Autor: Mateusz "Ricky Skywalker" Godoń
dla O.
W snach wciąż przeżywasz swój pierwszy raz.
Tak jak wtedy, wyczekujesz na niego w rogu ogromnego, gustownie urządzonego pokoju, siedząc na misternie rzeźbionym krześle, pochodzącym zapewne jeszcze z czasów sprzed Wielkiej Resynchronizacji. Ogromne, czerwonawe słońce systemu Sestria już dawno skryło się za horyzontem, ustępując miejsca milionom gwiazd i dwóm niewielkim księżycom. Dla ciebie nie ma to większego znaczenia – dzięki umiejętnemu stosowaniu technik wzmacniania wrażliwości wszelkich zmysłów i tak widzisz wszystko lepiej, niż większość ludzi nawet w świetle dziennym.
Z braku zajęcia zaczynasz bawić się swoją bronią, malutkim blasterem typu Q2, gdy w końcu staroświeckie, drewniane drzwi się otwierają i twoja ofiara, łysiejący, starszawy mężczyzna w nieskazitelnie odprasowanym, szarym imperialnym mundurze, wkracza do pomieszczenia. To twój cel: Moff Runje Raanth, gubernator sektora Testarr. Właśnie dziś, na bankiecie, na który i ty byłaś zaproszona, świętował pięćdziesiąte szóste urodziny.
A ty jesteś tu, by dopilnować, ażeby nie przeżył ani dnia więcej.
Spokojnie patrzysz, jak Raanth, nie włączywszy oświetlenia, niemalże biegiem omija masywne, karmazynowe biurko z drewna Greel i przyłożywszy dłoń do ukrytego pod blatem czytnika linii papilarnych, otwiera szufladę. Nie przejmując się możliwością zniszczenia zgromadzonych tam delikatnych przedmiotów, nerwowo grzebie w niej dłonią w poszukiwaniu czegoś, co najwyraźniej przewyższa wartość całej reszty. Oczywiście, drżące palce nie trafiają na upragniony przedmiot. Raanth, rozgorączkowany, siada na swym roboczym fotelu i niespokojnie omiata wzrokiem cały pokój, jakby zastanawiając się, gdzie jeszcze mógł ukryć poszukiwaną rzecz.
Dopiero teraz cię zauważa.
- Zdaje się, drogi gubernatorze – wstajesz i zbliżasz się o kilka kroków dla wzmocnienia efektu zaskoczenia, uprzednio ukrywszy blaster w rękawie kombinezonu – że spotykamy się ponownie nawet szybciej, niż się pan tego spodziewał.
Nie masz już na sobie tej pięknej, acz okropnie niewygodnej sukni balowej, dlatego zszokowany Raanth nie od razu cię rozpoznaje. Lustruje cię wzrokiem z dołu do góry, oceniając najpierw ukryte pod czarnym, obcisłym kombinezonem bojowym smukłe ciało, wysokie buty z ochraniaczami na kolana i pas bez przypiętej do niego najmniejszej nawet broni. Dopiero potem przenosi spojrzenie na twą twarz o nieco jeszcze dziewczęcych rysach, okoloną długimi, starannie uczesanymi blond włosami. Poprzez Moc poznajesz jego emocje: wyczuwasz, jak wraz z ustępującym zaskoczeniem wzmaga się jego czujność, jak waha się, czy sięgnąć do wciąż otwartej szuflady po ukryty tam blaster. W końcu uznaje, że nie stanowisz dla niego niebezpieczeństwa: dopiero co odtańczył z tobą alderaańskiego walca podczas balu na jego własną cześć. Czymże więc możesz mu zagrozić – ty, urocza Eana, utalentowana malarka i dziedziczka ogromnej rodowej fortuny?
Uspokojony, jeszcze raz przypatruje się twym krągłościom, a ty zdajesz sobie sprawę, że stary zbereźnik opacznie odczytuje twoje intencje. Uśmiechasz się przymilnie, postanawiając to wykorzystać. Moff nie wie jeszcze, że właśnie popełnia największy błąd w swym życiu. Tym bardziej się nie spodziewa, że będzie to błąd ostatni.
- Cieszę się, droga hrabino Perigord, że właśnie te przewidywania się nie sprawdziły – uśmiecha się Raanth najszerzej, jak tylko potrafi, najwyraźniej zapomniawszy już, po co właściwie przyszedł do swojego gabinetu. - Cóż taka urocza, młoda dama jak pani robi o tak późnej porze w moim gabinecie?
Wzruszasz ramionami.
