Autor: NaVaR
Porucznik Kirm Waslli nie lubił jak mu przerywano urlop, szczególnie że dostał go w zamian za odrzucenie jego prośby o przeniesienie do sekcji szkoleniowej na instruktora. Nadawał się do tej roboty miał kilku letnie doświadczenie w "zawodzie". Ale był tez inny powód dla którego złożył podanie.
Miał już dość zabijania, fizycznej eliminacji innego człowieka czy istoty, której śmiech, błysk w oku widać w przyrządach celowniczych. Wiele razy zdążało się ze strzelał gdy jego "cel" wykonywał proste codzienne czynności. Przez dłuższy czas jakoś dawał sobie z tym rade. Ale ostatnio poczucie odpowiedzialności za śmierć, która zadawał, zaczynała mu doskwierać. Ukryte w głębi pamięci wspomnienia, twarze ludzi i istot które zastrzelił, powracały jak demony. Demony, z którym walczył po nocach w snach, koszmarach. Budził się wtedy zlany potem.
Już coraz trudniej było mu pociągać za spust. Zaczynał się wahać.
To będzie jego ostania misja. Decyzje o złożeniu rezygnacji podjął gdy go wezwali.
Podróż na statek była krotka. Od razu po wyładowaniu zaprowadzono go do sali odpraw. Wyglądała jak każda inna, holoprojektor, rzędy krzeseł. Tysiące razy miał w niej odprawy. Przy holoprojektorze, którego cześć pełniła tez rolę biurka, dostawiono trzy krzesła. Stały tez przy nim dwie osoby. Dowódca oraz wysoki mężczyzna. Człowiek. Rozmawiali. Porucznik podszedł i zasalutował.
- Nareszcie pan jest poruczniku - dowódca oddal salut - Przedstawiam panu kapitana Navara z wywiadu.
Porucznik zasalutował ale Navar podszedł i podał prawice. Zaskoczony Kirm stal chwile, ale niepewnie podał dłoń kapitanowi. Przyglądał się agentowi. Zadziwił go jego wygląd. Kremowy mundur oficera wywiadu zlewał się z jasna skora, krótkimi, białymi włosami, i białą siatkówką oczu. Spojrzał prosto w nie. Czul jak czarna źrenica przewierca się przez niego, bacznie obserwuje. Poczuł dreszcz przechodzący po plecach. Zewnętrznie Navar sprawiał wrażenie osoby zimnej, zdecydowanej i spokojnej. "Typowy agent wywiadu". Pomyślał. Ale ten gest uściśnięcia dłoni nie pasował.
Sytuacja rozbawiła dowódcę Kirmy, lekko się uśmiechną.
- Siadajcie panowie - powiedział wskazując krzesła - Kapitan zna już cel i plan misji. Właściwie to zdanie jest zlecone przez wywiad. Kapitanie...
Navar nie odrywając wzroku od porucznika zaczął mówić.
- Celem jest dowódca niewielkiej bazy rebelianckiej na Kalwanie w górach Totar.
"To dlatego tu jestem. Znam teren bo byłem tam na rozpoznaniu. To ja ich tam znalazłem. Ale do wykończenia generała wysłany zostaje agent wywiadu. Cos się szykuje." Pomyślał porucznik.
- Na pewno się pan domyśla dlaczego pana wezwano. - kontynuował Navar, podając Kirmie notes elektroniczny z danymi osobowymi celu - Ale nie wybieramy się w góry. Ustalono ze generał ma nawyk spędzania jednej nocy w tygodniu w pobliskim miasteczku...
Dalej odprawa toczyła się jak najnormalniej w galaktyce.
Ustalono ze kapitan dowodzi misja i to on miał wykonać zadanie, ale w terenie przewodnikiem miał być porucznik. Zna okolice miasteczka, spędził tam ponad piec tygodni poszukując bazy rebeliantów. Role obserwatora przydzielono porucznikowi. Jemu to odpowiadało.
Plan zakładał przybycie na planetę trzy tygodnie wcześniej. Obserwacje miasteczka i potwierdzenie obecności celu. Potem następowało znalezienie miejsca do oddania strzału i wykonanie zadnia. Ewakuacja następowała kilkanaście godzin później.
