Tytuł oryginału: Chewbacca #2: Ssoh, or: A Slaver's Lot Scenariusz: Darco Macan Rysunki: Jan Duursema Kolory: Color Graphix Tłumaczenie: Maciek Drewnowski Wydanie PL: Egmont 2010 w Star Wars Komiks #3/2011 Wydanie USA: Dark Horse 2000 w Chewbacca |
Recenzja Lorda Sidiousa
Dwie poprzednie historie o Chewbacce były opowiadane przez osoby blisko związane z wookiem, przez jego ojca i żonę. Tym razem autorzy postanowili podejść zupełnie innym tropem, ukazując postaci, które wcześniej w uniwersum nie odegrały żadnej roli, żeby nie powiedzieć nie istniały.
Pierwszą z takich postaci jest trandoshański łowca niewolników Ssoh, który kiedyś porwał Chewiego. W tym komiksie sprawia wrażenie wręcz typowej hieny, która żeruje na śmierci. Chewbacca umarł, więc wspominając o nim można mieć swoje pięć minut. A że historie stają się coraz bardziej odrealnione, nie ma znaczenia. Ssoh/Macan idą w zaparte i pokazują nam wookiego jakiego jeszcze nigdy nie widzieliśmy i jakim dotychczas wcześniej nie był. Ten komiks świetnie wpasowuje się w wszystkie pośmiertne historie o bohaterach, których straciliśmy, a o których istnieniu wcześniej nie wiedzieliśmy. Owszem znaliśmy te postaci, jednak ich obraz za życia był z goła inny. Tu mamy dokładnie to samo. Chewie, owszem trafia na okręt niewolniczy, to się zgadza ze znaną nam historią, reszta jednak się już nie trzyma kupy. Wookie to banda prymitywów, przy których Klingoni są pokojowo nastawieni do siebie nawzajem, a Vader mordujący oficerów, to młokos, który mógłby się wiele uczyć. Niewolnicy na okręcie postanawiają załatwić swoje honorowe sprawy, jakby wcześniej nie mogli. Oznacza to, że zamierzają się wybić nawzajem. „Genialnie”, owszem można uznać, że Ssoh przesadza, w końcu to jego opowieść, ale dziwne, że nikt nie interweniuje. Zwłaszcza, że C-3PO to nagrywa i tak dalej. W każdym razie małpy na drzewach mają więcej rozumu niż wookie w tym komiksie. Tylko jeden Chewbacca ma na tyle oleju w głowie, że dochodzi do jakże odkrywczego wniosku – niewolnicy w grupie są silniejsi niż ci, którzy ich porwali. Ot Chewie zasługuje na to na nagrodę Nobla w dziedzinie matematyki, pewnie by dostał, gdyby takową przyznawano. Ale on jest niesamowity, bo nie tylko ma coś pod sufitem, nie tylko jest silny, ale jeszcze ma charyzmę i może poprowadzić innych do walki. No i jeszcze ma serce, bo Ssoha mógłby zabić, a wyrwał mu jedynie ręce. Nie podoba mi się taka próba przerysowania postaci, robienia z niej bohatera za wszelką cenę. Prawdę mówiąc, czuję się takim podejściem trochę zażenowany. Niestety taką wizję sobie wymyślił Macan i niewiele da się z tym już zrobić. Cieszy tylko to, że są to historie opowiadane przez różne istoty, więc możliwość przekłamań jest jak najbardziej prawdopodobna.
Warto wspomnieć, że rysunki do tego komiksu robił nie kto inny jak Jan Duursema. Nic więcej nie trzeba chyba dodawać.
Właściwie to nie kupuję tej opowieści. Głównie dlatego, że nie znajduję tu Chewbaccy ani wookiech jakich znałem. Na rysunki są, ale scenariusz równie dobrze mógłby opowiadać o losach kosmicznego Lecha Wałęsy, który jednoczy robotników przeciw Imperium. Najbardziej jednak boli to, że w EU, aż do czasu śmierci, Chewie pełni rolę tła. Dopiero teraz szuka się na siłę należnego jej miejsca, i to niestety jest żałosne.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 3/10 Klimat: 2/10 Rozmowy: 4/10 Rysunki: 8/10 Kolory: 7/10 Opis świata SW: 1/10 |
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 5,79 Liczba: 14 |
|
SW-Yogurt2019-11-17 16:24:32
Nie wolno drażnić Wookich!