Autor: Yako
W przestrzeni orbitalnej Coruscant przeleciał myśliwiec należący do Akademii Jedi. Smukła sylwetka małego klina połączyła się z pierścieniem hiperprzestrzennym i niemal natychmiast ta konstrukcja przyśpieszyła i znalazła się w nadprzestrzeni. Kindar obserwował to przez iluminator swojego statku. Nudziło mu się. Pomimo, że obsługa lotów Coruscant działała najsprawniej w całej galaktyce, to liczba statków jakie musiała obsłużyć była niebotyczna.
Jego statek właśnie czekał w kolejce na zezwolenie na lądowanie. Chciałby polatać myśliwcem Jedi. Wysłannicy Akademi podobno mieli jeden z wyższych priorytetów, a to oznaczało, że mogli bez postojów lądować i startować z planety. Kindar nie miał najniższego, ale mimo wszystko cała odprawa mogłaby być nieco krótsza...
- Frachtowiec „Wyraźny cień” – rozległo się w głośniku – Podejście na 13 koma 224. Proszę lecieć dokładnie po wyznaczonej linii podejścia.
Kindar nacisnął guzik potwierdzenia. I lekko pchnął akcelerator. Statek minimalnie zadrżał poczym gładko wszedł na kurs podejścia. Leciał pewnie i dość szybko. Na granicy maksymalnej dozwolonej prędkości zejścia. Po chwili przed nim ukazał się kosmoport towarowy, jeden z wielu na Coruscant.
- „Wyraźny Cień” podaj kod dostępu do urządzeń zdalnego sterowania. – Rozległo się znowu z głośnika.
Kindar nacisnął kilka guzików. – Kod obwodu podporządkowania 200583. Zezwolenie na synchronizację.
- Dziękuję. Obwód podporządkowania zestrojony. Za 3 sekundy proszę puścić stery. 3....2....1
Pilot posłusznie wykonał polecenie kontroli podejścia. Statek lekko zwolnił, zatrząsł się, a na tablicy kontroli zapaliły się lampki kontrolne oznaczające działanie repulsorów. Po minucie statek zawisł dokładnie nad płytą lądowiska i ..... zaczął się unosić.
Kindar szybko podniósł małą blokadkę zasłaniającą przycisk odcięcia obwodu podporządkowania. Według przepisów można wyłączyć ten system tylko wtedy, kiedy podchodzenie do lądowania stwarza zagrożenie dla statku lub jego załogi. Na razie zagrożenia nie było, ale coś było nie tak. Po około 20 sekundach takiego lotu statek zaczął znowu opadać, i tym razem spokojnie osiadł na lądowisku. Kindar odetchnął. Nie lubił powierzać swojej maszyny tym komputerom kontroli lotu. Nie miał jedna wyjścia. Przepisy to przepisy. Poza tym, było to znacznie prostrze rozwiązanie, niż samemu przebijać się przez atmosferę i szukać podanej platformy lądowniczej.
Opuścił rampę. Do środka jego małego statku kurierskiego wdarł się zapach wieczornego Coruscant. Zapach... każda planeta ma swój zapach, który czuć tylko przez parę sekund po otwarciu pierwszy raz włazu. Podjechał do niego mały robocik.
- Proszę, oto pańska karta lądowania. – z małej szczelinki w obudowie tego kopułkowatego robota wysunęła się mała datakarta. – Życzy pan sobie coś jeszcze?
- Wezwij mi taksówkę. – Roboty na tych lepszych lądowiskach miały taką funkcję. Na gorszych – nie... Właściwie na tych gorszych w ogóle nie było robotów obsługi.
Kindar wszedł do środka swojego statku i z małego schowka wziął walizkę. Wyszedł znowu. Robocik podał mu inną datakartę.
- Życzy pan sobie dane o Coruscant? Należy się 5 kredytów.
Ta datakarta zawierała numery do kilku firm taksówkowych. Przewodnik gdzie w okolicy tego kosmoportu można cos zjeść i się przespać i tego typu informacje. Kindar oddał kartę robocikowi.
