Recenzja Yako
1967. Uniwersytet południowej Kalifornii. Młody George Lucas, za trzy dni musi oddać pracę – scenariusz nowego filmu. W przeciwnym razie nie zaliczy semestru...
Film „George Lucas in Love” (po polsku tytuł ów brzmiałby zapewne „Zakochany George Lucas”) opowiada o młodych latach przyszłego reżysera. Streścić go można bardzo krótko i banalnie. Otóż to, co poznaliśmy wszyscy jako „Gwiezdne wojny” nie zrodziło się tylko w wyobraźni „flanelowca” jak później ochrzczą George’a fani. Właściwie wszystko, co zobaczymy potem w „Nowej nadziei”, „Imperium...” i „Powrocie...” miało swój pierwowzór w realnym życiu, niezależnie, czy chodzi o postacie czy o zdarzenia. Nie będę wyjaśniał konkretnych odwołań fanfilmu do trylogii, ponieważ „George Lucas in Love” właściwie w całości się z nich składa, a mówiąc za dużo, zepsułbym widzom zabawę. Samodzielne doszukiwanie się powiązań, ze znanym światem „Gwiezdnych wojen” jest bowiem tym, co najbardziej bawi oglądających to dzieło.
Właściwie trudno nazwać „Zakochanego George’a Lucasa” produkcją fanowską. Bez wątpienia autorzy pomysłu musieli zaliczać się do grona wielbicieli sagi, ale... No właśnie. „GL in Love” jest w pełni profesjonalnie wykonanym filmem, choć trwającym niecałe 10 minut. Kamera i obiektywy Panavision, ogromna rzesza zatrudnionych ludzi to właśnie to, co przyczyniło się do doskonałej jakości tej produkcji.
Niestety każdy, kto spodziewa się, że zaraz zacznę chwalić „Zakochanego...” za cudowne walki na miecze świetlne srogo się przeliczy. Owszem jest tam scena walki na szpady (normalne, nie świetlne) ale o niej nic więcej pisać nie będę, w ramach nie zdradzania szczegółów. Wszystkim, którzy zabiorą się za oglądanie tego filmu, radzę za drugim, lub kolejnym odtworzeniem przyjrzeć się dalszym planom. Na pewno zauważą jeszcze więcej ciekawych odwołań do gwiezdnej sagi. Produkcja „George Lucas in Love” jest absolutnie niepowtarzalna i wspaniała. Ale po kolei.
Swoim zwyczajem zacznę ocenianie tego filmu od muzyki. Kompozytor naprawdę przyłożył się do tego, aby upodobnić swoje utwory do tych, stworzonych przez Johna Williamsa,a jednocześnie nadać im nowe brzmienie. Odpowiednio budują one napięcie w scenach, w których pojawia się czarny charakter. Temat miłosny też jest niczego sobie... Oczywiście, nie są to kompozycje na ogromną orkiestrę symfoniczną, ale to nie przeszkadza. Skoro już jesteśmy przy dźwięku, to powiem, że jest on również na bardzo wysokim poziomie. Po prostu profesjonalnie przygotowany. Niestety, wersja film, którą posiadam, jest w nienajlepszej jakości, a co za tym idzie, dźwięk jest nieco metaliczny. Zakładam jednak, że to wina tylko i wyłącznie zastosowanego kodeka wideo. („GL in Love” wyszedł swego czasu w wersji DVD – ale to tylko taka ciekawostka.)
Co bardzo ciekawe, w przeciwieństwie do innych filmów fanowskich nawiązujących do GW, w produkcji o której tu mowa, nie wykorzystano efektów cyfrowych. Nie mieściły się one w pseudodokumentalnej koncepcji filmu, a więc nie było potrzeby ich wciskać na siłę. Nadspodziewanie dobrze w filmie radzą sobie młodzi aktorzy. Martin Hynes wcielił się w rolę młodego reżysera. Jego uczesanie i kształt twarzy predysponują go do odgrywania „flanelowca”. Zresztą wszyscy grający w tym filmie doskonale radzą sobie w swoich rolach.
