13 lipca
Ja i Mara przemierzamy wspólnie galaktykę w poszukiwaniu przygód. Zaledwie wczoraj dostałyśmy bardzo wiarygodną informację, która nie pozwoliłaby nam spać spokojnie, więc natychmiast wyruszyłyśmy w kolejną podróż. Owa informacja opisywała miejsce ukrycia pradawnego Kryształu Jedi. O samym artefakcie wiemy bardzo niewiele, ale zapowiada się ciekawa wyprawa. A kryształ to dla nas, jak na razie, świecidełko stworzone przez starożytnych wojowników Jedi. Wierzyli oni w jego wielką moc...my chcemy go znaleźć, a do czego jest zdolny - to się okaże. Tak więc zmierzamy ku Anad na pokładzie lekkiego frachtowca, o trochę zbyt dumnie brzmiącej nazwie "Zdobywca Gwiazd". Właśnie zbliża się pora zmiany sterów.
Mam tylko nadzieję, że wszystko potoczy się po naszej myśli...
Ja i Mara przemierzamy wspólnie galaktykę w poszukiwaniu przygód. Zaledwie wczoraj dostałyśmy bardzo wiarygodną informację, która nie pozwoliłaby nam spać spokojnie, więc natychmiast wyruszyłyśmy w kolejną podróż. Owa informacja opisywała miejsce ukrycia pradawnego Kryształu Jedi. O samym artefakcie wiemy bardzo niewiele, ale zapowiada się ciekawa wyprawa. A kryształ to dla nas, jak na razie, świecidełko stworzone przez starożytnych wojowników Jedi. Wierzyli oni w jego wielką moc...my chcemy go znaleźć, a do czego jest zdolny - to się okaże. Tak więc zmierzamy ku Anad na pokładzie lekkiego frachtowca, o trochę zbyt dumnie brzmiącej nazwie "Zdobywca Gwiazd". Właśnie zbliża się pora zmiany sterów.
Mam tylko nadzieję, że wszystko potoczy się po naszej myśli...
14 lipca
O godzinie 18:42 wyszłyśmy z nadprzestrzeni. Anad to mała planetka gdzieś na krańcach znanych rejonów kosmosu. Cerasi mówi, że poszukiwania starożytnego Kryształu w takim miejscu muszą być bardzo romantyczne... Ma rację, ale za to bezpieczne raczej nie są. Fajnie tak się włóczyć po galaktyce.
Wylądowałam o 20:08. Akurat, gdy zniżałam lot w okolicach równika, wysiadł rufowy stabilizator. Świetnie. Po prostu cudownie. Na szczęście nie jestem przesądna - z pewnością uznałabym to za zły znak - ale tak czy inaczej trzeba to będzie naprawić, mam nadzieję, że jest zapasowy w ładowni. W ostatniej chwili uniknęłam zderzenia z drzewem i nieźle się musiałam namęczyć, żeby posadzić statek na w miarę równym szczycie pagórka. Manewr dość ryzykowny. Może powinnam obudzić Cerasi, żeby mi w razie czego pomogła, ale uznałam, że nie ma sensu jej niepokoić, przecież ja też potrafię nieźle latać. A może po prostu chciałam udowodnić, że nie potrzebuję pomocy...? Głupi pomysł, w tych okolicznościach.
15 lipca
Jest godzina 22:13. Mara i ja jesteśmy potwornie zmęczone. Cały dzień zwiedzałyśmy Anad, która okazała się być milutką planetką na krańcach galaktyki. Górzyste tereny utrudniają wprawdzie znalezienie miejsca na lądowanie, ale wierzę w umiejętności Mary (no, swoje też). Wszędzie dookoła są lasy i jeziora. Obserwując ten krajobraz zastanawiam się gdzie też może być ukryty Kryształ Jedi. Piękny krajobraz poprzecinany był srebrnymi smugami miast. Tak się szczęśliwie złożyło, że wylądowałyśmy ma pagórku w pobliżu jednego z niewielkich miast. Miasto okazało się być osadą kupiecką. I dobrze się złożyło, bo nie znalazłyśmy na statku zapasowego stabilizatora rufowego.
