Autor: Jedi Przemo
Słońce skalistej planety Korriban spokojnie kryło się za zachodem. Nikt by nie przypuszczał, że na tak odludnym i zapomnianym przez wszystkich świecie toczy się śmiertelna walka dopóki nie zobaczyłby oślepiających błysków i nie usłyszałby dźwięków mieczy świetlnych oraz przedśmiertnych okrzyków ostatnich strażników tego miejsca, ostatnich Rycerzy Jedi Starej Republiki...
Darth Sairex zablokował atak ostatniego z dziesięciu Jedi i natychmiast kontratakował. Starożytny rycerz uchylił się o włos od szkarłatnego ostrza i skoczył na napastnika, mierząc swoim mieczem w tors Lorda Sithów. Ten tylko się uśmiechnął. Z jego dłoni wystrzeliły błękitne zygzaki błyskawic Mocy obejmując ostatniego obrońcę Świątyni w śmiercionośnym uścisku. Jedi wrzasnął przeraźliwie. Ostatnimi resztkami sił rzucił się na przeciwnika. Nigdy nie dotarł do celu. Padł martwy z wypalonym przez miecz świetlny sercem. Darth Sairex obrzucił ciała triumfującym spojrzeniem i zaśmiał się chichotliwie. Następnie narzucił na głowę czarny kaptur i pobiegł pędem po kamiennych stopniach do wnętrza Świątyni Sithów
Yavin IV
Luke Skywalker stał na szczycie świątyni i rozmyślając, patrzył na budzącą się do życia dżunglę księżyca Yavina IV. Tej nocy obudziło go coś dziwnego. Coś, czego nie czuł od lat. Mrok Ciemnej Strony. Taki sam jak ten, który wyczuwał przy Imperatorze lub przy Exar Kunie. Czyżby znalazł się inny Mroczny Jedi? Musiał użyć Ciemnej Strony w złym celu, aby go wyczuć. Czyżby nie zdawał sobie z tego sprawy? A może był na tyle silny by się nie obawiać wykrycia.
Skywalker pomyślał, że wróci do tej sprawy po zajęciach, które miały się zaraz zacząć. Po czym udał się do prakseum gdzie zastał już swoich uczniów medytujących czekając na swojego mistrza. Gdy wszedł, wszystkie oczy zwrócił się na niego. Luke użył Mocy, aby zamaskować swój niepokój przed studentami. Jednak nie potrafił ukryć dumy wynikającej z ich poziomu zaawansowania. Większość miała już własne miecze świetlne, za to inni mieli duże opanowanie we władaniu Mocą. Postanowił zacząć zajęcia:
-Witajcie. Umiecie już używać Mocy do podnoszenia ciężarów, przesuwania przedmiotów, przyciągać je do siebie, wyczuwać uczucia, wymierzać sprawiedliwość, a przynajmniej teoretycznie- dodał z uśmiechem-i parę innych drobiazgów. Dzisiaj wkroczymy w następny etap, jakim jest leczenie za pomocą Mocy. Wiem, że niektórzy mają specjalny do tego talent, ale każdy może się nauczyć samoleczenia. Dziś zaczniemy od małych zranień jak choćby ukłucia lub draśnięcia. Na półce w kącie leżą igły, niech każdy weźmie jedną i się ukłuje. Znacie techniki łagodzące ból.
W tej samej chwili kilkanaście igieł poszybowało do dłoń, które je wezwały. Następnie uczniowie się lekko ukłuli, po czym odruchowo ścisnęli swoje ranki.
-Skupcie się, - powiedział Luke- użyjcie Mocy do odepchnięcia i zwalczania bakterii.
Na twarzach studentów odmalowało się skupienie i pojawiły się krople potu. Kiedy Skywalker wyczuł, że wszystkim się już udał to powiedział:
- Teraz postarajcie się zmobilizować organizm do gojenia rany i zakrzepnięcia krwi.
Uczniowie zacisnęli oczy mocniej i starając się wykonać polecenie. Luke obserwował spokojnie każdego z nich. Nagle wyczuł coś lodowatego, ogarnął go mrok, zataczał się w ciemność, słyszał jakiś złowieszczy chichot, który rozchodził mu się po głowie, zemdlał.
Kiedy Luke się ocknął, zobaczył nad sobą swoich uczniów z przerażonymi minami.
-Mistrzu Skywalker, nic ci nie jest?- Spytał Tyres, jeden ze studentów, doskonale władający mieczem świetlnym
-Nie wszystko w porządku, to tylko chwila słabości- odpowiedział Luke
-Na pewno mistrzu Skywalker? Jesteś strasznie blady i rozdygotany- tym razem zapytała Tiana, miała talent do leczenia, więc szybko postawiła diagnozę
-Na pewno. Wracajmy do lekcji. Czy zanim zemdlałem komuś udało się wykonać ćwiczenie?
Nieliczne potwierdzenia utwierdziły go w przekonaniu, że będzie musiał wrócić do tej lekcji następnego dnia.
-Dobrze, jutro wrócimy z powrotem do tego etapu, a kiedy już wszyscy to opanują, przejdziemy do transu leczniczego.
*
Kiedy zmęczeni studenci rozeszli się do swoich kwater, Luke zaczął medytować rozmyślając o tym, co mu się przydarzyło. Wracał do wcześniejszych pytań: czy pojawił się jakiś nowy Mroczny Jedi i co musiał zrobić, że go tak odczuł? Wtedy przyszedł mu do głowy pomysł, przecież może użyć holokronu, aby znaleźć choćby część odpowiedzi na te pytania. Udał się do swojej komnaty i uruchomił starożytne urządzenie. Natychmiast ukazała się postać mistrza Jedi, niestety obraz był trochę niewyraźny od incydentu z Exar Kunem. Luke pozdrowił mistrza:
-Witaj mistrzu Vodo. Chciałbym abyś podzielił się ze mną swoją wiedzą.
-Jaki temat cię interesuje młodzieńcze?
-Sithowie. Czy jest możliwe, aby pojawił się jakiś nowy Mroczny Jedi?
