Tytuł PL: Dziedzictwo: Nieustraszony Tytuł oryginału: Legacy #20-21: Indomitable Tytuł TPB: Legacy Volume #4: Alliance Scenariusz: John Ostrander Rysunki: Omar Francia Litery: Michael Heisler Kolory: Brad Anderson Okładki: Douglas Wheatly Tłumaczenie: Jacek Drewnowski Wydanie USA zeszytowe: Dark Horse Comics 2008 Wydanie USA zbiorcze: Dark Horse Comics 2008 Wydanie PL: Egmont Polska 2009 |
Recenzja Lorda Sidiousa
Kolejna odsłona „Dziedzictwa” znów przedstawia kolejne aspekty galaktyki ponad sto lat po filmach, a jednocześnie po raz kolejny wprowadza nam nowe wątki sprawiając, że świat Gwiezdnych Wojen jest jeszcze większy i szerszy. Jest jednak również zła strona takiego podejścia, „Indomitable” pozornie zdaje się całkowicie oderwane od poprzednich tomów, co mnie trochę zmyliło, zwłaszcza na początku.
Przede wszystkim znów z kadru znika nam główny bohater serii Cade Skywalker, prawie w ogóle nie zobaczymy też ani Sithów, ani innych postaci związanych z dworem Roana Fela nie wspominając już o moffach. Dla mnie to trochę dziwne zagranie, owszem rozumiem, że Ostrander ma wielką wizję galaktyki, i nadal wierzę w jego osąd, acz jej ogrom mnie zaczyna przerażać. Dotychczas wydawało się, że przynajmniej wprowadzenie mamy już za sobą, a tu się okazuje, że nie jest to jeszcze takie pewne. Nie wiem na ile tomów planuję on tą serię, acz pozostaje mu życzyć wytrwałości, bo seria z pewnością będzie ogromna. Scenarzysta ten zawsze miał wielki potencjał, acz doszliśmy do takiego momentu, w którym zacząłem odczuwać przerażenie jego pomysłem, bojąc się, że poza nim nikt nie będzie tego w stanie ogarnąć. A co jeśli ktoś inny z jakiegoś powodu przejmie serię, choćby na kilka odcinków? Chyba najlepiej oddaje to fabuła, poświęcona budowaniu przez Mon Calamarich nowego superniszczyciela dla floty imperatora Dartha Krayta. I to ten okręt jest tak naprawdę centralą postacią opowieści, a znany już nam przywódca Resztek Sojuszu Galaktycznego, admirał Gar Stazi to jedynie dodatek, który ma łączyć tę opowieść z pozostałymi tomami „Dziedzictwa”. Tu też chyba wychodzi przy okazji największy problem z ogromem, otóż opowiadanie składa się z kilku wątków, które w jakiś sposób się łączą, ale równie dobrze mogłyby być porozbijane na osobne historyjki. Jedna z nich to oczywiście dalsze dzieje upadku Galaktycznego Sojuszu i Wojny Sithów z Imperium. Powiem tyle, jest to chyba najbardziej denerwujące, nie dlatego, że jest źle poprowadzone czy coś, ale za pomocą retrospekcji znów wyłażą nam ważne informacje, które przewracają obraz jaki znamy do góry nogami. Mnie to już zaczyna niestety irytować, Ostrander po raz kolejny stosuje to samo zagranie. Druga rzecz, która się pojawia to kwestia Eskadry Łotrów, która w jakiś sposób przetrwała lata galaktycznych konfliktów. To chyba właśnie najciekawszy fragment przywołujący historię nam już znane, pielęgnujący je, tym razem w Dziedzictwie nie wywrócono wszystkiego do góry nogami, wręcz przeciwnie widać ładną kontynuację tego, co było, tego co znamy. To moim zdaniem plus, autor nie podchodzi w sposób, który nakazywałby mu budować wszystko od początku. Jest to wymieszane i to jest bardzo dobre. Tu, by była jasność, nie chcę dostawać wszystkiego od razu, ale nie podoba mi się powtarzanie tej samej historii – wojny – z dodawaniem kolejnych szczegółów i to jest irytujące. Trzeci wątek dotyczy zaś sojuszu Fela z Stazim, o którego próbie było już wcześniej w Trust Issues. To chyba jedyna rzecz, która łączy się z dotychczasowymi tomami.
