Obudziła się
w niewielkim, nisko sklepionym pomieszczeniu. Leżała na twardej, cuchnącej
pryczy. Klitka, w której z niewiadomych sobie powodów, się znalazła nie
prezentowała się zbyt okazale. Ściany były brudne i obdrapane. W całym
pomieszczeniu wiało chłodem. To przywodziło jej na myśl, że znalazła się w
celi więziennej. Wzdrygnęła się. Pozostało pytanie: jak się tu
znalazła?
Wtem usłyszała odgłos zbliżających się kroków i transpastalowe drzwi otworzyły się. Stanęła w nich wysoka, ubrana na czarno postać. Weszła do pomieszczenia zatrzaskując za sobą drzwi. Był to młody, może 24 letni mężczyzna. Długie, czarne włosy związane miał w ogon opadający na plecy. Muskularne ramiona skrzyżował z tyłu na biodrach. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że mężczyzna jest przystojny.
-A więc już nie śpisz, młoda Jedi - dopiero te słowa wyrwały dziewczynę z zamyślenia. "Opanuj się!" skarciła siebie w myślach. - Kim jesteś? - zapytała.
-Najistotniejsze, kim ty jesteś, Jedi - odparł mężczyzna. - A jeżeli koniecznie chcesz coś wiedzieć to powiem ci, że jestem Jedi. Ale jestem też twoim wrogiem.
-Sith...-wyszeptała drętwo. Nigdy jeszcze nie spotkała się z Sithem. Wiele o nich słyszała. Zawsze należało liczyć się z natknięciem na Jedi wychowanego przez Ciemną Stronę.
-Spostrzegawcza dziewczynka - odparł Sith. - Powiesz jak się nazywasz po dobroci? - zapytał złowieszczym tonem. - Nazywam się Sarey. Sarey Spiritfinder - odparła trochę niezdecydowanie. - Grzeczna dziewczynka...grzeczna - cicho powiedział mężczyzna i odszedł. Już wychodził z pomieszczenia, kiedy Cerasi zatrzymała go. -Poczekaj! A jak ciebie zwą? Wolałabym wiedzieć, kto mnie tu trzyma.
-Mówią na mnie Dante. Dante Pah'wrath - wyszedł karcąc pod nosem samego siebie. Dlaczego tak po prostu się przedstawił? Nie mógł się oprzeć urodzie dziewczyny. Nigdy nie zwracał uwagi na kobiety. Ciemna Strona pochłonęła go całkowicie. Chyba nawet nie wiedział, co to uczucia. Miłość...Nie, nie wiedział, co to kochać. A Sarey była taka ładna...miała ciemne oczy, jasnobrązowe, sięgające za ramiona włosy. Była bardzo zgrabna. Nie miała na sobie normalnej tuniki Jedi, ale czarną, dopasowaną koszulkę i jasne, szerokie spodnie i na to narzuciła szatę Jedi. Wyglądała ślicznie. "Daj spokój, Dante...jeszcze się zakochasz" skarcił siebie w myślach.
Dziewczyna została sama. Musiała się stąd wydostać. Nie mogła tak po prostu tu siedzieć. Została przysłana na planetę, na której zniknęło już wielu Jedi. Teraz także ona została złapana. Chciałaby powiedzieć Radzie Jedi, co się tu święci. Chociaż ostrzec Radę. Ale jak miała uciec z tego budynku? Nie wiedziała jak mogłaby się wydostać. No a poza tym ten Sith. Nigdy nie miała takiego przeciwnika. Nie miała pojęcia czy sobie poradzi. Poczeka do jutra. Jutro pomyśli. Wprowadziła się w trans Jedi - wolała słyszeć, co się dzieje na korytarzu jednocześnie pozwalając umysłowi odpocząć.
Obudziła się wypoczęta. Usiadła na swojej pryczy głęboko myśląc. Nie miała żadnej broni, wszystko jej zabrano. Ale przecież nie można polegać jedynie na uzbrojeniu. Miała jeszcze swój rozum. I Moc. A jednak nie potrafiła się skupić. Jej myśli zaprzątał nie kto inny jak Sith, dzięki któremu tu teraz siedzi. I wtedy usłyszała odgłos kroków. Po chwili w celi zjawił się Dante. Wyglądał tak, jakby nie spał całą noc. - Wszystkich więźniów jesteś łaskaw tak często odwiedzać?- spytała Sarey zajadliwie.
