Autor: Wojtek "wasabii2" Waszak
"Wojny nie można wygrać, wojnę można tylko przetrwać"
Wojny Klonów. 25 dni po bitwie na Aargonar
Dzień 1
Psiakrew, że też mnie wzięli do tej akcji. Zostało mi tylko dziewięć dni do emerytury. Dziewięć, kurwa, dni!!!
- Admirale Horton?
A, tak mój nowy osobisty pomocnik Sheerman. Czytałem jego akta. Młody, bystry, przenikliwy, grzeczny, pracowity, pełen ideałów i oddany Republice. Nijak nie mogę się z tym gówniarzem dogadać. Stanowi zbyt idealny przykład młokosa, który nie przekonał się jeszcze jakie jest życie i jak potężnie może przylać w dupę. Wolałem swojego starego pomocnika Ardena.
- O co chodzi? Nie mam teraz ochoty rozmawiać.
- Proszę mi wybaczyć sir, ale ma Pan spotkanie sztabu za pół godziny.
- Wiem o tym. Po co zawracasz mi dupę?
- Sir wydawało mi się ….
- Gówno obchodzi mnie co ci się wydawało. Zajmij się lepiej raportem o stanie naszych żołnierzy i zapasów. Przydaj się do czegoś.
- Tak jest sir. Wybacz mi sir.
- Idź już kurwa.
Cholera, faktycznie zapomniałem o tym spotkaniu. Ech jeszcze jedna upierdliwa rzecz przy tej robocie.
Cholera, ledwo zdążyłem. Jeszcze jedno spóźnienie i miałbym niezłą pogadankę u generała. Generał Werben to jedyne co mnie tutaj trzyma. Jako jeden z nielicznych osób w tej flocie, która potrafi trzeźwo myśleć. Wie jaka jest wojna i jak bardzo można mieć w niej przejebane. Z kolei senator Gurtass to jego przeciwieństwo. Wielki, tłusty, leniwy Bothanin, chodzący wszędzie ze służbą i droidami, która musi go prawie nosić.
- Zatem moi drodzy za dwa dni będziemy szturmować Numar. To stosunkowo mała planeta położona w systemie Szanel na Zewnętrznych Rubieżach.
- Zajęta przez separatystów?
- Nie tylko zajęta Meldonie. Ta planeta sprzyjała federacji kupieckiej jeszcze przed wybuchem Wojen Klonów. Stanowi jej część i z tego też powodu znajdują się na niej także fabryki droidów.
- Droidów? Jakiego typu?
- Większości. Zarówno zwykłych, bojowych, jak i maszyn wojennych, a nawet jest tam fabryka czołgów. O w mordę. Wpadłem w większe gówno niż sądziłem.
- Jaki mamy plan działania?
- Poprosiłem o współdziałanie flotę mistrza Ki-Adi-Mundi. Jego flota zajmie na jakiś czas obronę planety Numar kiedy nasza wejdzie w atmosferę. Tam zajmiemy pozycję niedaleko stolicy Iszter. Stamtąd można się swobodnie zarówno bronić jak i atakować.
Genialne ! Po co ryzykować bitwę kosmiczną kiedy można w to wrobić innego.
- Następnie podbijemy główne punkty komunikacyjne, energetyczne, żywnościowe planety. Potem zajmiemy działa orbitalne wroga oraz zamontujemy własne. To zapewni nam bezpieczeństwo od ataków z powietrza.
- Nie ruszymy samych fabryk?
- Nie ma powodu. Bez zaopatrzenia separatyści nie wytrzymają długo.
- A droidy w fabrykach?
- Jedynie znacząca ochrona. Niedawny transport został wysłany na front. Dlatego szturmujemy teraz. Ochrona fabryk nie jest liczna, ale potężnie ufortyfikowana. Dzięki naszemu planowi unikniemy potężnych strat i niepotrzebnego ryzyka.
- Ekm..
- Tak, senatorze Gurtass?
- Nie jestem zadowolony z pańskiego planu generale.
- A co się w nim panu nie podoba?
- Jest za mało bohaterski.
- Jaki?
- Za mało bohaterski. Nie dość, że nie będziemy uczestniczyli w bitwie kosmicznej wysługując się jak tchórze innymi, to w dodatku nie stoczymy nawet poważnej walki na powierzchni planety bawiąc się w czekanie na wymarcie. Toż to hańba!
- Zapewni nam zwycięstwo przy minimalnych stratach.
- Straty są normalnością na wojnie i musimy się z nimi liczyć. Bać się walki ze względu na życie żołnierzy to głupota. W tej sytuacji powinniśmy jak na żołnierzy Republiki przystało walczyć zarówno na orbicie, jak i potem zaatakować fabryki i zniszczyć wroga.
Tradycja. Zróbmy przedstawienie, ale ja siedzę na widowni.
- Zróbmy to tak, aby żołnierze mieli co opowiadać jak wrócą.
- Żołnierze chcieliby przede wszystkim właśnie wrócić z tej wojny.
To moje słowa ! Kto je wypowiedział?
- Uważam tak ja Alofon Bess Jedi.
