Autor: darthmax
Niebo nad planetą Kr’ahuuut było jak zawsze przejrzysto niebieskie. Okoliczne tereny były bardzo zielone, fauna i flora były tutaj bardzo bogate. Generał Tessek, Quarren, spojrzał w gorę. Nic nie zapowiadało nadchodzącej bitwy. Ludność i władze miały negatywny stosunek do Wojen Klonów, ale nie mogły się sprzeciwić Separatystom, więc ci wzięli ich planetę w posiadanie siłą. Republika pod pozorem wyzwolenia zniewolonych mieszkańców wszczynała kolejną walkę.
-Komandorze Veler, raport-rozkazał generał. Veler był jego najbliższym współpracownikiem.
Formalnie Tessek nie miał zastępcy, ale on pełnił taką właśnie funkcję.
-Wszystkie jednostki bojowe gotowe do akcji, oczekują na pańskie rozkazy.
-Doskonale- odparł Tessek – Proszę poinformować mnie, gdy zauważymy wroga.
-Tak jest, sir.
Nadchodzi kolejna jatka, pomyślał Quarren. Jak zwykle niepotrzebna bitwa o niszową planetę.
Federacja jest bezmyślna, próbując chronić planetę, której jedyną zaletą jest złoże diamentów. Może przydadzą się one na sprzedaż i zysk dla Separatystów, ale straty poniesione w bitwie niewątpliwie będą większe… Po raz kolejny Tessek będzie przewodniczył tym sztucznym żołnierzom, a jego zwycięstwo i tak nic nie da.
Ani jemu, Ani Federacji.
-Sir, nadlatują kanonierki Republiki!
-Rozpocząć ostrzał od razu, gdy wylądują.
Generał spojrzał ponownie w niebo. Usłyszał charakterystyczny dźwięk lecących LAAT. W obecnej chwili mógł zauważyć dziesięć takich, ale na pewno przyleci ich więcej. Kolejna walka w jego karierze właśnie się zaczynała. Znów śmierć poniesie wielu, dla dobra gburowatych polityków. Wszyscy ci, którzy pragnęli podbijać kolejne planety dla wyimaginowanych ideałów wolności i równości byli głupcami. Zawsze znajdzie się ktoś, komu się nie spodoba sposób sprawowania władzy i bunt gotowy. Najlepiej było zostawić tych, którzy nie chcieli przyłączyć się do związków planetarnych w spokoju. To była ich strata, ale przynajmniej nie doprowadzało to do kolejnej idiotycznej wojny.
Tessek nie reprezentował typowych poglądów jak na Separatystę. Ale on nie chciał mścić się na Republice.
Chciał śmierci i zniszczenia Jedi. Wszystkich.
Nienawidził ich. Jedi wspomagali Republikę. Republika Jedi. A kto był z Jedi - był przeciwko niemu.
Przez nich cierpiał przez całe życie. Widział jak jeden z nich, w tatuażach i z podwójnym czerwonym mieczem świetlnym zabił z zimną krwią jego rodzinę.
Teraz on zabije ich. Z tak samo zimną krwią.
-Czerwone światło, przygotować się- odezwał się rutynowo pilot kanonierki.
Mimo iż była to pierwsza misja Gusa, nie bał się śmierci. Był klonem, jak każdy jego towarzysz broni. Nie czuł się zbytnio jak ktoś o normalnym systemie wartości. Wiedział, że jest mięsem armatnim, istotą żywą stworzoną przez Kaminoan, którym zapłacono za jego stworzenie. Mimo to, chciał przetrwać za wszelką cenę - instynkt zwierzęcy. Był wyjątkowo posępnym osobnikiem, mało skorym do rozmów, ale wyjątkowo dobrze radzącym sobie w boju.
Tak przynajmniej wnioskował po wynikach na treningach. Ale trening a prawdziwa walka to dwie różne rzeczy.
-Hej, nowy!- krzyknął komandor Jer - Przygotuj się, niedługo będziesz miał to za sobą. Nie martw się - statystycznie swoją pierwszą bitwę przeżywa dwie trzecie wszystkich z nas.
