Autor: Elendil
3953 lata przed zniszczeniem I Gwiazdy Śmierci
Jolee Bindo pozostał w zakonie by wspomóc go w tych trudnych czasach. Był rycerzem Jedi. Był nim od czasu gdy powrócił z nieznanego świata na Coruscant. Wrócili wszyscy lecz wkrótce ich drogi się rozeszły. Jedynie z jedną osobą zdołał się skontaktować. Ona także była w niebezpieczeństwie, tak jak on.
Przebywali na Taris. Pośród ruin dolnego miasta. Przygnała ich tutaj siła która już od wielu miesięcy panoszyła się w Galaktyce. Nie wiedzieli co sprowadziło ją w tak okropne miejsce w którym nie było nic oprócz gruzu, śmierci i utraconej niegdyś chwały. Nieznana im istota wyczuła ich obecność a oni wyczuli ją. I tak się tutaj znaleźli. Wyczekiwali spotkania. Byli przekonani, że to ta osoba, którą otaczała silna ciemna strona odpowiadała za tajemnicze zniknięcia Jedi. Byli pewni. Moc im to podpowiedziała.
- Jest tutaj, Juhani – mruknął Jolee chwytając swój miecz świetlny.
- Wiem o tym. Czuję jego obecność. Nareszcie dowiemy się kim on jest. Konfrontacja jest nieunikniona – syknęła cicho Juhani.
Nie czuła się tutaj dobrze. Jej dzieciństwo na Taris było piekłem, a teraz przed jej oczyma ukazywał się widok straszliwego zniszczenia, które nie tylko przywoływało wspomnienia, ale też napełniało grozą. Przebywając tutaj czuła się słabsza. Postanowiła jednak przylecieć z Jolee’m.
Przebywała w jego towarzystwie już parę tygodni, pomagając mu w kilku sprawach powierzonych przez mistrza Tokare i mistrza Lamara. Gdy oboje zauważyli tę nikczemną obecność w Mocy tuż pod ich nosami, nie zawahała się wspomóc swego kompana z Mrocznego Jastrzębia.
W tym samym momencie odczuli czyjąś obecność. Kilkunastu, lub nawet kilkudziesięciu osób. Nie mogli ich zobaczyć oczami, lecz widzieli ich w Mocy. Tej która nigdy ich nie zawiodła i była wierną towarzyszką w ich życiu. Wiedzieli, wokół nich stoi przynajmniej czterdzieści wrogo nastawionych istot. Jolee i Juhani dyskretnie trzymali swe miecze w dłoniach. Po kilku chwilach włączyli świetliste ostrza.
Czy moi zabójcy wystarczą do dopełnienia się waszej klęski Jedi?
Usłyszeli w swych głowach zachrypnięty, niski, męski głos. Nie znaleźli jednak czasu by się zastanawiać nad tym kto za pomocą Mocy przekazał im to pytanie. Jolee rzucił się na pierwszą ciemną postać która się ujawniła.
Juhani w ciemno uderzyła mieczem, przecinając powietrze. Nagle na ziemi pojawił się martwy „zabójca” z wibroostrzem w ręku. Wtedy po kolei, jeden za drugim pojawiali się kolejni przeciwnicy. Jedi byli otoczeni przez nich na małym, zagruzowanym placyku. Oboje nie zamierzali się jednak poddać. Mimo naporu ze wszystkich stron i przytłaczającego poczucia rozciągającego się zewsząd mroku, Jolee i Juhani odpierali ataki tajemniczych rywali.
Stary Bindo ciął zamaszystym ruchem swego miecza kilku zabójców. Wyskoczył następnie jak najwyżej umiał, a gdy wylądował, znalazł się za plecami atakujących. Młoda Catharianka poszła w jego ślady. Następnie rozbiegli się w dwie strony, znikając pomiędzy zrujnowanymi, obskurnymi budynkami. Zabójcy także podzielili się na dwie grupy.
