Autor: Gunfan
Opowiadanie zostało wyróżnione w konkursie literackim przeprowadzonym na Bastionie w 2009 r.
Dedykowane Radkowi, kumplowi ze śląskich spotkań - w podzięce za inspirację
Światła w świątynnym hangarze świeciły jasno. Pomieszczenie było spore, zdolne pomieścić wiele mniejszych jednostek. Obecnie zajmowało je kilkanaście republikańskich kanonierek typu LAAT/i; wokół krzątali się technicy, dokonując napraw, sprawdzając stan maszyn, czy testując systemy.
Przystanęła w drzwiach do hali i natychmiast go zobaczyła. Stał pośrodku hangaru i rozmawiał z mistrzem Windu. Nieopodal czekali też mistrzowie Tiin, Fisto i Kolar.
Coś powstrzymało ją od podejścia do tej grupki. Nie chciała przeszkadzać. Poczekam, aż skończy rozmawiać z mistrzami, pomyślała.
Tymczasem rozmawiający ruszyli w kierunku wylotu śluzy w przeciwległym krańcu pomieszczenia. Czekała tam kanonierka, szykująca się najwyraźniej do startu. Mistrzowie wsiedli do niej jeden po drugim, aż na platformie pozostał tylko ciemnoskóry mistrz Jedi oraz jego rozmówca. Toczyli ożywioną konwersację.
Jeśli odleci z nimi, to znów nie porozmawiamy, pomyślała zniechęcona.
Ale nie. Chwilę później Mace Windu wskoczył do kanonierki w ślad za towarzyszami, a ten, na którego czekała, wreszcie pozostał sam.
Szedł teraz w jej kierunku.
Poruszał się sztywno, a z całej jego postawy przebijało zmęczenie, jakby borykał się z jakimś ciężkim brzemieniem. Dopiero kiedy podszedł bliżej, zauważyła jak okropnie wyglądał: blady, roztrzęsiony, z podkrążonymi oczami. Najwyraźniej też jak dotąd jej nie zauważył, mimo, że praktycznie stała mu na drodze. Niemal na nią wpadł.
- Mistrzu!
W końcu spojrzał przytomniej.
- To ty, Ahsoko. Nie mam teraz czasu – próbował ją wyminąć. Nie pozwoliła.
Anakin Skywalker, jej mistrz i mentor, kompletnie ją zignorował. Znowu. Ale tym razem wyraźnie widziała, że stało się coś niedobrego, a to sprawiało, że koniecznie musiała z nim porozmawiać. Może będzie w stanie pomóc?
- Mistrzu, ja... Porozmawiajmy. Źle wyglądasz...
- Nic mi nie jest – mruknął, najwyraźniej myśląc o czymś innym.
- Mistrzu, co się stało?
- Nic. Muszę iść...
- Odkąd wróciłeś na Coruscant – wpadła mu w słowo – zachowujesz się, jakbyś mnie unikał. Nie widujemy się, nie interesujesz się, jak się goi moja rana, praktycznie mnie ignorujesz. Myślałam, że jestem nie tylko twoją padawanką, ale i przyjaciółką. Przecież widzę, że coś cię gryzie... Co się dzieje?
Jego spojrzenie stwardniało.
- Dość. Nie mam teraz dla ciebie czasu. Zejdź mi z drogi.
Minął ją i ruszył korytarzem. Ahsoka patrzyła za nim, zrozpaczona.
- Dokąd idziesz? - zawołała jeszcze.
- Muszę pomyśleć – rzucił zimno przez ramię. - Chcę być sam.
- Och, jasne, idź! - wściekała się Togrutanka, mrucząc pod nosem do pustego już korytarza. - Najlepiej do tej swojej kochanej Padme. Myślisz, że nie wiem, z kim spędzasz tyle czasu?
Wystarczy, upomniała się w myślach. Zachowuję się jak zazdrosna pannica. To nie przystoi Jedi. Czas z tego wyrosnąć.
Emocje uchodziły z niej powoli. Zresztą nie był to nawet prawdziwy gniew: wściekłością maskowała raczej niepewność, którą napełniło ją zachowanie Skywalkera. Bardzo ją zaskoczył. I sprawił jej ból... Martwiła się o niego.
Przez ostatnich kilka miesięcy praktycznie się nie widywali, nie licząc komunikacji przez holo. Ahsoka została ciężko ranna tuż przed bitwą o Boz Pity: granat rozerwał jej biodro i niemal urwał nogę. Była w bardzo poważnym stanie; tym razem nie wystarczyło kilka kąpieli w bakcie na pokładzie Resolute – udaną rekonwalescencję mogły zapewnić tylko zabiegi uzdrowicieli Jedi. Dziewczynę zabrano więc do Świątyni na Coruscant.
W rezultacie nie mogła jednak towarzyszyć swemu mistrzowi podczas ostatnich kampanii. Nie było jej przy nim na Boz Pity, nie pomagała w polowaniu na Grievousa, również bitwę o Coruscant była zmuszona przeczekać w murach Świątyni. Nie było to dla niej łatwe, chciała się przydać. Ale jeszcze gorsze było to, że Anakin po powrocie do stolicy wciąż nie miał dla niej czasu. Ciągle gdzieś znikał, a jeśli już był pod ręką, to zbywał Ahsokę pod byle pretekstem i nie dało się z nim porozmawiać. Bezustannie o czymś rozmyślał.
Nie chciała się skarżyć, ale czuła się zaniedbywana.
Nie uważała się za centrum wszechświata i rozumiała, że mistrz może mieć inne ważne sprawy, ale... nigdy dotąd tak się nie zachowywał. Skywalker zawsze traktował ją jak równorzędnego partnera i ta nagła zmiana zasmuciła ją. Jakby znienacka stał się kimś obcym... Lub jakby ona stała się obca dla niego.
Jego coś trapi, coś poważnego, stwierdziła. Jakżebym chciała, żeby ufał mi na tyle, by mi powiedzieć o co chodzi...
Odpędziła ponure myśli.
Leczenie przebiegało pomyślnie i padawanka od pewnego czasu chodziła już normalnie, choć musiała wciąż być ostrożna. Przechadzała się teraz szerokimi korytarzami Świątyni, zachwycając się monumentalnymi posągami, kontemplując spokój tego miejsca.