Wszyscy, oprócz Gusa, zaśmiali się. Drużyna Jawa nie składała się z wyjątkowo przyjaznych osobników, ale kiedy już udowodniłeś co potrafisz, uważali cię za swojego. Jawasi byli dokładnie jak mali mieszkańcy Tatooine - z pozoru delikatni, ale przy kontakcie ze słabszymi -bezlitośni. Ale każdy w ich mniemaniu był „słabszy”…
Szkolenie na Kamino obejmowało wiele aspektów walki, jednak każdy wiedział że było niczym w porównaniu z realiami prawdziwych bitew. Jer miał rację - jedna trzecia nie przeżywała swojego „pierwszego razu”, ale to nie z powodu błędów, czy niedoświadczenia.
Po prostu nie byli przygotowani na taki stres. Zwyczajnie wymiękli oglądając śmierć braci.
Ale po „pierwszym razie” ich spojrzenie na świat diametralnie się zmieniało. Wiedzieli, że wielu i tak zginie, więc oddawali się walce z wielkim poświęceniem i samozaparciem. Stosowali regułę, że najlepszą obroną jest atak.
-Zielona światło- naprzód!
Wszyscy, jak jeden mąż wyskoczyli z transportowca. Dziesięciu żołnierzy szybko znalazło sobie osłonę - jedni skryli się za drzewami, inni znów za jakimś głazem. Z pozostałych dwudziestu jeden kanonierek posypali się kolejni żołnierze. Padły pierwsze strzały - padły pierwsze ciała. Śmierć ogarnęła swoim objęciem kolejne pole bitwy.
Gus oddał krótką salwę. O dziwo trafił i rozwalił swojego pierwszego droida w historii. Nie odczuł w tym momencie nic szczególnego. Po prostu swoim strzałem przepalił parę obwodów i w efekcie robot przestał działać.
A gdy droid trafiał w klona, nie przepalał obwodów, tylko zabijał człowieka.
-Generale, pierwszy kontakt bojowy mamy za sobą - zameldował Veler – Nasza frontowa została przełamana, ale druga i trzecia prą do przodu i skutecznie spychają wroga do tyłu.
-Doskonale - Tessek zawsze tak odpowiadał swojemu podwładnemu, gdy jego plan był zgodny z otrzymywanym raportem. - Proszę wypuścić pozostałe dwieście jednostek, niech ostrzeliwują przeciwnika z daleka, z tego wzniesienia - tu pokazał na małą górkę, która była dokładnie nad polem bitwy, porośnięta bujnie drzewami - Niech do momentu ataku pozostaną niezauważone, aby ostrzelać ich z flanki z zaskoczenia.
-Zrozumiałem, sir.
Tessek wpatrzył się w walkę. Chudziutkie droidy i ich masywniejsi kompani miażdżyli przeciwnika swoją przewagą liczebną. Trzykrotna przewaga - różnica była widoczna gołym okiem. Tessek wystawiał od razu wszystkie jednostki chcąc wykończyć żołnierzy Republiki jak najszybciej, nie bawiąc się z nimi, jak to robili inni dowódcy, tchórzliwie zostawiając bezczynne posiłki w garnizonach. Jego strategia sprawdziła się już w dziesięciu bitwach. I zawsze wygrywał. Jak dotąd nie znalazł równego sobie przeciwnika.
-Generale, odbieramy połączenie od generała Grievousa - oznajmił Veler
-Daj go – w mniemaniu Tesseka Grievous był durniem. Nigdy go nie szanował, i nie miał zamiaru go szanować. Ten gburowaty cyborg uważał siebie za kogoś genialnego, a mimo to wiele razy przegrywał, i to często bezmyślnie. Był postrachem wśród Jedi, mało kto mógł mu się oprzeć w sztukach walki mieczem świetlnym. Nie zmieniało to jednak stosunku Tesseka do niego.
-Witaj, Tessek - Grievous przemówił oschłym tonem. Też nigdy nie darzył Tesseka szacunkiem, pewnie dlatego, iż wiedział, że Quarren jest od niego lepszy.
-Czego?
-Może tak trochę kulturalniej. Pamiętaj, że jesteś tylko moim podwładnym.
- Do rzeczy, Grievous.
-Odebraliśmy tajny przekaz, że na pole twojej bitwy przybędą posiłki Republiki. Kiedy wszystkie ich jednostki włączą się do walki, stracisz przewagę liczebną.
Tessek szeroko otworzył oczy.
-Czy w takim razie przewidziane są również posiłki dla mnie?
-Nie.
A więc zanosiło się na pewne utrudnienie. Mimo to Tessek nie tracił ducha walki, bo wiedział, że wygra.
