Autorka: Anna "Kasis" Michalska
Koror dyszał ciężko. Pot spływał mu po twarzy, a serce tłukło się w piersi jak oszalałe. W rękach ściskał kurczowo niewielkie zawiniątko. Nerwowo rozglądał się po okolicy, próbując złapać oddech. Nie wyglądała ona zachęcająco, wszędzie walały się śmieci, w powietrzu unosił się nieprzyjemny, ostry zapach. Ciemne, odrapane budynki pięły się wysoko w górę, a ich szczyty nikły zasłonięte licznymi tarasami, chodnikami i placami. Gdy wychylił się przez poręcz, o którą się opierał, zobaczył drugi bezmiar przestrzeni ciągnący się w dół, w mrok.
Krzykliwe reklamy rozświetlały częściowo ciemności, ale i tak noc na tym poziomie Coruscant nie należała do jasnych i urokliwych. Zwłaszcza w tym pustym zaułku.
Młody chłopak usłyszał szelest i odwrócił się gwałtownie. Odetchnął z ulgą, widząc kiwającą na niego palcem Twi’lekankę w skąpym stroju. Uśmiechała się zalotnie. Koror pokręcił przecząco głową i ruszył żwawo w kierunku najbliższej turbowindy.
Gdy drzwi wagonika zamknęły się za nim, zaczął się zastanawiać:
- Zgubiłem go? Czy to możliwe? Myślałem, że już po mnie...
Otarł pot z czoła i odgarnął proste, rude włosy. Cichy szum serwomotorów działał uspakajająco. Winda zatrzymała się i chłopak ruszył bardziej pewnym krokiem w kierunku następnej. Jeszcze kilka poziomów i znajdzie się na lądowisku. Będzie bezpieczny. Spojrzał na zawiniątko i uśmiechnął się.
Cargadoss z trudem tłumił dławiącą go furię. Jego łapy zaciskały się mocno na makrolornetce.
- Zapłaci mi za to! – myślał, lustrując okolicę. – To będzie ostatni błąd w jego zasranym życiu!
Potężny Shistavanin zgrzytnął zębami, nie zauważywszy nigdzie swojej ofiary. Ruszył pędem w kierunku stojącego opodal samotnego, nieco zdezelowanego speederbike’a. Gdy go uruchamiał, z pobliskich drzwi wypadł wysoki mężczyzna. Głośno przeklinał, biegnąc w kierunku swojej własności.
Jednak Cargadoss uniósł się już w powietrze i mijając właściciela pojazdu, poczęstował go solidnym kopnięciem. Mężczyzna runął na ziemię niczym kłoda. Shistavanin nawet się nie obejrzał, pęd powietrza szarpał jego sierść, ale nie studził krwi wrzącej w jego żyłach.
- Tak mnie ośmieszyć – drążki kierownicy stęknęły w proteście, gdy ścisnął je potężnymi łapami. - Ale nauczy się, że nie okrada się łowcy nagród!
- ... i jeszcze dwie butelki!! I jeszcze dwa cycu... – przy wtórze pijackiej piosenki dwóch splecionych ramionami Zabraków wytoczyło się z lokalu.
- Hołota – mruknął stary Twi’lek, odprowadzając ich wzrokiem i sięgnął po piwo. Ku swemu zaskoczeniu odkrył, że widać już dno kufla.
- W ogóle, coś dużo kręci się tu od wczoraj obcych – dodał pomarszczony mężczyzna, siedzący przy tym samym stoliku. Przekrwionymi oczami zlustrował zadymiony, obskurny lokal.
- Nooo... Faktycznie – odezwał się ich towarzysz - Devaronianin – Mój młody mówił mi, że „Pod Rodianką lekkich obyczajów” jest jakiś zlot, czymś się tam zajmują... bronią eee...niekonwencjonalną..., a może tymi... wynery... eee... wenry... cznymi chorobami Huttów, czy czymś takim...
- Pewnie jakimiś pierdołami – zawyrokował Twi’lek, wstając i chwiejnym krokiem podchodząc do baru.
