Autor: Jude Watson Oryginalny tytuł: The Death of Hope Wydanie PL: brak Wydanie USA: Scholastic 2001 Przekład: --- Okładka: Cliff Nielsen Stron: 152 Cena: 4,99 USD |
Recenzja Lorda Sidiousa
Tytuł kolejnego Ucznia Jedi jest chyba proroczy. Mnie już umarła nadzieja, że seria zakończy się w sposób interesujący, Jude po prostu ciągnie ją jak tylko może. Aż dziw, że potem ze świeżością stworzyła Jedi Questa. Co gorsza, tu Watson miała pole do popisu, ale nie wykorzystała tego. Tym bardziej to smutne, a pozycja właściwie do zapomnienia.
Może zacznę od tego, co dobre. Tu są przede wszystkim dwie rzeczy, pierwsza to związek Qui-Gona i Tahl. To coś, co miało potencjał, zaiskrzyło między nimi, przyrzekli sobie wierność i...? Są przecież Jedi. Byłby to fajny pomysł, by wykorzystać krystalicznego Jinna, który nie daje sobie rady z miłością. No fajny i byłby, ale jak można by ukazać coś takiego w książce młodzieżowej, toż to nie do pomyślenia. Dlatego, niestety ta miłość zostaje potraktowana mocno po macoszemu, owszem napędza akcję, ale chyba nie w ten sposób, w jaki oczekiwałem. Druga rzecz, to przeszłość Qui-Gona, niestety znów raczej naszkicowana, niż pokazana. Bardzo uważnie, by nie powiedzieć za dużo, by przypadkiem nie zdradzić, kto był jego mistrzem, ale już zdecydowanie zrywa z tezami zawartymi w „Mrocznym Widmie” Terry’ego Brookesa.
Ta gorsza część to niestety wykonanie. Wspomniałem, że siłą napędową jest związek Qui-Gona i Tahl, niby pięknie, ale ogranicza się to do tego, że przeczucie Qui-Gona nadal go prześladuje i w końcu przybiera realny kształt. Szczerze nie kupuję tego. Nie rozumiem dlaczego, skoro poświęcił tyle, by do niej dotrzeć i jej powiedzieć, że ją kocha, pozwala jej odejść, tylko po to, by się dalej zamartwiać i ją ratować. Od razu widać, że dłużej razem nie pociągną, że musi się stać tragedia. Przewidywalne i smutne, aż do bólu, ale powoduje to jeszcze jedną rzecz. Całkowity spadek zainteresowania. Bo po kilku pierwszych stronach miałem nieodpartą chęć sprawdzenia, co będzie dalej, a raczej na końcu. Stało się dokładnie to, czego się spodziewałem, więc po co cała ta maskarada pomiędzy końcem a początkiem? W takich warunkach ciężko się czyta. I ja tak właśnie miałem. Wymęczyłem tę książkę i nie zamierzam do niej specjalnie wracać. Co z tego, że stara się być mocniejsza, brutalniejsza od przyjętych przez Watson norm? Nie zmienia to faktu, że przez większość czasu wieje nudą, i to tak mocno, że ma się wrażenie, iż to halny, a nie letnia bryza. Owszem są momenty, jak choćby wspomniana historia Qui-Gona, ale nie zmienia to właściwie nic w odbiorze. Raczej wychodzi na minus, bo widzimy, ile pomysłów zostało zmarnowanych.
Znów mamy zapychacz. Książkę, której zadaniem jest pozbycie się Tahl z życia Qui-Gona, rozwścieczenie go i zapełnienie prawie 150 stron. A można było to napisać w jednym opowiadaniu, ale kontrakt, ale rządza pieniądza czy uwielbienie grafomaństwa. Nie wiem, która z tych rzeczy napędzała Watson, ale chyba żadna nie powinna być jej chlubą. Kończ waść, wstydu oszczędź.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 4/10 Klimat: 3/10 Opis świata: 4/10 Rozmowy: 4/10 |
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 4,17 Liczba: 6 |
|
Nestor2014-11-15 08:26:36
Dosyć dobra, lepsza niż poprzednia.