Zobaczył oczy nienaturalnie przekształcone przez ciemność. Zobaczył twarz pociągłą i bladą, która była mu doskonale znana. Należała ona do Vella Janusa. Stał przed Delem ubrany w szatę Jedi, która była nadpalona w paru miejscach. Spojrzenie jego żółtych oczu było jak wibroostrze przecinające duszę. Del nie mógł myśleć. Nie chciał wiedzieć dlaczego, ani jak doszło do tego, że jego przyjaciela zwiodła Ciemna strona Mocy. Człowiek, który przed nim stał, pomógł Palpatine’owi. Zdrajca, który przyczynił się apokalipsie. Śmiał się z Dela, a jego oczy zdradzały szaleństwo mroku. Chłopak nie słyszał jednak tego śmiechu, nie słyszał niczego. Vell mówił coś do niego, ale jego głos wydawał się przytłumiony, jakby dobiegał spod ziemi.
Del zamknął oczy, spuścił głowę, a jego miecz świetlny upadł z metalicznym brzękiem na permabetonową posadzkę. Zdawało mu się, że sama Moc śmieje się z jego głupoty. Nie domyślił się, nie dopasował odpowiednich części układanki. Jednak nawet, jakby odkrył straszną prawdę wcześniej, niczemu by nie zapobiegł. Masakra Jedi była zaplanowana doskonale. Del podniósł głowę i za plecami Vella dostrzegł zwisającą z sufitu klatkę energetyczną. W środku leżała jakaś osoba. Żyła, gdyż chłopak dostrzegł, że jej klatka piersiowa powoli unosiła się w rytm słabego oddechu. Rozpoznał, że to Aalysa. Vell dostrzegł, że Del zwraca uwagę na klatkę.
– Chciałbyś ją uwolnić? – spytał, a jego głos był odmieniony, ironiczny, przypominał syk węża – Pragniesz tego, prawda? Pragniesz jej?
– Dlaczego? – Delowi wydawało się, że to nie on zadaje to pytanie. Sam nie chciał znać odpowiedzi – Dlaczego to zrobiłeś? Co Palpatine ci zaoferował?
– Prawdę, Delu – powiedział Vell z uśmiechem, w którym nie było ani krzty radości – Palpatine pokazał mi Ciemną stronę. Uwolnił mnie od dogmatycznych zasad Jedi i wskazał mądrość tak, jak ukazał ją Skywalkerowi. Palpatine ma wizję przyszłości Delu. Twierdzi, że robi to dla pokoju, ale mnie to nie obchodzi. Ja zanużyłem się w potędze, narodziłem się na nowo i czuję jak Moc przepływa przez każdą cząstkę mojego ciała. Podporządkowałem sobie ją. Tylko to się dla mnie liczy. Jedi byli zbyt słabi, by kiedykolwiek pokazać mi prawdę. Delu, chce ją również ukazać tobie.
Vell zrobił dwa kroki i wyciągnął ręke. Jego twarz sprawiała wrażenie, że jest z kamienia, ale od niego samego emanowało szaleństwo. Tak, jakby dziki zwierz, który po długim czasie niewoli, może zerwać krępujące łańcuchy, tak teraz obłęd szalał w oczach Vella Janusa. Było to przerażające, nienormalne, wynaturzone. Wyciągnięta ręka drżała, a palce karykaturalnie zginały się w parodii gestu, który miał oznaczać zachętę. Del patrzył na to z coraz większym żalem dla przyjaciela.
– Przyłącz się do mnie Delu – odezwał się znowu – ocalisz Aalysę. Będziesz mógł z nią być i ją kochać tak jak zawsze tego pragnąłeś. A ona będzie kochać ciebie. Palpatine pozwoli mi Cie szkolić. Ty musisz jedynie pozwolić mi pokazać ci prawdę.
– Zamach na Draado, śmierć mistrza Gossy, podrzucenie dowodów, rozbudzenie ciekawości, a w końcu sprowadzenie mnie do tego opustoszałego budynku…to wszystko ty. Powoli zaczynam rozumieć…Ale dlaczego ja?
