Autor: Jude Watson Oryginalny tytuł: Jedi Apprentice #17: The Only Witness Wydanie PL: brak Wydanie USA: Scholastic 2002 Przekład: --- Okładka: Cliff Nielsen Stron: 120 Cena: 5,99 USD |
Recenzja Lorda Sidiousa
Przedostatni tom Ucznia Jedi ma jedną podstawową zaletę, podobnie jak kilka pierwszych tomów to jest osobna historia, pojedyncza i skończona, choć schematyczna jednak dużo lepsza w odbiorze niż poprzednie kilka części.
Prawdopodobnie dlatego, że jest bliższa temu, co Jude najlepiej wychodziło. Prosta historyjka z Jedi w roli głównej, bez specjalnych prób wchodzenia w ich psychologię. Owszem pojawiają się pewne elementy, nie można przecież tak łatwo zapomnieć o Tahl, ani tym bardziej o wielu innych wcześniejszych przygodach, jednak nie jest to ani rozpaczanie, ani rozwlekanie się, jedynie wspomnienia, delikatne, acz wskazujące nam na jakim etapie historii jesteśmy. Watson wie, że zbliża się do końca serii, stawia więc na doroślejącego Obi-Wana (praktycznie nagle sobie o tym przypomina, ale trudno się mówi). Autorka w dość przewrotny sposób to wykorzystuje, wprowadzając postać młodej kobiety, wdowy, ale ostatecznie nie wiem, czy zabrakło autorce odwagi, czy umiejętności. Może to i lepiej. Zresztą sama konstrukcja świata, znów opartego na jednym założeniu, znów wywołuje raczej uśmiech niż przerażenie. A pomysł, może niezbyt wysublimowany, acz genialny (gdyby tylko dobrze go wykorzystać), polega na stworzeniu planety (Frego), na której rządzi mafia i syndykaty przestępcze. Tyle, że w jej wersji ma to więcej wspólnego z "Gangiem Urwisów" niż "Ojcem chrzestnym" czy "Dawno temu w Ameryce". Choć nie powiem, żebym się tego nie spodziewał, dla mnie już zaskoczeniem było liźnięcie tych klimatów. To, że Watson zmarnowała potencjał to już inna sprawa, ale wątpię, by dała radę go udźwignąć, autorka ma pewne ograniczenia, nie tylko warsztatowe, ale wynikające też z serii i odbiorcy docelowego. Plusem jest też to, że Jude choć na szczęście nie wspomina ciągle o Tahl, to pamięta o niej, widać, co denerwuje Qui-Gona, widać, że wciąż nie odzyskał spokoju. Z punktu widzenia psychologii postaci wygląda to całkiem ciekawie, gdyż Qui-Gon miewa coś w rodzaju nawrotów smutku. Wątpię, by było to zamierzone, brakuje tu przedmiotów, czegoś co wywoływałoby wspomnienia, jedynie odnosi się wrażenie, że autorka uznała, że czas na odrobinę żalu. Niezależnie od przyczyn, trzeba przyznać jej, że wybrnęła z tego obronną ręką, a to duży sukces. Trudno znaleźć w EU lepiej oddany żal i ból po stracie bliskiej osoby, wszędzie jest gniew a potem spokój. Watson udało się stworzyć coś odmiennego, bliższego poczuciu straty, mnie się to podoba. Ostatnia wielka rzecz to madame Jocasta Nu, zbliżamy się do AOTC coraz bardziej, pojawiają się zatem i nowe postaci. Bez specjalnego wprowadzenia, jakby w serii były od samego początku.
Bardzo interesująca jest też okładka, zupełnie inna niż, to co znamy z serii. Jedno wielkie oko, cóż to z pewnością warte odnotowania. Muszę przyznać, że choć powieść ta miała olbrzymi potencjał, a Watson nie była osobą, która mogłaby go spożytkować, należy jej oddać to, że znów udało się jej napisać dobrą powieść. Może miała lepsze za sobą, ale gdyby całość poziomem równała się do tej, byłbym wielce zadowolony. Jedynie fakt, że seria tak długo się ciągnie (toż to 17 tom) może być trochę irytujący, ale to już inna kwestia.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 8/10 Klimat: 7/10 Opis świata: 7/10 Rozmowy: 6/10 |
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,75 Liczba: 4 |
|
Bolek2009-05-07 21:33:06
Okładka wymiata ;)