TWÓJ KOKPIT
0

Wywiad z twórcami Dziedzictwa Mocy :: Książki

Tłumaczenie: Urthona

RH = redaktor z Random House
AA = Aaron Allston
KT = Karen Traviss
TD = Troy Denning

RH: Dobrze, przejdźmy do rzeczy: śmierć Mary Jade z rąk Jacena Solo. Kto wpadł na ten pomysł i jak został on przyjęty przez wszystkich zgromadzonych na wstępnych naradach dotyczących serii? [LotfF - przyp. Urthony]
TD: TO jest pierwsze pytanie? Czujemy się jak grupa zabójców.
AA: Pomysł pojawił się na spotkaniu na Big Rock Ranch pod koniec 2004 r., ale ja nie odważę się powiedzieć, kto pierwszy na niego wpadł. Tutaj mnie nie przyłapiesz.
KT: Obawiam się, że to ja zasugerowałam, żeby Jacen zabił kogoś kogo kocha. Ale jestem Brytyjką, pamiętaj. To my zawsze jesteśmy tymi złymi.
AA: Pomysł, o ile pamiętam, spotkał się z różnym przyjęciem. Wszyscy jednak rozpoznali dramatyczne możliwości, jakie niosła śmierć Mary. Ale nie wszyscy byli szczęśliwi, że ma ona umrzeć.
TD: Ale nie było jakichś przepychanek czy walk. Wiedzieliśmy, że historia musi zawierać jakieś wydarzenie, które wstrząśnie Benem i każe mu się poważnie zastanowić nad tym, kim się stał. Nikt nie zabił Mary specjalnie.
KT: Wspomniałam o pewnym teście, jakiemu poddawano członków SS (lub Gestapo). Otóż wszyscy na początku szkolenia otrzymywali szczeniaka owczarka niemieckiego i między innymi szkolili go, także do walki z psami innych kadetów - kochali go, krótko mówiąc. Kiedy już byli do niego bardzo przywiązani, kazano go im zabijać. Kto nie mógł tego zrobić, został wyrzucany z szeregów. Wydawało mi się, że to będzie typowy test na Sitha - jesteś tak przywiązany do sithyjskich ideałów, że potrafisz zabić tego, kogo kochasz, udowadniając tym samym, że potrafisz przedłożyć obowiązek nad miłość do na przykład swojej rodziny. W "Sacrifice" jest nawet aluzja do tego, o czym wcześniej mówiłam - w momencie, kiedy Jacen myśli o szczeniakach nosito.
RH: Znając reakcje fanów na zgony Chewbaccy i Anakina [Solo - przyp. Urthony] czy wahaliście się przed uśmierceniem kolejnej popularnej postaci?
AA: Oczywiście, że tak. Z tego i innych powodów, obawiałem się tego wydarzenia, i domyślałem się, że będzie ono jednym z najmniej oczekiwanych w tej serii.
KT: Cóż, nikt nie jest nieśmiertelny. W fikcji literackiej jest zawsze lepiej jak bohaterowie odchodzą w blasku chwały niż niedołężni w domu spokojnej starości na Coruscant. Czytelnicy są zawsze poruszeni, kiedy ich ulubieni bohaterowie umierają - bylibyśmy złymi pisarzami, gdyby te śmierci nie robiły na nikim wrażenia - ale niewielu fanów uciekało się z tego powodu do pogróżek czy zniewag pod naszym adresem.
TD: Dobre opowieści zawierają zarówno tragedię jak i triumf. Moim pierwszym zmartwieniem kiedy piszę, jest zwykle zbudowanie logicznej i jednocześnie zaskakującej historii (nigdy nie uśmiercam jakiejś postaci bez powodu). Ogólnie rzecz biorąc, reakcje na śmierć Anakina, z jakimi się spotkałem, nie były złe. Ludzie byli smutni z tego powodu (podobnie jak ja), kilkoro było wściekłych, ale większość zgadzała się co do tego, że było to wydarzenie, które spowodowało, że NEJ jest tak zajmującym i ciekawym cyklem powieściowym.
KT: Fikcja literacka powinna wyzwalać w nas silne emocje. To pozwala nam, jako czytelnikom, "wyładowywać" emocje w bezpiecznym środowisku, a zatem zgony w powieściach spełniają dobrą funkcję w ludzkiej psychice. I, szczerze mówiąc, pomysł by bohaterowie nigdy nie umierali, nie jest, według mnie, dobry dla opowiadanej historii. Jeśli czytelnik wie, że nic się bohaterowi nie stanie, to gdzie w tym dramatyzm?