- Jedi ? Nie widziałem pana przy starcie.
- Pan Alofon dołączył do nas dopiero podczas podróży. Przyleciał własnym statkiem.
- A kim jest ta osoba za panem?
- To moja padawanka Alla Merina.
Młoda jedi kiwnęła głową. To młoda, urodziwa panna z rudymi włosami.
- Więc podoba się panu plan?
- Tak, ma wiele zalet. Trzymanie przeciwnika na głodzie pozwoli nam zminimalizować straty, a samo zajęcie tej planety przyniesie chwałę, zwłaszcza dowódcom.
- Panu?
- Panu też senatorze. W końcu pan też jest tutaj dowódca.
- W sumie…
- Zgadza się pan na plan.
- Niech będzie. Zgadzam się.
- No to doskonale. Zatem uważam zebranie za ukończone.
Nie znam tego faceta, ale już go lubię, choćby za 15 minut wolnego.
,, W okopach nie ma ateistów. To nie argument przeciwko ateistom, to argument przeciwko okopom.”
Dzień 3. Bitwa nad Numar
Nie tego się spodziewałam. Nie tak miało być. Co innego mówili mi w Akademii. Nie przygotowali na to piekło. Nie tak miało wyglądać życie Jedi.
Ja, Alla Merina, zostałam przyjęta do zakonu, gdy miałam 3 lata. Pochodziłam z Kuat, z rodu Merin. Nie pamiętałam swoich rodziców, jak zresztą żaden z moich rówieśników. Gdy pytałam o to moich mistrzów odpowiadali mi, że dla Jedi konieczne jest zerwanie więzi z bliskimi. Mówili, że są zakazane, prowadzą do ciemnej strony. Ale małżeństwa między cywilami jakoś istnieją i żadne z nich nie jest złe.
Nie powinnam mieć takich myśli. Są niebezpieczne. Wojna mnie zmieniła. Stawia mnie w zbyt trudnych sytuacjach. Staram sobie przypomnieć nauki od ze świątyni, ale….
Nie ma emocji, jest spokój.
Bez emocji patrzę, jak właśnie giną nasi żołnierze, abyśmy my mogli się przedrzeć.
Nie ma ignorancji, jest wiedza.
Wiedza generałów wysłała ich na rzeź.
Nie ma pasji, jest pogoda ducha.
Zwłaszcza w kostnicy.
Nie ma prywatnych uczuć, jest poświęcenie.
Żołnierze dużo wiedzą o poświęceniu.
Nie ma śmierci, jest Moc.
Ale ja widzę śmierć.
- Allo?
Kto to? A mój mistrz Alofon. Przyznam, że się cieszyłam kiedy przyznano mnie na jego padawankę. Obiecał, że mnie wprowadzi w wojnę, która właśnie się rozpoczynała. Obietnicy dotrzymał. Od tamtej pory widzę tylko wojnę.
- Coś się stało?
- Nic mistrzu.
- Nie okłamuj mnie. Jesteś za cienka by to zrobić.
Racja. Zawsze zapominam.
- Boli mnie.
- Co?
- Wszystko.
- Uderzyłaś się?
- Nie.
- Więc dlaczego cię boli?
Nie odpowiedziałam. Tylko spojrzałam przez okno. Na bitwę.
Usiadł koło mnie.
- Znowu to przeżywasz?
- Boję się, że nigdy nie przestanę.
- Przestaniesz. Przyzwyczaisz się do walki i wojen jak każdy.
- Przyzwyczaić się do masowego mordowania? Nawet teraz czuję, jak ci ludzie giną.
- Musisz to zaakceptować. Nie masz innego wyjścia. Ne zmienisz tego.
- Nie powinno tak być.
- Nie powinno. Ale wiedz jedno. Jestem tutaj między innymi po to, aby pomóc udźwignąć ci to brzemię.
Spojrzałam na niego. Miał uśmiechniętą twarz. Zawsze potrafił się uśmiechać.
- Dziękuję mistrzu.
Siedzieliśmy tak na statku. A wkoło nas ludzie ginęli.
,,Wojna miesza, zrównuje, chłop czy filozof - wszyscy są do umierania.”
Dzień 4 Stolica Numar
Cholera. Spóźnię się, jeśli nie dobiegnę do Morra przed zachodem słońca. Nie chciałbym go jeszcze bardziej wkurzyć, zwłaszcza, że nie mam towaru.
Jestem Toran Merin, rudy wesoły chłopak. Tak o mnie mówią. Pochodzę z Kuat. W wieku 13 lat zostałem przemytnikiem. Był to sposób ucieczki od Jedi. Moja siostra została przez nich zabrana, gdy miałem 12 lat. Mówili, że to dla jej dobra. Mówili, że moc wybrała ją na Jedi. Ale ja nie chciałem zostać Jedi. Miałem do tego prawo. To był mój wybór. Ale moją siostrę nikt nie pytał o zdanie. To w ogóle cud, że ten Jedi nie skapnął się, że drugie dziecko też jest wrażliwe moc.. Musiałem uciekać. Zatrudniłem się na statku Missuria kapitana Grakka. To najlepszy Quarren jakiego miałem okazję spotkać.