Vell westchnął i opuścił rękę.
– Chyba jestem ci winien wyjaśnienia – odparł, zrobił kilku sekundowa pauzę, po czym kontynuował – Mistrz Gossa zginął z mojej ręki. Ja podłożyłem ładunek wybuchowy w jego myśliwcu, który zdetonowałem po starcie. To była próba, moja inicjacja – dowód na to, ze oddałem się prawdzie. Pierwszym zadaniem zaś było pozbycie się Draado. Palpatine wiedział, że Draado odkrył prawdę. Zrobił to ze wskazówkami mistrza Rohnara Kima, ale to czego nie byli świadomi wielcy Jedi, odkrył zwykły senator. Palpatine wykorzystał bitwę o Coruscant i rozkazał ostrzelać kompleks mieszkaniowy Hulota. Draado jednak przeżył. Całe szczęście byłem na miejscu z wami podczas akcji ratunkowiej i mogłem wykorzystać niewypał rakiety. Draado musiał zginąć, gdyż w innym przypadku Jedi odkryliby prawdę za wcześnie, a Czarny Lord nie przeciągnąłby Skywalkera na stronę prawdy. Pozostało mi tylko podrzucenie ci dowodów, rozbudzenie ciekawości i strachu. Musiałem pobudzić cię do działania.
- Ale dlaczego ja? - Del nie podniósł wzroku. Nie chciał patrzeć w szaleństwo bijące z oczu Vella. Ten, usłyszawszy pytanie, odwrócił delikatnie głowię i spojrzał na nieprzytomną Aalysę.
- Namiętność - powiedział cicho - to przez namiętność, Delu. Przez to co czujesz do Aalysy. Miłość, której tak bardzo bali się Jedi daje nam niesamowite możliwości. Miłość to strach przed utratą bilskiej nam osoby, a gdy się boimy jesteśmy w stanie dokonać wielkich czynów. Bo strach budzi w nas gniew, a gniew daje nam potęgę - przerwał na chwilę jakby sam rozkoszował się brzmieniem swoich słów - Palpatine pozwolił mi wybrać ucznia. Zaszczyt ten spotkał ciebie, przyjacielu. Czy zechcesz się do mnie przyłączyć?
Del ciągle milczał. Nic do niego nie docierało. Nie chciał się zgodzić z tym, że Vell popadł w obłęd. Wszystko wydawało się złudzeniem. Jednak nie mógł się obudzić. Koszmar był prawdziwy. W tym momencie zdał sobię sprawę z oferty Vella. Doświadczył ciemnej strony i nie dał się jej zwieść tak jak Vell. Mistrz Ho'gelp'lya byłby z niego dumny. Del podniósł oczy i spojrzał w obłęd Vella. Żółto czerwone ślepia świdrowały go, a ich spojrzenie przyprawiało o mdłości. Chłopak to wyrtrzymał, oddał się woli Mocy.
- Nie - wykrztusił z siebie Del - nie przystanę do Ciebie. To co uczyniłeś jest chore Vellu. Uległeś spaczeniu, a ja nie pozwolę, by ktokolwiek inny upadł przez ciebie. Nikogo już nie zwabisz tutaj bowiem jestem ostatnią osobą, którą widzisz. Wiem, że galaktyki nie uratuję, ale przynajmniej usunę z niej dokuczliwego robala. Bo tym właśnie jesteś - parszywym robalem. Jesteś nikim, bo gdy w końcu ciemność cię pochłonie będziesz sam. Ja zaś pomogę ci się z nią zjednoczyć.
Z każdym wypowiadanym przez Dela słowem, ciemność wokół Vella gęstniała. Tak jakby sam gniew stawał się ciemnością. Szaleństwo ustępowało niepohamowanej nienawiści. Del aż dusił się , gdyż Moc drżała od gniewu. Zdrajca powoli wyprostował palce u rąk. Dyszał ciężko, mięśnie na karku miał napięte do granic możliwości. Zaczął cedzić słowa przez zaciśnięte zęby.