RH: Jednym ze sprzeciwów jakie słyszałem na temat śmierci popularnych postaci, było to, że jeśli ludzie chcą realizmu, to wybiorą raczej jakąś powieść Updike'a. Jak się zapatrujecie na taki pogląd?
AA: Wielu fanów jakoś reaguje, a niektórzy nie. To nie jest jakaś uniwersalna rzecz. Ci, którzy się sprzeciwiają zgonom bohaterów, mają tendencje do głośniejszego wyrażania swoich przekonań.
TD: Nie zamierzasz chyba nas jakoś skłócić i wprowadzić kontrowersji, co?
AA: Pamiętam, że jako dziecko czytałem jakąś powieść o Robinie Hoodzie, w której on umiera. Byłem w szoku. "Robin Hood nie może umrzeć! Ta historia nie może się nigdy skończyć!" Ale prawda jest taka, że narażanie bohaterów na niebezpieczeństwo a potem nie zabicie żadnego z nich (a przynajmniej któregoś z najważniejszych), ograbia cykl z całego napięcia. "O rany, Luke jest znowu w niebezpieczeństwie!" Hm, hm.
Pewnie, że możemy uzyskać napięcie przez unieszczęśliwienie bohaterów bez ich zabijania. Ale zauważ, że powiedziałem "narażanie na niebezpieczeństwo". Fizyczne niebezpieczeństwo, niebezpieczeństwo nadciągającej śmierci, było częścią serii SW od czasów "Nowej Nadziei". Więc albo wikłamy bohaterów w niebezpieczne sytuacje i doprowadzamy do tego, że są one znaczące, albo wcale nie mamy żadnego niebezpieczeństwa, co stanowi zmianę w ukazywaniu danego uniwersum.
KT: "Gwiezdne Wojny" są tak szerokim światem i tak wiele jest w nich materiału pozwalającego oderwać się od rzeczywistości , że ludzie mogą czytać jeśli chcą, ale jest też wielu, wielu innych czytelników, którzy chcą czegoś, co odbija kwestie, jakim stawiają czoła w realnym życiu. Jak powiedział Aaron, nadchodzi moment, kiedy historia staje się nudna i zastała, jeśli główny bohater nie doświadcza żadnych prawdziwych niebezpieczeństw.
RH: Jakie były wasze odczucia co do konkursu online na sithyjskie imię dla Jacena?
TD: Pomyślałem sobie, że to był dobry i zabawny pomysł. Oczywiście musieliśmy zobaczyć jak fani zareagują na jego nowe imię, czy im się spodoba.
RH: Luke już raz przeszedł na Ciemną Stronę. Czy śmierć Mary znów popchnie go na tą ścieżkę?
TD: Wiesz, że nie możemy odpowiedzieć na to pytanie.
RH: Hej, nie możesz mnie winić za to, że próbowałem! Pomyślcie - Han też nie zniósł dobrze śmierci Chewbaccy. Wiedząc, że jego syn przeszedł na Ciemną Stronę i zamordował żonę jego najlepszego przyjaciela - trudno sobie wyobrazić, żeby Leia powstrzymała go po tym wydarzeniu...
AA: To nieco dziwny punkt widzenia. Punkt widzenia kogoś, dla kogo Luke, kanoniczny charakter z filmów, jest o wiele bardziej ważniejszy od Jacena z EU. Ale z perspektywy Hana to nie ma sensu. Luke jest jego najlepszym przyjacielem. Jacen jest jego synem. Obu ich kocha i byłby równie zdruzgotany utratą jednego jak i drugiego. Zamiast wyrwać blaster z pochwy i popędzić zabić swojego chłopaka [w sensie syna – przyp. Urthony] , musi być rozdarty między nimi.
RH: Czy pomysł z przejściem Jacena na Ciemną Stronę był pomyślany tylko dla tej serii, czy też pojawiał się już od jakiegoś czasu? Czy jest jakaś „nadintryga”, która będzie sięgała daleko w przyszłość?
AA: O ile sobie przypominam, było to pomyślane tylko na tą serię, aczkolwiek na tyle wcześniej, aby Troy mógł dawać wskazówki co do tego w Trylogii Mrocznego Gniazda.
TD: Tak, sedno tego pomysłu pojawiło się kiedy pisałem tę trylogię, myśląc o tym co Jacen mógł odkryć podczas swej podróży odbytej by dowiedzieć się czegoś więcej o Mocy. Kiedy dowiedziałem się, że edytorzy z LucasFilmu i Del Reya szukali pomysłów na nową serię, powiedziałem im o czym myślę i to było jej zaczątkiem.
