzuca nas na kolana ujawniając nam w pełnej krasie całą naszą bezradność.
Już samo przydzielenie szpiega do Coruscant było wystarczającą męką, a skoro go jeszcze ścigali?
-Witaj SD-3.
Głos Blondyny? SD-3 obrócił się powoli za siebie, przed nim na około cztero metrowej kupie zepsutych komponentów jakiś maszyn stała ubrana w „ciekawy” skafander Blondyna. Włosy miała tym razem rozpuszczone, a na wysokości głowy trzymała pokaźnych rozmiarów blaster.
-Witaj.- Odpowiedział lekko zdezorientowany i oszołomiony.
-Jaki ty jesteś głupi!
-Nie potwierdzę nie zaprzeczę, chciałbym jednak poznać twoją argumentację.
-Skończ z tą naukową gadką. Skończ z tym wszystkim SD-3! - W jej głosie pojawiła się nutka złości.
-Nie rozumiem. Gdzie ten statek? Masz jakieś nowe ślady?
-Ty idioto. Dawałam ci szansę, dawałam ci znaki. Jaki z ciebie kretyn, że też Rebelia wpuściłą kogoś takiego na Coruscant. - Nutka zmieniła się w całą symfonię.
SD-3 zdobył się tylko na głupi ironiczny uśmieszek, szybko jednak zmienił się on w grymas bezradności. Nie myślał, że cokolwiek, może odciągnąć jego wzrok od blondyny... ale dziesiątka szturmowców z wymierzonymi w niego blasterami robiła swoje. Otoczyli go pierścieniem.
-Teraz, kiedy nadchodzi koniec... Nareszcie rozumiesz!? - Kobieta popatrzyła na niego, przewiercała swoimi pięknymi błękitnymi oczyma.
-Dlaczego ?
-Co dlaczego?
-Dlaczego dałaś mi szansę. Mogłem uciec.
-Mogłeś. Gdybyś był wolny. Ale ty nie jesteś wolny. Jesteś niewolnikiem... Nie Rebelii, nie Imperium. Jesteś jak ten owoc, który rośnie, choć, z góry skazany jest na zepsucie. Bo takie są te czasy, taka jest ta planeta. Jedyne, co mogę dla ciebie zrobić...-Blondyna zacisnęła usta w poziomą kreskę.-Wyciągaj blaster i strzelaj. SD-3 powolnym ruchem odpiął kaburę ukrytą pod wytartą kurtką, wyjął obtłuczony, pordzewiały blaster i przystawił go sobie do czoła. Chciał coś powiedzieć. Czuł, że musi... zdobył się tylko na...
-Dziękuję.
Potem był huk. Huk wystrzału.
Dwóch szturmowców upadło odrzuconych eksplozją. Potem stały się, rzeczy, których długo żałował... Jego ręka powędrowała przed siebie. Strzelił. Obrócił się i zobaczył co go ocaliło. Strzelił jeszcze raz. A potem jeszcze raz. Był jeszcze jeden huk. Strzelił jeszcze raz. Jeszcze raz. I jeszcze. A potem biegł, biegł aż po kraniec swych sił.
>
Son of the Suns
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 0,00 Liczba: 0 |
|
Dominik1022005-06-15 16:46:36
Całkiem fajne! Daje 9
Edi2004-10-11 15:49:27
Bardzo dobre opowiadanie tylko nieco nie zrozumiałem końca.9.
Kolarz2004-01-27 21:55:03
No niezłe, niezłe... ale trochę na siłe cynkowanie jakimiś mega wzniosłymi sloganami... Argumentowałbym, ale mi się nie chcę...:P Ocena: 6.
Zarrow2003-12-14 00:16:26
Dobre, koleś ma talent... Spory. Jestem pod wrażeniem.
Calsann2003-12-10 23:47:50
mroczność... Mrok spowija mój umysł... 8 za mrok i styl ;)
obisk2003-09-18 13:28:41
super 10
Kisiel2003-08-06 04:55:59
Daję 9. O wiele bardziej mi się podoba to opowiadanie od "Bardziej ludzkie od ludzi" Ma taki bardziej "mroczny" klimat. No jestem pod wrażeniem.
Wilaj2003-07-09 16:26:59
Teksty Ci wyszły super, w ogóle bardzo dobrze przemyślany każda część tekstu. Szczegółowo opisane kroki SD-3, doskonale łączące się w całość. Co tu dużo mówić cool opowiadanie. Naprawdę, bardzo dobrze Ci wyszło napisanie tego tekstu.Czekam na następną historię SD-3.
