Autor: Nestor
Magia w przypadku „Ewok Adventures” to słowo klucz. I nie chodzi tutaj o typową magię znaną nam z filmów fantasy, czy też sztuczek szamana Ewoków, bądź wiedźmy Charal, ale o magię Gwiezdnych Wojen, zapamiętanych przez nas jako filmy rodzinne, które mają bawić i uczyć. Takie też właśnie są przygody wśród Ewoków.
Warto się zastanowić, co tak naprawdę magicznego jest w Ewokach. Mało kto ich nie lubi, to przecież takie sympatyczne stworzonka. Mali futrzani wojownicy z lesistej planety, gdzie czyha wiele niebezpieczeństw, przyciągają z pewnością masę młodocianych zwolenników. To świetny magnes dla najmłodszych fanów Gwiezdnych Wojen. Dobrze tutaj działa także znajomość Cindel i Wicketa oraz sama postać Mace’a. Dzieciaki mogą się z nimi identyfikować. Zadaniem kina rodzinnego było właśnie przyciągnięcie przed ekran całej rodziny i zaaplikowaniu każdemu z jej członków coś, co go zainteresuje w produkcji. Tak też mamy humor, przygodę i wojnę w nieco odmiennej formie.
No tak, skoro już jesteśmy przy formie, to warto zauważyć, że „Ewoks Adventures” łamią w pełni gwiezdnowojenny schemat, jaki narzuciły kinowe Epizody. Nie dla każdego Star Wars mogą istnieć bez statków i bitew kosmicznych, mieczy świetlnych, Mocy, czy też szturmowców. Jeżeli jednak sprowadzalibyśmy Gwiezdne Wojny do tylko takich kryteriów, to z pewnością wiele pozycji z Expanded Universum nie sprostałoby im. A „Ewok Adventures” bronią się tutaj świetnie, choć w nieco innym aspekcie niż książki i komiksy. Owszem, Ewoki nie używają Mocy, ale za to magia nie jest im obca. W filmach nie zobaczymy też mieczy świetlnych, ale dzięki temu zobaczymy walkę na zwykłe miecze, włócznie i łuki. Ba! Nawet strzelaninę z użyciem blasterów, co udowadnia, że Ewoki wcale nie są takie prymitywne jak się może wydawać. Fani statków kosmicznych poznają je z trochę innej strony, tej planetarnej - w której to statek jest bezużytecznym złomem, bo nie potrafi spełniać swojej funkcji. Jeżeli ktoś ma dość liniowe spojrzenie na kanon Gwiezdnych Wojen, to raczej „Ewok Adventures” potraktuje z przymrużeniem oka i nie sięgnie po nie.
Jak każde filmy rodzinny „Ewok Adventures” niosą ze sobą także odpowiednie wartości edukacyjne. Nie są to sztampowe momenty z pouczeniami, ale sprawnie wplecione w fabułę morały, jakich w baśniach jest niemało. Tutaj mamy w dość prosty sposób pokazane, jak młody człowiek może przemienić się w bohatera i uratować swoich najbliższych oraz poznać moc przyjaźni. Przyjaźń to przecież bardzo ważna wartość społeczna, po którą filmy rodzinne bardzo często sięgają. W „Ewok Adventures” opiera się ona na dwóch filarach, jakimi są główni bohaterowie – Cindel i Wicket. Oboje się wspierają i nawzajem uczą, pokazują sobie swoje światy i służą wzajemną pomocą. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że w filmach widać swoistą magię przyjaźni, szczególnie w scenach zagrożenia.
Ważną pozycję odgrywają także efekty specjalne, które są przecież znakiem firmowym Gwiezdnych Wojen. W „Ewok Adventures” wypadają one nieco blado, bo po pierwsze: mało ich, a po drugie: nie są aż tak przekonujące jak w kinowych produkcjach. Z pewnością decydującą rolę miał tutaj budżet samych filmów telewizyjnych, które już z racji swojego pierwotnego nośnika są ograniczone. Nie mniej jednak poza efektami świetnie wyszły Lucasowi stroje bohaterów. Można tutaj nawet pominąć same Ewoki, które widzieliśmy w Epizodzie VI, a skupić się na Tereku i jego zbirach. Stworzono w ten sposób Maruderów - nową rasę zamieszkującą Endor. W dodatku dzięki postaciom Charal i Noe, usystematyzowano gatunek ludzki jako jeden z zamieszkujących planetę. Owszem sposób „osiedlenia” prawdopodobnie był przymusowy, ale ludzie na Endorze nie są wcale rzadkością. Sam król Terek jest bardzo niebezpiecznym władcą, a jego wygląd dodaje mu powagi i grozy. Podobnie ma się cała jego świta. Można śmiało powiedzieć, że od czasu wejścia Luke’a do Kantyny w Mos Eisley, nie widzieliśmy aż tylu „przebierańców” w jednym miejscu jednocześnie. Maruderzy są bardzo różnorodni, jedni mają rany i blizny na twarzy, drudzy są poubierani w łachmany zamiast zbroi. To wszystko świetnie wpływa na klimat „Ewok Adventures” i sprawia, że czuć w nich tą niezapomnianą magię, wolnej od przesadnych efektów, „kukiełkowej” Starej Trylogii.
Każdy może powiedzieć, że „Ewok Adventures” są nudne, że to filmy dla dzieciaków, ale nikt nie może zaprzeczyć faktowi, że to Gwiezdne Wojny. Te Gwiezdne Wojny, które większość z nas pokochała jako dzieci i zachwyciła się ich magią.