AA: Nie wiem nic o żadnej „nadintrydze”. Konsultowaliśmy pomysły z obu serii [DN i LotF – przyp. Urthony] aby utrzymać spójność, ale nie myśleliśmy o wzajemnym przeplataniu się wątków.
RH: Czy Han i Leia ponoszą jakąś odpowiedzialność za przejście Jacena na Ciemną Stronę?
KT: Zastanawiam się, czy każde z dzieci Skywalkerów/Solo wychowywało się w normalnych, dobrych warunkach? Jeśli Coruscant miałoby odpowiedni departament socjalny, na pewno zaopiekowano by się nimi – wydarzenia, których byli świadkami jako malcy, były szokujące. Ben znalazł własną drogę, co nie jest dla niego łatwe. Potomstwo „ludzi ze świecznika”, że tak powiem, bardzo łatwo może ześwirować kiedy próbuje dorównać legendarnym rodzicom. Takie sytuacje mają miejsce w realnym życiu, jak wszyscy wiemy.
AA: To jest przepaść pokoleniowa plus miecze świetlne.
TD: Jacen został schwytany przez Yuuzhan Vongów, a Vergere zrobiła mu pranie mózgu, więc przeszedł więcej niż jego rodzice. Ostatecznie jednak, jedyną osobą odpowiedzialną za to, kim stał się Jacen, jest on sam.
KT: Dokładnie. Zgadzam się co do tego, że jego doświadczenia z Vongami i Vergere zmieniły go i jego perspektywę własnej omylności. Ale Jacen jest właściwie bardzo sprytnym facetem z wysokim mniemaniem o sobie.
Jak wiele osób mających władzę, szczególnie tych bardzo uzdolnionych, stąpa na krawędzi złych uczynków i może się łatwo samemu rozgrzeszyć. Jacen nie od początku jest lekko chory psychicznie, ale potęga korumpuje i nie ma wątpliwości, że poważnie zmienia ludzi. Wielu ludzi, którzy mieli trudne dzieciństwo i rodzinę jak z koszmaru sennego, nie zostaje seryjnymi mordercami itp., zaś czasem jest tak, że najbardziej nawet odpowiedzialni rodzice wychowują bestię. Konkludując: za to, kim się stajemy, odpowiadamy sami.
RH: Jak zdecydowaliście, w jakiej kolejności będziecie pisać poszczególne tomy?
AA: Zdecydowały o tym nasze edytorki, Shelly Shapiro z Del Reya i Sue Rostoni z Lucas Licensing.
RH: Jak bardzo Sue i Shelly były zaangażowane w projekt? I czym się różnią ich role?
AA: Były bardzo zaangażowane, uważały na wszystko co się dzieje w serii. Shelly jest bardziej skupiona na wartości literackiej powieści, koordynacją między pisarzami, logiką opowiadanej historii poza kontekstem EU. Sue skupia się bardziej na ciągłości, potrzebach LucasFilmu i oczekiwaniach fanów oraz wierności dochowywanej bohaterom. Ale jeśli nawet te ich różne funkcje je skłócały, to cóż, nie dawały mi ich odczuć.
KT: Nieważne jak dokładnie planujesz każdy detal (mieliśmy 40-stronicowy zarys dla każdej z książek) i jak dużo rozmawiasz z kolegami-autorami, nie możesz praktycznie wiedzieć o wszystkim, co robią. Właśnie dlatego potrzebujemy Sue i Shelly. Osoby nie piszące, mające o wiele większe pole widzenia na to, co się dzieje, są niezwykle potrzebne.
TD: One są „klejem” spajającym wszystko. Prawdopodobnie to one pracują najciężej, żeby wszystko trzymało się kupy. Byłoby wielkim błędem ich niedocenienie.
RH: Jak często wasza trójka ze sobą rozmawia? Czy komunikujecie się telefonicznie czy emailem?
KT: Emailem. Mieszkam w Anglii, więc różnice czasowe między naszymi krajami są znaczne, w związku z tym telefony nie wchodzą raczej w grę, a poza tym lubię dostawać wszystkie dokumenty itp. w łatwym do sprawdzenia formacie. Czasem nie wyrabiamy się z rozmowami, a potem milczymy całymi tygodniami. Bądź co bądź, książki muszą zostać kiedyś napisane.
RH: Co robicie, kiedy nie zgadzacie się ze sobą w jakiejś sprawie?
TD: Na szczęście mamy wspólny mózg, więc do tego nie dochodzi. Ale poważniej, nie jest to jakiś duży problem.
