Aarona Allstona spotkałem w foyer fanklubowym, gdy siedział samotnie przy stoliku w skupieniu edytując Furię
Lord Sidious (Łukasz Trykowski): Mam kilka pytań. Jaka jest różnica w pisaniu książek takich jak te z serii „Dziedzictwo Mocy”, gdzie mamy dużo wątków politycznych, są one bardziej złożone, mamy kolaborację różnych autorów, a całość jest jedynie fragmentem większej opowieści, a powieści w stylu „X-Wingów”, gdzie akcja nawet jeśli wiążę się z poprzednimi częściami mimo wszystko jest zamknięta w ramach jednej powieści, gdzie mamy drużynę żołnierzy i to wokół nich kręci się akcja.
Aaron Allston: Sekret tkwi w tym jak się współpracuje pisząc takie książki. W serii takiej jak „Dziedzictwo Mocy” troje autorów musi nieustannie się ze sobą komunikować. Oczywiście piszę streszczenie powieści i wysyłam ją do wszystkim, w tym także do przedstawicieli Del Rey i Lucasfilm. Tam oczywiście czekam na zatwierdzenie, ale zanim zabiorę się do pisania, to następny autor z serii, dokończy już swoje streszczenie i roześle je nam, rozpoczynając proces na nowo. Ale do tego cały czas dochodzi jeszcze komunikacja między nami, gdzie ustalamy praktycznie wszystkie szczegóły. Tu bardzo ważne jest trzymanie się zadanego harmonogramu, ale taka współpraca zdecydowanie ułatwia unikanie błędów. Razem ustalamy także mniej istotne wydarzenia oraz to, w jaki sposób przedstawiamy postaci. Takie nowatorskie podejście jest bardzo odświeżające a przy tym jest także dużym wyzwaniem.
Tyle, że seria „Dziedzictwa Mocy” idzie w trochę innym kierunku. To pierwszy w świecie Gwiezdnych Wojen typowy konflikt polityczny, gdzie sprawy bohaterów czy walki schodzą na bok.
Tak, to jest zdecydowanie bardziej złożone i ciekawe. Ale sam pomysł właściwie pochodzi z zapisków historycznych a dokładniej Wojny Secesyjnej, gdzie tak na prawdę nasz naród walczył sam ze sobą, podzielił się. Były rodziny, których członkowie walczyli po jednej i drugiej stronie, zdarzało się nawet, że byli wcieleni do jednostek, które stały na przeciw siebie w boju. Ta dramatyczność, to coś co nas zainspirowało, bo pozwoliło nam stworzyć wspaniałe tło do rozwiniętej tragedii, gdzie chociażby stawiamy Jacena w zaskakująco trudnych sytuacjach. To oczywiście jest bardzo skomplikowane, dla każdego z autorów, lecz mogliśmy się tu posiłkować emocjami jakie wywołuje wojna. Ale każde takie wyzwanie to zawsze też szansa by się po raz kolejny sprawdzić w fachu autorskim.
A jakiego typu książki wolisz pisać, prostsze fabularnie, ale bardziej skoncentrowane na postaciach, jak X-Wingi, czy może raczej właśnie, coś większego?
Ja przede wszystkim nie lubię pisać wciąż tego samego. Ponieważ ostatnio głównie pracowałem nad długimi i złożonymi seriami, jak „Nowa Era Jedi”, czy „Dziedzictwo Mocy”, dlatego prawdę mówiąc teraz wolałbym napisać coś zdecydowanie mniejszego, pojedynczego. Podobnie jak w X-wingach, by wystąpiły tam jakieś drugoplanowe postaci, które można by rozwinąć. To by było dla mnie bardzo odświeżające.
A tak z czystej ciekawości, czy wiesz jak kończy się seria „Dziedzictwo Mocy”? Nie chodzi mi tu o spoilery, ale o to czy zostało to już ustalone.
