Tytuł oryginału: Blood Ties #1-4: Jango and Boba Fett Tytuł TPB: Blood Ties Scenariusz: Tom Taylor Rysunki: Chris Scalf Litery: Michael Heisler Okładki: Chris Scalf Wydanie USA zeszytowe: Dark Horse Comics 2010-2011 Wydanie USA zbiorcze: Dark Horse Comics 2011 Tłumaczenie: Maciek Drewnowski Wydanie PL: Egmont 2012 w SWK WS #1/2012 |
Recenzja Lorda Sidiousa
Do tej historyjki można mieć wiele zastrzeżeń. Ona jest raczej prosta jak świński ogon, niby są jakieś zmyłki i zwroty, ale wszystko to tylko dla zmylenia czytelnika. Jak ten ma odrobinę oleju w głowie, to raczej się nie nabierze. Jednak to nie o treść tu chodzi. A obraz.
Pomysł miał być prosty, chciano pokazać jedną opowieść, która ciągnie się przez kilka lat, a dużą przerwą. Tak, by w historię wprowadził nas jeden bohater, a drugi skończył. W EU mieliśmy już kilka pozycji tego typu, a mistrzynią w nich jest bez wątpienia Jude Watson, która potrafiła rozbić opowieść nawet na cztery pokolenia (Legacy of the Jedi). Tu mamy podobnie, wpierw akcję rozkręca Jango Fett, by potem miał ją skończyć jego syn, Boba. Ale jest jeszcze jedna rzecz, która spaja fabułę. To łańcuch DNA. I chyba to jest element, który jest najbardziej widoczny w opowieści, chyba dla wszystkich oprócz samego scenarzysty. Boba Fett i Jango Fett to biologicznie jedna i ta sama osoba. Podobnie jest z klonami. A więc czy dziecko klona jest w pewnym sensie dzieckiem Janga i Boby? Była szansa na dość ciekawe rozwinięcie postaci, choć obiektywnie trzeba przyznać, że częściowo faktycznie poruszono ten wątek. Akcja rozpoczyna się od kolejnej misji Jango Fetta, który poluje na bliżej niezidentyfikowaną osobę. Sprawa się komplikuje, gdy okazuje się, że jest to klon dezerter. Fett ma go sprzątnąć, ale czy jest w stanie strzelić do samego siebie? Wielki, mandaloriański łowca z problemami...
Druga część komiksu to sprzątanie po latach. Niby sprawa się skończyła, ale pewne animozje pozostały. I tu wkracza do akcji Boba Fett. Ten nawet jak problemy ma, to nei ma kompleksów. To jest już łowca pełną gębą.
Jednak komiks ten nie broni się tylko kreską. Akcja choć prosta, nastawiona na konfrontacje, ma jeszcze jedną zaletę. Wyraziste postaci, które mają swoje motywy i są uzbrojone w ostry język. Humor słowny i dość dobre dialogi, w których mamy zwroty akcji, docinki to coś, co dość rzadko spotyka się w komiksach z „Gwiezdnych Wojen”. Tu ważniejsza jest brawura, powagę załatwia nam sytuacja, a nie smętne twarze bohaterów, których nie widać. No i jeszcze Boba Fett, który pokazuje, kto naprawdę jest mistrzem. On nie tylko jest klonem Janga, on jest najlepszym łowcą w całej galaktyce, takim jakim jego „ojciec” nigdy nie był. Końcowe walki z Bobą to majstersztyk, w dodatku cudownie przedstawiony.
Za warstwę wizualną odpowiada niejaki Scalf. Tworzył już grafikę do trzeciej Czystki. Prawdę mówiąc nie wiem, na ile jest to malowane, a na ile rysowane. Wiem tylko, że te kadry robią na mnie olbrzymie wrażenie. Nie wszystkie, ale jako całość wygląda to piorunująco. I wiem tylko tyle, że chcę więcej.
„Blood Ties” to komiks, który wciąga, klimatem, humorem, a przede wszystkim wykonaniem. Taylorowi czasem coś wyjdzie, ale Scalf... To trzeba zobaczyć, treść naprawdę można olać.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 6/10 Rysunki: 10/10 Klimat: 7/10 Rozmowy: 10/10 Opis Świata SW: 6/10 |
Temat na forum.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,57 Liczba: 28 |
|
Dark Count2018-04-12 20:59:22
Fett i klon, klon i Fett, Fett i klon przyjaciele od lat ...
