TWÓJ KOKPIT
0

Złudzenie :: Twórczość fanów

6


Minęło kilka dni. Del zapomniał o tragedii jaka wydarzyła się podczas akcji ratunkowej. Zapomniał o śmierci senatora Dradoo, Gixtera i innych ratowników. Wojna przyzwyczaiła go do ciągłych strat i nieustającego pochodu śmierci. Często łapał się na tym, że obojętnienie na to, co go otacza, a przecież takie uczucie powinno być obce Jedi. Nic na to jednak nie mógł poradzić. O dziwo, odczuwał teraz radość, stojąc na jednym z tarasów świątyni Jedi. Popołudniowe słońce oświetlało strzeliste wieżowce Coruscant, między którymi przemykały cywilne i wojskowe śmigacze podobne z tej odległości do malutkich mrówek. Nigdy nie zwracał na to większej uwagi, a teraz widok ten wydawał mu się jednym z najpiękniejszych, jakie kiedykolwiek widział. Podziwiał każdy, pojedynczy refleks słońca, który odbijał się od gładkich ścian drapaczy chmur i pędził ku następnym. Wzbudzając w sobie Moc dostrzegał to wszystko w zwolnionym tempie, jakby świat nagle się uspokoił, a życie wróciło to swojego normalnego biegu. On zaś żył wspaniałą wiadomością, która od rana obiega całą planetę – Generał Grievous został odnaleziony, a mistrz Obi – Wan Kenobi wyruszył na odległą planetę Utapau, by go zniszczyć. Jego śmierć położy kres wojnie. Ta myśl przepełniała jego serce tak wielką radością – w końcu ogień, który trawi galaktykę zgaśnie na zawsze. Del zaczerpnął powietrza pełną piersią i uśmiechnął się szeroko.
- Czuć twoją obecność w Mocy na cały parsek.
Del obrócił się gwałtownie i zobaczył Aalysę stojącą przy wejściu na taras; jej usta ułożyły się w krzywy uśmieszek, a ręce miała skrzyżowane na piersi.
- Mistrz Valmash nie uczył cię, że nie wolno się tak skradać do przyjaciół? – zapytał Del.
- Coś o tym mówił – powiedziała dziewczyna, a uśmiech nie znikał z jej twarzy – ale może o tym zapomniałam. Poza tym wcale się nie skradałam. Byłeś tak zatopiony w zachwycie, że nawet pijany rankor by cię podszedł.
Del roześmiał się.
- Wiesz, muszę przyznać, że nie jesteś podobna do pijanego rankora.
- Dziękuję Delu – Aalysa uśmiechnęła się szeroko – sama bym na to nie wpadła.
Dziewczyna podeszła do chłopaka oparła łokcie o poręcz. Promienie słońca padały na jej twarz, a Del patrząc na nią zastanawiał się czy może być jeszcze piękniejsza.
- Mógłbyś chociaż trochę opanowywać emocje, Delu – powiedziała dziewczyna, tym razem poważnie, a chłopakowi zaschło w ustach.
- Wiesz, że na to nic nie poradzę – wzruszył ramionami Del i uśmiechnął się krzywo – jestem tylko człowiekiem.
- Jesteś Jedi – Aalysa wpatrywała się w horyzont. Minę miała poważną - moim przyjacielem Delu, ale nic poza tym.
- Oj, wiem. Niestety mistrz Ho’gelp’lya jakoś nie zwraca na to uwagi. Czasem nawet mam wrażenie, że cicho pozwala bym…o tobie myślał.
- To nie myśl – odpowiedziała krótko Aalysa – twój mistrz ma zbyt liberalne poglądy.
Del nic już nie powiedział. Rozmowa na ten temat była zakończona, a on starał się opanować to, co się działo w jego wnętrzu. Całe szczęście był przygotowany na taka odpowiedź i nie nastawiał się, że nagle Aalysa rzuci mu się na szyję w miłosnym uścisku. To co czuł do niej było raczej cieniem miłości, ulotnym wspomnieniem i jakąś marą. Del zdawał sobie z tego sprawę.