Juhani schroniła się za popękaną, pomalowaną z jednej strony na tęczowe kolory ścianą. Oboje chcieli wziąć zabójców sposobem i wyeliminować tę dużą grupę, jednego po drugim. Młoda Jedi była pewna, że to nie te istoty są kulminacją ciemnej strony w tym miejscu.
Pięcioro rywali zbliżyło się do jej kryjówki. Nie wahając się, przeskoczyła ściankę i wpadła z impetem na ich grupkę. Trzech pobiła od razu, w trakcie walki z dwoma nadbiegło kolejnych czterech. Pomogła sobie mocą odpychając ich na dużą górę wszelakiego śmiecia. Wszędzie było zbyt ciemno by mogła zauważyć, gdzie wylądowali jej wrogowie. Gdy położyła ostatnich dwóch pobiegła w stronę tamtej czwórki. Potykając się i wymijając zniszczone szkielety domostw, dotarła do miejsca w które cisnęła zabójcami. Jeden leżał na ziemi. Juhani przykucnęła przy nim, opierając się kolanami o zimny i wilgotny kawałek ziemi. Zabójca miał skręcony kark.
Schowali się. Ukryli – Jedi próbowała wyczuć ich obecność ale widocznie oddalili się.
Korzystając z chwili wytchnienia Catharianka postanowiła odszukać Jolee’ego. Ujrzała go w Mocy, niedaleko. Cały czas się bronił i atakował na przemian, a wkoło niego leżało kilka ciał. Wysłała mu impuls, aby mógł poczuć jej obecność.
Zgasiła miecz, lecz trzymała go cały czas w ręku, będąc w pełnej gotowości. Ruszyła biegiem po ciemnej, nieprzyjaznej ścieżce w stronę placu by dołączyć z powrotem do starego Jedi.
Nie zbliżaj się... będąc osobno mamy szansę, że któreś przetrwa…
Bindo kazał jej iść w przeciwnym kierunku, ale ona chciała ocalić i siebie i jego. Biegła coraz prędzej mijając w końcu plac i pędząc w stronę walki. Już słyszała jej odgłosy, była bardzo blisko. Zaaferowana i pragnąca znów dołączyć do Jolee’ego nie zauważyła, że zabójcy ponownie stanęli na jej drodze. Tylko dzięki potknięciu się na pordzewiałym wraku jakiegoś ścigacza i wywrotce uniknęła ciosu wibroostrzem. Było ich tylko sześciu. Reszta albo dobrze się zamaskowała albo też zaatakowała jej kompana. Robiąc fikołka wprzód na ziemi i włączając miecz świetlny podskoczyła w górę, a następnie usiadła na plecach przeciwnika, wbijając mu miecz w głowę. Walka trwała….
Stary Jolee Bindo dzielnie bronił się przed napastnikami. Nie był do końca pewny czy Juhani postanowiła trzymać się osobno. Sam też zaczął wątpić w słuszność swej decyzji. Z jednej strony będąc razem mieli większe szanse na wspólną obronę, z drugiej zaś, jeśli dosięgłaby ich broń wroga zginęliby oboje w jednej chwili. A tak wciąż przynajmniej jedno miało szansę na ucieczkę.
Ciął swym mieczem kolejnych zabójców, rzucał w nich całymi blokami permabetonu, lecz czuł z każdą, że słabnie.
Jolee, stary ramolu, weź się w garść – dodawał sobie, na swój sposób, otuchy.
Wyczuwał obecność młodej Jedi gdzieś w pobliżu. Nie widział jej ale też nie miał dużo czasu na spoglądanie. Właśnie odciął głowę kolejnemu zabójcy. Okrążali go coraz bardziej, lecz było ich coraz mniej. Bindo mimo zmęczenia i kilku drobnych ran nie poddawał się i był wymagającym przeciwnikiem.