Nie było innej możliwości. Przegrana nie wchodziła w grę.
Quarren domyślał się, co go może czekać, kiedy nie spełni oczekiwań Lorda Sidiousa. Degradacja, a może nawet śmierć. Ale on nie martwił się tą ostatnią opcją.
-Czy coś jeszcze, Grievous.
-Pamiętaj, że nasi Lordowie będą bardzo niezadowolenie z porażki - tu zakaszlał, i zaśmiał się - jeśli przegrasz, będziesz cierpiał.
Ucisz się Grievous, pomyślał. Przecież dobrze o tym wiem, a ty chcesz mnie żałośnie zastraszyć.
-Tessek bez odbioru.
Tak więc, czy wprowadzać jakieś zmiany? - pomyślał. Jeśli wycofa z konieczności część jednostek, będzie miał pewną zapewnioną liczbę sił na odparcie drugiego ataku. Jednak gdy tak zrobi, straci więcej tych, które zostaną.
Jak zawsze sprawdzała się jego strategia.
-Veler, rozkaż rozpocząć ostrzał droidom umieszczonym na wzniesieniu. Czas wypuścić asa z rękawa.
-Młody, nie opieprzaj się- krzyknął komandor Jer- przed nami bitwa do wygrania. Dobrze by było żebyś ją przeżył.
Gus pobiegł szybko od kamienia za którym chował się drugi członek jego drużyny. Po drodze zauważył, że jakiś droid mierzy w jego stronę. Zdjął go dwoma celnymi strzałami – nad wyraz celnymi. Nie wiedział że umie tak dobrze namierzać w stresie.
-Dowódco, widziałem jak zginęło dwóch „Jawasów” - Ci dwaj co polegli też byli „nowi”, więc nie rokowało mu to najlepiej. Mimo to nie tracił nadziei, że uda mu się przeżyć swój chrzest bojowy.
-Z całym szacunkiem,Gus, ale to normalne że nasi giną. Zwłaszcza że byli tak samo niedoświadczeni jak ty…- Komandor pokazał palcem na grupkę droidów stojącą na wprost nich. Jak na razie nie zauważyły dwóch klonów stojących za drzewem, ale niedługo mogło się to zmienić.- Zajmijmy się tymi blaszakami, żeby móc wziąć resztę z boku. Chodź ze mną.
Jer wstał i zaczął ostrzeliwać droidy. Gus dołączył się do ognia dowódcy, i razem rozwalili pięć takich. Ruszyli przed siebie i wdarli się między resztę. Jer wyjął drugi podręczny blaster i zaczął strzelać w dwie strony. Gus stanął plecami do towarzysza i puścił kilka serii ze swojej broni. Nagle blaster przestał strzelać. Magazynek, pomyślał. Sprawdził ile mu zostało dodatkowych baterii.
Nie miał ich więcej.
Uniknął kilku zabłąkanych strzałów, i rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegoś trupa kolegi. Był bezbronny, więc musiał działać szybko. Wreszcie znalazł jednego dziesięć metrów od niego, ale w otoczeniu kilku droidów.
-Komandorze, osłaniaj mnie. Muszę zdobyć nowe magazynki.
Pobiegł. Najszybciej jak mógł. Jer przekręcił się i zaczął strzelać jednym z blasterów w droidy od strony Gusa. On unikał strzałów, rzucił się na trupa, wyciągnął trzy magazynki i błyskawicznie przeładował swojego dc-17. Od razu strzelił do droida, który stał pół metra przed nim, i mierzył w niego. Sprintem wrócił do dowódcy, i razem skryli się za kolejnym drzewem.
Ukradkiem zauważył droida przechodzącego między drzewami na wzniesieniu górującym nad polem bitwy.
-Dowódco, tam jest więcej jednostek - palcem wskazał górę- nie damy rady ich stąd zdjąć. Nie uda nam się też tam dostać.
-Będziemy musieli wytrzymać ich ostrzał i odczekać do przybycia posiłków.
-Ile to potrwa?
-Długo. Jak zawsze, gdy czekasz na pomoc.
Wszystko szło zgodnie z planem, pomyślał Tessek.
Jak zawsze.
Na razie posiłki Republiki nie przybywały, więc mógł kontynuować jatkę wśród zdziesiątkowanych już wrogów. On stracił zaledwie jedną trzecią sił - Republika trzy czwarte. Liczby jak zwykle mówiły same za siebie. Może jednak uda mu się odeprzeć drugą fazę ataku.