Powrót do Świątyni dobrze mi zrobił, pomyślała. Kiedy przydzielono mnie do mistrza Skywalkera, byłam niespokojna i rozwydrzona. Nie doceniałam nauk mistrzów ze Świątyni i spodziewałam się, że Anakin będzie mnie traktował tak samo, jak oni. Jednak on okazał się zupełnie inny; zamiast prawić mi kazania, on dał mi swobodę, potraktował jak równą sobie. Okazało się, że jesteśmy całkiem podobni. To pozwoliło mi spojrzeć inaczej na siebie oraz na relację uczeń-nauczyciel. Teraz, kiedy znów mam okazję spędzać czas w Świątyni, patrzę inaczej również na nauki mędrców Zakonu. I wreszcie zaczynam doceniać ich mądrość, bo są rzeczy, których mimo wszystko mistrz Skywalker nie jest w stanie mnie nauczyć – zbyt się różni od innych nauczycieli. Teraz to widzę.
Chyba wreszcie dojrzałam do roli padawana, skwitowała w myślach.
Otrząsnąwszy się z zadumy, Ahsoka stwierdziła, że znalazła się nieopodal sal medytacyjnych – przechadzając się, przemierzyła sporą część Świątyni. W przeciwległym krańcu korytarza zauważyła nadchodzącą szybkim krokiem Shaak Ti.
Mistrzyni Ti była, podobnie jak Ahsoka, Togrutanką. Obecnie zasiadała w Wysokiej Radzie; była dojrzałą, piękną i dostojną Jedi. Padawanka poczuła delikatne ukłucie młodzieńczej zazdrości na widok starszej kobiety – zazdrości może nie o urodę, ale aurę spokoju i pewności siebie, jaką roztaczała Shaak Ti.
- Witaj, Ahsoko – zaczęła mistrzyni. I natychmiast stało się jasne, że jej zwykły spokój nie towarzyszy jej tym razem: była wyraźnie zdenerwowana. Nie tylko jej mimika czy mowa ciała, ale i sygnatura w Mocy zdradzały wielki niepokój.
- Czy coś się stało, mistrzyni? - zapytała niepewnie Ahsoka.
- Idę właśnie do sal medytacyjnych – odparła starsza Jedi. - Wyczułam w Mocy coś bardzo niepokojącego w związku z misją mistrza Windu. Obawiam się, że stało się coś złego. Będę sondować Moc, może dowiem się czegoś więcej – wyminęła padawankę i ruszyła ku wejściu do sal medytacji. Dziewczyna powstrzymała ją.
- Mistrzyni, czy mogę ci towarzyszyć? Nie wiem wprawdzie, na czym polega misja mistrza Windu, ale...
- Nie wiesz? - zdziwiła się Shaak Ti. - Dowiedzieliśmy się, że kanclerz Palpatine to Lord Sithów. Mistrzowie Windu, Tiin, Kolar i Fisto polecieli dokonać aresztowania... Tymczasem Świątynię zamknięto na wypadek, gdyby Palpatine chciał spróbować działań odwetowych; obecni tu Jedi przygotowują się do obrony. O niczym nie wiedziałaś?
- Nie! - Ahsoka była zszokowana. - Z nikim nie rozmawiałam od jakiegoś czasu... Kanclerz Lordem Sithów? Ale jak...?
- To teraz nieistotne. Ważne, żeby dowiedzieć się, co się stało. Zagłębię się teraz w medytacji, może czegoś się dowiem. Przed chwilą – dodała, obdarzając padawankę ciepłym uśmiechem – zaproponowałaś, że pójdziesz ze mną. Jeśli nie zmieniłaś zdania, to chodźmy, bo – Moc mi świadkiem – czuję, że towarzystwo mi się przyda.
Ktoś wyrwał Ahsokę z transu medytacyjnego. Poczuła dłoń na ramieniu; to mistrzyni Ti przywoływała ją do rzeczywistości. Starsza Togrutanka nie patrzyła na nią – rozglądała się wokół, zdając się sondować otoczenie wszystkimi zmysłami. Była bardzo zaniepokojona, znacznie bardziej, niż przedtem.
- Coś złego się dzieje. Zostań tu, Ahsoko – powiedziała Jedi nieobecnym tonem.
- Coś złego? Mistrzyni, co wyczułaś?
Shaak Ti spojrzała przelotnie na dziewczynę.
- Nie wiem, niebezpieczeństwo. Dla nas wszystkich. To ma – zawahała się – coś wspólnego z twoim mistrzem...
- Z mistrzem Skywalkerem? - Ahsoka nie rozumiała. - Ale dlaczego? Mój mistrz poszedł coś przemyśleć, może nawet medytuje w którejś z sąsiednich sal...
- Nic podobnego – przerwała jej sucho mistrzyni. - Opuścił Świątynię już jakiś czas temu i pognał za mistrzem Windu i pozostałymi. Jest tam, z nimi. Nie wiem, co stało się w biurach kanclerza, ale... coś jest nie tak. Zostań tu, dziecko – powtórzyła.
Nie chciała powiedzieć nic więcej. Chwilę później wyślizgnęła się cicho na korytarz, pozostawiając padawankę samą.
Teraz i Ahsoka nabrała złych przeczuć. Podczas medytacji wprawdzie nic niepokojącego nie wyczuła, ale przecież jej zmysły nie mogły się równać ze zmysłami doświadczonej mistrzyni. I nagle okazało się, że mistrz Skywalker dołączył do Jedi, zamierzających pojmać kanclerza... Miał zmierzyć się z Lordem Sithów; dziewczyna aż zadrżała na myśl o tak groźnym przeciwniku. Mistrz był potężny, ale... czy sobie poradzi?
Pewnie strasznie się przejmuje swoją rolą w tym wszystkim, pomyślała następnie. Tak poważnie traktuje tę rolę Wybrańca, tak bardzo stara się nie zawieść... Może to tym tak się ostatnio gryzł?
- Tylko dlaczego nic mi nie powiedział? I czemu mnie z sobą nie zabrał? Jestem już zdrowa! - dziewczyna wstała gwałtownie i zaczęła krążyć po pomieszczeniu.
Nagły wstrząs usadził ją w miejscu. Eksplozja! Jej huk przetoczył się po okolicy, a wszystko wokół zadrżało.
Rzeczywiście działo się coś złego.
Dotąd Ahsoka zamierzała być posłuszna mistrzyni Ti i pozostać na miejscu. Ale teraz wyglądało na to, że Świątynia jest atakowana, a czemuś takiemu młoda Togrutanka nie mogła się biernie przyglądać. Czym prędzej wybiegła z sali medytacyjnej.
