Tytuł PL: Dziedzictwo: Kolejny dzień walki Tytuł oryginału: Legacy #32-33: Fight Another Day Tytuł TPB: Legacy Volume #7: Storms Scenariusz: John Ostrander Rysunki: Omar Francia Litery: Michael Heisler Kolory: Brad Anderson Okładki: Omar Francia Tłumaczenie: Jacek Drewnowski Wydanie USA zeszytowe: Dark Horse Comics 2009 Wydanie USA zbiorcze: Dark Horse Comics 2009 Wydanie PL: Egmont 2011 |
Recenzja Lorda Sidiousa
Jednym z najmocniejszych fragmentów serii Dziedzictwo jest komiks „Gniew smoka”, kiedy to Krayt określa przeznaczenie Mon Calamarich i ich planety. I powiem tyle, ten moment nie przechodzi bez echa, tym echem jest właśnie ten komiks.
Na tę opowieść można patrzeć z dwóch perspektyw. Pierwsza to linia fabularna - Kalamarianie nie zamierzają się poddać i walczą. Podobnie robią Sithowie i wykorzystują do tego ciekawą broń i inne sztuczki. Konflikt się zaognia, a my widzimy to w kadrach, na co nie można narzekać. Tyle, że fabuła to tylko kanwa opowieści, banalnej wręcz, niewiele wnoszącej. Całe sedno to druga perspektywa – tło, a może raczej pozorne tło. Ostrander zastosował bardzo ciekawy zabieg, wrzucił bohatera ze swoimi sprawami w wir wydarzeń, które są dla czytelnika w pewien sposób atrakcyjniejsze. Zamiast pokazywać bohaterstwo pokazuje okrutną wojnę - w tle, przez to obserwujemy ją niejako z perspektywy bohatera - Rycerza Imperialnego – Treisa Sinde (swoją drogą pojawił się on właśnie w „Gniewie Smoka”), jednak to wcale nie zmienia opowieści, raczej pozwala nam lepiej zrozumieć świat w jakim się znajdujemy. Wokół mistrza Sinde widzimy obozy zagłady, eksterminację całej rasy, uchodźców i walczących o przetrwanie partyzantów. Do tego mamy klimatyczne elementy walk, choćby podwodne okręty Sithów nazwane rekinami, nie wspominając już o uwolnionym przezeń potworze. I mnie to się bardzo podoba, autor unika jednoznacznego pouczania, pokazywania nam, co jest dobre, a co złe. Sami to doskonale wiemy i potrafimy to dostrzec. Mnie zawsze podobał się pewien obraz z „Ruin Imperium”, gdzie Saba przylatuje nad swoją rodzinną planetę i jest świadkiem ludobójstwa jakie urządzili tam Yuuzhanie. Scena jest fantastyczna (mało realistyczna), acz przy tym piękna i obrazowa. W „Fight another day” (swoją drogą tytuł prawie jak z cyklu o Bondzie) widzimy wojnę w zupełnie innej perspektywie, tej ciemnej, okropnej, w której mrok i zło nie są już tak pociągające, bo nie są tak wyraziste. I co z tego, że autor używa wielu znanych z sagi motywów – walki o wolność, garstki buntowników, potężnych wrogów z ich niesamowitymi broniami, gdy wszystko to sprowadza do tła. Znanego, acz nie tak ważnego i nie tak pociągającego. I tu właśnie pojawia się bohater nowych czasów, podstarzały Treis, rycerz Imperialny, który niczym prawdziwy rycerz jest oddany swemu panu. Ale też pokazuje nam bohaterstwo zupełnie innego rodzaju. Mniej tu przepakowanych umiejętności Jedi, a więcej determinacji, zaangażowania i sumiennej walki. Mnie osobiście bardzo się podoba taka koncepcja Imperium i imperialnych rycerzy, którzy przede wszystkim służą. I tu właśnie rozpoczyna się największy problem, gdyż fabularnie (w kontekście tej jednej opowieści) nie dochodzimy do jakiegoś finału, wyzwolenia czy upadku. Trwamy. Opowieść zostaje zawieszona. Autor pozwolił nam znów zasmakować klimat i przerzuca nas dalej w inny fragment galaktyki inny wątek. To, nawet podczas czytania rozdziałami, jest niestety irytujące, bo przede wszystkim wymaga dużej koncentracji, pamiętania szczegółów i zaufania wobec twórcy.
