Autor: Crix Aldein/Nevil Catcher
"Jesteśmy żołnierzami Imperium i naszym obowiązkiem jest chronić jego obywateli"
Sierżant Cornel Hoss
137 ABY
Natarcie kompanii Aurek, 9 batalionu, 307 dywizji szturmowców załamało się pod huraganowym ogniem z gniazda e-weba znajdującego się na przeciwległym końcu ulicy. TK-1989 kopnął drzwi najbliższego domu i wpadł do środka, a razem z nim kilku innych żołnierzy.
- Na zrogowaciały tyłek Krayta, w życiu się tam nie przebijemy! – syknął jeden z nich ściągając hełm.
- On ma rację. Trzeba się wycofać i wrócić ze wsparciem. Sami nie rozwalimy tego mostu. – dodał po chwili drugi.
"Pierwszy" i "Ostatni", jak ich nazywali w oddziale, byli braćmi bliźniakami. Ich ojciec należał do grona najlepszych instruktorów musztry w imperialnej armii. To on wpoił im, co to znaczy być prawdziwym "truperem" i na pewno nie zaliczało się do tego mordowanie bezbronnych cywilów, a co gorsza "swoich", cywilów. Dlatego bez wahania przeszli jak cała "trzysta-siódma" na stronę Fela. Do momentu, w którym kazano im zamiast walczyć prowadzić regularną eksterminację nie ważne było, kto siedział na tronie na Courscant. Teraz dywizja gniła w okrążeniu na planecie, którą pierwotnie miała oczyścić z elementów, w ocenie Sithów, wywrotowych. Zdecydowała się bronić jej mieszkańców. Stąd nowy imperator przysłał siostrzaną 306, żeby przywołać niesubordynowanych szturmowców do porządku. Grunt uciekał mu spod nóg i nie mógł już sobie pozwolić na ściągnięcie z granicznych światów choćby jednego okrętu do przeprowadzenia bombardowania orbitalnego. Zbyt cienka stawała się linia odgradzająca go od połączonych sił Fela i Staziego, a jak powiedział kiedyś Lord Vader, Imperium miało do dyspozycji legiony wiernych żołnierzy, których dopływ nigdy się nie kończył - w przeciwieństwie do gwiezdnych niszczycieli.
W tej wojnie każdy miał swoje mniejsze i większe zadania. TK-1989 i jego ludzie dostali rozkaz oskrzydlenia i wysadzenia mostu prowadzącego na drugą stronę miasta ponad głębokim uskokiem tektonicznym na powierzchni planety. Od celu dzieliła ich przecznica, jedno stanowisko samopowtarzalnego karabinu laserowego i dwóch obsługantów zaciętych, jak brud między pazurami Hutta. Byli weteranami, ale nawet wiarusy muszą zmieniać magazynki. Właśnie tę prostą prawdę chciał wykorzystać przeciwko nim TK. Poklepał po ramieniu "trupera" z radiostacją na plecach, a ten bez słowa uruchomił połączenie z resztą oddziału rozsianą po okolicznych budynkach.
- Posłuchajcie – zaczął.
Wokół momentalnie umilkły utyskiwania i wszystkie oczy, czy to odsłonięte, czy patrzące zza czarnych szyb wizjerów, skierowały swoje spojrzenia na szturmowca w posiadającej żółtawe oznaczenia zbroi. On tu dowodził, a jego słowo było tu i teraz jedynym prawem.
- Musimy zmusić ich do wystrzelania reszty tej partii amunicji. Drużyna Nerfów ma symulować natarcie na gniazdo, zrozumiano?
Z głośników comlinku dało się słyszeć potwierdzenie.
- Dobra. – skwitował krótko TK, po czym ciągnął dalej – Pierwszy, Ostatni, kiedy te banthowe pyski zabiorą się do wymiany magazynka dacie im popalić ze swojej zabawki.
Bliźniacy skinęli głowami. Ich wyrzutnia rakiet doskonale nadawała się do tego typu zadań.
- Co do reszty, to gdy tylko braciszkowie wykonają swoją działkę ruszamy biegiem w stronę pozycji wroga, zabezpieczamy teren i kierujemy się na most. To wszystko.