- Jesteś ciemny, Delu. Jesteś otępiały propagandą Jedi i ich żałosnymi dogmatami. Silny żyje, a słaby ginie. To jest cała prawda! To ty jesteś słaby, a ja osłabię cię jeszcze bardziej. Zmarnowałeś szansę i wydałeś wyrok na siebie...i na Aalysę. Uległeś złudzeniu, głupcze!
Vell obrócił się w stronę klatki, wyciągnął ręce, a z jego palców strzeliły błękitne linie wyładowań Mocy, które poszybowały w kierunku Aalysy. W momencie, w którym błyskawice trafiły w klatkę, dziewczyna obudziła się z wrzaskiem przepełnionym bólem. Wyładowania owijały się wokół Aalysy i wbijały się w jej ciało, które coraz bardziej wykrzywiało się razem z zadawanym cierpieniem. Aalysa wrzeszczała, a jej krzyk przeszył Dela jak miecz świetlny. On też coś krzyczał przez łzy. Nie mógł się ruszyć, nie mógł jej uratować. Vell spętał go uchwytem Mocy tak, że nawet jeden krok nie był możliwy. Aalysa krzycząc wiła się z bólu, a w powietrzu czuć było swąd palonego ciała. Nogi ugięły się pod Delem; padł na kolana cały czas płacząc. W końcu błyskawice zniknęły, Aalysa przestała krzyczeć, a w klatce leżały już tylko zwęglone zwłoki.
Cierpienie zwykle zostaje zastąpione większym cierpieniem, a nieszczęście zmienia się w tragedię. Gdyby ktoś teraz mógł spojrzeć we wnętrze Dela, zobaczyłby malutkie kawałeczki tłuczonego szkła, które kiedyś, jako całość, tworzyły duszę. Teraz jednak prysła, rozbiła się jak lustro, w które ktoś rzucił kamień. Zostały tylko kawałki leżące w chaosie; nawet jeżeli udałoby się je zebrać i złożyć w całość, to na lustrze i tak zostaną rysy.
- Zabij mnie... - wykrztusił chłopak, choć sam nie wiedział, jak mógłby cokolwiek z siebie wydusić.
- Co powiedziałeś? - zapytał Vell.
- Zabij mnie.
- O tak! Zabiję cie - parsknął Vell - nie martw się o to. Chciałem tylko byś przed śmiercią żałował, że nie wykorzystałeś szansy, którą otrzymałeś. Choćbyś mnie błagał i tak cię nie wysłucham. Przyznaję, że pomyliłem się co do ciebie. Będę musiał znaleźć sobie innego ucznia. Silniejszego.
Vell odpiął od pasa srebrzystą rękojeść miecza świetlnego i nacisnął kciukiem włącznik. Zielone ostrze rozpaliło się ponurym blaskiem, który zalał twarz Vella Janusa. Ten zaczął się zbliżać do Dela, który wciąż klęczał.
Delu...musisz sam odnaleźć prawdę.
Głos wydobywał się z głębi. Wydawał się echem, a jednak był bardzo wyraźny. Del wiedział, że to znajomy głos.
Nie daj się rozpaczy. Możesz jeszcze wygrać. Przezwyciężyć rozpacz.
To był mistrz Ho'gelp'lya. Chłopak chciał uwierzyć, że ten głos był prawdziwy. Jednak w tym momencie nic nie było realne. Nawet Vell, który kroczył powoli w jego kierunku, ze spuszczoną klingą.
Wstań i walcz, Delu!
Głos był coraz silniejszy. Del walczył z sobą. Nie chcę walczyć, nie mam siły. Chcę umrzeć.
Nie chcesz, Delu. Jestem z Tobą, mój padawanie.
