TWÓJ KOKPIT
0

Trzeci medal :: Twórczość fanów

Autor: Jaro



Trzeci medal

Od autora:

Zdaję sobie sprawę, że spisane poniżej wydarzenia nie są zgodne z kanonem Gwiezdnej Sagi, ale pokusa napisania tegoż opowiadania była zbyt silna.


Chewbacca należał do najczęściej chwalonych wojowników w historii jego rodzinnego miasta Rwookrrorro, stolicy Kashyyyka. W ciągu ostatnich dwóch stuleci wielokrotnie udowodnił swoje męstwo i siłę w starciu z najniebezpieczniejszymi bestiami i oprychami, jakie kiedykolwiek napotkała na swojej drodze dumna rasa Wookieech. Niewiele pod tym względem zmieniło się, gdy zawiązał dług życia u kapitana Hana Solo, dożywotnio – i dobrowolnie – zobowiązując się służyć mu, jako kompan, doradca i przyjaciel. Teraz zaś i on, i człowiek, który przed laty poświęcił swoją wspaniale zapowiadającą się karierę imperialnego oficera, by wyratować prostego futrzaka z opresji, kroczyli ramię w ramię aleją gigantycznej sali świątyni Massassi na czwartym księżycu Yavina. Dopiero co mieli okazję – wespół z młodym Lukiem Skywalkerem, którego spotkali dosłownie parę dni temu – zniszczyć najokrutniejszą machinę, jaką kiedykolwiek zrodził pokręcony umysł znienawidzonego Imperatora Palpatine’a, który z Kashyyyka i jego obywateli uczynił myśliwski rezerwat dla swoich niemniej zwyrodniałych podkomendnych i źródło niewolniczej siły roboczej.
Nie po raz pierwszy przeszło mu przez umysł poczucie winy. Ile jego braci i sióstr zginęło, tworząc monstrualną Gwiazdę Śmierci? Każda śrubka, której złe zamocowanie oznaczało chłostę i rażenie prądem, dryfowała teraz w przestrzeni kosmicznej, podzielona na setki atomów. Zdawał sobie oczywiście sprawę, jak absurdalny był to punkt widzenia. Zarówno on, jak i zabici Wookiee – niechaj drzewa wroshyr pokryją ich mogiły, by nikt nie mógł ich splądrować – doskonale wiedzieli, że prędzej czy później na liście celów Gwiazdy pojawiłby się również ich dom. Z drugiej strony nerwowe uczucie wyrządzenia komuś ogromnej krzywdy nie ustępowało.
To pewnie przez stres, pomyślał. Zaraz cała ich trójka zostanie przecież odznaczona! Wookiee nie przywiązywali, co prawda wielkiej wagi do materialnych wyrazów uznania, ale próżność w żadnym wypadku nie była im obca. Chewie wiedział, że jeśli nie liczyć wydanych przez Kashyyyk mistrzów Jedi, żaden z jego pobratymców nie doświadczył zaszczytu, jaki zaraz go spotka. Ciężko było przejść nad tym faktem do porządku dziennego.
Weszli na stopnie, stając przed księżniczką Leią. Chewie nie znał się, co prawda na urodzie ludzkich samic, jednak jeden rzut oka na twarze obydwu jego towarzyszy wystarczył, by przekonać go, że córka zmarłego wicekróla Alderaana wygląda dla nich olśniewająco. Nie ucieszyło go to. Nie miało to, rzecz jasna, nic wspólnego z faktem, że jego przyjaciel mógł znaleźć kobietę swojego życia – ostatecznie sam Chewie był żonaty, a Han nigdy nie miał z tym żadnego problemu. Ba, Wookiee nawet ucieszyłby się, gdyby kapitan Solo nieco się ustatkował. Kariera szmuglera to dobra fucha, powiedział mu kiedyś pewien stary pilot, ale tylko do trzydziestki. Han wciąż miał ten wiek przed sobą, co nie oznaczało, że robił się coraz młodszy.
Problem polegał na tym, że Leią wyraźnie interesował się również Luke, chłopak, którego strzał zniszczył Gwiazdę Śmierci, a który jeszcze tydzień temu zbierał wilgoć ze skraplaczy na farmie swojego wuja na Tatooine. Było jasne, że prędzej czy później dojdzie między tą parą do konfliktu – i nic nie zmieniał tu fakt, że obaj już kilkakrotnie zdążyli sobie nawzajem ocalić życie. Nic nie czyni mężczyzny bardziej bezwzględnym niż walka o kobietę – tej prawdy Chewie nauczył się już bardzo dawno temu na własnym przykładzie. Obiecał sobie, że cokolwiek się zdarzy, nie będzie się wtrącał. Był przyjacielem Hana, ale i Luke zdążył sobie zaskarbić u niego ogromny szacunek – i nie tylko dlatego, że oddał historyczny strzał. Zaledwie kilkanaście godzin wcześniej zginął mentor Luke’a – tajemniczy Ben Kenobi – i to na oczach przerażonego chłopaka. Co więcej, później wyszło na jaw, że tuż przed przybyciem do Mos Eisley Imperium zamordowało przybranych rodziców Skywalkera. Chewie nie znał nikogo innego, kto straciłby wszystko, a potem w błyskawicznym tempie potrafiłby się wspiąć na sam szczyt. Dlatego darzył Luke’a wielkim szacunkiem i sympatią. Podobnie jak Han, i on z pewnością zasługiwał na Leię.