KT: Każde z nas skupia się na tym, co jest najlepsze dla serii, nie na własnym interesie.
RH: Jak zmieniało się wasze postrzeganie Jasnej i Ciemnej strony Mocy podczas pisania książek z LotF ?
KT: Może nie tyle Moc, ile natura jej użytkowników. Uderza mnie to, że staje się ona coraz bardziej sekciarska. Jak mówi Boba, to mała schizmatycka wojna religijna między elitą, która wciąga miliony ludzi. Czytelnik oczywiście postrzega większą część „Gwiezdnych Wojen” z perspektywy Jedi, ale założę się, że przeciętny obywatel Galaktyki nie wie więcej o Radzie Jedi niż większość ludzi z naszej rzeczywistości o Banku Światowym.
TD: Zawsze miałem wrażenie, że kiedy Yoda uczył Luke’a o Jasnej i Ciemnej Stronie, mówił raczej o jasności i ciemności w nas samych niż o Mocy.
RH: Jedi z czasów Yody wierzyli, że przywiązanie i więzi rodzinne prowadzą do nieszczęścia. Czy nie jest to dość dokładnie widoczne w historii Dartha Vadera, jego dzieci i wnuków?
AA: Myślę, że wierzenia Jedi z ery Republiki o tym, że przywiązanie prowadzi do katastrofy są prawdziwe, ale mam nadzieję, że my pokazujemy, że nie każda miłość stanowi tego typu przywiązanie. Ja wierzę, że wielu Jedi może się żenić i mieć dzieci i to nie spowoduje żadnej tragedii. Myślę że część problemu stanowi to, że rodzina Skywalkerów jest tak samo ważna i szczęśliwa jak Atrydzi z mitologii greckiej. To znaczy, są bardzo ważni... ale nie bardzo szczęśliwi.
KT: Nie, wydaje mi się, że Yoda miał rację. Jedi nie powinni mieć rodzin. Oni są superbroniami, i kiedy stracą zdolność do odłączenia się – jakkolwiek owo tak zwane odłączenie się miało miejsce w późnych latach Republiki – więc ich spory rodzinne będą wstrząsać Galatyką w późniejszym okresie. Saga Dziedzictwa Mocy jest po prostu historią rodzinną, w której pojawia się „ex-dziecko” lub dwójka „exów”, którzy wywołują galaktyczną wojnę. Czy widzą ironię? Nie wiem tego. W każdym razie jak wszyscy ludzie z nieograniczoną potęgą i będący „pretendentami do tronu”, spuszczają z oka główny cel i – cokolwiek myślą, że robią – stwarzają okazje opierające się na tym, co jest dobre dla tych, których kochają, nie zaś na tym, co dobre dla większości. Są w końcu tylko ludźmi. Problem w tym, że ich moce i wpływy nie są ludzkie...
TD: Nie zapominajmy o dobrych ludziach ze strony Skywalkerów: Luke’u, Lei, Anakinie Solo, Jainie... Zobaczymy jeszcze co będzie z Benem, ale nawet Jacen okazał się dobry, kończąc wojnę z Yuuzhanami.
RH: Każde z was znane jest z tego, że stworzyło lub wzbogaciło charakterystykę jakiegoś bohatera. Allston – Wedge’a Antillesa; Traviss – Bobę Fetta; Denning – Alemę Rar. To dopiero musiało być przeżycie móc wprowadzić ich wszystkich do jednej serii! Czy są to wasze ulubione postacie, czy lubicie je opisywać?
TD: Lubię opisywać różne postacie. Jeśli potrafię „wejść im do głowy” i naprawdę zrozumieć, czego chcą i jak chcą osiągnąć cel, to potrafię podświadomie połączyć się z nimi i wtedy po prostu ożywają w mojej głowie. Kiedy to się staje, każdy z nich jest moim ulubionym bohaterem.
AA: Tak, to prawda – Wedge jest moim ulubieńcem. Mówiłem w innych wywiadach, że interesuje mnie on dlatego, iż jest zabójcą z zasadami. Jego zabójcza część nie jest tak bardzo interesująca – z tej perspektywy, Wedge jest facetem, który zawsze znajdzie środki, motywy i okazję. Bardziej jednak interesuje mnie etyka, jego walka wewnętrzna, aby zabić właściwą osobę, taką, która nie pociągnie tych, których Wedge inspiruje i którymi dowodzi, w jakąś otchłań. Na przykład taką, za którą podąża Jacen.
Lubię opisywać wielu bohaterów i trochę to przerażające, jak łatwo „wskoczyłem” w skórę Jacena. Ja i on tak bardzo się nie różnimy poza tym, że Jacen wygląda lepiej, ma supermoce i jest bardziej zły ode mnie.
