Praca nadesłana na bastionowy konkur facebookowy na recenzję nieistniejącej książki/komiksu
Recenzja Nadiru Radeny
Sześć lat po Bitwie o Endor Imperium wydaje się być pokonane. Darth Vader, Ysanne Isard i wielki admirał Thrawn, ostatnia nadzieja dawnej galaktycznej potęgi, nie żyją. Pozory jednak mylą. Potężne siły Imperium pod dowództwem Odrodzonego Imperatora uderzają na kluczowe światy Nowej Republiki, w tym jej stolicę – Coruscant. Han Solo i księżniczka Leia ponownie stają się celem siepaczy Imperium, a Luke Skywalker, jedyny rycerz Jedi w galaktyce, daje się podkusić mrocznym podszeptom Ciemnej Strony Mocy...
Nareszcie! Najnowsza powieść Matthew Stovera, pisarza wręcz hołubionego przez fanów za dzieła takie jak „Zdrajca” i „Punkt przełomu”, jest już w księgarniach. Tym razem jednak nie jest to powieść całkowicie oryginalna, lecz adaptacja jednego z najważniejszych i najbardziej kontrowersyjnych komiksów „Star Wars” w historii – serii „Mroczne Imperium” Toma Veitcha. Wieść o podjęciu się przez Stovera adaptacji tych właśnie komiksów została przywitana z, delikatnie mówiąc, ogromnym zdumieniem, jednak szybko przerodziło się ono w równie ogromny entuzjazm. Któż bowiem nie chciałby zobaczyć przejścia Luke’a Skywalkera na Ciemną Stronę, opisanego przez mistrza nad mistrze? Tym bardziej, że, ze względu na tematykę i uznawaną przez wielu za koszmarną kreskę, „Mroczne Imperium”, choć niezwykle obfite w ważne zdarzenia, jest niemal kompletnie przez wszystkich twórców Expanded Universe ignorowane. A dokładnie rzecz ujmując – było. Aż do teraz.
Jak już się rzekło, oryginalne „Dark Empire” miało pewną wadę – rysunki. Karykaturalknie nieklimatyczne, niestarwarsowe, do tego w dziwnych kolorach, odstręczały od tej opowieści nawet najwytrwalszych fanów. Sama fabuła też do szczególnie wybitnych nie należała, tym niemniej jej potencjał był (i jest!) gigantyczny. Odrodzony Imperator? Luke po Ciemnej Stronie? Przemiana Nowej Republiki z powrotem w Rebelię? Nowe superbronie? W porządku, akurat z superbroni moglibyśmy zrezygnować. Tym niemniej – ten potencjał! Matthew Stover wziął go zaś w garść i przekuł w, śmiem twierdzić, najbardziej epicką historię „Star Wars” od czasów „Nowej Ery Jedi”. Na pięciuset stronach swojej powieści przemienił wszystkie dziwaczne postaci (pamiętacie Empatojayosa Branda?) w osoby z krwi i kości, wyjaśnił wszelkie komiksowe niejasności i osadził „Dark Empire” w samym środku powstałych później, jak i wcześniej opowieści z Expanded Universe. To monumentalne zadanie można porównać jedynie do tego, co James Luceno zrobił w swoim „Darthu Plagueisie”; zresztą, w „Mrocznym Imperium” pełno jest nawiązań do tej książki i kwestii temat nieśmiertelności, którą, w pewien sposób, Palpatine’owi udało się przecież osiągnąć.
Brzmi świetnie? A to jeszcze nie koniec! Matthew Stover postanowił wejść w głowy dwóch najważniejszych bohaterów „Dark Empire” – Odrodzonego Palpatine’a i „mrocznego” Skywalkera – i udało mu się to uczynić z niesamowitym sukcesem. Wszystko, co wiedzieliście o Imperatorze to tylko ułamek tego, co zaserwował nam Stover. Poznajemy najbardziej skryte myśli władcy Imperium, jego pokrętny sposób rozumowania i błyskotliwy umysł, który jednak na wskutek procesu klonowania, jak i też samego doświadczenia śmierci, nabrał szaleńczego odcienia. Wszystko, co wiedzieliście z komiksu należy wyrzucić i przeinterpretować! Podobnie się ma z Lukiem Skywalkerem. W wersji Toma Veitcha jego decyzja, by przejść na stronę mroku nie miała prawie żadnego sensu i została pokazana bardzo ogólnikowo. Stover tymczasem zagłębił się w motywacje i rozważania przyszłego Wielkiego Mistrza Jedi, tworząc bardzo wiarygodny wizerunek lekko zagubionego w sobie rycerza Jedi, który jednak ma w sobie wielką wewnętrzną siłę. Niesamowita robota!
Można by było długo komplementować sposób, w jaki ze średniej, ale dysponującej potencjałem serii komiksowej Matthew Stover uczynił arcydzieło gwiezdnowojennej literatury. Wszystko jest na swoim miejscu – opisy wewnętrzne, bitwy, dialogi, akcja, postacie i ich charakteryzacja. Pewnie, można się było spodziewać, że „Mroczne Imperium” będzie bardzo dobrą książką. To w końcu Stover, prawda? Ale żeby aż tak? Tego nie oczekiwali nawet najwięksi fani talentu tego pisarza. Myślę, że po lekturze tej powieści już nikt nigdy nie będzie narzekał na cykl „Dark Empire”. Bo choćby się miało w pamięci tą tragiczną kreskę, to teraz będzie się wielbić ten komiks za to, że dzięki niemu powstała ta książka – „Mroczne Imperium” Stovera, najlepsza powieść „Star Wars” od... cóż, od zawsze! Kto żyw, a zwie się fanem – marsz do księgarni!
