Autorka: Tonks
Dawno dawno temu w odległej galaktyce,
Kiedy słońce już zaszło, świeciły księżyce,
W ciemnym płaszczu z kapturem, lecz jasnej tunice,
Szła sobie pewna postać przez mroczne ulice.
Owa postać z wyglądem innym od golasa
Miała jeszcze miecz świetlny wiszący u pasa.
Krokiem zdecydowanym, szybkim ciągle kroczy,
Bo i tak jest pewna, że nikt jej nie podskoczy.
Jest na obcej planecie, lecz ma Moc przy boku,
Nie boi się niczego, nawet w czasie mroku.
Idzie wprost przed siebie, nie rozgląda na boki,
Na pewno się gdzieś śpieszy i nie zniesie zwłoki.
Przechodzi za drzewami; za jednym, za drugim,
I już jest za budynkiem, wysokim i długim.
Budynków na planecie tej odległej – mało.
Postać wykorzystuje to, co z nich zostało.
Nagle patrzy na boki i się zatrzymuje.
Chyba na kogoś czeka, więc kaptur zdejmuje.
I widać wyraźnie, choć noc ostrość zaciera,
Pokrytą blizną twarz Anniego Skywalkera!
Chłopak stoi i myśli, wciąż się rozglądając,
Na lecący w jego stronę śmigacz zerkając.
W śmigaczu tym zobaczył swoją padawankę,
Wesołą, choć upartą młodą Togrutankę.
Annie krzyczy: „Ahsoka, skąd masz śmigacz taki?
Przecież nie mamy kasy! Po co ci? Dla draki?
Sama wczoraj mówiłaś, że ten grat nawala!”
„Bo to jest nowy, mistrzu! Od brata, Jar-Jara!
Jar-Jar to brat mój przecież, już o tym wiedziałeś.
Głupi i z długim pyszczkiem – sam kiedyś przyznałeś.”
„Aha” rzecze Skywalker. „Rozumiem cię mała,
Ale mamy zadanie, bo chyba Moc chciała
Znów nam spokój zakłócić w naszym pięknym życiu.
Zabijmy Palpatine'a, co czeka w ukryciu!
Facet jest Lordem Sithów, to przecież już wiemy.
Wrócimy na Coruscant, Kanclerza znajdziemy.
Bo on jest bardzo zły, więc zabić go musimy.
Lecz jesteśmy w tym świetni, szybko to zrobimy.”
Więc lecą na Coruscant Anakin z Ahsoką,
Nie patrzą na odległość, czy ciemność głęboką.
Kiedy przestrzeń kosmiczna ramiona otwiera,
Nagle wskaźnik paliwa dosięga już zera.
Zobaczył to Anakin, który chciał odpocząć,
Lecz teraz musiał myśleć, co robić, co począć?
Ahsoka też widziała, więc zaczęła płakać,
Oraz krzyczeć i biegać i z emocji skakać.
„Co my teraz zrobimy?” Tak się przestraszyli,
Że zaczęli żałować, że w drogę ruszyli.
A przecież to nie były już malutkie dzieci.
Nagle... „Popatrz, Ahsoka! Inny statek leci!”
Szybko patrzą za okno: zmierza do nich statek.
Jest on całkiem nieduży, ma nazwę „Uszatek”.
Ale to ich nadzieja, ostatnia, jedyna.
Lecz po chwili zdziwiona bardzo jest ich mina.
Oto grupa Ewoków z pokładu wysiada,
Przechodzi na ich okręt i „Jub, jub” wciąż gada.
A na końcu tego całego zamieszania,
Dobrym Ewokom zachciało się pomagania.
Odżyła w nich uczynność jak u misi małych,
Choć trochę niepozornych, to w środku wspaniałych.
Zawieźli na Coruscant i paliwo dali,
A Jedi, jak przystało, im podziękowali.
Przez chwilę mieli tylko niewesołe miny,
Że goście wrócili na Endor, do rodziny.
Ale Jedi nie powinni się przywiązywać,
Ani swoich uczuć przesadnie okazywać.
Będąc już na planecie szli pieszo drogami,
Wolno oraz mozolnie ruszając nogami.
Bo Jedi też może pozwolić na zmęczenie,
Gdy właśnie go czeka Kanclerza odwiedzenie.
Choć siedziba jego z grubego muru była,
A wejście do niej grupa strażników chroniła,
Strażników przy wejściu sztuczką Mocy uśpili,
Nie zatrzymali się tam, lecz dalej wchodzili.
Gdy weszli do sypialni i drzwi otworzyli,
Kanclerza z mieczem świetlnym w ręku zobaczyli.
Zaczął od razu walczyć z młodym Skywalkerem,
Ponieważ nie chciał przegrać walki walkowerem.
A Ahsoka z uśmiechem gdzieś po boku stała,
Całej sytuacji ciekawie przyglądała.
Kiedyś ich przerosnę, postanowiła sobie.
Krótkim użyciem Mocy wszystko co chcę, zrobię.
Kiedy walka na dobre już się rozkręciła,
A Ahsoka wygranej pewna już nie była,
Wzięła sprawy w swe ręce i na pomysł wpada.
„Przestańcie walczyć, mistrzu!” dziewczyna powiada.
„Ja mam tu propozycję nie do odrzucenia.
Jest dla pana Kanclerza, no i wszystko zmienia.
Mój ojciec to szef biura podróży „Togruta”,
Załatwi ci wakacje i trochę grejpfruta.
Spędzisz świetnie czas wolny, odpoczniesz od pracy,
Cudowny urlop na Tatooine bez żadnej płacy!
Tylko na moje warunki zgodzić się musisz:
Nikogo już nie zabijesz i nie udusisz.
Odłożysz szkarłatną klingę miecza świetlnego,
A do rycerza Jedi powiesz „Cześć, kolego!”.”
To były warunki Ahsoki naszej małej,
Trochę pomarańczowej, ale trochę białej.
Dziewczyna tak jak każdy, swoje wady miała.
Jednakże trzeba przyznać, że tu się przydała.
Ważne jest to, że umowa poskutkowała,
Kanclerza Palpatine'a bardzo pozmieniała.
Bo teraz leży sobie pod dwoma słońcami,
Podziwiając u Jabby pałac z tancerkami.
A rycerze Jedi żyją sobie spokojnie,
Nie myśląc o mieczach świetlnych ani o wojnie.
Ahsoka kocha brata, co skrzeczy piskliwie,
I wszyscy żyją długo i bardzo szczęśliwie.