Cokolwiek się zdarzy, pomyślał Wookiee, on zawsze będzie stał przy swoim przyjacielu, ale nie pomoże mu w niczym, co mogłoby pomóc mu zdyskredytować Luke’a w oczach księżniczki. Z drugiej strony, co on też w ogóle sobie wyobraża? Przecież Han taki nie jest! Ma swoje wady, jak każda istota w galaktyce: bywa arogancki i humorzasty, często trudno się z nim porozumieć. Ale nie jest gnidą.
Rozmyślania Chewiego przerwała Leia, zawieszająca na szyi najmłodszego z trójki mężczyzn złoty medal. Bez spoglądania na Hana mógł wyobrazić sobie ledwie zauważalny grymas niezadowolenia, jaki przemknął po twarzy Korelianina. Dlaczego akurat Luke musiał być pierwszy, a nie on? Jednak Solo z pewnością zdawał sobie sprawę, że jeżeli kiedykolwiek dane będzie Rebelii spisywać podręczniki do historii, to w rozdziale pod tytułem „Bitwa o Yavin i zniszczenie Gwiazdy Śmierci” na pierwszym miejscu widnieć będzie nazwisko Skywalker, a nie Solo. Technicznie rzecz biorąc wszyscy trzej przyczynili się do wielkiego zwycięstwa Sojuszu; pierwszy oficer Sokoła Milenium mógłby przysiąc, że TIE Advanced-X1, który ścigał młodego farmera w korytarzy Gwiazdy, już miał go na celowniku, i gdyby nie szybka interwencja załogi frachtowca YT-1300, żadnego z nich by tu teraz nie było. Ale nikt nie lubi bohatera zbiorowego. To z jednostkami utożsamia się każda istota w galaktyce, nie z grupami.
Teraz nadszedł moment, by i Han został odznaczony. Oboje z księżniczką wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Sporo się między nimi zmieniło od chwili, gdy spotkali się po raz pierwszy w bloku więziennym Gwiazdy, na co niebagatelny wpływ miał fakt, że Korelianin zdołał udowodnić, że „liczą się nie tylko pieniądze”. Patrząc zupełnie z boku, Chewie był szczerze ciekaw, kogo w ostatecznym rozrachunku wybierze piękna Alderaanka.
Gdzieś z boku rozległy się piski świeżo naprawionego R2-D2 – dzielny droid astromechaniczny był czwartą „osobą”, którą można było uznać za autora sukcesu nad Yavinem. W trakcie dramatycznego pościgu niewielka jednostka została niemal zniszczona, ale technicy Rebelii zdołali ocalić wszystkie najważniejsze podzespoły i procesory, po czym zapakować je w nową, lśniącą obudowę. Obok stał C-3PO, również wypolerowany na błysk, z którym Chewie przekomarzał się całą drogę z Tatooine do szczątków Alderaana. Nieszczęsny droid protokolarny uwierzył, że Wookiee wyrwie mu kończyny, jeśli tylko ośmieli się wygrać z nim dejarika, a cały ten spektakl był zbyt zabawny, by go zakończyć.
Księżniczka i Luke uśmiechnęli się do popiskującego R2-D2. Chewbacca wyprężył się. Wiedział, że teraz przyjdzie jego chwila. W tej samej chwili jego wrażliwych uszu dobiegło ledwie słyszalne chrząknięcie generała Jana Dodonny. Stary dowódca wysyłał oczami niezrozumiałe sygnały do pary młodych, świeżo odznaczonych bohaterów Rebelii. Ci dopiero po chwili zrozumieli, że powinni się ukłonić.
Chewbacca tego nie zrobił. Stał zdezorientowany na swoim miejscu. Po jego włochatym karku spłynęła strużka potu. Co tu się dzieje? – myślał.
Han i Luke powoli odwrócili się w kierunku tłumnie zgromadzonej publiczności – tym razem przerażony Chewie poszedł za ich przykładem. Solo spojrzał na swojego drugiego pilota kątem oka, wyraz niezrozumienia malował się na jego twarzy.
– W porządku – powiedział Wookiee. Wiedział, że nikt oprócz niego nie zna Shyriiwooka, handlowego języka jego planety, który w uszach większości istot brzmiał jak bezsensowne warknięcia. Han usłuchał. Świetnie, pomyślał Chewie. To przecież też jego święto. Nie chcę mu go psuć.
To, co większość teraz klaszczącej publiczności zinterpretowała pewnie jako łzy wzruszenia podniosłą chwilą, były łzami goryczy, gniewu i upokorzenia. Największego rozczarowania, jakie Wookiee przeżył w swoim długim życiu.


