Piątego marca 2010 w USA na półki sklepowe trafi książka „The Strange Case of Origami Yoda” Toma Anglebergera. Jej zapowiedź pojawiła się tutaj, gdzie nie została przyjęta entuzjastycznie. Rzadko się zdarza by amerykański autor mógł poczytać sobie polskie komentarze i jeszcze się do nich odnieść. Tym bardziej cieszy nas ta możliwość.
Łukasz Trykowski (Lord Sidious): Nie bałeś się reakcji zagorzałych fanów Gwiezdnych Wojen? Co czujesz, gdy czytasz te przeróżne komentarze w Internecie?
Tom Angleberger: To normalne, że część waszych czytelników uważa, że moja książka jest głupia. To dobrze. Chciałbym, by choć spróbowali, ale jeśli wolą czytać coś innego... nie ma problemu. Natomiast tym, którym wydaje się, że w swojej książce podchodzę do Gwiezdnych Wojen bez należytego szacunku, chciałbym przekazać, że kocham Gwiezdne Wojny i moja książka jest o dwóch dzieciakach, które także kochają sagę. Książeczka jest niejako wynikiem mojej osobistej 33-letniej fascynacji filmami, książkami, figurkami i wszystkim innym. I choć nie podchodzę do życia wyjątkowo poważnie, to jednak Gwiezdne Wojny traktuję z należytą powagą. Yodę także.
LT: Czytałeś polską stronę używając usługi translate.google.com czy może innej metody?
TA: Tak, używałem Google’a, a także słownika slangowego, by zrozumieć niektóre ze słów. Jedna osoba napisała: „Ciekawe co musiał jarać ten kto to wymyślił”. Zajęło mi to trochę, by zrozumieć to zdanie, ale myślę, że było bardzo zabawnie, gdy pojąłem znaczenie słowa „jarać”. I przyrzekam, nie „jarałem”!
LT: Jak wpadłeś na pomysł zrobienia książki z Yodą w wersji origami w roli głównej?
TA: Znalazłem origami Yody w sieci. Ciężko było to złożyć, więc chciałem zrobić łatwiejsze. Pobawiłem się trochę i zrobiłem. Okazało się, że to origami może działać jako kukiełka na palec. Wtedy wpadłem na pomysł dzieciaka, który zrobił taką samą rzecz, zabrał ją do szkoły i sprawił, że zaczęła mówić do ludzi.
LT: Stosunkowo mało wiemy o samej książce. Wiemy, że głównym bohaterem jest chłopak, nieudacznik, który ma tę kukiełkę Yody z origami. Mógłbyś coś więcej dodać? Czy koncentrowałeś się bardziej na szkole, czy może odkryciu Mocy w Yodzie? A może na obu tych rzeczach?
TA: To zdecydowanie szkolna opowieść. Historia o kimś, kto przeżywa w szkole trudne chwile. To dzieciak, który nie potrafi niczego zrobić dobrze, oprócz origami. Gdy złożył z origami Yodę, sprawia, że ta kukiełka daje ludziom porady w stylu Yody. To niesamowite, ale te porady świetnie się sprawdzają. Troje innych dzieciaków próbuje się dowiedzieć, czy Yoda z origami używa mocy, czy może jest tylko kawałkiem papieru. Może nie ma żadnej mocy? Może to tylko sztuczka? Chcę by czytelnik także się nad tym zastanawiał.
LT: A kim jest twój docelowy czytelnik?
TA: Są dwie grupy. Pierwsza to dzieciaki w wieku 8-13 lat, zwłaszcza te, które są trochę fanami. Druga grupa to dorośli, którzy kochali Gwiezdne Wojny będąc dziećmi i ta miłość nadal w nich pozostała.
LT: Gdy już miałeś pomysł, co dalej? Zacząłeś pisać, czy może wpierw próbowałeś się skonsultować z Lucasfilmem w kwestii użycia Yody jako tytułowego bohatera?
TA: Napisałem całą książkę. Potem mój redaktor pracował nad zdobyciem aprobaty Lucasfilmu. Co ciekawe, osoba, która zaakceptowała moją książkę w Lucasfilm, zabrała tę książkę do domu i pokazała swojemu synowi. On zaś powiedział tak!
LT: A mógłbyś coś więcej powiedzieć o kontaktach z Lucasfilmem? Czy pozwoli Ci pisać wszystko, czy w pewien sposób ograniczali? Wspierali Cię jakoś?
