Recenzja Lorda Sidiousa
Jeśli miałbym wskazać, czemu tak bardzo lubię komiksy Johna Ostrandera, idealnie nadawałby się do tego ten. Żadnej wielkiej bitwy, niewiele klimatu, fabularnie prosty jak drut, postaci też nie rozbudowane specjalnie, ale to właśnie w nich tkwi sedno. I w tym, co je definiuje. To coś więcej niż tylko akcja, to wybór i jego konsekwencje. Wybór tym cięższy, że wymagający poświęceń i to właśnie otrzymujemy tutaj.
Pozornie jest to historia o zamachu na admirała Gara Starziego, dowódcę Resztek Galaktycznego Sojuszu. Ale to tylko pozornie opowieść o tym wydarzeniu. W tle czai się zamachowiec, który nie jest antybohaterem, który jest tylko małym trybikiem, ale jednocześnie zagubioną istotą pragnącą ocalić siebie. A jeszcze bardziej swoich bliskich. W imię miłości jest gotów wyrzec się samego siebie. Zmuszoną by działać wbrew regułom, niszczyć to w co wierzył. I robi to. Z wahaniem, czy bez, to nie ma znaczenia. Intencje, nawet te najbardziej szlachetne nie przekładają się na konsekwencje wyboru. A nasz zamachowiec, nie jest ani wielką postacią, ani czarnym charakterem. Jest kimś, kto znalazł się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze i podjął pewne wyzwanie. Dał się zmusić, do zamachu. Kto intencjami wytłumaczył swoje działania przed samym sobą, choć wie, że to, czego się podjął jest złe. I to jest moim zdaniem piękne.
Czytając tę historię można zastanawiać się o jej epickości, o tym jak wpłynie dalej na sytuację w galaktyce. Taki zamach nie może przejść bez echa. Ale jednocześnie Ostrander pokazuje nam swą mistrzowską zagrywkę. To, że właśnie zrobił małe przetasowanie to jedno, ważniejsze jest to, że udało mu się opowiedzieć przy okazji zupełnie inną historię, która pchnęła główny wątek polityczny, nie koncentrując się na nim. Nakierował nas na sprawy bardziej błahe, dotyczące pojedynczych istot w galaktyce, ale wnikających z konfliktu. Dla mnie to jest właśnie mistrzostwo, przysłowiowe dwie pieczenie na jednym ogniu.
W tle mamy jeszcze inny wątek, związany z rycerzami imperialnymi, ale to już tylko i wyłącznie małe przesunięcie pionka. Całość kradnie główny wątek, któremu klimatu dodają ilustrację Dave’a Rossa. Zwłaszcza jak się patrzy na ostatnie kadry, rozmowę zamachowca i Starziego. Widać tam żal, gniew i strach, który doprowadził do rozdzielenia lojalności. Podoba mi się to. Komiks może nie jest ani wielki, ani epicki, ale ma w sobie olbrzymią siłę rażenia. Choć wymaga jednej rzeczy, znajomości pionków rozłożonych na planszy Dziedzictwa. Dopiero teraz Ostrander zaczyna ją bowiem wykorzystywać.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 10/10 Rysunki: 8/10 Klimat: 10/10 Rozmowy: 10/10 Opis Świata SW: 10/10 |
Temat na forum
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,91 Liczba: 11 |
|
SW-Yogurt2019-12-16 18:50:00
Nie porwał, ale też i nie przesadnie znudził.
Dark Count2019-01-17 02:13:46
Kolejna miałka opowiastka o Stazim i o tym jak nikt nie może sobie bez niego poradzić i jak cała flota nie może się bez niego obejść. Sithowie ścigają resztki republikańskiej floty, zapędzają ją w kozi róg, prawie zabijają Staziego, ale ten oczywiście wychodzi ze wszystkiego bez szwanku. Drugi Cade normalnie. A leżąc na łożu "śmierci" udaje mu się jeszcze wysyłać instrukcje swoim podkomendnym, człowiek instytucja z tego admirała. A tak na poważnie, to komiks jest wciśnięty na siłę, wątek kalmariańskiego zamachowca zastał poruszony na zaledwie dwóch stronach (nie żeby trzeba było go rozwijać, bo sam w sobie jest słaby), więc nie wiem jak miałby on "pchnąć główny wątek polityczny", najwyżej daje Staziemu osobisty powód do uratowania Mon Calamari, ale tego "dowiemy" się zapewne dopiero w nadchodzących komiksach, poza tym można byłoby to streścić w jednej dymce. Jako że cały arc z mon calamari jest raczej przystawką pod przygody Cade`a, to ten komiks jest fillerem fillera, a do tego złym. Jedynym światełkiem w tunelu jest wątek z imperialnym rycerzem, mistrzem Sinde i jego oddelegowaniem z powrotem na Bastion. A tak to zwykły przeciętniak jakich coraz więcej w legacy. Nie wiem nad czym się tu rozpływać.
6/10