-Raport, Veler - rozkazał swojemu nieformalnemu zastępcy.
-Bitwa idzie jak najbardziej po naszej myśli. Wróg cofa się co raz bardziej do tyłu. Mają wielu rannych, których starają się wyratować, co zabiera im dużo czasu i mocy przerobowej.
-Doskonale. Jak zwykle doskonale. Połącz mnie z Grievousem.
- Tak jest, sir.
Tessek spojrzał kontrolnie na bitwę. Jego pułapka z ukrytymi jednostkami powiodła się znakomicie. Droidy, które strzelały stąd miały odsłonięte całe pole bitwy, więc mogły czysto strzelać. Krew lała się strugami.
On kochał zapach krwi wroga. Nic bardziej go nie cieszyło niż ta właśnie woń.
-Połączyłem nas z generałem Grievousem - Veler wpisał coś na klawiaturze holoprojektora, i pokazał się na nim pomniejszony obraz cyborga.
-Czego, Tessek? Zakłócasz mój spokój.
-Chciałem ci tylko powiedzieć, że bitwa idzie jak na razie bardzo pomyślnie. Wróg został zdziesiątkowany, i zaraz będą musieli się poddać.
-Nie chwal dnia przed zachodem słońca. Pamiętaj, że to nie koniec walki. Już niedługo przybędą Republikańskie posiłki.
-Dam sobie radę, Grievous, jak zawsze.
-Grievous bez odbioru.
Jak zawsze, szumowino, pomyślał.
Sytuacja miała się coraz gorzej. Klony zostały zdziesiątkowane, droidów nadal było mnóstwo. Atak z górki powiódł się - tylko Gus i Jer wiedzieli o nim. Nie zdążyli powiadomić wszystkich o dodatkowych jednostkach Separatystów, więc gdy strzały zaczęły padać nie tylko z boków, ale i z góry, walka stała się raczej rzezią, a nie zrównoważoną bitwą. Dowództwo popełniło błąd rozmieszczając siły na dwa ataki.
Wszędzie były nieruchome ciała zakute w białe pancerze.
Nie brakło też złomu z droidów.
Ale różnica polegała na tym, że żywych klonów było kilkadziesiąt, a walczących z nimi - kilkaset.
Gus wiedział, że niedługo czeka go śmierć. Jer też to czuł, ale nie chciał w to uwierzyć. Jeszcze nigdy nie był w tak trudnej sytuacji. Owszem, walczył w wielu „trudnych” bitwach, ale nigdy w tak „morderczej”.
-Gus, musimy się wycofać. Nie damy im rady.
-Ale gdzie? Jesteśmy otoczeni. Nasi są rozproszeni, nie przedrzemy się do nich.
Jer rozejrzał się szybko po terenie. Praktycznie jedyną szansą na ucieczkę był las, ale droga do niego była również zablokowana przez droidy.
Innej opcji nie było.
Jer włączył kanał ogólny.
-Do wszystkich jednostek - odwrót do lasu. Powtarzam, odwrót do lasu. Tam się przegrupujemy.
Wyłączył interkom, i razem z Gusem ruszył przed siebie. Po drodze rozwalili kilka droidów, Gus dostał w naramiennik, ale nic poważnego mu się nie stało. Gdy dotarli do granicy lasu, droidy przestały strzelać w ich stronę. Biegli coraz głębiej w las, nie przyglądali się zbytnio temu, co mijali.
Teraz trzeba było tylko znaleźć resztę batalionu, i powrócić zwartym szykiem do walki.
Ale to nie było łatwe zadanie. Bynajmniej.
-Sir, wszystkie jednostki wroga wycofują się do lasu - zameldował Veler. Co mamy robić?
-Zostaw ich. Niech nasze siły wrócą do garnizonu i się przegrupują. Musimy uderzyć całą siłą, kiedy przybędą posiłki Republiki.
-Tak jest, sir. A co z ukrytymi na górze?
-Niech tam zostaną, i strzelają do każdego w zasięgu strzału, ale nie zmieniają pozycji.
Może się jednak uda, pomyślał Tessek.
Nie, nie może. Na pewno się uda. Jak zawsze.
-Jakie mamy straty, a jakie wróg, Veler?
- Połowa naszych zezłomowana, prawie sto procent przeciwników zdechła. Podoba mi się ta bitwa…
- Veler uśmiechnął się.