Urządzenie milczało przez chwilę wyszukując odpowiednich danych, po czym odpowiedziało:
-Niestety tak. Ciemna Strona jest bardzo kusząca. Potrafi być przebiegła na tyle, że nawet sama ofiara nie wie, że jej używa.
-Niestety ta chyba wiedziała. Wyczułem gęsty mrok i przeraźliwy śmiech. Ktokolwiek to był musiał zrobić coś złego. Podejrzewam, że to był Sith.
-Możliwe, że masz rację, ten ktoś mógł odnaleźć jakieś starożytne zapiski Sithów i zacząć je studiować. Możliwe, że dostał się nawet na planetę, na której gromadzili się Mroczni Lordowie Sithów i uczyli innych Mrocznych Jedi. Na planetę wyznawców kultu Sith.
-Gdzie ona się znajduje mistrzu Vodo?
-Niestety nie wiem. Kiedyś Rada Jedi wysłał grupę rycerzy, aby ją odnaleźć. Z początku dobrze im szło, znaleźli trop, który ich do niej prowadził. Wysyłali wszystkie informacje, jakie udało im się zdobyć, lecz nagle się urwały. Nic, nie wiadomo było, co się z nimi stało, ani gdzie są. Przez parę lat kilku Jedi szukało ich, ale zatarli za sobą ślady tak dokładnie, że ratownicy wrócili z niczym.
-Czy udało im się, chociaż ustalić nazwę tej planety?
-Tak, ostatnia wiadomość brzmi tak: „Wszystkie ślady prowadzą na nieznaną nam planetę zwaną....”
Seria zakłóceń zagłuszyła słowa mistrza Jedi, trysnął snop iskier, a obraz tylko zafalował kilka razy i zniknął.
Luke zaskoczony tym wypadkiem nie mógł zebrać myśli. Ostatni raz zdarzyło mu się to, gdy Exar Kun zakłócił działanie holokronu, aby Skywalker nie dowiedział się, co się z nim stało. Ale kto inny dysponował taką potęgą. Czy był to ów tajemniczy Mroczny Jedi? Dręczony tymi pytaniami Luke, usiłował się zastanowić, co ma teraz zrobić.
Korriban
Darth Sairex otworzył oczy i otarł czoło z potu. Dużo wysiłku kosztowało go zakłócenie działań holokronu istniejącego na drugim końcu galaktyki. Gdyby nie magia Sithów to na pewno by mu się to nie udało. Teraz blask z runów wyrytych na podłodze zaczął słabnąć. Rozejrzał się po świątyni, na jej ścianach było pełno tajemniczych znaków napisanych przez starożytnych Sithów. Ledwo zdążył na czas odcyfrować te na podłodze, aby zwiększyć swoją Moc. Skywalker musiał wyczuć jak walczył z tymi rycerzami Jedi żyjącymi od kilku tysięcy lat tylko dzięki Mocy. Tak, byli bardzo potężni. Zrobili głupotę nie wysyłając Radzie Jedi miejsca położenia tylko nazwę planety. Ale dzięki temu ma pewność, że Skywalker nie tak łatwo ją znajdzie.
Korriban. Szukał tej planety 10 lat, spodziewał się ochrony, ale ci Jedi go zaskoczyli. Siedzieć na tym pozbawionym prawie wszystkiego świecie przez kilka tysięcy lat. Teraz są już martwi, użył wobec nich całej swojej nienawiści. Tak dużej, że zaryzykował wykrycie, ale teraz Skywalker nie zna nawet nazwy planety. Ale jednak coś go zaniepokoiło, nie znalazł ciał tych Jedi, zniknęły pozostały tylko szaty. Nie pozostały nawet miecze świetlne tych słabych głupców.
Ale teraz miał ważniejsze zajęcie niż zajmowanie się znikającymi ciałami Jedi. Musiał odcyfrować resztę runów, aby wskrzesić zakon Sithów. Zostało tam zapisane wiele zaklęć o niewyobrażalnej sile. Niestety do większości z nich wymagały przynajmniej dziesięciu osób, więc musiał się zadowolić tym, co miał. Na początek musiał zdobyć parę potężnych artefaktów znajdujących się w grobowcach największych Mrocznych Jedi. Między innymi: Rękawice i Maskę Marki Ragnos, Miecz Ajuntty Palla, Kryształ Dartha Rezoxa, szatę Nagi Sadowa oraz parę innych rzeczy, które uczynią go niepokonanym. Będzie mógł się zemścić za wszystkie upokorzenia, jakie go spotkały, zniszczy wszystkich, którzy ośmielili się mu grozić, kiedy był nikim. Wychował się samotnie w dolnych rejonach Coruscant. Okoliczne gangi znęcały się nad nim, patrzyły jak cierpi, traktowały go jak najgorsze zwierzę oraz zabierały wszystko, co znalazł, a co przedstawiało pewną wartość. Ale, od kiedy znalazł rozbity na dnie Coruscant statek Sitha, odkrył, że potrafi władać Mocą. Kiedy zaczął studiować jego dziennik wpadł na trop Korribanu. Przez lata szkolił się, aby mógł dotrzeć i bezpiecznie przeżyć pobyt na tej jałowej planecie. Nadał sobie teraz tytuł Wielkiego Mrocznego Lorda Sithów Dartha Sairexa. Nadszedł teraz czas zemsty zdążył już zabić każdego członka gangu, który go prześladował. A kiedy zdobędzie nowych członków napadnie na przemytników, łowców nagród i inne męty plugawiące Galaktykę, którą planuje zdobyć. Będą przed nim drżeli nawet Rycerze Jedi.
Tak myśląc wyszedł ze świątyni i udał się do Doliny Sithów, gdzie znajdowały się grobowce.