Odpinając od pasa miecz świetlny i kierując się w stronę, z której dobiegł odgłos wybuchu, zastanowiła się przelotnie, kto mógłby przypuścić szturm na Świątynię Jedi. Separatyści byli mało prawdopodobni, a więc to musiał być jednak kanclerz. A to oznaczało...
Nie miała czasu dokończyć tej myśli, zaabsorbowana nagle czymś innym. Skręciła właśnie za załom korytarza, który zaraz potem otwierał się na ogromną, wysoko sklepioną salę, podtrzymywaną przez liczne filary.
Posadzka pomieszczenia zasłana była ciałami martwych Jedi.
Ahsoka stanęła jak wryta. Takie widoki to nie była dla niej pierwszyzna, widywała wiele rzeczy na polach bitew tej okropnej wojny. Ale nigdy dotąd nie była świadkiem, jak ktoś przynosi rycerzom Jedi śmierć do ich własnego domu.
Dziewczyna wzięła się w garść i zlustrowała salę. Z leżących tu rycerzy i padawanów nie przeżył żaden. Większość zginęła od eksplozji – jakiś ładunek trafił w podstawę jednego z filarów i najwyraźniej był zdolny porazić większą grupę Jedi, bo ich zwęglone ciała rozrzucone były wszędzie wokół. Resztę powalił blasterowy ogień...
Nagle padawanka zrozumiała, że wcale nie jest tu sama.
Wydrążenia w umieszczonych na szczycie jej głowy montralach, służących Togrutom do określania położenia obiektów wokół siebie, przesłały jej informację o gwałtownym ruchu w przeciwległej części pomieszczenia. Obróciwszy się w tamtą stronę, zobaczyła oddział pięciu republikańskich klonów wpadający do sali innym wejściem. Wystarczył ułamek sekundy, by zorientować się, że mają wrogie zamiary.
Teraz wydarzenia potoczyły się bardzo szybko. Żołnierze błyskawicznie zajęli dogodne pozycje, kryjąc się za filarami, i natychmiast otworzyli ogień. Ahsoka ledwie zdążyła aktywować swój miecz świetlny i zasłonić się przed nawałem błękitnych smug energii. Nie była w tej chwili w stanie głębiej się skoncentrować, więc tylko odbijała bolty klingą miecza, nie próbując odesłać ich z powrotem do napastników. Zepchnęli ją do defensywy.
Cofała się powoli; jej ostrze kreśliło szmaragdową smugę wokół niej, tworząc barierę nieprzenikalną dla wrogich pocisków. Zamierzała odgrodzić się od klonów najbliższym filarem, a potem pomyśleć nad znalezieniem lepszego miejsca do obrony.
Nie zdążyła.
Do sali, tym samym wejściem, co poprzednicy, wpadł nagle kolejny żołnierz; ten dźwigał jednak zamontowanego z przodu tułowia cip-quada, czyli ciężki czterosekcyjny blaster. Ahsoka znała tę broń i jej niszczycielską siłę; wiedziała, że jej szanse na wyjście z tej potyczki cało właśnie drastycznie zmalały.
Operator działka przyklęknął, wycelował i wystrzelił długą serię. Zdesperowana dziewczyna puściła się biegiem między filary, usiłując nie dać się trafić. Co chwila wykonywała wspomagane Mocą skoki naprzód, by odsadzić się od ścigających ją wiązek straszliwej energii, dewastujących posadzkę, filary i rzeźby wokół niej.
Strzelec musiał w końcu zauważyć jakiś rytm w jej ruchach i przewidział jej kroki. W ułamku sekundy przerwał ogień, a następnie skorygował ustawienie luf i posłał mordercze błyskawice w miejsce, gdzie padawanka miała zaraz postawić stopę. Ahsokę ostrzegła Moc, ale za późno: permabeton eksplodował jej pod nogami, a ona sama upadła ciężko kilka kroków dalej, oszołomiona.
Klony zbliżały się niespiesznie. Togrutanka zebrała siły i zerwała się najszybciej, jak potrafiła, ale wiedziała, że nie ma szans: jej miecz świetlny potoczył się kilka metrów dalej. Nie zdąży przywołać go Mocą, zanim...
Jakiś rozmazany kształt wpadł między żołnierzy. Ożyły dwie zielone klingi mieczy świetlnych i oto młoda, czarnowłosa kobieta rozpoczęła swój taniec. Oddział zdążył już otrząsnąć się z zaskoczenia, ale to nie zmieniało niczego; rycerka zabijała jednego klona po drugim, dając pokaz jakby śmiercionośnego baletu. Używała Jar'kai, techniki walki dwoma ostrzami. Poruszała się z niesamowitą gracją.
Ostatniego z żołnierzy, operatora cip-quada, cisnęła Mocą o filar z tak olbrzymią siłą, że dał się słyszeć trzask łamanych kości.
Ahsoka znała swą wybawczynię: była to Serra Keto, kiedyś uczennica mistrza Cina Dralliga.
- Dziękuję, mistrzyni Keto – zaczęła. - Uratowałaś mnie. Co tu się właściwie... - chciała spytać młodą Jedi o masę rzeczy: o powód ataku, wynik walk, los innych obecnych w Świątyni.
- Posłuchaj mnie – przerwała jej Serra, najwyraźniej zaprzątnięta czym innym. - Potrzebuję twojej pomocy. Grupka padawanów i młodzików usiłuje uciec ze Świątyni jednym z tajnych przejść na niższych poziomach. Są gdzieś pod wieżą Rady Wiedzy Podstawowej. Miałam do nich dołączyć, ale mam tu coś innego do zrobienia... A chciałabym, żeby zaopiekował się nimi ktoś starszy. Mogę na ciebie liczyć...?
Ahsoka biegła. Znajdowała się już we właściwej części Świątyni, teraz musiała tylko zejść kilka poziomów niżej i odszukać młodych. Pamiętała, że niedaleko znajdują się turbowindy.
Zdawała sobie sprawę, że Serra Keto wysłała ją do uciekinierów nie tylko po to, by Togrutanka mogła ich chronić, ale też – a może przede wszystkim – dlatego, by sama była bezpieczna poza Świątynią. W końcu Ahsoka miała dopiero siedemnaście standardowych lat; była niewiele starsza od tych, którymi miała się zaopiekować. Serra na pewno chciała również ją uchronić od zagrożeń.
Padawance to nie przeszkadzało. Miała teraz misję do wykonania i tylko to się liczyło.