- Złośliwa jesteś. Ale skoro już pytasz to odpowiedź brzmi: nie. Wyjątki się jednak zdarzają - odparł Dante. - Bardzo mi miło...- odpowiedziała z lekkim westchnieniem dziewczyna. Jego obecność trochę peszyła Sarey. Wolałaby, żeby chłopak już wyszedł. Ale on, jak na złość usiadł tuż obok dziewczyny, na pryczy. - Czego chcesz - warknęła Sarey. - Spokojnie, nic Ci nie zrobię - odparł ze stoickim spokojem Dante. - Mógłbyś mi powiedzieć gdzie ja właściwie jestem? - Jesteś w jednej z wielu cel tego budynku - odparł nieco złośliwie mężczyzna. - A jeżeli chcesz wiedzieć, co to za budynek...no cóż, stare zamczysko, jakich wiele na tej planecie. - Dzięki - szepnęła Sarey. - Nie dziękuj. Mam swoje powody, aby z tobą rozmawiać - powiedział cicho Dante i opuścił celę. Dziewczyna westchnęła cicho i znowu spróbowała się skupić na ucieczce z zamku.
Dante odwiedził dziewczynę jeszcze kilkukrotnie. Zdarzało się, że przychodził po dwa razy w ciągu jednego dnia. Musiał się zastanowić co naprawdę czuje do Sarey. Jednego dnia o zachodzie słońca wyszedł na taras zamczyska. Stary budynek ze wszystkich stron otaczały wysokie, poszarpane szczyty górskie. Dante pomyślał, że miło by było mieć przy sobie Sarey. Znowu o niej myślał. Iskrzyło w nim uczucie, którego dotąd nie znał. Cały czas się zastanawiał jak to uczucie nazwać. Nie lubił ryzyka. Dlatego nie nazwał jeszcze tego "czegoś" miłością. Zawsze działał starannie i z rozmysłem. Żył w zgodzie z uczuciami, wiedział, co się z nim dzieje. Ale teraz było to niemal niemożliwe. A może to była jego wina? Może po prostu nie chciał dopuścić do siebie myśli, że mógłby się zakochać? Odetchnął głęboko górskim powietrzem. "Tak, zakochałem się" pomyślał. Nie było to przecież nic strasznego. Wręcz przeciwnie. Było to wspaniałe uczucie. Ale po chwili uświadomił sobie, że nikt nie powiedział, iż Sarey uczucie to odwzajemni. Westchnął ciężko i wrócił do swojego pokoju. Nie wiedział, że Sarey nękają podobne myśli.
Dziewczyna leżała na pryczy nie mogąc zasnąć. Powodem bezsenności wcale nie był zapach zgnilizny, wszechobecny w celi. I chociaż miała ochotę odetchnąć świeżym, górskim powietrzem, cały czas myślała o młodzieńcu, który ją tu przetrzymywał. Dante zaprzątał jej myśli całkowicie.
Dante odpoczywał właśnie w swoim pokoju, kiedy otrzymał wiadomość od Mistrza Sith. Zamierzał przybyć, aby zabrać dziewczynę. Wiadomość niemalże go przeraziła. Wszystko w nim krzyczało, że nie może zostawić Sarey bez pomocy. Nie może tak po prostu oddać jej mistrzowi. Usiadł w fotelu i zaczął się zastanawiać jak pomóc dziewczynie. Sith miał się pojawić dopiero za tydzień. Miał więc trochę czasu. Tylko, co właściwie miał zrobić? Postanowił, że zanim pomoże Sarey musi się przekonać, co dziewczyna do niego czuje. Nie było to dla niego łatwe. Musiał się przed nią przyznać do swoich uczuć.
Jednak gdzieś pod warstwami niepewności i strachu przed tym, co się z nim działo, tliło się szczęście, wręcz radość, że obdarzył dziewczynę czymś tak wspaniałym jak miłość. Wstał z miejsca i powoli ruszył do celi, której przetrzymywał dziewczynę.
Dochodził już do drzwi celi, był już bardzo blisko Sarey, kiedy nagle się zawahał. Nie mógł zrezygnować. Chciał ją przede wszystkim uratować przed mistrzem. Bezinteresownie. Po prostu uratować. Pomóc jej.
Z tym przekonaniem wszedł do pomieszczenia. Pchnął drzwi, dało się słyszeć głuche skrzypnięcie.
Sarey spała. Wyglądała na zmęczoną. Dante poczuł, że jego serce mięknie. Miłość spłynęła na niego z całą swą wspaniałą siłą. Nie chciał obudzić dziewczyny, ale jednocześnie strasznie chciał z nią porozmawiać. Postanowił zaczekać jeszcze trochę podziwiając ten, jakże śliczny, obrazek. Nie czekał długo, bo dziewczyna obudziła się już po niedługiej chwili. Widząc stojącego w pobliżu mężczyzną zerwała się natychmiast do pozycji siedzącej. Dante uśmiechnął się smutno. Sarey się go obawiała.
- Witaj Sarey - powiedział cicho Dante.
- Witaj - nie mogła wydobyć z siebie ani jednego słowa więcej. Znała powód swojego zachowania. Dante. "No cóż, zakochałaś się Sarey" pomyślała.
- Musimy porozmawiać - stwierdził Dante.
- A mamy o czym? - zapytała dziewczyna.
- Sarey - zaczął szeptem mężczyzna, puszczając jej uwagę mimo uszu. Usiadł obok dziewczyny. Nie wiedział co właściwie ma jej powiedzieć. Nie wiedział, że ona czuje to samo. I że zastanawiają się nad tą samą sprawą: czy kocham z wzajemnością.