*
Łamiąc pieczęcie i omijając przeszkody chroniące grobowiec, Darth Sairex wszedł do krypty Ajutty Palla. Było to okrągłe pomieszczenie z wymalowaną na ścianach historią Mistrza Sithów, oraz jego trzema posągami. Jeden z nich przedstawiał Ajunttę Palla medytującego ze wzrokiem wpatrzonym w miecz trzymany oburącz. Drugi przedstawiał Mistrza jako wojownika z mieczem w dłoni, a trzeci jako wykorzystującego Moc, ten miał miecz zawieszony na pasie. Pośrodku leżał kamienny sarkofag z podobizną Sitha. Runy na nim głosiły: „Jeśli tu dotarłeś to oznacza, że musisz być potężny i biegle władać Mocą. Teraz jednak czeka cię jeszcze jedna próba, musisz się wykazać mądrością. Każdy posąg ma miecz, jeden jest prawdziwy i zaprowadzi cię do wyjścia, lecz dwa pozostałe doprowadzą do śmierci. Wybierz mądrze.”
Darth Sairex przypatrzył się wszystkim trzem bronią i stwierdził, że są to wibromiecze, lecz każdy wyglądał tak samo. Mroczny Jedi sięgał już po miecz posągu wojownika, ale zawahał się.
-To by było za proste- powiedział do siebie- tu musi być jakiś podstęp. Nagle wszystko zrozumiał, przecież Mroczni Jedi byli chowani razem z bronią. Włączył swój miecz i czerwonym ostrzem rozciął górną płytę sarkofagu, ukazując wnętrze. W środku leżał szkielet Sitha z resztkami ubrania, a na nim tabliczka z napisem: „Dobry wybór” i natychmiast otworzył się sekretny schowek ze srebrnym wibromieczem. Kiedy Darth Sairex wziął go do ręki i złapał za rękojeść, ostrze zostało otoczone strumieniem czerwonej energii. Mroczny Jedi zauważył, że broń ma te same właściwości, co jego miecz świetlny i z zadowoleniem przypiął go do pasa, a broń wróciła do wcześniejszej formy. Nagle zauważył, że otworzyło się tajne przejście wolał nie ryzykować, ale wejście, którym przyszedł się zamknęło, a płyta je zasłaniająca była zbyt gruba żeby przeciąć ją mieczem. Poszedł, więc tym otwartym ciągle mając się na baczności. Nie uśpił czujności, co go uratowało, ponieważ tuż przy samym wyjściu była zapadnia z dołem pełnym ostro zakończonych szpikulców. Mało brakowało, aby tam wpadł, zatem przeklinając w duchu przebiegłość Mistrza Sithów przeskoczył pułapkę i wyszedł na zewnątrz. Okazało się, że przejście prowadziło z powrotem do Doliny.
Teraz wrócił do Świątyni Sithów, aby studiując znajdujące się tam zapisy, odnaleźć ukryty w Dolinie: Kryształ Rezoxa, grobowiec Nagi Sadowa i Marki Ragnosa. Chciał zagarnąć jego Rękawice i Maskę. Tylko z tymi artefaktami zwiększającą jego potęgę pragnął ogłosić się Mrocznym Lordem Sithów. Potem zacząłby podróżować po galaktyce, aby szukać innych członków, którzy by wstąpili do Zakonu, aby też zostać Sithami. Wiedział, że kandydatów mu nie zabraknie, jeśli obieca im władzę, potęgę i sławę. Snując takie plany, zaczął tłumaczyć starożytne teksty i robił notatki w cyfronotesie. W pewnym momencie natknął się natknął się na wzmiankę o jakimś Talizmanie Sithów posiadającym Moc i zdolności o wiele większe niż artefakty, których szukał. Niestety informacji było niewiele, dowiedział się tylko, że Talizman zaginął i znajduje się gdzieś na drugiej planecie Sithów, tylko nie wiadomo gdzie ona była. Darth Sairex, czując, że ogarnia go fala podniecenia, postanowił, iż za poszukiwania Talizmanu weźmie się, gdy odnajdzie pozostałe przedmioty. Po czym wziął się z powrotem do pracy.
Yavin IV
Stojąc w osłupieniu, Luke patrzył na dym unoszący się z holokronu. Zastanawiał się, co ma najpierw zrobić. Lawina myśli przytłaczała jego głowę, w końcu użył techniki relaksującej Jedi i zdecydował, że zaniesie urządzenie do warsztatu i tam próbując je naprawić, zastanowi się nad tym wszystkim. Tak też zrobił i rozbierając urządzenie na części, zauważył, że kryształ z danymi jest osmalony, co zakłóca działanie holokronu. Spróbował o przetrzeć, ale się nie dało.
Widząc, że nic się nie da zrobić (a przynajmniej teraz), Luke udał się z powrotem do swojej komnaty, aby się nad tym wszystkim zastanowić. Jedno jest pewne, pojawił się nowy Sith i widocznie odnalazł planetę-sanktuarium Sithów. Tylko, jaki są jego plany? Trzeba koniecznie odnaleźć tę planetę. Ale jak? Z holokronu nie może skorzystać, a innego źródła wiedzy nie posiada. Chyba, że mógłby polecieć na Coruscant i sprawdzić w Archiwum, choć wątpił, że coś tam znajdzie. Lecz to wymagałoby zostawienia swoich uczniów samych w Akademii. Z drugiej jednak strony był pewien, że dadzą sobie radę, a zresztą może poprosić o pomoc któregoś ze swoich byłych uczniów. Najlepiej nadałby się do tego Kyp Durron. On najlepiej by mógł wyjaśnić, czym jest Ciemna Strona.
Udał się więc do sali łącznościowej i wstukując odpowiednie koordynaty, nawiązał holograficzną łączność ze statkiem swojego byłego ucznia „Płomienny Kyp”. Był to statek własnego projektu Kypa, coś w rodzaju koreliańskiego frachtowca, tylko lepiej uzbrojonego i z lepszym pancerzem. Okręt ten posiadał także układ podporządkowania i był tak zautomatyzowany, że wymagał jako załogi tylko jednej osoby, a w razie ewakuowania się posiadał także w hangarze X-skrzydłowca. Kypowi bardzo to odpowiadało, gdyż wolał przebywać w samotności.
Niemal natychmiast pojawił się holograficzny wizerunek byłego ucznia Luke’a Skywalkera.
