Powoli szłam wąskim korytarzem wykutym w 
      skale. Nie wiedziałam dlaczego tam się znalazłam ani dokąd zmierzam, 
      wiedziałam jednak, że to coś bardzo ważnego i jestem już za daleko żebym 
      mogła się wycofać... Zacisnęłam dłoń na kolbie blastera, czując dotyk 
      chłodnego metalu i wiedząc, że cokolwiek się wydarzy zawsze mam szanse się 
      bronić, poczułam się o wiele pewniej gdy wchodziłšm w kolejny zakręt 
      korytarza i ujrzałam przed sobą nieco szerszą i na pewno naturalną 
      jaskinię. 
Nagle poczułam jakiś dziwny chłód... i strach... Znów 
      instynktownie sięgnęłam po broń. Najgorsze było to, iż nie mogłam dostrzec 
      żadnego zagrożenia, jedynie je wyczuwałam. Powoli, ostrożnie stawiając 
      każdy krok, zbliżałam się do przeciwległego końca jaskini. 
Gdy byłam 
      już w połowie drogi, usłyszałam hałas jakby rozsuwanych drzwi. Ale przede 
      mną była tylko skalna ściana! Na pewno się nie pomyliłam, dźwięk dochodził 
      wyraźnie z tamtego kierunku. Podeszłam jeszcze bliżej, delikatnie 
      wyciągnęłam dłoń przed siebie, jednak nie poczułam chropowatej powierzchni 
      skały. Zaskoczona najpierw się cofnęłam, potem sięgnęłam jeszcze dalej i 
      zobaczyłam jak koniuszki palców znikają za nieistniejącą zasłoną z 
      ciemnoszarego minerału. Jasne! Ta ściana to tylko hologram. Może nawet 
      cała jaskinia była jedynie iluzją. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że 
      podłoże pod cienkimi podeszwami moich butów jest zbyt równe jak na coś 
      naturalnego. 
Przeszłam przez tą niby-scianę i znalazłam się w 
      sterylnie białym korytarzu, przypominającym pokład krążownika lub jakąś 
      bazę wojskową. I znów ten chłód i strach. Próbując odpędzić od siebie 
      wszelkie emocje, które mogłyby mi w tej chwili co najwyżej zaszkodzić 
      skupiłam się na miejscu skąd przyszłam. Skalna ściana była teraz tylko 
      półprzezroczystym obrazem, a cała jaskinia wydawała się stąd znacznie 
      mniejsza i prawie kwadratowa. 
Nieźle ktoś się namęczył, żeby wyglądało 
      tak realnie - pomyślałam. - Tylko po co w ogóle to zrobił i dlaczego drzwi 
      się otworzyły tak łatwo? 
Nie zastanawiając się nad odpowiedzią 
      szłam dalej. W pewnej chwili wydało mi się, że widzę sylwetkę człowieka 
      przemykającego pod ścianą, jakby cień. Choć wytężając wzrok nie 
      dostrzegłam go już więcej, podążyłam w kierunku, w którym wydawało mi się, 
      że poszedł. Mijając dalsze rozwidlenia i grodzie podświadomie wybierałam 
      kierunek bez wahania, jakby wiedziąc, gdzie udał się nieznajomy. 
To 
      absurd! - pomyślałam w pewnej chwili. - Pogoń za cieniem! Nawet nie jestem 
      pewna, czy go naprawdę widziałam. I już miałam zrezygnować z całej tej 
      eskapady, kiedy ogarnięta jakimś dziwnym przeczuciem weszłam w na wpół 
      otwarte drzwi do dużego i prawie pustego pomieszczenia. 
Tutaj światło 
      było znacznie słabsze, gdzieniegdzie stała niedziałająca pewnie konsola 
      albo wysoka kolumna kryjąca w środku jakieś urządzenia czy instalacje, raz 
      nawet minęłam wąską ściankę działową. Teraz było jeszcze ciemniej. Musiało 
      potrwać dłuższą chwilę zanim moje oczy przywykły do niemal zupełnej 
      ciemności w porównaniu z ostrym światłem korytarzy. 
Nagle z hałasem 
      zasunęły się grodzie za moimi plecami, a kiedy odwróciłam się z blasterem 
      gotowym do strzału usłyszałam szyderczy śmiech. 
- Kim jesteś?! - 
      krzyknęłam w ciemność. Odpowiedział mi znów ten sam śmiech. Przypomniałam 
      sobie całą tę pogoń za cieniem. 
