Tytuł PL: Rycerze Starej Republiki tom #10: Wojna
Tytuł oryginału: Knights of the Old Republic: War #1-5
Tytuł TPB: Knights of the Old Republic Volume 10: War
Scenariusz: John Jackson Miller
Rysunki: Andrea Mutti
Litery: Michael Heisler
Kolory: Michael Atiyeh
Okładki: Benjamin Carré, Dave Wilkins
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydanie USA zeszytowe: Dark Horse Comics 2012
Wydanie USA zbiorcze: Dark Horse Comics 2012
Wydanie PL: Egmont Polska 2013 |
Uwagi: Ostatnia miniseria z cyklu Knights of the Old Republic.
Pierwszy numer został wydany w dwóch różnych wersjach okładek. Pierwszą wykonał Benjamin Carré, twórca okładek również do pozostałych zeszytów, natomiast autorem drugiej jest Dave Wilkins.
Recenzja Lorda Sidiousa
Nie byłem zachwycony z powodu powrotu serii „Knights of the Old Republic”, nawet na te pięć zeszytów. Dla mnie ta seria została zamknięta, więc mamy tu zwykłe wyciąganie kasy, a tonący okręt John Jackson Miller szuka każdej możliwości, byleby utrzymać się jeszcze chwilę na powierzchni. Komiks ten jest dobrą kwintesencją tego, co tworzy ostatnimi czasy Jackson. Jeśli chodzi o ogólną fabułę i główny wątek, to można to sobie podarować, ale jednocześnie w tle jest tyle wspaniałych pomysłów, że szkoda ich odpuszczać. Choć niestety jest ich mniej, niż mogłoby być.
„War” jest luźnym nawiązaniem do serii, właściwie nie jest żadnym epilogiem, zwieńczeniem czy czymkolwiek innym. To raczej dalsze losy Zayna Carricka, który trochę się zmienił, trochę wydoroślał, ale nadal jest ciapowatym Jedi, który najczęściej znajduje się w nieodpowiednim miejscu, w nieodpowiedniej chwili. Tymczasem w galaktyce wybuchła wojna z Mandalorianami. Temat idealny do eksploatowania, ale u Jacksona to tylko tło dla kolejnych durnowatych przygód. Raczej przypomina to opowieści żołnierskie, które ukazują ludzkie losy na wojnie, niż samą wojnę. Co kto lubi. Moim zdaniem najbliżej temu komiksowi jest do „Przygód dobrego wojaka Szwejka” Jaroslava Haška. Ot epizodyczne, śmieszne przygody, dobrze ukazany świat, i filozofia, w której najważniejsze jest chyba to, że osoby walczące po obu stronach, wcale nie są od siebie takie różne i niekoniecznie wiedzą, o co walczą. A jak się popatrzy na przeciwników z tej perspektywy, to można zastanawiać się na ile znajdujemy się po właściwej stronie. Oczywiście Miller to nie Hašek, tylko zwykły wyrobnik, więc nawet jak myśli po komiksie się pojawiają, wątpię, by to akurat było zamysłem autora. Chyba tylko chodziło o namieszanie fabularne, acz gdy nie wchodzimy w analizę przyczyn, to nawet ciekawie wyszło. Natomiast, co do Szwejka, chyba najbardziej przypominają mi go dwie rzeczy. Pierwsza to wspaniały manewr z zupą. To nie jest żadna epicka wojna, to banda chłopaków, która improwizuje w lekko zwariowany sposób. Można to lubić, lub nie. Druga sprawa to fakt, że poznajemy trochę zaplecza obu walczących stron, ale to już było wcześniej w komiksach Millera (choćby garkuchnia Grypha). W tle zaś niknie nam cały konflikt. Wystarczy, że na chwilę pojawi się Gryph i nagle zapominamy o co chodziło w akcji. Miller sobie z nią nie radzi, ale to widać dość często u niego, zwłaszcza jak nie ma pod co się podpiąć.
Tym razem wyjątkowo jak na Millera dostaliśmy jednego rysownika. To samo w sobie podnosi poziom komiksu, który jednak wizualnie ponad średnią się nie wybija.