- Rozglądam się – odpowiadasz lakonicznie. Powoli rozpinasz zamek kombinezonu, tworząc wyzywające, trójkątne wcięcie odsłaniające nieco twój delikatny biust. – No i – śmiejesz się, jak przystało na nastoletnią dziedziczkę szlacheckiego rodu – szperam tu i ówdzie – dodajesz kokieteryjnie, wsuwając dwoje palców w dopiero co utworzony dekolt. Srebrzysty błysk rozświetla na chwilę panujący w pokoju półmrok, gdy płynnym ruchem rzucasz coś małego na sam środek biurka. Uśmiechasz się niewinnie, na powrót zasuwając zamek pod samą szyję. - Pan, zdaje się, tego szukał?
Moff zastyga z wytrzeszczonymi oczami, wpatrując się w błyszczącą datakartę – tę samą, której przed chwilą szukał w szufladzie. Tę samą, która zawiera dane o dokonywanych przez niego sprzeniewierzeniach, których ujawnienie oznacza dla niego wyrok śmierci.
- Co tu… się właściwie… - przebąkuje, przenosząc na ciebie zaskoczone spojrzenie. Dopiero teraz zaczyna rozumieć, że coś jest nie tak.
Uśmiechasz się znów, tym razem bez śladu serdeczności.
- Zacznę od pewnego sprostowania – mówisz, siadając ze skrzyżowanymi nogami po drugiej stronie biurka. – Zdaje się, że wprowadzono pana w błąd co do mojej tożsamości: naprawdę nazywam się Vidaan. Sandra Vidaan – kłaniasz się z lekką ironią. – Kod rozpoznawczy: Abraxis, Corbolan, Draco, Corvis.
Choć wydaje się to niewykonalne, jego oczy rozszerzają się jeszcze bardziej.
- To… niemożliwe… – mamrocze, wiercąc się niespokojnie w swym fotelu. Dyskretnie patrzysz, jak próbuje wymacać w szufladzie miotacz. Pozwalasz mu wierzyć, że tego nie widzisz, zasłonięta zgromadzonymi na biurku stosami flimsiplastu. Wraz z uchwyceniem blastera, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, Raanth zdaje się nabierać pewności siebie. Ty jednak czytasz w nim jak w otwartej księdze: wiesz, że pod płaszczykiem spokoju skrywa przerażenie i ledwie powstrzymuje się, by nie popuścić w spodnie. – Masz najwyżej dziewiętnaście lat, prawda?
- Szesnaście – prostujesz. Szczerość w tym wypadku nie może ci zaszkodzić.
Moff odbezpiecza blaster pod blatem biurka, sądząc, że tego nie widzisz.
- Jesteś dobra, bardzo dobra, skoro zdołałaś się tu włamać. Jakkolwiek byś jednak nie była zdolna, znajomość kodów rozpoznawczych nie zrobi z ciebie Ręki Imperatora – mówi, usiłując uśpić twoją czujność. – Imperator co najmniej od czterech lat nie mianował nowej Ręki – Raanth uśmiecha się ironicznie. – Zza grobu byłoby mu raczej ciężko, nie sądzisz?
Pochylasz się lekko do przodu.
- Doprawdy? – wypowiadasz tylko to jedno słowo, unosząc brew w wyrazie niedowierzania. To wystarcza, by zbić go z tropu. Czujesz, jak jego myśli kotłują się, jak z każdą sekundą przeciąganej przez ciebie ciszy nabiera naprawdę złych przeczuć. – A jak pan udowodni… że Imperator naprawdę nie żyje?
To wystarcza, by go sprowokować: Raanth przestaje liczyć na to, że cię przegada. Nie kalkuluje już więcej – po prostu zadziwiająco szybkim ruchem podnosi się z fotela, wciskając jednocześnie spust wycelowanego prosto w ciebie blastera.
Po chwili ze zdumieniem przenosi wzrok z miotacza, który nie wystrzelił, na twe zimne, zielone oczy. Odpinasz jedną z kieszonek u pasa, wyjmując z niej kolejny błyszczący przedmiot – usunięty uprzednio z należącego do Moffa blastera zasobnik energetyczny.
- Zapomniał pan – szepczesz, mając już własną broń w dłoni – że już zaglądałam do tej szuflady.
Twoja ofiara patrzy na ciebie z mieszaniną podziwu i przerażenia. W końcu ze smutkiem kiwa głową, jakby godząc się ze swym losem. Nie liczy się już, czy naprawdę przysłał cię sam Palpatine, czy też wynajęli cię zdradzieccy wspólnicy z korporacji, z pomocą której sprzeniewierzył sporą część budżetu sektora. Wie za to, że tym razem nie uda mu się wywinąć. Nawet nie próbuje. Wyczuwasz jego rezygnację, jego milczącą zgodę na los, który planujesz mu zgotować.
Powoli unosisz broń, dając mu krótką chwilę na ostatnie przemyślenia. Choć to twój pierwszy raz, nie wahasz się. Twoja ręka nie drży… nawet nie traktujesz tego w kategoriach skrócenia czyjegoś życia. Czujesz, że niesiesz sprawiedliwość, że dla chwil takich jak ta się urodziłaś, zostałaś odnaleziona przez Lorda Vadera i szkoliłaś się przez ostatnie kilka lat.
