TWÓJ KOKPIT
0

John Williams :: Newsy

NEWSY (447) TEKSTY (29)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

„Gwiezdne Wojny” na Spotify

2015-11-17 07:15:36 oficjalna

Oficjalna rozszerza swoją działalność na innych portalach. Niedawno otworzono kolejny profil, tym razem na popularnej wśród osób słuchających muzyki z sieci witrynie Spotify. Profil znajduje się tutaj: https://open.spotify.com/user/official_star_wars. Na razie znajdują się tam trzy playlisty z muzyką filmową Johna Williamsa. Są to „Epic Battles” (z „Duel of the Fates”), „The Dark Side” (z marszem imperialnym) i „Complete Star Wars Soundtracks”. Z czasem będą dochodzić nowe i to już niebawem, blisko premiery Epizodu VII. Każda z playlist ma własną okładkę.


KOMENTARZE (3)

„Entertainment Weekly” ponownie o VII Epizodzie

2015-11-16 07:12:50

Na początek krótka informacja. John Williams skończył nagrywanie muzyki 14 listopada. Poinformował o tym technik pracujący przy nagraniu. Zatem zostało już tylko skończenie efektów specjalnych.

Kończy się rok, więc w USA rozpoczyna się sezon nagrodowy, a wraz z nim specjalne pokazy filmów, także tych, które do szerokiej dystrybucji wejdą dopiero w przyszłym roku. Takie pokazy będą miały miejsce choćby około 1 grudnia, gdy będą wręczane nagrody krajowej rady recenzentów w USA. Disney zapowiedział, że z tej okazji nie będzie żadnych specjalnych pokazów „Przebudzenia Mocy”. Wszyscy muszą czekać do premiery.

„Entertainment Weekly” znów poświęciło kilka stron na „Przebudzenie Mocy”. Podobnie jak to miało miejsce w sierpniu, przeprowadzili wywiady z twórcami nowego filmu. Pierwszy z artykułów dotyczy Hana Solo.



Harrison Ford przyznaje, że choć kiedyś chciał, by Han Solo zginął, to teraz cieszy się, że ta postać wciąż żyje. Dzięki temu mógł zagrać w kolejnej części sagi, co dało mu możliwość interakcji z młodymi aktorami oraz innego podejścia do Solo. Harrison wspomniał też, że o ile ciężko jest mu stwierdzić, który samolot najbardziej lubi, albo które z pośród swoich dzieci najbardziej kocha, w sumie to nie wie nawet jaki smak lodów jest jego ulubionym, o tyle jednak gdy porównuje role Hana i Indy’ego, to zdecydowanie preferuje tego drugiego. Być może dlatego, że Indiana Jones jest tak inny, a Han Solo, zwłaszcza w „Nowej nadziei” jest bardziej Harrisonem Fordem, niż aktor chciałby przyznać.
Ford zapytany o to, czy Han Solo zmienił się i został mistrzem, twierdzi, iż jego postać nie aspiruje do roli jaką w „Nowej nadziei” odgrywał Obi-Wan Kenobi. Kwestia wiary w Moc, wcale nie jest odrzuceniem postaci starego Solo, a raczej związana jest z jego rozwojem.
Nie mogło też zabraknąć pytanie o Antologię o Hanie Solo. Ford niewiele wie na jej temat, poza tym, że ma dotyczyć młodego Solo. A swojemu następcy radzi rozmawiać z reżyserem, obejrzeć filmy i zrobić to po swojemu.
Rada z rozmawianiem z reżyserem jest o tyle ważna, że jak wspomina Ford, Oscar Isaac zapytał go jak się lata statkiem kosmicznym. (Pisaliśmy o tym w kwietniu). Oczywiście to jedna wielka ściema, to mniej więcej Ford powiedział, ale gdy kręcili „Nową nadzieję” to Harrison bardzo podobne pytanie zadał George’owi Lucasowi. Ten zaś stwierdził, że nie wie, więc trzeba tylko ponaciskać przyciski i udawać. Zresztą „torturowanie” Lucasa to coś, co Ford dobrze pamięta z czasów oryginalnej trylogii. Nie chodzi też o pytania jak coś zagrać, ale też jak wypowiedzieć pewne kwestie. Wiele razy wspominał George’owi by ten pisząc dialogi czytał je na głos, bo to pomaga. Wiele rzeczy da się napisać, ale niekoniecznie można to powiedzieć na głos.