-Mnie też, komandorze. Na razie mi się podoba Ale to jeszcze nie koniec, bo pamiętaj, że czeka nas druga fala uderzenia.
Jer i Gus znaleźli wszystkich.
Było ich tylko trzydziestu. Niektórzy ranni, inni praktycznie bez amunicji. Ich hełmy z wizjerami w kształcie litery „h” i grzebieniami były nieprzeniknione, ale i bez wglądu na twarz towarzysza każdy wiedział, co czuje jego brat.
Wszyscy byli przygnębieni i wycieńczeni.
-Komandorze Jer - zapytał jeden z żołnierzy - kiedy przybędą wreszcie te cholerne posiłki? Kto w ogóle wymyślił podzielenie nas na dwie części? Czemu nie mogliśmy uderzyć jednocześnie?
-Też chciałbym to wiedzieć, żołnierzu. Dowództwo nie powiedziało mi tego, to musi być chyba jakaś ukryta strategia czy coś.
-Ale tu giną ludzie! - powiedział ktoś inny - Setki z nas. Tak nie powinno być! Traktują nas jak śmiecie! Co z tego, że jesteśmy sztucznie wyhodowani. Nie jesteśmy droidami, tylko ludźmi, a mimo to traktują nas jak rzeczy.
-Żołnierzu, nie miej do mnie pretensji. Kiedy wrócimy - o ile wrócimy, pomyślał każdy z nich - będziesz mógł poskarżyć cię dowództwu. A teraz zamknij papę i zajmij się rannymi.
Jer wiedział, że jeśli posiłki nie przybędą w ciągu kilku godzin, Separatyści wyjdą ponownie z garnizonu i odnajdą ich w lesie. A wtedy będzie koniec.
Nagle usłyszał jakiś dźwięk. Znał go.
LAAT.
Posiłki.
Musieli powiadomić nowo przybyłych o ich pozycji. Jednak przekaz mógł być wyłapany przez wroga.
Należało więc wrócić na pole bitwy i tam spotkać się z resztą.
-Żołnierze, lecą nasi! Wracamy do akcji. Przygotować się do końca tej bitwy - albo zginiemy, albo to będzie najlepszy dzień w ich życiu, pomyślał.
-Generale, nadciąga druga fala.
-Widzę, Veler – odparł Tessek – Wypuszczamy jednostki do ataku. Niech rozmieszczą się na polu bitwy, a te ukryte na górce niech dołączę do nich. Mają uderzyć całą siłą, zmiażdżyć wroga przy pierwszym kontakcie. Bez obijania się.
-Rozkaz, sir.
Wynik bitwy zależał teraz od drugiego starcia. Pierwsze było niepodważalną porażką Republiki, ale druga faza mogła okazać się trudniejsza. Tessek stracił jedną czwartą jednostek i nie wiedział jakiej ilości przeciwników może się spodziewać.
Mimo to, nie zwątpił w swoje siły. Był niemal pewny, że wygra. Czuł to. A jeszcze nigdy nie przegrał, gdy miał właśnie taki przeczucie.
W ogóle nigdy nie przegrał. I nie zamierzał zmieniać tego bilansu.
Wszyscy, którzy przetrwali zajęli pozycje bojowe. Niedługo miały dotrzeć do nich jednostki wsparcia, tak bardzo upragnione i wyczekiwane. Jednak nikt nie wiedział, czym było spowodowane rozdzielenie sił, dlaczego w ogóle podjęto taką strategię.
Usłyszeli równomierny tupot setek stóp.
Wreszcie.
Jer podszedł do dowódcy batalionu i się zameldował.
-Komandor Jer i jego podwładni meldują się w pełnej gotowości do akcji. Jakie są rozkazy, Generale Fisto?
-Po prostu walczymy – Kit Fisto obdarzył Jera jednym ze swoich sławnych uśmiechów.
-Czy wolno mi spytać, czym był spowodowany podział ataku na dwie fazy, Generale?
-Oczywiście, Komandorze. Tuż przed wylotem dostaliśmy rozkaz powrotu do garnizonu. Mieliśmy lecieć razem z wami, ale kazano nam wrócić. Okazało się, że moi żołnierze mają jako pierwsi testować w walce nowe zbroje.
Nowe zbroje?, pomyślał zaskoczony Jer.
Dopiero teraz przyjrzał się nowoprzybyłym jednostkom.
