Recenzja Lorda Sidiousa
Kolejny jednostrzałowiec, który po raz kolejny miesza nam w znanych już informacjach. Mam wrażenie, że teraz czeka nas trochę komiksów, w których Ostrander i reszta będą nam przypominać, że jeszcze nie wiemy wszystkiego o „Dziedzictwie”. Swoją drogą to dobrze, bo właśnie takie zagrywki sprawiają, że seria zadziwia, a nawet średnie historyjki, jak ta, potrafią wnieść całkiem sporo. Może nie do jakiejś fabuły, ale z pewnością komplikują obraz świata przedstawionego.
Odgrzebywane są kolejne frakcje, takie jak Huttowie czy Mandalorianie, co w pewien sposób znów przypomina nam o jednym z założeń serii. Minęło sto lat a my wciąż odkrywamy nowy, stary wszechświat. Tyle, że wydawać się mogło, iż ten okres mamy już za sobą. Choć z drugiej strony, to nie są siły, które mogły zniknąć. Sto lat wcześniej odgrywały dość znaczącą rolę, więc ich przeznaczenie musiało budzić pewne zainteresowanie. A tu jeszcze znów pojawia się Eskadra Łotrów. Jedyne, co mnie trochę zirytyowało, to kolejne nawiązania do wojny sithiańsko-imperialnej. Rozumiem, że stanowi ona bazę dla serii, ale wyciąganie z niej elementów, jak z kapelusza, w moim odczuciu nie służy rozwojowi „Dziedzictwa”. W końcu Cade i reszta dokonali już historycznych przemian i co, nadal historia jest ważniejsza, niż aktualne wydarzenia? Jeśli tak, to dlaczego nie dostaniemy lepszego opisu tej historii w serii książkowej bądź komiksowej, a jedynie skrawki? Odniosłem wrażenie, że ten komiks znalazł się w tym miejscu serii przez przypadek. Jednostrzałowy zapychacz, z którym nie wiadomo, co zrobić. Z jednej strony warto rozwinąć Mando, z drugiej większość elementów w tej opowieści można spokojnie umieścić w zupełnie innym miejscu. Trochę mam podobne wrażenie, że jest jak z Nowym. Pomysł jest, tym razem nawet mocno powiązany z „Dziedzictwem”, jednak w momencie, gdy ta historia pasowała najlepiej, nie była dobra na tyle, by ją wykorzystać. Teraz jest przerwa, więc ją odgrzebano, rozwijając jedynie trochę Eskadrę Łotrów, ale główny nacisk położono na Mandalorian. I podobnie jak w „Nowym”, walka (i akcja z nią związana), ma zakryć niedostatki opowieści. Z tym, że ona się o tyle broni, o ile ukazuje nam Mandalorian w nowym świetle.
Również graficznie nie można mówić o rewelacji, choć powiem tylko, że ostra kreska Kajo Baldisimo nadaje opowieści ciekawy klimat i charakter. W końcu to historia o twardych wojownikach i na taką wygląda.
Ten komiks zapewne zachwyci fanów Mandalorian, bynajmniej nie ze względu na fabułę, ale świat przedstawiony. Reszta powinna być zadowolona z tego, że tym razem zapychacz jest całkiem przyzwoity.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 6/10 Rysunki: 7/10 Klimat: 7/10 Rozmowy: 6/10 Opis Świata SW: 8/10 |
Temat na forum
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,07 Liczba: 14 |
|
SW-Yogurt2019-12-16 18:35:04
Opowieści w opowieściach mają ten problem, że przy powrocie do opowieści, w przerwie innej opowieści, przez pół aktualnej opowieści zastanawiasz się, z której dawniejszej opowieści znasz tych ludków, o których opowiada autor. Jakoś tak.
Dark Count2018-12-01 04:07:15
Kolejny filler poszerzający i tak już zbyt szerokie universum. Niestety chyba nie ostatni. Po "Renegacie" myślałem że krótkie komiksy w Legajsach da się polubić, najwyraźniej się myliłem, bo "Rogue`s End" dopasował się poziomem do "Fight another day". Tak z grubsza ujmując chodzi o Mandalorian, w szczególności o jednego Mandaloriana, który zdradzając swego towarzysza uzurpuje sobie prawo do tytułu Mandalora. Pech w tym, że ten drugi nie zamierza się temu bezczynie przyglądać i po namowach żony rozpoczyna swoją Vendettę, reszta jest tylko przykrywką tego wątku.
Nie wiem komu ten komiks polecić, nie zgłębia on kultury Mando, więc dla fanatyków tych tematów nie będzie interesujący, miłośnik Legacy jako całości też nie znajdzie tutaj nic ciekawego, bo komiks nie wnosi do serii niczego, oprócz samej obecności Mandalorian. Dla mnie to za mało.
4/10