Czujesz… dumę.
- Za zdradę Imperium i jego ideałów – beznamiętnie wypowiadasz wyuczoną formułkę, wciskając spust – w imię Imperatora jesteś skazany na śmierć.
Niepostrzeżenie opuszczasz pokój, jeszcze zanim ciało twojej ofiary osuwa się na podłogę.
Za każdym razem, kiedy te chwile wracają do ciebie w snach, budzisz się ze świadomością, że ze wszystkich śmierci, jakie zadałaś w imię Imperatora, dla ciebie właśnie ta pierwsza miała w sobie najwięcej piękna.
Zabijanie jest jak sztuka, powiadają. Im bardziej doświadczonym jesteś artystą, tym lepiej umiesz docenić jej urok.
A ty, jak każdy artysta, najmocniejszym sentymentem darzysz swe pierwsze udane dzieło.
Bywa jednak, że w samym środku nocy budzisz się, niespokojna i zgnębiona, i nie wiesz, co ze sobą zrobić. Bo przecież w snach wspominasz nie tylko Raantha i jego ostatnie chwile.
Wspominasz państwowych dygnitarzy, podobnie jak Raanth opływających w luksusach dzięki metodycznej defraudacji imperialnego mienia. Nie możesz zapomnieć i tych kilku przechodzących w rutynę akcji prowadzonych wedle sprawdzonego schematu.
Wspominasz admirała, który jakiś czas przedtem, zanim Imperator ujawnił galaktyce swe zmartwychwstanie, postanowił na własną rękę poinformować opinię publiczną o tym fakcie. Wspominasz ścieżkę zagłady, na którą musiałaś wstąpić, by dopilnować, iż ta wiadomość nie ujrzy światła dziennego. Do dziś nie wyjaśniono okoliczności śmierci kilkunastu istot, które miały wtedy pecha zapoznać się z rewelacjami nieszczęsnego admirała.
Wspominasz też drobnych wichrzycieli, nawołujących mieszkańców Byss do buntu przeciw Palpatine'owi. Wspominasz dni spędzone w planetarnych podziemiach na tropieniu czworga nędzników, którym zachciało się organizowania protestów. Wspominasz skwierczącą w tańcu śmierci rubinową klingę swego świetlnego miecza i krzyki w mrocznym zaułku, gdy w końcu ich dopadłaś.
Wspominasz wyraz twarzy wszystkich swoich ofiar na sekundy przedtem, zanim zadawałaś im śmierć.
Wspominasz dwa rozkazy Imperatora. Dwa rozkazy, co do których od samego początku miałaś wątpliwości, i które w konsekwencji doprowadziły cię do decyzji o ucieczce.
Wspominasz te dwa niesłuszne rozkazy i już dłużej nie wiesz, czy w pozostałych przypadkach rzeczywiście niosłaś sprawiedliwość.
Nigdy nie dzielisz się z nikim swymi rozterkami. Nie chcesz o tym rozmawiać ani ze swoim mężem, ani z mistrzem Skywalkerem. Z jakiegoś powodu boisz się podjąć ten temat w rozmowie z którymkolwiek z nich, instynktownie czując, że taka dyskusja mogłaby się źle skończyć.
Tym razem jednak jest inaczej.
Twoim rozmówcą nie jest ani Daol, ani Luke, ani nikt inny, komu byś ufała. Mimo to, a być może właśnie głównie dlatego, potrafisz się otworzyć.
W końcu, niezależnie od żywionej sympatii czy antypatii, nikt cię tak nie zrozumie, jak ktoś, z kim dzielisz doświadczenia.
Wychudzony, siwiejący mężczyzna o hardych, ciemnych oczach słucha twych wynurzeń, wpatrując się w ciebie intensywnie. Wiesz, że próbuje wysondować twe myśli – ale nawet teraz, w chwili niezaprzeczalnej słabości, potrafiłabyś zamknąć swój umysł przed najpotężniejszym nawet użytkownikiem Mocy. Nawet tak potężnym, jak były Egzekutor Strony Mroku.
Twa opowieść się kończy i zapada cisza. Żadne z was nic nie mówi, słychać tylko odgłosy dżungli. Śpiew nocnych ptaków, pomruki lianokota, donośne pochrapywania Gammorreanina z Eskadry Widm, śpiącego smacznie w nieodległym obozie.
Przez chwilę, nie mogąc doczekać się jakiejkolwiek reakcji na twe słowa, masz ochotę odwrócić się i odejść, zadowalając się samym faktem podzielenia się z kimś swymi rozterkami.
Wstajesz.