Szturmowcy odpowiedzieli głośnym zawołaniem. Bardziej, żeby dodać sobie otuchy niż wyrazić aprobatę planu. Niecałą minutę później TK dał sygnał do ataku. Z okien i drzwi wyłoniły się Nerfy zasypując gniazdo e-weba gradem laserowych pocisków. Obsługa karabinu nie pozostała dłużna. Jeden z "truperów" trafiony zielonym boltem okręcił się wokół własnej osi, jak w tańcu, a następnie z łoskotem runął martwy na ziemię. Wymiana ognia trwała kilka chwil zanim umilkł charakterystyczny turkot samopowtarzalnego blastera. Bliźniacy wiedzieli, co mają robić. Pierwszy wybiegł na środek ulicy i przyklęknął opierając wyrzutnię na ramieniu. TK i reszta kompanii wypadła za nimi ostrzeliwując pozycje nieprzyjaciela i skutecznie uniemożliwiając mu zażegnanie zagrożenia za pomocą broni ręcznej. Tymczasem Ostatni wydobył z plecaka podłużny pocisk i umieścił go z tyłu długiej lufy rakietnicy. Jego brat wymierzył dokładnie, po czym nacisnął spust. Świetlisty obiekt przeciął powietrze pozostawiając za sobą smużkę białawego dymu, a następnie wbił się w płyty umocnionego stanowiska e-weba. Plastoidowa osłona napęczniała, po czym eksplodowała rozrzucając wokół ostre odłamki.
Kompania Aurek zgodnie z planem ruszyła naprzód.
Potem wszystko potoczyło się, jak po śluzie Hutta. Dowodzący przyczółkami trzysta-szóstego na moście kapitan z niekłamaną satysfakcją patrzył na bezradnych szturmowców z bliźniaczej jednostki, którzy czule przytuleni do podłoża próbowali nie dostać z blastera w hełm. Tymczasem na sporych rozmiarów ferro betonową kładkę osłanianą przez ludzi oficera powoli wjeżdżały pojazdy opancerzone. TK i jego kompania wyszli ze swojej bocznej uliczki, po czym starając się nie zwrócić na siebie uwagi przeciwnika zeszli po drabinie konserwacyjnej pod powierzchnię mostu. Pierwszy i Ostatni, jak na speców od fajerwerków przystało, gorliwie zabrali się do zakładania ładunków wybuchowych na poszczególnych przęsłach. Gdy skończyli TK nacisnął czerwony guzik na detonatorze.
Najpierw eksplodował środek. Chmura ognia rozerwała ferro beton i wyrzuciła go na kilkanaście metrów w górę. Po chwili most zaczął się rozpadać, a przerażeni ludzie biec po niebezpiecznie kurczącym się podłożu. Ciężkie opancerzone pojazdy zsunęły się z płyty kładki prosto w znajdującą się centralnie dziurę, gdzie przed chwilą rozpoczęła się ich mała apokalipsa. Sekundy później wypełnione wrzaskiem przerażonych załóg runęły w dół na dno tektonicznego uskoku przecinającego miasto.
Kapitan dowodzący przyczółkami trzysta-szóstego przetarł oczy z pyłu i spojrzał przed siebie próbując coś zobaczyć. Nagle poczuł dotyk zimnej stali na potylicy.
-Rączki do góry – powiedział TK-1989.
Sztab 307 dywizji znajdował się w piwnicy dawnego ratusza. Zaimprowizowane ekrany taktyczne szczelnie pokrywały szare ściany dostarczając bieżących informacji o ruchach nieprzyjaciela. Środek zalanego skąpym białym światłem pomieszczenia zajmował duży holograficzny stół, nad którym stał generał Wrangl. Był mężczyzną około pięćdziesiątki, o ciemnych włosach przyprószonych miejscami siwizną i twarzy pooranej bliznami. Kiedy TK-1989 wszedł do pomieszczenia skinął mu na powitanie. Truper wyprężył się na baczność i zasalutował.
- Spocznij. – polecił Wrangl, po czym spytał – Raport?
- Jedna ofiara śmiertelna, trzech rannych. – odparł TK.
Generał pokiwał głową. Gdyby nie ten nieboszczyk, atak na umocnione stanowisko blastera automatycznego w wykonaniu ludzi 1989 można by uznać za wzorowe. Ale takim nie było, więc oficer oszczędził słów pochwały.
- Wysadzenie przez kompanię Aurek mostu łączącego miasto – zaczął po chwili milczenia – da nam trochę odetchnąć. Chłopcy z Besh wyparli nieprzyjaciela z przyczółków po naszej stronie, ale znając determinację i głupotę Sithów musimy liczyć się z desantem powietrznym. Nasza obrona przeciwlotnicza trzyma się dobrze, jednak w chwili obecnej mogą zaryzykować. Inaczej będziemy siedzieć tutaj w nieskończoność, jak wyjątkowo ostry kolec w wyjątkowo twardym tyłku Krayta zaopatrywani podziemnymi kanałami przez ruch oporu.