- Nie dziękuję. – Miał już kilka takich, z wielu kosmoportów w stolicy. Z tego też.
Walizka którą wziął ze statku była dość ciężka. Zamykana na zamek cyfrowy. Zawierała przesyłkę, za dostarczenie której płacono mu całkiem niezłą sumkę. Nie wiedział co to jest. Jak dowiedział się od zleceniodawcy – nie było to nic nielegalnego. Wiózł to przez pół galaktyki, komuś bardzo na tym zależało.
Po dłuższej chwili oczekiwania przyleciała taksówka. Kindar wskoczył na tylne siedzenie i podał kierowcy adres. Pojazd szybko wzniósł się w powietrze i sprawnie wszedł w jedną z powietrznych dróg nad miastem. Szybko opuścili teren portu. Taksówkarz zmieniał drogi i poziomy ruchu. Po dłuższym locie wlecieli pomiędzy najwyższe budynki na planecie. Minęli Senat Republiki i Świątynię Jedi z której startował kolejny myśliwiec. Wylądowali na dachu jednego z drapaczy chmur. Kindar zapłacił kierowcy połowę sumy, poprosił, żeby ten poczekał i wysiadł. Podszedł do jednej z wind i zjechał kilkanaście poziomów niżej. Wysiadł. Znalazł się w całkiem bogatym wnętrzu. Purpurowy dywan był rozciągnięty od samych drzwi windy. Kindar był w przedsionku a naprzeciw niego były kolejne drzwi strzeżone przez dwóch strażników w białych zbrojach. Na hełmach mieli niebieskie oznaczenia a wizjery miały kształt litery T. Podszedł do nich. Jeden z ich wyjął niewielki skaner i przesunął go nad powierzchnią walizki. Kiedy okazało się, że w pojemniku nie ma żadnych niebezpiecznych przedmiotów, wyjął komunikator i nacisnął na nim kilka przycisków.
Po chwili drzwi za plecami szturmowców rozsunęły się i wyszedł z nich niski Rodianin.
- To ta przesyłka?
Kindar skinął głową.
- Kanclerz będzie ci wdzięczny. – to mówiąc wręczył Kindarowi mały kawałek plastiku. Elektroniczny pieniądz o wartości 10 tys. kredytów.
Kindar skłonił się lekko. Podniósł wzrok za plecami Rodianina, przez otwarte drzwi widać było dość długi korytarz, a raczej hol urządzony w podobnym, czerwonym stylu jak ten w którym się znajdował. Pomieszczenie tamto było jednak znacznie większe. Kindar wiedział, że nie należy być zbyt ciekawskim. Odwrócił się i odszedł z powrotem do turbowindy.
Rodianin zniknął za zasuwającymi się z cichym syknięciem drzwiami.
***
Kanclerzu? Majordomus pojawił się jako mały obraz holograficzny na biurku kanclerza.
- Podaj dwie porcje podwieczorku. – Powiedział w stronę hologramu. – Mam nadzieję, że zjesz ze mną Anakinie?
Anakin Skywalker, padawan Jedi, skinął głową.
Niespełna minutę później do biura kanclerza wszedł Rodianin niosąc tacę przykrytą srebrną kopułą. Majordomus postawił tacę na biurku kanclerza i odprawiony gestem ręki – wyszedł.
Palpatine podniósł przykrywę. Na tacy stały dwie miseczki z kawałkami ciemnej, przyjemnie pachnącej substancji.
- To czekolada z Dinroon. – wyjaśnił Palpatine biorąc miseczkę. – Jak się dowiedziałem, dziś przyszła świeża partia.
Anakin wziął do ust kawałek ciemej czekolady. Była wyśmienita. Niezbyt słodka, a napełniała jakimś wewnętrznym ciepłem i radością.
- Każdy potrzebuje odrobiny radości w chwili, gdy Republiką targa wojna domowa...
Anakin skinął.
- Masz już odpowiednie umiejętności. Już niebawem będziesz wielkim Jedi...