Z tym jest trochę jak z „Imperium kontratakuje”, teraz jesteśmy w połowie i wciąż wszystko może się zdarzyć. Ale tak. I prawdę powiedziawszy tutaj, w tym komputerku mam „Furię”, którą obecnie edytuję, to oczywiście będzie siódma książka w serii i moja ostatnia.
Wiem, że Lucasbooks rozpoczyna planowanie i proces pisania książek dużo wcześniej, kiedy rozpoczęliście pracę nad Legacy?
Rozpoczęliśmy pracę gdzieś w 2004 roku. Na początku wymienialiśmy głównie mejle, rozważając przeróżne opcję, zanim ruszyliśmy z miejsca. Gdy już ustaliliśmy obszar w którym zdecydowaliśmy działać. Odbyło się spotkanie trójki autorów na ranczu Big Rock, które jest drugim ranczem Lucasfilmu w Kalifornii, tam właśnie ma swą siedzibę Lucas Licensing czy Skywalker Sound. Potem były konferencje na których ustalaliśmy zarys opowieści, było tam około dwunastu osób, w tym przedstawiciele Lucasbooks i Del Rey. I tam właśnie ustaliliśmy, może nie w szczegółach, a w ogólnym zarysie, całą historię, ustalając pewne kluczowe elementy, które muszą się w niej znaleźć. Potem oczywiście znów nastała burzliwa dyskusja mejlowa, a listopadzie 2004 rozpoczęliśmy pracę nad streszczeniami, a potem oczywiście zacząłem pisać.
Jak dużo od tego czasu się zmieniło w tym zarysie?
Oczywiście pewne rzeczy się zmieniły, ale prawdę mówiąc niewiele. Większość idzie według ustaleń. To zupełnie inna sytuacja niż ta, którą mieliśmy przy tworzeniu „Nowej Ery Jedi”, gdzie całe książki zostały wyrzucone, a inne dodane lub kompletnie zmienione. W „Dziedzictwie” mamy w porównaniu z tym, na prawdę małe zmiany, a już na pewno nie zmienialiśmy nic na prawdę istotnego. Dużo się nauczyliśmy tworząc „Nową Erę Jedi”. Moim zdaniem ta nowa seria jest o wiele przyjemniejsza, przede wszystkim dlatego, że wiemy jak nad wszystkim zapanować.
I coś co z pewnością interesuje wielu fanów, czy w jakiś sposób współpracowaliście z waszymi kolegami w Dark Horse i ich serią Legacy?
Troy Denning się tym zajął, to on się kontaktuje z Dark Horsem i ma pewien wgląd w komiksową serię Legacy. To on ustanowił kilka połączeń między seriami wprowadzając w książkach kilka nawiązań. Ale nie wchodziliśmy w kolaborację zbyt głęboko. Owszem to jest przyszłość do której niejako musimy dążyć, ale mamy jeszcze wiele czasu, więc nie było potrzeby utrzymywać ciągłej komunikacji między nami a pracownikami Dark Horse.
Jedno pytanie, na które po części już odpowiedziałeś. Mówiłeś, że wolałbyś napisać teraz jakąś mniejszą, pojedynczą książkę.
Ale tylko przez pewien czas.
Jasne, ale czy masz jakiś pomysł, albo preferencje związane z postaciami, czy okresem, choćby spróbować swych sił w czasach prequeli?
Prawdę powiedziawszy to napisałem juz w czasach prequeli, dwa opowiadania o Joramie Kithe do Insidera. Owszem mógłbym napisać coś o nim, albo o późniejszych przygodach Eskadry Widm, co byłby nawiązaniem do trylogii. Ale prawdę powiedziawszy to nie mam żadnych preferencji do pisania opowieści o jakiejś konkretnej postaci czy okresie historycznym. Po prostu lubię ten wszechświat i czuję się w nim dobrze.
A czy masz już jakieś widoki na następną książkę Gwiezdno-wojenną?
Na razie nie. Ta, którą kończę jest ostatnia.
Zatem dziękuję bardzo i mam nadzieję, że po „Furii” będziemy mieli okazję jeszcze coś twojego przeczytać.