- Czy to ty mnie tu przywiodłeś? - Tym 
      razem odpowiedziała cisza, jednak wyraźnie czułam czyjąś obecność. - Czego 
      ode mnie chcesz? Znowu ani jednego słowa. Walcząc ze zdrowym rozsądkiem i 
      instynktem włożyłam miotacz do kabury i ruszyłam przed siebie. Co za 
      idiotyczne uczucie - myślałam - wiedzieć, że ktoś jest w pobliżu i nawet 
      go nie widzieć. Nawet nie wiedzieć kto! 
- Czy nie chcesz wiedzieć zbyt 
      dużo? - spytał ironicznie głos. Próbowałam zlokalizować jego źródło, 
      jednak zdawało się, iż otacza mnie ze wszystkich stron. I w dodatku 
      najwyraźniej czytał w moich myślach. 
- Jak śmiesz... - wrzasnęłam. 
      
Odruchowo zrobiłam krok do przodu... 
I to był błąd. Nie patrząc 
      pod nogi weszłam na platformę windy. Zanim zdążyłam w jakikolwiek sposób 
      zareagować znalazłam się o poziom niżej. 
Ostrożnie rozejrzałam się 
      wokoło. Nic. Spokój. W łagodnym niebieskawym świetle dostrzegłam wnętrze 
      standardowego centrum łączności, jakie znajdują się we wszystkich 
      planetarnych stacjach obronnych. Ale przecież to nie była żadna baza 
      wojskowa na małej planecie. To była zwykła tymczasowa kolonia nie 
      zamieszkana na stałe od co najmniej czterystu lat! No może nie taka 
      zwykła, biorąc pod uwagę ten cały labirynt korytarzy, hologram jaskini, 
      tajemniczą postać, którą widziałam, a teraz jeszcze to. Całkiem nieźle - 
      stwierdziłam z ironią. 
Ale nie było co tu filozofować, trzeba było 
      raczej wrócić na miejsce gdzie zostawiłam statek, albo znaleźć jakiś inny 
      środek transportu i jak najszybciej się stąd wynieść, bo na pewno nic 
      dobrego z tego nie wyniknie. Szła dalej, kierując się do wyjścia. Kiedy 
      przechodziłam przez wielką salę, wydawało mi się, że znów słyszę tamten 
      śmiech. Zatrzymałam się, rozejrzałam uważnie... Nic. Cisza. 
- 
      Spokojnie - szepnęłam sama do siebie - to tylko moja wyobraźnia. 
Puste 
      centrum łączności napełniało mnie jakąś dziwną, niezrozumiałą obawą, ale 
      to było jeszcze nic w porównaniu z tym, co miało mnie czekać za chwilę. 
      Przekroczyłam kolejne drzwi, które zamknęły się z sykiem. Niepewnie 
      zrobiłam jeszcze parę kroków. Znalazłam się w pomieszczeniu niewiadomego 
      przeznaczenia jeszcze większym niż poprzednie. 
Było zupełnie puste 
      jeśli nie liczyć umieszczonych w równych odstępach pod sufitem pochodni, 
      migotliwym blaskiem oświetlających ściany. W kątach, gdzie nie sięgał 
      płomień pochodni, czaił się mrok. W delikatnym, jakby rozmytym świetle 
      widziałam rzeźby ustawione pod ścianami. Postaci miały humanoidalne 
      kształty otulone długimi szatami, wykutymi w czarnym kamieniu tak 
      dokładnie, iż nie mogłam oprzeć się wrażeniu realności. Wyglądały jakby 
      były żywe, jedynie na chwilę uśpione, a fałdy płaszczy do złudzenia 
      przypominały prawdziwy materiał. Niektóre miały kaptury zasłaniające 
      twarze, jednak byłam przekonana, że te twarze zostały wyrzeźbione równie 
      dokładnie, choć ich nie widać. 
Pamiętając nieistniejącą jaskinię 
      ostrożnie wyciągnęłam rękę chcąc dotknąć najbliższego posągu i upewnić 
      się, że to nie hologram. Cofnęłam się , omal się nie potykając i nie 
      upadając na podłogę, gdy ujrzałam oblicze kamiennej postaci. Rzeźba miała 
      twarz wyraźnie ludzką, ale było w niej jednocześnie coś nieludzkiego... 
      Coś przerażającego... W blasku pochodni wcale nie wyglądała jak martwy 
      kamień, głęboko osadzone oczy, wyrzeźbione z zadziwiającą precyzją, 
      podobnie jak wszystkie inne szczegóły, zdawały się błyszczeć złowrogo. 