Vell był już przy nim. Podniósł klingę i zamierzył się do ciosu. Ręka Dela sama wystrzeliła do rękojeści przypiętej do pasa. Zielona klinga spadła i zatrzymała się gwałtownie uderzając o błękitne ostrze Dela. Zaskoczenie i wściekłość starły się na twarzy Janusa. Del Wykorzystał moment i skupił Moc, by odepchnąć przeciwnika. Vell wpadł na ścianę. Otrząsnął się i zaatakował. Del odparował cios i odpowiedział cięciem z boku, na ramię. Vell jednak błyskawicznie się uchylił i zaczął wyprowadzać ataki, które Del w skupieniu blokował. Poruszali się jak dwa tornada, ręce i nogi pracowały i intensywnie, a błękitne i zielone ostrze ścierały się z ogromną szybkością. Del swój styl walki wzorował na stylu swego mistrza. Stosował szybkie cięcia z obrotu, na głowę oraz szyję. Krążył wokół przeciwnika cały czas zmieniając położenie. Natomiast Vell walczył Soreesu w połączeniu z jakimś agresywnym, nieznanym Delowi stylem. Bezbłędnie przechodził z defensywy do silnych, prostych cięć na tułów. Moc kipiała i wrzała od natężenia. Podobnie jak dwaj padawani, tak jasna i ciemna strona Mocy starły się w śmiertelnym boju. Ciemność zdawała się dominować i osaczać Dela. Ten jednak oddał się Mocy, zaufał jej.
Jedi zrobił unik i jedną nogą odbił się od kolumny podtrzymującej strop. Zrobił salto i wylądował za plecami Vella. Kucnął i obrócił się błyskawicznie atakując kolana przeciwnika. Janus w ostatniej chwili skoczył w górę i jednocześnie kopnął Dela w szczękę. Chłopak poleciał w tył i upadł na plecy; splunął krwią i dostrzegł jak Vell naciera na niego z dużą szybkością. Del okręcił się na plecach i użył Mocy, by odbić się od podłogi, okręcił się na stopie i w ostatniej chwili zablokował cios przeciwnika. Del odepchnął zielone ostrze i wyprowadził dwa szybkie cięcia z półpiruetu. Vell odpowiedział silnym uderzeniem na głowę, które Jedi z trudem odparował. Janus wykorzystał moment wahania i zasypał przeciwnika gradem ciosów zmuszając tym samym Dela do intensywnej obrony. Zaczął spychać chłopaka w stronę niewielkiego portalu, za którym znajdowały się schody.
Del powrócił do równowagi i skupił się na parowaniu ciosów przeciwnika. Wszedł tyłem na schody jednocześnie odbijając zieloną klingę Vella. Stopnie zakręcały się spiralą wokół durastalowaego filaru. Wąska przestrzeń zmusiła walczących do wyprowadzania szybkich pchnięć jedną ręką. Pojedynkowali się niczym bohaterowie starych holovidów. Del szedł tyłem po schodach zalewany iskrami buchającymi ze ścian. W końcu schody się skończyły, a Del i Janus znaleźli się w przeszklonym tunelu zawieszonym wysoko nad ziemią. Gdzieś w oddali błyszczało Galactic City, a na wschodzie czerń nocy powoli ustępowała. Del nadal się cofał, lecz gdy dotarł do połowy tunelu przeszedł do gwałtownej ofensywy. Nawałnica potężnych ciosów z obrotu zaskoczyła Vella, który zaczął się desperacko bronić. Del wirował wokół przeciwnika, a jego ostrze zataczało błękitne okręgi. Zielona klinga Vella ledwo parowała ataki, nie mówiąc o wyprowadzaniu skutecznych kontruderzeń. Janus szukał sposobu na wyjście z tej sytuacji. Skupił w sobie ciemną stronę Mocy i pchnął Dela impulsem Mocy. Jedi poleciał do tyłu. Zachował jednak równowagę i wylądował na nogach parę metrów dalej. Przeciwnicy stali naprzeciw siebie mierząc się wzrokiem. Starali się łapczywie nabrać powietrza w płuca, by wyrównać oddech.
- Nie doceniłem cię, przyjacielu - wysapał Vell.