Magia w przypadku „Ewok Adventures” to słowo klucz. I nie chodzi tutaj o typową magię znaną nam z filmów fantasy, czy też sztuczek szamana Ewoków, bądź wiedźmy Charal, ale o magię Gwiezdnych Wojen, zapamiętanych przez nas jako filmy rodzinne, które mają bawić i uczyć. Takie też właśnie są przygody wśród Ewoków.
Warto się zastanowić, co tak naprawdę magicznego jest w Ewokach. Mało kto ich nie lubi, to przecież takie sympatyczne stworzonka. Mali futrzani wojownicy z lesistej planety, gdzie czyha wiele niebezpieczeństw, przyciągają z pewnością masę młodocianych zwolenników. To świetny magnes dla najmłodszych fanów Gwiezdnych Wojen. Dobrze tutaj działa także znajomość Cindel i Wicketa oraz sama postać Mace’a. Dzieciaki mogą się z nimi identyfikować. Zadaniem kina rodzinnego było właśnie przyciągnięcie przed ekran całej rodziny i zaaplikowaniu każdemu z jej członków coś, co go zainteresuje w produkcji. Tak też mamy humor, przygodę i wojnę w nieco odmiennej formie.
No tak, skoro już jesteśmy przy formie, to warto zauważyć, że „Ewoks Adventures” łamią w pełni gwiezdnowojenny schemat, jaki narzuciły kinowe Epizody. Nie dla każdego Star Wars mogą istnieć bez statków i bitew kosmicznych, mieczy świetlnych, Mocy, czy też szturmowców. Jeżeli jednak sprowadzalibyśmy Gwiezdne Wojny do tylko takich kryteriów, to z pewnością wiele pozycji z Expanded Universum nie sprostałoby im. A „Ewok Adventures” bronią się tutaj świetnie, choć w nieco innym aspekcie niż książki i komiksy. Owszem, Ewoki nie używają Mocy, ale za to magia nie jest im obca. W filmach nie zobaczymy też mieczy świetlnych, ale dzięki temu zobaczymy walkę na zwykłe miecze, włócznie i łuki. Ba! Nawet strzelaninę z użyciem blasterów, co udowadnia, że Ewoki wcale nie są takie prymitywne jak się może wydawać. Fani statków kosmicznych poznają je z trochę innej strony, tej planetarnej - w której to statek jest bezużytecznym złomem, bo nie potrafi spełniać swojej funkcji. Jeżeli ktoś ma dość liniowe spojrzenie na kanon Gwiezdnych Wojen, to raczej „Ewok Adventures” potraktuje z przymrużeniem oka i nie sięgnie po nie.
Jak każde filmy rodzinny „Ewok Adventures” niosą ze sobą także odpowiednie wartości edukacyjne. Nie są to sztampowe momenty z pouczeniami, ale sprawnie wplecione w fabułę morały, jakich w baśniach jest niemało. Tutaj mamy w dość prosty sposób pokazane, jak młody człowiek może przemienić się w bohatera i uratować swoich najbliższych oraz poznać moc przyjaźni. Przyjaźń to przecież bardzo ważna wartość społeczna, po którą filmy rodzinne bardzo często sięgają. W „Ewok Adventures” opiera się ona na dwóch filarach, jakimi są główni bohaterowie – Cindel i Wicket. Oboje się wspierają i nawzajem uczą, pokazują sobie swoje światy i służą wzajemną pomocą. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że w filmach widać swoistą magię przyjaźni, szczególnie w scenach zagrożenia.
Ważną pozycję odgrywają także efekty specjalne, które są przecież znakiem firmowym Gwiezdnych Wojen. W „Ewok Adventures” wypadają one nieco blado, bo po pierwsze: mało ich, a po drugie: nie są aż tak przekonujące jak w kinowych produkcjach. Z pewnością decydującą rolę miał tutaj budżet samych filmów telewizyjnych, które już z racji swojego pierwotnego nośnika są ograniczone. Nie mniej jednak poza efektami świetnie wyszły Lucasowi stroje bohaterów. Można tutaj nawet pominąć same Ewoki, które widzieliśmy w Epizodzie VI, a skupić się na Tereku i jego zbirach. Stworzono w ten sposób Maruderów - nową rasę zamieszkującą Endor. W dodatku dzięki postaciom Charal i Noe, usystematyzowano gatunek ludzki jako jeden z zamieszkujących planetę. Owszem sposób „osiedlenia” prawdopodobnie był przymusowy, ale ludzie na Endorze nie są wcale rzadkością. Sam król Terek jest bardzo niebezpiecznym władcą, a jego wygląd dodaje mu powagi i grozy. Podobnie ma się cała jego świta. Można śmiało powiedzieć, że od czasu wejścia Luke’a do Kantyny w Mos Eisley, nie widzieliśmy aż tylu „przebierańców” w jednym miejscu jednocześnie. Maruderzy są bardzo różnorodni, jedni mają rany i blizny na twarzy, drudzy są poubierani w łachmany zamiast zbroi. To wszystko świetnie wpływa na klimat „Ewok Adventures” i sprawia, że czuć w nich tą niezapomnianą magię, wolnej od przesadnych efektów, „kukiełkowej” Starej Trylogii.
Każdy może powiedzieć, że „Ewok Adventures” są nudne, że to filmy dla dzieciaków, ale nikt nie może zaprzeczyć faktowi, że to Gwiezdne Wojny. Te Gwiezdne Wojny, które większość z nas pokochała jako dzieci i zachwyciła się ich magią.