Żadne z nich nie potrafiło wydobyć z siebie słowa.
Dante dotknął dłoni dziewczyny, spojrzał w jej ciemne oczy. Widział w nich odwzajemnione uczucia. A przynajmniej tak myślał. Jakby pchnięty niezwykłym impulsem pochylił się w kierunku ust Sarey. Wciąż bał się, że dziewczyna go odepchnie. Ale ona zareagowała wręcz odwrotnie. Objęła chłopaka, a on nieco ośmielony złożył na jej ustach delikatny, czuły pocałunek. - Kocham cię, Sarey - powiedział Dante, ledwo słyszalnym szeptem. Ale dziewczyna to usłyszała. Uśmiechnęła się lekko. - Ja ciebie też kocham.
- Bardzo bym chciał, żeby ta chwila trwała wiecznie, ale...- urwał, słysząc pukanie do drzwi celi. Otworzył drzwi. U progu stał młody oficer. - Panie, dostaliśmy właśnie meldunek, jako że zapowiedziany na wizytę Mistrz, przybędzie za pół godziny.
- Jak to? Miał się zjawić dopiero za tydzień - odparł mężczyzna, nie kryjąc zdziwienia.
- Postanowił przyspieszyć wizytę - powiedział oficer, beż mrugnięcia okiem.
- Przygotujcie mały prom. Wystartuje on bez pozwolenia. Możecie odejść, oficerze - nakazał Dante.
Oficer zasalutował i odszedł stukając obcasami o kamienną posadzkę.
- To o tym chciałeś porozmawiać, prawda? - zapytała szeptem dziewczyna.
- Musisz uciekać Sarey. I to szybko, jeżeli chcesz przeżyć.
- Nie chcę lecieć bez ciebie - powiedziała dziewczyna podchodząc do niego powoli. Dante przytulił dziewczynę. - Nie mogę cię narażać. Nie chcę tego. A ucieczka we dwoje byłaby zbyt niebezpieczna - odparł mężczyzna. - I proszę, nie kłóć się ze mną. Może kiedyś się jeszcze spotkamy. Ale teraz chodź. Mistrz zaraz tu wyląduje.
Ruszyli szybko krętymi korytarzami twierdzy. Sarey miała prawie łzy w oczach. Wyszli prosto na niewielkie lądowisko. Dante zatrzymał ją jeszcze na chwilę. Pochylił się i pocałował dziewczynę.
- Biegnij do tamtego promu. Ten cholerny Sith już ląduje. Uważaj, skarbie. Startuj jak tylko wejdziesz na pokład - Przytulił ją jeszcze raz, a potem dziewczyna pobiegła do wskazanego statku. Dokładnie w chwili, kiedy wchodziła na trap po przeciwnej stronie lądowiska pilot posadził statek Sitha. Nie mogła powstrzymać łez. Pobiegła do kabiny pilota i rozpoczęła procedurę startu. Przez szybę kabiny widziała Dantego i mężczyznę wychodzącego z promu. Dante trzymał coś w dłoni. Nie wiedziała, co to może być, dopóki nie zapłonęła karmazynowa klinga.
Dante czekał pozornie cierpliwie, ale kipiała w nim złość. Sięgnął po swój miecz świetlny. Ściskał go w dłoni, kiedy trap niewielkiego promu dotknął ziemi. Włączył miecz, kiedy mistrz stanął przed nim.
- A więc rzucasz mi wyzwanie. Ciekawe dlaczego. Czyżbyś nie chciał oddać mi osoby, po którą przyleciałem? Taak...a więc... - Sith wyjął miecz. Czerwona klinga wysunęła się z sykiem. Dwa ostrza skrzyżowały się. - Zginiesz za ten sprzeciw - powiedział Sith. Dante ruszył do ataku. Ciosy zadawał szybko, ale nie chaotycznie. Mistrz parował wszystkie. W końcu sam przeszedł do ofensywy. Dante parował ciosy z łatwością. W pewnej chwili zdekoncentrował się spoglądając w stronę promu. "Dlaczego ona nie startuje?" pomyślał. Sith to wykorzystał i wyprowadzony w prawo cios przeszył ramię Dantego. Mężczyzna upadł na ziemię. Mistrz roześmiał się tryumfalnie. A Dante zdołał to wykorzystać. Ostatkiem sił podniósł się i zadał cios. Karmazynowa klinga przeszyła na wylot ciało Sitha.
Sarey, która widziała całą scenę zamarła w bezruchu. Łzy pociekły po jej policzkach. - Dante...-wyszeptała. Nie miała siły nawet drgnąć. I wtedy usłyszała przekaz myślowy. Dante! Wiedziała, że chłopak chce ją zmusić do odlotu. "Nie, nie odlecę bez Ciebie". Dante mocno krwawił, ale udało mu się skupić. Zbierał Moc, jak listki na wietrze. Posłał silną falę Mocy w kierunku promu. Włączył autopilota. "Kocham cię" przekazał jeszcze dziewczynie.