Rdzenni mieszkańcy planety, Dorianie, są bardzo uprzejmi. Pewnie dlatego, że mają bardzo słaby kontakt z resztą galaktyki. Prawie nie opuszczają Anad, a i przyjezdnych jest bardzo niewielu.
Po dłuższych poszukiwaniach i posiłku w jakiejś knajpce znalazłyśmy wreszcie stabilizator. Teraz Mara zajmuje się jego montażem. Jak znam życie, zaraz zawoła mnie do pomocy. No ale dobrze by było szybko skończyć i zdrzemnąć się trochę. Jutro chcemy wyruszyć do stolicy - Andaru. No cóż, jestem bardzo ciekawa dalszego rozwoju wypadków...
Jest godzina 22:13. Mara i ja jesteśmy potwornie zmęczone. Cały dzień zwiedzałyśmy Anad, która okazała się być milutką planetką na krańcach galaktyki. Górzyste tereny utrudniają wprawdzie znalezienie miejsca na lądowanie, ale wierzę w umiejętności Mary (no, swoje też). Wszędzie dookoła są lasy i jeziora. Obserwując ten krajobraz zastanawiam się gdzie też może być ukryty Kryształ Jedi. Piękny krajobraz poprzecinany był srebrnymi smugami miast. Tak się szczęśliwie złożyło, że wylądowałyśmy ma pagórku w pobliżu jednego z niewielkich miast. Miasto okazało się być osadą kupiecką. I dobrze się złożyło, bo nie znalazłyśmy na statku zapasowego stabilizatora rufowego.
Rdzenni mieszkańcy planety, Dorianie, są bardzo uprzejmi. Pewnie dlatego, że mają bardzo słaby kontakt z resztą galaktyki. Prawie nie opuszczają Anad, a i przyjezdnych jest bardzo niewielu.
Po dłuższych poszukiwaniach i posiłku w jakiejś knajpce znalazłyśmy wreszcie stabilizator. Teraz Mara zajmuje się jego montażem. Jak znam życie, zaraz zawoła mnie do pomocy. No ale dobrze by było szybko skończyć i zdrzemnąć się trochę. Jutro chcemy wyruszyć do stolicy - Andaru. No cóż, jestem bardzo ciekawa dalszego rozwoju wypadków...
16 lipca
Właśnie wróciłyśmy z Andaru. Cały dzień łażenia. Też mi stolica - trzy domy na krzyż, siedziba Wielkiego Wodza Dorian, jakieś sklepy i kantyna. Niczego ważnego się nie dowiedziałyśmy. Przecież nie możemy liczyć na to, że zupełnie przypadkiem ktoś nam powie, gdzie znajduje się starożytny artefakt rycerzy Jedi. Trzeba będzie chyba jeszcze tam wrócić.
18 lipca
Wczoraj cały czas siedziałyśmy przy statku (to nawalił nie tylko stabilizator, ale spora część układu sterowania). Nie podoba mi się to, nie mam ochoty siedzieć tu nie wiadomo ile. Ten jeden problem mamy chyba z głowy. Teraz pozostał jeszcze najważniejszy...
Cerasi strasznie się spodobało nasze miasteczko kupieckie, a ja postanowiłam jeszcze raz odwiedzić kantynę. Nie wiem, czy to dobre miejsce na szukanie, ale od czegoś trzeba zacząć. Usiadłam w rogu sali, niedaleko drzwi i zajęłam się obserwacją gości. Najpierw było strasznie spokojnie, siedziało paru miejscowych i dwaj Ferranie. Przy jednym stoliku - tam gdzie siedzieli przyjezdni - grali w sabaka. Ogólne pojęcie mam o zasadach gry, więc się przyłączyłam. Klasyczny sposób infiltracji. Rozmawialiśmy o wszystkim, więc w pewnym momencie rzuciłam niby od niechcenia coś o legendzie tajemniczego kryształu. Miejscowi potraktowali mnie raczej obojętnie, starając się utwierdzić w przekonaniu, że to tylko bajka, a kryształ jest naprawdę bezwartościowy. Za to Ferranom prawie oczy na wierzch wyszły, kiedy to usłyszeli, ale szybko się opanowali, udając, że ich też nic to nie obchodzi. Potem zaczęła się jakaś burda, więc dyskretnie wyszłam, żeby nie oberwać. Rano wypożyczyłam w osadzie airspeeder i nie musiałam iść dwie godziny. Szkoda tylko, że przegrałam w sabaka 300 kredytów.