Szkoda, że zginął podczas jednej z akcji. Został mi po nim statek i lista klientów. Z jednego z nich właśnie muszę zrezygnować. To Zenex Ihtorianin, znajdujący się gdzieś na Numar, który wkrótce na pewno zostanie zaatakowany i wciągnięty w Wojny Klonów. Jak one szkodzą interesom.
Acha zapomniałem wspomnieć, że uderzyłem wysoko pozostawionego tutaj człowieka i goni mnie jego straż. Za długo się z nimi bawię.
- Zatrzymaj się! Nie zmuszaj nas do użycia siły!
Mówią to od pięciu minut.
- Zapędziliśmy cię w kozi róg! Tam nie ma wyjścia!
To się powinno mówić ściganemu? O faktycznie są mury domostwa mego klijenta. Oni naprawdę myślą, że tego nie przeskoczę?
1.5 minuty później…
- Wiesz, kolego są bardziej… elegantsze sposoby dostania się do mojego domu niż wskoczenie przez mur prosto do mojej jadalni, rozbijając przy okazji dość kosztowne okno.
- No fakt, ale w ten sposób się nie spóźniłem.
- I tak ci policzę za okno.
Ech. sknerus jeden.
- Więc co cię do mnie sprowadza przyjacielu? Zapłaciłem ci już za ostatni transport przyprawy.
- No właśnie. To był mój ostatni transport przyprawy.
Tym zdaniem znacznie pogorszyłem atmosferę.
- Wyprawa na Kessel jest dla ciebie zbyt niebezpieczna?
- Nie, zbyt niebezpieczna jest wyprawa na Numar.
- A co tutaj takiego niebezpiecznego? Numar to planeta ze spokojnym roślinnym klimatem, samowystarczalna, bez większych grup przestępczych.
- Macie tutaj fabryki droidów. Prędzej, czy później Republika upomni się o nie.
- Uważasz, że Republika zwycięży?
- Uważam, że jeśli rozpęta się konflikt nie będzie warte ryzyka podróżowanie na Numar.
- Dlaczego ? Podejmowałeś się trudniejszych zadań.
- Podczas bitwy zarówno na obicie, jak i planecie istnieją tylko dwie siły. Obrońców oraz atakujących. Nie ma miejsca dla postronnych. Każdy to tam będzie zostanie wplątany w walkę. A walki z ani Separatystami, ani Republiką się nie podejmę.
- Jesteś głupcem. Wojna w końcu cię dosięgnie.
- Dlatego staram się jej unikać jak długo będę mógł.
- Nie musisz jej unikać. Przyłącz się do jednej ze stron konfliktu. Zapewni ci ona bezpieczeństwo.
- A druga wtedy będzie chciała mnie zabić.
- Więc przyłącz się do silniejszej. Do Separatystów.
- Skąd wiesz, że Separatyści są silniejsi?
- Widziałem ich potęgę. W zachodnich górach.
- Chodzi ci o fabryki?
- Nie. O ochronę tych fabryk. Każdy kto je zaatakuje to samobójca.
Nagle włączył się alarm. I to nie tylko w rezydencji, ale całym mieście
- Wygląda na to, że paru się znalazło.
"Wojna polega na wprowadzaniu w błąd."
Dzień 4 Stolica Numar
- Kurwa, co to ma do cholery być?!
Jestem klonem, stopnia sierżanta, nazwa Serdis. Dostaliśmy rozkaz zdobycia stolicy i zabezpieczenia zapasów. Tak było w rozkazie. Rzeczywistość jest kurewsko inna.
Siły obronny miasta miały wynosić 500 droidów, 400 super bojowych, 200 droidek, 5 czołgów, 300 najemników z różnorodną ilością broni. Do tej pory zniszczyliśmy dwa razy tyle, a oni wciąż nadciągają.
- Sierżancie, 20 droidów, 30 stopni w prawo. Pięciu z nich ma broń ciężką.
- Ustawić tam Svena z karabinem maszynowym. Zajmie się z nimi. Snajperom wskazać cel.
- Nie mamy już snajperów sierżancie.
- ……. Zatem niech parę klonów spróbuje zaflankować droidy i przebić się do tych z wyrzutniami.
- To potrwa.
- Wiem o tym. Niech klony z najbliższych pozycji wycofają się za mury lub szczątki pojazdów.
- Tak jest.
Błaszaków jest za dużo. Ale nie to jest najgorsze…
Klon koło mnie właśnie zginął. Wróg w oknie. Nie, dwóch.
Dzieci, cywile.
- Ostrzelać trzecie okno od góry w zachodnim budynku. Już!
Trafiliśmy. Jeden dzieciak nie żyje, Drugi się schował.
Jasny gwint, mieliśmy zabezpieczyć cywili, a oni do nas strzelają. Wszyscy. Nawet starcy. Mają nawet broń separatystów. Chyba nawet lepszą od tych co mają droidy. Bez problemu ukrywają się w tych ciasnych, wąskich uliczkach lub strzelając z małych okien domów mieszkalnych, choć lepiej pasowała by nazwa baraki, są zabójczo skuteczni. Nie damy rady.
