Autor: Jaro
Zdaję sobie sprawę, że spisane poniżej wydarzenia nie są zgodne z kanonem Gwiezdnej Sagi, ale pokusa napisania tegoż opowiadania była zbyt silna.
Chewbacca należał do najczęściej chwalonych wojowników w historii jego rodzinnego miasta Rwookrrorro, stolicy Kashyyyka. W ciągu ostatnich dwóch stuleci wielokrotnie udowodnił swoje męstwo i siłę w starciu z najniebezpieczniejszymi bestiami i oprychami, jakie kiedykolwiek napotkała na swojej drodze dumna rasa Wookieech. Niewiele pod tym względem zmieniło się, gdy zawiązał dług życia u kapitana Hana Solo, dożywotnio – i dobrowolnie – zobowiązując się służyć mu, jako kompan, doradca i przyjaciel. Teraz zaś i on, i człowiek, który przed laty poświęcił swoją wspaniale zapowiadającą się karierę imperialnego oficera, by wyratować prostego futrzaka z opresji, kroczyli ramię w ramię aleją gigantycznej sali świątyni Massassi na czwartym księżycu Yavina. Dopiero co mieli okazję – wespół z młodym Lukiem Skywalkerem, którego spotkali dosłownie parę dni temu – zniszczyć najokrutniejszą machinę, jaką kiedykolwiek zrodził pokręcony umysł znienawidzonego Imperatora Palpatine’a, który z Kashyyyka i jego obywateli uczynił myśliwski rezerwat dla swoich niemniej zwyrodniałych podkomendnych i źródło niewolniczej siły roboczej. Nie po raz pierwszy przeszło mu przez umysł poczucie winy. Ile jego braci i sióstr zginęło, tworząc monstrualną Gwiazdę Śmierci? Każda śrubka, której złe zamocowanie oznaczało chłostę i rażenie prądem, dryfowała teraz w przestrzeni kosmicznej, podzielona na setki atomów. Zdawał sobie oczywiście sprawę, jak absurdalny był to punkt widzenia. Zarówno on, jak i zabici Wookiee – niechaj drzewa wroshyr pokryją ich mogiły, by nikt nie mógł ich splądrować – doskonale wiedzieli, że prędzej czy później na liście celów Gwiazdy pojawiłby się również ich dom. Z drugiej strony nerwowe uczucie wyrządzenia komuś ogromnej krzywdy nie ustępowało. To pewnie przez stres, pomyślał. Zaraz cała ich trójka zostanie przecież odznaczona! Wookiee nie przywiązywali, co prawda wielkiej wagi do materialnych wyrazów uznania, ale próżność w żadnym wypadku nie była im obca. Chewie wiedział, że jeśli nie liczyć wydanych przez Kashyyyk mistrzów Jedi, żaden z jego pobratymców nie doświadczył zaszczytu, jaki zaraz go spotka. Ciężko było przejść nad tym faktem do porządku dziennego. Weszli na stopnie, stając przed księżniczką Leią. Chewie nie znał się, co prawda na urodzie ludzkich samic, jednak jeden rzut oka na twarze obydwu jego towarzyszy wystarczył, by przekonać go, że córka zmarłego wicekróla Alderaana wygląda dla nich olśniewająco. Nie ucieszyło go to. Nie miało to, rzecz jasna, nic wspólnego z faktem, że jego przyjaciel mógł znaleźć kobietę swojego życia – ostatecznie sam Chewie był żonaty, a Han nigdy nie miał z tym żadnego problemu. Ba, Wookiee nawet ucieszyłby się, gdyby kapitan Solo nieco się ustatkował. Kariera szmuglera to dobra fucha, powiedział mu kiedyś pewien stary pilot, ale tylko do trzydziestki. Han wciąż miał ten wiek przed sobą, co nie oznaczało, że robił się coraz młodszy. Problem polegał na tym, że Leią wyraźnie interesował się również Luke, chłopak, którego strzał zniszczył Gwiazdę Śmierci, a który jeszcze tydzień temu zbierał wilgoć ze skraplaczy na farmie swojego wuja na Tatooine. Było jasne, że prędzej czy później dojdzie między tą parą do konfliktu – i nic nie zmieniał tu fakt, że obaj już kilkakrotnie zdążyli sobie nawzajem ocalić życie. Nic nie czyni mężczyzny bardziej bezwzględnym niż walka o kobietę – tej prawdy Chewie nauczył się już bardzo dawno temu na własnym przykładzie. Obiecał sobie, że cokolwiek się zdarzy, nie będzie się wtrącał. Był przyjacielem Hana, ale i Luke zdążył sobie zaskarbić u niego ogromny szacunek – i nie tylko dlatego, że oddał historyczny strzał. Zaledwie kilkanaście godzin wcześniej zginął mentor Luke’a – tajemniczy Ben Kenobi – i to na oczach przerażonego chłopaka. Co więcej, później wyszło na jaw, że tuż przed przybyciem do Mos Eisley Imperium zamordowało przybranych rodziców Skywalkera. Chewie nie znał nikogo innego, kto straciłby wszystko, a potem w błyskawicznym tempie potrafiłby się wspiąć na sam szczyt. Dlatego darzył Luke’a wielkim szacunkiem i sympatią. Podobnie jak Han, i on z