Ciekawe, czy Cerasi dowiedziała się dziś czegoś więcej?
19
lipca
Wczorajszego dnia nie można nazwać udanym. Cały dzień grzebałyśmy przy statku. Wysiadł prawie cały układ sterowania i trzeba było go naprawić. W taki prosty sposób straciłyśmy dzień poszukiwań. Dzisiaj będzie lepiej. Mam nadzieję.
Mara postanowiła wrócić do kantyny w Andarze. Może to niezbyt ciekawe miejsce na poszukiwania kryształu, ale wszędzie można się czegoś dowiedzieć. Ja wróciłam do miasteczka kupieckiego. Polubiłam to miejsce, a poza tym miałam takie dziwne przeczucie, że znajdę coś ciekawego. Nie myliłam się. Koło południa zawitałam do niewielkiej knajpki, żeby coś przekąsić.
Tam zwróciłam uwagę na dwóch "przystojniaków", którzy pojawili się w knajpce. Nie budzili zaufania. Zwłaszcza, że chcieli się przysiąść do mojego stolika. Na szczęście kończyłam właśnie posiłek i wyszłam, zostawiając "nowych znajomych" z moim rachunkiem do zapłacenia. Oddaliłam się szybko i weszłam w najbliższą uliczkę. Tam spotkałam jakiegoś staruszka, który ni stąd-ni zowąd powiedział mi o krysztale. Mówił coś o zachodnich górach i o plątaninie jaskiń. Ciekawe. Bardzo ciekawe. Moi dwaj koledzy słyszeli słowa staruszka. Nie jest dobrze. Mam nadzieję, że tych dwóch nie wplącze się w nasze sprawy.
Ciekawe jak poradziła sobie Mara...
21 lipca
Dwa dni zajęło nam dowiedzenie się czegoś więcej o Zachodnich Górach. Nieźle. Zwłaszcza, że Mara spotkała w kantynie Ferran, którzy zdawali się interesować kryształem. Spotkałyśmy ich kilkakrotnie w Andarze. Widziałam także tą dwójkę z miasteczka kupieckiego. Chcąc szybko znaleźć kryształ straciłyśmy czujność. Ferranie i moi koledzy chyba mają ochotę pokrzyżować nam szyki.
Dziś lecimy w góry. Zabawne, nie mamy pojęcia jaką moc posiada kryształ, a jeżeli wierzyć zapewnieniom staruszka z zaułków miasteczka to świecidełko jest niezwykłe. My się nie poddajemy. Nie jesteśmy przesądne. Chociaż zastanawiam się kogo spotkamy w tych jaskiniach...potwory czy po prostu kogoś, kto zechce odebrać nam kryształ?
Wczorajszego dnia nie można nazwać udanym. Cały dzień grzebałyśmy przy statku. Wysiadł prawie cały układ sterowania i trzeba było go naprawić. W taki prosty sposób straciłyśmy dzień poszukiwań. Dzisiaj będzie lepiej. Mam nadzieję.
Mara postanowiła wrócić do kantyny w Andarze. Może to niezbyt ciekawe miejsce na poszukiwania kryształu, ale wszędzie można się czegoś dowiedzieć. Ja wróciłam do miasteczka kupieckiego. Polubiłam to miejsce, a poza tym miałam takie dziwne przeczucie, że znajdę coś ciekawego. Nie myliłam się. Koło południa zawitałam do niewielkiej knajpki, żeby coś przekąsić.
Tam zwróciłam uwagę na dwóch "przystojniaków", którzy pojawili się w knajpce. Nie budzili zaufania. Zwłaszcza, że chcieli się przysiąść do mojego stolika. Na szczęście kończyłam właśnie posiłek i wyszłam, zostawiając "nowych znajomych" z moim rachunkiem do zapłacenia. Oddaliłam się szybko i weszłam w najbliższą uliczkę. Tam spotkałam jakiegoś staruszka, który ni stąd-ni zowąd powiedział mi o krysztale. Mówił coś o zachodnich górach i o plątaninie jaskiń. Ciekawe. Bardzo ciekawe. Moi dwaj koledzy słyszeli słowa staruszka. Nie jest dobrze. Mam nadzieję, że tych dwóch nie wplącze się w nasze sprawy.