- Sir – skwitował krótko TK.
- Jeśli już mowa o tym – Wrangl gestem przywołał do siebie niewysoką kobietę w szarym lotniczym kombinezonie. 1989 dopiero teraz zorientował się, że stała za plecami generała od dłuższego czasu przysłuchując się ich rozmowie.
- To jest Ahin Lynn – powiedział oficer. – Z pomocą miejscowych przedostała się przez ochronę w porcie i dotarła aż do nas. Jest niezależnym reporterem. Powstańczym władzom bardzo zależy na tym, żeby przekazała reszcie Galaktyki, co się tutaj dzieje. Jego Wysokość z pewnością też pochwaliłby taką inicjatywę.
Dziennikarka uśmiechnęła się delikatnie. Na oko mogła mieć dwadzieścia parę standartowych lat, sporo zacięcia i język niewyparzony, jak u astromecha z serii R2.
- A! – zreflektował się Wrangl - Przedstawiam pierwszego sierżanta Cornela Hussa, dowódcę kompanii Aurek.
TK-1989 skinął nieznacznie. W ciszy, która nastąpiła chwilę potem Lynn wpatrywała się w czarne szyby wizjerów jego hełmu próbując zauważyć choćby cień oczu.
- Sierżant na czele kompanii? – spytała przerywając milczenie.
- To oblężenie zabrało wielu dobrych ludzi, w tym sporą część korpusu oficerskiego. – odparł Wrangl, po czym zwrócił się do TK – Od tej pory Lynn będzie towarzyszyć twojej jednostce. Mamy chwilę spokoju, ale lada moment powinniśmy spodziewać się bombardowania, więc pokaż jej jak najwięcej.
-Tak jest, sir.
-To wszystko, odmaszerować. – generał Wrangl spowrotem pochylił się nad holograficzną mapą, a TK zasalutował, odwrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia. Ahin z trudem dotrzymała mu kroku.
Przygotowanie artyleryjskie zaczęło się wcześniej niż ktokolwiek z trzysta-siódmego mógł się spodziewać. Potężne lufy dział miotały laserowe pociski daleko za linię kanionu dzielącego miasto. Idąc podziemnym tunelem, a dawnym kanałem, Ahin patrzyła, jak przy każdym uderzeniu z sufitu prowizorycznego schronu leciał pył i drobne odłamki ferro betonu. Matki przyciskały do piersi płaczące niemowlęta, dzieci tuliły się do rodziców, a ochotnicy roznosili miski z ciepłą zupą i koce. Mali chłopcy widząc TK przystawali i udawali, że stają na baczność i salutują, zaś mężczyźni w cichym hołdzie skłaniali głowy przed idącym szturmowcem.
- Dlaczego oni nie walczą? – spytała Lynn idąc za torującym drogę 1989.
- Nie są truperami – odparł TK.
- Truperami?
- To cywile, chociaż wyglądają na silnych nie mają pojęcia o żołnierce. Pozwolić im iść na front znaczyłoby tyle, co samemu zorganizować masakrę – odpowiedział szturmowiec i pchnął grube okrągłe metalowe drzwi. Za nimi siedzieli inni żołnierze, zajęci czyszczeniem broni, gotowaniem jedzenia albo odsypianiem straconych nocy. Gdy TK zamknął za sobą właz zagadnęła:
- A Ossus?
- Imperator nie wydał tego rozkazu, nie jest Palpatinem. – odpowiedział 1989. Siedzący najbliższej wejścia do pomieszczenia truper poderwał się na równe nogi.
- Aurek! Dowódca na pokładzie! – wrzasnął, a szturmowcy natychmiast stanęli w formacji.
- Spocznij – skwitował TK. – Ludzie, to jest Ahin Lynn, reporterka, będzie nam towarzyszyć jakiś czas! – oznajmił po chwili podniesionym głosem, a następnie wolno ruszył przed siebie.
- Ten tutaj – zwrócił się do dziennikarki wskazując żołnierza, który przed chwilą wyrwał swoich towarzyszy ze słodkiego, jak nabooiańskie wino letargu. – To kapral Virs.
Pozbawiony nawet jednego włosa na głowie podoficer w średnim wieku uśmiechnął się nieznacznie.
- Proszę mi mówić "Czacha".