- Nie jestem twoim przyjacielem gnido - warknął Del - już nie.
Vell zaśmiał się głośno.
- Myślisz, że twoje złorzeczenia robią na mnie wrażenie? Wezwałem tu batalion klonów, który już jest w drodze. Już jesteś martwy Ginder! Po prostu chciałem się z tobą nieco pobawić!
- Gadanie - skrzywił się Del - od czasu, w którym podpisałeś cyrograf z Palpatinem jesteś zerem. Nawet twoja ciemna strona ci nie pomoże. Dziś jeszcze pójdziesz się z nią spotkać twarzą w twarz. Ciekawe, czy wtedy też będzie ci się tak podobać.
- Nie zdajesz sobie spra...
- Zamknij się i walcz! - krzyknął Del - chyba, że chcesz żebym umarł z nudów. Twoje gadanie znaczy dla mnie tyle, co zeszłoroczne łajno nerfa!
Vell rzucił się z wrzaskiem na przeciwnika. Skoczył i obrócił się w powietrzu chcąc jednym ciosem zdekapitować Dela. Ten jednak w porę się uchylił, a Vell stracił równowagę. Jedi kopnął go z całej siły w bok. Janus zaorał szybę klingą miecza. Permaszkło natychmiast pękło rozpadając się na tysiące drobnych kawałeczków. Strumień powietrza gwałtownie wtargnął do tunelu. Del i Janus skrzyżowali ostrza i zaparli się mocno nogami o podłogę. Napierali na siebie wykorzystując ostatnie rezerwy swoich sił.
Delowi wydawało się, że skowyt ostrzy słychać było w całym Coruscant. Po chwili, która dla walczących wydawała się wiecznością, odskoczyli od siebie. Vell uniósł klingę nad głowę przymierzając się do poprzecznego cięcia. Del, wykonując błyskawiczny piruet, momentalnie znalazł się za przeciwnikiem. Vell zrobił dwa szybkie kroki do przodu i nagle się zatrzymał. Spojrzał w dół i z zaskoczeniem popatrzył na niebieskie ostrze miecza świetlnego, wystającego z jego klatki piersiowej. Poruszył ustami, ale nie mógł wydobyć z siebie żadnych słów. Del wbił klingę w plecy przeciwnika jeszcze głębiej. Janus wydał z siebie obrzydliwy, gardłowy jęk.
- I gdzie jest teraz twoja ciemna strona? - Del szepnął mu do ucha - czyżbyś uległ złudzeniu?
Jedi wyłączył miecz, a ciało Vella Janusa osunęło się na podłogę. Chłopak spojrzał na trupa, zamknął oczy i kopnął ciało tak by wyleciało przez dziurę w szybie. Del widział je jeszcze przez sekundę, aż w końcu pochłonęła je ciemność.
Del wrócił do sali z klatką. Ze zdziwieniem stwierdził, że nie ma w niej ciała Aalysy. Klatka była osmalona, pręty wygięte. Była jednak pusta. Chłopak słyszał, że niektórzy mistrzowie, posiadający wielką wiedzę o Mocy, znikali fizycznie w momencie śmierci. Ale ona?
Wtedy poczuł czyjąś obecność w Mocy i gwałtownie się obrócił. W miejscu, z którego przyszedł stała Aalysa i wpatrywała się w Dela. Nogi prawie ugięły się pod nim. A może Vell go zabił i teraz to sobie uświadamia? Jakże inaczej wytłumaczyłby to, że Aalysa stoi teraz przed nim? Musi nie żyć. A jednak oddychał i czuł, że jest wykończony po walce. Delowi kręcił się w głowie. Aalysa podbiegła do chłopaka i mocno go przytuliła. To jednak prawda, pomyślał. Ona żyje...jest prawdziwa...ale jak?
- Delu jak się cieszę, że żyjesz! - powiedziała przez łzy dziewczyna.
- Aalysa...
- Gdzie jest Vell?
- Vell...