- Sin, do mnie.
- Jestem sir.
- Połącz się z dowództwem. Powiedz im jaka jest sytuacja. Zasugeruj odwrót.
- Na razie nie odbierają.
- Próbuj aż do skutku. Nasze najbliższe działania to wycofywania się do dowództwa na obrzeżach miasta. Zrozumiałeś?
- Zrozumiałem sir.
Nagle droidy rozpoczęły ostrzał.
- Sierżancie!
Wydałem ten rozkaz rychło w czas.
Generał Jedi Alofon Bess przyglądał się walce na polu bitwy. Choć raczej walka to przesada. Lepiej to nazwać ucieczką z szamba, w które wpadły siły republiki. W Sali narad znajdowali się Alofon, senator Gurtass i Werben. Padawanka pomagała przy rannych.
- Trzeba było od razu zaatakować fabryki.
- Nie tego się spodziewaliśmy. Stolica Numaru to prawie bunkier. Pola minowe, działa, czołgi, cywile atakujący żołnierze. Jak wywiad mógł tego nie przewidzieć
- Ile straciliśmy żołnierzy?
- Jakieś 20% naszych sił. Cała przednia kompania została wybita.
- Ile cywili z miasta wzięło udział w walkach?
- Jakieś 40%. Reszta się schowała albo uciekła z miasta.
- 40 % z 6 milionowego miasta to i tak dużo. Jakie zadaliśmy straty?
- Nie obliczyliśmy tego, ale nie sądzę, żeby były zbyt duże.
- Przypominam panu Jedi, że w ciągu kilku dni zaatakuje nas flota separatystów na orbicie. Jeśli nie zdobędziemy dział w fabrykach albo na orbicie to po nas.
Alofon chodził spokojnie po sali. Zastanawiał się.
- Wyślij zwiadowców do fabryk. Jeśli ich ochrona jest taka jak w raporcie wywiadu zaatakujemy. Jeśli nie, zaatakujemy ponownie stolice.
- Tak jest sir.
Kiedy wszyscy wyszli, Alofon uśmiechnął się.
- Wszystko zgodnie z planem.
,,Są duże i małe wojny. Te duże zmieniają świat, te małe człowieka.”
Dzień 4 Stolica Numar, 3 godziny po ataku wojsk Republiki.
Cholera, że też wpatoczyłem się w to gówno.
Po ataku zostałem zamknięty w komnacie ,,dla gości” na czas bitwy. Ale mi nie podobała się myśl siedzenia w klatce, kiedy w okolicy do siebie strzelano. Wymknąłem się niepostrzeżenie pod koniec natarcia. Strażnicy byli zbyt zajęci atakiem, żeby się mną zainteresować. Przeczekałem kilka godzin w jakimś zniszczonym budynku, aż ucichnie wrzawa. Wygląda na to, że Republika przegrała, ale nie interesuje mnie to. Numar jest teraz pogrążony w wojnie i muszę z niego prysnąć. Na szczęście do mego statku niedaleko. Dobrze, że zdążyłem go ukryć.
- To ten statek kapitanie?
- Tak, Allo Merino. Wykryliśmy go godzinę temu. Został ukryty na wysypisku. Natknęliśmy się na niego przez przypadek.
Padawanka patrzyła na statek, prawdopodobnie przemytniczy. Nie wyglądał na zdolny do użytku. Większość wyposażenia i systemu była albo stara, albo zniszczona.
- Skąd wiecie, że nie jest to po prostu złom ? Nie zdziwiłabym się, gdyby to nie latało.
- Systemy nadprzestrzenne i silnik są całe. W dodatku statek jest zatankowany. Nikt nie wyrzuca zatankowanego statku.
- Co zamierzacie z nim zrobić?
- To pani o tym zadecyduje. Ważniejsze jest jednak, co zrobimy z pilotem.
- Dlaczego?
- To statek przemytniczy. Przemytniczy często znają zaułki i tajne ścieżki na planecie. Jego wiedza mogła by się nam przydać.
- Dobrze. Obserwujcie statek. Jeśli ktoś będzie próbował się do niego zbliżyć pojmać. Na wszelki przypadek pozbawcie statek paliwa. Całego.
- Zrozumiałem.
Nie wiem kiedy przywykłam do takiego wydawania rozkazów. Ostatnie dni były ciężkie. Lądowanie, wojskowa musztra, nieudany atak. Nie wiem czy poradziłabym sobie w czasie bitwy. W jej czasie dostałam rozkaz pomocy w punkcie medycznym. Zresztą zawsze miałam talent raczej do leczenia niż do walki. Nagle kogoś zobaczyłam koło statku.
- Ej ty, stój!
Reakcja była oczywista.
Wpadłem z deszczu pod rynnę. Kto by się spodziewał, że te żołnierzyki odnajdą mój statek ?
I w dodatku, że będzie tam Jedi ? Czemu go wcześniej nie wyczułem ? Ech, nie mam czasu na takie przemyślenia. Zwłaszcza, że jakiś Jedi mnie goni.. Dobra, zgubię go na podobnej zasadzie, co tamtych strażników.