Bliźniacy przedstawili się sami, a z resztą jednostki poszło już całkiem szybko. Lynn odpięła przypiętą do tej pory do ramienia niewielką holokamerę i postawiła ją na prowizorycznym stole złożonym ze skrzynki po correliańskiej whisky i plastoidowej płyty.
-Dlaczego walczycie? – spytała.
-Z powodu mieszkańców tej planety. Nie jesteśmy Sithami, nie zabijamy bezbronnych cywilów – odparł Virs.
-Więc to zwykły akt niesubordynacji? Nie podobał wam się rozkaz, więc odpuściliście? Nie przyszło wam do głowy, że decyzję podjęli mądrzejsi od przeciętnego...trupera? Może faktycznie mieli rację? – drążyła dalej.
-Za prawdziwego imperatora – powiedział Pierwszy przerywając niezdrowe milczenie. Ostatni mruknął tylko na znak zgody.
-Chodzi o to, kto siedzi na tronie? Nie powinniście być lojalni wobec Imperium? – ripostowała Lynn.
- Fel reprezentuje ideę, to, czym stało się Imperium za czasów Thrawna i Pellaeona, najlepszą receptą na wszystkie problemy trawiące tę Galaktykę. Ani trzynasty Wielki Admirał, ani Stary Człowiek nie pozwoliliby na to, co robią Sithowie – urwał TK.
Nagle ziemia przestała drzeć.
- Zaczęli desant. – stwierdził Czacha.
W tym momencie rozległ się dźwięk syren alarmowych. Kompania Aurek wypadła ze swojego azylu gotowa do walki. Lynn ledwo zdążyła zabrać kamerę.
Truper z radiostacją na plecach przykucnął za stertą gruzów. TK przyłożył do ucha słuchawkę, w której rozległ się głos Wrangla:
-Chłopaki z przeciwlotniczej spisali się wzorowo, ale mimo wszystko kilka promów zdołało wyrzucić swój ładunek po naszej stronie miasta. Przesyłamy do oddziałów współrzędne poszczególnych skupisk nieprzyjaciela.
1989 odczekał aż dane załadują się na jego przenośnej mapie hologrficznej, a następnie uruchomił namierzanie. Najbliższa jednostka wroga znajdowała się pięćdziesiąt metrów przed nimi. Chwilę później dała o sobie znać.
Blasterowe bolty przecięły powietrze z charakterystycznym sykiem. Lynn wychyliła się lekko zza swojej osłony tylko po to, by stwierdzić, że z tego miejsca nie uchwyci nawet sekundy ze starcia. Obróciła się, żeby sprawdzić, czy przydzielony jej do ochrony Czacha jest gdzieś w pobliżu, ale nigdzie go nie zauważyła. Podniosła się i zgięta w pół przebiegła wzdłuż ściany kilkanaście metrów i nagle coś ją wciągnęło do środka budynku.
Pierwszy i Ostatni załadowali swoją wyrzutnię i posłali pocisk prosto w miejsce, z którego prowadzony był najcięższy ostrzał ich kompanii. Rakieta przebiła ferro betonową ścianę domu stanowiącego schronienie nieprzyjaciela i eksplodowała wewnątrz. Kłęby ognia wydarły się przez okna wyrzucając ze sobą kilku szturmowców. TK-1989 gestem polecił swoim ludziom przejść do ataku. Kompania Aurek szczelnie otoczyła pozycje wroga prowadząc zmasowany ogień. TK kątem oka zobaczył, jak jeden z napastników wypada z pobliskiego budynku trzymając w dłoni detonator termiczny. Natychmiast obrócił się w jego stronę, wymierzył i wypalił. Laserowy pocisk trafił prosto w środek białego hełmu wypalając po środku sporą dziurę. Siły agresora kurczyły się z każdą sekundą
Potem nastąpiło coś, czego nikt się nie spodziewał. Na niewielki plac znajdujący się w centrum utworzonego przez Aurek kordonu wyszedł ubrany w czarny długi płaszcz Twilek o czerwonej skórze, wlokąc za sobą za włosy Ahin Lynn. Zza niego wylali się pozostali przy życiu szturmowcy, którzy wykorzystali oszołomienie truperów z trzysta-siódmego. Jednak i ono nie trwało długo. Rozległy się strzały, padły zakute w białe zbroje trupy po obu stronach.