Ciekawe jak poradziła sobie Mara...
21 lipca
Dwa dni zajęło nam dowiedzenie się czegoś więcej o Zachodnich Górach. Nieźle. Zwłaszcza, że Mara spotkała w kantynie Ferran, którzy zdawali się interesować kryształem. Spotkałyśmy ich kilkakrotnie w Andarze. Widziałam także tą dwójkę z miasteczka kupieckiego. Chcąc szybko znaleźć kryształ straciłyśmy czujność. Ferranie i moi koledzy chyba mają ochotę pokrzyżować nam szyki.
Dziś lecimy w góry. Zabawne, nie mamy pojęcia jaką moc posiada kryształ, a jeżeli wierzyć zapewnieniom staruszka z zaułków miasteczka to świecidełko jest niezwykłe. My się nie poddajemy. Nie jesteśmy przesądne. Chociaż zastanawiam się kogo spotkamy w tych jaskiniach...potwory czy po prostu kogoś, kto zechce odebrać nam kryształ?
22 lipca
Drugi dzień w górach. Dość daleko od miejsca lądowania, więc "Zdobywcę Gwiazd" wzięłyśmy ze sobą. Nie wiem, czy jeszcze będziemy wracać do Andaru. Przy okazji mogłam przetestować system sterowania. Na razie nie ma problemów, a uszkodzić się musiał przy wejściu w atmosferę. Nie jest źle.
Ciężko było znaleźć te jaskinie, o których Cerasi zdobyła informacje. Nie dość, że góry są bardzo strome i wszystkie do siebie strasznie podobne - z początku błądziłyśmy w kółko w tym samym miejscu - to jeszcze wejście znajduje się na południowym stoku, a my przyleciałyśmy z północy od równika, więc wcześniej go nie zauważyłyśmy. W dodatku było częściowo zasypane. Musiałyśmy wziąć ze statku droida, żeby trochę odkopał. Same też musiałyśmy się zabrać do roboty. Po dwóch godzinach udało się usunąć zaledwie jedną piąta całej sterty kamieni.
Jednak się udało. Do wieczora odsłoniłyśmy wejście na tyle, żeby się tam zmieścić. Nawet przytulna ta jaskinia, całkiem sucha, zapora z kamieni częściowo ja izoluje od świata. Nie wiadomo, co się czai na zewnątrz po nocy. Zabrakło nam czasu na zbieranie informacji o tutejszej faunie. Można tylko mieć nadzieję, że nie ma tu czegoś podobnego do vonskra albo runyipa. Albo mynocka. Obrzydliwość! Na razie jest cicho i spokojnie. Zjadłyśmy kolację z tego co było na statku.
Cerasi poszła na statek po broń. Nie wiadomo co nas tu czeka, trzeba być ostrożnym. Zwłaszcza, że mogą się zjawić moi "znajomi" z kantyny. Ceri też miała ostatnio podobną przygodę. Najgorsze jest to, że nie wiem, czemu szukają kryształu. Nami kieruje głównie ciekawość i żądza przygód. A czego chcą oni? Odniosłam wrażenie, że ich zamiary są raczej niezbyt szlachetne. Pójdę jej pomóc, bo trochę jest do przyniesienia. Trzy blastery, plus jeden, który zawsze jedna z nas nosi przy sobie. No i zapas baterii do latarki.
To znowu ja. Nie wiem, co nam odbiło, żeby o tej porze oglądać jaskinię. Ale dobrze zrobiłyśmy. Z tyłu znalazłyśmy wejście do systemu tuneli. Czyli na pewno jesteśmy we właściwym miejscu. Kiedy poszłyśmy kawałek dalej, tuż za przewężeniem korytarza odkryłyśmy ślady obozowiska. Ktoś tu był najdalej wczoraj. Znalazłyśmy ślady na ziemi i puste pojemniki po żywności, jeszcze świeże. Chyba zaczynam się bać.