Kolejny artykuł dotyczył księżniczki Lei.
W nowych „Gwiezdnych Wojnach” zobaczymy bohaterów, potwory, magię, niesamowite maszyny. Jest nawet zamek i księżniczka, ale w tym przypadku prawie nikt już jej tak nie nazywa. Obecnie nazywają ją generałem – twierdzi J.J. Abrams. Z wyjątkiem jednego momentu.
Rola Lei się zmieniła, spoważniała. Abrams bardzo się cieszy, że mógł ponownie zjednoczyć Carrie Fisher i Harrisona Forda, w szczególności w ich spotkaniu na lądowisku bazy Ruchu Oporu. W scenie pełnej czułości, ale też smutku. Wynika to także z drogi jaką przeszła Leia. Brakuje jej lekkiego humoru, który pamiętamy z klasycznej trylogii. Jej los jest obecnie zdecydowanie cięższy i poważniejszy. Zdaniem Fisher, Leia jest obecnie bardziej samotna, znajduje się pod dużą presją, wciąż jest bardzo oddana sprawie, ale jednocześnie jest zmęczona, może nawet pokonana, ale też wkurzona. Jednak wciąż się nie poddaje.

Więcej zdradzono na temat Maz Kanaty.
Jakby ktoś jeszcze tego nie wiedział, to ta mała ukryta w środku oficjalnego plakatu postać to Maz Kanata. Potwierdza to J.J. Abrams. Zresztą wszystkie spoty telewizyjne i zwiastun zdradzają na jej temat więcej niż nam się wydaje. Abrams miał pewien pomysł na to jak ta postać działa i co zrobi. Istotne są także gogle, które nosi. To ważny element tej postaci, dlaczego, zobaczymy w filmie. Reżyser potwierdza też, to co donosiło wiele plotek. Kanata była piratką przez długi czas, żyje ponad tysiąc lat. Od stu lat posiada zamek w tej wodnistej dziurze (jak nazwał jej planetę), a w środku jest bar taki jakich wiele w galaktyce. W filmie nie dowiemy się wiele o niej, o tym skąd pochodzi czy do jakiego gatunku należy, ale Abrams uspokaja. Po filmie przyjdą inne publikacje i to się wyjaśni. Czy chodzi o gry, komiksy lub książki, zobaczymy.
Maz ma być mądrym obcym, który w pewien sposób jest powiązany z mistyczną częścią uniwersum. Początkowo chciano zrobić ją za pomocą kukiełki, lecz gdy już wiedziano co czeka Kanatę zdecydowano się na motion-capture. Ponieważ większość postaci w jej zamku to praktyczne efekty, Abrams pilnował by się nie odróżniła od nich rażąco. Musiała być bardziej ruchliwa i odegrać większą rolę niż pozostałe stwory. Byli więc skazani na CGI, ale posiłkowali się też Lupitą Nyong’o. Aktorka cały czas była na planie, a potem miała jeszcze sesje mo-cap. Abrams jest bardzo zadowolony z pracy z nią.
Lupita twierdzi, że rozwijanie postaci mo-cap niewiele się różni od rozwijania normalnego bohatera. Dla niej była to pierwsza rola w takiej formie, więc musiała się wiele nauczyć pod okiem mistrza – Andy’ego Serkisa. Nyong’o wspomina też o oczach, które dla aktorki są ważnym elementem komunikacji na ekranie. Więc, to co dostała traktuje jako dar.