- Palpatine... - odzywa się w końcu twój rozmówca, Xecr Nist, zatrzymując cię w pół kroku - marzył o nieograniczonej władzy, to niepodważalne. Ale chciał też osiągnąć porządek i stabilizację, o które tak trudno było w ostatnich latach istnienia Starej Republiki. I dążył do tego wszelkimi sposobami, nawet, jeśli oznaczało to poświęcenie miliardów istnień - uśmiecha się bez cienia wesołości. - Ja w to wierzyłem... i ty też, prawda?
Milczysz. Spoglądasz w górę, w usiane gwiazdami nocne niebo Haruun Kal, nie mogąc dłużej patrzeć w ponure, wszechwidzące oczy Nista.
Nawet bez grzebania w twoich myślach, rozszyfrował cię bezbłędnie.
- Wierzyłaś - podejmuje po chwili, nie czekając na potwierdzenie z twojej strony. - Wierzyłaś tak mocno, że nie kwestionowałaś zadań, które ci wyznaczał. Bez szemrania latałaś od planety do planety, dopisując kolejne ofiary do bogatej kolekcji - uśmiecha się znów, tym razem nie bez drwiny. - „W imię Imperatora jesteś skazany na śmierć”. Ostatnie usłyszane słowa w życiu co najmniej kilkudziesięciu osób, prawda?
Nie uznajesz za celowe potwierdzać.
- Aż w końcu zaczęłaś mieć wątpliwości - Nist pochyla się lekko do przodu, łącząc palce obu dłoni na wysokości ust. - Wtedy, gdy zauroczyła cię jedna z ofiar, prawda? Twój obecny mąż? A może po spotkaniu ze Skywalkerem na Byss? Odwracasz się. Tym razem wytrzymujesz jego spojrzenie.
- Wcześniej - szepczesz w końcu. - Dużo wcześniej.
- Zabijesz wielkiego admirała Thrawna – mówi niespodziewanie Imperator. Nie patrzy na ciebie. Jego oczy, żółte i błyszczące, skupione są na nieodległej Byss, doskonale widocznej przez transparistalowy iluminator kapsuły sterowniczej Galaktycznego Działa, i otaczającej ją olbrzymiej flocie.
Nie wiesz, co odpowiedzieć. Nie wiesz, czy w ogóle powinnaś się odzywać. Nieśmiało podchodzisz bliżej i, zgodnie z etykietą, stajesz o krok za Imperatorem. Twój wzrok podąża za jego wzrokiem. Teraz i ty oglądasz to, co on widzi. Czy aby jednak na pewno to samo?
Widzisz setki, a może tysiące okrętów wojennych. Drobne kanonierki, fregaty i pancerniki, różnej budowy i wielkości. Niszczyciele gwiezdne klasy Imperial i Interdictory, do których widoku przez lata zdążono już przywyknąć, otoczone przez chmary drobniuteńkich punkcików, które, jak dobrze wiesz, są myśliwcami. Masywne superniszczyciele klasy Sovereign, każdy długi na piętnaście kilometrów i wręcz najeżony potężnymi bateriami turbolaserów. I Devastatory, niosące spustoszenie potwory, w ułamku sekundy zdolne obrócić w proch całe miasta.
Patrzysz, i nie dowierzasz, dochodząc do wniosku, że niemożliwym jest, byś widziała to samo, co dostrzega Imperator. Gdyby on widział tylko to, co ty, niechybnie doszedłby do wniosku, że miast zabijać Thrawna, należy oddać pod jego komendę całą tę otaczającą Byss armadę i wspierać go na wszelkie możliwe sposoby, a wtedy odzyskanie tego, co prawnie należy się Imperatorowi, będzie jedynie kwestią czasu.
Gdyby Palpatine, twój pan, widział tylko to, co widzisz ty, zapewne tak właśnie by uczynił. Ale, jak sądzisz i głęboko wierzysz, potrafi dostrzec znacznie więcej, sięgnąć swymi myślami o wiele dalej niż ty, może nawet przewidzieć przyszłość. I dlatego to on jest panem, a ty wiernie mu służysz.
Bez najmniejszych wątpliwości.
Zwykle.
Ale kiedyś musi być ten pierwszy raz.
- Dlaczego? - twoje usta poruszają się same, artykułując myśl, zanim jeszcze uświadamiasz sobie, że ją masz. Odwraca się powoli, a ty żałujesz tego słowa, tej chwili zwątpienia, spodziewając się najgorszego. O dziwo, jego starcze, pomarszczone oblicze wydaje ci się przyjazne, gdy nawiązuje z tobą kontakt wzrokowy. Jego wargi wykrzywia grymas, który zwykłaś brać za zachęcający uśmiech. Wyciąga do ciebie kościstą, białą dłoń. Ujmujesz ją z ufnością, czując, jak spływa na ciebie ciepłe uczucie spokoju i siły. Pozwalasz podprowadzić się bliżej, nie przestając wpatrywać się w jego żółte oczy, jak nigdy pełne wyrozumiałości i dobroci.