TA: Byli fantastyczni! Nigdy nie odrzucili żadnego z moich pomysłów. I pozwolili używać wielu innych postaci z Gwiezdnych Wojen. Moje marzenia się spełniły, gdy pozwolono mi narysować Jabbę, admirała Ackbara i wielu innych na potrzeby książki. Fajnie też jest otrzymywać dokumenty, w których moje imię jest powiązane z Lucasfilm. No i filmik na StarWars.Com, który jest niesamowity. No i wciąż pomagają mojemu wydawcy się przebić.
LT: Widziałem w Internecie instrukcję zrobienia Yody z origami. Czy coś takiego jest dodatkiem do Twojej książki?
TA: Tak. Jest wydrukowana instrukcja na tylnej okładce. Ponadto na stronie www.origamiyoda.com znajdują się linki do instrukcji zarówno pisanych jak i w wersji video.
LT: Czy w książce znajdziemy jeszcze jakieś nawiązania do sagi? Widziałem myśliwce i Gwiazdę Śmierci na okładce. One tam tylko są, czy mają coś wspólnego z treścią?
TA: Jest wiele nawiązań do Gwiezdnych Wojen – cytaty, rysunki, sugestie czy inne jaja. Choćby szkoła nazywa się Gimnazjum im. Ralpha McQuarrie’ego. A dla zatwardziałych fanów dodam, że numer autobusu szkolnego to 3263827. Poza tym, w samym centrum książki jest Moc. Może niewiele tu z magii Jedi, ale jest zamysł wyboru ścieżki, która prowadzi do dobrej lub ciemnej strony. To coś, co jest nieodłączną częścią prawdziwego życia.
LT: A myślałeś może nad napisaniem książki z innymi postaciami z Gwiezdnych Wojen w wersji origami? Wookiee? Vader?
TA: W sumie to Chewbacca w wersji origami pojawia się w tej książce. Myślałem też o Vaderze w sequelu, ale jeszcze nie jestem pewien.
LT: A co jest twoją inspiracją? Książki, filmy, coś innego?
TA: Szczerze mówiąc miałem bardzo, bardzo trudny okres w gimnazjum i liceum. To we mnie pozostało, ale inspiruje mnie także do przepisania mojego życia. Ta ksiązka jest o dzieciaku, który szuka kogoś, kto by go zrozumiał i zaakceptował.
LT: A inne dzieła fantasy/SF? Wspominałeś coś o Stanisławie Lemie.
TA: Myślę, że Stanisław Lem jest po prostu najlepszym pisarzem science fiction wszechczasów. Wciągnęło mnie, gdy moi polscy przyjaciele dali mi kopię „Cyberiady”. W tej książce jest tyle rzeczy dających do myślenia. I, podczas gdy niektóre bardziej leciwe sci-fi zdążyły się zestarzeć, Lem wciąż jest daleko przed nami. Natomiast moją ulubioną serią fantasy jest „Gormenghast” Mervyna Peake’a. Jestem też fanem Michaela Moorcocka. Obecnie w Ameryce jest też pisarz imieniem M.T. Anderson, który tworzy niesamowite książki, w tym także budzącą pewien niepokój powieść SF pt. „Feed”.
LT: A czy myślałeś kiedyś by napisać powieść z głównego nurtu Gwiezdnych Wojen? Może także młodzieżową jak „Uczeń Jedi”?
TA: Z przyjemnością, ale nie wiem, czy bym się sprawdził. Piszę książki science fiction, acz i tak osadzam je w szkole na Ziemi.
LT: A Gwiezdne Wojny? Jak cię inspirują? Jak zmieniły Twoje życie? Jak zostałeś fanem?
TA: Gwiezdne Wojny to nieodłączna część mojego życia. Dały mi dużo radości. W latach 70., nie mieliśmy magnetowidów, nie mogliśmy oglądać Gwiezdnych Wojen w kółko. Mieliśmy tylko wspomnienie filmu. Miałem też kasetę na której skondensowano historię do godziny i wciąż jej słuchałem, w kółko i kółko.
Ale tak jak powiedziałem wcześniej, Ciemna Strona jest prawdziwa. Tak jak i Jasna. Nieważne czy wierzysz w Moc czy nie, Gwiezdne Wojny przypomną ci, że nienawiść i zemsta zawsze sprowadzą cię na złą drogę. Ale możesz też wybrać inny kierunek. Możesz wybrać by twoje życie i życie innych stało się lepsze. To właśnie symbolizuje Yoda.