- Właśnie wracam z senatu – dziewczyna przerwała ciszę, która stawała się coraz bardziej krępująca – mistrz Valmash wysłał mnie tam bym posłuchała przemowy Palpatine’a na temat wczorajszego wypadku. Nagle wróciły wspomnienia. Bolesne wspomnienia, ale Del ponownie się opanował i ze spokojem zapytał: - Dlaczego? Przecież Valmasha nigdy nie interesowały górnolotne gęgolenia polityków. Tym bardziej, że senator Draado był w zdecydowanej opozycji dla rządów Papatine’a. Obaj się wręcz nienawidzili.
- A to ciekawe – mruknęła Aalysa – Palpatine opowiadał o nim w samych superlatywach podczas przemówienia. Choć tak naprawdę to nie wypada źle mówić o zmarłych. Niemniej jednak Rada ostatnio bardzo zainteresowała się Palpatinem.
- Nie ufam mu ani ja, ani mistrz Ho’gelp’lya – stwierdził Del – zbyt wiele władzy w jednych rękach. Jego działania są…nieprzewidywalne, niejasne. Jakby ukrywał swój umysł przed Jedi.
Aalysa spojrzała na Dela, a na jej twarzy malowała dziwna mieszanka zdziwienia i pobłażliwości.
- To niemożliwe, wiesz o tym – powiedziała, po czym znów spojrzała na panoramę Coruscant. Przez chwilę milczała, a Del wyczuł, że Aalysa stara się odnaleźć z Mocy spokój. Mięśnie jej twarzy rozluźniły się, oczy zamknęły, a napięte ramiona powoli opadły. Dziewczyna odetchnęła głęboko i powiedziała – Nie musimy rozumieć każdego posunięcia Rady Delu. jesteśmy tylko padawanami.
- Już nie długo – dodał ze smutnym uśmiechem Del. Znów zapadła cisza, której nie był w stanie zmącić nawet szum planety-miasta. Niebo powoli przybierało złocisty kolor, podobnie jak otaczające świątynie wieżowce. Nie było ani jednej chmurki.
- Przyszłaś tu tylko po to, by powiedzieć mi co o zmarłym senatorze mówił Palpatine? – spytał chłopak.
- Właściwie to nie – odpowiedziała cicho Aalysa – widziałam się dziś z Vellem Janusem. Szukał cię…
- Mnie? – zdziwił się Del – wiesz czego chciał?
- Nie powiedział mi, ale… - dziewczyna na chwilę się zawachała – Delu on był jakiś…dziwny. Jakby się czegoś bał…
- Vell bał? Okazywał to? Przecież on zawsze jest jak posąg. Nigdy nie widziałem, by Vell okazywał jakiekolwiek uczucia.
- To mnie właśnie niepokoi – mruknęła Aalysa – widziałam go jakąś godzinę temu.
Del zasępił się. Czegóż to Vell mógł chcieć? Nie mogło być to jednak coś, co zaćmiłoby jego szczęście. Chłopak i dziewczyna patrzyli jeszcze przez chwilę na widok rozciągający się przed tarasem, po czym odwrócili się i weszli do świątyni.
Gdy zniknęli za wejściem, na niebie pojawiła się pierwsza chmurka.


7


Dzień się jeszcze nie skończył, a już szeptano po cichu o śmierci Grievousa z rąk Obi – Wana Kenobiego. Na razie jednak w świątyni Jedi panowała umiarkowana radość i spore napięcie. Prawdę znali przecież tylko mistrzowie, a reszta musiała czekać w nadziei na potwierdzenie tej wiadomości. Gdyby była to prawda, oznaczałoby to tylko jedno – koniec wojny. Opowieści o Sithach kontrolujących senat wydawały się teraz śmiesznymi błahostkami. Del jednak się nie cieszył. Myślał teraz tylko o tym, by jak najszybciej odnaleźć Vella i dowiedzieć się, dlaczego ten go szukał. Nie mógł sobie wyobrazić jak Vell Janusz okazuje po sobie, że coś go niepokoi. To było coś niespotykanego. Delowi nie dawala spokoju myśl, że ten niepokój wiąże się z wydarzeniami tragedią, jaka miała miejsce podczas akcji ratunkowej.