Niestety takie rozbicie (bo prócz tych trzech wątków jest jeszcze budowa okrętu) w moim odczuciu nie wychodzi komiksowi na dobre. Myślę, że śmiało można było go rozbić na osobne historyjki, byłoby to zdecydowanie lepsze w odbiorze, zwłaszcza gdyby było poprzeplatane opowieściami o Cadzie i innych bohaterach. To, co nie wychodzi Ostranderowi to właśnie mieszanie wątków. Owszem wcześniej Skywalkera było aż nad to, ale gdy nagle znika, to nie jest dobre (zwłaszcza, że nie ma go w całym TPB).
Rysownik Omar Francia prezentuje poziom zadawalający, nie odchodzący specjalnie od norm w serii, choć trzeba przyznać, że tła są dość ubogie. Często mamy kadry na których jest tylko postać, dymek i ściana prawie jednolitego koloru. Komiks to graficzna forma przekazu, więc nie lubię, gdy w tak oszczędny sposób marnuje się potencjał. Ale jest jeden kadr, który bez wątpienia wynagradza nam wszelkie niedoskonałości – Dac (Mon Calamari) widziane z orbity, z wspaniałym pierścieniem – stocznią i niszczycielami. Całość w rozbiciu na dwie strony, coś wspaniałego.
Jako wielki fan Johna Ostrandera daleki jestem od krytyki, nadal wierzę w tego twórcę, ale ten komiks niestety miast mnie wciągnąć wzbudził jedynie moje obawy, czy autorowi uda się udźwignąć ciężar jaki przed sobą postawił. Jeśli mu się uda, otrzymamy rewelacyjne i niesamowite dzieło, jeśli nie... Więc na tą chwilę wolę jeszcze poczekać, licząc, że wszystko jest misternie zaplanowane.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 7/10 Klimat: 8/10 Rozmowy: 8/10 Rysunki: 8/10 Kolory: 10/10 Opis świata SW: 8/10 |
Temat na forum
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,07 Liczba: 15 |
|
SW-Yogurt2019-12-04 21:58:15
Zamieszali prostą historię i w efekcie takie se.
Dark Count2018-06-30 00:03:01
Trochę dziwny komiks, na spin offa za duży na osobny arc zbyt mały. Ogólnie cały komiks jest jedną wielką pieśnią pochwalną na cześć generała Staziego, bohatera Sojuszu, znanego już z poprzedniego zeszytu "Trust Issues". Tutaj widzimy dodatkowo jak owy Generał uratował sporą cześć floty i stał się najbardziej rozpoznawalną postacią ruchu. W tle mamy jego intelektualny pojedynek z admirałem Valanem, spiskowanie Kalamarian przeciwko sithowskiej okupacji etc.
Jako całość wypada to dość miernie, przedstawienie głównego wątku jest zbyt zagmatwane, choć on sam jest w zasadzie całkiem prosty, postaci drugoplanowe nieciekawe, dialogi zresztą też, a koniec naiwny. Nie można byłoby ewakuować generała przed samozniszczeniem statku ? A pozostanie inżyniera na planecie w roli kozła ofiarnego nie skomentuję, bo nie wiem na jakie korzyści z tego liczył sojusz.
Kalamarianie chyba nie mają szczęścia do komiksowego EU, bo zawsze wychodzą z tego twory niedopracowane. Z dwojga złego preferuję już ich przedstawienie w serii Republic, tam przynajmniej mieliśmy wartką bitwę o Kamino, tutaj nawet tego nie ma.
6/10.