Praca nadesłana na bastionowy konkur facebookowy na recenzję nieistniejącej książki/komiksu
Recenzja Paybacka
Nadszedł ten dzień, kiedy środowisko fanów Gwiezdnych Wojen wstrzymało oddech zabierając się do lektury tej książki. „Mroczne Imperium” nadeszło! Już sam tytuł - w dniu, kiedy zapowiedziano premierę tej książki – wywołał olbrzymie zamieszanie wśród fanów pamietających fenomenalną serię komiksową o tym tytule. Kolejne informacje tylko podgrzewały atmosferę, książka miała opowiedzieć nam historię, którą znamy, od wielu innych stron, od których nie została pokazana na kartach komiksu. Największy szał, mieszający się z niedowierzaniem, zapanował jednak kiedy ogłoszono, że za książkę zabierze się duet: Timothy Zahn i Kevin J. Anderson – legendy jeśli chodzi o literaturę gwiezdnowojenną.
Przed rozpoczęciem lektury nasuwa się podstawowe pytanie – jak poprowadzić interesująca akcję przez wydarzenia, które wszyscy znają od kilku, kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu lat? Jeśli ktoś ma kiedykolwiek udzielić odpowiedzi na to pytanie to właśnie autorzy tej książki. Nie przypuszczałem, że z zapartym tchem będę śledził losy bohaterów, które prowadzą do znanych mi już konsekwencji. Podczas czytania nie ma się ani razu wrażenia, ze jakiś fragment jest nudny lub zupełnie niepotrzebny. Razem z odrodzeniem tej historii nastąpiło również odrodzenie autorów, którym ostatnimi czasy zdarzały się gorsze pozycje.
Jeśli mowa o autorach to nie da się nie zauważyć widocznego podziału w książce. Od razu wiadomo, co interpretował Anderson, a co Zahn. Pierwszy mógł dać upust swojemu zamiłowaniu do opisywania wszelkiego rodzaju superbroni, aczkolwiek tym razem temat potraktowany jest z umiarem, co działa znacznie na plus dla tej pozycji. Anderson zajął się też w widoczny sposób aspektem wędrówki Luke’a po sinusoidzie miedzy Ciemna, a Jasną stroną. W końcu dowiedzieliśmy się co tak naprawdę motywowało jedynego Jedi. Racjonalnie również wytłumaczył pewne efekty, które mogliśmy zaobserwować w komiksie, które były „przeładowane mega Mocą”.
Zahn natomiast w widoczny sposób, zajmował się aspektami strategicznymi ciągnącej się wojny z Imperium. Był przecież w swoim żywiole, mógł do woli pociągnąć wątki ofensywy Imperium, które rozpoczął w Trylogii Thrawna. Na plus należy zaliczyć temu autorowi, że nie wciągnął do historii organizacji Karrde’a, ani Mary Jade. Nie powstrzymał się jednak przed wytłumaczeniem czym w tym czasie robił kapitan Pellaeon, ale na tyle zgrabnie wpasowało się to w historię, że właściwie nikomu nie powinno wadzić. Został nam oczywiście przybliżony również – ruszony pobieżnie w komiksie – wątek wojny domowej wewnątrz Imperium, okazało się, że wcale Imperatorowi nie było tak łatwo zebrać armii z powrotem. Oczywiście dziwnym trafem pojawił się w tej historii Borsk Fei’lya i choć jego wątek niezaprzeczalnie okazał się ciekawy, to jest raczej „smaczkiem” dla fanów, niż elementem historii.
Jeśli chodzi o opisy postaci oraz ich przedstawienie to zdecydowanie nabrały życia i zostały przedstawione w bardziej, nazwijmy to, dzisiejszy sposób. Dialogi oraz przypisy w komiksie były bardzo pompatyczne, przesadnie przeładowane wymyślnym językiem. Interakcja miedzy żołnierzami, i nawet między głównymi bohaterami wiele zyskała. Przez pewien czas krążyła plotka, że autorzy zaprosili tez do współpracy Aarona Allstona. O ile dobrze pamiętam, nikt tego nie potwierdził, ale jeśli miałbym celować co w tej książce stanowi jego udział to zdecydowanie obstawiałbym dialogi. Miejscami przepełnione humorem (czasem brutalnym, żołnierskim), ale kiedy trzeba zachowujące powagę sytuacji i oddające wiszące w powietrzu emocje.
Zaskoczony byłem, o dziwo pozytywnie, opisem planet oraz miejsc w których przyszło się znaleźć naszym bohaterom. Rzadko, w której gwiezdnowojennej książce można spotkać się z tak dobrym oddaniem planu akcji. Po raz pierwszy chyba, zdarzyło mi się „poruszać” z Hanem i Leią miedzy mętami na Nar Shaadaa czy też razem z Luke’iem na Byss. Niektórym filmom udaje się osiągnąć już w dzisiejszych czasach ten efekt, ale dla książki nadążenie za rozwijającą się percepcją współczesnego człowieka to duże osiągnięcie.