Wyglądały zupełnie inaczej niż on, Gus, i inni.
Najbardziej rzucająca się w oczy zmiana była w hełmie. Stracił on praktycznie swój grzebień, wizjer zmienił kształt. W zbroi nie było zbyt wielu zmian, ale po głębszych oględzinach można je było dostrzec.
A więc śmierć poniosło wielu, tylko dlatego, że komuś zachciało sie zmienić umundurowanie.
-To jakaś kpina, Generale. Prawie wszyscy moi ludzie zginęli, a Pan wracał sobie, bo żołnierze mieli się „przebrać”?
-Hej, Komandorze. To nie była moja decyzja, musiałem się podporządkować rozkazom. Protestowałem, starałem się zmienić ich decyzję, ale oni byli nieugięci. Proszę nie mieć do mnie pretensji, a teraz rozkazuję Panu rozpocząć atak.
-Tak jest, Sir. Oczywiście.
Świetnie. Po prostu świetnie.
Jer poczuł niepohamowany gniew w stosunku do Generała Fisto. Pomyślał, że świetnie by było, gdyby wydano teraz rozkaz 66, mógłby bez pohamowania zemścić na nim.
Ale wiedział, że ten rozkaz praktycznie nie miał szans na wejście w życie. Wręcz niedorzeczna wydawała mu się ta koncepcja.
Pomażyć zawsze można.
-Żołnierze – krzyknął. – Za chwile przystąpimy do drugiej, i ostatecznej fazy bitwy. Tym z was, którzy do nas dołączyli życzę powodzenia. Tym którzy byli ze mną od początku – dziękuję. Odwaliliście kawał dobrej roboty, walcząc dzielnie i mężnie. Nie ważne, że przegraliśmy, ważne, że przeżyliśmy. Nie ważnie, że przegraliśmy – ważne, że wygramy! Jesteście ze mną?
-Tak, Sir! – krzyknęli wszyscy jednym głosem. Jedno co można im było już teraz przyznać, to że byli świetnie zgrani i zdyscyplinowani.
-A więc do boju. Albo zginiemy, albo poczujemy słodki smak zwycięstwa.
Zaczęło się.
Klony z wielką siłą natarły na przeciwnika, momentalnie zmiażdżyły pierwsze linie obrony wroga. Było ich teraz o wiele więcej niż na początku – mniej więcej tyle samo co droidów.
Niedługo później zdobyli przewagę. Blaszaków było coraz mniej, traciły swoje strategiczne pozycje, a klony otaczały coraz więcej jednostek.
Tessek ze spokojem ocenił sytuację. Było źle, i to bardzo, tracił jednostki, pozycje.
Nie wiedział co robić. Chyba już nic nie mógł zmienić, bitwa była stracona. Poddał się, tym samym tracąc honor. Nie wiedział, co w niego wstąpiło, ale już po prostu nie chciało mu się walczyć.
Ale mimo to, że przegrywał, nie czuł niczego niezwykłego, zwykłą pustkę. Zastanawiał się, czy inni pokonani czują się tak samo dziwnie jak on, czy za wszelką cenę próbują coś zmienić.
Wreszcie szala zwycięstwa przechyliła się na stronę Republiki. Powoli widać było nieuchronny koniec.
Jer walczył ramię w ramię z Kitem Fisto. Wzajemnie się wspierali, skutecznie złomując dziesiątki droidów. Byli świetnie zgranym duetem klon-Jedi. Jako jedność stanowili „śmiercionośną maszynę”.
-Dobrze ci idzie, Jer. Tak trzymaj.
-Dziękuję, Sir. – nadal odczuwał gniew w stosunku do Generała, ale w wirze walki musiał odstąpić od emocji.
Odwrócił się w lewo, strzelił, rozwalił tym strzałem kolejnego przeciwnika.
I nagle coś przykuło jego uwagę.
Zauważył, że w lesie jest jakiś zabłąkany droid.
Nie, nie był zabłąkany. Trzymał w ręku karabin snajperski, i mierzył w stronę Kita Fisto.
Nacisnął za spust.
To był impuls, niepohamowany instynkt. Sam nie wiedział, czemu to zrobił.
Rzucił się, i swoim ciałem zasłonił Generała.
Poczuł strzał, ukłucie śmierci. Upadł na ziemię, i już nie wstał.