      Skierowane były w dół tak, aby osoba oglądająca posąg miała wrażenie, że 
      patrzy on właśnie na nią, co w połączeniu z surowymi rysami postaci oraz 
      ogromem i mrokiem komnaty naprawdę robiło wrażenie. Gdy już pierwszy szok 
      minął i zaczęłam uważniej się przyglądać otoczeniu, spostrzegłam, iż 
      wszystkie rzeźby są do siebie bardzo podobne, choć bez wątpienia 
      przedstawiają różne osoby. Wszystkie były tak samo realistyczne, surowe i 
      mroczne. I na swój przerażający sposób piękne... 
Nagle wyczułam czyjąś 
      obecność w komnacie. Korzystając z nie całkiem jeszcze zrozumianych i 
      opanowanych zdolności Jedi starałam się dowiedzieć czegoś więcej o nowo 
      przybyłym. Dostroiłam zmysły do Mocy nastawiając się na odbieranie emocji 
      i zamiarów tajemniczej postaci, chciałam też wiedzieć, gdzie się znajduje, 
      gdyż nigdzie nie mogłam go dostrzec. Jednak nie wyczułam praktycznie nic. 
      Raz byłam prawie pewna, że trafiłam na Ciemną Stronę Mocy, ale gdy za 
      chwilę próbowałam skoncentrować się jeszcze bardziej nie udało mi się. 
      Wyczułam jedynie pustkę. 
- Wiedziałem, że się tu zjawisz... Maro... - 
      usłyszałam niski, donośny głos, odbijający się echem od ścian, przez co 
      uniemożliwiało jego lokalizację. Zadrżałam, bynajmniej nie z zimna. 
- 
      Kim jesteś? - spytałam, jednocześnie próbując się uspokoić. - Czego ode 
      mnie chcesz? Oczywiście nie doczekałam się odpowiedzi, chyba że miał nią 
      być demoniczny śmiech. Teraz byłam już całkowicie pewna, że to ta sama 
      tajemnicza postać, którą widziałam wcześniej. Wydawało mi się, że śmiech 
      dochodził z jednego z ciemnych kątów sali. Kiedy dokładniej się 
      przyjrzałam, zobaczyłam jakiś niewyraźny kształt równie dobrze mogący być 
      kolejnym posągiem. 
Ale to nie był posąg! Błyskawicznie wyciągnęłam 
      blaster z kabury na biodrze i nacisnęłam spust. Żadnego efektu. 
      Spróbowałam jeszcze raz - znowu bez skutku. A przecież powinien starczyć 
      jeszcze na co najmniej pięć strzałów! Zdezorientowana cofnęłam się pod 
      ścianę, bezużyteczną broń upuszczając na kamienną posadzkę. Coraz trudniej 
      było walczyć z ogarniającym mnie strachem. I znów ten śmiech... 
- Kim 
      jesteś!? - powtórzyłam pytanie, będąc już na granicy wściekłości. 
- 
      Kiedyś się tego dowiesz, Jedi.... Ale wtedy będzie już za późno... 
      Przynajmniej dla ciebie. 
- Kim jesteś? 
- Twoim sennym koszmarem... 
      twoim przeznaczeniem... twoim panem i mistrzem... Niewiele rozumiałam z 
      tych słów, ale raczej mi się nie podobały te perspektywy na przyszłość. 
      Żebym tylko mogła coś zrobić... Zabić go, uciec - cokolwiek. Wiedziałam, 
      że uciec nie ma dokąd. 
- I nawet tego nie próbuj - powiedział 
      tajemniczy przeciwnik znowu znający moje myśli. - Wkrótce się przekonasz, 
      że nie można uciec przed moją potęga. Wtedy Ciemna Strona będzie rządzić 
      Wszechświatem. A ci, którzy się sprzeciwią zginą. Wkrótce... 
Wydawało 
      mi się, że już widzę to "wkrótce": postać w czarnym płaszczu zasiadająca 
      na kamiennym tronie, terror i strach, rycerze Jedi umierający w 
      niewyobrażalnym bólu błyskawic Mocy... i ja pośrodku tego wszystkiego, z 
      mieczem świetlnym w dłoni, obok kamiennego tronu, wszędzie tam gdzie 
      wcześniej widziałam terror i strach... 
-Nie - krzyknęłam, 
      sprzeciwiając się swemu przeznaczeniu, które ujrzałam. Przecież przyszłość 
      można zmienić! Tak nie będzie wyglądała! - Nigdy! 
A potem zobaczyłam 
      siebie w innej wizji. Znów stałam przed tronem ciemnej postaci, ale tym 
      razem bez ślepego posłuszeństwa, z dumnie podniesioną głową i przygotowana 
      na najgorsze. A potem, podobnie jak pozostali Jedi, umierałam w 
      cierpieniach. 