- Taa, to z pewnością. Ludzie nie wiedzą co zrobić z czasem – pokiwał głową mężczyzna i pociągnął solidny łyk zielonego płynu.
Spotkanie z podłożem należało do bolesnych. Koror poczuł smak krwi w ustach. Spojrzał w górę. Łowca właśnie zeskakiwał za nim z balkonu. Na widok jego obnażonych kłów chłopak poczuł nagły przypływ energii. Podniósł się szybko i złapał leżące obok zawiniątko. Biegł najszybciej jak mógł, a za sobą słyszał dyszenie i przekleństwa.
Gwałtownie skręcił w boczną uliczkę i z przerażeniem stwierdził, że to ślepy zaułek. Nagle obok otwarły się drzwi, zza których doszedł go zgiełk charakterystyczny dla barów wszelkiej maści. Jakiś pijany Gamorreanin został wyrzucony na ulicę, nieprzytomny pokonał kilka metrów szorując brzuchem po brudnym chodniku i zatrzymał się zaraz przed chłopakiem. Koror nie zastanawiając się dwa razy, szybko przeskoczył nad bezwładnym ciałem i pobiegł w stronę wejścia. Pchnął drzwi i wbiegł do lokalu.
Słysząc trzaśnięcie drzwi, stary Twi’lek odwrócił się na krześle, mrucząc z niedowierzaniem:
- Nie wierzę, że już się pozbierał...
- Nie, to tylko jakiś szczyl – odparł Devaronianin i powstrzymał beknięcie. – Naprawdę za dużo tu dziś obcych... – dodał, lustrując stojącego w drzwiach zdyszanego chłopaka, który nerwowo rozglądał się po spelunie.
Kiedy ruszył w kierunku baru, Twi’lek obrzucił go pogardliwym spojrzeniem znad kufla:
- Niech wraca do wypasu Nerfów... Fierfek! A ten znów pusty! – westchnął i wstał z rezygnacją.
Kiedy podszedł do baru usłyszał, jak młody człowiek pyta barmana o tylne wyjście. Ten wskazał kierunek, nie zaszczycając chłopaka nawet spojrzeniem, a następnie wyciągnął mackę po kufel Twi’leka. Rudzielec od razu ruszył w tamtym kierunku.
Koror już był przy drugich drzwiach, gdy te rozsunęły się ukazując potężną sylwetkę Łowcy. Przerażony chłopak chciał zawrócić, ale nie zdążył. Dosięgła go potężna dłoń:
- Wybierasz się gdzieś? – ostatnie słowo zamieniło się w głuchy warkot, gdy Cargadoss uniósł go w górę i zbliżył jego twarz do swojego pyska.
Chłopak szarpał się rozpaczliwie i nie spuszczał z oczu ostrych kłów, które od jego gardła dzielił coraz mniejszy dystans.
- E chu ta! Myślałeś, że możesz okraść łowcę?!!
Shistavanin rzucił Kororem tak mocno, że ten przeleciał przez całą salę i spadł na jeden ze stolików, rozbijając stojące na nim naczynia.
Cargadoss ruszył w jego stronę:
- Zapłacisz mi za to!
Klienci lokalu szybko schodzili mu z drogi. Nikt nie chciał angażować się w nie dotyczący go spór, w którym na dodatek jedną ze stron był potężny, wyraźnie wściekły łowca nagród. Cargadoss w kilka sekund przypadł do chłopaka, który jeszcze nie zdążył pozbierać się po bolesnym upadku. Jęknął, gdy włochata łapa poderwała go ponownie w powietrze.
- Wy-wybacz... przecież ro-rozumiesz... – zdołał wystękać.
- Wybrałeś niewłaściwego gracza! – krzyknął łowca, potrząsając Kororem.
- Zaraz złamie mu kark – ocenił rzeczowym tonem Twi’lek, stawiając kufel na stole i przysiadając się z powrotem do towarzyszy obserwujących zajście.
- Myślę, że raczej rozszarpie mu gardło – odparł mężczyzna zbliżając butelkę do ust.