-Witaj Mistrzu Skywalker- przywitał go uczeń
-Witaj Kyp- odpowiedział Mistrz Jedi- Czym się ostatnio zajmujesz?
-Na razie niczym Mistrzu Skywalker, niedawno zakończyłem sprawę przerzutu twi’lekańskich niewolników na Korelię.
-W takim razie mam prośbę, muszę sprawdzić coś w Archiwum na Coruscant.. Czy mógłbyś zastąpić mnie przez pewien czas w Akademii?
-Oczywiście Mistrzu, ruszam natychmiast. Zjawię się na orbicie Yavina IV za jakieś półtora dnia standardowego czasu..
-Znakomicie, nie spotkamy się w Akademii, gdyż jest to sprawa niecierpiąca zwłoki, więc tylko przekażę uczniom, że będziesz mnie zastępował i odlatuję. Kończą transmisję. Niech Moc będzie z tobą.
-Niech Moc będzie z tobą Mistrzu Skywalker.
Obraz zamigotał i znikł. Luke udał się do sali treningowej i wysłał wici Mocy do swoich uczniów, wzywając ich w celu przekazania im wiadomości. Po pięciu minutach zjawili się wszyscy.
-Wybaczcie, że wam przeszkadzam- zaczął Skywalker- lecz mam wam do przekazania coś ważnego. W pewnej sprawie muszę udać się na Coruscant. Zajęcia przez ten czas poprowadzi mój były uczeń Kyp Durron...
Przez salę przebiegł szmer rozmów. Tak, mógł się tego spodziewać, że to imię i nazwisko wzbudzi sensację ze względu na przeszłość tej osoby.
-Zapewniam was jednak, że będzie on dobrze kontynuował nasz obecny temat. To wszystko co chciałem powiedzieć, czy ktoś ma jakieś pytania?
-Ja chciałbym się o coś spytać-zaczął Tyres- czy możemy znać powód twojej nieobecności Mistrzu Skywalker?
-Niestety na razie nie- odpowiedział Mistrz Jedi-, jeśli jednak będę wiedział coś pewnego to przekażę wam to przez Kypa. Jeśli to wszystko to w takim razie żegnajcie i niech Moc będzie z wami.
Uczniowie rozumiejąc, że niczego więcej już się nie dowiedzą, pokiwali głowami i rozeszli się do swoich komnat. Luke włączył komunikator i połączył się ze swoim robotem astronawigacyjnym:
-Artoo, przygotuj mojego X-skrzydłowca do lotu.
Artoo coś zaświergotał niezrozumiale. Luke, który zdążył już rozumieć większość wypowiedzi robocika, uśmiechnął się na to, co usłyszał.
-Nie Artoo, na razie to nie jest „kolejna szaleńcza wyprawa, w celu uratowania Galaktyki przed zagładą”.-„Na razie nie” pomyślał jednocześnie- Na razie lecimy tylko na Coruscant.
Tym razem Artoo wydał z siebie dźwięk podobny do ulgi i zapikał.
-Zaraz tam dojdę-powiedział Luke
Już kierował swoje kroki w stronę hangaru, gdy nagle ogarnięty, przeczuciem stwierdził, że powinien zabrać holokron, może któryś z techników Nowej Republiki będzie mógł go naprawić, chociaż raczej w to wątpił.
*
Wsiadając do kokpitu spytał się Artoo
-Gotowy do lotu?
Robot zapikał twierdząco.
-No to w drogę!
X-skrzydłowiec uniósł się o półtora metra, wleciał z hangarów i wzbił się w przestworza. Kiedy już byli na orbicie księżyca Yavina IV, Luke uderzył się w głowę i wyraźnie zirytowany powiedział do Artoo:
-Do licha! Zapomniałem uprzedzić Leię i Hana, że przyjeżdżam.
Artoo zapiszczał, a na ekranie pojawiło się tłumaczenie.
-Nie Artoo nie łącz mnie z nimi, zrobię im niespodziankę. Zacznij odliczanie do skoku w nadprzestrzeń.
Po paru minutach Luke Skywalker pociągnął dźwignię i X-skrzydłowiec zniknął w nadprzestrzeni.
Coruscant
Na Coruscant, w Pałacu Imperialnym, w apartamencie przywódczyni Nowej Republiki, Lei Organy Solo , dzieci jak zwykle bawiły się. Tym razem starały się ułożyć z klocków absurdalnie wielką wieżę. Widocznie musiała to być już któraś z rzędu próba, gdyż gdy doszły do pewnej wysokości, wszystkie odskoczyły. Jednak budowla nie runęła, co więcej nawet się nie zachwiała. Dzieci podeszły bliżej żeby się przyjrzeć i nagle pozostałe klocki leżące dotąd na podłodze, zaczęły dobudowywać do wieży kolejną kondygnację. Młodszy Anakin patrzył osłupiały, a bliźniaki Jacen i Jaina równocześnie obróciły głowy i krzyknęły:
-Wujek Luke- i podbiegły do niego, a za nimi ich młodszy brat.
-Cześć dzieciaki-powiedział Luke tuląc je do siebie. W tym samym czasie do pokoju wszedł robot protokolarny Si-Threepio.
-Panie Luke -powiedział- tak się cieszę, że pana widzę... Och!- dodał widząc wieżę, która wciąż wzrastała. Jego nieposkromiona ciekawość (Threepio jak na robota potrafił być zadziwiająco ludzki) kazała mu natychmiast do niej podejść. W chwili gdy przyglądał się budowli w dość bliskiej odległości, ta cała na niego runęła przewracając go.
-Ratunku- wykrzyknął spod stosu klocków, które niemal natychmiast odleciały do swojego pudełka. Dzieci pękały ze śmiechu na co oburzony robot powiedział:
-To wcale nie jest śmieszne, moje cenne receptory mogły ulec uszkodzeniu!- po czym dodał- Panie Luke czy Artoo przybył również z panem?
-Tak Threepio, jest w hangarze, sprawdza systemy mojego statku., możesz do niego iść na pewno macie sobie dużo do powiedzenia- odpowiedział Luke
Kiedy droid się oddalił Luke spytał dzieci:
-Gdzie są wasi rodzice?