***


– Panie kapitanie, naprawdę proszę… – Niski adiutant bez powodzenia usiłował zastąpić rozwścieczonemu Hanowi drogę. – Jej Wysokość bardzo nalegała, by nikt jej nie przeszkadzał.
– Gdyby nie ja, nie miałaby okazji, by w ogóle na cokolwiek nalegać. – Solo minął młodego oficera. – Mam prawo przeszkadzać jej o każdej porze dnia i nocy choćby do śmierci.
Mężczyzna nie próbował go gonić. I dobrze. Wściekłość rozsadzała go jak gundarka w okresie godowym. Sam nie wiedział, do czego jest zdolny. Wpadł jak burza do kwatery i stanął mocno na nogach.
Leia i Luke stali przy barku księżniczki i swobodnie rozmawiali. Z jakichś przyczyn Han podejrzewał, że nakryje ich w łóżku, ale się mylił. Nie żeby to miało mieć teraz jakieś znaczenie.
– Han? – zapytał Luke z przestrachem w głosie. – Co się stało? Wyglądasz jak Darth Vader.
– Luke – zwrócił się do niego Korelianin, siląc się na spokój – czy mógłbyś zostawić nas z księżniczką na chwilę samych?
– Han! – niemal pisnęła Leia. – Co to ma znaczyć? Nie dość, że wchodzisz do mojej prywatnej kwatery jak do siebie, to jeszcze masz czelność wypraszać mojego gościa!
– Nie wypraszać, tylko prosić o chwilę prywatności – poprawił ją Han.
– W porządku, Leia – odezwał się młody Skywalker; przyjaźnie, choć z lekko wyczuwalną niechęcią w głosie. – Przyjdę później. – Wyszedł z kwatery, zasuwając za sobą panel drzwiowy. W pokoju zapanowała martwa cisza.
– Napijesz się czegoś? – zapytała zaskakująco spokojnie księżniczka, nachylając się nad barkiem.
– Obejdzie się – burknął Han. – Może mi z łaski swojej odpowiesz, co się dzisiaj stało? Leia odwróciła się w jego stronę i podeszła do niego. Miała zaskoczony wyraz twarzy.
– Nie rozumiem.
– Doskonale rozumiesz. Co to za wygłupy z tymi medalami?
– O co chodzi? – Zniżyła głos do szeptu. – Nie podobają ci się? Jakiś błąd na inskrypcji?
– Mam w dupie te inskrypcje! – wrzasnął Solo. – Dlaczego Chewie nic nie dostał? Dlaczego zrobiłaś z niego pośmiewisko na oczach całej Rebelii?
Księżniczka otworzyła usta, ale nie zdążyła nic powiedzieć, bo Han kontynuował:
– Nie jest dla ciebie dość dobry, co? Po co się martwić, przecież to tylko ten „chodzący dywanik”, pamiętasz? To jest zwierzę, nie ma uczuć, prawda? – Nachylił się nad nią. – Prawda?!
– Sądziłam… – zaczęła Leia, a w jej oczach zaszkliły łzy.
– Co sądziłaś? Co sądziłaś?! – Han odwrócił się i zaczął krążyć po pokoju. – Kiedy się spotkaliśmy, paniusiu, nie powiedziałem ci pewnej bardzo ważnej rzeczy na swój temat: Chewie jest moim najlepszym przyjacielem. Jeżeli wydaje ci się, że możesz go upokarzać i jednocześnie pozostawać ze mną na dobrych warunkach, to się grubo mylisz.
– Ja… – Po policzkach dziewczyny spłynęła pojedyncza łza. – Po prostu myślałam, że… że skoro to tylko drugi pilot, to…
Solo zatrzymał się w pół kroku. Powoli zbliżył się do Lei na odległość łokcia.
- „Tylko drugi pilot”? – powtórzył, po czym wycedził: – No tak, powinienem się tego spodziewać. Wiem jakie to uczucie, gdy „tylko drugiemu pilotowi” zawdzięcza się fakt, że wciąż się żyje. ¬– Skierował się ku drzwiom. – Zawiadom kontrolę lotów, żeby zatankowali do pełna i dali Sokołowi zgodę na start. Chewie i ja wylatujemy za pół godziny. ¬– Opuścił kwaterę, zostawiając za sobą zaszokowaną dziewczynę. Na korytarzu napotkał Luke’a.
– Co się stało? – zapytał młodzieniec. – Pokłóciliście się?
– Skąd, mały, wszystko w jak najlepszym porządku – odparł Han, mijając blondwłosego kolegę. W pewnej chwili zatrzymał się i odwrócił na pięcie. Wyjął z kieszeni jakiś błyszczący przedmiot i rzucił go Skywalkerowi. Ten instynktownie zacisnął na nim swoje palce. – Trzymaj. Będziesz miał dwa do kolekcji.