Chłopak przebywał kolejne korytarze świątyni coraz szybszym krokiem. Mijał wielu Jedi i padawanów, ale nigdzie nie mógł znaleźć przyjaciela. Wszedł do ogromnej sali, a właściwie ogromnej alei, której wschodnia ściana zrobiona była z transplastali. Widać było przez nią strzeliste wieżowce rozciągające się po sam horyzont; niebo przybierało już powoli złocisty kolor zachodzącego słońca.
- Już tak późno? – mruknął do siebie Del i przyspieszył kroku. Przez chwilę pomyślał, żeby przystanąć i wyciszyć się. Może w spokoju, otwarty na Moc, wyczułby gdzie jest Vell. Szybko jednak zrezygnował z tego pomysłu – stwierdził, że nie mógłby się skupić w tak tłocznym miejscu. Gdy dotarł do połowy alei, Moc powiadomiła go o znajomej obecności. Nie był to jednak Vell, a jego mistrz – Ho’gelp’lya. Del zobaczy bothanina na drugim końcu sali i od razu zaczął biec w jego kierunku. Ho’gelp’lya momentalnie zauważył ucznia, przeciskającego się między innymi Jedi.
- Dobrze, że cię widzę Delu – powiedział, gdy chłopak podbiegł wystarczająco blisko – mam dla ciebie wspaniałe wieści.
- Co się stało mistrzu? – zapytał Del lekko się niecierpliwiąc.
Sierść bothanina zafalowała, gdy ten się wyprostował i wyraźnie się uśmiechnął.
- Grievous nie żyje – odparł i zamilkł na chwilę jakby sam napawał się swoimi słowami. Po chwili ciągnął dalej – Mace Windu i trzech innych mistrzów poleciało właśnie do siedziby kanclerza przekazać mu tą wspaniałą nowinę. Palpatine powinien zrzec się swoich nadzwyczajnych uprawnień, a w Republice znowu zapanuje pokój.
- To wspaniałe wieści, mistrzu – powiedział Del uśmiechając się jednocześnie. Cieszył się, że śmierć Grievousa stała się faktem, a to oznaczało, że w końcu skończy się zabijanie, na skalę galaktyczną. Jednak myśl o Vellu ciągle nie dawała mu spokoju i chciał już oddalić się od mistrza, by kontynuować swoje poszukiwania. Ho’gelp’lya wyczuł niepokój swojego ucznia.
- Co się dzieje mój padawanie? Co cię niepokoi? – zapytał.
- Szukam Vella, mistrzu – odpowiedział chłopak – coś się stało, chciał czegoś ode mnie i teraz nie mogę go znaleźć.
- Widziałem go jakieś dziesięć minut temu. Powiedział mi, że cię szuka.
Del nagle zesztywniał i spojrzał na mistrza.
- Mówił gdzie chce się ze mną zobaczyć? Wyglądał na zaniepokojonego?
- Tak, zdawał mi się, że…przed czymś ucieka. Gdy jednak spytałem o powód jego strachu nie chciał nic powiedzieć. To chyba niepodobne do niego…
- Tak…nie podobne… - mruknął Del.