Lord Sidious (Łukasz Trykowski): Mam kilka pytań. Jaka jest różnica w pisaniu książek takich jak te z serii „Dziedzictwo Mocy”, gdzie mamy dużo wątków politycznych, są one bardziej złożone, mamy kolaborację różnych autorów, a całość jest jedynie fragmentem większej opowieści, a powieści w stylu „X-Wingów”, gdzie akcja nawet jeśli wiążę się z poprzednimi częściami mimo wszystko jest zamknięta w ramach jednej powieści, gdzie mamy drużynę żołnierzy i to wokół nich kręci się akcja.
Aaron Allston: Sekret tkwi w tym jak się współpracuje pisząc takie książki. W serii takiej jak „Dziedzictwo Mocy” troje autorów musi nieustannie się ze sobą komunikować. Oczywiście piszę streszczenie powieści i wysyłam ją do wszystkim, w tym także do przedstawicieli Del Rey i Lucasfilm. Tam oczywiście czekam na zatwierdzenie, ale zanim zabiorę się do pisania, to następny autor z serii, dokończy już swoje streszczenie i roześle je nam, rozpoczynając proces na nowo. Ale do tego cały czas dochodzi jeszcze komunikacja między nami, gdzie ustalamy praktycznie wszystkie szczegóły. Tu bardzo ważne jest trzymanie się zadanego harmonogramu, ale taka współpraca zdecydowanie ułatwia unikanie błędów. Razem ustalamy także mniej istotne wydarzenia oraz to, w jaki sposób przedstawiamy postaci. Takie nowatorskie podejście jest bardzo odświeżające a przy tym jest także dużym wyzwaniem.
Tyle, że seria „Dziedzictwa Mocy” idzie w trochę innym kierunku. To pierwszy w świecie Gwiezdnych Wojen typowy konflikt polityczny, gdzie sprawy bohaterów czy walki schodzą na bok.
Tak, to jest zdecydowanie bardziej złożone i ciekawe. Ale sam pomysł właściwie pochodzi z zapisków historycznych a dokładniej Wojny Secesyjnej, gdzie tak na prawdę nasz naród walczył sam ze sobą, podzielił się. Były rodziny, których członkowie walczyli po jednej i drugiej stronie, zdarzało się nawet, że byli wcieleni do jednostek, które stały na przeciw siebie w boju. Ta dramatyczność, to coś co nas zainspirowało, bo pozwoliło nam stworzyć wspaniałe tło do rozwiniętej tragedii, gdzie chociażby stawiamy Jacena w zaskakująco trudnych sytuacjach. To oczywiście jest bardzo skomplikowane, dla każdego z autorów, lecz mogliśmy się tu posiłkować emocjami jakie wywołuje wojna. Ale każde takie wyzwanie to zawsze też szansa by się po raz kolejny sprawdzić w fachu autorskim.
A jakiego typu książki wolisz pisać, prostsze fabularnie, ale bardziej skoncentrowane na postaciach, jak X-Wingi, czy może raczej właśnie, coś większego?
Ja przede wszystkim nie lubię pisać wciąż tego samego. Ponieważ ostatnio głównie pracowałem nad długimi i złożonymi seriami, jak „Nowa Era Jedi”, czy „Dziedzictwo Mocy”, dlatego prawdę mówiąc teraz wolałbym napisać coś zdecydowanie mniejszego, pojedynczego. Podobnie jak w X-wingach, by wystąpiły tam jakieś drugoplanowe postaci, które można by rozwinąć. To by było dla mnie bardzo odświeżające.
A tak z czystej ciekawości, czy wiesz jak kończy się seria „Dziedzictwo Mocy”? Nie chodzi mi tu o spoilery, ale o to czy zostało to już ustalone.