- Uważać na Lynn!- wrzasnął TK i rzucił się w stronę Twileka, który cofał się używając żołnierzy z trzysta-szóstego, jako żywych tarczy. Czacha okazał się być szybszy od 1989. Najpierw nie upilnował reporterki, a teraz, jak rozjuszony ranckor, biegł przed siebie zabijając po drodze celnymi seriami kolejnych przeciwników. Ostatniego szturmowca wyrżnął w brodę kolbą blastera i rzucił się na Twileka. Ten, ku jego zaskoczeniu, wydobył spod płaszcza miecz świetlny. Zabłysła rubinowa klinga i gładko weszła w pokryte pancerzem ciało kaprala. Virsem wstrząsnęły drgawki, po czym z trzaskiem osunął się na ziemię.
Im mniej ich było, tym z większą zaciętością walczyli. Truperzy z Aurek jednak systematycznie zacieśniali pierścień okrążenia. Jedynie Sith uchodził przez nikogo niepokojony z zakładniczką w jednej ręce i mieczem w drugiej. TK zobaczył, jak kilkadziesiąt metrów przed nim Virs wygiął się spazmatycznie przebity ostrzem laserowej broni. 1989 posłał kilka świetlistych pocisków w stronę najbliższego przeciwnika. Kolejny dostał z blastera w sam środek płyty napierśnika. Z chłodną metodyką dowodzący kompanią truper zaliczał kolejne trafienia zbliżając się do Twileka. Gdy był kilka kroków od niego podniósł broń i starannie wymierzył, po czym wypalił trafiając Lynn w ramię. Siła pocisku wyrwała ją z rąk Sitha i rzuciła na ziemię. TK doskoczył do oprawcy i nacisnął spust, ale tamten jednym cięciem pozbawił blaster szturmowca lufy. 1989 uchylił się przed pchnięciem i uderzył pięścią w odsłoniętą szczękę oponenta. Ten zachwiał się i cofnął parę kroków w szoku. Sierżant wykorzystał sposobność i wyprowadził kolejne uderzenie, ale Sith pozbierał się szybciej niż myślał. Twilek zakręcił młynka nad głową i gdyby nie unik, truper straciłby czubek głowy. Napastnik postanowił w końcu zrobić użytek ze swojego największego atutu. Użył mocy, żeby poderwać z ziemi spory kawał gruzu, a następnie skierował go w stronę TK. Kawał ferro betonu trafił w twarz, ale na szczęście hełm zaabsorbował siłę uderzenia. 1989 zerwał z głowy osłonę, odrzucił od siebie i splunął krwią. Sith w furii ruszył do ataku. Sierżant wyszarpnął zza pasa vibroostrze. Twilek zamachnął się na odlew, a żołnierz gładko uniknął ataku i wyprowadził własne pchnięcie trafiając w bok napastnika. Tamten zawył z bólu i ciął na oślep. Ostrze przecięło płytę pancerza i nadgarstek TK. Dłoń w czarnej wojskowej rękawiczce upadła razem z nożem na ziemię. Rozjuszony oponent pchnął 1989 mocą. Zdezorientowany szturmowiec uderzył plecami o podłoże. W momencie Sith znalazł się nad nim, by dokończyć dzieła. Nagle jednak coś nim szarpnęło i uniósł się w powietrze, by wylądować kilkanaście metrów dalej w ścianie budynku. Po chwili mury obiektu rozerwała silna eksplozja.
-Trafiony, zatopiony! – dało się słyszeć radosny okrzyk Pierwszego, gdy jego brat czule głaskał zasłużoną rakietnicę.
Lynn jęknęła cicho, kiedy droid medyczny nałożył nowy opatrunek nasączony bactą na ranę postrzałową.
- Przepraszam – powiedziała metalicznym głosem maszyna.
- W porządku – odparła reporterka. – Na której sali leży sierżant Huss?
- TK-1989 znajduje się na bloku pooperacyjnym. – padła odpowiedź.
- Dzięki – rzuciła Ahin zeskakując gładko ze szpitalnego łóżka. Po chwili wyszła z pomieszczenia i kierując się wskazówkami napotkanego personelu trafiła do pokoju, w którym TK dochodził do siebie.
Dopiero teraz mogła mu się przyjrzeć. Twarz ukryta aż do ostatnich sekund pojedynku z Sithem za białym hełmem była niespodziewanie młoda. Regularne rysy okalały bardzo krótko przycięte ciemne włosy.
- TK – zagadnęła.
Truper obrócił się w jej stronę. Droid kończył montować protezę dłoni ruszoną specjalnie dla zasłużonego żołnierza z medycznych rezerw dywizji.
