Recenzja Nestora
37 numer Marvel Comics Star Wars kończy wątek zakonu Nienaruszalnego Cyklu i tajemniczej gry Dartha Vadera. Mroczny Lord Sithów i młody Jedi Luke Skywalker zostali zmuszeni do stoczenia pojedynku w Kryształowej Dolinie. Jest to pierwsze spotkanie obu panów w tej serii komiksowej.
Okładka niestety nie powala, a sama możliwość pokazania pojedynku Vade vs Luke ma taki potencjał. Całość blado wygląda przy okładce 4 zeszytu serii. Wykorzystano podobny wątek, w tym jednak przypadku inaczej go zrealizowano. Starcie dopiero się rozpocznie, a ukazanie się samego cienia Lorda Sithów sugeruje inne możliwości. Jest to dość mocne nawiązanie do tego, co dzieje się w komiksie. Moje oczy kole kontrastowość wykonania tej okładki. Na przykład ostrze Dartha Vadera jest cudnie narysowane, a już rękojeść rękojeść ręka odpychają. Luke natomiast ma zbyt uwydatnioną fryzurę przy dziwnie spłaszczonej głowie. Do tego dochodzi heroiczna budowa ciała i odpowiednia postawa. Otoczenie walczących ma już się trochę lepiej, świetnie odzwierciedla realia, w jakich obu panom przyjdzie się zmierzyć.
Domina Tagge zmusza Lorda Vadera i młodego Skywalkera do odbycia pojedynku w kryształowej dolinie. Tym samym kontrolę nad sytuacją traci Sith, na rzecz siostry Nienaruszalnego Cyklu. W tym samym czasie Orman Tagge zmusza kapitana Sokoła Milenium do wylądowania na powierzchni Monastyru, co doprowadza do pojedynku z myśliwcami TIE. Do rywalizacji między Imperium a Rebelią włącza się kolejny gracz, przez co zakończenie mini serii nabiera rumieńców. Może nie same zakończenie, a wynik pojedynku Luke z Vaderem. Bardzo dobrze skonstruowano ten element komiksu, dzięki niemu całość jest odbierana bardzo pozytywnie. W serii pojawia nam się pierwowzór holo. Jak wiemy w „Imperium kontratakuje” pojawia się on pierwszy raz. Jak widać nowy epizod ma coraz większy wpływ na Marvela. Holocron w komiksie jest po prostu kryształowym kwadracikiem, kwadracikiem, którym można oglądać zapisane w nim rzeczy, jak na ekranie małego telewizora. W filmie działanie urządzenia wyglądało inaczej, co wskazuje na to, że możliwość jego wprowadzenia została tylko zasugerowana twórcą komiksu. Kolejnym nawiązaniem/sprostowaniem komiksowym w stronę filmu jest epilog. Tłumaczy, dlaczego Jabba the Hut (tak, ten w formie humanoidalnej) wznowił nagrodę za głowę Hana Solo.
Kreska Eugene’a Day jest już nam na tyle znana, że nie należy od niej wymagać czegoś „więcej”. Komiks pod tym względem jest zupełnym średniakiem, a żywe kolory Nelsona Yamotova nie zmienią mojego o tym, że komiks jest rysowniczo słaby. Na szczęście mogę was zapewnić, że w przyszłości nie zobaczycie już tego pana, a rysunki w serii wejdą na nowy, lepszy poziom.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 4/10 Klimat: 10/10 Rozmowy: 4/10 Rysunki: 2/10 Kolory: 5/10 Opis walk: 5/10 Opis świata SW: 2/10 |
SW-Yogurt2018-12-13 20:28:00
Takie to jakieś takie sobie. Za to końcówka odkręca różne rzeczy z przeszłości i nawiązuje do TESB.