- Powiedział mi tylko, że będzie na ciebie czekał w bibliotece, razem z Aalysą – odparł bothanin – Delu chce cię jeszcze dziś widzieć w sali medytacyjnej, musimy wykonać parę ćwiczeń…
Te ostatnie słowa chłopak usłyszał już w biegu. Ruszył pędem w kierunku biblioteki. Nie mógł wytłumaczyć sobie, dlaczego czuł w żołądku nieprzyjemne skurcze. Przecież mogło się okazać, że nic tak naprawdę się nie stało. Del jednak się nie łudził – musiało się coś stać skoro Vell tak bardzo się przestraszył. Dlaczego akurat teraz, kiedy Grievous został zabity? Chłopak od paru lat żył w ciągłym napięciu, żył pośród ognia i śmierci, która szerzyła się przez wojnę klonów. Teraz, w chwili tryumfu Republiki, nie mógł się nawet radować z innymi. Dotarł w końcu na poziom biblioteki i ruszył w kierunki jej ogromnego wejścia. Mijał ogromne regały wypełnione niezliczoną ilością datakart, które miały w sobie tysiące lat wiedzy i historii, mijał popiersia potężnych mistrzów Jedi, teraz milczących, wpatrzonych gdzieś w dal swoimi niewidzącymi oczyma.
Del znalazł przyjaciół zachodniej części biblioteki, w małym pomieszczeniu z holoprojektorem. Ledwo mogli się w nim pomieścić we trójkę. W rogu pokoiku stała Aalysa, jej ręce skrzyżowane były na piersi, a mięśnie twarzy miała napięte, co wskazywało na zniecierpliwienie. Chłopak wyczuł je zanim do nich dotarł. Przy stole z holoprojektorem siedział Vell. Gdyby nie to, że nerwowo się rozglądał, Del pomyślałby, że jego przyjaciel nie należy już do świata żywych. Miał trupiobladą twarz, szare obwódki pod oczami i mętne, szkliste spojrzenie; całym jego ciałem targały dreszcze. Nigdy nie widział Jedi w takim stanie, nawet padawana. Gdy chłopak wszedł do pomieszczenia, Janus wyraźnie odetchnął.
- Jestem już Vellu – powiedział szybko Del – szukałeś mnie. Powiedz, co się dzieje?
Aalysa spojrzała na Dela, podeszła do niego i położyła mu rękę na ramieniu. Vell zacisnął blade i spocone dłonie, odetchnął głęboko i zaczął mówić trzęsącym się głosem:
- Bez względu na to, co wam teraz powiem i tak jest już za późno. Wkrótce będziemy świadkami apokalipsy i nic nie możemy zrobić, by temu zapobiec.
- Vellu Janusie powiedz, o co chodzi? – Aalysa prawie krzyknęła, a Del poczuł jak jej dłoń zaciska mu się na ramieniu – jaka apokalipsa? Grievous nie żyje, wygraliśmy wojnę.
- Wojna to tylko pretekst – mruknął Vell – zresztą najlepiej będzie jak wam to puszczę. Wtedy zrozumiecie.
Wyciągnął z kieszeni małą datakartę i podłączył ją do holoprojektora. Po chwili na środku stołu zamajaczyła malutka sylwetka rodianina. Był to senator Draado. Aalysa i Del popatrzyli na siebie ze zdumieniem. Dziewczyna chciała coś powiedzieć, ale wyświetlana sylwetka senatora poruszyła się, a z głośników wydobył się głos:
- Jestem senator Draado i zasiadam w Galaktycznym Senacie. Jest to moje ostatnie nagranie i gdy ktoś będzie je odtwarzał, ja prawdopodobnie będę już martwy – mówił płynnym basiciem z wyraźnym rodiańskim akcentem – fakty, które teraz przedstawię wydadzą się nierealne. Zapewniam jednak, ku mojej rozpaczy, to wszystko prawda.