Niejako tym samym płynnie przechodzimy do artykułu o Andym Serkisie i jego roli.
Andy Serkis wspomina zaś, że po raz pierwszy w swojej pracy pojawił się na planie nie wiedząc jak jego postać będzie wyglądać. Tak mocno działa sekretność i tajemnicze pudełko Abramsa, ale nie tylko. Proces powstawania Snoke’a nie był jeszcze zakończony.
Najwyższy Przywódca Snoke to było wyzwanie, gdyż Abrams chciał wycisnąć tyle się da, a nawet pchnąć do przodu technologię motion capture. Więc gdy pierwszy raz Serkis zaczął z nim rozmawiać, jeszcze nie wszystko zostało wypracowane, formuła nie została ostatecznie ustalona. Zaczęło się więc od długie dyskusji jak grać tę postać. Postać się mocno zmieniała nie tylko w trakcie zdjęć, ale też długo po nich. Więc nawet gdy w sieci można znaleźć wczesne koncepty Snoke’a (jak ten poniżej), to dziś są one bardzo odległe od tego czym stała się ta postać.
Oczywiście Serkis był na planie, by złapać interakcję z innymi aktorami, ale proces prac nad jego postacią trwał na długo po zakończeniu zdjęć. Było kilka sesji podczas których Andy przebywał w Londynie w Imaginarium, podczas gdy J.J. Abrams instruował go z Los Angeles. Zmieniały się koncepty postaci, ale też sposób jej odgrywania.
Oczywiście ostateczny wygląd Snoke’a jak również jego motywy pozostaną sekretne aż do 18 grudnia. Ale Serkis trochę powiedział na temat swojej postaci. To nie jest miły facet, raczej w stylu takich, co knują latami i nie są impulsywni. Snoke jest enigmatyczny, w pewien sposób wrażliwy, ale przy tym bardzo potężny. Oczywiście ma swój wielki plan. Poniósł wiele szkód, lecz istnieje jakaś dziwna podatność innych na niego, co zdaniem Serkisa może być częścią jego planu.
Snoke’a nie dałoby się zagrać normalnie w makijażu. Po pierwsze jest bardzo wielki, zwłaszcza w skali z innymi postaciami. Jest wysoki. Również jego twarz jest tak stworzona, że nie dałoby się skorzystać z protetyki. To było by zbyt ekstremalne. Nie wchodząc w szczegóły on ma bardzo specyficzny układ kostny i układ twarzy. Tego by się nie dało zrobić w prawdziwym świecie. Snoke i Kanata to jedyne cyfrowe postaci w „analogowym” obrazie. Snoke jest nową postacią, nowo wprowadzoną. Ale ona doskonale wie, co się działo wcześniej i to, zdaniem Serkisa, w bardzo dużym stopniu.



Kolejny artykuł dotyczy Luke’a Skywalkera.
Luke Skywalker nie jest już bohaterem „Gwiezdnych Wojen”. W kolejnej odsłonie stał się McGuffinem. Czyli tajemniczym przedmiotem (lub osobą), wokół którego dzieje się akcja. Jak „Sokół maltański”. Mark Hamill jest w „Przebudzeniu Mocy”, ale jego nieobecność w zwiastunach, plakatach to celowy zabieg. Abrams mówi, że nie zapomnieli o nim, ale liczą, że fani są ciekawi, co się z nim stało. W końcu miał być ostatnim z Jedi. Czy był niegotowy, jak sugerował Yoda? A może właśnie okazał się bardziej dorosły niż styrany życiem mistrz? Luke jest bardzo ważny w tej historii. A gdzie on jest? Na to odpowie film. A kim jest Luke? To pytanie, które wciągnęło Abramsa na pokład. Zadała mu je Kathleen Kennedy, gdy się jeszcze wahał.
Akcja dzieje się prawie czterdzieści lat po „Powrocie Jedi”, więc dla kolejnego pokolenia bohaterowie dawnych wydarzeń są wręcz mityczni. Słyszeli coś o nich, ale niekoniecznie wszyscy, natomiast trudno im uwierzyć w prawdziwość tych opowieści. Dla Rey, która nie ma normalnego wykształcenia, która żyje na opuszczonej planecie ze zbieractwa, to brzmi niesamowicie. To rzeczy magiczne, ale może gdzieś tam daleko możliwe. Finn natomiast patrzy na Luke’a przez pryzmat swego wykształcenia. W armii stworzonej na ruinach Imperium Skywalker jest wrogiem.
Na pytanie gdzie jest Luke nie chciał odpowiadać też Mark Hamill, mówiąc, że zdradziłby za dużo.
Owszem pojawiły się dziwne plotki o tym, że Luke może być Kylo Renem. Tego jednak gra Adam Driver. Więc chyba nie tam trzeba go szukać.