Chwilę przed śmiercią jeszcze raz przypomniał sobie swój gniew. Od zawsze wiedział, że jest gotów oddać życie za swoich braci, ale nigdy za kogoś kogo nienawidził.
Jednak mimo to, poświęcił się. Właśnie dla kogoś, kogo nienawidził.
Wszyscy walczyli dalej, do upadłego. Bitwa byłą już praktycznie skończona, ostatnie niedobitki droidów padały pod gradem strzałów. Klony wraz z Generałem Fisto natarły na bunkier Separatystów, aby pojmać i uwięzić dowódcę.
To był już koniec.
Znów zginęło wielu dla „pokoju w Galaktyce”.
-Veler, ewakuacja! – krzyknął Tessek.
-Nie ruszać się! – krzyknął jakiś klon, mierząc w Quarrena. – Jesteś aresztowany.
A jednak przegrał. Po raz pierwszy, i ostatni. Już nigdy nie będzie walczył, bo spędzi resztę życia w celi.
-Generale Fisto, - odezwał się klon - GHF-3347 „Gus” oddaje jeńca w pańskie ręce.
Kit uśmiechnął się do niego. Ale nie był to uśmiech przepełniony radością po zwycięstwie.
Uśmiech ten, był pełen żalu po stracie kogoś, kto okazał się najlepszym przyjacielem.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,06 Liczba: 16 |
|
Commander Gree2009-03-31 20:44:52
10/10 bardzo fajne opowiadanie
darth dooku2009-01-24 18:30:01
10\10
Elendil2009-01-08 16:13:19
Czytało się dobrze, ale nic odkrywczego w tym opowiadaniu nie ma więc i ja nic odkrywczego nie powiem ;) 7/10
SWkoleś2008-12-31 19:01:30
WOW,plagiacik bo nie zrobiony przez lucasa,ale jaki dobry plagiacik!
Carno2008-12-20 21:53:54
Opowiadanie mnie nie zachwyciło. Rozmowy Tesseka z Grevoriusem zostały wg mnie kiepsko przedstawione, cała bitwa wyglądała wg schematu: przybyli, dostali łomot, przybyły posiłki, wróg dostał łomot. Gdybyś skoncentrował się li tylko na klonach, nie byłoby w tym nic złego, ale widać miałeś ambicję przedstawić dosyć dokładny opis bitwy, co Ci się niestety nie udało. Oprócz tego opis niektórych sytuacji, typu ,,od razu przeładował trzy magazynki baterii i od razu wystrzelił do stojącego metr od niego droida" wołały o pomstę do nieba. Tak samo jak ,,pomażyć".
Plusem były przemyślenia Jera, jego myśli o wykończeniu Fisto ( chociaż o rozkazie 66 klony nie miały pojęcia przed jego ,,aktywacją" z tego, co się orientuję ), i za to spory plus. Niektóre przemyślenie Tessaka także miały potencjał, jednak nie wykorzystany.
Ostatecznie wystawiam 4/10, mam jednak nadzieję, że się sprężysz, popracujesz na stylem i bardziej nad opisem pola bitwy, i opublikujesz następne opowiadanie, które będę mógł ocenić znacznie wyżej :)
Włochacz2008-12-01 21:35:01
Nieźle, nieźle, podobało mi się, choć, sam nie wiem, po prostu czuje taki niedosyt, pustkę, jakby czegoś brakowało. Nie wiem dokładnie, może to, że temu Quarrenowi nie wytłumaczono to i owo na temat Jedi?
8/10
Nieźle, ale nie powala na kolana ;)
Dorg2008-11-13 23:13:10
Dobre opowiadanie, trochę błędów stylistycznych, ale nie będę się czepiać, bo było wykorzystałeś dużo fajnych pomysłów (szczególnie podobała mi się scena o tym klonie, który oddał życie za Kita Fisto). Szkoda tylko, że nie skupiłeś się bardziej na odczuciach klonów, które w twoim opowiadaniu zachowują się jak zwykli ludzie, zbyt łatwo ulegają emocjom. 7/10
Jedi Knight Asdamk2008-11-13 22:17:06
Mi się opowiadanie bardzo podobało.
Rób więcej takich opowiadań o Wojnach Klonów!
Szuja2008-11-13 19:01:47
latwo sie czytalo. niestety nic odkrywczego.
Kirkor2008-11-13 15:18:22
fajne
Kasis2008-11-13 14:14:18
Opowiadanie mi się podobało. Dobrze się je czytało.