-Mama w swoim biurze...- powiedziały jednocześnie bliźniaki
-A tatuś przy „Sokole Milenium”- dokończył mały Anakin.
-A nie wiecie może kiedy wrócą?- spytał znowu Luke
-Chyba koło obiadu- odpowiedziała Jaina
Luke spojrzał na chronometr i stwierdził, że pozostały mu co najmniej trzy godziny, więc postanowił, że resztę popołudnia spędzi na zabawie ze swoimi siostrzeńcami.
-No to kto ma ochotę polatać?- zawołał do dzieci
-Ja!- krzyknęły wszystkie równocześnie.
*
-No Chewie, sprawdź teraz!- krzyknął Han do komunikatora połączonego z „Sokołem Milenium”, a jednocześnie pomyślał: „Jeśli się teraz nie uda to się zastrzelę...”. Z ulgą stwierdził, że rampa jednak opuszcza się prawidłowo na co Chewie ryknął radośnie. Lecz gdy opadła na ziemię, z drugiej części statku wystrzeliły iskry i zaczął wydobywać się dym. Han stwierdził, że przepalił się obwód zasilania pola ochronnego. Chewbacca znowu coś ryknął.
-Nie Chewie!- odkrzyknął Han- Jutro się za to weźmiemy, grunt że naprawiliśmy rampę! Wracajmy do domu!
Chewie ryknął z aprobatą i wynurzył się z wnętrza „Sokoła Milenium”. Potem razem z Hanem udał się do Pałacu Imperialnego, gdzie miał nadzieję dostać solidny obiad. W czasie drogi mruknął coś pytająco do Hana, na co poirytowany Solo odpowiedział:
-Nie, nie wiem kiedy wróci! Te wszystkie obowiązki odkąd została przywódczynią Nowej Republiki, tak ją pochłaniają, że gdyby mogła to nie ruszyłaby się w ogóle z biura!
Wookie znowu coś powiedział w swoim języku.
-Wiem, że to nie jej wina- odparł Solo- ale mogłaby zatrudnić kogoś do pomocy lub wziąć urlop.
I tak narzekając, wrócili do apartamentu, gdzie powitał ich radosny śmiech dzieci. Co dziwniejsze wszystkie unosiły się w powietrzu. Natychmiast zrozumiał i powiedział:
-Luke, opuść je na ziemię i przestań je rozpieszczać.
-I kto to mówi?- odparł Mistrz Jedi
-No, no, bez żartów-burknął Han witając się z nim- Zostaniesz na obiedzie?
-Z chęcią, nie wiesz może kiedy wróci Leia?
Han nagle spochmurniał .
-Nie wiem. Nigdy nie wraca regularnie, a wiedziałem, że tak będzie jeśli zgodzi się na urząd Przywódczyni Nowej Republiki...
Luke przerwał mu ten monolog.
-Przestań narzekać Han Zresztą i tak dzisiaj miała mniej zajęć.
-A skąd ty o tym wiesz?
-Bo czuję, że się zbliża-powiedział z uśmiechem Luke- Będzie tu za jakieś dziesięć minut, więc akurat zdążymy przygotować obiad na jej przybycie.
-Dobry pomysł Mały.-stwierdził Han, używając przezwiska, które denerwowało Luke’a
Po dziesięciu minutach rozległ się dźwięk rozsuwanych drzwi i Leia weszła do swojego mieszkania. Ze zdziwieniem ujrzała, że wszystko jest już przygotowane do obiadu. Nawet dzieci spokojnie siedziały na swoich miejscach jakby tylko na nią czekały. Przebiegła wzrokiem po twarzach zgromadzonych przy stole nagle zauważając swojego brata.
-Luke?- stwierdziła ze zdziwieniem
-Cześć siostrzyczko- powiedział przytulając ją do siebie
-Ile mieliście na to wszystko czasu?- spytała go
-Jakieś dziesięć minut. A może teraz przywitałabyś się z mężem- odpowiedział Luke
Nagle poczuła, że ktoś ją obejmuje w pasie i całuje w policzek.
-Cześć kochanie- usłyszała w uchu szept Hana.
-Cześć skarbie- odpowiedziała Leia po czym również go pocałowała.
Podczas tego czułego powitania, Luke spojrzał na bliźniaki, które najpierw parząc na siebie, podniosły do góry oczy. W końcu wszyscy usiedli przy stole i zaczęli jeść obiad, który trzeba było przedtem jeszcze raz podgrzać ponieważ powitanie trochę się przeciągnęło o przywitanie każdego dziecka z osobna; przez co całe danie wystygło.
Korriban
Nareszcie! Zdobył wszystko czego mu było potrzeba! Z tymi przedmiotami jest niepokonany. Emanowała od nich taka siła, że aż bał się użyć wszystkich jednocześnie. Teraz wystarczyło znaleźć tylko potencjalnych kandydatów na uczniów i wyszkolić ich na potężnych Sithów. Darth Sairex nie zapomniał również o poszukiwaniach drugiej planety Sithów, lecz postanowił zaczekać z tym aż jego przyszli uczniowie będą gotowi.
Obecnie musiał się zastanowić na jakiej planecie mógłby ich odszukać. Może Coruscant... zawsze najlepiej uderzyć tam gdzie wróg się nie spodziewa. Już nawet wiedział gdzie mógłby znaleźć pierwszych kandydatów. W niższych poziomach miasta na pewno znajdą się na wpół zagłodzeni, brudni oraz pełni żalu i nienawiści ludzie, z których przynajmniej część z nich będzie posiadać potencjał Mocy. Na chwilę obecną potrzebował minimum dziesięciu kandydatów aby móc wspólnie wypełniać starożytne rytuały Sithów. Potem będą mogli wyruszyć na inne planety i szukać innych uczniów. Tak postanowiwszy, wyszedł ze swej kwatery w Świątyni i udał się na lądowisko, o ile można było tak nazwać wygładzoną przez niego Mocą, kawałek kamienistej powierzchni z kupą skał. Wszedł do sterowni swojego statku, należącego kiedyś do nieżyjącego handlarza, który nasłał niegdyś na Sairexa cały gang tylko za to, że nie chciał mu sprzedać pewnej znalezionej i przedstawiającej sporą wartość rzeczy za tak skandalicznie niską cenę jaką bogaty kupiec proponował.