Moją recenzję można podsumować bardzo krótko. Film George Lucas in Love od początku do końca wykonany jest profesjonalnie i z pomysłem, a to, w dobie fanfilmów, w których za wszelką ceną musi się pojawić miecz świetlny, rzadkość. Być może zdziwi was to, że w mojej recenzji nie ma śladu niezadowolenia, ale w filmie „Zakochany George Lucas” nie mam się do czego przyczepić. Otwiera on listę moich ulubionych produkcji fanowskich umiejscowionych w świecie „Gwiezdnych wojen” i gorąco go Wam polecam!
Ściągnij
Obejrzyj na YouTube
Napisy (JohnnyTano)
1967. Uniwersytet południowej Kalifornii. Młody George Lucas, za trzy dni musi oddać pracę – scenariusz nowego filmu. W przeciwnym razie nie zaliczy semestru...
Film „George Lucas in Love” (po polsku tytuł ów brzmiałby zapewne „Zakochany George Lucas”) opowiada o młodych latach przyszłego reżysera. Streścić go można bardzo krótko i banalnie. Otóż to, co poznaliśmy wszyscy jako „Gwiezdne wojny” nie zrodziło się tylko w wyobraźni „flanelowca” jak później ochrzczą George’a fani. Właściwie wszystko, co zobaczymy potem w „Nowej nadziei”, „Imperium...” i „Powrocie...” miało swój pierwowzór w realnym życiu, niezależnie, czy chodzi o postacie czy o zdarzenia. Nie będę wyjaśniał konkretnych odwołań fanfilmu do trylogii, ponieważ „George Lucas in Love” właściwie w całości się z nich składa, a mówiąc za dużo, zepsułbym widzom zabawę. Samodzielne doszukiwanie się powiązań, ze znanym światem „Gwiezdnych wojen” jest bowiem tym, co najbardziej bawi oglądających to dzieło.
Właściwie trudno nazwać „Zakochanego George’a Lucasa” produkcją fanowską. Bez wątpienia autorzy pomysłu musieli zaliczać się do grona wielbicieli sagi, ale... No właśnie. „GL in Love” jest w pełni profesjonalnie wykonanym filmem, choć trwającym niecałe 10 minut. Kamera i obiektywy Panavision, ogromna rzesza zatrudnionych ludzi to właśnie to, co przyczyniło się do doskonałej jakości tej produkcji.
Niestety każdy, kto spodziewa się, że zaraz zacznę chwalić „Zakochanego...” za cudowne walki na miecze świetlne srogo się przeliczy. Owszem jest tam scena walki na szpady (normalne, nie świetlne) ale o niej nic więcej pisać nie będę, w ramach nie zdradzania szczegółów. Wszystkim, którzy zabiorą się za oglądanie tego filmu, radzę za drugim, lub kolejnym odtworzeniem przyjrzeć się dalszym planom. Na pewno zauważą jeszcze więcej ciekawych odwołań do gwiezdnej sagi. Produkcja „George Lucas in Love” jest absolutnie niepowtarzalna i wspaniała. Ale po kolei.
Swoim zwyczajem zacznę ocenianie tego filmu od muzyki. Kompozytor naprawdę przyłożył się do tego, aby upodobnić swoje utwory do tych, stworzonych przez Johna Williamsa,a jednocześnie nadać im nowe brzmienie. Odpowiednio budują one napięcie w scenach, w których pojawia się czarny charakter. Temat miłosny też jest niczego sobie... Oczywiście, nie są to kompozycje na ogromną orkiestrę symfoniczną, ale to nie przeszkadza. Skoro już jesteśmy przy dźwięku, to powiem, że jest on również na bardzo wysokim poziomie. Po prostu profesjonalnie przygotowany. Niestety, wersja film, którą posiadam, jest w nienajlepszej jakości, a co za tym idzie, dźwięk jest nieco metaliczny. Zakładam jednak, że to wina tylko i wyłącznie zastosowanego kodeka wideo. („GL in Love” wyszedł swego czasu w wersji DVD – ale to tylko taka ciekawostka.)