Podsumowała w myślach sytuację. A więc kanclerz faktycznie uderzył i przejął dowodzenie nad lokalnymi oddziałami klonów! Miała nadzieję, że nie nad wszystkimi. W każdym razie obecnie najważniejsza była obrona Świątyni i utrzymanie jej do czasu przybycia posiłków. Była pewna, że Jedi poradzą sobie z tym zadaniem.
Oby mistrzowi nic się nie stało, pomyślała.
Po drodze natrafiła na wiele ciał, zarówno Jedi, jak i klonów. Wszędzie na ścianach widniały ślady po strzałach z blastera, tu i ówdzie również trafiały się solidne wyrwy po eksplozjach. Piękne korytarze Świątyni zmieniły się w strefę wojny.
Dotarła do wind.
Zjeżdżając na najniższy poziom, słyszała na mijanych piętrach wybuchy i dźwięki blasterowego ognia.
To wszystko bardzo ją przygnębiło. Nie pozwoliła sobie jednak na smutek. Miała zadanie do wykonania – gdzieś tu kryła się grupka młodych, którymi miała się zająć.
Znalazła ich niedługo później, kulących się w jakiejś wnęce na narzędzia na najniższym poziomie. Było ich pięcioro: mała Bothanka, młody Ithorianin i Rodianin, oraz chłopak i dziewczyna rasy ludzkiej. Tę ostatnią dwójkę Ahsoka znała; byli to Jin-Lo Rayce, padawan archiwistki Jocasty Nu, i Tallsibeth Enwandung-Esterhazy, szerzej znana jako Scout.
Prawdę mówiąc, Scout była niewiele młodsza od Ahsoki. Chwilowo była nieformalną przywódczynią. I całkiem nieźle dawała sobie radę z opieką nad najmłodszymi dziećmi w grupie: były przerażone, a ona potrafiła dodać im otuchy.
Nie umiała za to zlokalizować tajnego przejścia, którym mieli uciec. Nawet z pomocą Jin-Lo.
- Mistrzyni Nu kazała mi uciekać i dała mapy dolnych poziomów Coruscant, bo do nich właśnie prowadzi przejście – tłumaczył Togrutance chłopak. - Mam tu też wytyczne odnośnie lokalizacji ukrytego wyjścia. Ich – wskazał resztę grupy – wysłała tu Serra Keto w podobnym celu... Ale nie umiemy znaleźć tego wyjścia!
- Pozostaje nam zaczekać na mistrzynię Keto, chyba, że ty coś wymyślisz, Ahsoko – podsumowała Scout.
- Serra Keto jest zajęta na górze, prosiła mnie, bym ją zastąpiła. O lokalizacji tajnego przejścia nie mówiła jednak nic... Trudno, pokażcie te wskazówki – dziewczyna spojrzała na elektroniczny notes, do którego pamięci wgrano szereg map i innych informacji. Zanim zdążyła się wgłębić w jego zawartość, poczuła szarpnięcie za rękę.
- Gdzie jest Zett? - zapytała mała Bothanka, świdrując ją poważnym spojrzeniem.
- Pyta o Zetta Jukassę – wyjaśniła Tallsibeth. - To jej przyjaciel, chłopak może dziesięcioletni. Mówi, że gdy to się zaczęło, gdzieś zniknął. Znaleźliśmy ją niedaleko Sali Tysiąca Fontann; błąkała się tam sama, wśród trupów. Cud, że przeżyła... Jeśli dobrze ją zrozumiałam, miała biec do Sali Wysokiej Rady razem z grupką innych młodzików, ale została w tyle.
- Ja... nie widziałam go, maleńka. Przykro mi. A teraz zobaczmy – powiedziała Togrutanka opuszczając wnękę - czy uda nam się znaleźć to przejście...
- Przejście ja wam wskażę – rozległ się za nią znajomy głos. Przed drzwiami stała Shaak Ti.
Wyglądała okropnie: cała była poobijana, a szaty miała w kilku miejscach nadpalone. Najwyraźniej miała też stłuczone lub zwichnięte lewe ramię, bo ręka zwisała jej bezwładnie. Tym niemniej stała wyprostowana, tak samo silna i dostojna jak zawsze.
- Mistrzyni! - ucieszyli się wszyscy, ale ta natychmiast ich uciszyła:
- Ruszajmy stąd natychmiast, nie jesteśmy tu bezpieczni. Poprowadzę was do wyjścia; to niedaleko, choć chyba pomyliliście sektory.
Ruszyli korytarzem, jak najszybciej i jak najciszej. Po drodze młodzi wypytywali szeptem starszą Jedi o sytuację.
- Sytuacja jest zła – relacjonowała mistrzyni. - Wszędzie toczą się walki, wybuchło wiele pożarów. Klony opanowują salę za salą, korytarz za korytarzem. Bez posiłków ich nie odeprzemy. W dodatku ich dowódca... - urwała i spojrzała dziwnie na Ahsokę. - Zginęło wielu Jedi, również uczniów – ciągnęła. - Staramy się ratować dzieci...
- Dzieci? Mistrzyni, ta dziewczynka – Ahsoka wskazała Bothankę – twierdzi, że w Sali Wysokiej Rady ukryła się grupa młodzików!
Shaak Ti zatrzymała się gwałtownie.
- W Sali Rady? Nie są tam bezpieczni! Muszę po nich wrócić...!
Togrutanka nagle urwała. Spojrzała gwałtownie w kierunku, z którego przyszli.
Ahsoka poczuła to sekundę później – montrale przekazywały im obu drgania.
Zza zakrętu, który właśnie minęli, toczyły się ku nim po podłodze dwa kuliste przedmioty.
- Granaty! - krzyknęła mistrzyni Ti. - Biegnijcie naprzód!
Zatrzymała granaty Mocą, po czym odepchnęła je, by potoczyły się z powrotem. Niestety, zapalniki musiały być ustawione na bardzo krótki czas – ładunki eksplodowały niemal natychmiast, jakieś trzy metry od rycerki.
Wybuch był straszliwy. Ahsoka stała dwa kroki za starszą Jedi i widziała, jak ta chwieje się pod naporem fali uderzeniowej. Osłoniła nas, tworząc ochronną barierę Mocy, uświadomiła sobie dziewczyna. Musiało ją to wiele kosztować, jest już bardzo wyczerpana.
Przyskoczyła do mistrzyni, zamierzając pomóc jej iść. Wyczuwała obecność klonów.