Wizualnie zaś przede wszystkim podobało mi się ukazanie podwodnych bitew, sprawienie by faktycznie zawieszenie postaci było inne niż w kosmosie. Muszę przyznać, że pod tym względem Omar Francia spisał się na medal, o ile postaci chyba wolę gdy tworzą inni rysownicy, o tyle podczas bitew sprawdza się on znakomicie.
Kolejny tom „Dziedzictwa” to mocna opowieść, ale nie ze względu na historię, a na klimat. Sama opowieść, cóż sprawia wrażenie, że skończono ją w najlepszym momencie (co powoli zaczyna być w serii normą – ale to nie zarzut). Pozostaje tylko czekać jak historia rozwinie się dalej, gdy autorzy powrócą do tego wątku. A że wrócą, tego możemy być pewni.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 7/10 Klimat: 8/10 Rozmowy: 8/10 Rysunki: 7/10 Kolory: 8/10 Opis świata SW: 9/10 |
Temat na forum
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 6,92 Liczba: 13 |
|
SW-Yogurt2019-12-13 00:04:58
Trochę mnie ten komiks wymęczył. Jakiś taki se. ~:|
Dark Count2018-11-25 17:28:46
Słaby komiks. Tak naprawdę nie ma w nim rzeczy która by mi się spodobała. Pomysł z Holokaustem Kalamarian jest w porządku, ale tutaj mnie nie wciągnął. Większe wrażenie zrobił na mnie obóz przejściowy w Dark Times. A pomysł z wielką rybą mordującą Kalamarian jest zupełnie niepoważny. Podobnie jak kreska Omara, moim zdaniem nie pasuje do takiej tematyki. Postacie sztampowe, sith wyglądający identycznie jak ten z Legacy:Noob (rysownikowi nie chciało się tworzyć nowego modelu), naukowiec jak wyjęty z płótna Muncha Krzyk, no i imperialny rycerz Sinde, od biedy jedyna postać która coś sobą reprezentuje. Do tego wszystkiego dostajemy tonę Kalamarian i drewniane dialogi. Ot przykład z brzegu, nasz protagonista wchodzi do jakiegoś hangaru, osaczony przez nieprzyjaciół z każdej strony, nie wie co robić. Aż nagle jeden z nieprzyjaciół zaczyna krzyczeć "o nie, niech tylko nie wysadza tych zbiorników za nami, bo wszyscy zginiemy". Co stanie się później łatwo przewidzieć. Takich chwytów z subtelnością uderzenia kogoś pięścią w twarz było w Legacy do tej pory zawsze niemało, tutaj jest ich wyraźny natłok.
Otwarty koniec wieńczy cały komiks, jest do bólu nijaki.
Ja nie wiem, Empire potrafiło na paru stronach zamieścić filler który jakością przewyższał niejeden komiks, Legacy ma problem z takimi historiami.
5/10
Louie2015-06-19 23:53:12
W niektórych seriach często mamy komiksy-przerywniki, odbiegające od głównej linii fabularnej. W 90% przypadków zawsze mnie takie komiksy irytują, ale jakoś w Legacy zawsze świetnie to wychodzi. Tak wg mnie też jest z tym komiksem. Holocaust Kalamarian jest jednym z bardziej brutalnych wydarzeń w komiksowym świecie Star Wars. Momentami czyta się to z pewną zgrozą. Pojawia się Vul Isen, który jest bardzo ciekawą postacią. Chociaż o ile w kolejnych komiksach tego tak nie odczuwałem, to tutaj jest typową karykaturalną złą postacią. Taki który zabija, bo go to jara. Tutaj jakoś śmiesznie to przedstawiono. Mimo wszystko i tak na plus. Ciekawym stworem okazuje się lewiatan, bardzo mnie też cieszy w jego przypadku odniesienie do stuletniej ciemności. Poza tym bardzo fajnie się ogląda ten cały podwodny sprzęt - łodzie, zbroje, no i podwodny AT-AT. :3 Ogólnie bardzo fajna historyjka, chętnie kiedyś wrócę.
8/10
Aldebar2010-02-18 10:53:11
zgadzam się z LS, klimat to główny atut tego story-arcu. jak dla mnie mocna ósemka (z poprawką na to, że jestem fanem rysunków Omara). btw. podwodne myśliwce Imperium, jak żywo przypominają myśliwce Imperium Sithów Malaka (taki drobny smaczek ;D).