KT: Uwielbiam opisywać Bobę i rozszerzać jego dysfunkcyjną rodzinę o nowe postacie, a także opisywać jego wyobcowanie z kultury mandaloriańskiej. Zachwycające jest to, że jest on mimo wszystko przy zdrowych zmysłach, pomimo jego pochodzenia. Jest skomplikowaną postacią, a co za tym idzie, można napisać o nim wiele historii. Lubię też opisywać szaloną Alemę, a także Lumiyę – to było fascynujące przeżycie móc umieścić te dwie postacie w jednej scenie w „Sacrifice”, zwłaszcza że w tak różny sposób znoszą swoje kalectwo. Lubię też wyzwania – na przykład kiedy nie znam za dobrze danej postaci. Myślę, że z tych właśnie, niezbyt znanych mi postaci, najbardziej cieszyłam się z możliwości opisania admirał Niathal. Nie mam pojęcia dlaczego, ale kiedy postać kalamariańskiej oficer pojawiła się w zarysie powieści „Zdrada” Aarona, ujęła mnie ona i po prostu „spłynęła” na papier.
Jakkolwiek to brzmi, lubiłam opisywać Jacena. Wydaje mi się, że wszystkie te lata, które spędzałam w towarzystwie polityków przynoszą teraz owoce.
RH: Lumiya pojawiła się po raz pierwszy w komiksach, a później „wskoczyła” w powieści. Czyj to był pomysł, aby pokazała się w tej serii? Jak bardzo stare komiksy są połączone z „oficjalnym” uniwersum? Mam wrażenie, że dawniej przywiązywano mało uwagi do ciągłości wydarzeń itp.
AA: Lumiya została wybrana głównie dlatego, że mieliśmy główną postać sithyjskiego mentora Jacena, znanego tylko jako „czarownik”. W pewnym momencie ktoś wpadł na pomysł, aby owym tajemniczym „czarownikiem” została Lumiya, no i wszystkim się to spodobało.
KT: Wydaje mi się, że to był pomysł Sue Rostoni.
AA: Pojawienie się Lumiyi nie znaczy jednak, że każde wydarzenie z komiksu może być traktowane jako część EU. To wszystko nie będzie do siebie pasować.
KT: Ciągłość jest zawsze wyzwaniem dla trzydziestoletniej tradycji, ale dopóki ludzie zdają sobie z tego sprawę, rozpoznają ograniczenia i to, że nigdy to nie będzie doskonałe i traktować je jak fikcję, nie zaś religię, wtedy wszyscy będziemy mieli z tego niezłą zabawę. Kiedy ciągłość będzie znaczyła więcej niż historie i motywy, saga się skończy.
RH: Wiem, że nie możecie dawać spoilerów, ale może parę delikatnych wzmianek, co stanie się w pozostałych książkach z serii „Dziedzictwo Mocy”?
AA: Wzmianki bez spoilerów? To trudne. Może takie coś: „Będą strony. Wiele, wiele stron. Na większości z nich będą litery, pisane łacińskim alfabetem”.
Aach, poczułem się o wiele lepiej.
TD: Na pewno będzie wiele bitew kosmicznych i klasycznych pojedynków na miecze świetlne.
KTBoba na pewno nie zmięknie. To mogę wam powiedzieć.
RH: Oprócz powieści ze świata Gwiezdnych Wojen, każde z was ma własne projekty pisarskie. Jak utrzymujecie równowagę między nimi?
AA: Pracujemy przez cały czas!
KT: Dzielę mój czas 50/50 w roku pomiędzy zakontraktowane powieści a moje własne. Jestem potwornie nudna – ciągle interesy i arkusze kalkulacyjne.
TD: Pracuję jak szalony nad jednym projektem, potem wychodzę na powietrze i znowu rzucam się na nowy. Słyszałem o pisarzach, którzy pracują nad dwoma lub trzema książkami jednocześnie. Nie potrafię sobie wyobrazić czegoś takiego – kiedy pracuję nad książką, nie mam czasu myśleć o niczym innym. Nie odbieram telefonów, maili, moje włosy stają się coraz dłuższe...
RH: Troy, wyglądasz świetnie z długimi włosami! Dziękuję wam wszystkim za poświęcenie swojego czasu na ten wywiad i odpowiedzi z taką cierpliwością i humorem. Niech Moc was nie opuszcza!


TAGI: Aaron Allston (19) Karen Traviss (19) Troy Denning (24) wywiad (38)
Loading..