Sylwetka zamilkła na moment, a emocje trójki padawanów przysłuchujących się hologramowi szalały w Mocy. Po chwili rodianin kontynuował:
- Wszyscy słyszeliśmy plotki o Sithach, którzy z ukrycia, w cieniu, wpływają na senatorów zasiadających w Galaktycznym Senacie. Były to plotki, które niejednego przyprawiały o uśmiech politowania, a w najlepszym przypadku ogromną rezerwę do tego typu wiadomości. Dlaczego jednak te plotki się pojawiły? Dlaczego tak długo nie dają nam spokoju ciągłe wątpliwości na ich temat? Odpowiedź jest prosta: są prawdziwe. Mylą się tylko w jednej kwestii, ponieważ to nie Sithowie kontrolują Senat, a jeden Sith. Jest nim kanclerz Palpatine…

Del poczuł jak coś w nim pęka. Przecież to nie mogła być prawda! Jedi dawno odkryliby taką straszną prawdę. Jakiś senator, który nienawidził Palpatine’a wymyślił tą historyjkę, by mu zaszkodzić. Potem jednak, Draado zaczął przedstawiać swoje dowody. Opowiadał o tym jak Senat przyznał kanclerzowi nadzwyczajne uprawnienia, o tym jak z każdym dniem je powiększał zagarniając coraz więcej władzy dla siebie, o tym jak głosy opozycji były ciągle zagłuszane, o kontaktach z niejakim Tryanusem.
- Ostatecznym dowodem na to, że Palpatine to Sith jest wiadomość, którą przesłali mi mistrz Jedi Rohnar Kim i jego padawan Tap - Nar – Pal zaraz przed wyruszeniem na Mersona. Odkryli oni prawdziwą tożsamość Sitha i podejrzewali, że nie wrócą żywi z Mersona. W razie ich śmierci miałem przekazać wiadomość Radzie Jedi. Obaj zginęli na Mersonie. Zapłacili życiem za poznanie prawdy. Ja prawdopodobnie za niedługo też zginę. Wojna klonów posłużyła kanclerzowi do przetrzebienia szeregów Jedi, by mieć z nimi o wiele mniejszy problem, gdy już się ujawni. Mam jednak nadzieje, że dostarczę tę wiadomość Radzie na czas.
Tu nagranie się skończyło. Hologram rozmył się, a wraz z nim rozmyły się również uczucia Dela. To było zbyt straszne, zbyt nieprawdopodobne żeby było prawdziwe. Jednak w głębi serca czuł, że to ma sens; poszczególne części układanki pasowały do siebie. Popatrzył na Aalyse. Nie musiał sięgać po Moc, by wyczuć, co się w niej teraz dzieje. Była blada, oczy patrzyły gdzieś w dal, a jej oddech był przyspieszony. Del chwycił jej rękę; cała się trzęsła. Vell zaś siedział z twarzą ukrytą w rękach. Przecież to nie może być prawda…
- Delu… - wyszeptała Aalysa.
- Nie zdołał dostarczyć wiadomości Radzie, bo wybuchła bitwa – mruknął Vell.
Chłopak popatrzył przez okno. Nad Coruscant zapadł już zmrok.
- Vellu, dlaczego pokazałeś to nagranie nam, a nie jakiemuś mistrzowi? – zapytała drżącym głosem Aalysa.
Vell Janus chciał coś powiedzieć, gdy nagle w bibliotece zgasły światła. Ciemność byłaby nieprzenikniona, gdyby nie poświata płynąca z okna. Dawała ona nikłe światło, dzięki któremu można było widzieć w mroku. W bibliotece zapanowało wielkie poruszenie. Nie można było z powrotem przywrócić oświetlenia; żadne elektroniczne urządzenia nie działały. Dell, Aalysa i Vell wybiegli z pomieszczenia na główny hol biblioteki.
- Co się stało? – zapytała Aalysa.
Jakby w odpowiedzi na jej słowa, świątynne czujniki alarmowe podniosły głos. Przyjaciele spojrzeli na siebie z niepokojem.
- Palpatine się ujawnił – odparł Del. Wypowiedział te słowa spokojnie, bez emocji. Został z nich całkowicie wypruty – zaczęło się…


[1] [2] [3] [4]


TAGI: Fanfik / opowiadanie (255)
Loading..