pewnością zasługiwał na Leię. Cokolwiek się zdarzy, pomyślał Wookiee, on zawsze będzie stał przy swoim przyjacielu, ale nie pomoże mu w niczym, co mogłoby pomóc mu zdyskredytować Luke’a w oczach księżniczki. Z drugiej strony, co on też w ogóle sobie wyobraża? Przecież Han taki nie jest! Ma swoje wady, jak każda istota w galaktyce: bywa arogancki i humorzasty, często trudno się z nim porozumieć. Ale nie jest gnidą. Rozmyślania Chewiego przerwała Leia, zawieszająca na szyi najmłodszego z trójki mężczyzn złoty medal. Bez spoglądania na Hana mógł wyobrazić sobie ledwie zauważalny grymas niezadowolenia, jaki przemknął po twarzy Korelianina. Dlaczego akurat Luke musiał być pierwszy, a nie on? Jednak Solo z pewnością zdawał sobie sprawę, że jeżeli kiedykolwiek dane będzie Rebelii spisywać podręczniki do historii, to w rozdziale pod tytułem „Bitwa o Yavin i zniszczenie Gwiazdy Śmierci” na pierwszym miejscu widnieć będzie nazwisko Skywalker, a nie Solo. Technicznie rzecz biorąc wszyscy trzej przyczynili się do wielkiego zwycięstwa Sojuszu; pierwszy oficer Sokoła Milenium mógłby przysiąc, że TIE Advanced-X1, który ścigał młodego farmera w korytarzy Gwiazdy, już miał go na celowniku, i gdyby nie szybka interwencja załogi frachtowca YT-1300, żadnego z nich by tu teraz nie było. Ale nikt nie lubi bohatera zbiorowego. To z jednostkami utożsamia się każda istota w galaktyce, nie z grupami. Teraz nadszedł moment, by i Han został odznaczony. Oboje z księżniczką wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Sporo się między nimi zmieniło od chwili, gdy spotkali się po raz pierwszy w bloku więziennym Gwiazdy, na co niebagatelny wpływ miał fakt, że Korelianin zdołał udowodnić, że „liczą się nie tylko pieniądze”. Patrząc zupełnie z boku, Chewie był szczerze ciekaw, kogo w ostatecznym rozrachunku wybierze piękna Alderaanka. Gdzieś z boku rozległy się piski świeżo naprawionego R2-D2 – dzielny droid astromechaniczny był czwartą „osobą”, którą można było uznać za autora sukcesu nad Yavinem. W trakcie dramatycznego pościgu niewielka jednostka została niemal zniszczona, ale technicy Rebelii zdołali ocalić wszystkie najważniejsze podzespoły i procesory, po czym zapakować je w nową, lśniącą obudowę. Obok stał C-3PO, również wypolerowany na błysk, z którym Chewie przekomarzał się całą drogę z Tatooine do szczątków Alderaana. Nieszczęsny droid protokolarny uwierzył, że Wookiee wyrwie mu kończyny, jeśli tylko ośmieli się wygrać z nim dejarika, a cały ten spektakl był zbyt zabawny, by go zakończyć. Księżniczka i Luke uśmiechnęli się do popiskującego R2-D2. Chewbacca wyprężył się. Wiedział, że teraz przyjdzie jego chwila. W tej samej chwili jego wrażliwych uszu dobiegło ledwie słyszalne chrząknięcie generała Jana Dodonny. Stary dowódca wysyłał oczami niezrozumiałe sygnały do pary młodych, świeżo odznaczonych bohaterów Rebelii. Ci dopiero po chwili zrozumieli, że powinni się ukłonić. Chewbacca tego nie zrobił. Stał zdezorientowany na swoim miejscu. Po jego włochatym karku spłynęła strużka potu. Co tu się dzieje? – myślał. Han i Luke powoli odwrócili się w kierunku tłumnie zgromadzonej publiczności – tym razem przerażony Chewie poszedł za ich przykładem. Solo spojrzał na swojego drugiego pilota kątem oka, wyraz niezrozumienia malował się na jego twarzy. – W porządku – powiedział Wookiee. Wiedział, że nikt oprócz niego nie zna Shyriiwooka, handlowego języka jego planety, który w uszach większości istot brzmiał jak bezsensowne warknięcia. Han usłuchał. Świetnie, pomyślał Chewie. To przecież też jego święto. Nie chcę mu go psuć. To, co większość teraz klaszczącej publiczności zinterpretowała pewnie jako łzy wzruszenia podniosłą chwilą, były łzami goryczy, gniewu i upokorzenia. Największego rozczarowania, jakie Wookiee przeżył w swoim długim życiu.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 10,00 Liczba: 4 |
|
Stele2012-11-14 22:21:50
Wszystkie historyjki o Chewiem są wzruszające. :)
Przybor2012-11-13 17:22:22
Świetne!! Jestem pod wielkim wrażeniem. Proste, bez zbędnego przedłużania i zanudzania. Bardzo przyjemny tekst. Aż się wzruszyłem na końcu:)
Kasis2012-11-12 21:40:31
Bardzo mi się spodobał pomysł, bo to ten kawałek Gwiezdnych Wojen, który przeszkadza chyba wielu fanom. Fajnie się czytało.