Juhani dobiła ostatniego. Gdy wyciągnęła niebieską klingę z martwego ciała, odsapnęła i rozejrzała się. Reszta musiała zaatakować Jolee’ego. To pewne. Adrenalina nieco opadła, a jej bitewna furia schowała się gdzieś głęboko w duszy. Chciała zrobić krok, ale wtedy dopadł ją straszliwy ból. W okolicy kolana miała wielką krwawiącą ranę, zadaną bronią zabójców. Dopiero teraz ujrzała także rozcięcie na ramieniu i dłoni. Ból był silny i musiała na chwilę usiąść. Odgłosy miecza Jolee’ego nieco ucichły. Walka zapewne przeniosła się trochę dalej.
Odpoczęła krótką chwilę, po czym znów podjęła próbę dojścia do drugiego Jedi.
Nagle… wyczuła czyjąś obecność. Obecność tej samej osoby którą poczuli lecąc nad Taris. Ta osoba była wtedy gdzieś blisko na małym stateczku, niemal niewykrywalnym z frachtowca Jolee’ego. Ta osoba wylądowała gdzieś w ruinach miasta, a oni podążyli za nią. To była ostatnia myśl Catharianki.
Uścisk na jej gardle spowodował, natychmiastowe odrzucenie jakichkolwiek myśli przez jej umysł. Pozostała tylko chęć wyzwolenia się. Jej oczy zaszły mgłą. Nie była pewna ale wydawało jej się, że dryfuję w powietrzu, że ktoś z pomocą Mocy, przenosi ją w inne miejsce.
Spadła na ziemię z impetem, a jej rany przeszył ostry aczkolwiek krótkotrwały ból. Uścisk na jej gardle zniknął, lecz wciąż miała problem z oddychaniem. Czuła się wycieńczona. Jak za mglistą ścianą ujrzała zniszczony, ciemny plac, na którym stała niedawno z Jolee’m.
- Odczuwasz ból. I mnie nie jest on obcy – odezwał się ten sam męski i niski głos, który Juhani słyszała przed walką.
Teraz jednak nie był to głos słyszany w Mocy, a rzeczywisty znajdujący się blisko niej. Krztusząca się, leżąca na ziemi Catharianka ujrzała na wysokości swych oczu, czarne, masywne buty. Podniosła wzrok. Stał przed nią najstraszliwszy mężczyzna jakiego w życiu widziała. Jego szare, spękane ciało wydawało się ledwo trzymać. Równocześnie wydawał się bardzo silny. Ciemna strona otaczała go zewsząd. Do Juhani docierały jego różnorakie uczucia: nienawiść, cierpienie, ból.
Przyglądała mu się krótką chwilę, a on jej. Jego twarz była nieodgadniona, młoda Jedi nie była pewna czy było to zasługą jego ran czy też czegoś innego.
Poczuła kolejny ucisk na swej szyi. Mężczyzna podniósł ją do pionu i przytrzymywał dzięki Mocy, tak aby nie wywróciła się. Zawyła głośno, gdyż ból był niezwykle silny.
A zatem jestem kolejną ofiarą. Nie udało się pokonać zagrożenia. To kres mojej wędrówki. Tutaj, na zgliszczach Taris. Na pomniku niszczycielskiej siły Sithów.
- Twój umysł jest otwarty niczym brama w waszej śmiesznej świątyni. Nie sądzisz chyba, że jestem jedyny. Jest nas więcej – wyszeptał zachrypniętym głosem mężczyzna - Pozwolisz więc, że skrócę twe męki, nim dotrze tu twój zasapany przyjaciel.
Juhani uniosła się jeszcze wyżej, a uchwyt mocy na jej szyi tylko się zacieśnił. Nie była już w stanie logicznie myśleć. W głębi duszy pragnęła tylko jednego. Aby to się skończyło. Widziała już tylko zbliżającą się ciemność. Nagle ból ustał. Nie czuła już niczego.