Ludzie bardzo sceptycznie podchodzą do książek długich, ja natomiast obawiałem się, że autorzy nie zmieszczą się jednak w jednej książce z akcją komiksu, oraz twórczymi pomysłami zarówno jednego jak i drugiego. Okazało się, jednak, że niemal siedmiuset stronnicowa książka (jedna z najdłuższych w Expanded Universe), nie dość, że wcale się nie dłużyła to jeszcze zawarła wszystko czego było jej potrzeba.
Ciężko oceniać tutaj kreatywność autorów, chociaż jak wspomniałem wyżej znaleźli trochę miejsca i logicznych powodów żeby dodać cos od siebie. Jednak wyszła z tego świetna książka, więc może tym weteranom gwiezdnowojennej literatury potrzeba było trochę pracy odtwórczej. Ich własne pomysły na książki nie należały ostatnio do najwybitniejszych, ale jak widać kiedy dostali w swoje ręce klasykę prezentującą określony – moim zdaniem dość wysoki – poziom to potrafili podnieść go jeszcze wyżej. Ten punkt orientacyjny dał im możliwość napisania książki dobrej, która powinna trafić do osob, które tęsknią za Trylogią Thrawna czy Trylogią Akademii Jedi.
Jedyne co ja sam mogę zarzucić tej książce to spłycenie jeszcze bardziej roli jaka w historii odgrywa Dengar. Jednak spowodowane to może być moją sympatia do tej postaci. Ostatnio bardzo dużo złych rzeczy podziało się z jego historią i prawdopodobnie podświadomie wyczekiwałem chwili, w której znów będę mógł o nim przeczytać.
W ramach podsumowania mógłbym właściwie powtórzyć wypowiedziane wyżej pozytywne opinie. Czy ta książka spełni marzenia każdego czytelnika? Nie jestem w stanie tego obiektywnie ocenić. Ale czy spełnia oczekiwania fana, który zaczynał od klasyki „Gwiezdnych Wojen”? Moim zdaniem, spełnia je stuprocentowo i szczerze polecam ją każdemu z nich. Czy nie zanudzi kogoś kto tę historię czytał tak wiele razy? Nie ma obawy, tak opowiedziana wciągnie was na nowo. Nie obawiajcie się fani, pędźcie do księgarni, biblioteki czy znajomego i zabierzcie się za lekturę! Ja czekam teraz z niecierpliwością na kontynuację, mając nadzieję, że „Mroczne Imperium II” wypadnie równie dobrze.
Moja ocena? Chyba oczywista – 10/10
Recenzja Paybacka
Nadszedł ten dzień, kiedy środowisko fanów Gwiezdnych Wojen wstrzymało oddech zabierając się do lektury tej książki. „Mroczne Imperium” nadeszło! Już sam tytuł - w dniu, kiedy zapowiedziano premierę tej książki – wywołał olbrzymie zamieszanie wśród fanów pamietających fenomenalną serię komiksową o tym tytule. Kolejne informacje tylko podgrzewały atmosferę, książka miała opowiedzieć nam historię, którą znamy, od wielu innych stron, od których nie została pokazana na kartach komiksu. Największy szał, mieszający się z niedowierzaniem, zapanował jednak kiedy ogłoszono, że za książkę zabierze się duet: Timothy Zahn i Kevin J. Anderson – legendy jeśli chodzi o literaturę gwiezdnowojenną.
Przed rozpoczęciem lektury nasuwa się podstawowe pytanie – jak poprowadzić interesująca akcję przez wydarzenia, które wszyscy znają od kilku, kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu lat? Jeśli ktoś ma kiedykolwiek udzielić odpowiedzi na to pytanie to właśnie autorzy tej książki. Nie przypuszczałem, że z zapartym tchem będę śledził losy bohaterów, które prowadzą do znanych mi już konsekwencji. Podczas czytania nie ma się ani razu wrażenia, ze jakiś fragment jest nudny lub zupełnie niepotrzebny. Razem z odrodzeniem tej historii nastąpiło również odrodzenie autorów, którym ostatnimi czasy zdarzały się gorsze pozycje.
Jeśli mowa o autorach to nie da się nie zauważyć widocznego podziału w książce. Od razu wiadomo, co interpretował Anderson, a co Zahn. Pierwszy mógł dać upust swojemu zamiłowaniu do opisywania wszelkiego rodzaju superbroni, aczkolwiek tym razem temat potraktowany jest z umiarem, co działa znacznie na plus dla tej pozycji. Anderson zajął się też w widoczny sposób aspektem wędrówki Luke’a po sinusoidzie miedzy Ciemna, a Jasną stroną. W końcu dowiedzieliśmy się co tak naprawdę motywowało jedynego Jedi. Racjonalnie również wytłumaczył pewne efekty, które mogliśmy zaobserwować w komiksie, które były „przeładowane mega Mocą”.