- Moje dziecko – mówi Imperator łagodnie – pozwól, że cię oświecę.
- Niech pan nie wpada w panikę, kapitanie – mówi Thrawn, starając się zachować pogodny wyraz twarzy na przekór kłopotom, jakie dopadły jego flotę w przestworzach Bilbringi. Nieco sztuczny uśmiech rozjaśnia na chwilę jego twarz, gdy wodzi gorejącymi, czerwonymi oczyma po twarzach tych kilku członków załogi mostka „Chimery”, którzy w tym trudnym momencie zastygli w oczekiwaniu na słowa otuchy ze strony swego dowódcy.
Jego wzrok spotyka się z twoim i przez chwilę obawiasz się, że właśnie teraz, w środku bitwy, wielki admirał odgadnie, kim naprawdę jesteś. Od pierwszego dnia służby na mostku „Chimery” w roli oficera łącznościowego nie raz i nie dwa byłaś świadkiem, jak Thrawn dochodzi do właściwych wniosków, opierając się głównie na intuicji. I, w nie mniejszym stopniu, na swej unikalnej umiejętności wnikania w psychikę innych istot poprzez analizę tworzonych przez nie dzieł sztuki.
Na szczęście, żadne z twoich dzieł sztuki nigdy nie zostało wystawione na widok publiczny. A jeśli nawet w policyjnych aktach zachowały się jakieś hologramy z oględzin ciał twoich ofiar, do każdego dołączono adnotację „sprawca nieznany”. I dlatego Thrawn, nawet jeśli coś podejrzewa, wciąż widzi w tobie przede wszystkim sumiennego oficera łącznościowego.
- Jeszcze nie zostaliśmy pokonani. I daleko nam do tego – dodaje Thrawn głośno, a ty wiesz, że zwraca się nie tylko do Pellaeona, kapitana „Chimery”, ale do wszystkich obecnych na mostku. Jak przystało na dowódcę, w którego wierzą podlegli mu żołnierze, wie, kiedy i w jaki sposób podnieść morale załogi.
Między innymi z tego powodu odczuwasz autentyczną dumę, mogąc służyć pod jego rozkazami.
A to zaś sprawia, że wciąż odwlekasz nieunikniony moment, kiedy go zabijesz.
Czasami zwycięstwo wymaga ofiar, oznajmił ci tamtego dnia Imperator. Grałaś kiedyś w dejarika, prawda? Znasz więc, zapewne, taktykę znaną jako śmiertelny gambit biegacza kintan.
Znam, odrzekłaś, przeczuwając już, do czego zmierza Palpatine. Polega na poświęceniu najważniejszej figury po to, by za pomocą innych móc zadać śmiertelny cios.
Imperator pokiwał głową, wyraźnie zadowolony z twej odpowiedzi.
Widzisz, moje dziecko, Thrawn jest takim naszym biegaczem kintan. Najsilniejszą figurą, jaką dysponujemy w tej wielkiej grze z Rebelią. I właśnie dlatego jego śmierć sprawi, że przywódcy Sojuszu, w swej głupocie i pysze, uwierzą, iż wreszcie mają Imperium w garści.
Uśmiechnął się przebiegle.
A wtedy my, dodał po chwili, gestem wskazując krążącą wokół Byss flotę, udowodnimy im, że choć straciliśmy biegacza kintan, inne nasze potwory potrafią walczyć nie gorzej od niego.
I choć ten plan sam w sobie wydaje się nie mieć słabych punktów, choć nie masz wątpliwości, że wszystko potoczy się dokładnie tak, jak przewiduje Imperator...
...wciąż nie jesteś przekonana co do jego słuszności.
Bo Thrawn, którego poznałaś, to nie figura na planszy dejarika. Nie trybik w ogromnej imperialnej machinie. Nie jeden z wielu dowódców imperialnej floty, nawet nie jeden z największych geniuszy wojskowości w historii galaktyki.
Thrawn, którego poznałaś, to symbol nieuchronnego zwycięstwa Nowego Ładu. Lider, w którego wierzą wszyscy lojalni obywatele Imperium. Bohater, który z całego serca walczy o to, by przywrócić w galaktyce porządek i naprawdę dba o dobro podległych mu żołnierzy. I ten bohater ma skończyć w taki sam sposób, jak pospolici malwersanci i wichrzyciele?
W imię czego?
Bo chyba nie sprawiedliwości.
Z rozmyślań wyrywa cię brzęczyk na pulpicie Pellaeona.
- Panie admirale, pilna wiadomość z Waylandu – melduje kapitan drżącym głosem. Dyskretnie spoglądasz na wielkiego admirała, zauważając lekki niepokój na jego dostojnej, błękitnoskórej twarzy. Kątem oka zauważasz Rukha, istotę rasy Noghri, w milczeniu pełniącą wartę za krzesłem Thrawna. Dotąd traktowałaś go jako przeszkodę, którą będzie trzeba pokonać, kiedy w końcu nadejdzie czas działania. Tym razem coś w jego postawie wzbudza twój niepokój.