Sarey niemal nie zareagowała na włączenie autopilota. Nie chciała zostawiać Dantego. Ale on tego chciał. Usłyszała jeszcze jeden komunikat telepatyczny. Te dwa słowa: kocham cię, sprawiły, że poczuła się nieco lepiej, usiadła i spróbowała nieco się uspokoić. "Pomógł mi. Być może za cenę życia. Kochał mnie." te wszystkie myśli plątały się w jej głowie. Spojrzała jeszcze raz na planetę, którą właśnie opuściła. "Nigdy cię nie zapomnę, Dante" wiedziała, że mężczyzna już jej nie usłyszy nawet, gdyby usilnie próbowała. Ustawiła kurs na Coruscant. Wiedziała, że już nigdy, nikogo nie osądzi po pozorach.
***
Sarey siedziała w dużej sali. Lubiła tu przychodzić. Szmer fontann zawsze ją uspokajał. Obchodziła dziś swoje dziewiętnaste urodziny. Ciągle nie mogła zapomnieć Dantego, chociaż minęły już cztery miesiące od jej powrotu. Nie potrafiła uwolnić się od przeszłości. Westchnęła.
Nagle dobiegł jej szmer otwierających się drzwi. Rozejrzała się po sali. W jej kierunku zdążała wysoka postać. Młody mężczyzna w jasnej tunice. Spuściła wzrok. "To niemożliwe" skarciła samą siebie.
- Wszystkiego najlepszego, Sarey - wyszeptał znajomy głos. Dziewczyna omal nie spadła z ławki. Nie, nie wierzyła, że to może być prawda. Podniosła wzrok. Nad nią stał Dante, dokładnie taki, jakim go zapamiętała.
- Jak...jak to możliwe? - zdołała wyjąkać Sarey. Stanęła naprzeciwko mężczyzny. Lekko, opuszkami palców musnęła jego twarz.
- Dante...to naprawdę ty? - zapytała ledwie słyszalnym szeptem. - To ja - odparł cicho chłopak. Postąpił jeszcze pół kroku naprzód i wziął Sarey w ramiona. Dziewczyna przytuliła się do niego. W oczach miała łzy. Ale były to łzy szczęścia.
- Jak to możliwe? Jak przeżyłeś? - zapytała.
- Usiądź - poprosił cicho.
Usiedli na ławce. Sarey ciągle nie potrafiła w to uwierzyć. - Sarey, w zamku był zespół medyków. A rana, którą zadał mi mistrz, choć głęboka, nie naruszyła niczego, czego uszkodzenie mogłoby zagrażać życiu. Mogłem się tylko wykrwawić. Ale wyciągnęli mnie z tego. A przecież mówiłem, że ciebie odnajdę.
- Nie potrafię sobie wyobrazić wspanialszego prezentu urodzinowego - uśmiechnęła się Sarey. Dante objął dziewczynę. Sarey nie miała pojęcia jak potoczą się ich losy. I nie chciała tego wiedzieć. Chciała, aby Dante był z nią jak najdłużej, chciała cieszyć się każdą chwilą. A w tej chwili była wyjątkowo szczęśliwa.
Wtem usłyszała odgłos zbliżających się kroków i transpastalowe drzwi otworzyły się. Stanęła w nich wysoka, ubrana na czarno postać. Weszła do pomieszczenia zatrzaskując za sobą drzwi. Był to młody, może 24 letni mężczyzna. Długie, czarne włosy związane miał w ogon opadający na plecy. Muskularne ramiona skrzyżował z tyłu na biodrach. Dziewczyna zdała sobie sprawę, że mężczyzna jest przystojny.
-A więc już nie śpisz, młoda Jedi - dopiero te słowa wyrwały dziewczynę z zamyślenia. "Opanuj się!" skarciła siebie w myślach. - Kim jesteś? - zapytała.
-Najistotniejsze, kim ty jesteś, Jedi - odparł mężczyzna. - A jeżeli koniecznie chcesz coś wiedzieć to powiem ci, że jestem Jedi. Ale jestem też twoim wrogiem.
-Sith...-wyszeptała drętwo. Nigdy jeszcze nie spotkała się z Sithem. Wiele o nich słyszała. Zawsze należało liczyć się z natknięciem na Jedi wychowanego przez Ciemną Stronę.
-Spostrzegawcza dziewczynka - odparł Sith. - Powiesz jak się nazywasz po dobroci? - zapytał złowieszczym tonem. - Nazywam się Sarey. Sarey Spiritfinder - odparła trochę niezdecydowanie. - Grzeczna dziewczynka...grzeczna - cicho powiedział mężczyzna i odszedł. Już wychodził z pomieszczenia, kiedy Cerasi zatrzymała go. -Poczekaj! A jak ciebie zwą? Wolałabym wiedzieć, kto mnie tu trzyma.