Po odprawie Navar udał się do kajuty która mu przydzielono na czas lotu. Po wejściu dostrzegł małe pudełko, które ktoś pozostawił na biurku. Wyjrzał na korytarz ale był pusty. Zaryglował drzwi. Wiedział co się w nim znajduje i od kogo ono jest. Już nie raz takie dostawał. Wyją ze środka małą jedno razowa data kartę i włożył do czytnika. Na ekranie pojawiło się pytanie o hasło. Podał je. Potem pojawiła się wiadomość. W polu "od" podany był numer, żadnego nazwiska, imienia. Ale wiedział kto jest zleceniodawca. Zajął się czytaniem wiadomości. Znajdowało się tam tez dossier celu. Zawsze ciekawiło go kogo ma wyeliminować. Ale te były bardzo interesujące. Po skończonej lektorze rozsiadł się wygodnie rozmyślając nad nowymi rozkazami. Zaczął planować śmierć następnej osoby na Kalwanie.
Dżungla była spowita jeszcze mrokiem nocy. Za trzy godziny zacznie świtać.
Zachowując najwyższe środki ostrożności dwie sylwetki poruszały się bezszelestnie w gęstwinie roślinności i ciemnościach. Poszycie dżungli dobrze maskowało ich ruchy. Pomagał w tym także mundur kamuflujący. Wyglądał jak łachman na których zaczęła porastać roślinność. Charakterystyczny kształt głowy burzyły kaptury. Twarze mieli pomalowane w bezkształtne plamy zieleni, czerni i brązu. Szli jeden za drugim. Na przemian obserwując gęstwinę po prawej to po lewej.
Nagle idący przodem podniósł prawa dłoń zaciśniętą w pięść. Zatrzymali się. Pieść się otworzyła nakazując ukrycie się, a palec wskazujący skierował się w kierunku gęstej roślinności dżungli. "Cholera znowu? Jak on to robi? Jesteśmy już tu od dwóch tygodni i za każdym razem gdy natknęliśmy się na patrol to on to przewiduje. Wyczuwa ich po zapachu czy co?" Pomyślał Kirm. Obaj przykucnęli i skierowali karabiny blasterowe w tamta stronę. Czekali.
Po chwili z pomiędzy roślin wyłonił się żołnierz, za nim następny i następny. Patrol. Kilkadziesiąt metrów na lewo od nich przechodziło dwudziestu mężczyzn. Po kilku minutach przeszedł i ostatni. Żołnierze odeszli nie świadomi tego ze gdyby odkryli nieproszonych gości mogliby zginąć. Szybko zginać. Prowadzący duet jeszcze odczekał kilka minut zanim nakazał wznowienie marszu.
Po pokonaniu około kilometra znaleźli miejsce dogodne do wykonania zadania. Pozycja była osłonięta z dwóch stron gęstymi krzakami z trzeciej grubym drzewem. Kierunek w który mieli patrzeć miał lekko przerzedzone korony drzew, a pień drzewa który leżał na ziemi stanowił dobra kryjówkę.
Ciężkie plecaki zostawili pod pobliskim drzewem i zajęli dogodne pozycje. Pozycje dla strzelca i obserwatora.
Porucznik Kirm Waslli położył się na ziemi tuż przy zwalonym pniu starego drzewa. Tak żeby widzieć cala dolinę oraz położone w niej małe miasteczko. Wyją z pokrowca mikro komputer i rozłożył po swojej prawej. Podłączył do niego makro lornetkę, po chwili na ekranie komputera pojawił się obraz z lornetki. Było jeszcze dość ciemno żeby zobaczyć szczegóły budowli gołym okiem ale komputer wbudowany w lornetkę odpowiednio wzmocnił obraz, dokonywał jego korekcji tak żeby można było obserwować okolice bardzo dokładnie. Miasteczko jeszcze spało, prawie cale, dało się dostrzec ruch na niektórych ulicach i uliczkach. Jeszcze półtorej godziny do świtu. Kirm słyszał jak jego partner rozkłada sprzęt i zajmuje pozycje. Oderwał się od podziwiania "widoków" i spojrzał na zajętego partnera.