Jolee Bindo pędził przed siebie jak tylko szybko potrafił. Pozostawił za sobą martwych przeciwników. Drgnienie w mocy i odczucie mroku było niezwykle silne. Z większą mocą miał do czynienia tylko podczas walk na Gwiezdnej Kuźni, gdy jego drużynę otaczały ściany fabryki oraz adepci ciemnej strony i sam Darth Malak, będący gdzieś w jądrze swego królestwa. Tutejsze źródło ciemności nie było tak wielkie jak to, którego doświadczył trzy lata wcześniej, było jednak przytłaczające i napełniające lękiem. Przede wszystkim było nieznane.
Stary rycerz biegł ile sił w nogach, wiedział bowiem, że Juhani była w niebezpieczeństwie. Był coraz bliżej placu i mimo wszechogarniającej ciemności widział przed sobą jego zarys w oddali. Wtem przystanął, bowiem spełniło się to czego się obawiał. Pustka w mocy po młodej Jedi była niezwykle wyraźna. Jego plan zawiódł.
-Stary głupcze. Czy naprawdę sądziłeś, że gdy uciekniecie w dwie strony uda wam się przeżyć? Wytropiliśmy tak wielu Jedi, że pewnie nie byłbyś w stanie ich zliczyć – głos w głowie Jolee’ego rozbrzmiał ponownie, tak jak przed walką.
- Nie wiem kim jesteś, wiem tylko, że jesteś kolejnym zwierzęciem na usługach ciemnej strony – odparł Jolee, starając się by jego myśl dotarła do tej osoby – Nigdy nie opanujesz Galaktyki, a Jedi zawsze ci przeszkodzą.
- Nie pragnę władzy – szepnął sługa ciemnej strony – Chcę tylko zobaczyć jak wasz zakon lega w gruzach, a ostatni mistrz kłania się przede mną.
Jolee osunął się na ziemię. Zawsze twardy, uparty i pewny siebie Jedi gorzko zapłakał. Czuł się winny.
- Ty nie jesteś mistrzem. Możesz wstać zanim wyzioniesz ducha.
Jolee odwrócił się i powstał. W odległości dwóch, lub trzech metrów od niego stał w cieniu mężczyzna. Nie widział go dokładnie, pomimo, iż był przyzwyczajony do ciemności, jakie panowały przecież w dolnych partiach Kashyyyk, gdzie spędził długi okres swojego życia. Stał nieruchomo i chyba wpatrywał się w niego. Zapalił miecz świetlny. Czerwona klinga oświetliła jego twarz. Jolee był pewny, że gdzieś już go spotkał. Chwycił swój miecz i przygotował się do kolejnego pojedynku.
- Dam ci ten zaszczyt by ze mną walczyć. Twoja przyjaciółka go nie dostąpiła – zaśmiał się drwiąco mężczyzna.
W Jolee’m narastała złość. Nie bał się. Czuł tylko nienawiść. Nienawiść do oszpeconego Sitha. Wiedział, że właśnie o to mu chodzi. By go zmusić do zakazanego dla Jedi odczucia. By poniżyć go jako rycerza jasnej strony. By okazał swą słabość.
Stary Jedi odetchnął głęboko. Oczyścił swój umysł i otwarł się na moc. Uniósł miecz i zapalił klingę, następnie stanął gotowy do, jak przeczuwał, ostatniej walki w życiu.
Nie atakował dużo. Głównie się bronił. Sith natomiast, jak zorientował się Jolee, mieszał szermierczy styl Makashi z agresywnym Shien. Zaciekłe ataki szpetnego użytkownika ciemnej strony rozbijały się o doskonałą defensywę Jedi.
Kolejne uderzenia nie dawały pożądanego efektu. Obaj bowiem byli bardzo zdeterminowani, żaden nie zamierzał odpuścić. Jolee, mimo, iż podłamany, skutecznie opierał się napastnikowi. Walka stopniowo przenosiła się w coraz odleglejsze miejsca. Obaj musieli uważać by nie wywrócić się na zdewastowanym terenie, by nie wpaść na szkielet budynku, by nie dać się pokonać wśród stert kamieni i metalu.
Dotarli w końcu pod ogromną wieżę, jakich pełno było niegdyś na Taris, a które miały swe piwnice w dolnym mieście i podmieście, które teraz było tylko składowiskiem zniszczonych w górnym mieście budynków.
