Autor: Nadiru Radena
Dzięki dwóm drążkom sterowniczym wyczuwasz wszystkie, nawet najdrobniejsze wibracje przebijającego się przez atmosferę „Mrocznego Jastrzębia”. Po paru sekundach lotu włączasz autopilota. Zapadasz się w fotel, zwieszasz głowę i przykrywasz dłonią oczy, zaciskając zbielałe wargi w poziomą kreskę.
Ty, dawny Mroczny Lord Sithów, znów czujesz się jak zdrajca.
Pomiędzy palcami przeciskają się błyszczące łzy i kropla po kropli rozpryskują na twojej piersi. Ty, największy bohater Republiki Galaktycznej płaczesz, gdyż jesteś nie tylko zdrajcą, ale też i zbrodniarzem. Twoja zbrodnia może się wydawać drobna, nieporównywalnie mniej istotna przy straszliwych czynach Dartha Revana, twojego „poprzedniego wcielenia”, lecz najboleśniej wdziera się w głąb twojej duszy. Tamte zbrodnie popełnił bowiem ktoś, kto już nie istnieje — tą popełniłeś ty sam, świadomie i z premedytacją.
Zostawiłeś ją: Bastilę Shan, kobietę którą kochasz z całego serca. Bez zapowiedzi, bez pożegnania, bez wytłumaczenia.
Próbujesz samego siebie przekonać, że nie mogłeś uczynić inaczej, że żadne argumenty nie zdołałyby jej wyjaśnić twojego postanowienia, że tylko ty jeden i tylko samotnie, możesz się podjąć zadania odnalezienia i unicestwienia Prawdziwych Sithów, że ona wreszcie to pojmie, przestanie cię szukać i — w ostateczności — przebaczy ci. Wreszcie: że czasem należy poświęcić nawet miłość.
Oszukujesz się. Jesteś zdrajcą i zbrodniarzem — bo kimże innym jest ten, który w imieniu dobra bilionów tak lekką ręką skazuje na cierpienie jedną, ale za to najdroższą osobę? Możesz się teraz zwać jak pragniesz, lecz nie skryjesz przed sobą, że to co robisz jest cząstką starego Revana, powrotem do wymazanej przeszłości.
Gwałtownie potrząsasz głową. Opuszczasz dłoń, lecz nie ścierasz łez. Z wysiłkiem unosisz spuchnięte, zaczerwienione powieki, ale po chwili znowu je zamykasz.
Pamiętasz pierwsze spotkanie z nią? Pamiętasz; zdradzają cię usta układające się w delikatny uśmiech. Było trochę niespodziewane, dziwaczne, ale być może właśnie dlatego wryło się w twoją pamięć. Oto ona: stoi przed tobą w skąpym stroju niewolnicy, jej smukłe ciało naznaczone krwistymi pamiątkami po przeciwnikach rozpłatanych wibromieczem, tym samym, który zdecydowanie dzierży w ręce; buta wypisana na pięknej, napiętej twarzy okolonej pasemkami lśniących, brązowych włosów; płomienne spojrzenie szaro-stalowych oczu skanujących z wyższością twoją sylwetkę; wreszcie pełne usta gotowe do wypowiedzenia jakiejś wyjątkowo aroganckiej kwestii.
Jak wielce tamta Bastila różni się od dzisiejszej Bastili... Tym większy cierń wbija się w twoje gardło.
Dlaczego ją opuściłeś? Z mętnie pojętego obowiązku? Bzdura. Nikt tak nie czyni — nikt prócz zdrajcy i zbrodniarza.
Masz wyjątkowy talent do wypuszczania z rąk najwspanialszych skarbów, prawda?
Raptownie wstajesz z fotela i bezsilnie uderzasz pięścią w ścianę kokpitu.
Sam sobie jesteś winien. Miałeś wybór. Miałeś w zasadzie wszystko.
Ignorując fakt, że za transparistalową owiewką już od jakiegoś czasu widnieje charakterystyczna czerń upstrzonej gwiazdami próżni, wychodzisz z kabiny i bez celu błąkasz się po całym statku. Mijasz popiskującego radośnie T3-M4 i nagle zdajesz sobie sprawę z tego, iż znalazłeś się w kajucie, gdzie... gdzie...
W kajucie, gdzie nierozerwalnie związałeś się z Bastilą Shan? Tak, to tu. To także doskonale pamiętasz, nieprawdaż? Z perspektywy czasu wydaje ci się, że wyglądało to niczym pląsy nastolatków... ale bez dwóch zdań było to piękne. Niezbyt dobrze przypominasz sobie słowa; zresztą, nie one były istotne. Ani ty, ani ona nie potrafiliście przestać o sobie myśleć — i nie był to tylko skutek zawiązanej między wami więzi Mocy. Pamiętasz niepewny, lecz ufny dotyk jej dłoni. I pocałunek. Cudowny, choć krótki, spontaniczny, choć z pewną dozą rezerwy. Trudno go opisać, ale wiesz jedno: żaden następny, choćby najbardziej zmysłowy i prawdziwy, nie mógł się z nim równać.