-Mówią na mnie Dante. Dante Pah'wrath - wyszedł karcąc pod nosem samego siebie. Dlaczego tak po prostu się przedstawił? Nie mógł się oprzeć urodzie dziewczyny. Nigdy nie zwracał uwagi na kobiety. Ciemna Strona pochłonęła go całkowicie. Chyba nawet nie wiedział, co to uczucia. Miłość...Nie, nie wiedział, co to kochać. A Sarey była taka ładna...miała ciemne oczy, jasnobrązowe, sięgające za ramiona włosy. Była bardzo zgrabna. Nie miała na sobie normalnej tuniki Jedi, ale czarną, dopasowaną koszulkę i jasne, szerokie spodnie i na to narzuciła szatę Jedi. Wyglądała ślicznie. "Daj spokój, Dante...jeszcze się zakochasz" skarcił siebie w myślach.
Dziewczyna została sama. Musiała się stąd wydostać. Nie mogła tak po prostu tu siedzieć. Została przysłana na planetę, na której zniknęło już wielu Jedi. Teraz także ona została złapana. Chciałaby powiedzieć Radzie Jedi, co się tu święci. Chociaż ostrzec Radę. Ale jak miała uciec z tego budynku? Nie wiedziała jak mogłaby się wydostać. No a poza tym ten Sith. Nigdy nie miała takiego przeciwnika. Nie miała pojęcia czy sobie poradzi. Poczeka do jutra. Jutro pomyśli. Wprowadziła się w trans Jedi - wolała słyszeć, co się dzieje na korytarzu jednocześnie pozwalając umysłowi odpocząć.
Obudziła się wypoczęta. Usiadła na swojej pryczy głęboko myśląc. Nie miała żadnej broni, wszystko jej zabrano. Ale przecież nie można polegać jedynie na uzbrojeniu. Miała jeszcze swój rozum. I Moc. A jednak nie potrafiła się skupić. Jej myśli zaprzątał nie kto inny jak Sith, dzięki któremu tu teraz siedzi. I wtedy usłyszała odgłos kroków. Po chwili w celi zjawił się Dante. Wyglądał tak, jakby nie spał całą noc. - Wszystkich więźniów jesteś łaskaw tak często odwiedzać?- spytała Sarey zajadliwie.
- Złośliwa jesteś. Ale skoro już pytasz to odpowiedź brzmi: nie. Wyjątki się jednak zdarzają - odparł Dante. - Bardzo mi miło...- odpowiedziała z lekkim westchnieniem dziewczyna. Jego obecność trochę peszyła Sarey. Wolałaby, żeby chłopak już wyszedł. Ale on, jak na złość usiadł tuż obok dziewczyny, na pryczy. - Czego chcesz - warknęła Sarey. - Spokojnie, nic Ci nie zrobię - odparł ze stoickim spokojem Dante. - Mógłbyś mi powiedzieć gdzie ja właściwie jestem? - Jesteś w jednej z wielu cel tego budynku - odparł nieco złośliwie mężczyzna. - A jeżeli chcesz wiedzieć, co to za budynek...no cóż, stare zamczysko, jakich wiele na tej planecie. - Dzięki - szepnęła Sarey. - Nie dziękuj. Mam swoje powody, aby z tobą rozmawiać - powiedział cicho Dante i opuścił celę. Dziewczyna westchnęła cicho i znowu spróbowała się skupić na ucieczce z zamku.
Dante odwiedził dziewczynę jeszcze kilkukrotnie. Zdarzało się, że przychodził po dwa razy w ciągu jednego dnia. Musiał się zastanowić co naprawdę czuje do Sarey. Jednego dnia o zachodzie słońca wyszedł na taras zamczyska. Stary budynek ze wszystkich stron otaczały wysokie, poszarpane szczyty górskie. Dante pomyślał, że miło by było mieć przy sobie Sarey. Znowu o niej myślał. Iskrzyło w nim uczucie, którego dotąd nie znał. Cały czas się zastanawiał jak to uczucie nazwać. Nie lubił ryzyka. Dlatego nie nazwał jeszcze tego "czegoś" miłością. Zawsze działał starannie i z rozmysłem. Żył w zgodzie z uczuciami, wiedział, co się z nim dzieje. Ale teraz było to niemal niemożliwe. A może to była jego wina? Może po prostu nie chciał dopuścić do siebie myśli, że mógłby się zakochać? Odetchnął głęboko górskim powietrzem. "Tak, zakochałem się" pomyślał. Nie było to przecież nic strasznego. Wręcz przeciwnie. Było to wspaniałe uczucie. Ale po chwili uświadomił sobie, że nikt nie powiedział, iż Sarey uczucie to odwzajemni. Westchnął ciężko i wrócił do swojego pokoju. Nie wiedział, że Sarey nękają podobne myśli.