- Delu, mistrz Valmash nie żyje. Zabili go... - wykrztusiła Aalysa - gdzie jest mistrz Ho'gelp'lya?
- Nie żyje...
- Delu, myślę, że powinniśmy uciekać. Nie pokonamy lorda Sithów.
- Ty żyjesz, Aalyso...
- Tak żyję! Ale ledwo udało mi się uciec ze świątyni. Tyle śmierci... - głos dziewczyny załamał się - uciekaliśmy z Vellem...znaleźliśmy ciało mistrza Valmasha...a potem rozdzieliły nas klony...mnie i Vella...i straciliśmy siebie z oczu i...co jest z Vellem?
Nagle chłopak wszystko zrozumiał. Aalysa w klatke była iluzją. Vell chciał wykorzystać ją, by nakłonić go do przejścia na ciemną stronę. Zgubił prawdziwą Aalysę, więc stworzył iluzję...a on dał się podpuścić...to było takie prawdziwe.
- Gdzie jest Vell? - zapytała ponownie dziewczyna.
- Vell...nie udało mu się - zaczął - zginął tak samo jak mistrz Ho'gelp'lya...
- Na Moc - wyszeptała dziewczyna.
- Aalyso, musimy uciekać. Nie daleko jest hangar, a w nim dwa śmigacze. Spieszmy się. To miejsce zaraz zaroi się od klonów.
Del chwycił Aalysę za rękę i ruszył w stronę hangaru. Gdy doszli do korytarza nagle stanęli. Z sąsiednich pomieszczeń słychać było tupot opancerzonych stóp i komendy wypowiadane dobrze znanym im głosem.
- Klony...
- Podejmiemy walkę? - zapytał Del.
- Nie, nie wiemy ilu ich jest. Nie ryzykujmy - odparła Aalysa, po czym dodała - Przyleciałam tu świątynnym śmigaczem i wylądowałam po drugiej stronie budynku. Zauważyłam, że jest tam drugi śmigacz. Stary, ale powinien działać.
Del przytaknął i razem z Aalysą pobiegł w stronę spiralnych schodów. Szybko je pokonali i przebiegli przez oszklony tunel z wielką dziurą w jednej z szyb. Dalej znowu schody, a potem długi i brudny korytarz. Na zaśmieconym lądowisku stały dwa śmigacze - świątynny oraz stary model taksówki powietrznej. Wstający świt powoli zabarwiał czerwienią niebo oraz dryfujące nań chmury; pierwsze promienie słońca wydostały się znad horyzontu i powoli zalewały lądowisko. Chłopak popatrzył na dziewczynę i przypomniała mu się ta szczęśliwa chwila, którą przeżył patrząc na Aalysę, kiedyś na jednym z tarasów świątyni Jedi. Kiedyś? To było przecież kilka dni temu...Tak bardzo chciał z nią uciekać. Wiedział jednak, że było to niemożliwe.
- Aalyso, tu musimy się rozstać - powiedział Del patrząc ze smutkiem na dziewczynę - będzie lepiej jak się rozdzielimy. Zwiększy to nasze szanse.
Aalysa spuściła wzrok.
- Wiem... - odparła - Delu, ja...
- Nic nie mów, Aalyso. Odszukam cię. Wkrótce. Jak to wszystko się skończy. Obiecuję.
Aalysa przytuliła się do Dela i mocno go pocałowała. Chłopak objął ją czule i odwzajemnił pocałunek z taką samą siłą.
- Idź, Aalyso.
Dziewczyna wskoczyła do śmigacza i uruchomiła silniki. Owiewka zamknęła się, a ona po raz ostatni spojrzała na Dela. Chłopak uśmiechnął się i odprowadził wzrokiem jej śmigacz, który wystrzelił w powietrze i wkrótce zniknął na tle czerwono - różowego nieba. Del wsiadł do starej taksówki i włączył repulsor nośny. Pojazd wzniósł się na dwa metry od ziemi i nagle wpadł w turbulencje. Stary repulsor eksplodował, a śmigacz spadł na płytę lądowiska. Chłopak wygramolił się z dymiącego pojazdy, głośno kaszląc. Dostrzegł, że jego noga krwawi.