- Przykro mi z powodu Virsa... Czachy... – ciągnęła dalej Lynn nie kryjąc łez wzruszenia.
- Jesteśmy żołnierzami Imperium, naszym obowiązkiem jest chronić jego obywateli. Virs wiedział, na co się pisze i na pewno nie chciałby, żebyśmy po nim rozpaczali. – odparł sierżant.
- Rozumiem – odpowiedziała i przeniosła wzrok na protetyczną kończynę. – TK, ja...
- W porządku Ahin... i mów mi Cornel. – przerwał jej znowu Huss i uśmiechnął się nieznacznie.
Lynn wzięła go za rękę.
- Czuję, że to początek długiej przyjaźni – powiedziała po chwili.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 8,79 Liczba: 14 |
|
DarkSide982011-04-28 11:29:36
Jest ok, ale bez rewelacji
Jaro2010-03-23 19:13:59
A mnie, powiem szczerze, opowiadanko niezbyt przypadło do gustu. W sumie mamy tylko nic niewnoszące opisy walk, ktośtam sobie zdycha, ale co z tego, skoro absolutnie się do tej postaci nie zdołaliśmy przywiązać (ja wiem, że taki już urok krótkich opowiadań, ale co za problem napisać dłuższe), powtarzanie ogranych motywów (znowu odcięta ręka - no ile można?), końcówka dodana na siłę i patetyczna: "Czuję, że to początek wielkiej przyjaźni" - no a na jakiej niby podstawie ma tak sądzić? Zamienili ze sobą parę zdań na krzyż i już Wielka Niespodziewana (?) Miłość. Ja wiem, że fikcja rządzi się swoimi prawami, jak np. takim, że tę najładniejszą (względnie jedyna dostępna) laskę ugodzi strzała Amora, no ale na litość - nawet na to potrzeba zwykle całej książki/całego filmu, itp.
Nie bierz tego do siebie (choć ciężko brać to inaczej), ale mi się nie podobało. Ale mimo to: "one love, mah bredah", jak gadał Little Jacob z GTA IV. ;)
Kirkor2008-12-22 12:23:04
ładne.
Carno2008-12-20 22:23:45
Prawdziwa opowieść żołnierza :) Miło w końcu widzieć ( fakt, że dopiero po 137 latach, ale co tam :P ) szturmowców jako tych ,,good guys". Fan-fic napisany wartkim językiem, dobrym stylem, świetnymi opisami. Szczególnie podobało mi się starcie z Sithem.
Będę czekał na kolejne twoje opowiadania. 9/10
TC-10112008-09-18 22:58:46
Niezłe, niezłe:)
Może tylko ostatnie zdanie trochę drętwe.
10/10 bo to moja pierwsza ocena od połowy wakacji:)
Seba_Kamil2008-09-08 15:37:06
Aż miło się czytało. Najbardziej podobało mi się "Gładko jak po śluzie Hutta" :)
Przybor2008-09-05 13:41:20
Bardzo fajne opowiadanie:) Pozdrawiam Nafarin=)
oryl2008-09-03 20:09:55
Opowiadanie naprawde niezłe, tylko mam taką jedną refleksję. Ile lat miał E-web w tamtych czasach. W ogole jakby popatrzyć, to w GW nauka staneła po prostu.Chociażby na kotora, to czy tamte blatery się różniły od tych co są przedstawione np w trylogiach? To tak na marginesie xD.
Hego Damask2008-09-03 14:43:30
niezłe, naprawdę. Faktycznie skojarzenia z II wojną się nasuwają :D
Timonaliza --> Kasis to dziewczyna, czyli odmiana powinna być "Miałem podobne wrażenie do Kasis" :D
(to tak na marginesie)
Timonaliza12008-09-03 14:14:21
Miałem podobne wrażenie do Kasisa. Opowiadanie przypadło mi do gustu. Pomysł ciekawy.
Dorg2008-09-03 14:05:04
A ja szczerze mówiąc nie czytałem jeszcze nigdy nic z tego okresu;D ale to opowiadanie mi się bardzo podobało. Czytając je cały czas miałem przed oczami grę Republic Commando, chociaż tam nie było żadnego starcia z Sithem. 8/10
Kasis2008-09-03 13:26:23
Pierwszy raz czytałam fanowskie opowiadanie z tego okresu:)
Podczas lektury miałam przed oczyma cały czas film wojenny o II WŚ:P A ostatnia kwestia to klasyk cytatów filmowych:]