Kawałek dalej odkryłyśmy, że korytarz się rozwidla. Mam nadzieję, że Cerasi wie dokładnie, gdzie iść. Dziś już raczej za późno, jesteśmy bardzo zmęczone. Ale jutro trzeba będzie się spieszyć. Ktokolwiek był tu przed nami, mam bardzo złe przeczucia. W nocy będziemy stać na warcie. Urządziłyśmy już obóz w pierwszej jaskini. Ja biorę pierwsze cztery godziny, Cerasi będzie czuwała potem nad ranem. Blastery się chyba przydadzą...
23 lipca
Wczorajszej nocy znalazłyśmy w jaskini świeże obozowisko. Całą noc trzymałyśmy wartę, na zmianę, oczywiście. Dzisiaj chcemy zejść w głąb jaskini. A raczej plątaniny jaskiń. Ze znalezieniem wyjścia nie powinno być problemu - jak zauważyłyśmy wczoraj są ułożone dziwnie symetrycznie. Według mnie może to być nawet starożytna świątynia Jedi, zasypana gruzem lub po prostu zamaskowana we wnętrzu góry. Jaka jest prawda to się okaże.
Zapuściłyśmy się bardzo daleko w ten labirynt. Napotkałyśmy więcej śladów czyjejś obecności. Na ścieżkach zauważyłyśmy ślady człowieka, ale także przedstawiciela jakiejś obcej rasy. Bardzo charakterystyczne ślady. Mara miała rację - Ferranie zainteresowali się kryształem. Ale ludzie także tu byli. Pewnie moi dobrzy znajomi z miasteczka kupieckiego. Czyżby pracowali razem?
Jedyną ciekawą rzeczą, którą znalazłyśmy, były płaskorzeźby, prawdopodobnie wykonane przez starożytnych Jedi. Niezbyt wyraźne rysunki przedstawiały chyba jakieś zniszczenia. I coś małego ponad tym wszystkim. Czyżby to było to, o czym myślę? Czy to mógł być Kryształ Jedi?
Wczorajszej nocy znalazłyśmy w jaskini świeże obozowisko. Całą noc trzymałyśmy wartę, na zmianę, oczywiście. Dzisiaj chcemy zejść w głąb jaskini. A raczej plątaniny jaskiń. Ze znalezieniem wyjścia nie powinno być problemu - jak zauważyłyśmy wczoraj są ułożone dziwnie symetrycznie. Według mnie może to być nawet starożytna świątynia Jedi, zasypana gruzem lub po prostu zamaskowana we wnętrzu góry. Jaka jest prawda to się okaże.
Zapuściłyśmy się bardzo daleko w ten labirynt. Napotkałyśmy więcej śladów czyjejś obecności. Na ścieżkach zauważyłyśmy ślady człowieka, ale także przedstawiciela jakiejś obcej rasy. Bardzo charakterystyczne ślady. Mara miała rację - Ferranie zainteresowali się kryształem. Ale ludzie także tu byli. Pewnie moi dobrzy znajomi z miasteczka kupieckiego. Czyżby pracowali razem?
Jedyną ciekawą rzeczą, którą znalazłyśmy, były płaskorzeźby, prawdopodobnie wykonane przez starożytnych Jedi. Niezbyt wyraźne rysunki przedstawiały chyba jakieś zniszczenia. I coś małego ponad tym wszystkim. Czyżby to było to, o czym myślę? Czy to mógł być Kryształ Jedi?
23 lipca
Wczoraj nie miałam czasu na pisanie, cały czas chodziłyśmy po tych jaskiniach. Chyba nie są naturalne, korytarze są proste i ułożone symetrycznie. Jakiś labirynt.
Wieczorem zdecydowałyśmy się odszukać naszych "przyjaciół". Jeszcze kilka razy natknęłyśmy się na ślady. Ostatnie ślady stóp były całkiem świeże, jeszcze nie przykrył ich kurz. Muszą być gdzieś bardzo blisko. Nadaj nie wiemy nic o ich zamiarach, więc na razie wolimy trzymać się z daleka. Nie wiem co robić dalej. Na razie pójdziemy jeszcze kawałek, ale zachowując najwyższą ostrożność. Nie chcę, żeby znaleźli Kryształ Jedi przed nami.