W tej samej chwili dostrzegł klona, który wybiegł na rampę lądowiska. Za nim wyłaniało się dziesiątki kolejnych. Del miał wrażenie, że czas spowolnił swój bieg. Patrzył, jak fala lśniących w porannym słońcu pancerzy, wylewa się na lądowisko. Zrozumiał, że nie ma szans. Był jednak spokojny i jedynym zmartwieniem, była świadomość, że nie dotrzyma obietnicy, którą złożył Aalysie. Klony utworzyły półkole i wycelowały karabiny. Del odetchnął głęboko i spojrzał na wyłaniające się zza strzelistych wieżowców słońce, które dotykało jego twarzy ciepłymi ramionami. Zabawne, pomyślał, zawsze chciałem umrzeć o świcie. Del uśmiechnął się w duchu, zapalił miecz świetlny i ruszył do boju...
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 4,50 Liczba: 4 |
|
Qui-gonpl2009-05-21 20:34:36
Gratuluję! To nie jest Pierwsza lepsza ff-owa fabuła. Bardzo dobrze. Jednak mam pewne zastrzeżenia: licho, mary i mrówki. Te trzy słowa parokrotnie zepsuły klimat. Zwracają na siebie uwagę. Wygląda na to, że piszesz też coś poza SW i widać to po tym ff-ie. Pozdrawiam i chętnie zapoznam się z kolejnymi dziełami Twoimi.
Kasis2009-05-07 10:38:03
Nie było źle. Faktycznie temat trochę wyeksploatowany, ale pojawiały się też bardziej świeże pomysły (pokazanie usuwania zniszczeń; Jedi, który nie ma nic przeciw uczuciom padawana).
Tak czy siak, patrząc na to opowiadanie i Nadzieję Obi-Wana, wydaje mi się, że powinieneś nadal ćwiczyć i pisać :)
Aris2009-04-29 14:27:33
Jaro -> Dziękuję za konstruktywną krytykę :) Będę pamiętał o tym, co napisałeś przy pisaniu następnych opowiadań. Do "łamania się" dużo mi brakuje :P
Pisać będe dalej, wiadomo nie zawsze musi wyjść literacki Nobel :P.
Na swoją obronę dodam, że to pierwsza krytyczna reakcja na moje opowiadanie, a czytało go już trochę osób :P
Jaro2009-04-27 23:19:48
Ech... no dobra, jedziem z tym śledziem...
Po pierwsze, na pewno szacunek, że Ci się w ogóle chciało, bo tekstu, jak na fanfik, tu dość sporo. Ale... dobra, zagrajmy w otwarte karty: nie podobało mi się. Przykro mi, ale twoje opowiadanie to po prostu odgrzewany kotlet, wszystko tu już widzieliśmy: minimalnie skomplikowana intryga, zupełnie nieciekawi bohaterowie, tragiczne, najeżone patosem (na który mam alergię) dialogi... A największym minusem jest chyba zakończenie: kompletnie bez sensu, po co Palpatine'owi był Janus i w jakich okolicznościach w ogóle go zwerbował (podszedł i powiedział: "Cześć, mam w planach załatwienie Jedi, przyłączysz się?") - zupełnie niejasne, lepsze wątki miłosne widziałem w "Klanie", a istoty w założeniu "dramatycznego" finału nie potrafię pojąć. Opisy szwankują (w pojedynczym akapicie Del żegna tę swoją laskę, wsiada do taksówki, bum i nagle jest ranny), a całość jest przepełniona błędami interpunkcyjnymi i literówkami.
Ile mogę dać za same dobre chęci i wytrwałość, bo niestety innych plusów Twojego fanfika nie widzę? Obawiam się, że nie więcej niż 2. Jeszcze raz: przykro mi.
PS: Ale nie łam się i próbuj dalej. Może następnym razem pójdzie Ci lepiej. ;)