Bastila w końcu wystraszyła się swoich uczuć i szybko się wycofała. Ty zostałeś, nieszczególnie wiedząc co zrobić; skołowany, zagubiony, radosny, acz zaniepokojony.
Co za ironia. Dopiero kiedy ją straciłeś na okręcie Malaka, zrozumiałeś ile dla ciebie znaczy, jak bardzo ją kochasz. Czy teraz już tego nie rozumiesz? Jaki cień zaległ w twoim umyśle? Czyżby racje wyciśnięte siłą rozumu przemogły podszepty serca, uczucia którym tyle razy bez zastanowienia zawierzyłeś?
Podchodzisz do jednej z prycz... nie, nie jednej z prycz. Jej pryczy. Naciskasz klawisz obok na ścianie i przegroda blokująca szafkę opada. Wyciągasz z niej starannie złożoną, granatowo-czarną szatę Ciemnego Jedi.
Wtulasz policzek w szorstki materiał i wciągasz nosem te nieliczne pozostałości jej zapachu.
Znowu nie potrafisz powstrzymać łez. Kolana uginają się pod tobą. Siadasz ciężko na posłaniu.
Ta tunika przywraca wspomnienia o chwilach, gdy po raz drugi i ostatni stoczyłeś z nią pojedynek. Owładnięta Ciemną Stroną Mocy, szałem i nienawiścią, mimo wszystko była Bastilą, którą kochałeś. Szafirowe i rubinowe błyski znaczyły wasze zmęczone, przepełnione rozpaczą oblicza. Bastila bała się miłości. Ty już nie. Kiedy w końcu pokonałeś ją, a potem wziąłeś w ramiona, złowrogi czar Malaka prysł jak mydlana bańka.
Nigdy o tym nie zapominaj. Nie zapominaj jak wiele przeszkód stało pomiędzy wami, ile dla siebie narażaliście, ile słabości przezwyciężyliście, aby wszystko ułożyło się tak jak należy.
Ty teraz o tym zapominasz. Zapominasz jak niegdyś Darth Revan. Jego cień nie odstępuje cię ani na krok; cokolwiek uczynisz, trwa kurczowo uczepiony podeszew twoich butów, gotowy do zadania ciosu.
Powoli podnosisz się i z pedantyczną starannością składasz szatę w kostkę, a następnie z namaszczeniem wracasz ją na swoje miejsce. Wrażenie przeraźliwej pustki w głębi twojego ducha potężnieje niczym zbliżająca się nieuchronnie burza, tak jak i wątpliwości: co się stanie, jeżeli rozłąka potrwa kilka lat? Co będzie, jeżeli już nigdy do niej nie powrócisz, a ona nigdy nie dowie się jak zginąłeś?
To świetne pytania, warte zadania sobie. Pomyśl o niej, o jej bólu, samotności i wiecznej niepewności. Pomyśl o tym, czego jej pozbawiasz — być może na zawsze. Pomyśl o tym, kim będzie bez ciebie. Czyż to nie jest ważniejsze niż wyimaginowane widmo zagrożeń snujące się gdzieś na rubieżach galaktyki?
Komu bardziej ufasz? Sobie, swoim przeczuciom, czy cichym, zdradzieckim podszeptom Dartha Revana?
Uderzasz kantem pięści o plastalową ściankę szafki. Czujesz się bezsilny — nie jak słynny Mistrz Jedi, lecz niedołężne, lękliwe dziecko. Tak jakby decyzja nie należała już do ciebie. A przecież należy: ty jeden jeszcze możesz ją zmienić. Jeszcze jest czas.
Nieświadomie ruszasz w zadumie przed siebie; nogi zaprowadzają cię do ładowni, gdzie zatrzymujesz się tuż przed opływową sylwetką rdzawego, odrapanego swoopa. Klepiesz poczciwą maszynę po owiewce i odwracasz się do otwartych grodzi nakierowanych na rampę frachtowca.
Oczyma wyobraźni spoglądasz na nią: szeroko uśmiechniętą, ze skrzyżowanymi na piersi ramionami, opartą o ścianę. Tak wyglądała tuż po uroczystościach na cześć zniszczenia Gwiezdnej Kuźni. Oboje musieliście zmierzyć się z nową rzeczywistością, bez wojny i strachu, śmierci i smutku. I oboje w tej samej chwili zdecydowaliście się zmierzyć z nią razem.
Razem. Słowo-klucz.
Zdradzasz to przyrzeczenie pod pozorem jakichś niejasnych spraw, tajemniczych wrogów.
Przez ułamek sekundy w twojej głowie zalega przerażająca, wręcz paraliżująca myśl. Myśl, której nie śmiałbyś nigdy wyrzec, a w którą nigdy nie wierzyłeś: być może Jedi rzeczywiście nie powinni się wiązać?
Natychmiast wyrzucasz ją z umysłu i zagrzebujesz głęboko w niebycie, lecz to sprawia, że znów czujesz się jak zbrodniarz.
To nie może tak dłużej trwać.