Zahn natomiast w widoczny sposób, zajmował się aspektami strategicznymi ciągnącej się wojny z Imperium. Był przecież w swoim żywiole, mógł do woli pociągnąć wątki ofensywy Imperium, które rozpoczął w Trylogii Thrawna. Na plus należy zaliczyć temu autorowi, że nie wciągnął do historii organizacji Karrde’a, ani Mary Jade. Nie powstrzymał się jednak przed wytłumaczeniem czym w tym czasie robił kapitan Pellaeon, ale na tyle zgrabnie wpasowało się to w historię, że właściwie nikomu nie powinno wadzić. Został nam oczywiście przybliżony również – ruszony pobieżnie w komiksie – wątek wojny domowej wewnątrz Imperium, okazało się, że wcale Imperatorowi nie było tak łatwo zebrać armii z powrotem. Oczywiście dziwnym trafem pojawił się w tej historii Borsk Fei’lya i choć jego wątek niezaprzeczalnie okazał się ciekawy, to jest raczej „smaczkiem” dla fanów, niż elementem historii.
Jeśli chodzi o opisy postaci oraz ich przedstawienie to zdecydowanie nabrały życia i zostały przedstawione w bardziej, nazwijmy to, dzisiejszy sposób. Dialogi oraz przypisy w komiksie były bardzo pompatyczne, przesadnie przeładowane wymyślnym językiem. Interakcja miedzy żołnierzami, i nawet między głównymi bohaterami wiele zyskała. Przez pewien czas krążyła plotka, że autorzy zaprosili tez do współpracy Aarona Allstona. O ile dobrze pamiętam, nikt tego nie potwierdził, ale jeśli miałbym celować co w tej książce stanowi jego udział to zdecydowanie obstawiałbym dialogi. Miejscami przepełnione humorem (czasem brutalnym, żołnierskim), ale kiedy trzeba zachowujące powagę sytuacji i oddające wiszące w powietrzu emocje.
Zaskoczony byłem, o dziwo pozytywnie, opisem planet oraz miejsc w których przyszło się znaleźć naszym bohaterom. Rzadko, w której gwiezdnowojennej książce można spotkać się z tak dobrym oddaniem planu akcji. Po raz pierwszy chyba, zdarzyło mi się „poruszać” z Hanem i Leią miedzy mętami na Nar Shaadaa czy też razem z Luke’iem na Byss. Niektórym filmom udaje się osiągnąć już w dzisiejszych czasach ten efekt, ale dla książki nadążenie za rozwijającą się percepcją współczesnego człowieka to duże osiągnięcie.
Ludzie bardzo sceptycznie podchodzą do książek długich, ja natomiast obawiałem się, że autorzy nie zmieszczą się jednak w jednej książce z akcją komiksu, oraz twórczymi pomysłami zarówno jednego jak i drugiego. Okazało się, jednak, że niemal siedmiuset stronnicowa książka (jedna z najdłuższych w Expanded Universe), nie dość, że wcale się nie dłużyła to jeszcze zawarła wszystko czego było jej potrzeba.
Ciężko oceniać tutaj kreatywność autorów, chociaż jak wspomniałem wyżej znaleźli trochę miejsca i logicznych powodów żeby dodać cos od siebie. Jednak wyszła z tego świetna książka, więc może tym weteranom gwiezdnowojennej literatury potrzeba było trochę pracy odtwórczej. Ich własne pomysły na książki nie należały ostatnio do najwybitniejszych, ale jak widać kiedy dostali w swoje ręce klasykę prezentującą określony – moim zdaniem dość wysoki – poziom to potrafili podnieść go jeszcze wyżej. Ten punkt orientacyjny dał im możliwość napisania książki dobrej, która powinna trafić do osob, które tęsknią za Trylogią Thrawna czy Trylogią Akademii Jedi.
Jedyne co ja sam mogę zarzucić tej książce to spłycenie jeszcze bardziej roli jaka w historii odgrywa Dengar. Jednak spowodowane to może być moją sympatia do tej postaci. Ostatnio bardzo dużo złych rzeczy podziało się z jego historią i prawdopodobnie podświadomie wyczekiwałem chwili, w której znów będę mógł o nim przeczytać.
W ramach podsumowania mógłbym właściwie powtórzyć wypowiedziane wyżej pozytywne opinie. Czy ta książka spełni marzenia każdego czytelnika? Nie jestem w stanie tego obiektywnie ocenić. Ale czy spełnia oczekiwania fana, który zaczynał od klasyki „Gwiezdnych Wojen”? Moim zdaniem, spełnia je stuprocentowo i szczerze polecam ją każdemu z nich. Czy nie zanudzi kogoś kto tę historię czytał tak wiele razy? Nie ma obawy, tak opowiedziana wciągnie was na nowo. Nie obawiajcie się fani, pędźcie do księgarni, biblioteki czy znajomego i zabierzcie się za lekturę! Ja czekam teraz z niecierpliwością na kontynuację, mając nadzieję, że „Mroczne Imperium II” wypadnie równie dobrze.
Moja ocena? Chyba oczywista – 10/10
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 10,00 Liczba: 1 |
|