Napastnicy nie dali im odejść: otworzyli ogień z blasterów jeszcze zanim opadł pył po wybuchu. Obie Togrutanki aktywowały świetlne miecze i zaczęły odbijać nadlatujące bolty, wycofując się powoli i osłaniając idących przodem młodych.
Żołnierzy było ośmiu; ścigali grupkę Jedi z niemym uporem. Jeden z nich jednak trzymał się z tyłu i nie otwierał ognia, za to coś majstrował przy...
- Ma wyrzutnię rakiet! - Ahsoka wskazała klona, który właśnie zarzucał sobie coś na ramię. - Mistrzyni...!
Shaak Ti tym razem dała się zaskoczyć. Skupiona na osłanianiu siebie i padawanów przed ogniem blasterów, nie zareagowała dość szybko. Rakietę, która nadleciała nagle zza strzelających przeciwników zdołała odchylić na bok, ale bardzo późno; pocisk uderzył w ścianę korytarza parę kroków przed Ahsoką. Ta usiłowała zasłonić się Mocą podobnie jak wcześniej mistrzyni, ale nie zdążyła się skoncentrować i udało jej się to tylko częściowo. Eksplozja zwaliła ją z nóg.
Dziewczyna straciła przytomność.
Ocknęła się chwilę później. Najpierw dotarły do niej dźwięki wystrzałów – kanonada wciąż trwała w korytarzu. Otwarła oczy.
Leżała pod ścianą, wśród rumowiska utworzonego przez wybuch. Rozejrzała się i ze zdziwieniem stwierdziła, że klony minęły ją, napierając na pozostałych Jedi. Najwyraźniej uznały ją za martwą i po prostu poszły dalej, przesuwając się za swymi ofiarami wgłąb korytarza. Oglądała teraz cały oddział od tyłu; klony nadal trzymały Jedi w szachu, a miejsce Ahsoki u boku mistrzyni zajął Jin-Lo.
Padawanka spróbowała się poruszyć: wyglądało na to, że jakimś cudem nie odniosła obrażeń poważniejszych niż obtłuczenia. Wstała, zrazu chwiejnie, ale szybko odzyskała kontrolę nad ciałem i wyprostowała się. Chwilę zbierała siły...
Następnie zaatakowała.
Żołnierze kompletnie nie spodziewali się wroga z tej strony. Pierwszy zginął ten z wyrzutnią rakiet, a zaraz po nim dwóch kolejnych – Ahsoka zanurzyła się w Mocy, a jej ruchy były płynne i zabójcze. Reszta klonów otrząsnęła się już z zaskoczenia i wymierzyła w nią; dwóch zdołało wystrzelić, ale ich bolty odbiła prosto w pierś trzeciego. Tymczasem nadeszła pomoc: Shaak Ti używszy Mocy powyrywała pozostałym broń z rąk, a Scout i Jin-Lo przyskoczyli z mieczami w dłoniach i pomogli powalić rozbrojonych. Walka była skończona.
Ahsoka przypadła do mistrzyni Ti, która chwiała się i wyglądała na ranną. Okazało się, że postrzelono ją w biodro. Była bardzo osłabiona; Scout musiała ją podtrzymać.
- Wszystko w porządku, Ahsoko? - zapytała starsza Togrutanka.
- Tak, poobijałam się tylko. Próbowałam osłonić się przed eksplozją, ale to nie wystarczyło. Chyba ty mi pomogłaś, prawda? - Shaak uśmiechnęła się słabo. - W każdym razie nic mi nie jest, czego nie można powiedzieć o tobie, mistrzyni. W twoim stanie nie uda ci się wyciągnąć tych młodzików z Sali Rady. Ja to zrobię. Ale najpierw trzeba cię opatrzyć... Czy któreś z was – zwróciła się do młodych – ma przy sobie plaster z bactą albo posiada zdolności uzdrowicielskie?
Ahsoka dotarła już do południowo-zachodniego narożnika Świątyni, gdzie mieściła się wieża Wysokiej Rady. Posuwała się ostrożnie, wspinając się na wyższe piętra po schodach. Z wind zrezygnowała, gdyż zwracały uwagę.
Udało się opatrzyć Shaak Ti; mistrzyni, podtrzymywana przez dwoje padawanów, zaprowadziła ich w końcu do wyjścia. Potem chciała jeszcze chyba ostrzec Ahsokę przed czymś (lub kimś), ale opadła z sił i prawie zemdlała, więc dziewczyna nie dowiedziała się niczego. A czekać dłużej nie mogła.
Teraz przemykała cicho korytarzami, coraz bliżej wieży.
Po drodze kilka razy napotkała małe oddziały klonów, ale schodziła im z oczu i omijała z daleka. Nie chciała wdawać się w walkę, zresztą ryzykowałaby, że ściągnie ich wtedy więcej.
Jedi nie spotkała żadnych.
W którymś momencie wyczuła obecność mistrza Skywalkera. A więc wrócił już do Świątyni! Padawanka ucieszyła się bardzo; poczuła napływ nowych sił i nadziei. Jeśli mistrz tu jest, to teraz wszystko się ułoży, pomyślała. Może przyprowadził posiłki? Wreszcie odeprzemy ten atak...
W końcu dotarła do windy. Kabina była na górze; Ahsoka wezwała ją pospiesznie. Miała nadzieję, że klony nie znalazły dzieci na szczycie.
Chwilę później jechała już w górę. I znów poczuła obecność swego mistrza. Wyglądało na to, że jest blisko, chyba w Sali Rady! Wprawdzie coś w jego sygnaturze Mocy było bardzo dziwne i niepokojące, ale padawanka uznała, że to wynik wzburzenia Skywalkera sytuacją. To nieważne, powiedziała sobie, liczy się to, że znowu będziemy walczyć ramię w ramię!
Kabina dojechała na szczyt. Drzwi się rozsunęły i świat Ahsoki w jednej chwili rozleciał się na kawałki.
Zamarła i nie była w stanie się poruszyć. Niemal nie docierało do niej to, co widzi.
Anakin Skywalker, jej mistrz i mentor, bohater Republiki i Wybraniec, miotał się po Sali Rady i mordował młodzików. Z zimną krwią.
Dzieci próbowały od niego uciekać, kryły się za siedziskami członków Rady, kuliły pod ścianami. Krzyczały i błagały o litość.
Nie okazano im jej.