Wracasz do głównej kabiny, siadasz na fotelu pilota i pewnymi ruchami palców wklepujesz na klawiaturze komputera polecenie. Możesz zrobić jedną rzecz, by choć odrobinę uciszyć swe myśli: nagrać pożegnalną wiadomość.
Wciskasz klawisz nagrywania na pulpicie...
... i nie jesteś w stanie wyartykułować nawet jednego dźwięku. Słowa więzną ci w gardle. Przed oczami migają ci sceny z ostatnich miesięcy. Na każdej Bastila i ty. Ty i Bastila; szczęśliwa, cicha i spokojna, czasem ożywiona, niekiedy przepięknie roztargniona, mimowolnie poprawiająca niesforne loki włosów. Proste wspomnienia, proste gesty...
I teraz wszystko to pójdzie w zapomnienie?
Jeszcze kilka minut walczysz sam ze sobą, męczysz się, szukając właściwych słów. W końcu z irytacją i zrezygnowaniem wyłączasz urządzenie.
Okazuje się, że nie tylko jesteś zdrajcą i zbrodniarzem. Jesteś też tchórzem.
Zamglonym wzorkiem spoglądasz na gwiazdy zapraszające do siebie swym błyskiem.
Niespodziewanie pojmujesz, że statek jest gotowy do skoku w nadprzestrzeń już od pół godziny.
Wystarczy, że pociągniesz za dźwignię.
Bastila Shan. Twoja Bastila. Jedna jedyna.
Sama.
Chwytasz za manetkę hipernapędu i gwiazdy przeistaczają się w długie, lśniące linie.
Prawda jest taka, że nie jesteś ani zdrajcą, ani zbrodniarzem, ani tchórzem.
Lecz właśnie tak się teraz czujesz.
SuperSzym2014-05-20 08:53:52
Najlepsze to było Śmierć Luke`a Skywalkera, ale to zawaliłeś na maksa.
SuperSzym2014-05-20 08:52:40
Tak jak inne twe opowiadania mi się podobały, tak to jest fatalne.
Mistrz Seller2009-06-04 16:42:56
Piękne opowiadanie 10/10
Carno2009-05-05 12:17:09
Jeśli nawet zalatuje Stoverem, to co z tego? Nie mówiąc o tym, że jak zaznaczył Nadiru, nie tylko autor Shatterpoint piszę w ten sposób.
A co do samego opowiadania - przeczytam jak się kiedyś w końcu wezmę za KOTORy :P
Obi-Mace2009-05-01 20:48:55
Hmm może nie jestem ekspertem, ale coś chyba nieprawdziwe jest to spotkanie Revana i Bastilli. Ogólnie całkiem całkiem opowiadanie 8/10.
Nadiru Radena2009-04-28 19:41:26
Qui-gonpl -> Jakie błędy merytoryczne? Wszystko poza jedną rzeczą zgadza się z kanonem. Tą jedną rzeczą jest fakt, że według Krei Bastila wiedziała o odejściu Revana - nie rozumiała tylko do końca, po co to wszystko było.
Melipone -> To nie Stover, to po prostu tekst napisany w drugiej osobie. Nie tylko Stołwuś takie rzeczy pisze i z pewnością w tych tekstach (bo "Darth Vader. Pogromca cieni" i "Ysanne Isard. Dizeń i noc" są z tej samej serii, heh) nie brałem z niego przykładu.
Qui-gonpl2009-04-28 19:12:08
Jako wielki fan Revana muszę skomentować:
POpełniasz błędy merytoryczne. Jesteś sprzeczny ze szczegółami KotOR'a i z innymi elementami EU.
Postać Revana też nie jest jakoś... wiarygodna, a w samym opowiadaniu nie poczułem tego żalu, ani miłości bohatera. Nie podoba mi się.
Horus2009-04-28 15:46:45
gdyby nie ta narracja, to dałbym 10/10, ale cóż jakoś mi to psuło klimat.
8/10 :P.
Dorg2009-04-28 13:46:00
Dobre, po prostu. Nic dodać, nic ująć.
Prezi2009-04-28 12:12:29
Dosyć średnie, przecież Bastila by zrozumiała co Revan musi zrobić.
N-11 Ordo2009-04-28 11:30:37
Piękne.
Jaro2009-04-27 23:46:03
Takie... w sumie... średnie. Niby filozoficzne, ale tak naprawdę to uczucia targające Revanem są w gruncie rzeczy płytkie i nieskomplikowane. Jest fajna babka, którą trzeba opuścić. Przerabiane milion razy.
darthmax2009-04-27 21:43:43
jak dla mnie baaaardzo dobre, ze smaczkiem, tylko zwrot o bańkach mydlanych jakoś mi tak do sw nie pasuje... ;P(10/10)
Włóczykij2009-04-27 20:50:22
a mi się podoba. i to bardzo. :)
Foleb2009-04-27 18:58:44
no czuć trochę Stovera, ale bardzoładnie. Mi się bardzo podoba.
Elendil2009-04-27 18:47:16
Kurczę sam chciałem coś o Revanie napisać.
Mel2009-04-27 18:39:10
średnia podróbka stylu Stovera.