Po więcej informacji o książce i autorze odsyłamy na stronę: http://riddleburger.wordpress.com.
Łukasz Trykowski (Lord Sidious): Nie bałeś się reakcji zagorzałych fanów Gwiezdnych Wojen? Co czujesz, gdy czytasz te przeróżne komentarze w Internecie?
Tom Angleberger: To normalne, że część waszych czytelników uważa, że moja książka jest głupia. To dobrze. Chciałbym, by choć spróbowali, ale jeśli wolą czytać coś innego... nie ma problemu. Natomiast tym, którym wydaje się, że w swojej książce podchodzę do Gwiezdnych Wojen bez należytego szacunku, chciałbym przekazać, że kocham Gwiezdne Wojny i moja książka jest o dwóch dzieciakach, które także kochają sagę. Książeczka jest niejako wynikiem mojej osobistej 33-letniej fascynacji filmami, książkami, figurkami i wszystkim innym. I choć nie podchodzę do życia wyjątkowo poważnie, to jednak Gwiezdne Wojny traktuję z należytą powagą. Yodę także.
LT: Czytałeś polską stronę używając usługi translate.google.com czy może innej metody?
TA: Tak, używałem Google’a, a także słownika slangowego, by zrozumieć niektóre ze słów. Jedna osoba napisała: „Ciekawe co musiał jarać ten kto to wymyślił”. Zajęło mi to trochę, by zrozumieć to zdanie, ale myślę, że było bardzo zabawnie, gdy pojąłem znaczenie słowa „jarać”. I przyrzekam, nie „jarałem”!
LT: Jak wpadłeś na pomysł zrobienia książki z Yodą w wersji origami w roli głównej?
TA: Znalazłem origami Yody w sieci. Ciężko było to złożyć, więc chciałem zrobić łatwiejsze. Pobawiłem się trochę i zrobiłem. Okazało się, że to origami może działać jako kukiełka na palec. Wtedy wpadłem na pomysł dzieciaka, który zrobił taką samą rzecz, zabrał ją do szkoły i sprawił, że zaczęła mówić do ludzi.
LT: Stosunkowo mało wiemy o samej książce. Wiemy, że głównym bohaterem jest chłopak, nieudacznik, który ma tę kukiełkę Yody z origami. Mógłbyś coś więcej dodać? Czy koncentrowałeś się bardziej na szkole, czy może odkryciu Mocy w Yodzie? A może na obu tych rzeczach?
TA: To zdecydowanie szkolna opowieść. Historia o kimś, kto przeżywa w szkole trudne chwile. To dzieciak, który nie potrafi niczego zrobić dobrze, oprócz origami. Gdy złożył z origami Yodę, sprawia, że ta kukiełka daje ludziom porady w stylu Yody. To niesamowite, ale te porady świetnie się sprawdzają. Troje innych dzieciaków próbuje się dowiedzieć, czy Yoda z origami używa mocy, czy może jest tylko kawałkiem papieru. Może nie ma żadnej mocy? Może to tylko sztuczka? Chcę by czytelnik także się nad tym zastanawiał.
LT: A kim jest twój docelowy czytelnik?
TA: Są dwie grupy. Pierwsza to dzieciaki w wieku 8-13 lat, zwłaszcza te, które są trochę fanami. Druga grupa to dorośli, którzy kochali Gwiezdne Wojny będąc dziećmi i ta miłość nadal w nich pozostała.
LT: Gdy już miałeś pomysł, co dalej? Zacząłeś pisać, czy może wpierw próbowałeś się skonsultować z Lucasfilmem w kwestii użycia Yody jako tytułowego bohatera?
TA: Napisałem całą książkę. Potem mój redaktor pracował nad zdobyciem aprobaty Lucasfilmu. Co ciekawe, osoba, która zaakceptowała moją książkę w Lucasfilm, zabrała tę książkę do domu i pokazała swojemu synowi. On zaś powiedział tak!
LT: A mógłbyś coś więcej powiedzieć o kontaktach z Lucasfilmem? Czy pozwoli Ci pisać wszystko, czy w pewien sposób ograniczali? Wspierali Cię jakoś?