***


Na obrzeżach miasta Rwookrrorro znajduje się obszar zwany Dystryktem Pamięci. Drzewa rosnące w nim poświęcone są tym, którzy udali się już na Wieczne Łowy. Będzie się on rozrastał do chwili, w której pokryje on całą planetę – gdy rasa Wookieech wyginie. Co, w obliczu zataczającej coraz szersze kręgi wojny z potężnymi przybyszami spoza galaktyki, staje się perspektywą niepokojąco realną.
Każdemu Wookieemu przypisane jest po śmierci jedno drzewo, które następnie rodzina i przyjaciele ozdabiają niezliczonymi pamiątkami i trofeami, jaki dany osobnik zdobył w trakcie swoich doczesnych polowań. To prześwięte miejsce, do którego wstęp ma jednak każdy, który czuje potrzebę szczególnej bliskości z tymi, którzy odeszli. Przychodzą tu Wookiee w poszukiwaniu rady i pomocy, ale też nierzadko najzwyczajniejszej w świecie rozmowy. Dawni znajomi potrafią godzinami przesiedzieć przy drzewach swoich bliskich, płacząc i śmiejąc się, a także po prostu medytując. Niektórzy zostawiają upominki, których nigdy się nie podpisuje. Wookiee wychodzą z założenia, że duch wie, od kogo otrzymał prezent, a żaden szanujący się przedstawiciel tej rasy nie próbowałby w tego typu sposób zaimponować innym. Większość darów jest czysto praktyczna: łuki, strzały, kusze, miecze wykonane z najrzadszych stopów. Ale zdarzają się wyjątki, jak chociażby to, co niedawno zawieszono na drzewie Chewbacki.
Ogromny medal w kształcie symbolu Nowej Republiki, wysadzany brylantami i rubinami. Zawieszony jest na jednej z niższych gałęzi, co sugeruje, że osoba, która go tam umieściła, nie jest członkiem tej rasy. Inna sprawa, że Wookiee nie gustują w tego typu upominkach, co nie znaczy, że nie potrafią docenić, gdy tego typu gesty wykonują cudzoziemcy. Napis na wielkiej tarczy głosi:

NAJDROŻSZEMU CHEWBACCE
ZA MOJEGO SYNA,
ZA MOJEGO MĘŻA,
ZA GWIAZDĘ ŚMIERCI
I ZA WSZYSTKO
DZIĘKUJĘ I PRZEPRASZAM.


Podpisu brak.

OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować
Wszystkie oceny
Średnia: 10,00
Liczba: 4

Użytkownik Ocena Data
zorad 10 2012-11-13 21:03:07
smajlush 10 2012-11-13 18:45:43
Przybor 10 2012-11-13 17:22:28
Master of the Force 10 2012-11-12 21:03:14


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)

KOMENTARZE (3)

  • Stele2012-11-14 22:21:50

    Wszystkie historyjki o Chewiem są wzruszające. :)

  • Przybor2012-11-13 17:22:22

    Świetne!! Jestem pod wielkim wrażeniem. Proste, bez zbędnego przedłużania i zanudzania. Bardzo przyjemny tekst. Aż się wzruszyłem na końcu:)

  • Kasis2012-11-12 21:40:31

    Bardzo mi się spodobał pomysł, bo to ten kawałek Gwiezdnych Wojen, który przeszkadza chyba wielu fanom. Fajnie się czytało.

ABY DODAWAĆ KOMENTARZE MUSISZ SIĘ ZALOGOWAĆ:

  REJESTRACJA RESET HASŁA
Loading..