Morderca stał teraz wśród ciał zabitych uczniów i unosił ostrze do ciosu nad kolejnym dwojgiem. Patrzyły na niego w niemym przerażeniu. Poza tym w pomieszczeniu było jeszcze dwóch ocalałych chłopców, tulących się do siebie pod jednym z okien, jak najdalej od oprawcy.
W Ahsoce coś pękło.
- NIE!!! - krzyknęła rozpaczliwie.
Skywalker zamarł z ręką uniesioną do ciosu i odwrócił się do niej powoli. Opuścił broń i spojrzał jej w oczy. Mierzyli się wzrokiem przez chwilę; jego spojrzenie było obce i zimne. I te dziwne oczy...
Ocalałe dzieci wyczuły swą szansę: cała czwórka zerwała się i ruszyła biegiem ku Togrutance, omijając zdrajcę z daleka. Trzech chłopców – Kiffar, Zabrak i Aqualish, oraz młoda Zeltronianka.
Ahsoka usunęła się na bok, wpuszczając młodzików do windy. Jednak tylko troje dotarło do środka: Skywalker zatrzymał nagle małego Zabraka w miejscu za pomocą Mocy, po czym bez wysiłku skręcił mu kark.
Następnie ruszył do windy.
Łzy pociekły Ahsoce strumieniami po twarzy. Chciała rzucić się na tego potwora, tego mordercę, i udusić gołymi rękami, rozerwać na strzępy. Ale nie mogła.
Musiała ratować dzieci.
Naciskała jak szalona przycisk zsyłający windę na dół; drzwi zasuwały się stanowczo za wolno.
Jej były mistrz nadchodził powoli.
Szybciej, szybciej, ponaglała w myślach automat.
W końcu drzwi się zamknęły i kabina ruszyła w dół.
Togrutanka trzęsła się cała z gniewu, żalu i strachu. Nie wiedziała, co wstąpiło w tego człowieka, którego tak podziwiała i któremu dotąd ufała bezgranicznie. Nie wyobrażała sobie, co mogło tak go zmienić i zrobić z niego potwora, który pozostał tam, na górze. Chyba nawet nie chciała tego wiedzieć.
Wiedziała za to jedno: musi wyprowadzić te dzieci ze Świątyni, jak najdalej od niego.
Młodziki kuliły się na podłodze windy. Były przerażone, ale patrzyły na nią z nadzieją. Spytała je o imiona, tak dla przerwania ciszy: Kiffar nazywał się Jeswi Ele, a Zeltronianka Shia Letap. Imienia Aqualisha nie zrozumiała.
Kabina dotarła na dół i Ahsoka, zablokowawszy windę, poprowadziła dzieci, ponaglając je do biegu. Prosiła Moc, by na ich drodze nie znalazły się żadne oddziały klonów.
Biegli. Mijali sale i korytarze, przeskakiwali po kilka stopni na schodach.
Aż w końcu do Togrutanki dotarło, że coś jest nie tak.
Znów wyczuła obecność Skywalkera.
Ścigał ich. Nieustępliwie i skutecznie. Nie dawał się zgubić. I chyba się zbliżał.
W pewnym momencie dziewczyna spojrzała przelotnie za siebie i zobaczyła go na końcu korytarza, którym właśnie biegli.
Już chciała nakazać młodym szybsze tempo, gdy nagle biegnący obok niej Jeswi uniósł się w powietrze i pomknął, wymachując rękami i nogami, wprost do Skywalkera.
I nadział się na jego nadstawione ostrze.
Ahsoka krzyknęła, dzieci także. Przepuściła je przodem i biegli dalej.
Gdy chwilę później przebiegali przez jakąś większą salę, masywne drzwi, dotąd zachęcająco otwarte, zasunęły się gwałtownie, miażdżąc małego Aqualisha pomiędzy skrzydłami.
Zaraz potem rozsunęły się ponownie, przepuszczając ocalałych.
Bawi się nami, myślała Ahsoka, roniąc gorzkie łzy. Może nas zabić kiedy zechce, ale woli się nami bawić. Potwór! Dość tego.
Droga prowadziła przez jedną z sal treningowych; pomieszczenie miało dwa wejścia. Togrutanka zablokowała drzwi, którymi właśnie z Shią wbiegły, po czym kucnęła przed małą. Opisała jej dokładnie, jak dostać się do ukrytego przejścia i kazała biec dalej samej.
- Ja go zatrzymam – powiedziała. - Niech Moc będzie z tobą, malutka.
Zeltronianka wybiegła drugimi drzwiami. Zaraz potem dobiegły zza nich odgłosy strzałów i krzyk dziewczynki. Do pomieszczenia weszły klony i wymierzyły w Ahsokę.
- Nie strzelać! - warknął Skywalker, który zdążył już przepalić zamek pierwszych drzwi. - Sam się nią zajmę. Czekajcie na zewnątrz; wezwę was, gdy z nią skończę.
Stali naprzeciw siebie.
W Ahsoce aż gotowało się ze złości.
- Potworze! - nie wytrzymała w końcu. - To były dzieci! Co się z tobą stało?!
- Jedi zdradzili Republikę – wyjaśnił sucho Skywalker. - Wszyscy zasłużyli na śmierć. Dziewczyna nie wierzyła własnym uszom.
- Postradałeś zmysły. Jesteś kompletnie szalony!
Spojrzał na nią zimno i uniósł dłoń. Padawanka poczuła nagle, że jakaś siła zaciska się na jej krtani. Nie mogła oddychać.
Przywołała Moc i wyrwała mu się. Z trudem.
Paradoksalnie, ten atak otrzeźwił ją. Uspokoiła się, oceniła rozsądnie sytuację.
Musiała spróbować go powstrzymać, tu i teraz. Jej życie nie miało już znaczenia, ale może uda się ocalić innych Jedi, wciąż obecnych w murach Świątyni. Nie wiedziała, kiedy dotrą do budynku posiłki, zdolne stanąć mu na drodze... I czy w ogóle jakieś dotrą. Dlatego musiała spróbować sama.
Aktywowała klingę świetlnego miecza i ujęła rękojeść ostrzem w dół, swoim ulubionym chwytem szkoły Shien. Mistrz nieraz zachęcał ją do chwytu klasycznego i nawet zaczynała się doń przekonywać; jednak teraz nie chciała mieć z tym człowiekiem nic wspólnego, nawet używać jego techniki walki.
Anakin czekał już z włączonym mieczem.