TA: Byli fantastyczni! Nigdy nie odrzucili żadnego z moich pomysłów. I pozwolili używać wielu innych postaci z Gwiezdnych Wojen. Moje marzenia się spełniły, gdy pozwolono mi narysować Jabbę, admirała Ackbara i wielu innych na potrzeby książki. Fajnie też jest otrzymywać dokumenty, w których moje imię jest powiązane z Lucasfilm. No i filmik na StarWars.Com, który jest niesamowity. No i wciąż pomagają mojemu wydawcy się przebić.
LT: Widziałem w Internecie instrukcję zrobienia Yody z origami. Czy coś takiego jest dodatkiem do Twojej książki?
TA: Tak. Jest wydrukowana instrukcja na tylnej okładce. Ponadto na stronie www.origamiyoda.com znajdują się linki do instrukcji zarówno pisanych jak i w wersji video.
LT: Czy w książce znajdziemy jeszcze jakieś nawiązania do sagi? Widziałem myśliwce i Gwiazdę Śmierci na okładce. One tam tylko są, czy mają coś wspólnego z treścią?
TA: Jest wiele nawiązań do Gwiezdnych Wojen – cytaty, rysunki, sugestie czy inne jaja. Choćby szkoła nazywa się Gimnazjum im. Ralpha McQuarrie’ego. A dla zatwardziałych fanów dodam, że numer autobusu szkolnego to 3263827. Poza tym, w samym centrum książki jest Moc. Może niewiele tu z magii Jedi, ale jest zamysł wyboru ścieżki, która prowadzi do dobrej lub ciemnej strony. To coś, co jest nieodłączną częścią prawdziwego życia.
LT: A myślałeś może nad napisaniem książki z innymi postaciami z Gwiezdnych Wojen w wersji origami? Wookiee? Vader?
TA: W sumie to Chewbacca w wersji origami pojawia się w tej książce. Myślałem też o Vaderze w sequelu, ale jeszcze nie jestem pewien.
LT: A co jest twoją inspiracją? Książki, filmy, coś innego?
TA: Szczerze mówiąc miałem bardzo, bardzo trudny okres w gimnazjum i liceum. To we mnie pozostało, ale inspiruje mnie także do przepisania mojego życia. Ta ksiązka jest o dzieciaku, który szuka kogoś, kto by go zrozumiał i zaakceptował.
LT: A inne dzieła fantasy/SF? Wspominałeś coś o Stanisławie Lemie.
TA: Myślę, że Stanisław Lem jest po prostu najlepszym pisarzem science fiction wszechczasów. Wciągnęło mnie, gdy moi polscy przyjaciele dali mi kopię „Cyberiady”. W tej książce jest tyle rzeczy dających do myślenia. I, podczas gdy niektóre bardziej leciwe sci-fi zdążyły się zestarzeć, Lem wciąż jest daleko przed nami. Natomiast moją ulubioną serią fantasy jest „Gormenghast” Mervyna Peake’a. Jestem też fanem Michaela Moorcocka. Obecnie w Ameryce jest też pisarz imieniem M.T. Anderson, który tworzy niesamowite książki, w tym także budzącą pewien niepokój powieść SF pt. „Feed”.
LT: A czy myślałeś kiedyś by napisać powieść z głównego nurtu Gwiezdnych Wojen? Może także młodzieżową jak „Uczeń Jedi”?
TA: Z przyjemnością, ale nie wiem, czy bym się sprawdził. Piszę książki science fiction, acz i tak osadzam je w szkole na Ziemi.
LT: A Gwiezdne Wojny? Jak cię inspirują? Jak zmieniły Twoje życie? Jak zostałeś fanem?
TA: Gwiezdne Wojny to nieodłączna część mojego życia. Dały mi dużo radości. W latach 70., nie mieliśmy magnetowidów, nie mogliśmy oglądać Gwiezdnych Wojen w kółko. Mieliśmy tylko wspomnienie filmu. Miałem też kasetę na której skondensowano historię do godziny i wciąż jej słuchałem, w kółko i kółko.
Ale tak jak powiedziałem wcześniej, Ciemna Strona jest prawdziwa. Tak jak i Jasna. Nieważne czy wierzysz w Moc czy nie, Gwiezdne Wojny przypomną ci, że nienawiść i zemsta zawsze sprowadzą cię na złą drogę. Ale możesz też wybrać inny kierunek. Możesz wybrać by twoje życie i życie innych stało się lepsze. To właśnie symbolizuje Yoda.
Po więcej informacji o książce i autorze odsyłamy na stronę: http://riddleburger.wordpress.com.