Recenzja Lorda Sidiousa
I oto przed nami kolejny pojedynczy zeszyt serii Legacy, po raz kolejny starający się miast ukazać jedną historyjkę, pleść różne wątki, przez to odnosi się wrażenie, że te zeszyty to serial, może jakaś grubiej zamyślana sprawa? Tyle, że powoli zaczyna mnie męczyć, bo poznaję nowy świat, a na razie z tego jeszcze niewiele wynika.
Z jednej strony mam ukazanie w jaki sposób Sithowie postępują z podporządkowanymi sobie światami. To wątek z jednej strony mało znaczący, z drugiej po raz kolejny wałkujemy to samo. Ostrander zabrnął definitywnie popełnił jeden błąd, a mianowicie zabrnął w utartą drogę, mimo, że stara się udawać powiew świeżości. Szczerze mówiąc i Separatystów i Imperium Palpatine’a pokazywano podobnie, dokładnie jak Sithów Krayta. To, że zmieniła się nazwa i kilka innych rzeczy, bynajmniej nie świadczy, że mamy do czynienia z jakimś novum. Tu czuje się odgrzewane kotlety, tylko trochę postaci się zmieniły i przede wszystkim nazwy. Reszta bez zmian.
Drugi wątek dotyczy Roana Fela, który tym razem ponownie jest pokazany jako postać, silna zarówno psychicznie jak i fizycznie, wyćwiczona. Mamy dowody, dlaczego nie dał tak łatwo sprzątnąć się Kraytowi i pewnie będzie chciał powrócić na należny mu tron, a przy okazji wprowadzić pokój i sprawiedliwość w galaktyce. To właściwie jedyna różnica między klasycznymi Rebeliantami, oni mówili jeszcze o demokracji, a Fel nie, a i tak wszyscy są zadowoleni. Za to tutaj mamy kilka ciekawych nawiązań, jak choćby ogrody Pelleaona na Bastionie. Taki drobny uśmieszek do książkowego EU, ale warto to docenić.
Wizualnie po raz kolejny mamy do czynienia z Colinem Wilsonem i jego stylem. Trzeba przyznać, że walki na miecze świetlne w wykonaniu tego artysty prezentują się znakomicie. Komiks świetnie się przegląda, kto wie, czy nie lepiej niż czyta.
Niestety powoli zaczynam odczuwać pewne znużenie jeśli chodzi o tę serię. Na chwilę obecną, ów komiks nie tylko znów nie wniósł wiele, a raczej po raz kolejny przypomina nam o konflikcie między Sithami a prawdziwym Imperium. Tylko, że poza tym, że ów konflikt jest, niewiele z tego wynika.
Munto Codru to planeta w zewnętrznych rubieżach, bez większego znaczenia dla galaktyki, ale i nią zajmują się Sithowie, wprowadzając tu swoje porządki. Ale to jedynie kolejne z codziennych zadań, następne zdaje się być o wiele ciekawsze, ma nim być kolejny zamach na Roana Fela, prawowitego imperatora...
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 7/10 Klimat: 6/10 Rozmowy: 7/10 Rysunki: 8/10 Kolory: 7/10 Opis świata SW: 7/10 |
Temat na forum
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 7,00 Liczba: 18 |
|
SW-Yogurt2019-11-30 23:59:12
Początek nawet ciekawy, ale ogólnie sporo słabiej niż w dotychczasowych kawałkach.
Dark Count2018-04-10 21:43:38
To było takie niejakie, że nawet nie wiem co napisać. Sithowie wysyłają zabójcę z zleceniem zabicia Fela. Zabójca zawodzi, a Maladi przedstawia swoją klęskę jako część jakiegoś większego planu. Strasznie to nadęte.
Nie wiem, seria Empire jakoś potrafiła na parunastu stronach zamieścić wspaniałe historie, (nie licząc tych z księżniczką Leią, te były kiepskie) w Legacy mi tego do tej pory brakuje. "Gotów na śmierć" to komiks bez wyrazu, nieciekawy i w sumie niepotrzebny, stworzony tylko po to by pokazać jaki to Fel nie jest hardy.
3/10
Hialv Rabos2015-06-10 19:04:06
Typowy średniak, z przyzwoitymi rysunkami i średnią fabułą. Ocena 5/10.
Onoma2009-02-21 21:32:41
Niezłe, choć mam nadzieję, że wątek Munto Codru jeszcze powróci. Colin Wilson zaś jest geniuszem. ^^
8/10