W przestrzeni orbitalnej Coruscant przeleciał myśliwiec należący do Akademii Jedi. Smukła sylwetka małego klina połączyła się z pierścieniem hiperprzestrzennym i niemal natychmiast ta konstrukcja przyśpieszyła i znalazła się w nadprzestrzeni. Kindar obserwował to przez iluminator swojego statku. Nudziło mu się. Pomimo, że obsługa lotów Coruscant działała najsprawniej w całej galaktyce, to liczba statków jakie musiała obsłużyć była niebotyczna.
Jego statek właśnie czekał w kolejce na zezwolenie na lądowanie. Chciałby polatać myśliwcem Jedi. Wysłannicy Akademi podobno mieli jeden z wyższych priorytetów, a to oznaczało, że mogli bez postojów lądować i startować z planety. Kindar nie miał najniższego, ale mimo wszystko cała odprawa mogłaby być nieco krótsza...
- Frachtowiec „Wyraźny cień” – rozległo się w głośniku – Podejście na 13 koma 224. Proszę lecieć dokładnie po wyznaczonej linii podejścia.
Kindar nacisnął guzik potwierdzenia. I lekko pchnął akcelerator. Statek minimalnie zadrżał poczym gładko wszedł na kurs podejścia. Leciał pewnie i dość szybko. Na granicy maksymalnej dozwolonej prędkości zejścia. Po chwili przed nim ukazał się kosmoport towarowy, jeden z wielu na Coruscant.
- „Wyraźny Cień” podaj kod dostępu do urządzeń zdalnego sterowania. – Rozległo się znowu z głośnika.
Kindar nacisnął kilka guzików. – Kod obwodu podporządkowania 200583. Zezwolenie na synchronizację.
- Dziękuję. Obwód podporządkowania zestrojony. Za 3 sekundy proszę puścić stery. 3....2....1
Pilot posłusznie wykonał polecenie kontroli podejścia. Statek lekko zwolnił, zatrząsł się, a na tablicy kontroli zapaliły się lampki kontrolne oznaczające działanie repulsorów. Po minucie statek zawisł dokładnie nad płytą lądowiska i ..... zaczął się unosić.
Kindar szybko podniósł małą blokadkę zasłaniającą przycisk odcięcia obwodu podporządkowania. Według przepisów można wyłączyć ten system tylko wtedy, kiedy podchodzenie do lądowania stwarza zagrożenie dla statku lub jego załogi. Na razie zagrożenia nie było, ale coś było nie tak. Po około 20 sekundach takiego lotu statek zaczął znowu opadać, i tym razem spokojnie osiadł na lądowisku. Kindar odetchnął. Nie lubił powierzać swojej maszyny tym komputerom kontroli lotu. Nie miał jedna wyjścia. Przepisy to przepisy. Poza tym, było to znacznie prostrze rozwiązanie, niż samemu przebijać się przez atmosferę i szukać podanej platformy lądowniczej.
Opuścił rampę. Do środka jego małego statku kurierskiego wdarł się zapach wieczornego Coruscant. Zapach... każda planeta ma swój zapach, który czuć tylko przez parę sekund po otwarciu pierwszy raz włazu. Podjechał do niego mały robocik.
- Proszę, oto pańska karta lądowania. – z małej szczelinki w obudowie tego kopułkowatego robota wysunęła się mała datakarta. – Życzy pan sobie coś jeszcze?
- Wezwij mi taksówkę. – Roboty na tych lepszych lądowiskach miały taką funkcję. Na gorszych – nie... Właściwie na tych gorszych w ogóle nie było robotów obsługi.
Kindar wszedł do środka swojego statku i z małego schowka wziął walizkę. Wyszedł znowu. Robocik podał mu inną datakartę.
- Życzy pan sobie dane o Coruscant? Należy się 5 kredytów.
Ta datakarta zawierała numery do kilku firm taksówkowych. Przewodnik gdzie w okolicy tego kosmoportu można cos zjeść i się przespać i tego typu informacje. Kindar oddał kartę robocikowi.
