Tytuł PL: Dziedzictwo: Skrajności Tytuł oryginału: Legacy #48-50: Extremes Tytuł TPB: Legacy Volume #10: Extrmes Historia: John Ostrander i Jan Duursema Scenariusz: John Ostrander Rysunki: Jan Duursema Tusz: Dan Parsons Litery: Michael Heisler Kolory: Brad Anderson Okładki: Jan Duursema, Chris Warner, Sean Cooke Tłumaczenie: Jacek Drewnowski Wydanie USA zeszytowe: Dark Horse Comics 2010 Wydanie USA zbiorcze: Dark Horse Comics 2010 Wydanie PL: Egmont Polska 2012 |
Recenzja Lorda Sidiousa
Najgorszą rzeczą, którą mogli zrobić Duursema i Ostrander, to nazwać ten komiks zakończeniem „Dziedzictwa”. Niestety, raczej to nie jest ich własny pomysł, i to widać. Faktem jest, że Ostrander lubi misternie planować i tu w końcu wiele wątków zaczyna się nam splatać w jedno. To jednak nie jest zakończenie, a raczej przygotowanie gruntu pod wielką jatkę.
Po mocnym otwarciu i zakończeniu Fate of Dac, akcja jest kontynuowana dokładnie w tym miejscu, gdzie się urwała. Nihil i Wyyrlock odkrywają zniknięcie Kryta. To jednak jest tylko jeden z wielu lekko poruszonych wątków. To co otrzymujemy dalej przypomina tylko ustawianie kolejnych pionków na planszy. Pojawia się ich sporo. Z poprzedniego komiksu wiemy, że admirał Gar Stazi, który u boku Imperium walczy z Sithami i to jedyny wątek, który zostaje pominięty. Trzeba odgrzebać całą resztę i dodać nowe rzeczy. Kolejna misja moff Nyny Calixte, huttowie, Cade, Sithowie którzy knują przeciw sobie, no i wspomniany już powrót Krayta. W tej opowieści totalnie gubi się jej wyjątkowość, jej własna historia. To raczej krótkie scenki, które ukazują nam w którym kierunku rozwija się akcja. Przez to czytanie „Extremes” jako osobnej opowieści jest trochę irytujące. Bo komiks niewiele wniósł, raczej poprzesuwał nam trochę postaci. Owszem są i nowe elementy, jak choćby wątek przyjmowania uchodźców na Utapau, pod bacznym okiem Telona Medona (kolejne miejsce do ustawiania powiązań do klasycznych postaci). Jednak wszystko zmierza do wielkiego starcia, które tu nie następuje. Militarnie liczą się tylko dwie siły, czyli Sithowie i Sojusz-Imperium, ale sami bohaterowie są porozdzielani w wielu mniejszych frakcjach, które w pewien sposób ze sobą rywalizują. To mi się podoba. Wojna nie jest tu tak jednostronna jak ta z filmów. Tu tych stron jest właściwie tyle ilu mamy charyzmatycznych bohaterów. Miejscami przypomina to „Diunę” czy Martina, tylko jest jeden problem. Skala. Komiks nie pozwala autorom pójść w pełni w tym kierunku, są ograniczeni ilością kadrów i ilością zeszytów. Bronią się jak mogą, jednak „Extremes” jako osobna historyjka i jeszcze bardziej jako końcówka serii, nie jest w stanie się wybronić. Tu nie brakuje akcji, tu jest jej wręcz za dużo. Tak samo jak jest za dużo bohaterów, wszystko jest zbyt rozdrobnione.
Broni się także Duursema, choć niestety tylko w środku, nie na okładce. Ale czy ta zdolna artystka mogłaby się nie wybronić? Tu nie mam wątpliwości. I choć nadal żywię do niej wielki szacunek i wciąż podziwiam jej pracę, to nie wiem czy czytanie „Extremes” jest uczciwą ceną za oglądanie jej prac. Zwłaszcza, że sama współtworzyła ten scenariusz.