25 lipca
Jest. Znalazłyśmy. Trudno w to uwierzyć. Wczoraj śledziłyśmy naszych przeciwników. Okazało się, że jednak ludzie i Ferranie nie pracowali razem. Za to dobrze się znali. Cerasi i ja byłyśmy wczoraj świadkami ich spotkania. Ferranie, których śledziłyśmy, kryjąc się w ciemnościach pod ścianami, nagle natknęli się na obóz ludzi z miasteczka kupieckiego. Tamci najpierw chcieli do nich strzelać, a jak zobaczyli kto to, najpierw byli zdziwieni, potem oburzeni. Mówili coś, oskarżali jedni drugich o zdradę, ludzie stwierdzili, że to było oszustwo. Pokłócili się prawie jak dzieci i zostali tam gdzie są, bo chcieli pilnować siebie nawzajem, aby żaden nie dotarł pierwszy do kryształu.
A ja i Cerasi? Wymknęłyśmy się korzystając z okazji, że są zbyt zajęci sobą. Szłyśmy właściwie prosto przed siebie, chcąc znaleźć się jak najdalej od nich. I tym sposobem niespodziewanie dotarłyśmy do komnaty z Kryształem.
Najpierw nie wiedziałyśmy, gdzie jesteśmy. Jaskinia jest bardzo duża, więc było ciemno. Tylko z jej centralnego punktu wydobywała się jakaś dziwna poświata. Kiedy podeszłyśmy bliżej, okazało się, że to cos, co było umieszczone na skalnym stojaku albo w gablocie - tak wyglądał układ niskich skał w samym środku jaskini. Minęłyśmy parę skalnych kolumn, w równych odstępach przedzielających jaskinię. Wtedy naszym oczom ukazał się Kryształ Jedi w całej okazałości. Jest wielkości dwóch złączonych pięści, ma prawie regularne kształty. Barwą trochę przypomina ametyst - przezroczysty, fioletowy na krawędziach. Od wewnątrz bije jakimś niezwykłym purpurowym blaskiem. Właśnie to widziałyśmy z daleka. Cerasi nazwała to "sercem Kryształu". No przyznam, że ładnie brzmi. Pasuje do pradawnej legendy o klejnocie niezwykłej mocy. Tak, zaraz sama stwierdzę, że to romantyczne.
Lepiej by było się zastanowić, co z nim teraz zrobimy, bo jak już go znalazłyśmy, to nie mam pojęcia co dalej. Żebyśmy umiały sprawdzić, co to świecidełko potrafi... Gdyby wierzyć rysunkom na ścianach, to naprawdę niezwykłe. Tu jest ich więcej, niektóre przedstawiają zniszczenia, jak tamte bliżej wyjścia, inne dwie walczące postacie. I znowu nad tym wszystkim jakieś małe "coś" przedstawiające nasz kryształ. Wydaje mi się, ze te płaskorzeźby opowiadają jakąś legendę.
26 lipca
Kryształ jest naprawdę piękny. Komnatę znalazłyśmy późnym wieczorem, więc co zrobić z kryształem zastanowimy się rano. Rzecz jasna będziemy czuwać przez całą noc. Zawsze mogą pojawić się nasi koledzy. Chociaż kiedy ich widziałyśmy nie mieli ochoty się ruszać z miejsca przez całą noc...
A dzisiejszego ranka zastanawiałyśmy się co zrobić z kryształem. Nasze rozmyślania przerwało czterech opryszków, którzy nagle wkroczyli do komnaty. Może i mieli przewagę liczebną, ale ich broń wołała o pomstę do nieba. Czy oni myśleli, że dwie dziewczyny nie będą uzbrojone? Każdy z nich miał po jednym wibroostrzu. Też mi arsenał. Ja i Mara miałyśmy po dwa blastery. Wyjęłam obydwa pistolety z kabur i wycelowałam w dłoń jednego z Ferran. Precyzyjnym strzałem wytrąciłam mu wibroostrze z ręki. To odebrało reszcie ochotę do walki z lepiej uzbrojonym przeciwnikiem. Natomiast Mara, która została przy krysztale, wzięła do ręki niewinnie wyglądające świecidełko. W chwili gdy dotknęła go ręką kryształ uniósł się oślepiając wszystkich jasnym blaskiem. Kryształ oświetlił całą salę. Później nastąpił wstrząs i jaskinia zaczęła się walić. Tylko tego nam brakowało. Nasi przeciwnicy zaczęli uciekać w popłochu. Jeden z Ferran nie zdążył i skończył pod skałą jak rozgnieciony robal. Niestety, spadające odłamki dotkliwie zraniły Marę. Na dodatek w nogę. Pomogłam jej wstać i rozejrzałam się po komnacie. Po przeciwnej stronie zauważyłam drzwi. Musiałam zaryzykować. Nie było sensu nawet próbować wracać tą samą drogą. Idąc w stronę owych drzwi spostrzegłam dźwignię. Strzeliłam w nią i drzwi się odsunęły ukazując naszym oczom zieloną dżunglę. Ryzyko się opłaciło. Jeszcze raz spojrzałam w stronę kryształu. Wyjęłam blaster i jednym strzałem zniszczyłam Kryształ Jedi.