Calsann2003-05-28 13:53:53
Niezłe!
jedI2003-05-09 19:52:00
Dobra, w imieniu autora już mogę zapowiedzieć kontynuację, kolejny mały segment historii SD-3.
Mistrz Fett2003-05-09 18:35:26
Poprzednie opowiadanie Son of the Suns (Bardziej ludzkie od ludzi) bardzo mi się spodobało. Na początku obawiałem się, że nie uda się mu powtórzyć sukcesu poprzedniego fica. Myliłem się :) Ogólnie jest ok. Dialogi... Miodzio! Narracja też jest niezła. Szkoda tylko, że nie ma całości ;)
Son of the Suns: Przed tobą jednak na prawdę trudne zadanie. Jeśli chcesz pisać kontynuację, to będziesz musiał zachować klimat i sposób pisania. Masz o tyle ułatwione zadanie, że sam pisałeś początek. Wiem coś o tym, gdyż adoptowałem od jedI'ego Wojnę Klonów. Na początku było trudno coś napisać, bo musiałem upodobnić swój charakter pisania do poprzedniego twórcy. Chyba się udało, bo na razie rozdział X (czyli mój) jest oceniany tak samo jak poprzednie, czyli stworzone przez jedI'ego. Mam nadzieję, że kontynuacja Owocy z Coruscant pojawi się niedługo... Życzę powodzenia przy pisaniu.
Anor2003-05-07 12:56:30
dobre panowie toście mnie jeszcze bardziej utwierdzili, że trzeba zrobic kontynuacje
jedI2003-05-06 20:54:00
Dash, pisałem, że to tylko taki odcinek pilotażowy, który ma sprawdzić waszą reakcję na tego typu twórczość. Ja to opowiadanie odczytuję (Son niestety mimo moich namów nie chciał mi powiedzieć co miał na myśli) jako traktat, który jest antytezą Star Wars. Autor złamał konwencję dobro-zło, czerń-biel... ośmieszył ją i zironizował. Czyli mówiąc poprostu... stworzył szary świat. Takim jaki go widzi... When i look at the world...
Dash Onderon2003-05-06 19:45:37
"When You look at the world
What is it that you see
People find all kinds of things
That bring them to their knees..."
-U2- When you..." - To jedna z moich ulubionych pisoenek.
Fajne opowiadanie, ale aż się prosi o dalszy ciąg.
Albo po prostu jest w nim coś co autor chciał byśmy zrozumieli, jakieś małe lub większe przesłanie; odniesienie do świata współczesnego, ale niestety jestem idiotą bo nie mogłem dostrzec tego czytając ten tekst. A ktoś kto słucha U2 nie może być płytkim twórcą.
Anor2003-05-06 09:13:29
Po przeczytaniu "Bardziej ludzkie od ludzi" spodziewałem sie czegos bardzo dobrego, bo tamten fic był super. Spodziewałem się i dostałem. Po pierwsze rzuca mi dopracowanie pod względem jakości tekstu, widać staranna pracę włożona w tworzenie tego dziełka. Jeśli chodzi o sama treść to spodziewałem się o co chodzi od początku, ale traktuje to jako plus, bo to oznacza, że autor myśli podobnie jak ja, a to zawsze jest "przyjemne". Dialogi i w ogóle dojrzałość pisanego tekstu też niczego sobie. Oceniając zaledwie ten kawałek, to jest super, jednak obawiam się, że pisanie następnych na podobnym poziomie może być dużym wyzwaniem, tym bardziej dlatego polecam podjęcie takiej próby kontynuacji. Już czekam i zróbcie tak, żeby był ten fec widoczny wśród tej reszty...:)sie w oczy do
jedI2003-05-05 17:39:03
Ja bardzo nei lubię zgniłych owoców a ten fic jest właśnie takim zgniłym owocem. Ciekawy i płynny sposób narracji, próba pogodzenia kafkowskiego i chandlerowskiego klimatu osadzone go świecie Sw, którego realia zostały przecież jasno i wyraźnie sformułowane przez G.Lucasa. Dialogi- cud. Cud i miód, chciałobysię takie czytać częściej bo przede wszystkim określają w pewien sposób postać. Klimat wytworzony opisami łudząco narzuca mi namyśl wizję R.Scotta z Blade Runnera. To inna strona Coruscant, którą próbowano ukazać w AOTc ale trochę im to nie wyszło. Fabuła ? Za mało aby cokolwiek opowiedzieć, fic się nie kończy i właściwie nie zaczyna ale z tego co wie mto jest to odcinek pilotowy trudno więc mi cokolwiek o tym powiedzieć.