- Nie dziękuję. – Miał już kilka takich, z wielu kosmoportów w stolicy. Z tego też.
Walizka którą wziął ze statku była dość ciężka. Zamykana na zamek cyfrowy. Zawierała przesyłkę, za dostarczenie której płacono mu całkiem niezłą sumkę. Nie wiedział co to jest. Jak dowiedział się od zleceniodawcy – nie było to nic nielegalnego. Wiózł to przez pół galaktyki, komuś bardzo na tym zależało.
Po dłuższej chwili oczekiwania przyleciała taksówka. Kindar wskoczył na tylne siedzenie i podał kierowcy adres. Pojazd szybko wzniósł się w powietrze i sprawnie wszedł w jedną z powietrznych dróg nad miastem. Szybko opuścili teren portu. Taksówkarz zmieniał drogi i poziomy ruchu. Po dłuższym locie wlecieli pomiędzy najwyższe budynki na planecie. Minęli Senat Republiki i Świątynię Jedi z której startował kolejny myśliwiec. Wylądowali na dachu jednego z drapaczy chmur. Kindar zapłacił kierowcy połowę sumy, poprosił, żeby ten poczekał i wysiadł. Podszedł do jednej z wind i zjechał kilkanaście poziomów niżej. Wysiadł. Znalazł się w całkiem bogatym wnętrzu. Purpurowy dywan był rozciągnięty od samych drzwi windy. Kindar był w przedsionku a naprzeciw niego były kolejne drzwi strzeżone przez dwóch strażników w białych zbrojach. Na hełmach mieli niebieskie oznaczenia a wizjery miały kształt litery T. Podszedł do nich. Jeden z ich wyjął niewielki skaner i przesunął go nad powierzchnią walizki. Kiedy okazało się, że w pojemniku nie ma żadnych niebezpiecznych przedmiotów, wyjął komunikator i nacisnął na nim kilka przycisków.
Po chwili drzwi za plecami szturmowców rozsunęły się i wyszedł z nich niski Rodianin.
- To ta przesyłka?
Kindar skinął głową.
- Kanclerz będzie ci wdzięczny. – to mówiąc wręczył Kindarowi mały kawałek plastiku. Elektroniczny pieniądz o wartości 10 tys. kredytów.
Kindar skłonił się lekko. Podniósł wzrok za plecami Rodianina, przez otwarte drzwi widać było dość długi korytarz, a raczej hol urządzony w podobnym, czerwonym stylu jak ten w którym się znajdował. Pomieszczenie tamto było jednak znacznie większe. Kindar wiedział, że nie należy być zbyt ciekawskim. Odwrócił się i odszedł z powrotem do turbowindy.
Rodianin zniknął za zasuwającymi się z cichym syknięciem drzwiami.
***
Kanclerzu? Majordomus pojawił się jako mały obraz holograficzny na biurku kanclerza.
- Podaj dwie porcje podwieczorku. – Powiedział w stronę hologramu. – Mam nadzieję, że zjesz ze mną Anakinie?
Anakin Skywalker, padawan Jedi, skinął głową.
Niespełna minutę później do biura kanclerza wszedł Rodianin niosąc tacę przykrytą srebrną kopułą. Majordomus postawił tacę na biurku kanclerza i odprawiony gestem ręki – wyszedł.
Palpatine podniósł przykrywę. Na tacy stały dwie miseczki z kawałkami ciemnej, przyjemnie pachnącej substancji.
- To czekolada z Dinroon. – wyjaśnił Palpatine biorąc miseczkę. – Jak się dowiedziałem, dziś przyszła świeża partia.
Anakin wziął do ust kawałek ciemej czekolady. Była wyśmienita. Niezbyt słodka, a napełniała jakimś wewnętrznym ciepłem i radością.
- Każdy potrzebuje odrobiny radości w chwili, gdy Republiką targa wojna domowa...
Anakin skinął.
- Masz już odpowiednie umiejętności. Już niebawem będziesz wielkim Jedi...
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 0,00 Liczba: 0 |
|