Ocena: 10/10
Recenzja Nadiru Radeny
Sześć lat po Bitwie o Endor Imperium wydaje się być pokonane. Darth Vader, Ysanne Isard i wielki admirał Thrawn, ostatnia nadzieja dawnej galaktycznej potęgi, nie żyją. Pozory jednak mylą. Potężne siły Imperium pod dowództwem Odrodzonego Imperatora uderzają na kluczowe światy Nowej Republiki, w tym jej stolicę – Coruscant. Han Solo i księżniczka Leia ponownie stają się celem siepaczy Imperium, a Luke Skywalker, jedyny rycerz Jedi w galaktyce, daje się podkusić mrocznym podszeptom Ciemnej Strony Mocy...
Nareszcie! Najnowsza powieść Matthew Stovera, pisarza wręcz hołubionego przez fanów za dzieła takie jak „Zdrajca” i „Punkt przełomu”, jest już w księgarniach. Tym razem jednak nie jest to powieść całkowicie oryginalna, lecz adaptacja jednego z najważniejszych i najbardziej kontrowersyjnych komiksów „Star Wars” w historii – serii „Mroczne Imperium” Toma Veitcha. Wieść o podjęciu się przez Stovera adaptacji tych właśnie komiksów została przywitana z, delikatnie mówiąc, ogromnym zdumieniem, jednak szybko przerodziło się ono w równie ogromny entuzjazm. Któż bowiem nie chciałby zobaczyć przejścia Luke’a Skywalkera na Ciemną Stronę, opisanego przez mistrza nad mistrze? Tym bardziej, że, ze względu na tematykę i uznawaną przez wielu za koszmarną kreskę, „Mroczne Imperium”, choć niezwykle obfite w ważne zdarzenia, jest niemal kompletnie przez wszystkich twórców Expanded Universe ignorowane. A dokładnie rzecz ujmując – było. Aż do teraz.
Jak już się rzekło, oryginalne „Dark Empire” miało pewną wadę – rysunki. Karykaturalknie nieklimatyczne, niestarwarsowe, do tego w dziwnych kolorach, odstręczały od tej opowieści nawet najwytrwalszych fanów. Sama fabuła też do szczególnie wybitnych nie należała, tym niemniej jej potencjał był (i jest!) gigantyczny. Odrodzony Imperator? Luke po Ciemnej Stronie? Przemiana Nowej Republiki z powrotem w Rebelię? Nowe superbronie? W porządku, akurat z superbroni moglibyśmy zrezygnować. Tym niemniej – ten potencjał! Matthew Stover wziął go zaś w garść i przekuł w, śmiem twierdzić, najbardziej epicką historię „Star Wars” od czasów „Nowej Ery Jedi”. Na pięciuset stronach swojej powieści przemienił wszystkie dziwaczne postaci (pamiętacie Empatojayosa Branda?) w osoby z krwi i kości, wyjaśnił wszelkie komiksowe niejasności i osadził „Dark Empire” w samym środku powstałych później, jak i wcześniej opowieści z Expanded Universe. To monumentalne zadanie można porównać jedynie do tego, co James Luceno zrobił w swoim „Darthu Plagueisie”; zresztą, w „Mrocznym Imperium” pełno jest nawiązań do tej książki i kwestii temat nieśmiertelności, którą, w pewien sposób, Palpatine’owi udało się przecież osiągnąć.
Brzmi świetnie? A to jeszcze nie koniec! Matthew Stover postanowił wejść w głowy dwóch najważniejszych bohaterów „Dark Empire” – Odrodzonego Palpatine’a i „mrocznego” Skywalkera – i udało mu się to uczynić z niesamowitym sukcesem. Wszystko, co wiedzieliście o Imperatorze to tylko ułamek tego, co zaserwował nam Stover. Poznajemy najbardziej skryte myśli władcy Imperium, jego pokrętny sposób rozumowania i błyskotliwy umysł, który jednak na wskutek procesu klonowania, jak i też samego doświadczenia śmierci, nabrał szaleńczego odcienia. Wszystko, co wiedzieliście z komiksu należy wyrzucić i przeinterpretować! Podobnie się ma z Lukiem Skywalkerem. W wersji Toma Veitcha jego decyzja, by przejść na stronę mroku nie miała prawie żadnego sensu i została pokazana bardzo ogólnikowo. Stover tymczasem zagłębił się w motywacje i rozważania przyszłego Wielkiego Mistrza Jedi, tworząc bardzo wiarygodny wizerunek lekko zagubionego w sobie rycerza Jedi, który jednak ma w sobie wielką wewnętrzną siłę. Niesamowita robota!
Można by było długo komplementować sposób, w jaki ze średniej, ale dysponującej potencjałem serii komiksowej Matthew Stover uczynił arcydzieło gwiezdnowojennej literatury. Wszystko jest na swoim miejscu – opisy wewnętrzne, bitwy, dialogi, akcja, postacie i ich charakteryzacja. Pewnie, można się było spodziewać, że „Mroczne Imperium” będzie bardzo dobrą książką. To w końcu Stover, prawda? Ale żeby aż tak? Tego nie oczekiwali nawet najwięksi fani talentu tego pisarza. Myślę, że po lekturze tej powieści już nikt nigdy nie będzie narzekał na cykl „Dark Empire”. Bo choćby się miało w pamięci tą tragiczną kreskę, to teraz będzie się wielbić ten komiks za to, że dzięki niemu powstała ta książka – „Mroczne Imperium” Stovera, najlepsza powieść „Star Wars” od... cóż, od zawsze! Kto żyw, a zwie się fanem – marsz do księgarni!
Ocena: 10/10
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 0,00 Liczba: 0 |
|