29 lipca
Znowu siedzimy w kupieckim miasteczku. Jutro odlatujemy. Mara powoli dochodzi do siebie. A ja, jak zawsze po takiej przygodzie, zastanawiam się co będziemy teraz robić...i pewnie jak zawsze nie będę długo czekać na odpowiedź.
30 lipca
Dziś opuszczamy Anad. Chowając blastery do ładowni (oczywiście poza jednym, który zawsze mamy przy sobie) w mojej kaburze znalazłam niewielki kamyk. To był odłamek Kryształu Jedi!
No cóż...nieoczekiwana pamiątka z podróży...
Kryształ jest naprawdę piękny. Komnatę znalazłyśmy późnym wieczorem, więc co zrobić z kryształem zastanowimy się rano. Rzecz jasna będziemy czuwać przez całą noc. Zawsze mogą pojawić się nasi koledzy. Chociaż kiedy ich widziałyśmy nie mieli ochoty się ruszać z miejsca przez całą noc...
A dzisiejszego ranka zastanawiałyśmy się co zrobić z kryształem. Nasze rozmyślania przerwało czterech opryszków, którzy nagle wkroczyli do komnaty. Może i mieli przewagę liczebną, ale ich broń wołała o pomstę do nieba. Czy oni myśleli, że dwie dziewczyny nie będą uzbrojone? Każdy z nich miał po jednym wibroostrzu. Też mi arsenał. Ja i Mara miałyśmy po dwa blastery. Wyjęłam obydwa pistolety z kabur i wycelowałam w dłoń jednego z Ferran. Precyzyjnym strzałem wytrąciłam mu wibroostrze z ręki. To odebrało reszcie ochotę do walki z lepiej uzbrojonym przeciwnikiem. Natomiast Mara, która została przy krysztale, wzięła do ręki niewinnie wyglądające świecidełko. W chwili gdy dotknęła go ręką kryształ uniósł się oślepiając wszystkich jasnym blaskiem. Kryształ oświetlił całą salę. Później nastąpił wstrząs i jaskinia zaczęła się walić. Tylko tego nam brakowało. Nasi przeciwnicy zaczęli uciekać w popłochu. Jeden z Ferran nie zdążył i skończył pod skałą jak rozgnieciony robal. Niestety, spadające odłamki dotkliwie zraniły Marę. Na dodatek w nogę. Pomogłam jej wstać i rozejrzałam się po komnacie. Po przeciwnej stronie zauważyłam drzwi. Musiałam zaryzykować. Nie było sensu nawet próbować wracać tą samą drogą. Idąc w stronę owych drzwi spostrzegłam dźwignię. Strzeliłam w nią i drzwi się odsunęły ukazując naszym oczom zieloną dżunglę. Ryzyko się opłaciło. Jeszcze raz spojrzałam w stronę kryształu. Wyjęłam blaster i jednym strzałem zniszczyłam Kryształ Jedi.
29 lipca
Znowu siedzimy w kupieckim miasteczku. Jutro odlatujemy. Mara powoli dochodzi do siebie. A ja, jak zawsze po takiej przygodzie, zastanawiam się co będziemy teraz robić...i pewnie jak zawsze nie będę długo czekać na odpowiedź.
30 lipca
Dziś opuszczamy Anad. Chowając blastery do ładowni (oczywiście poza jednym, który zawsze mamy przy sobie) w mojej kaburze znalazłam niewielki kamyk. To był odłamek Kryształu Jedi!