Jedi wskoczył do środka, znikając w ciemności. Sith wpadł z furią zaraz za nim. Nie widząc Jolee’ego, podniósł Mocą kilka zniszczonych mebli i począł rzucać nimi po pomieszczeniu.
Bindo zobaczył lecący w jego strony przełamany w połowie stół. Zatrzymał go w powietrzu i cisnął nim w przeciwnym kierunku. Usłyszał trzask i krzyk wściekłości swojego przeciwnika.
- Pokaż się starcze! – ryknął.
- Cierpliwości kolego – mruknął Jolee, ocierając czoło z kropelek potu – Może najpierw zdradzisz mi swoje śmieszne imię, jakie wy, ciemniaki, macie w zwyczaju przybierać?
Jolee nigdy nie stroniący od wszelakich docinek, nie tracił ochoty na nie nawet podczas walki. Nie miał zamiaru jeszcze rozwścieczać rywala, chciał tylko pokazać, że Sith nie zdołał do końca złamać jego ducha.
- Będziesz mnie błagał o śmierć staruchu, tak jak zrobiła to twoja towarzyszka! – zakrzyknął Sith, podnosząc się z ziemi.
Jolee puścił uwagę na temat Juhani, mimo uszu. Skupił się na dalszym rozwoju wydarzeń. Sith był jeszcze na tyle daleko, by mógł coś obmyślić. Gdyby dostał się na wyższe piętra, mógłby wrócić na swój frachtowiec i przygotować dla Sitha jakąś niespodziankę. Nie może uciec. Zginie lub przeżyje i zabierze ciało młodej Jedi, by pożegnać ją z honorami wraz z innymi członkami zakonu. Pierwsze rozwiązanie wydawało mu się niestety bardziej prawdopodobne.
Podbiegł do szybu windy. Piętro wyżej nie było drzwi tak więc mógł się przedostać na górę. Odbił się od krawędzi i skoczył wspomagając się mocą. Wylądował powyżej i mozolnie podciągając się, znalazł się na posadzce, w dużej sali. Powtórzył swój wyczyn i skoczył jeszcze kilkakrotnie, aż w końcu jego oczom ukazał się skąpany w blasku promieni słonecznych pokój z dużymi oknami dookoła. Znajdował się w jednej z kilku wież na całej planecie które były w opłakanym stanie ale w przeciwieństwie do reszty, stały jak dawniej. W pokoju panował straszliwy nieład. Na podłodze pomiędzy pozostałościami po części ścian i sufitu leżało kilka, nadszarpniętych przez czas, ciał ludzkich. Błękitna farba cały czas pokrywała ściany, jednak tu i ówdzie dało się zauważać duże obdrapane połacie.
Jolee usłyszał hałas w szybie windowym. Odszukał wyjście i wybiegł na chwiejącą się nieco platformę lądowniczą. Wyminął kilka starych, przymusowo „zezłomowanych” statków i ogromny kawał permabetonu leżący pomiędzy nimi, aż w końcu stanął przed swym frachtowcem. Rozejrzał się dookoła. Była zupełna cisza. Jedyny odgłos wydawał nieśmiało świstający wiatr. Z platformy, aż po horyzont, było widać gruz, na wpół zburzone budynki, zniszczone pojazdy i wystające zewsząd kawałki metalu. Bindo dopiero teraz uświadomił sobie, że Taris w ciągu kilku chwil stała się planetą-widmo….
Nagle zauważył lecący w jego stronę miecz świetlny. W ostatniej chwili uchylił się, a miecz rozciął działko frachtowca po czym zawrócił z powrotem. Sith chwycił rękojeść i wyskoczył wysoko w górę. Jolee skoczył do wejścia, jednak został odwiedziony od tej próby z pomocą Mocy. Mężczyzna wylądował tuż obok niego i wymierzył staremu Jedi cios swą bronią, lecz Jolee zdążył sparować uderzenie swym mieczem. Walka na platformie rozgorzała na dobre. Jolee został całkowicie odcięty od swego statku. Musiał pokonać Sitha tutaj, w bezpośrednim pojedynku.
