Recenzja Lorda Sidiousa
W roku 1985 amerykańska telewizja wyemitowała 13 odcinkowy serial animowany pt. „Droids”. Akcja tego serialu dzieje się jakieś 15 lat przed bitwą o Yavin, a jego głównymi bohaterami jest para droidów R2-D2 i C-3PO. Starano się podzielić odcinki tak, by stanowiły w miarę cztero częściowe całości, gdzie poza samymi robotami wymienia się praktycznie cały skład.
Wersja DVD jest po części odpowiednikiem wydania oryginalnej klasycznej trylogii, czyli tak na prawdę konwersją z laserdisców wydanych w pierwszej połowie lat 90. A to niestety ma jedną podstawową wadę, a mianowicie płyta nie zawiera wszystkich odcinków. Tak na prawdę jest ich tam tylko 8.
Płyta podzielona jest na dwa osobne filmiki, połączone odcinki wyglądające na pewną całość, choć dość łatwo w nich rozróżnić, gdzie kończy jeden, a zaczyna następny. W skład dwóch „filmów” – „The Pirates and the Prince” weszły odcinki 5-8, a w „Treasure of the hidden planet” odcinki 10-13. Co jest najciekawsze, tylko pierwsze cztery odcinki (nie umieszczone na płycie) są w tym momencie spójną całością. Zagubiony epizod 9 to dalszy ciąg opowieści „The Pirates and the Prince”, natomiast specjalne dwa odcinki – czyli „The Great Heap” to prequel do opowieści o Mungo Baobabie z drugiego filmiku.
Do samych odcinków serialu mam zamiar wrócić w najbliższym czasie, dlatego skupię się na ogólnych odczuciach. Dla mnie to właśnie DVD było pierwszą możliwością zetknięcia się z serialem, i choć nie liczyłem na wiele, trudno powiedzieć bym był usatysfakcjonowany. Chyba najbardziej rozczarowujący są główni bohaterowie, czyli C-3PO i R2-D2. Ten drugi z jednej strony to James Bond, który za pomocą przeróżnych gadżetów potrafi wykaraskać się z każdej opresji. Choć na prawdę nie wiem jakim cudem zmieścił się w nim parasol czy ponton. Jednak problemem nie jest przepakowany R2, a raczej psychika droidów. To, że C-3PO ładuje się w najróżniejsze kabały i bywa irytujący, do tego się przyzwyczailiśmy (zwłaszcza w Ataku klonów), ale brakuje mu do tego, co robi w serialu, czasami zastanawiałem się, czy śmiać się czy płakać. No i jeszcze do tego R2, który zawsze był tym poważniejszym, tu niestety tak nie jest, czasem zdarza się, że jest dokładnie na odwrót. I oczywiście to jest kanoniczne.
Ogląda się to jednak o tyle ciekawie, że mamy szansę ujrzeć świat sagi z innej perspektywy, niż znamy to normalnie. Tu przede wszystkim główną rolę odgrywają awanturnicy Jann Tosh czy Mungo Baobab, którzy nie walczą o pokój, władzę czy cokolwiek z wielkich rzeczy, a przede wszystkim walczą z bardziej namacalnymi wrogami, niż Imperium. Wszystko jest w mniejszej skali, źli mogą być zarówno piratami, pozorantami jak i wieloma innymi śmiesznymi stworkami. Galaktyka tętni życiem, nawet na najdalszych i najodleglejszych planetach zewnętrznych rubieży. To właśnie widać w droidach, problemem może być jedynie sposób tej prezentacji, z goła inna od tego, co znamy.
Jeśli chodzi o samo wydanie, to właściwie poza dźwiękiem 2.0 – angielskim i filmami nie ma na nich nic. Żadnych dodatków. Pod tym względem niestety jest bardzo ubogie, zwłaszcza, że nie ma tu wszystkich epizodów. Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś pojawi się reszta na DVD, może również i w Polsce. Sam serial z pewnością jest ciekawostką, z którą fan powinien się zapoznać, ale nie koniecznie posiadać w swojej kolekcji, zwłaszcza jakby wpadło w niepowołane ręce, kogoś kto jest sceptycznie nastawiony do Gwiezdnej Sagi. Ta głupkowata kreskówka z pewnością go nie przekona.