Starli się gwałtownie, wśród iskier i zapachu ozonu. I natychmiast oboje zaczęli szukać luki w obronie drugiego, równocześnie atakując silnymi, zamaszystymi cięciami.
I mistrz, i uczennica praktykowali Formę Piątą; jednak Skywalker skupił się na bardziej zaawansowanym Djem So, podczas gdy Ahsoka pozostała przy podstawowym Shien. Mimo to oboje znali wzajemnie swoje możliwości i arsenał ataków, co czyniło zdobycie przez którekolwiek przewagi bardzo trudnym.
Mężczyzna opierał swe ciosy na sile, napierał na przeciwniczkę i usiłował zdominować pojedynek. Uderzał raz za razem, często znad głowy, błękitna klinga jego miecza nie spoczywała nawet na chwilę. Togrutanka z kolei wykorzystywała swoją wrodzoną gibkość, stosowała odskoki i uniki, walczyła z większą finezją. W atakach jednak nie pozostawała dłużna; była niższa, więc często próbowała cięć od dołu.
Walczący bezustannie zmieniali pozycję, poruszali się po całym pomieszczeniu, zbliżali do siebie i odskakiwali; zielona i błękitna klinga wirowały w dzikim tańcu.
Jak dotąd Ahsoka dawała sobie radę w tym pojedynku. Zawsze miała talent do szermierki i zdarzało jej się wychodzić cało ze starć nawet z trudnymi przeciwnikami, jednak obecnymi postępami sama była zaskoczona. Również biodro nie dokuczało jej zbytnio. Gdzieś w zakamarkach świadomości pojawiło się nawet przeświadczenie, że może zwyciężyć.
Jednak na razie nie udało jej się go nawet zranić.
Przełom pojawił się niedługo później: kończąc szerokie, poziome cięcie, Skywalker niebezpiecznie odsłonił bok i brzuch. Padawanka znajdowała się akurat w znakomitej pozycji do zadania mu pchnięcia od dołu; zauważyła sposobność i wykorzystała ją.
Była pewna, że trafi.
Była pewna, że przeciwnik nie zdąży sparować jej pchnięcia.
A jednak zdołał to zrobić.
Jego ruch był szybszy, niż mrugnięcie. Gdy odbił cios, na jego twarzy zagościł drwiący uśmieszek.
Wtedy Ahsoka zrozumiała.
Skywalker nadal się nią bawił. Mógł ją pokonać w dowolnej chwili. Był dla niej za dobry; była naiwna myśląc, że może się z nim równać.
Jej nadzieja prysła. Pozostało tylko jedno: ostatni, desperacki atak.
Rzuciła się na niego z furią. Atakowała błyskawicznie, raz za razem, tak jak Skywalker wcześniej. Nie dawała mu wytchnienia, napierała bez ustanku; nawet zmusiła go do przejścia do defensywy.
Prawdopodobnie w tej jednej chwili walczyła najpiękniej w całym życiu.
Uderzenia w tył głowy prawie nie poczuła, choć jego konsekwencją był upadek na kolana i zamroczenie. Rozejrzała się półprzytomnie, szukając sprawcy; okazało się, że Skywalker uniósł Mocą ciężką ławkę, stojącą pod ścianą, i użył jej jako pocisku.
Złapał teraz dziewczynę za gardło i uniósł nad posadzkę.
- Mistrzu... Dlaczego?... - wykrztusiła.
Nagle na jego twarzy po raz pierwszy pojawił się smutek. Spojrzał jej w oczy ze szczerym żalem, po czym odwrócił wzrok.
- Tak musiało być – szepnął; na jego oblicze wrócił poprzedni chłód.
A potem wbił jej klingę w brzuch.
Ahsoka Tano umierała.
Ból był straszny; rozlewał się po całym ciele równocześnie zimnem i gorącem. Dziewczyna traciła siły wraz z uchodzącym z niej życiem.
Leżała na permabetonowej podłodze tam, gdzie upadła. Patrzyła za odchodzącym Skywalkerem – swoim mistrzem, wzorem do naśladowania. Człowiekiem, który tyle ją nauczył.
Człowiekiem, który zdradził Zakon Jedi.
Słyszała eksplozje i krzyki, czuła obecność rycerzy i padawanów, którzy wciąż walczyli i umierali w murach Świątyni; zupełnie jakby Moc w tych ostatnich chwilach rozszerzyła granice jej percepcji bardziej niż kiedykolwiek.
To wszystko nie miało już znaczenia. Wiedziała, że umiera. Wiedziała, że cokolwiek czeka jeszcze Zakon, a także jej byłego mentora, ona nie będzie tego świadkiem.
Akceptowała tę myśl.
Ból powoli przemijał. Padawanka niemal nie czuła już swojego ciała.
Uspokoiła się i wyciszyła całkowicie. Powitała z ulgą perspektywę przejścia na drugą stronę.
W pewnym sensie rozpoczynała nową podróż.
Moc wzywała.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 9,51 Liczba: 41 |
|
Finster Vater2017-08-24 18:01:52
Rewelacyjne (choć to już nie kanon) - emocje, odczucia, TA Ahsoka (a w 2009 nie wyglądała ;) ) i zakończenie prorocze, choć nieco przeunięte w czasie. Tak musiało być.
LadyWimi4032015-02-08 17:21:58
Genialne opowiadanie. Napisać tylko książkę ;)
MaraJadeSkywalker12012-05-10 16:13:55
Genialne!!!!
Ja kocham Ahsokę, a to zakończenie... Szkoda, że nie przeżyła ale postepiła jak prawdziwy Rycerz Jedi
ProPatro2012-01-16 23:37:10
Genialne! Nie tylko wartka akcja, ale też widać emocje u bohaterów. Jak tak dalej pójdzie to za 3 lata zobaczymy pierwszą książkę SW autorstwa Gunfana:P. Podoba mi się najbardziej dlatego, że w przeciwieństwie do innych opowiadać występuje Ahsoka, a ją naprawdę lucie:D. 10/10
Tabugiszma2011-10-18 19:23:56
Wow! Zakończenie jest wspaniałe, Ashoka postąpiła jak prawdziwy rycerz Jedi.
skywalker062010-03-07 14:39:52
Dla mnie super. Zawsze jak to czytam, aż mnie trzęsie ze złości na Anakina/ Vadera. Jak on mógł! Tak się troszczył o tą padawankę, a potem... Świetne opowiadanie, emocje, napięcie i w ogóle okey. 10/10.