Oprawa graficzna komiku jest rzeczywiście zjawiskowa. Scalf miewa czasem problemy z proporcjami i dynamicznymi pozami figur, ale nadrabia to fotoszopowym kunsztem pomieszanym ze zręcznymi szkicami. Ponadto zróżnicowanie między ostrymi i niewyrazistymi płaszczyznami obrazu autor rysunku ma świetnie opanowaną. Efekt lepszy niż u przereklamowanej Duursemy.
Z tymże grafika nie jest wcale największą zaletą komiksu, a jego fabuła, której nigdy w życiu nie nazwałbym "prostą". Ok, zaczyna się całkiem standardowo, od zlecenia zabójstwa "informatora", ale im dalej w las, tym lepiej. Informator okazuje się być zdezerterowanym klonem z Kamino, który próbuje prowadzić normalne, rodzinne życie. Przerywa mu je Jango, u którego kwestia zabójstwa klona uruchamia dylematy związane z własną tożsamością. Może łowca i ofiara to ta sama osoba ? Dalszy ciąg owej kwestii zostaje rozwinięty 20 lat później przez Bobę, który natrafia na syna wspomnianego klona, Freemana. Scenariusz jest bardzo dobrze skonstruowany, jest dynamiczny, zawiera wiele zwrotów akcji. Do końca nie wiedziałem, czy Boba pomoże Freemanowi, czy nie. Co więcej, dawno nie czytałem tak dobrych dialogów w komiksie SW, w ogóle w jakimkolwiek komiksie. Niewymuszone, cięte, dobitne, istna kopalnia cytatów. Ten komiks robi tak wiele rzeczy dobrze, że trudno to streścić. Łączy losy "rodziny" Fettów, świetnie przedstawia czasy pre- i post- ROTS, porusza głębsze "filozoficzne" kwestie (czy Boba to syn, czy produkt Jango ? Czy można Bobę i Freemana uznać za braci ? Jak rozumieć "dziedzictwo" obu postaci ?) no i rozbudowuje postać Boby nie gorzej niż niejedna książka, pokazując że nasz łowca nagród jednak zawsze "odbiera zapłatę za kontrakt" (insider joke). Humoru pod postacią "ligi łowców" też nie brakuje. Jedyne do czego się mogę przyczepić, to fakt że Boba nie poznał Freemana od razu, chociaż wygląda jak o kilka lat młodsza wersja jego samego.
10/10 Może zbyt impulsywna ocena, ale dawno nie czytałem nic tak dobrego.
TheMichal2012-07-21 13:56:46
Rzadko się widuje w komiksie takie niesamowite rysunki :)
Pablo1944pl2012-03-08 17:10:07
Z racji niszczących system rysunków (Scalf <3) i niezłych dialogów z komiksem wręcz trzeba się zapoznać ;-) Sama historia dosyć prosta, nie urzekła mnie specjalnie, ale czyta się szybko, dzięki czemu jest więcej czasu na podziwianie małych arcydzieł Scalfa ;) Mocne 7/10!
CommanderWolffe2012-03-04 19:57:29
rysunki <3
smajlush2012-03-02 18:42:38
Scalf <3 [2]
Fabuła nieskomplikowana, acz ciekawa - jedyne, na co można się trochę wkurzyć to pojawienie się znikąd Bosska, które niczego nie wnosi do fabuły. Ale najmocniejszą jego stroną są rysunki - LS w recenzji napisał nawet o obrazach - wtedy nie dałem temu wiary. Trzeba ujrzeć, żeby uwierzyć - to jest przepiękne - chowa się nawet Duursema z oblężeniem Saleucami. Chowa się Matejko i Wyspiański. I to razem wzięci. Scalfowi czasem dziwnie wychodzą twarze (nieco rozmazane), ale podobieństwo do filmowych pierwowzorów jest uderzające. Fabuła ponad-przeciętna, a rysunki wywalone w kosmos, co prowadzi mnie do dania oceny: 9/10
Master of the Force2011-08-08 18:23:46
Scalf <3