W roku 1985 amerykańska telewizja wyemitowała 13 odcinkowy serial animowany pt. „Droids”. Akcja tego serialu dzieje się jakieś 15 lat przed bitwą o Yavin, a jego głównymi bohaterami jest para droidów R2-D2 i C-3PO. Starano się podzielić odcinki tak, by stanowiły w miarę cztero częściowe całości, gdzie poza samymi robotami wymienia się praktycznie cały skład.
Wersja DVD jest po części odpowiednikiem wydania oryginalnej klasycznej trylogii, czyli tak na prawdę konwersją z laserdisców wydanych w pierwszej połowie lat 90. A to niestety ma jedną podstawową wadę, a mianowicie płyta nie zawiera wszystkich odcinków. Tak na prawdę jest ich tam tylko 8.
Płyta podzielona jest na dwa osobne filmiki, połączone odcinki wyglądające na pewną całość, choć dość łatwo w nich rozróżnić, gdzie kończy jeden, a zaczyna następny. W skład dwóch „filmów” – „The Pirates and the Prince” weszły odcinki 5-8, a w „Treasure of the hidden planet” odcinki 10-13. Co jest najciekawsze, tylko pierwsze cztery odcinki (nie umieszczone na płycie) są w tym momencie spójną całością. Zagubiony epizod 9 to dalszy ciąg opowieści „The Pirates and the Prince”, natomiast specjalne dwa odcinki – czyli „The Great Heap” to prequel do opowieści o Mungo Baobabie z drugiego filmiku.
Do samych odcinków serialu mam zamiar wrócić w najbliższym czasie, dlatego skupię się na ogólnych odczuciach. Dla mnie to właśnie DVD było pierwszą możliwością zetknięcia się z serialem, i choć nie liczyłem na wiele, trudno powiedzieć bym był usatysfakcjonowany. Chyba najbardziej rozczarowujący są główni bohaterowie, czyli C-3PO i R2-D2. Ten drugi z jednej strony to James Bond, który za pomocą przeróżnych gadżetów potrafi wykaraskać się z każdej opresji. Choć na prawdę nie wiem jakim cudem zmieścił się w nim parasol czy ponton. Jednak problemem nie jest przepakowany R2, a raczej psychika droidów. To, że C-3PO ładuje się w najróżniejsze kabały i bywa irytujący, do tego się przyzwyczailiśmy (zwłaszcza w Ataku klonów), ale brakuje mu do tego, co robi w serialu, czasami zastanawiałem się, czy śmiać się czy płakać. No i jeszcze do tego R2, który zawsze był tym poważniejszym, tu niestety tak nie jest, czasem zdarza się, że jest dokładnie na odwrót. I oczywiście to jest kanoniczne.
Ogląda się to jednak o tyle ciekawie, że mamy szansę ujrzeć świat sagi z innej perspektywy, niż znamy to normalnie. Tu przede wszystkim główną rolę odgrywają awanturnicy Jann Tosh czy Mungo Baobab, którzy nie walczą o pokój, władzę czy cokolwiek z wielkich rzeczy, a przede wszystkim walczą z bardziej namacalnymi wrogami, niż Imperium. Wszystko jest w mniejszej skali, źli mogą być zarówno piratami, pozorantami jak i wieloma innymi śmiesznymi stworkami. Galaktyka tętni życiem, nawet na najdalszych i najodleglejszych planetach zewnętrznych rubieży. To właśnie widać w droidach, problemem może być jedynie sposób tej prezentacji, z goła inna od tego, co znamy.
Jeśli chodzi o samo wydanie, to właściwie poza dźwiękiem 2.0 – angielskim i filmami nie ma na nich nic. Żadnych dodatków. Pod tym względem niestety jest bardzo ubogie, zwłaszcza, że nie ma tu wszystkich epizodów. Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś pojawi się reszta na DVD, może również i w Polsce. Sam serial z pewnością jest ciekawostką, z którą fan powinien się zapoznać, ale nie koniecznie posiadać w swojej kolekcji, zwłaszcza jakby wpadło w niepowołane ręce, kogoś kto jest sceptycznie nastawiony do Gwiezdnej Sagi. Ta głupkowata kreskówka z pewnością go nie przekona.