No cóż...nieoczekiwana pamiątka z podróży...
4 sierpnia
Od dwóch dni jesteśmy na Coruscant. Cerasi i ja. Noga jeszcze mnie strasznie boli, nieźle oberwałam w jaskini, ale teraz już przynajmniej mogę chodzić. Wczoraj śnił mi się Kryształ Jedi. Taki, jak go znalazłyśmy. Pewnie leży teraz pod gruzami jaskini w Zachodnich Górach Anad. Wydaje mi się, że gdy Cerasi strzeliła rozpadł się praktycznie w drobny pył. Ale pewna nie jestem. Bardzo mało pamiętam z tego, co się tam wtedy wydarzyło i dlatego bardzo niewiele rozumiem. Pamiętam jak napadli na nas ci czterej, których spotkałyśmy krótko po lądowaniu na Anad. Coś było nie tak. Chciałam ich powstrzymać. Jakby nie całkiem świadomie sięgnęłam po Kryształ. Nie mam pojęcia czemu właściwie to zrobiłam. Tak jakoś wyszło. A potem jaskinia zaczęła się walić. Czułam coś dziwnego, jakby Kryształ Jedi był przez chwilę częścią mnie samej. Jakbym nim kierowała... Tylko, że ja nic nie zrobiłam! Wcale nie chciałam, żeby to wszystko tak się potoczyło.
Chcąc użyć naszego "świecidełka" jako broni musiałam obudzić jakąś tajemniczą siłę. O rany... to brzmi jak jakieś majaczenie. Ale nie umiem inaczej opisać tego, co przeżyłam. Cerasi znalazła później mały odłamek, który jakimś dziwnym trafem ocalał. Na razie nie wykazuje żadnych niezwykłych właściwości. Ot, zwyczajny kawałek fioletowego kryształu. Jednak lepiej uważać, bo nadal nie wiemy co to jest i do czego jest zdolne, więc teraz jesteśmy bardzo ostrożne. To znaczy, Cerasi jest. Ona pilnuje kryształu. Chciała mieć swoją pamiątkę z podróży, to proszę bardzo. Ja nie chcę mieć z tym już nic wspólnego.
13
sierpnia
Nareszcie! Dziś wieczorem odlatujemy z Coruscant w poszukiwaniu kolejnych przygód. Już nie mogłam znieść tego miejskiego tłoku, jaki zazwyczaj panuje w "sercu galaktyki".
Podróżując czuję się wolna...i to lubię najbardziej.
Miejmy nadzieję, że już wkrótce wydarzy się coś, co zmieni naszą szarą codzienność. Tak więc jesteśmy nastawione bardzo optymistycznie. A co się stanie? Zobaczymy...
Nareszcie! Dziś wieczorem odlatujemy z Coruscant w poszukiwaniu kolejnych przygód. Już nie mogłam znieść tego miejskiego tłoku, jaki zazwyczaj panuje w "sercu galaktyki".
Podróżując czuję się wolna...i to lubię najbardziej.
Miejmy nadzieję, że już wkrótce wydarzy się coś, co zmieni naszą szarą codzienność. Tak więc jesteśmy nastawione bardzo optymistycznie. A co się stanie? Zobaczymy...
Mara Jade
&
Cerasi
Kenobi
Kasis2006-09-08 15:59:57
W porządku, ciekawy pomysł z dziennikiem. Ale jest troche błędów i nieścisłości.
Gemini2006-01-12 11:41:36
Fajne i zapadsda w pamiec. Czytałm to kiedyś ,ale dopiero teraz daje swą opinie. 10/10
Harnas Jedi2005-06-21 13:57:24
Spaniałe :)
ba bardzo dobre
Anor2003-02-12 09:33:04
Podoba mi się bardzo ujęcie opowiadania w
formie dzinnika, tylko nie wiem czy
kalendarz w GW jest taki sam jak w real
world???Chyba nie. Oprócz tego nie mam
uwag oprócz tego kryształu, kojarzy mi
się to od razu z serią Egmontu Uczeń Jedi
(niespecjalne skojarzenie), no ale każdy
widzi co chce widzieć...