- Zatrzymaj się!
Czy oni naprawdę nie znają innych słów? Zaraz….
- Zatrzymaj się!
- Niezła próba paniusiu. Niestety moc na mnie nie działa.
Zdziwiona, jak każdy. No cóż, ja też mam moc.
10 minut później..
Cholera jeśli zaraz jej nie zgubie, to wrócimy do miasta. Już jesteśmy na jego obrzeżach.
- Paniusiu odpuść sobie! Nie jestem warty ryzyka!
Nie odpowiedziała. Chyba jest na to zbyt zmęczona. Zaraz jej ulż..
Cholera. Ślepy zaułek.
- To koniec.
- Ja uważam inaczej.
Wrzuciłem w jej stronę mocą parę kamiennych bloków oderwanych od budynków. Był to dla niej szok. Nawet się nie uchyliła. Mam teraz okazję uciec. Chcę jeszcze zobaczyć jej minę…
Niemożliwe. Alla? Siostra?
Kilka sekund odrętwienia to w pościgu dużo. Zostałem obezwładniony przez Jedi. Przytknęła mi do krtani zielony miecz świetlny.
- Wytłumacz się.
Co się dzieje? Wydawało mi się, że ścigałam przemytnika, ale on używa mocy. Cisnął we mnie kamienie. I czemu się zatrzymał? Mógł uciec.
- Wytłumacz się.
- Alla? To ty?
- Skąd znasz moje imię?
- Pochodzisz z Kuat? Zabrano cię od rodziny? Tak zostałaś Jedi?
- Skąd ty to..? Kim jesteś?
- Twoim bratem.
- ………Bratem? Ale ja nie mam brata.
- Jak to nie masz? Chyba pamiętasz swoją rodzinę? Swoją przeszłość?
- Przeszłość? Masz na myśli życie u moich biologicznych rodziców zanim moc mnie odnalazła?
- Odnalazła!? Jedi przybyli gdy miałem 12 lat. Bez zgody rodziców odebrali nam cię. Zrobili Ci pranie mózgu, czy co?
- Jedi zrobili to co było słuszne. Ciebie też powinni zabrać. Nie stał byś się Sithem.
- Kim???
- Sithem. Posługujesz się mocą dla własnych korzyści. To niezgodne z wolą mocy.
- No akurat ty możesz mówić co jest zgodne mocą.
- Mogę. Jestem Jedi.
- To nic nie zmienia. Dostaliście od losu po prostu supermoc i błyszczące mieczyki. To czyni was lepszym? Pozwala wam mówić kto jest Sithem i go zabijać? Daje to wam prawo zabierać dzieci ich rodzinom?
- Ja…
- Dziecko Jedi to dla matki przekleństwo. Oznacza odebranie potomka. Nigdy nie może go już zobaczyć, porozmawiać, przytulić. Nasza matka umarła z żalu po twoim odejściu.
- …………
- I ty mi mówisz, że to wola mocy? Moc chciała naszej rozłąki, cierpienia i śmierci matki, zniszczenia naszej rodziny? Pozwolili ci wybrać, czy chcesz zostać Jedi i opuścić rodzinę? Zdecydowali za ciebie. Odebrali ci wolną wolę. Taka jest prawda.
Ja,.. nie wiedziałam co mam powiedzieć. To było…
- Ej wy tam, stać.
Dwa droidy. Patrol. Załatwiłam je bez problemu. Ale w tym czasie uciekł mój brat.
- Baza, słyszycie mnie.
- Głośno i wyraźnie. Co się stało?
- Nie udało mi się złapać przemytnika. Muszę za to porozmawiać z generałem Alofonem.
- To niemożliwe. Udał się niedawno w teren na misję. Ale zostawił ci wiadomość.
"Na wojnie wielkie wydarzenia bywają wynikiem błahych przyczyn."
Dzień 5 Planeta Numar Góry Zachodnie.
- Zbliżamy się do punktu zbiorczego sir.
- Dobrze. Przegrupować się.
Dlaczego mój mistrz wysłał mnie na misję? Teraz kiedy jest mi tak potrzebny? Nawet nie wyjaśnił mi o co chodzi. Napisał tylko: Weź odział delta komandosów republiki i udaj się w okolicę Gór Zachodnich, do punktu zbiórki. Tu masz koordynaty Pospiesz się. Czemu muszę tam iść? W okolicy są tylko fabryki droidów. Mamy dokonać sabotażu? Więc po co ja idę? Nie jestem w tym dobra. Powinnam zostać w bazie lub szukać mojego… brata.
- Generale mam na skanerze ruch jakiś jednostek. To nie nasi.
- Sprawdźmy to.
Przeklęci, durni, pierdoleni Jedi. Wiedziałem, że moja siostra się zmienni, ale żeby aż tak. Zrobili jej pranie mózgu. Mi też by zrobili, gdybym nie uciekł.
Na razie mam inny problem. Nie mam statku, a jestem w strefie wojennej. Na szczęście w okolicy Gór Zachodnich zostawiłem zapasowy statek, w jaskini, na taką właśnie okazję..