- Proszę ją przeczytać, kapitanie – rozkazuje Thrawn cichym, ponurym tonem. Zdaje ci się, że czas zaczyna płynąć wolniej, gdy otwierasz się na Moc. Fala wrażeń, niedostępnych dla normalnych śmiertelników, porywa twe myśli. Jak przez mgłę docierają do ciebie słowa Pellaeona, który mówi coś o ataku na górę Tantiss. Poprzez Moc wyczuwasz jednak jego rosnące niedowierzanie, chłodną rezygnację Thrawna...
...i zew krwi, bijący od Rukha niczym od szykującego się do skoku drapieżnika.
Nagle już wiesz, co za chwilę nastąpi, i nie możesz temu zapobiec.
Nie możesz nawet krzyknąć ani ostrzec wielkiego admirała w żaden inny sposób, bo byłoby to sprzeczne z celami twojej misji.
Możesz jedynie obserwować, jak Rukh wysuwa z rękawa długi, błyszczący sztylet i z całym impetem wbija go w pierś Thrawna.
Bordowa krew bucha na biały mundur Thrawna, gdy Rukh szybkim skokiem dosięga Pellaeona w tym samym momencie, gdy ten, nieświadomy jeszcze losu wielkiego admirała, czyta o udziale Noghrich w rebelianckiej akcji na Wayland.
- To za oszustwo, jakiego Imperium dopuściło się względem ludu Noghrich – mruczy Rukh wprost do ucha pochwyconego w zabójczym uścisku Pellaeona. - Zdradzono nas i wzięliśmy odwet.
Nie wiesz, o czym mówi, ale nie podobają ci się te słowa - podłe oszczerstwa, jakich dopuszcza się ten parszywy obcy. Dostrzegasz malujący się w twarzy poczciwego kapitana Pellaeona lęk i postawiasz przerwać ten morderczy ciąg.
Bo Pellaeon, w przeciwieństwie do Thrawna, nie musi umrzeć.
Wściekłość wzbiera w tobie, gdy niewidzialnym chwytem Mocy łapiesz Rukha za gardło. Jak śmiesz, zdaje się mówić twój wzrok, który wbijasz w zaskoczone, czarne oczy Noghriego, jak śmiesz dotykać tego człowieka?
Rukh zwalnia ucisk na szyi Pellaeona. Rewanżujesz mu się tym samym. Pozwalasz mu nawet uciec, wiedząc, że prawdopodobnie i tak nie dotrze do hangaru, nie wspominając o braku szans na opuszczenie okrętu.
Nie bez wahania przenosisz spojrzenie na wielkiego admirała, pozostawiając Pellaeona samemu sobie. Gdy pokład rozbrzmiewa nagle wyciem syren, ze zdumieniem patrzysz, jak Thrawn, uśmiechając się do ciebie, ostatkiem sił pochyla głowę w dziękczynnym ukłonie, jakimś cudem zdając sobie sprawę, co zrobiłaś dla uratowania Pellaeona.
Zapewne podświadomie czując również, kim naprawdę jesteś i z jakiego powodu znalazłaś się na pokładzie „Chimery”.
I mimo to wciąż jest ci wdzięczny.
- Ale – szepcze, uśmiechając się teraz do dochodzącego do siebie Pellaeona – to było tak artystycznie zrobione.
Będąc artystką pierwszej klasy, nie potrafisz się z nim nie zgodzić.
Nie musisz korzystać z Mocy by poczuć, jak resztki sił i życia opuszczają ciało wielkiego admirała. Wystarczy, że spoglądasz na jego czerwone oczy, gorejące zwykle silnym blaskiem, a teraz matowiejące z prędkością światła.
Wielki admirał Thrawn, bohater całego Imperium, nie słyszy już, jak pytasz zmęczonego Pellaeona o dalsze rozkazy, o które poprosili cię kapitanowie niszczycieli „Nemezis” i „Jastrząb”.
Nie słyszy też, jak Pellaeon, po krótkiej chwili namysłu, ponurym tonem rozkazuje imperialnej flocie przygotować się do odwrotu.
Chwilę wcześniej jego czerwone oczy zgasły na zawsze.
Z żalem patrzysz na nieruchomą twarz wielkiego admirała, czując, że na twym policzku pojawiła się nagle samotna łza goryczy. Pomimo faktu, że właściwie go nie znałaś, masz wrażenie, jakby właśnie odszedł ktoś ci bardzo bliski.
Nie jest już nawet ważne, że to ty miałaś go zabić.
Twojego smutku nie jest w stanie uśmierzyć nawet myśl, że jednak nie zginął z twojej ręki.