Po tym jak znaleźli miejsce dogodne do strzału Navar zajął się bronią. Schował w kaburze na prawym udzie karabin blasterowy. Z pokrowca wyją karabin snajperski. Kamuflaż był już założony wiec jedyna rzeczą jaka musiał zrobić było sprawdzenie broni czy nie mam jakiś widocznych uszkodzeń mechanicznych. Brakowało by jeszcze tego żeby w decydującym momencie zawiódł. Skontrolował mocowanie celownika oraz stopień naładowania ogniwa zasilającego oraz zbiornika gazu tibana. Taką kontrole przeprowadził tuz przed wyruszeniem na misje, ale bron to jego życie lub śmierć.
Karabin był unikatowa konstrukcja. Wyeliminowano w nim największy efekt uboczny broni blasterowej. Błyskawica była przezroczysta. Wada stała się zaleta. Gdy nie widać skąd pada strzał to jeszcze trudniej jest znaleźć strzelca.
Navar ostrożnie przyczołgał się do pnia, karabin oparł na nim. Lewą dłonią podpierał kolbę, która mocno przycisną do ramienia. Prawy łokieć wysuną lekko w bok tak żeby zapewnić stabilna pozycje broni w "doku strzeleckim". Prawa dłoń zacisną na rękojeści. Palec wskazujący oparł na kabłąku. Policzek oparł na poduszce na kolbie, oko przysuną jak najbliżej okularu celownika.
Obejrzał okolice w małym powiększaniu.
- Gdzie są? - zapytał
- Konwój i ochrona punkt "cherek".
- Widzę. Ile czasu?
- Jeszcze dwanaście minut.
Skierował karabin w tamta stronę. W skład konwoju wchodził cywilny landspider i pojazd dowodzenia typu Chariot. Oba zaparkowane przy krawędzi jezdni. Przy pierwszym pojeździe stała dwu osobowa ochrona, uzbrojona w karabiny blasterowe, kierowca siedział w środku. Chariot był zamknięty. "Sielankowy obrazek miasteczka " Pomyślał Navar. Obrał za cel landspidera. Zamkną oczy, odprężył się i odczekał kilkanaście sekund. Otworzył oczy i spojrzał przez celownik. Pojazd nadal był w celowniku. Pozycja nie potrzebowała korekty. Była właściwa, jak najbardziej naturalna.
- Odległość?
- Siedem, pięć zero - po chwili padła odpowiedz - Czysto, bez zakłóceń, temperatura dwa sześć. Czekaj na potwierdzenie identyfikacji.
Navar ustawił parametry w celowniku. Gdy skończył zaczął się przygotowywać do strzału.
Po chwili drzwi pobliskiego domu otworzyły się. Wyszedł z niego wysoki dobrze zbudowany mężczyzna ubrany w cos co można by uznać za mundur. Ochroniarze zareagowali natychmiast. Zaczęli się bacznie rozglądać i zajmować odpowiednie pozycje. W górnym włazie Chariota pojawił się żołnierz uzbrojony w ciężki karabin blasterowy. Jeden z ochroniarzy otworzył drzwi landspidera. Mężczyzna się zatrzymał. Zaraz zanim pojawiła się młoda szczupła kobieta, ubrana w szlafrok. Odprowadzała go do pojazdu.
Porucznik zrobił maksymalne powiększenie.
- Czekaj. Identyfikuje - powiedział, zrobił zbliżenie na twarz mężczyzny. Podłączony komputer zaczął analizować rysy twarzy, ale i tak bez pomocy maszyny Kirm wiedział ze to jest cel - To on. Widzę cel. Stop. Cywil na linii strzału. Czerwone światło - dodał, zerkną na strzelca.
Navar dopiero teraz zwrócił uwagę na osobę idącą z generałem. Rozpoznał ja. Kolor włosów, postura, twarz. Krzyż celowniczy zatrzymał się na głowie kobiety.
Uśmiechała się do generała.