Krótkie ataki Jedi uzyskiwały natychmiast odpowiedź w postaci całych serii cięć i uderzeń Sitha. Kolejny cios był tak silny, że Jolee stracił równowagę i uderzył z impetem w permabetonową ścianę. W jego głowie zawirowało, a miecz wypadł mu z ręki. I wtedy poczuł, piekący ból w nodze, jakby ktoś oblał go wrzącą wodą. Nic nie widział, nie miał w dłoni miecza świetlnego i czuł, że powoli zapada w sen.
Ciemność….. Oczy starego Bindo otworzyły się, lecz ujrzał jedynie cień. Zapach stęchlizny i wilgoci, zdewastowanego dolnego miasta dotarł do niego dopiero po kilku chwilach. Podniósł się na łokciach. Spojrzał na piekącą ranę. Jego kolano było na wylot przebite, zapewne mieczem świetlnym. Ocknął się bardziej i spróbował wstać. Zobaczył obok siebie leżącą Juhani. Była martwa. Ani przez chwilę w to nie wątpił. Nie czuł jej obecności w mocy. Podczołgał się do niej i zamknął jej oczy. Rozglądnął się i zobaczył, że jest gdzieś w miejscu walki z zabójcami Sitha. Wkrótce zobaczył też i jego.
- Myślę, że wiesz, iż tutaj kończy się twoja ścieżka – odrzekł swym donośnym, niskim głosem.
- Dlaczego ściągnąłeś mnie tutaj z powrotem? – zapytał Jolee, patrząc na Juhani.
- Właśnie po to byś zobaczył jak skończą wszyscy Jedi – odparł.
Bindo był wycieńczony. Widok mordercy Juhani rozmazywał mu się w oczach. Nie mógł wstać, nie miał broni a przede wszystkim sił by dalej walczyć.
- Odczuwasz ból. Uczucie które ciebie osłabia, a mnie czyni mocniejszym – stwierdził Sith spoglądając na leżącego Jedi.
- Nigdy nie zabijesz wszystkich Jedi. Nie dasz rady – wysapał Jolee.
- Nie jestem sam – szepnął mu do ucha.
Chwycił go za szatę i podniósł. Jolee spojrzał mu prosto w twarz.
- Znam cię. Jestem pewien. Wiem kim kiedyś byłeś….
Czerwony rozbłysk był tym co ostatnie zobaczył w życiu sędziwy rycerz. Jego ciało osunęło się w to miejsce na którym wcześniej leżał.
Darth Sion pozbawił życia kolejnych Jedi. Bohaterów z pokładu Mrocznego Jastrzębia.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,00 Liczba: 8 |
|
kembrak2015-08-05 13:33:04
Bardzo ciekawe opowiadanie. Brak mi słow na określenie tego świetnego dzieła. Daje 10/10
Cubeous2011-04-13 12:41:59
rewelacyjna opowieść... choć ci dwaj bohaterowie dla mnie już dawno umarli - na nieznanej planecie w świątyni gdy sprzeciwili się Revanowi ;)
Jedi19952010-01-20 18:21:03
no racja , można tak na to spojrzec xD
Elendil2010-01-18 23:14:52
Z tym "pobiciem" to jest sens przenośny. Przecież wiadomo, że nie przylała im z dyni xD.
"Pobiła", czyli po prostu, pokonała.
Jedi19952010-01-18 19:22:45
Opowiadanie wciągające , pełne akcji , ale sa pewne błędy np:
"Pięcioro rywali zbliżyło się do jej kryjówki. Nie wahając się, przeskoczyła ściankę i wpadła z impetem na ich grupkę. Trzech pobiła od razu," - jak mogła ich pobić , skoro miała miecz świetlny ? Pobić to mogą chuligani żebraka na ulicy xD