Z tym jest trochę jak z „Imperium kontratakuje”, teraz jesteśmy w połowie i wciąż wszystko może się zdarzyć. Ale tak. I prawdę powiedziawszy tutaj, w tym komputerku mam „Furię”, którą obecnie edytuję, to oczywiście będzie siódma książka w serii i moja ostatnia.
Wiem, że Lucasbooks rozpoczyna planowanie i proces pisania książek dużo wcześniej, kiedy rozpoczęliście pracę nad Legacy?
Rozpoczęliśmy pracę gdzieś w 2004 roku. Na początku wymienialiśmy głównie mejle, rozważając przeróżne opcję, zanim ruszyliśmy z miejsca. Gdy już ustaliliśmy obszar w którym zdecydowaliśmy działać. Odbyło się spotkanie trójki autorów na ranczu Big Rock, które jest drugim ranczem Lucasfilmu w Kalifornii, tam właśnie ma swą siedzibę Lucas Licensing czy Skywalker Sound. Potem były konferencje na których ustalaliśmy zarys opowieści, było tam około dwunastu osób, w tym przedstawiciele Lucasbooks i Del Rey. I tam właśnie ustaliliśmy, może nie w szczegółach, a w ogólnym zarysie, całą historię, ustalając pewne kluczowe elementy, które muszą się w niej znaleźć. Potem oczywiście znów nastała burzliwa dyskusja mejlowa, a listopadzie 2004 rozpoczęliśmy pracę nad streszczeniami, a potem oczywiście zacząłem pisać.
Jak dużo od tego czasu się zmieniło w tym zarysie?
Oczywiście pewne rzeczy się zmieniły, ale prawdę mówiąc niewiele. Większość idzie według ustaleń. To zupełnie inna sytuacja niż ta, którą mieliśmy przy tworzeniu „Nowej Ery Jedi”, gdzie całe książki zostały wyrzucone, a inne dodane lub kompletnie zmienione. W „Dziedzictwie” mamy w porównaniu z tym, na prawdę małe zmiany, a już na pewno nie zmienialiśmy nic na prawdę istotnego. Dużo się nauczyliśmy tworząc „Nową Erę Jedi”. Moim zdaniem ta nowa seria jest o wiele przyjemniejsza, przede wszystkim dlatego, że wiemy jak nad wszystkim zapanować.
I coś co z pewnością interesuje wielu fanów, czy w jakiś sposób współpracowaliście z waszymi kolegami w Dark Horse i ich serią Legacy?
Troy Denning się tym zajął, to on się kontaktuje z Dark Horsem i ma pewien wgląd w komiksową serię Legacy. To on ustanowił kilka połączeń między seriami wprowadzając w książkach kilka nawiązań. Ale nie wchodziliśmy w kolaborację zbyt głęboko. Owszem to jest przyszłość do której niejako musimy dążyć, ale mamy jeszcze wiele czasu, więc nie było potrzeby utrzymywać ciągłej komunikacji między nami a pracownikami Dark Horse.
Jedno pytanie, na które po części już odpowiedziałeś. Mówiłeś, że wolałbyś napisać teraz jakąś mniejszą, pojedynczą książkę.
Ale tylko przez pewien czas.
Jasne, ale czy masz jakiś pomysł, albo preferencje związane z postaciami, czy okresem, choćby spróbować swych sił w czasach prequeli?
Prawdę powiedziawszy to napisałem juz w czasach prequeli, dwa opowiadania o Joramie Kithe do Insidera. Owszem mógłbym napisać coś o nim, albo o późniejszych przygodach Eskadry Widm, co byłby nawiązaniem do trylogii. Ale prawdę powiedziawszy to nie mam żadnych preferencji do pisania opowieści o jakiejś konkretnej postaci czy okresie historycznym. Po prostu lubię ten wszechświat i czuję się w nim dobrze.
A czy masz już jakieś widoki na następną książkę Gwiezdno-wojenną?
Na razie nie. Ta, którą kończę jest ostatnia.
Zatem dziękuję bardzo i mam nadzieję, że po „Furii” będziemy mieli okazję jeszcze coś twojego przeczytać.