Autor: J.W. Rinzler Oryginalny tytuł: Star Wars Storyboards: The Prequel Trilogy Wydanie PL: Wydanie USA: Abrams 2013 Przekład: Ilustracja na okładce: Lucasfilm Stron: 352 Cena: 40 USD |
Recenzja Lorda Sidiousa
Muszę przyznać, że ten album J.W. Riznlera był dla mnie wyjątkową zagadką. Owszem lubię poznawać szczegóły procesu twórczego sagi, cenię dzieła albumowe tego autora, a także jego zaangażowanie w wyszukiwaniu ciekawostek, ale scenopisy? Co tam można zrobić i napisać? Zwłaszcza z prequeli, gdzie zastępowano je animatyką. Owszem materiału z pewnością jest sporo, ale czy da się go ciekawie zaprezentować, poszerzając wiedzę o sadze? Owszem da się i Rinzler dokładnie to zrobił. Nie wierzyłem, że mu się uda, a tu proszę, niespodzianka i to naprawdę dobra.
Album jest podzielony na trzy części, związane z „Mrocznym widmem”, „Atakiem klonów” i „Zemstą Sithów”. Ta pierwsza zajmuje prawie połowę książki i faktycznie jest najbardziej kompletna, ostatnia zaś najmniejsza. Wynika to dokładnie z tego, o czym pisałem, że Lucas odchodził od scenopisów, ale to nie znaczy, że o nich zapomniał. Część dotycząca „Mrocznego widma” pokazuje nam właściwie cały epizod, scena po scenie. Nie zawsze bazuje to na ostatniej wersji scenariusza, ba nawet szkice postaci bazują na czasem niewykorzystanych projektach. Riznler nie zapomina o komentarzu, wplata tu ciekawostki, choćby kwestię prawdziwej tożsamości Obi-Wana Kenobiego i Qui-Gon Jinna. Lucas początkowo planował zmyłkę taktyczną w filmie, ostatecznie z niej zrezygnował. Chciał w filmie uśmiercić prawdziwego Obi-Wana, którego zastąpiłby ostatecznie Qui-Gon Jinn przyjmując tę tożsamość. To oczywiście jedna z kilku ciekawostek, które autor wyszukał. Dlatego merytorycznie całość stoi na bardzo wysokim poziomie. Riznler mógł to odwalić, zebrać kilka najlepszych dzieł, opisać trochę proces i tyle. Jednak wybrał inną drogę, widać, że mocno się przyłożył i jedyne czego naprawdę brakuje, to trochę informacji o samym powstawaniu scenopisów i ich roli na planie. Autor jednak wyszedł z założenia, że tą widzę przynajmniej na poziomie ogólnym ma każdy, kto sięga po tę pozycję.
Wstęp napisał Iain McCaig, jeden z głównych autorów scenopisów. Natomiast dość ciekawie prezentuje się też warstwa wizualna. Scenopisy to nie są dopracowane ilustracje. Często to tylko szkice, które mają pomóc zobrazować ruch, ustawienie, aktorów i kamery. Nie należy się zatem nastawiać na jakieś przepiękne i inspirujące ilustrację. Jednak za te scenopisy nie raz odpowiadali artyści, którzy tworzyli szkice koncepcyjne. I choć scenopis musi powstać szybko, dość automatycznie wręcz, nie ma tam czasu na szczegóły, to jednak w wielu z nich artyści przemycają swoje pomysły. Czasem widać, zwłaszcza w „Mrocznym widmie”, nie finalne wersje postaci, a właśnie te, które proponowali. W kolejnych epizodach już bazowali na znanych aktorach, przez to te postaci są mniej lub bardziej podobne. W każdym razie jak się miało okazję zapoznać z albumami okołofilmowymi, to nie raz te wybrane scenopisy posiadają dodatkową głębię. To też jest w nich przepiękne. Tak samo jak rozwijanie niewykorzystanych pomysłów.
Ten album zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. Właściwie to teraz chciałbym by Rinzler jeszcze stworzył dwa-trzy. Pierwszy to oczywiście „Storyboards: The Classic Trilogy”, tam będzie dużo ciekawego materiału. Pozostałe to „Makingi” z „Mrocznego widma” i „Ataku klonów”. Wierzę, że Rinzler dużo mógłby z nich wycisnąć, tak jak z tak trywialnego tematu jak scenopisy.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 10/10 Jakość informacji: 10/10 Jakość ilustracji: 10/10 |
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 10,00 Liczba: 1 |
|