Kakai2009-10-16 21:20:33
Jak na tak krótkie opowiadanie, to klimat jest o niebo lepszy niz w niektorych ksiazkach. Zachecam do dalszych staran. 10/10
Kaysh2009-09-09 23:09:26
Fajne ;) Ahsoka tutaj jest normalna :P
Exsul2009-07-25 23:00:05
Bardzo podobał mi się klimat tego opowiadania. Ten cały opis przekradania się korytarzami i zaułkami Świątyni podczas gdy wokół wrze bitwa i Jedi rozpaczliwie walczą o swoją przyszłość - miodzio. Nie podobał mi się chłód z jakim Anakin traktował Ashokę podczas ich pojedynku, ale z drugiej strony był to taki sam nielogicznie zachowujący się Anakin jak w filmie - więc jest to do wybaczenia. Momentami nieco sztywne dialogi i narracja, ale w ogólnym rozrachunku jest to raczej niezauważalne. Finał opowiadania - pierwsza klasa!
Jaya2009-07-21 16:15:02
Absolutnie obiektywne 10/10. Już tłumaczę, dlaczego:
1-Ahsoka. Jest taka, jak powinna być. Prawdziwa padawanka, a nie to małe, wkurzajace, prawie gołe coś, co się pałęta przy Anakinie w serialu. A jednocześnie nie przekreśla tamtej - po prostu dorosła i zmądrzała. Tę Ahsokę po prostu da się lubić i już.
2-Emocje, które wywołuje, są identyczne z tymi, jakie odczuwałam ogladając ROTS po raz pierwszy i patrząc na Anakina mordującego dzieci. Ma się ochotę dorwać tego drania i zrobić mu krzywdę (pojechałabym ostrzej, ale chyba nie wypada :)). Przyznam szczerze, że momentami miałam łzy w oczach.
3-Idealne wpasowanie opowiadania w realia filmu i nowelizacji (niech ktoś spróbuje znaleźć niespójność, no?)
Co do tego, że się niektórzy warsztatu czepiają... Może i macie rację, nie wiem, nie zauważyłam. To też zaleta tego opwiadania: wciąga do tego stopnia, że się nie zwraca uwagi na pierdołki. No chyba że się jest Nadiru albo Rickiem. Bez jaj chłopaki :)
Kasis2009-07-21 10:28:01
Przyznam szczerze, że niezmiernie mnie ucieszyło jak zobaczyłam, że w którymś opowiadaniu pojawia się Ahsoka;) Pomysł świetny, wykonanie bardzo dobre. Rewelacyjnie wpasowałeś Ahsokę w Zemstę Sithów, przy okazji wyjaśniając jej wcześniejszą nieobecność przy Anakinie. Piękny dowód na to, że jej postać wcale nie musi nabruździć w kanonie.
Podoba mi się jak przedstawiłeś zmianę jaka zaszła w Tano.
To opowiadanie rzuca ciekawe światło na mój najbliższy seans Zemsty:]
Ricky Skywalker2009-07-20 21:26:07
Guf - krótko mówiąc, tekst jest dobry. Trzeba przyznać, że pomysł miałeś kapitalny, wykonanie też jest dobre. Narracja momentami troszkę szwankuje, jak już zauważył Nadiru, ale nie będę się czepiał szczegółów - może jedynie sposobu prowadzenia dialogów, momentami słabo czuć emocje bohaterów. Ale, ogółem - na duuży plus. 8/10 wklepane :)
Nadiru Radena2009-07-20 20:29:37
Odłączę się do powszechnych zachwytów nad tekstem, bo chociaż jest on ciekawy ze względu na umiejscowienie Ahsoki Tano w czasie ataku na Świątynię, to w zasadzie nie jest szczególnie oryginalny. Ot, okoliczności i główny bohater (dokładnie to samo było przy mojej "Śmierci Luke'a Skywalkera", opowiadaniu, które wcale nie uważam za dobre) zadecydowały, że tekst się podoba. Gdyby to nie była Ahsoka i gdyby Gunfan nie pokazał jej śmierci w scenach Czystki Jedi, uwielbianych przez większość fanów SW...
Wykonanie jest niezłe, ale niepozbawione błędów. Widać tu wiele powtórek, nadmiar niekonsekwentnych myśli Ahsoki i sporo wyświechtanych zdań (tu zaznaczam jednak, że nie cierpię jednozdaniowego, kiczowatego do bólu zdania "Potworze!" i jego odmian, więc negatywna opinia może mieć coś z tym wspólnego, heh). Narracja jest za to wartka, za co należą się pochwały. Ogólnie opowiadanie mi się podobało, ale mnie nie powaliło. Może temat wydaje mi się być już nieświeży w formie takiej, jak ta...? Trudno orzec. Ode mnie ocena 8/10.
Immo2009-07-20 20:24:16
Ktoś powinien zabronić Gunfanowi pisać. Bo to, co tutaj popełnił jest niepokojąco dobre i jeśli tak dalej pójdzie, skończy się na tym, że zacznie pisać zawodowo. I nie dość, że narobi konkurencji biednym pisarzom, to jeszcze przestanie wpadać na SŚFSW... :D
Balav2009-07-20 01:11:42
Epickie...brak mi słów...dyszka jak nic.
Aldebar2009-07-19 23:48:15
świetnie napisane! aż czuje się emocje targające Ahsoką gdy widzi Vadera mordującego dzieci :) 10/10
Louie2009-07-19 22:54:09
Naprawdę świetne opowiadanie. Tak by to się mogło skończyć.
10/10
Halcyon2009-07-19 21:57:56
;D
Republic Commando2009-07-19 21:40:09
piękne!
Adakus2009-07-19 21:27:21
Po prostu świetne opowiadanie.
jaroslaw19222009-07-19 20:31:40
Gunfan napisał scenariusz do ostatniego odcinka TCW...
Panie Lucas niech pan dzwoni do Gunfana, nikt wtedy na TCW nie będzie narzekał...
Oczywiście 10/10, świetne opowiadanie...
ogór2009-07-19 20:18:10
"Najlepiej do tej swojej kochanej Padme. Myślisz, że nie wiem, z kim spędzasz tyle czasu? " -> ten moment jest najlepszy <3
Opowiadanie jest mega, 10/10 :P
PabolO2009-07-19 20:14:38
Opowiadanie 100% jeeeee. 10
DarthSyndrius2009-07-19 20:06:16
najpiękneijsze opowiadanie jakie w życiu czytałem!!