Dziewczyna leżała na pryczy nie mogąc zasnąć. Powodem bezsenności wcale nie był zapach zgnilizny, wszechobecny w celi. I chociaż miała ochotę odetchnąć świeżym, górskim powietrzem, cały czas myślała o młodzieńcu, który ją tu przetrzymywał. Dante zaprzątał jej myśli całkowicie.
Dante odpoczywał właśnie w swoim pokoju, kiedy otrzymał wiadomość od Mistrza Sith. Zamierzał przybyć, aby zabrać dziewczynę. Wiadomość niemalże go przeraziła. Wszystko w nim krzyczało, że nie może zostawić Sarey bez pomocy. Nie może tak po prostu oddać jej mistrzowi. Usiadł w fotelu i zaczął się zastanawiać jak pomóc dziewczynie. Sith miał się pojawić dopiero za tydzień. Miał więc trochę czasu. Tylko, co właściwie miał zrobić? Postanowił, że zanim pomoże Sarey musi się przekonać, co dziewczyna do niego czuje. Nie było to dla niego łatwe. Musiał się przed nią przyznać do swoich uczuć.
Jednak gdzieś pod warstwami niepewności i strachu przed tym, co się z nim działo, tliło się szczęście, wręcz radość, że obdarzył dziewczynę czymś tak wspaniałym jak miłość. Wstał z miejsca i powoli ruszył do celi, której przetrzymywał dziewczynę.
Dochodził już do drzwi celi, był już bardzo blisko Sarey, kiedy nagle się zawahał. Nie mógł zrezygnować. Chciał ją przede wszystkim uratować przed mistrzem. Bezinteresownie. Po prostu uratować. Pomóc jej.
Z tym przekonaniem wszedł do pomieszczenia. Pchnął drzwi, dało się słyszeć głuche skrzypnięcie.
Sarey spała. Wyglądała na zmęczoną. Dante poczuł, że jego serce mięknie. Miłość spłynęła na niego z całą swą wspaniałą siłą. Nie chciał obudzić dziewczyny, ale jednocześnie strasznie chciał z nią porozmawiać. Postanowił zaczekać jeszcze trochę podziwiając ten, jakże śliczny, obrazek. Nie czekał długo, bo dziewczyna obudziła się już po niedługiej chwili. Widząc stojącego w pobliżu mężczyzną zerwała się natychmiast do pozycji siedzącej. Dante uśmiechnął się smutno. Sarey się go obawiała.
- Witaj Sarey - powiedział cicho Dante.
- Witaj - nie mogła wydobyć z siebie ani jednego słowa więcej. Znała powód swojego zachowania. Dante. "No cóż, zakochałaś się Sarey" pomyślała.
- Musimy porozmawiać - stwierdził Dante.
- A mamy o czym? - zapytała dziewczyna.
- Sarey - zaczął szeptem mężczyzna, puszczając jej uwagę mimo uszu. Usiadł obok dziewczyny. Nie wiedział co właściwie ma jej powiedzieć. Nie wiedział, że ona czuje to samo. I że zastanawiają się nad tą samą sprawą: czy kocham z wzajemnością.
Żadne z nich nie potrafiło wydobyć z siebie słowa.
Dante dotknął dłoni dziewczyny, spojrzał w jej ciemne oczy. Widział w nich odwzajemnione uczucia. A przynajmniej tak myślał. Jakby pchnięty niezwykłym impulsem pochylił się w kierunku ust Sarey. Wciąż bał się, że dziewczyna go odepchnie. Ale ona zareagowała wręcz odwrotnie. Objęła chłopaka, a on nieco ośmielony złożył na jej ustach delikatny, czuły pocałunek. - Kocham cię, Sarey - powiedział Dante, ledwo słyszalnym szeptem. Ale dziewczyna to usłyszała. Uśmiechnęła się lekko. - Ja ciebie też kocham.
- Bardzo bym chciał, żeby ta chwila trwała wiecznie, ale...- urwał, słysząc pukanie do drzwi celi. Otworzył drzwi. U progu stał młody oficer. - Panie, dostaliśmy właśnie meldunek, jako że zapowiedziany na wizytę Mistrz, przybędzie za pół godziny.
- Jak to? Miał się zjawić dopiero za tydzień - odparł mężczyzna, nie kryjąc zdziwienia.
- Postanowił przyspieszyć wizytę - powiedział oficer, beż mrugnięcia okiem.
- Przygotujcie mały prom. Wystartuje on bez pozwolenia. Możecie odejść, oficerze - nakazał Dante.
Oficer zasalutował i odszedł stukając obcasami o kamienną posadzkę.
- To o tym chciałeś porozmawiać, prawda? - zapytała szeptem dziewczyna.
- Musisz uciekać Sarey. I to szybko, jeżeli chcesz przeżyć.
- Nie chcę lecieć bez ciebie - powiedziała dziewczyna podchodząc do niego powoli. Dante przytulił dziewczynę. - Nie mogę cię narażać. Nie chcę tego. A ucieczka we dwoje byłaby zbyt niebezpieczna - odparł mężczyzna. - I proszę, nie kłóć się ze mną. Może kiedyś się jeszcze spotkamy. Ale teraz chodź. Mistrz zaraz tu wyląduje.