Banda owa tak go pobiła, że nie mógł się do następnego dnia ruszyć, a przez kolejny tydzień ledwo się trzymał na nogach. Jedyną, przyjazną mu osobą był pewien przypadkowy mężczyzna, który zaprowadził go do darmowego szpitala nie żądając nic w zamian. Teraz kupiec oraz członkowie gangu nie żyli ginąc w okropnych męczarniach, a statek (wygodnie urządzony mały transportowiec z jednostką napędu nadświetlnego) należał teraz do Lorda Sithów.
Uruchomił silniki napędu podświetlnego i wystartował. Na orbicie wprowadził koordynaty na stolicę Nowej Republiki. I wprowadził statek w prędkość nadświetlną.
*
-A teraz Luke, powiedz nam co cię skłoniło do opuszczenia Akademii i przylotu na Coruscant?- zapytała Leia, gdy dzieci poszły się bawić po skończonym obiedzie, zaś dorośli zostali sami w pokoju pijąc napoje (Luke jak zwykle wybrał gorącą czekoladę, a Han koreliańskie piwo).
-Chciałem skorzystać z Archiwum i sprawdzić pewną informację, a jeśli okaże się to konieczne, to zajrzeć w utajnione informacje Imperium. Mam nadzieję, że uzyskam na to zgodę Przywódczyni Nowej Republiki.- odpowiedział z uśmiechem Mistrz Jedi
-Nie przypominaj mi o moich obowiązkach chociaż w domu- jęknęła Leia- Wszyscy ci urzędnicy zasypują mnie lawiną błahych spraw, którymi mogliby się zająć moi zastępcy. Ja nie wiem w ogóle za co biorą pieniądze, skoro niczym się nie zajmują.
- Zostawmy to już- skwitował Han- Co chciałeś znaleźć w Archiwum?
- Wiecie, nie obraźcie się ale na razie to chciałbym to zachować dla siebie.-odparł Luke.
-Nie ma sprawy-stwierdziła Leia- W końcu i tak wszyscy będą myśleli, że szukasz czegoś o starożytnych Jedi.
- Po części to nawet będą mieli rację.
- Tylko po części, tak?- spytał Han ze złośliwym uśmieszkiem
- Dosyć Han.- ucięła Leia- Skoro Luke, chce to zachować dla siebie to mamy to uszanować.
- Nie ma sprawy, Leio- odparł ze śmiechem Luke- Przecież znasz Hana, jak zwykle żartuje.
- No widzisz kochanie, szwagier nie ma mi za złe.- powiedział Han- Prawda mały?
- No jasne Han, ale teraz naprawdę muszę już iść. Chciałbym znaleźć te informacje jak najszybciej. Jeszcze przed odlotem do was wpadnę. To na razie. Cześć dzieciaki- krzyknął do siostrzeńców.
- Cześć wujku Luke- odkrzyknęły dzieci
Luke wstał od stołu i skierował się w stronę wyjścia.
*
Przemierzając dolne poziomy Coruscant, Sairex widział oczami wyobraźni dawne wspomnienia, co przyniosło mu jeszcze więcej gniewu. Postanowił się skupić i znaleźć wrażliwych na Moc. Przez kilka minut nie wyczuwał nikogo takiego, nagle odnalazł bardzo silny impuls. Potęga ta jaśniała niczym gwiazda w ciemności, zaledwie prę pięter niżej. Wyczuł w niej jednak coś jeszcze, a mianowicie strach, żal, rozpacz oraz nienawiść. Pełen entuzjazmu, zjechał windą do poziomu, z którego dobiegały te uczucia. Znowu uwolnił swoje myśli i zaczął namierzać kandydata. Jego obecność wyczuł w starym, rozwalającym się domu. Gdy się zbliżył, usłyszał płacz. Nie mogąc nic zauważyć w gęstych ciemnościach, wyjął miecz świetlny i go włączył. Szkarłatny blask ostrza rozświetlił całe pomieszczenie. Mroczny Lord spojrzał skuloną ze strachu postać i stwierdził, że jest to młoda dziewczyna w wieku mniej więcej dziewiętnastu lat. Gdy się przyjrzał dokładnie zauważył na jej ciele wiele siniaków i świeżych zadrapań, z których sączyła się jeszcze krew. Jego przystojna twarz przybrała wyraz łagodności i współczucia.
- Nie bój się, nic ci nie zrobię- powiedział głosem emanującym spokojem i zapewnieniem.
- Jesteś Jedi- stwierdziła dziewczyna.
- Nie całkiem, ale też podążam ścieżką Mocy. Ale to nie ważne, lepiej powiedz co ci się stało?
- To ci z gangu Drapieżnych Jastrzębionietoperzy- powiedziała z bólem dziewczyna-Zobaczyli, że miałam kilka kredytów ze sprzedaży złomu, to mnie pobili i zabrali je.
Teraz była już bliska płaczu. Sairex wyczuł w niej rosnącą w każdej chwili nienawiść.
- Chciałabyś się zemścić? – spytał
- Tak- odpowiedziała, a w jej oczach zapłonęły ogniki gniewu, a jej myśli przybrały kształty obrazów na których jej prześladowcy odpokutują swoje winy w wyjątkowo bolesny sposób.
Nagle jedna z durstalowych belek przytrzymujących sufit wygięła się, a z sufitu spadło trochę gruzu. Dziewczyna spojrzała zdziwiona swoimi niebieskimi oczami i zaczęła się cofać. Mroczny Lord ledwo zauważalnym gestem, machnął dłonią w kierunku belki, a ta się natychmiast wyprostowała.
-Jak się nazywasz?– zapytał
-Aira Shan.– odpowiedziała głosem drżącym ze strachu.