No, wreszcie dotarłem.
- Stać, kim jesteś?
Droidy, 30 sztuk. Co one tu robią?
- Pytaliśmy kim jesteś?
- Eeee, jestem…
- Jedi!
- Co?! Ja nie…
Kłótnie skończyło przecięcie mieczem dowódcę droida i ostrzał żołnierzy republiki. W parę minut było po wszystkim.
- Zatem znowu się spotykamy?
- Generale, znaleźliśmy coś interesującego. Mogłaby pani zerknąć?
- O co chodzi?
- To był transport zaopatrzenia. Wygląda na to, że kierują w głąb Gor Zachodnich. W dodatku nie był to pierwszy transport.
- Transport towarów? Czyżby Separatyści założyli tam bazę?
- Powinniśmy to sprawdzić.
- Racja, ale przemytnik idzie z nami.
Dotarcie trasą przewozową do bazy Separatystów zajęło nam 10 minut. Choć raczej nie była to baza. A raczej baza była obudowana wokół… działa?
- I to jakiego.
Było ono wielkości działa jonowego, ale wycelowane w kierunku naziemnym. Można określić, że jego siła naziemna była w stanie zniszczyć miasto jednym atakiem.
- To o tym mówił.
- Co?
- Spotkałem w mieście Separatystę. Mówił, że ochrona fabryk zmiażdży każdego atakującego. Miał rację.
- Musimy powiadomić bazę.
- To działo może w każdej chwili wystrzelić. Zniszczy wszystkie nasze siły. Musimy się dostać do środka.
- A masz pomysł jak to zrobić?
Rozejrzałem się po okolicy. Znałem te góry. Jeśli było tu to wzniesienie…
- Chyba wiem jak dostać się do środka.
W środku bazy znajdowało się pomieszczenie dla droidów sprzątających. Było tu cicho i przytulnie.
Do czasu, aż sześć osób nie rozwaliło okna na ścianie.
- A nie mówiłem, że z tej półki skalnej da się przeskoczyć?
- Musiałam nieść komandosów mocą! Wiesz jakie to ciężkie!
- Ale do bazy dostaliśmy się błyskawicznie.
- Generale, musimy…
- Przegrupować się. Znaleźć centrum dowodzenia.
,,Wojna oduczyła nas wielu rzeczy, których nas uczono.”
Dzień 5 Góry Zachodnie Baza Separatystów.
Kiedy biegliśmy, o dziwo nikt nas nie zaatakował. Chyba to mnie sprowokowało do zrobienia tego…
- Toranie?
- Co?
- Mogę cię o coś spytać?
- Teraz? To nie może poczekać?
- To dla mnie ważne.
- Ech.. mów.
- Dlaczego tu jesteś?
- Nie no, zajebiście mądre pytanie. Przypominam ci, że zostałem przez was pojmany. Zapomniałaś?
- Nie o to chodzi. To ty wskazałeś nam wejście do tego kompleksu. Mogłeś siedzieć cicho. Ryzykujesz tutaj życie, a z tego co wiem wolisz tego unikać.
- Faktycznie, mogłem. Nie pomyślałem o tym.
- Tak proste kłamstwo potrafię wykryć.
Prze długi czas się nie odzywał.
- Jestem cholernym idiotą. Kiedy wiem, że cierpi jedna osoba, potrafię się powstrzymać. Ale kiedy cierpi więcej ja jak głupi ruszam im z pomocą. Tak jak teraz. Wiele razy obrywałem prze to w dupę. Ale nigdy nie mogłem się powstrzymać. Tak to już jest. Niektórzy przemytnicy mają zwyczaj ćpać, inni zabijać, ja mam zwyczaj pomagać innym. Taki dar od mocy.
Uśmiechnął się. Resztę drogi przebiegłam w ciszy.
- Jesteśmy gotowi. Możemy zaczynać.
- Drei podłuż ładunki pod drzwi, Din zostajesz z Jedi i przemytnikiem. Reszta odsłania Dreia.
Drei szybko i precyzyjnie uporał się z robotą. Kiedy drzwi wybuchły byliśmy gotowi do oddania strzału. Lecz go nie oddaliśmy.
W środku nie zastaliśmy droidów. Były tam tylko klony. I generał, Jedi Alofon.
- Witaj Allo.
- Mistrzu? Ale… co.. ty tutaj robisz?
- Realizuje plan zwycięstwa Republiki.
- Co? Jaki plan? To nie jest baza Separatystów?
- Owszem jest. Wiedzieliśmy o niej jeszcze przed lądowaniem.
- Dlaczego nic o tym nie było na spotkaniach, ani w planach?
- Była to ściśle utajniona sprawa. Nie wiedział o tym nikt oprócz mnie i mojego zaufanego oddziału.
- Ale na czym polega ten plan?
- Od dawna wiedzieliśmy, że siła Separatystów na tej planecie została drastycznie powiększona względem tego co było w raporcie. Dlatego wymyśliłem wraz z najwyższymi generałami Republiki, aby pozwolić im wierzyć, że nie wiemy.
- Dlaczego?
