Recenzja Nestora
18 numer Marvel Comics Star Wars to pierwszy numer kolejnej mini serii i wielki powrót Imperium, którego nie mieliśmy okazji oglądać w akcji, od 6 zeszytu. Oczywiście nie licząc drobnych wzmianek i nawiązań.
Jeżeli chodzi o okładki to Marvel dalej idzie swoją wydeptaną ścieżką w tej materii, czyli pokazywanie na niej to, co znajduje się w komiksie, w nieco inny sposób. Ten sposób czasem zmienia jej znaczenie na tyle, że staje się zupełnie nie podobna, ale tym razem nie ma tak dużych odstępstw. Na okładce widzimy nieprzytomnego Luke’a, niesionego przez C-3PO. Przed nimi szturmowcy, mierzący w nich ze swoich blasterów. Jest to przerysowanie sceny z ostatniej strony zeszytu. Na okładce widać, że akcja ma miejsce na powierzchni planety nocą, w komiksie jest to stacja kosmiczna. W oczy rzuca się także wygląd klasterów szturmowców. Oba wzory różnią się od standardowych DC, do których przywykliśmy.
Sokół Milenium leci sobie beztrosko przez nadprzestrzeń, gdy nagle okazuje się, że Luke stracił przytomność. Scena, w której A2-D2 pokazuje zapis całego zdarzenia, jest świetnie wykonana. Nie pod względem kreski, ale o tym później, ale budowy napięcia akcji. To jednak prowadzi do dalszych elementów, które mi osobiście w Marcelach bardzo przeszkadzają. A mianowicie wariacje na temat budowy Imperialnych maszyn. Mieliśmy już przerobiony Niszczyciel Imperialny, teraz mamy jego kolejną wersję plus myśliwce. Bardzo przypominające ten, którym latał Darth Vader nad Yavinem IV. Widzimy też zderzenie dwóch silnych charakterów, co dobrze prognozuje na przyszłe zeszyty, Komandora Storma i byłego senatora Greyshade’a. Relacje między nimi opierają się na partnerstwie, czyli tolerują swoją obecność, lecz nie znoszą się serdecznie. Koło, czyli stacja kosmiczna, na której można beztrosko oddać się hazardowi, jest monstrualna. W porównaniu z nią, Imperialny Niszczyciel, przypomina raczej frachtowiec. Osobiście jestem przeciwny takim rozmiarom. Za bardzo przypomina Gwiazdę Śmierci, nie chodzi tu o budowę, ale o sposób jej przedstawienia. Na razie cała karta fabularna jest otwarta, zobaczymy, co będzie później. Jak na razie jest poniżej oczekiwań.
Kreska, to element, o którym wolałbym nie wspominać. Jest po prostu koszmarna. Najlepiej ze wszystkiego jest odtworzony Sokół Milenium, reszta natomiast jest poniżej poziomu wszelkiej krytyki. Twarze postaci są nie do rozpoznania, zupełnie bez emocji. Znacznie lepiej prezentują się nowi bohaterowie i to jest chyba jedyny plus w tej dziedzinie. O ile w poprzednich zeszytach Infntino miał swój sposób rysowania Wookiego, o tyle teraz złamał tą zasadę i poszedł w gorszą stronę. Widać tu ewidentny wpływ nowego rysownika. Licze, że w następnych numerach go nie będzie, a Carmine wróci na swój stary tor.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 2/10 Klimat: 10/10 Rozmowy: 2/10 Rysunki: 1/10 Kolory: 2/10 Opis walk: 2/10 Opis świata SW: 3/10 |
SW-Yogurt2018-12-09 16:37:19
Trochę mi się przez to brnęło, ale w końcu gdzieś dotarli. ~;)
Bolek2011-05-14 17:57:40
Chewbacca ponownie wygląda jak wielka małpa... Ale cała reszta jest całkiem znośna. Po dwudziestiu numerach można się przyzwyczaić do archaicznych rysunków.