Najpierw tylko w wizji... 
A potem naprawdę... 
      Krzyknęłam zwijając się z bólu. Byłam zupełnie bezsilna i wiedziałam, że 
      nie ma dla mnie ratunku. 
Nie, to nadal była tylko wizja... rzeczywista 
      pod każdym względem... 
Znów znajdowałam się w komnacie z posągami. 
      Leżałam na podłodze niezdolna się poruszyć, a chłód kamiennej płyty 
      przynosił ukojenie, orzeźwiał umysł i utwierdzał w przekonaniu, że żyję i 
      jestem tu naprawdę. 
- Zapamiętaj tę lekcję, zanim podejmiesz decyzję - 
      powiedział głos. - Bo jeśli będzie konieczna jeszcze jedna... to bez 
      wątpienia będzie dla ciebie ostatnia... 
Po chwili nie wyczuwałam już 
      jego obecności. Odszedł. Jeszcze kiedyś wróci. Ale teraz zostałam tu tylko 
      ja. I cisza. 
Wreszcie wstałam zamierzając iść z powrotem do wyjścia. 
      Spojrzałam przelotnie na jedną z niezwykłych rzeźb i znów zobaczyłam 
      fragment wizji. Znowu była to moja śmierć, ale tym razem już prawie 
      widziałam twarz mężczyzny w czarnej szacie. Prawie... Z wysiłkiem 
      spróbowałam podnieść głowę, żeby na niego spojrzeć, a wtedy... 
      
Wszystko się skończyło. 
Nie było już ani tajemniczej postaci, ani 
      niebieskich błyskawic... ani nawet komnaty oświetlonej pochodniami. 
      Leżałam na czymś miękkim, przez na wpół otwarte powieki widziałam łagodne, 
      przytłumione światło. Minęło troszkę czasu zanim sobie przypomniałam gdzie 
      się znajduje i w ogóle kim jestem. 
Gdy zamknęłam oczy znów zobaczyłam 
      kamienny posąg. I fragment wizji. I postać Ciemnego Lorda. Kim on 
      jest?
Wstałam, wracając do rzeczywistości i pozbywając się resztek 
      mrocznego koszmaru.
Kim on jest?
Nikim. On nie istnieje...
To był 
      tylko kolejny zły sen... 
Mara Jade
| 
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,20 Liczba: 5  | 
            
                
  | 
        
                
                
Lord Brakiss2006-03-24 16:39:22
NAwet fajne. Szybko się czyta a klimacik miodzio!!!Myślę że 8 wystarczy
raist2005-05-22 02:43:54
Naprawde niezłe. Skoda tylko, żę takie krótkie... ;) Świetny klimat, trzyma w napięciu.
Verdan2005-04-22 16:44:00
Mocne opowiadanie. Muszę przyznać, że miałem dreszcze. Jest to wyjątkowe, mroczne dzieło. Autorka skupiła się głównie na aspekcie psychologicznym, co bardzo mi się spodobało, bowiem większość opowiadań bazuje na akcji, walce, itp. Dobrze jest od czasu do czasu poczytać coś innego. Daje mocną 10.
Shedao Shai2004-08-25 15:02:51
Bardzo dobre, klimatyczne opowiadanie. Mocna 8.
Darth Fizyk2003-09-18 14:31:18
Mi się podobał, taki Mroczny, czułem się jak we snie, jak w koszmarze
Wilaj2003-09-07 08:24:36
Może i ten fic jest dobry, ale mi się nie podobał od początku. Nie lubię takich opowiadań. Ale nawet fajny, nie dla mnie.
Dash Onderon2003-03-01 11:48:45
Panowie. panowie... jaka statycznośc???
Mnie się podoba i kropka. Może szanowna
autorka napisałaby coś jeszcze? Może tym
razem trochę dłuższego?
Anor2003-01-10 14:41:14
Nie mam uwag (tak jak
JedI) do
statycznosci, bo taki
charakter to
opowiadanie po prostu
ma, podobał mi się
mroczny klimat jest
ok. Za to mam
odczucie, ze załe to
opowiadanie mogłoby
być krótsze nieco, a
może to złudzenie...
jedI2003-01-05 19:29:24
Statyczne, zbyt
statyczne. Tym razem
przeładowane
uczuciami, mi to nie
przeszkadza ale
osobom, które w
książkach Sw cenią
akcję może się nie
spodobać. Żałuję, że
nie rozwinięty został
wątek iluzji. Całość
trochę dziwna, mógł
by to być bardzo doby
rozdział w jakiejś
dłuższej powieści a
jest przeciętny
fanficton.