- Nasze siły zajęły potajemnie, wraz z przekupionymi strażnikami tą fabrykę i działo naziemne. Jednak dzięki technikom, którzy przeprogramowali ocalałe droidy ta baza wciąż wygląda jak gdyby należała do Separatystów. Dlatego skupiają się oni na atakach wojsk Republiki. Dlatego przeprowadziliśmy min. atak na stolicę. Żeby odwrócić uwagę.
- Ale przecież na tej planecie nie ma mobilnej armii wroga! Jest tylko znaczna ochrona fabryk i miast.
- I właśnie to zniszczymy.
- Co?
- To co słyszałaś. Użyjemy tego działa, aby zniszczyć siły Separatystów na Numar ukryte w miastach i fabrykach.
Toran nie wytrzymał.
- Zdajesz sobie sprawę co czynisz? Zabijesz ponad 9 milionów ludzi, w tym głównie ludność cywilną…
- Sprzyjającą Separatystom. To wrogowie.
- Ale i tak to będzie morderstwo. Przecież wystarczy zniszczyć fabryki!
- To nam nie wystarczy. Ludność tutaj jest do nas wrogo nastawiona. Stanowi zagrożenie i musi zostać unicestwiona.
- Zginie nawet część klonów, która jest w pobliżu miast.
- To ofiary wojenne. Republika będzie im wdzięczna. Teraz mi nie przeszkadzajcie. Zamierzamy wkrótce wystrzelić w kierunku stolicy Numaru.
Nie wiedziałam co zrobić. To nie powinno się stać. Mój mistrz, jego nauki, jego opieka. Wierzyłam w niego, był moim przewodnikiem, miał mi pomóc udźwignąć to brzemię. On będzie zabijał.
Toran wiedział co zrobić.
- Mowy nie ma, że pozwolę ci zrobić coś takiego.
Wyciągnął broń.
Alofon błyskawicznie zareagował. Użył mocy i rzucił Toranem o ścianę.
- Niech nikt się nie wtrąca.
- Cho…lera…
Alofon nie przestawał. Wciąż rzucał Toranem po całym pomieszczeniu. To było pewne. Chciał go zabić. - Chyba już wystarczy.
Zostawił go pod ścianą. Wyglądał okropnie. Miał popękane żebra i pluł krwią.
Alofon włączył miecz świetlny. Klinga świeciła niebieskim światłem.
- Teraz zakończe twe cierpienie. Ku chwale Republiki.
Nie zauważyliśmy czegoś. Toran coś trzymał. Rzucił granat termiczny. Wybuchnął prawie natychmiast.
Eksplozja powaliła nas na kolana, a także zabił parę klonów.
Po wybuchu szukałam Torana. Leżał bez ducha.
- Toran!!!
Pobiegłam do niego. Nie chciałam, żeby zginął.
- Toran odezwij się! Powiedz coś!
- Allo?
Żył. Byłam tak szczęśliwa, że nie zauważyłam zbliżającego się klona.
Uratował nas strzał. Strzał dowódcy komandosów Republiki.
- Atakują generała! Odział Delta do akcji!
Salę wypełnił odgłos blasterów. Komandosi ustawili się koło mnie i nie przestawali strzelać. Tamci również odpowiedzieli ogniem. Strzelali mniej celnie ale było ich więcej.
- Drei, do generała! Osłaniaj go i przemytnika!
To był chaos. Nie wiedziałam co zrobić. Klony walczyły z klonami. Co miałam zrobić?
- To co trzeba.
- Toran?
Nagle jeden z naszych dostał.
- Din do Dana! Pomóż mu!
Nie zdążył. Odcięto mu głowę. Mieczem świetlnym.
- Zdrajcy.
To był mistrz Alofon. Rzucił mieczem jak bumerangiem.
- Cholera.
Dowódca rozpoczął ostrzał, ale Jedi odbijał wszystkie pociski. To cud, że żaden nie trafił go z powrotem.
- Drei, idzie do ciebie!
- Generale!
Nie odpowiedziałam. Alofon dotarł do nas zanim zdążyłam pomyśleć. Przeciął Dreiowi prawą nogę.
- Teraz twoja kolej przemytniku.
- Nie!
Zablokowałam cięcie mojego mistrza.
- Odejdź Allo. To zdrajcy. Muszą zginąć.
- Nie pozwolę ci na to.
- Proszę odsuń się. Nie zmuszaj mnie bym cię skrzywdził.
- Nie mogę tego zrobić. Źle czynisz mistrzu. Powstrzymam cię.
- Jesteś gotowa ze mną walczyć?
- Zrobię to co trzeba.
- Niech tak będzie.
Ledwo zauważyłam ten cios. Alofon błyskawicznie zabrał swój miecz i próbował odciąć mi rękę. Musiałam się cofnąć. Jednak on nie przestawał. Zadawał szybkie, krótkie, zabójcze cięcia w najbardziej czułe punkty przeciwnika. Ledwo mogłam je sparować. Zepchnął mnie do defensywy, a ja zbyt długo tak nie wytrzymam.