- I wtedy zaczęłaś zauważać, że Imperium nie jest tak kryształowo czyste, jak ci się wcześniej wydawało – stwierdza Nist, gdy kończysz swą opowieść.
Wzruszasz ramionami.
- Myślałam z początku, że to był tylko incydent. Że Palpatine naprawdę nie miał wyboru, poświęcając Thrawna na ołtarzu sprawiedliwości. - Uśmiechasz się z goryczą. - A potem coś mnie tknęło, i zaczęłam dyskretnie badać, jakiego to oszustwa miało się dopuścić Imperium wobec Noghrich.
Nist spogląda na ciebie przelotnie, bez słowa.
- W końcu poznałam prawdę. O tym, jak Imperium oszukiwało Noghrich przez całe dekady, mamiąc ich obietnicą oczyszczenia ich ojczystej planety, skażonej w trakcie Wojen Klonów. A przy okazji zasłyszałam kilka innych, ciekawych historii na temat nadużyć Imperatora i jego podwładnych. Ale co mogłam zrobić? Nie miałam nikogo poza Imperatorem, a Rebelia nie wchodziła w grę. Pomimo tego, czego się dowiedziałam, wciąż uważałam przywódców Sojuszu za wichrzycieli. W końcu pogodziłam się z tym, że Imperium nie jest nieskalane, i doszłam do wniosku, że nigdzie nie będzie mi lepiej.
Nist odwraca się, prychnąwszy krótkim, suchym śmiechem.
- Ale pojawił się Skywalker, i wszelkie założenia wzięły w łeb.
Uśmiechasz się mimowolnie. Dłuższą chwilę milczycie oboje, jedynie mierząc się wzrokiem.
- Po prostu straciłam wtedy wiarę w Imperium. Ostatecznie.
Twarz Nista przybiera poważny, zatroskany wyraz.
- Więc w co wierzysz teraz?
No właśnie, w co wierzysz? Dobre pytanie.
Imperium Palpatine'a nie było pozbawione wad, to prawda. Ograniczało wolność słowa, wywyższało ludzi ponad inne rasy. Ścigało przeciwników politycznych, skazując ich na śmierć. Masz świadomość, że taki koniec spotkał też twoich najbliższych, i masz o to ogromny żal do Imperatora. Pewnie nigdy mu tego nie wybaczysz, podobnie jak śmierci milionów innych istot, które zginęły walcząc o trochę wolności. Tego, że traktował ludzi instrumentalnie, nawet swoich najwierniejszych zwolenników. Nie zapomnisz, że kazał ci zabić Thrawna, że chciał, by z twej ręki zginął pewien młody łowca nagród, którego jedyną winą było to, że miał zdolności do władania Mocą. Zawsze będziesz o tym pamiętać.
Ale pamiętasz też, jak podziwiałaś Imperatora za to, że potrafił przeobrazić zwyrodniałą, skorumpowaną Republikę w sprawnie działający organizm, który przeciętnej istocie dawał poczucie bezpieczeństwa i porządku, pomimo zdarzających się nadużyć ze strony różnego rodzaju państwowych funkcjonariuszy. Pamiętasz, jaka byłaś dumna, czując, że jesteś ważnym ogniwem w tej wielkiej, stojącej na straży praworządności machinie. Przypominasz sobie, ile satysfakcji dawała ci myśl, że pomagasz Imperatorowi w niesieniu sprawiedliwości.
Zastanawiasz się, jak mogłaś kiedykolwiek zwątpić w słuszność tamtych działań, i łapiesz się na tym, że żałujesz, iż tamte czasy minęły.
Bo teraz widzisz i rozumiesz, że Nowa Republika wcale nie jest lepsza od Imperium, a będąca jej podstawą demokracja - to ułuda. Jedno, wielkie oszustwo. Niekończąca się, mniej lub bardziej jawna walka o stołki. Ci, którzy naprawdę wierzą w te populistyczne frazesy, to jednostki. Idealiści, jak Luke Skywalker i jego siostra, Leia oraz inni przywódcy starego Sojuszu Rebeliantów. Ale ci, którzy przyjdą po nich, a którzy obecnie wspinają się mozolnie po szczeblach wielkiej politycznej kariery, to już istoty zupełnie innego rodzaju. Nie w głowie im powszechne dobro i trwały pokój. Górę biorą rozbujane do granic możliwości ambicje. I prywata.
Przede wszystkim prywata.
Z przerażeniem spoglądasz na ten wyścig szczurów. Na te wszystkie regionalne wojenki. Na niekontrolowanych przez nikogo, szukających chwały lokalnych przywódców.
I żałujesz, że w całej galaktyce nie ma osoby, która potrafiłaby nad tym wszystkim zapanować.