-Masz wielki dar Airo Shan. Gdybyś została moją uczennicą mogłabyś posiąść taką potęgę, z którą bez trudu dokonałabyś zemsty na swoich prześladowcach. Los wyciąga w twoim kierunku rękę podając szansę na lepsze życie, czy skorzystasz z niej?- spytał kuszącym głosem, w który dodał Mocy, aby wypaść bardziej przekonująco.
Aira podniosła głowę, a w jej oczach pojawiła się nadzieja i żądza odwetu.
-Tak.- odpowiedziała.
-Dobrze. Od tej chwili masz nazywać mnie Mistrzem. A teraz chodź ze mną na mój statek, czas rozpocząć naukę.
Coruscant
Siedząc przed ekranem komputera Archiwum, Luke przeszukiwał miliony danych w nadziei, że natrafi na coś, co pomoże mu rozwikłać tajemnicę zaginionej planety Sithów. Niestety informacje, które wyświetlił mu komputer były znikome i wszystkie łącznie nie miały nawet dziesięciu zdań. Zrezygnowany włączył komunikator i połączył się z Artoo.
-Artoo, potrzebuję cię w Archiwum, już dałem znać strażnikom, że mogą cię wpuścić.
W odpowiedzi Artoo twierdząco pisnął, a Skywalker rozsiadł się wygodnie j i zaczekał na przybycie robota. Po około dziesięciu minutach pękaty astromech wjechał i zapowiedział swoje przybycie krótkim piknięciem. Luke odwrócił się do niego i polecił:
-Artoo podłącz się do komputera i wyszukaj wszystko co dotyczy Sithów lub Jedi, może natrafisz na jakieś wzmianki o tej wyprawie poszukiwawczej. No chyba, że Imperator bardzo się postarał i wykasował wszystko co miał jakikolwiek związek z Jedi. Ja w tym czasie pomedytuję, daj mi znać jak coś znajdziesz.
Zobaczył jak robot wsuwa wtyczkę do gniazdka komputera i zaczyna wertować informacje. Luke uklęknął i zapadł w trans.
W głowie z prędkością światło zaczęły przewijać się tysiące obrazów. Nagle usłyszał pisk Artoo. Otworzył oczy i spojrzał na chronometr, ze zdumieniem stwierdził, że chwila, która wydała mu się minutą trwała kilka godzin.
-Co znalazłeś Artoo?- spytał kierując wzrok na robota .
Na ekranie komputera wyświetliła się odpowiedź:
„ZNALAZŁEM GŁĘBOKO W SYSTEMIE, DANE KTÓRE SUGERUJĄ MI, ŻE KOMPUTER MIAŁ POŁĄCZENIE Z ARCHIWUM ŚWIĄTYNI JEDI. NIESTETY SĄ ONE ZABLOKOWANE KODAMI, KTÓRYCH NIE MOGĘ ZŁAMAĆ. NAJPRAWDOPODONIEJ POCHODZĄ JESZCZE Z OKRESU STAREJ REPUBLIK PONIEWAŻ SĄ BARDZO PODOBNE DO NAJSTARSZYCH KODÓW IMPERIUM.”
Luke zamyślił się. Kto mógł znać takie kody? Wojskowych nie mógł prosić o pomoc, gdyż samo rozpatrzenie tej prośby zajęłoby kilka tygodni, a tyle czasu nie miał. Kto mógłby to być... Ależ oczywiście! Że też wcześniej o niej nie pomyślał!
-Artoo- powiedział- wracamy na statek. Spróbujesz połączyć mnie z Marą Jade.
*
Stojąc na mostku swojego statku „Ognista Jade”, Mara obserwowała swoich ludzi krzątających się przy konsoletach. Jako reprezentantka Sojuszu Przemytników, leciała na Coruscant aby powiększyć wpływy tej organizacji. Mara lubiła mieć wszystko pod kontrolą, dlatego ponad połowę podróży spędzała na mostku dowodzenia, co bardziej motywowało jej ludzi do skupienia się na swoich zajęciach. Nie żeby traktowała ich surowo, przeciwnie załoga uwielbiała ją za swobodę jaką im dawała. Jednak Mara zawsze wolała być na stanowisku dowodzenia niż siedzieć w swojej kajucie i nic nie robić.
Nagle jeden z jej ludzi odezwał się:
-Pani kapitan! Mamy połączenie, Mistrz Skywalker chciałby z panią porozmawiać.
Mara Jade zmarszczyła brwi. „Skywalker?! Co on może ode mnie chcieć?”- pomyślała.
-Połącz go z moim gabinetem- rozkazała- Przekaż mu żeby poczekał pięć minut.
-Tak jest, pani kapitan!- odpowiedział łącznościowiec
Mara odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia. Zamyślona dotarła do swojej kajuty, usiadła i odebrała połączenie. Pojawił się przed nią holograficzny wizerunek Luke’a Skywalkera.
-Skywalker! Cóż to za ważna sprawa fatyguje samego Mistrza Jedi?- zapytała
-Witaj Maro. Mam nadzieję, że ci w niczym nie przeszkodziłem?- spytał się Lukę z lekkim uśmiechem na twarzy
-W niczym mi nie przeszkodziłeś. Nawet się cieszę, że przerwałeś tę nudę. Ale przejdźmy do rzeczy. W jakim celu się ze mną skontaktowałeś?
-Na początek mam pytanie. Czy w najbliższym czasie będziesz lecieć na Coruscant?
-Możliwe. A czemu pytasz?
-Potrzebne mi są pewne kody, które jak przypuszczam, znasz. Są to kody do Archiwum.-dodał po chwili milczenia.
-A czego to szuka Mistrz Jedi w Archiwum Imperialnym?- spytała Mara nieco ironicznym tonem
Luke zmarszczył czoło i powiedział:
-To musiałbym ci powiedzieć w cztery oczy. Nasza linia może być na podsłuchu. Ale nie odpowiedziałaś na moje pytanie, będziesz na Coruscant?
Mara uśmiechnęła się.
-Masz szczęście, Skywalker. Akurat jestem w drodze do stolicy. Myślę, że będę mogła ci poświęcić parę godzin. Skontaktuję się z tobą jak wyląduję.