Co bardzo ciekawe, w przeciwieństwie do innych filmów fanowskich nawiązujących do GW, w produkcji o której tu mowa, nie wykorzystano efektów cyfrowych. Nie mieściły się one w pseudodokumentalnej koncepcji filmu, a więc nie było potrzeby ich wciskać na siłę. Nadspodziewanie dobrze w filmie radzą sobie młodzi aktorzy. Martin Hynes wcielił się w rolę młodego reżysera. Jego uczesanie i kształt twarzy predysponują go do odgrywania „flanelowca”. Zresztą wszyscy grający w tym filmie doskonale radzą sobie w swoich rolach.
Moją recenzję można podsumować bardzo krótko. Film George Lucas in Love od początku do końca wykonany jest profesjonalnie i z pomysłem, a to, w dobie fanfilmów, w których za wszelką ceną musi się pojawić miecz świetlny, rzadkość. Być może zdziwi was to, że w mojej recenzji nie ma śladu niezadowolenia, ale w filmie „Zakochany George Lucas” nie mam się do czego przyczepić. Otwiera on listę moich ulubionych produkcji fanowskich umiejscowionych w świecie „Gwiezdnych wojen” i gorąco go Wam polecam!
Ściągnij
Obejrzyj na YouTube
Napisy (JohnnyTano)
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 10/10 Pomysł: 10/10 Efekty Specjalne: nie dotyczy Udźwiękowienie: 9/10 Muzyka: 9/10 |
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,61 Liczba: 28 |
|
Kirkor2009-06-16 15:25:03
zarąbisty ,najlepszy jest profesor :)
Vaknell2009-06-06 23:41:57
Właściwie miałem dać 9 a nie 10, ale trudno :D Film naprawdę genialny.
Lord Jabba2008-11-01 15:10:25
:D Teraz wiadomo jak Lucas wpadł na pomysł nakręcenia sagi 10/10
Jedi-Lord2006-11-15 16:40:31
Arcydzielo wsrod Fan-Filmow SW!! Lepszego nie bylo!!
Nimvar2006-05-02 16:56:39
Świetny pomysł, świetne wykonania, bardzo dobra gra aktorów...hmm, "Definitly" 10!! :D
Adela2006-04-14 00:09:29
hahahhaha 9/10
Verdan2005-12-22 09:27:43
Film zrobił na mnie dosyć duże wrażenie. Daję 10 za pomysł, klimat i humor ;-).
Keiran2005-07-27 14:06:13
gdzie mozna sciagnac te filmy????????????????????
April2005-07-14 13:54:15
film super. Daję 9
JediKing2005-01-17 22:33:23
he he, jest spoko
Karina-Riddle2005-01-12 20:25:48
Hie hie... Mam ten film na komie i podoba mi sie :) Daje 10 i fakt zakończenie niezłe tylko jak pomyśleć baaardzo logicznie to troche "dzikie". fajny był pseudo-yoda....
Martinus2004-08-23 17:46:36
Film jest super. Zrobił na mnie naprawdęduże wrażenie, dlatego daję mu 10/10.
Immo2004-07-16 20:22:30
Ten klimat...Jurek na pewno ogląda ten film codziennie rano. Kapitalny pomysł. Zakończenie-bomba (protonowa).
Edi2004-07-15 01:38:20
Bardzo mi się podobał ten fanfilm a zakończenie jest po prostu niesamowite.Daję 8.
Taag Bha Den Fell2004-07-13 10:27:02
Bardzo fajny film, daje 9
hiroszima2004-07-05 16:21:54
skad to moza miec i czyto jest po polsku?
Leonidas2004-06-20 14:31:49
Wreszcie udało mi się zdobyć "GLiL" ...szczerze mówiać jetsem pod duzym wrażeniem. Autor odznaczył się niezwykłą pomysłowością : nakręcić film fanowski o SW bez jakichkolwiek walk na miecze, pojedynków w przestworzach itp wydawałoby się niemozliwe.. a jednak! A jaki znakomity koniec ;)
Lord Sidious2004-04-11 13:55:24
Jak dla mnie to jeden z najlepszych fanfilmów jakie powstały. Dużo nawiązań do SW, mimo, że w naszej galaktyce, dużo nawiązań też do innych filmów, nie tylko GLa - a przede wszystkim humor. Lekki, sytuacyjny, ale rozbrajajacy.