Recenzja Lorda Sidiousa
Oto niedawno miałem okazję zapoznać się z “najnowszym” dziełem Dark Horse’a, ale czy faktycznie takim nowym? Fotokomiks choć wydany w USA w 2007 roku, został wydany wcześniej w innych krajach – przede wszystkim Japonii i Wielkiej Brytanii w 2005, z pewnością był to test produktu, który jak łatwo się domyślić sprzedał się na tyle, by móc trafić do „głównego” obiegu, czyli Stanów Zjednoczonych. Wcześniej nazywało się to CineMangą, a wydawcą było Tokiopop.
Sam pomysł jest prosty, oto mamy zwykłe foto-story, tym razem bazujące na filmach. Niby genialne w swojej prostocie, kolejna wersja adaptacji filmu, tym razem ze względu na zdjęcia bliska oryginałowi. Ale czy na pewno? Otóż warto przypomnieć, że coś podobnego już istnieje, choć to był album, wydany także i w Polsce, skierowany do zdecydowanie młodszych odbiorców. Było to oczywiście Mroczne Widmo – Opowieść filmowa. Fotokomiks jest wyraźnie adresowany do trochę starszego odbiorcy, przede wszystkim takiego, który sam już czyta, może jeszcze niezbyt szybko, a na dodatek nadal woli obrazki i fotosy niż tekst, ale już jednak może się cieszyć komiksem tak z rodzicem jak i samemu.
Odbiorca ten definiuje także spłaszczenie historii, która tu zdaje się być jeszcze bardziej niewinna i mniej wojenna, niż jest. Dzięki temu dochodzi do poważnych dysproporcji między „długością” scen, bo z jednej strony pierwsze spotkanie Anakina i Padme (czy jesteś aniołem?), trwa prawie dwie strony, mniej więcej tyle samo, co wyścig czy bitwa o Naboo. Owszem trudno się tu nie spodziewać skrótowości, ale czasem wydaje się, że jest to raczej dopasowywanie opowieści do odbiorcy, niż skracanie jej. Nie wiem, miejscami przypomina to foto romansidło z gazetek dla młodzieży.
Zdecydowanym plusem jest natomiast to, że kwestie filmowe są praktycznie bez zmian. Po takim czasie jaki upłynął od premiery nie było to trudne. Trzeba pamiętać, że w produktach, które pojawiły się wraz a nawet często przed filmem, dialogi bazują na scenariuszu, nie na finalnej ścieżce dialogowej, przez to różnice są łatwe do wychwycenia. Tu ich nie ma, choć jest widoczna skrótowość, widoczna choćby w następstwie kwestii czy scen. A pomimo takiej konwencji nie ma większych błędów, choć oczywiście można i takie wychwycić, jak np. umieszczenie zdjęć nie w tej kolejności jak w filmie, widoczne choćby w scenie pogrzebu Qui-Gona.
Ogólnie rzecz biorąc jest to ciekawy eksperyment, zdecydowanie skierowany do młodszych fanów, zwłaszcza jeśli dopiero rozpoczynają swą przygodę z sagą. Dla nich także dołączono stronę bonusową, dzięki której łatwiej rozpoznać który podracer należy do kogo. Bez wątpienia jest to dowód, że serie pokroju Clone Wars Adventures mają się całkiem dobrze i Dark Horse chce eksperymentować w tej dziedzinie.
Ocena końcowa
|
Ogólna ocena: 6/10 Klimat: 7/10 Jakość zdjęć: 8/10 |
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 6,00 Liczba: 1 |
|