Palec wskazujący powędrował z kabłąka na spust, delikatnie go naciskając. Przytrzymał i po chwili puścił i znowu nacisną i puścił. Celownik skierował na generała to na nią.
Porucznik widział jak karabin delikatnie przesuwa się, a palec jest na spuście.
- Masz czerwone światło... - powtórzył.
- Przyjąłem - odpowiedział szeptem Navar. Krzyż celowniczy zjechał z głowy kobiety i skierował na głowę generała, a potem na klatkę piersiowa. Kapitan uśmiechną się. Dostrzegł to Kirm.
- Nie strzelaj! Postrzelisz kobietę, cywila...
Cel był już przy wejściu do pojazdu. Pocałował kobietę na do widzenia. Rozejrzał się jeszcze po okolicy i zaczął wsiadać. Navar wypuścił nieco powietrza. Równomiernie nacisną na spust.
Karabin delikatnie kopnął w ramie.
Cisze wczesnego poranka rozdarł głośny strzał z blastera poniesiony echem w dolinie. Ale zanim dźwięk dotarł do uszu ochroniarzy plecy mężczyzny na wysokości serca eksplodowały wystrzeliwując krew, kawałki tkanki i kości. Ciało osuwało się na ziemie.
Navar pozostał przez chwile w bezruchu obserwując zdarzenia na parkingu.
Reakcja ochroniarzy była błyskawiczna. Stojący najbliżej złapał mężczyznę i wepchną do landspidera, wciskając się zaraz za nim. Drugi wskoczył z przodu. Kierowca ruszył jak tylko jego koledzy byli w środku. Zaraz za landspiderem ruszył Chariot, żołnierz już dawno siedział w środku. Kobieta stała tylko chwile ale zaraz rzuciła się w kierunku domu.
Strzelec próbował złapać ja w celownik ale ręka Waslli go zakryła. Kapitan spiorunował go wzrokiem. Ręka się wycofała. Kobiety już nie było.
- Potwierdzenie? - zapytał.
- Potwierdzam trafienie. Brak potwierdzenia śmierci celu - odpowiedział porucznik. W glosie wyczuwało się niezadowolenie.
Navar spojrzał ostro na obserwatora.
- Zbierajmy się - powiedział jednocześnie czołgając się w stronę plecaka.
Zebrali swoje rzeczy, sprawdzili czy niczego nie zostawili po sobie i skierowali się do punktu zbornego. Cały czas gdy szli czuć się napięcie. Po przejściu około kilometra Waslli nie wytrzymał. - Co to miało być? Chciałeś zabić kobietę. Cywila! Miała zginąć tylko dlatego ze był jego kochanka? Czy ty tego chciałeś? - Navar zatrzymał się i spojrzał na obserwatora. Kirm nie znal prawdy o kobiecie, kim naprawdę była i co zrobiła.
- Ona nie była cywilem! Kochanka tak, ale nie cywil. A chciałem strzelić do niej ponieważ... - Teraz się zorientował ze jeszcze chwila, a powie prawdę o niej. Tego zrobić nie mógł. - To ja powinienem zadać pytanie: Co to miało być? Nie lubicie jak strzela się do kobiet?! Wy na pewno byście się wahali poruczniku. Czyż byście mieli już dość zabijania, oglądania śmierci w celowniku. Widzieć jak "cel" bawi się z dziećmi, całuje żonę albo spotyka się z kochanka, a potem jego głowa eksploduje trafiona wiązką energii. - Porucznik patrzył prosto w oczy. Czul ze ledwo wytrzymuje spojrzenie agenta - Zacząłeś się zastanawiać nad moralnością swego zawodu?
Zawodu, w którym zabijanie jest niczym innym jak wykalkulowanym na zimno morderstwem! Tu nie ma miejsca na sentymenty... - na twarzy Kirmy pojawiło się przez chwile zaskoczenie, ale to wystarczało - Skąd to wiem. Wasze akta personalne. Ostatnie trzy misje nieudane. Przerywanie akcji gdy w pobliżu znajdują się cywile, nawet wtedy gdy nic im nie zagraża. Raporty twoich obserwatorów. Gdybyś to ty teraz był strzelcem chyba byś nie pociągną za spust. Zgadza się?