Ruszyli szybko krętymi korytarzami twierdzy. Sarey miała prawie łzy w oczach. Wyszli prosto na niewielkie lądowisko. Dante zatrzymał ją jeszcze na chwilę. Pochylił się i pocałował dziewczynę.
- Biegnij do tamtego promu. Ten cholerny Sith już ląduje. Uważaj, skarbie. Startuj jak tylko wejdziesz na pokład - Przytulił ją jeszcze raz, a potem dziewczyna pobiegła do wskazanego statku. Dokładnie w chwili, kiedy wchodziła na trap po przeciwnej stronie lądowiska pilot posadził statek Sitha. Nie mogła powstrzymać łez. Pobiegła do kabiny pilota i rozpoczęła procedurę startu. Przez szybę kabiny widziała Dantego i mężczyznę wychodzącego z promu. Dante trzymał coś w dłoni. Nie wiedziała, co to może być, dopóki nie zapłonęła karmazynowa klinga.
Dante czekał pozornie cierpliwie, ale kipiała w nim złość. Sięgnął po swój miecz świetlny. Ściskał go w dłoni, kiedy trap niewielkiego promu dotknął ziemi. Włączył miecz, kiedy mistrz stanął przed nim.
- A więc rzucasz mi wyzwanie. Ciekawe dlaczego. Czyżbyś nie chciał oddać mi osoby, po którą przyleciałem? Taak...a więc... - Sith wyjął miecz. Czerwona klinga wysunęła się z sykiem. Dwa ostrza skrzyżowały się. - Zginiesz za ten sprzeciw - powiedział Sith. Dante ruszył do ataku. Ciosy zadawał szybko, ale nie chaotycznie. Mistrz parował wszystkie. W końcu sam przeszedł do ofensywy. Dante parował ciosy z łatwością. W pewnej chwili zdekoncentrował się spoglądając w stronę promu. "Dlaczego ona nie startuje?" pomyślał. Sith to wykorzystał i wyprowadzony w prawo cios przeszył ramię Dantego. Mężczyzna upadł na ziemię. Mistrz roześmiał się tryumfalnie. A Dante zdołał to wykorzystać. Ostatkiem sił podniósł się i zadał cios. Karmazynowa klinga przeszyła na wylot ciało Sitha.
Sarey, która widziała całą scenę zamarła w bezruchu. Łzy pociekły po jej policzkach. - Dante...-wyszeptała. Nie miała siły nawet drgnąć. I wtedy usłyszała przekaz myślowy. Dante! Wiedziała, że chłopak chce ją zmusić do odlotu. "Nie, nie odlecę bez Ciebie". Dante mocno krwawił, ale udało mu się skupić. Zbierał Moc, jak listki na wietrze. Posłał silną falę Mocy w kierunku promu. Włączył autopilota. "Kocham cię" przekazał jeszcze dziewczynie.
Sarey niemal nie zareagowała na włączenie autopilota. Nie chciała zostawiać Dantego. Ale on tego chciał. Usłyszała jeszcze jeden komunikat telepatyczny. Te dwa słowa: kocham cię, sprawiły, że poczuła się nieco lepiej, usiadła i spróbowała nieco się uspokoić. "Pomógł mi. Być może za cenę życia. Kochał mnie." te wszystkie myśli plątały się w jej głowie. Spojrzała jeszcze raz na planetę, którą właśnie opuściła. "Nigdy cię nie zapomnę, Dante" wiedziała, że mężczyzna już jej nie usłyszy nawet, gdyby usilnie próbowała. Ustawiła kurs na Coruscant. Wiedziała, że już nigdy, nikogo nie osądzi po pozorach.
Sarey siedziała w dużej sali. Lubiła tu przychodzić. Szmer fontann zawsze ją uspokajał. Obchodziła dziś swoje dziewiętnaste urodziny. Ciągle nie mogła zapomnieć Dantego, chociaż minęły już cztery miesiące od jej powrotu. Nie potrafiła uwolnić się od przeszłości. Westchnęła.
Nagle dobiegł jej szmer otwierających się drzwi. Rozejrzała się po sali. W jej kierunku zdążała wysoka postać. Młody mężczyzna w jasnej tunice. Spuściła wzrok. "To niemożliwe" skarciła samą siebie.
- Wszystkiego najlepszego, Sarey - wyszeptał znajomy głos. Dziewczyna omal nie spadła z ławki. Nie, nie wierzyła, że to może być prawda. Podniosła wzrok. Nad nią stał Dante, dokładnie taki, jakim go zapamiętała.
- Jak...jak to możliwe? - zdołała wyjąkać Sarey. Stanęła naprzeciwko mężczyzny. Lekko, opuszkami palców musnęła jego twarz.