Mam wrażenie, że całe „Dziedzictwo”, a w szczególności „Extremes” będzie się czytało zdecydowanie lepiej, gdy usiądzie się i za jednym razem przeczyta całość. Gdy poszczególne historie zleją się w jedną wielką, wtedy – przynajmniej mam taką nadzieję – uda się tu dostrzec dynamizm i zwroty akcji. Na razie to taka Federacja Niezależnych Kadrów, której jedynym celem jest zachęcenie nas do czytania serii dalej. Tylko, że gdy otrzymujemy taki mostek fabularny w ostatnim tomie serii, to zakrawa to trochę na niesmaczny żart. Mnie osobiście „Extremes” o tyle rozczarowało, że jako osobna historia leży fabularnie. Rzuca wiele fajnych pomysłów, którymi się miota i nie potrafi tego wykorzystać.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 5/10 Rysunki: 10/10 Klimat: 8/10 Rozmowy: 7/10 Opis Świata SW: 9/10 |
Temat na forum
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,50 Liczba: 10 |
|
SW-Yogurt2019-12-28 23:07:11
Nieźle się to ogląda. Nieźle się to czyta. A jednak całość zaczyna męczyć. ~;)
Dark Count2019-03-07 02:30:48
No i jak się już wydawało że Legacy odzyskuje mniej czy więcej stabilną formę, to dostajemy zimny prysznic w postaci powyższych tworów. "Skrajności" ukazują nam największe bolączki serii, ale zacznijmy po kolei. Zacznijmy od tego, że komiks wprost uwielbia stawiać czytelnika przed faktem dokonanym. Co się stało z Cade`em ? Ano, poluje na złego naukowaca Vul Isena. Co się stało ze spotkaniem Imperatora z Jedi ? Ano, wszyscy ledwo uszli z życiem, oprócz księżniczki, która wpadła w sidła sithów. Co się stało z Kraytem ? Ano zmartwychwstał.
Mamy z tym dwa duże problemy. Po pierwsze, wszystko to dzieje się w offie. Nic z tego nie widzimy, po prostu musimy wierzyć na słowo. Po drugie, nic z tego nie zostaje wyjaśnione. Dlaczego Cade nagle czuje taką solidarność wobec Kalamarian ? Do tej pory chodziło mu o egocentryczną zemstę na Sithach, a teraz zamienił się w międzyrasowego filantropa ? Jak księżniczka dostała się w ręce sithów ? No i szczyt wszystkiego, jak Krayt zaaranżował własne zmartwychwstanie ? Bo jeszcze dwa zeszyty temu darth Talon była tak samo zaskoczona zniknięciem zwłok Krayta jak Nihl, a teraz nagle okazuje się że mu w tym wszystkim asystowała, a sam genialny Krayt w tajemnicy przed całą administracją Wyyrloka zdąrzył zbudować armię biomechów w podziemiach Korriban. Pod nosem wszystkich innych sithów i nikt się nie zorientował. Jak ? Gdzie ? Kiedy ? Boli to tym bardziej, że chodzi o jedną z niewielu postaci w tej całej serii, która sobą coś reprezentuje - Krayta.
Skoro o postaciach mowa, to komiks stara się zebrać ich wszystkich do przysłowiowej kupy pod bylejakim pretekstem, widzimy więc wujka Cade`a którego ostatnio widzieliśmy w "ukrytej świątyni", panią huttównę ze "szponów smoka" etc. Strasznie to wszystko naciągane, a scenariusz świeci dziurami jak ser szwajcarski. Nowe postacie z kolei są miałkie i nie mogę się pozbyć wrażenia, że zaprzepaszczono ich potencjał. Taki Vul Isen na przykład, o wygląd można się kłócić, ale z niego mogłabyć naprawdę fajna postać, ktoś na miarę Plagueisa, Sith mędrzec z wstrętem do mieczy i pasją do eksperymentów. Tymczasem dostaliśmy nieciekawy substytut Darth Maladi, (jakoś trzeba ją było zastąpić, bo Cade ją zabił, a do tej pory to ona pełniła rolę "nadwornego truciciela") który zanotował najbardziej nijaką śmierć w całej serii (ot, wpadł do wody) i który nie ma startu do takich postaci jak Demagol z komiksowego Kotora, czy Raze`a z Rebellion. Pomijam sens otrucia populacji całej planety, bo o ile w przypadku Dac zostało to jakoś zmotywowane (też niezgrabnie, ale co tam) to w przypadku Utapau, jest to zwykły foch. W takim tempie Sithowie otruliby całą galaktykę w parę miesięcy.