- Jestem żołnierzem. Nie strzelam do niewinnych kobiet i dzieci. - padła odpowiedz.
- Zgadza się żołnierzem, ale wyszkolono ciebie do zabijania. Gdy dostałeś przydział do szkoły strzelców wyborowych mogłeś zrezygnować. Nie zrobiłeś tego. Dlaczego? Ponieważ lubiłeś zabijać, czułeś podniecenie gdy w celowniku pokazywał się "cel", to przyspieszone bicie serca po tym gdy martwe ciało padało na ziemie. Satysfakcje. A te parę ostatnich lat kiedy wykonywałeś tą robotę? - Porucznik ożywił się gdy usłyszał ostatnie słowa. Chciał cos powiedzieć ale podniesiona ręka Navara go powstrzymała - Ciągle czułeś to podniecenie... Nie zaprzeczaj. A co teraz? Wypaliłeś się?! Nie mówcie ze "tak" bo ja w to nie uwierzę. Zabójca zawsze pozostaje zabójcą...- Teraz kapitan trafił.
- Tak lubiłem to, ale ostatnio nie mogę wytrzymać wspomnień. Nachodzą mnie w nocnych koszmarach. Spychałem je głęboko w pamięć. Ale teraz nie mogę... To jest moja ostatnia misja. Jak tylko wrócę na statek składam rezygnacje. Mam już dość. Dość zabijania.
- Wielka szkoda. Podziwiałem twój kunszt strzelecki. Masz jeden z największych współczynników potwierdzonych trafień. Zadania wykonywałeś praktycznie od zaraz. A teraz. Koniec. Nie chciano ciebie w sekcji szkoleniowej. Wiesz dlaczego odrzucono twoja prośbę? Bo ja to załatwiłem. - porucznik spojrzał na Navara. Zareagował odruchowo. Karabin wycelował prosto w kapitana. Zanim nacisną na spust bron nagle została wyszarpnięta jakąś niewidzialna siłą i poleciała parę metrów w prawo. Wtedy wyciągną nóź. Doskoczył do ofiary. Za atakował. Unik. Ciężki plecak spowodował ze Navar stracił równowagę i znalazł się na ziemi. Błyskawiczne wypiął się z szelek. Sam wyciągną nóź i za atakował. Obrona. Potem zmiana rol. Atak. Unik. Walka była wyrównana. Raz jeden zyskiwał przewagę to drugi. Walczyli tak przez chwile. Do momentu gdy Navar nie wytrącił noża Kirmie i nie powalił go na ziemię, przystawiając nóź do szyi. Patrzył mu prosto w oczy.
- Tak samo jak ja poprosiłem o to żeby ciebie wyznaczono na mojego obserwatora. Myślałem ze się skończyłeś. Ale widzę że nie. Gdy walczyliśmy widziałem w twoich oczach ze chcesz mnie zabić. Wbić nóź, poczuć ciepłą krew na rękach. Nie mów tylko ze nie czułeś się wspaniale. - Navar puścił z żelaznego uścisku porucznika. Schował nóź i podszedł do plecaka. - Powiedz mi tylko co będziesz robił jak przedrzesz do cywila? Nic nie umiesz poza zabijaniem... - dodał zakładając plecak. Odszedł parę kroków i odwrócił się spojrzał na klęczącego porucznika Kirma Waslli - Ja wracam do miasteczka.
"Mam tam niedokończone zadnie" - dokończył w myślach
Koniec części 1
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 10,00 Liczba: 1 |
|
NLoriel2003-02-14 11:06:49
Byloby fajne, gdyby wiadomo bylo, kto
jest kto. Jakos trudno sie zorientowac,
kto co mowi, co robi, kim jest itp.
Sugerowalbym popracowac nad
rozplanowaniem tekstu, akapitami i
uporzadkowaniem dialogow.
Anor2003-02-13 09:31:24
ałkiem przyjemne opowiadanko, tylko
niewiele ma wspólnego z SW, jakoś mało
nawiązań.