- Dante...to naprawdę ty? - zapytała ledwie słyszalnym szeptem. - To ja - odparł cicho chłopak. Postąpił jeszcze pół kroku naprzód i wziął Sarey w ramiona. Dziewczyna przytuliła się do niego. W oczach miała łzy. Ale były to łzy szczęścia.
- Jak to możliwe? Jak przeżyłeś? - zapytała.
- Usiądź - poprosił cicho.
Usiedli na ławce. Sarey ciągle nie potrafiła w to uwierzyć. - Sarey, w zamku był zespół medyków. A rana, którą zadał mi mistrz, choć głęboka, nie naruszyła niczego, czego uszkodzenie mogłoby zagrażać życiu. Mogłem się tylko wykrwawić. Ale wyciągnęli mnie z tego. A przecież mówiłem, że ciebie odnajdę.
- Nie potrafię sobie wyobrazić wspanialszego prezentu urodzinowego - uśmiechnęła się Sarey. Dante objął dziewczynę. Sarey nie miała pojęcia jak potoczą się ich losy. I nie chciała tego wiedzieć. Chciała, aby Dante był z nią jak najdłużej, chciała cieszyć się każdą chwilą. A w tej chwili była wyjątkowo szczęśliwa.
Cerasi Kenobi
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 6,17 Liczba: 6 |
|
Darth Edziaszka2017-05-30 01:51:07
Opowiadanie świetnie, naprawdę poczułem emocje i och ciężką sytuację... Tylko zakończenie sporo zepsuło. Niby dlaczego Sidious miałby pozwolić medykom żeby takie zdrajcę uratować, a potem go wypuścić? Toż to kompletnie bez sensu. Darth Sidious nie wybacza. I nie wypuszcza nikogo kto by go zdradził, ba! nie puściłby wolno nikogo kto zna jego tożsamość. To jest po prostu niemożliwe.
Ale rozumiem, że musiał być happy ending. Tylko tak się składa że tu nie ma prawa być happyendu. Dlatego te opowiadanie tak mocno trzymało bo od początku było wiadomo, że albo ją uratuje i pozwoli jej uciec i zostanie zabity za "niekompetencje", albo zginie/będzie torturowana/Sidious będzie przeprowadzał na niej eksperymenty, albo zginął oboje. A tak... bez sensu.
Dałem 7, chociaż za tą końcówkę powinienem dać 5...
Kasis2006-09-08 16:14:07
Hmmm
Sam pomysł prosty, ale świetny. Jednak jak dla mnie za szybko się to wszystko potoczyło i zbyt szybko się w sobie zakochali. Za mało oporu, wątpliwości, czasu na rozwinięcie się uczucia. Ale i tak mi się podoba:)
X-tla2006-06-30 15:33:12
Jest miesamowite
Ale w kwesti oceniani jestem całkiem zielona
Itak oceniam je 10/10 możliwych
Adela2006-03-12 17:32:06
Myślałam że to będze bezadzieja,ale się myliłam.
To było przepiękne,miło się czytało. 10/10
Nerma2005-05-18 09:38:39
Ojeeejku.... Kocham miłosne opowiadania, a to jest super!
Admirał Raiana Sivron2004-06-19 21:35:50
O matko, opowiadanie jest bezbłędne, ach te wątki miłosne...
Sama takie piszę więc dobrze cię rozumiem. Tak trzymaj
mara jade2003-04-09 21:16:48
ja to juz wczesniej czytałam! piekne!!!
Anor2003-02-12 09:26:41
Podzielam zdanie JedI co do kwestii
harlequina, no ale z drugiej strony
dodaje trochę świeżości i czegoś nowego
więc generalnie może być.
Jackson2003-01-10 16:24:28
Opowiadanie jest
super. Kiedys je na
Cantinie czytalem, a
potem jakos o nim
zapomnialem, a potem
nasi kochani
nacjonalis... sie
znaczy LT i spolka
Lexa zabrali i
znalazlem je tu.
Trzeba fanfilm zrobic
wg. niego.
__________
swl.sytes.net
jedI2003-01-05 19:43:50
Są tu pewne błędy
stylistyczne ale
cóż... któż ich nie
popełnia. Jednak nie
wiem dlaczego ten
fanfic przypomina mi
jakiegoś harlequina
(ta się to pisze ?).
Po pierwsze... lubię
uczucia w SW więc sam
wątek miłości może
być, tylko, że
dlaczego ten fanfic
ogranicza się tylko
do niego ?!?! Po za
tym nagle Sith co
ruszy wychodzący i
wchodzący do celi
(czyżby biegunka)
nagle ni z tego ni z
owego nawraca się i
pomaga młodej JEdi.
Musiała być naprawdę
oszałamiająca. W
ostateczności mogła
być z tego opowiasta
o sile miłości a
powstał dziwny,
niekonsekwentny
romans... Na dodatek
zakończenie zupełnie
rozczarowuje. A może
daje nam nadzieję
prawdziwym świecie ?
Tylko, że wszystko to
jakieś naiwne wobec
real world.