- Tak czy owak, ma przej... – Devaronianin urwał, gdy na ziemię obok Shistavanina z trzaskiem upadło niewielkie puzderko, które wysunęło się z zawiniątka trzymanego przez chłopaka.
Pudełko na skutek uderzenia o posadzkę otworzyło się, a jego zawartość rozsypała się po najbliższej okolicy.
Oczom zdumionych bywalców baru ukazały się niewielkie figurki przedstawiające dziwne istoty i stworzenia, których nigdy nie widzieli. Niektóre żółtawo-brązowe miały nieproporcjonalnie długie szyje, na których osadzone były małe głowy. Inne, potężne i szare, charakteryzowały się dużymi uszami i długimi wypustkami przypominającymi macki w miejscu nosów, obok pokaźnych kłów. Inne przypominały nexu, ale miały zdecydowanie mniej zębów. Pomiędzy tymi stworzeniami można było zauważyć figurki przedstawiające ludzi w dziwnych strojach i z wyglądającymi obco przedmiotami w rękach.
- Co to? – zdumiał się Twi’lek, wychylając się zza stołu, by lepiej przyjrzeć się rozsypanym przedmiotom.
Shistavanin wydał z siebie potężny ryk, miotnął chłopakiem o ścianę, a sam rzucił się by zebrać rozsypane figurki.
Kiedy zaciekawiony Devaronianin wyciągnął rękę w kierunku jednej z nich. Łowca warknął w jego stronę:
- Łapy precz! – szybko wrzucał kolejne figurki do pudełka.
- Co to? – ponowił swoje pytanie zaintrygowany Twi’lek.
- Earth Miniatures – odburknął łowca nie przerywając zbierania.
- Coo? – zdumiał się mężczyzna.
- Gra taka – wyraźnie już uspokojony Shistavanin wyprostował się i bacznie rozglądnął, by sprawdzić czy niczego nie przeoczył.
- Ale, ale... taki... taka... – Devaronianin wyraźnie zszokowany przenosił wzrok z potężnej sylwetki łowcy na ściskane przez niego kurczowo pudełko.
- To po prostu hobby – Shistavanin łypną groźnie na trio zgromadzone przy stoliku i dodał. - Trzeba się czymś zająć w wolnym czasie.
Odwrócił się i wyszedł z lokalu odprowadzany spojrzeniami wszystkich zgromadzonych w barze.
- A to była taka cudowna kolekcja – dał się słyszeć cichy jęk spod ściany. Chłopak, który dotychczas bał się poruszyć, by nie zwrócić na siebie uwagi, pozbierał się z trudem.
- Ale, żeby taki łowca... – Devaronianin był wyraźnie w szoku.
Twi’lek sięgnął po kufel i mruknął:
- Na trzeźwo tego nie pojmę...
Z dedykacją dla wszystkich graczy Star Wars: Miniatures. To Wy mnie zainspirowaliście :)
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,54 Liczba: 13 |
|
Mastergrader2010-12-24 13:02:40
Dobrze zrobione. Dałbym ci 9/10, ale za dedykację dla mnie będzie pełna ocena :D
Testar2010-02-19 14:58:38
Zakończenie niespodziewane :-)
Onoma2010-02-18 08:43:53
Dobrze napisane opowiadanie i zaskakujące zakończenie. :D 10/10
JAX02010-02-10 11:28:10
Doobre ! Aż się papa śmieje.
zorad2010-02-01 14:05:33
Dycha i dwudziecha nawet! Bardzo zabawne.
Szymas_Master2010-01-27 20:14:18
Swietne !
Dycha jak nic :P
Herkay2010-01-25 15:01:27
Heh, bardzo ciekawy pomysł. Bardzo mi się spodobało. ;D
A_Uriel2010-01-24 22:58:10
A mnie przypomniało dzieciństwo i zbieranie Tazosów wszelakiej maści ^^
FoolECK2010-01-24 21:49:05
Świetne! :D Humor bardzo wyrafinowany ;].
Hego Damask2010-01-24 19:03:30
niezłe, zabawne i chyba nawet prawdziwe, chociaż nie znam nikogo, kto by tak pilnował swoich minisów :P