-Oboje wiemy, że nie ma czegoś takiego jak szczęście- powiedział Luke z uśmiechem- Niech Moc będzie z tobą. Kończę transmisję.
Mara patrząc na znikający wizerunek Mistrza Jedi, oparła się wygodnie o fotel i położyła dłoń na skroni. „Dlaczego moja przeszłość, ciągle mnie prześladuje?” –myślała. Jej dawne życie jako Ręka Imperatora, nie było chlubne. Likwidowała ludzi, którzy mogli sprzeciwić się władzy i sprawić kłopoty jej mentorowi. Co więcej, po śmierci Imperatora wciąż słyszała w głowie jego ostatni rozkaz dotyczący zabicia Luke’a Skywalkera. Na szczęście wszystko się wyjaśniło więc miano do niej zaufanie. Nagle uświadomiła sobie jak bardzo jest zmęczona. Jej ludzie mieli zmiany, a ona nie. Czując jak jej powieki ciężko opadają, rozluźniła mięsnie i zatopiła się w otchłani snu.
*
Obudził ją sygnał interkomu. Ze zdziwieniem stwierdziła, że spała ponad dziesięć godzin. „Muszę sobie robić częstsze przerwy”, pomyślała. Potrząsając głową, usunęła w ten sposób resztki senności i odebrała połączenie.
-Słucham-powiedziała
-Pani kapitan-w rozmówcy rozpoznała nawigatora- melduję, że za pięć minut wyskakujemy z prędkości nadświetlnej na orbicie Coruscant.
-Rozumiem, zaraz się zjawię na mostku.
Przerwała połączenie, wstała, przeciągnęła się i ruszyła w stronę mostku. Ledwo się tam zjawiła, poczuła lekkie szarpnięcie, a świetliste wstęgi gwiazd, zmieniły się w błyszczące punkciki.
-Połączyć się z kontrolą lotów na Coruscant i spytać się o gdzie możemy lądować.-rozkazała
-Tak jest, pani kapitan- odpowiedział łącznościowiec- Stanowisko na północnej półkuli, pani kapitan-dodał po chwili
-Rozpocząć procedurę schodzenia na powierzchnię planety-wydała rozkaz
Nagle poczuła gęstniejącą ciemność, szybko spojrzała w boczny iluminator , lecz zobaczyła zobaczyć tylko, że źródłem tego mroku jest frachtowiec, który chwilę później skoczył w nadprzestrzeń. Marszcząc czoło, postanowiła o tym powiedzieć Skywalkerowi kiedy tylko się z nim spotka.
Nadprzestrzeń
-Pierwszą rzeczą jaką masz się nauczyć jest Kodeks Sithów. Masz go znać na pamięć. Choćbym miał cię obudzić w nocy i o niego spytać, masz odpowiedzieć. Rozumiesz? –spytał Sairex swoją nową uczennicę
-Tak, Mistrzu. Ale....- zaczęła Aira
-Nie ma żadnego „tylko”, „ale”, ani żadnych takich. Moje nauki nie podlegają dyskusji.- przerwał jej Mroczny Lord- Ale w drodze wyjątku pozwalam ci dokończyć pytanie.
-Dziękuję Mistrzu.-skinęła głową uczennica- Dlaczego ten Kodeks jest taki ważny?
-Kodeks zawiera całą esencję rozumienia Mocy przez Sithów. I możesz być pewna, że jest to prawda. Poza tym skoro dawno temu, młodzi adepci się go uczyli to i tobie nie zaszkodzi.
-Tak, Mistrzu.
-Dobrze. Słowa Kodeksu brzmią:
Spokój jest kłamstwem, prawdą tylko namiętność.
Namiętność rodzi siłę.
Siła rodzi potęgę.
Potęga rodzi zwycięstwo.
Zwycięstwo wyzwala mnie z okowów.
Moc mnie wyswobodzi.
Zapamiętałaś?
Aira zmarszczyła czoło i kiwnęła głową.
-Dobrze.- stwierdził Sairex- A rozumiesz go?
-Tak, Mistrzu.
-Nie kłam!- prawie krzyknął Lord-Ja zawsze to wyczuję!- A gdy się trochę uspokoił dodał- Podczas twojego szkolenia wszystkie niejasności się rozwieją. A na przyszłość nie zatajaj przede mną prawdy.
-Dobrze, Mistrzu.- odpowiedziała Aira z lękiem
-A teraz przejdźmy do konkretów. Nie będę cię uczył tajników Mocy dopóki nie poznasz całej historii Sithów. Więc w twoim interesie leży jak szybko się jej nauczysz. Im szybciej to pójdzie tym szybciej nauczysz się władać Mocą.
-Rozumiem, Mistrzu.
-Aha, jeszcze jedno. Żeby ci lepiej szła nauka, mam dla Cebie bardzo cenny i delikatny przedmiot.- wyjął z głębi swojej szaty pokryty jakimiś napisami ostrosłup rozmiarów dłoni- To jest holokron. Urządzenie do przechowywania danych. Z niego dowiesz się całej historii. I nie próbuj nawet szukać czegoś o korzystaniu z Mocy. Specjalnie go tak nastawiłem, że dopiero za moją zgoda udostępni ci te informacje. A teraz zabierz się do nauki.
-Oczywiście, Mistrzu.- odpowiedziała Aira
W głębi duszy zastanawiała się jednak czy dobrze zrobiła zgadzając się na naukę u Sairexa. Był nieobliczalny i władczy. Odnosiła wrażenie, że gdyby mu nie była potrzebna to by ją po prostu zabił. „Cóż- pomyślała-to dopiero początek może jeszcze się coś zmieni...” i zabrała się do studiowania holokronu.
OCENY UŻYTKOWNIKÓW:
Aby wystawić ocenę musisz się zalogować Wszystkie oceny Średnia: 10,00 Liczba: 2 |
|
Jedi Przemo2010-11-12 01:16:54
kolega chciał być miły i je ocenić wysoko, ale nie wylogował się z mojego konta
Maxi Artur2008-05-22 13:58:28
Jedi Przemo, czemu oceniasz własne opowiadanie??