Rycerze Jedi robią kolejny krok ku ocaleniu galaktyki. Dla Luke’a Skywalkera i pasażerów „Cienia Jade” żmudne poszukiwania Zonamy Sekot dobiegają końca. Jednak żywa planeta nie zamierza im towarzyszyć w drodze do galaktyki nękanej wojną, wyzyskiem i cierpieniem. Sojusz wisi na włosku. Zagraża mu także atak Yuuzhan Vongów. Han i Leia muszą zapobiec katastrofie.
PROLOG
Żadna się nie poruszała, żadna się nie odzywała. Obie patrzyły na siebie bez mrugnięcia.
Tahiri wyczuwała, że otacza ją nieznana kraina. Sądząc po sile przyciągania, była ogromna, ale nie na tyle duża, żeby dla obu znalazło się dość miejsca. Młoda Jedi chciałaby odwrócić głowę i omieść spojrzeniem okolicę, żeby zrozumieć tę dziwaczną i niepokojącą sprzeczność, ale nie mogła sobie na to pozwolić. Nie powinna odwracać głowy nawet na sekundę, bo w ciągu tej sekundy mogła utracić chwiejną równowagę energii. Istniało prawdopodobieństwo, że gdyby choćby tylko mrugnęła, rozpłynęłaby się w mrocznej nicości. Mogłaby nigdy nie wrócić... a nie zamierzała do tego dopuścić. Ten świat należał do niej i zamierzała tak trwać, dopóki się nie upewni, że na zawsze zostanie jej własnością. To była tylko kwestia czasu. Musiała jedynie uzbroić się w cierpliwość; musiała być silna.
Już wkrótce, powiedziała sobie. Już niedługo wszystko się skończy. Jeszcze chwila...
Ale ta chwila wydawała się równie długa, jak głęboka otaczała ją ciemność. Ciągnęła się w przeszłość aż do eksplozji, która dała początek wszechświatowi, i w przyszłość do czasu, kiedy wieczność pozbawi ciepła wszystkie gwiazdy. Nie żeby miało to jakiekolwiek znaczenie. Tahiri zamierzała wytrzymać tysiąc takich chwil, aby uzyskać pewność, że otaczający ją świat nie dostanie się we władanie Riiny.
Tak. Właśnie o to chodziło. Riina. Tak brzmiało imię tej drugiej dziewczyny. To ona chciała unicestwić Tahiri, chciała pozbawić ją tego świata. Młoda Jedi wyczuwała zamiary obcej dziewczyny równie wyraźnie jak swoje.
Nie poddam się, pomyślała stanowczo.
Nazywam się Tahiri Veila i jestem rycerzem Jedi!
A ja nazywam się Riina i należę do domeny Kwaad, odparła obca dziewczyna. Ja także nie zamierzam się poddawać.
Po tych słowach zwierciadlane odbicie Tahiri w końcu się poruszyło... jej ręka powędrowała do boku i odpięła od pasa rękojeść świetlnego miecza.
Świetlny miecz, nie amphistaff, pomyślała Tahiri. Riina nie tylko chciała przywłaszczyć sobie wszystko, co należało do Tahiri, ale zamierzała także walczyć tym, co stanowiło jej własność. Rzucany przez energetyczną klingę blask ujawnił niektóre szczegóły otaczającego ją krajobrazu. Po jednej stronie ciągnął się spieczony skalisty grunt, a po drugiej ziała ciemność straszliwej przepaści... pustka, która przyciągała Tahiri coraz bliżej na skraj urwiska. Sądząc po przerażonym spojrzeniu Riiny, ją także wabiła ta sama pustka. Jeden nieostrożny ruch i któraś mogła wpaść w objęcia wiekuistej nicości, pozostawiając rywalce pogrążony w ciemności świat, na którym obu tak bardzo zależało.
Na myśl o tym Tahiri poczuła, że ogarnia ją jeszcze większe zdecydowanie. Stanowczym ruchem przycisnęła guzik na obudowie świetlnego miecza. Energetyczna klinga wysunęła się z charakterystycznym skwierczeniem i pomrukiem; echo tego dźwięku poniosło się po całej okolicy.
Rywalki zaczęły powoli zbliżać się do siebie. W końcu dwie smugi światła energetycznych ostrzy zetknęły się i zlały w jedną. Tahiri i Riina stanęły twarzą w twarz naprzeciwko siebie. W tej samej chwili każda uniosła klingę miecza i opuściła ją na głowę przeciwniczki. Ostrza zetknęły się w powietrzu ze złowieszczym sykiem, a w ciemności trysnęły fontanny iskier...
O trzecim Heretyku porozmawiaj na Forum.
Recenzja tej książki znajduje się tutaj.