W końcu popełniłam błąd. Wyglądało na to, że Alofon będzie chciał zaatakować mnie w głowę. Zablokowałam, ale on w ostatniej chwili palcami zmienił kąt uderzenie i przebił mi rękę nieco ponad nadgarstkiem. Upadłam, wrzeszczałam, nie potrafiłam znieść tego wszechpotężnego bólu. Nie będę mogła walczyć prawą ręką. Przegrałam.
- Wiedziałaś, że tak to się skończy. Trzeba było mnie posłuchać. Tak wygląda wojna. Nie dorosłaś do tego.
Nagle Alofon poszybował do tyłu i uderzył w ścianę. To Toran. Użył mocy, aby mi pomóc.
- Powinienem cię zabić już na samym początku.
Rzucił mieczem.
- Uważaj!
To był Drei. Popchnął Torana. Niestety sam oberwał mieczem. Darł się przez chwilę. Potem padł na ziemię.
- Powinien się nie ruszać. Może by przeżył.
Co mam robić? On jest za silny? Jak go pokonać? Jak? Jak? Jak? Jak? Jak?
Młoda Alla ćwiczyła w świątyni Jedi na Corusant. Walczyła z prototypem nowego robota ćwiczeniowego ALX-835. Była to w sumie prosta maszyna w kształcie kuli wyposażona w laser i dwa miecze świetlne. Według niej było to o wiele za dużo. Ledwo mogła się bronić, a co dopiero atakować. W końcu maszyna strzeliła w nią laserem, gdy ona blokowała miecz świetlny. Gdyby nie pola tłumiące, było by po niej. Tak skończy się na siniaku.
- Próba numer 3529. Status nieudana.
Alla stała. Nie miała ochoty na kolejną próbę.
- Allo?
To był mistrz Yoda.
- Mistrzu …
- Ty smutna jesteś. Co stało się? Pytanie do mnie masz?
- Mistrzu, uważam, że ta maszyna jest zbyt udoskonalona. Jej pokonanie jest dla przeciętnego Jedi zbyt trudne.
- Tak uważasz? Jako Jedi z wieloma potężnymi wrogami mierzysz się będziesz. Maszyna cię do nich przygotowuje.
- To jak mam pokonać kogoś silniejszego ode mnie? Ludzie zwykle unikają walk, których nie wygrają. Nie wszyscy są tak potężni jak ty.
- Ja? Potężny? Nie, ja słaby jestem. Sam.
- ?
- Moc Jedi potężnym czyni. To ona moc, chęć, umiejętności mu daje. A moc z każdym Jedi jest. Z tobą także. Rozumiesz?
- Rozumiem.
Alla wstała. Wzięła miecz świetlny..
- Nadal zamierzasz walczyć?
- Tak, mistrzu.
Wyłączyła miecz.
- Chcesz się zabić w obronie tego przemytnika?
- Nie.
- Nie odstąpisz?
- Nie.
- Zatem wybacz.
Alofon pobiegł w jej kierunku. Alla rzuciła w jego kierunku nie włączony miecz świetlny. On bez problemu go wyminął. Chciał zadać jej ostateczny cios, ale Alla złapała go zdrową ręką zanim to zrobił.
- Jak zamierzasz wygrać bez miecza w ręku?
Wtedy miecz świetlny przebił ciało mistrza Alofona od tyłu. Trafił dokładnie w serce. Był sterowany mocą przez Allę.
- Mam moc.
Ciało opadło na podłogę. Alla wygrała.
,,Pokój nawet niesprawiedliwy jest pożyteczniejszy niż najsprawiedliwsza wojna.”
Dzień 5 Góry Zachodnie
- Generale? Czy wszystko w porządku?
Alla obejrzała się. To był dowódca komandosów. Nie wyglądał na rannego.
- Tak. Co zresztą komandosów… jak masz na imię?
- Wszyscy mówią mi Szef. Oprócz mnie i Dana wszyscy niestety nie żyją… Allo.
- Ej, ja jeszcze żyje!
- O tobie nie mówiłem przemytniku. Tylko o moich braciach.
- Jeden z nich jeszcze żyje i potrzebuje pomocy.
- Drei?
- Idź mu pomóc. Znajdź noszę i radio. Wezwij pomoc. W końcu technicznie ja tu dowodzę. Muszę więc czymś się zająć.
- Czym?
- Przed chwila wpadł mi pomysł na wykorzystanie tego działa.
Dzień 35 Przestrzeń nad Numarem
Statek dowodzenia generała Alli odlatywał z planety. Nie była ona już polem bitwy. Działo planetarne zniszczyło wszystkie kopalnie na planecie. Fabryki bez taniego dostępu do surowców przestały być opłacalne dla Separatystów. Zatem zostawili oni tę planetę. Republika wkrótce zrobi pewnie to samo. Numar przeżyje teraz kryzys finansowy, ale to chyba lepiej niż gdyby miał być zniszczony. Alla odlatując z planety myślała o tym co zmienił on w niej. Chyba sprawił, że stała się głupia.
Patrzyła w kosmos. A w raczej na odlatujący statek Torana.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 5,00 Liczba: 1 |
|
Dar`manda2009-07-25 11:19:29
S U P E R