- Teraz – stwierdzasz w końcu – chciałabym wierzyć, że znajdzie się ktoś, kto posprząta ten cały bałagan.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,08 Liczba: 13 |
|
Immo2009-09-26 22:39:21
Całkiem zacne. Najlepszy jest dla mnie ten prolog, a moment przedstawiania się Sandry jest bardzo klimatyczny. No i śmierć Thrawna w nowej perspektywie. To najmocniejsze momenty, ale tak właśnie miało być. Elegancko.
Nen Yim2009-09-14 22:41:53
heh... Podobało mi się. :) Naprawdę, dobrze mi się czytało,chyba najlepiej z wszystkich Twoich opowiadań, które mi dane było przeczytać (he, he.... ^^" ), może to przez ten zabieg narracyjny rodem ze Stovera (którego uwielbiam), i który wyszedł Ci całkiem zgrabnie. :)W ogóle czytając to opowiadanie co i rusz nie mogłam wyjść z podziwu, podobają mi się Twoje opisy, podoba mi się przewijający się cały czas motyw sztuki, fajnie wpotłeś narrację w kanoniczne wydarzenia (przyznaję, czekałam na to "Ale..to było tak artystycznie zrobione" ;) Cieszę się, ze było, ale z drugiej strony, jak mogłoby go nie być? :PP )
Cieszące mnie smaczki - uwielbiam zielone oczy :D:D:D ( jednak zielone ;P ). Co do innych inszości, pewnie moje nierozeznanie w temacie nie pozwoliło ich wyłapać, ale wszyscy maniacy i wyszukiwacze szczególików na pewno się cieszą :D
Dałam 10. ^^
Gunfan2009-07-27 22:03:03
Hehe, Rick, widzę że nadal jesteś nieodrodnym dzieckiem Dark Empire :D Ale tę Stronę Mroku to bym wywalił...:P
Ogólnie bardzo mi się podobało, głównie pierwsza połowa. Druga jest IMO nieco zbyt pompatyczna, a końcówce trochę brakuje "mocnego uderzenia". Za to dużo fajnych przemyśleń i smaczków.
Językowo sprawne, pomijając to, co wymienili Vua z Urthoną. Zmieniłbym tylko zwrot "a to zaś sprawia" - coś tu za dużo tego, wolałbym albo "a to sprawia" albo "to zaś sprawia".
Pisz dalej :)
Lorn2009-07-26 15:24:44
Bardzo mi się podobało- pierwsza część podobna do fragmentu Posłuszeństwa- dlatego myślałem, że to Mara. Część z Admirałem też bardzo ciekawa - jego śmierć z tej perspektywy przybrała niemal rozmiar tragedii.
99-in-the-shade2009-07-25 21:30:20
Przeczytałam nagrodzone i wyróżnione opowiadania i brak wśród nich 'W imię Imperatora' szczerze mnie dziwi... Nie uważam, żeby tekst ustępował w czymkolwiek np. 'Łowcy' czy 'Nemezis'... no ale wszystko zależy od gustów jurorów.
Ode mnie 10 - ciekawie poprowadzona narracja, opowiadanie niezaprzeczalnie 'wciąga' i jest zgrabnie zakończone - jestem na tak :)
Vua Rapuung2009-07-25 16:48:03
Zacznę od narzekania, bo to zawsze jest najbardziej pomocne :P. Parę niezręczności językowych wskazał już Urthona. To co mnie nieco gniotło, to trochę zbyt rozbudowane zdania w pierwszej części opowiadania (vide "Z braku zajęcia zaczynasz bawić się swoją bronią, malutkim blasterem typu Q2, gdy w końcu staroświeckie, drewniane drzwi się otwierają i twoja ofiara, łysiejący, starszawy mężczyzna w nieskazitelnie odprasowanym, szarym imperialnym mundurze, wkracza do pomieszczenia."). W ogóle mam wrażenie, że trochę za dużo przydawek wrzucasz, ale to już czepianie się.
Generalnie jest całkiem dobrze. Ciekawa narracja drugoosobowa, interesujący pomysł z wplątaniem bohaterki w scenę na mostku Thrawna. Z drugiej strony, akcje takie jak w pierwszej części (skorumpowany imperialny urzędnik popełniający samobójstwo we własnym biurze) często pojawiają się w kontekście Mary Jade. Może ciekawiej byłoby przedstawić jakąś inną ofiarę Ręki, mniej "czarną"?
Hego Damask2009-07-25 11:22:37
W pierwszej chwili myślałem, że to będzie o Marze :D
Całkiem dobre, fajnie opisana scena konania Thrawna.
Parę błędów jest - np. "podobnie jak Raanth opływających w luksusach" (wg mnie opływających w luksusy, wzgl. pławiących się w luksusach). "Jesteś skazany na śmierć" (może "zostałeś skazany na śmierć")
Ale ogólnie bardzo dobre :)
Dar`manda2009-07-25 11:18:39
No, no... Extra