Co więc się udało ? Dobrze, że wreszcie wrociliśmy do wątku głównego. Na brak akcji nie można narzekać, przeczytałem wszystko za jednym podejściem, poza tym, dostajemy też parę fajnych odniesień do ROTS, kiedy przedstawiciel Utapau mówi, że zawsze stali murem za republiką (implikując że Separatyści byli dla nich tą prawdziwą republiką) i parę smaczków związanych z gwiazdą śmierci.
Nie chcę wobec Legacy wysuwać pochopnych wniosków, bo została mi jeszcze miniseria "War" do nadrobienia, ale ten komiks uzmysłowił mi jedną rzecz. Dlaczego seria Republic Ostranderowi się tak udała, a Legacy, delikatnie mówiąc, nie dosięga jej do pięt ? Moim zdaniem Ostrander nie ma talentu do większych serii, które polegają na ciągłości fabularnej. W takich seriach Ostrander się gubi i to widać w Legacy. Republic, nie ujmując nic geniuszowi tej serii, poza pierwszymi zeczytami, jest praktycznie zestawieniem pojedyńczych bitew/kampanii. Tam można powielać motywy, tam można wprowadzać charakterystyczne postacie, nie wracając do nich, tam można poganiać sztucznie akcję, tam można opierać dialogi na wyniosłych one-linerach i nikomu to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie. W Republic jedynym ogniwem łączącym całą serię był Vos, więc trudno się było w tym zgubić, tutaj jest inaczej, tutaj Ostrander poległ. I chyba ktoś to zauważył, bo komiks wydaje się być mocno skrócony. Albo to, albo Duursema za dużo namieszała fabularnie.
6/10
Louie2015-03-24 14:09:05
Pozwolę sobie ocenić razem z "The Fate of Dac". Tak jak LS zauważył, wychwycenie granicy miedzy tymi seriami jest dosyć trudne w wydaniu zbiorczym. Ogólnie mam przeciwne zdanie niż Lord. Jak dla mnie wreszcie po bardzo znacznym spadku formy, Legacy ruszyło we właściwym kierunku. "Tatooine" i "Monster" bardzo mocno mnie zawiodły, a tutaj wreszcie fabuła rusza do przodu. Seria bardzo dobrze buduje grunt pod "Legacy: War", mam nadzieje, że finałowa seria spełni moje oczekiwania. Na plus zaliczam dosyć dużą brutalność i powage komiksów. Imperium Krayta Ostrander chce w wyraźny sposób ukazać podobieństwa do ziemskiego nazizmu. Mamy holocaust (w postaci zagłady Dac i innych planet) oraz gwiezdnwojennnego doktora Mengele. Oczywiście przedstawionych w uproszczony sposób, ale niemniej jednak byłem w szoku ogladając takie rzeczy w SW. Zwłaszcza fragment, w którym Eskadra Łotrów odkrywa miliony ciał Kalamarian. Bardzo ciekawie też jawi się akcja w sercu Nowego Zakonu Sithów. Wyyrlok chce umocnić władzę, a wszelką odpowiedzialność za popełniane zbrodnie zrzuca na Veeda. Bardzo mi się podoba motyw zmartwychwstania Krayta i jego wysłany w Galaktykę przekaz. Cade nareszcie (po 10 tomach) przyjmuje na siebie brzemie i idzie mu, ehm, obić mordę. :D
Czas kupić finałowy tom. ;p
8/10
(nie ma to jak nadrabianie wieloletnich zaległości w EU. :D)