Jednak z wszystkich kwiatków i nawiązań, które moim zdaniem są siłą i główną zaletą tego komiksu, zdecydowanie jeden dla mnie bije wszystko. Przedstawiciel rasy Dashade, normalnie pewnie byłby mi całkowicie obojętny, ale po graniu w „The Old Republic” jakoś mam sentyment do Khema Vala i jego pobratymców. Takie pojawienie się właściwie zapomnianej rasy, bardzo mnie ucieszyło. Ale to jest dokładnie kwintesencja twórczości Millera. Pewne elementy, fabularne, czy konstrukcyjne świata, są właściwie unikalne tylko dla niego. Inni autorzy nie próbują podążać tą ścieżką. To sprawia, że w twórczości Johna Jacksona jest coś, co mnie jeszcze ciągle pociąga, mimo, że jak patrzę na całość dzieła, to fabularnie nie tylko nie jest nudne, ale przede wszystkim nie wykorzystuje potencjału. To samo było w Knight Errant czy Zaginionym Plemieniu Sithów. Fajnie byłoby, gdyby Jacksonowi ktoś pomógł, czy to sprawny redaktor, czy współautor. Bez tego dostaliśmy kolejnego nudnego, spasionego wieprza tarzającego się w błocie, do którego ktoś wysypał całą masę unikalnych, drogocennych pereł.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 5/10 Klimat: 6/10 Rozmowy: 6/10 Rysunki: 6/10 Kolory: 8/10 Opis świata SW: 9/10 |
Temat na forum
Temat na forum (polskie wydanie)
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 5,79 Liczba: 19 |
|
SW-Yogurt2019-03-21 00:00:59
Chaotycznie i na siłę. Takie sobie.
Koniec osiemnastego DeA.
Louie2016-07-13 12:43:03
Tutaj właśnie świetnie widać problem całej serii komiksowej KotOR. Ma się wrażenie, że twórcy nie bardzo wiedzieli w którym kierunku chcą pójść. Na początku odnosimy wrażenie, że seria to most do punkty, z którego zaczynają się gry (i szczerze - tak powinno pozostać). Pojawiają się Malak, Revan, Karath, Carth Onasi - marzyła się mi nawet Bastila, czy Kreya. Widać nawiązania nawet do Siona. A potem nagle z tego pomysłu jakby zrezgynowano na rzecz innego wątku, czyli Luciena Draaya. I ten wątek również był fenomenalny i niby Vindication go domyka, ale szczerze byłem zdziwiony, bo myślałem, że jeszcze go ujrzymy. I potem dostajemy serie historii, które tak naprawdę nie mają większego wpływu na fabułę. Jedynym tomem który coś zmienia po Vindication, to Demon. A sam finał całej serii jest o niczym. Równie dobrze ta historia mogłaby się rozegrać w 7 tomie. Bo w żaden sposób nie zamyka sprawy. Żeby chociaż Zayne porzucił rolę Jedi-nie-Jedi, związał się z Jarael i osiadł gdzieś daleko, tak aby czytelnik miał nadzieje, że przetrwał w spokoju resztę wojny, a potem wojnę domową Jedi. To byłoby bardziej satysfakcjonujące. Tak właściwie to ktoś niezorientowany pewnie mógłby czekać na kolejny tom.
Sama historia nie jest zła, tylko tak jak mówi Nestor, lepiej się ją odbiera jako osobną całość, niż jako część większej serii (a co dopiero finał). Fajnie, że wreszcie dostaliśmy tylu Mandalorian. Wątek rycerzy Mandalorian był ciekawy. Bardzo mi się podobał ich proces, tuż pod koniec komiksu. Przeciętna historia, ale miła w odbiorze. Rysunki mi nie przeszkadzały tak jak reszcie komentujących. Miały swój klimat.
6/10
kyloboski2013-09-10 08:52:41
Jak dla mnie - średnio i o niczym
Nestor2013-08-30 15:08:54
Jako całość czyta się ten komiks zdecydowanie lepiej niż w kawałkach, pomimo wg mnie dennego zakończenia. 8/10
Ephant Mon2013-08-24 22:27:22
Bardzo słaba kreska (brzydkie postaci, kopiuj/wklej w tle) i chaotyczna, nudna historia; zdecydowanie najsłabszy TPB wydany w Polsce; 4/10, gdyby nie nawiązania do EU i sentyment do serii, byłoby 2/10; zdecydowanie nie polecam, chyba że ktoś kupuje wszystko jak leci do kolekcji (jak ja) albo jest fascynatem Mandalorian, bo to głównie o nich ta seria.
smajlush2013-01-30 22:10:47
Wprawdzie rysunki przeciętne/zakrawają o słabe, ale to nie wina JJ Millera. On za to stworzył świeżą historię, świetnie wkomponowaną w Wojny Mandaloriańskie, ogólnie znacznie lepszą niż "Demon". Mam nadzieję na więcej.