Ostatni artykuł dotyczył generała Huxa.
Na plakacie widzimy coś co wygląda jak wielka, trzecia Gwiazda Śmierci. J.J. Abrams potwierdza, to jest baza Starkiller, centrum dowodzenia resztek Imperium znanych jako Najwyższy Porządek. To w pewnym sensie jest kolejna Gwiazda Śmierci, ale zdecydowanie bardziej złożona i potężniejsza. To krok naprzód, jeśli chodzi o rozwój technologii. Jak dokładnie jest potężna, zobaczymy 18 grudnia. Natomiast mamy pewne wskazówki. Otóż tam gdzie Imperium, Vader czy Imperator polegli, ich następcy starają się nie popełniać tych samych błędów. Tworzą coś bardziej przerażającego i destruktywnego. Zło wciąga jak narkotyk, a Najwyższy Porządek mocno uzależnia.
Domhnall Gleeson, który gra generała Huxa mówi, że jego postać ma przeczucie pewnej wyższości. Ma też wrażenie, że jest lepszy od tych, którzy go otaczają. Jest przez to bezwzględny. Stosuje też ostrą dyscyplinę by to egzekwować. Junta galaktyczna działa trochę jak mafia, trzeba zabić by awansować. Nie da się tam wspiąć tak wysoko jak Hux w tak młodym wieku nie będąc tak bezwzględnym. (Gleeson ma 32 lata). W dodatku Hux nie nosi broni, on każe innym wykonać brudną robotę. On przede wszystkim pragnie władzy i to bardzo mocno. A jak to zwykle bywa tacy ludzie jak on nie są tymi, którzy powinni tę władzę mieć. Boi się za to pewnej indywidualności, którą stara się zgnieść w innych. Może dlatego, że zawiódł? Hux nie ma też dobrych relacji z innymi przywódcami Najwyższego Porządku. Wydawałoby się, że powinien mieć dobrze dogadywać się z Kylo Renem, ale tak nie jest. Są bardziej wrogimi przyjaciółmi. Obaj pragną władzy i obaj mają inne zdolności. Są w pewnym sensie przeciwieństwem.
Na koniec jedna spekulacja. A co jeśli nazwa Starkiller nie jest tylko nawiązaniem do twórczości Lucasa, a wskazaniem możliwości tej stacji?



Kończąc, zmieniamy temat. W Multikinie jest promocja. Do biletów na „Przebudzenie Mocy” dodają plakat. W dodatku promocja działa też wstecz. Jeśli ktoś zakupił i nie dostał, a ma dowód, może pójść po ten plakat.
KOMENTARZE (42)

Banery i wywiady

2015-11-10 07:22:58

Na początek mamy trzy nowe bannery, które powoli pojawiają się w kinach w USA, oczywiście oprócz plakatów. Jeden jest z Rey, drugi z Kylo Renem a trzeci z Finnem.

Z plotek mamy dwie. Otóż w 2014 pojawiła się informacja, że Judi Dench może zagrać Mon Mothmę w „Przebudzeniu Mocy”. Nic takiego nie ma miejsca. Ostatnio aktorka to potwierdziła i dodała, że nawet nie widziała „Gwiezdnych Wojen”. Żadnej z części.

Bob Iger natomiast wypowiedział się na temat Luke’a Skywalkera. Otóż szef Disneya potwierdza, Luke jest w filmie. Nie ma się co martwić.



Powoli pojawia się coraz więcej wywiadów z twórcami filmu. Pierwszy z nich przeprowadzono z J.J. Abramsem, można go przeczytać tutaj.
Abrams zapytany o to jak się ma fabuła „Przebudzenia Mocy” względem pozostałych filmów, przyznał, że zależało im na tym, by opowiedzieć jedną, zwartą historię, która ma swój początek, rozwinięcie i koniec. Ma też swoją historię do której nawiązuje, a jednocześnie pozostawia pewne wątki, które można kontynuować, zupełnie tak jak to miało miejsce w „Nowej nadziei”. Chodzi o możliwości. W pierwszym filmie Luke niekoniecznie był synem Vadera i bratem Lei, ale jednocześnie nie było to niemożliwe.

Abrams dobrze też ocenia współpracę z Lawrencem Kasdanem. Twierdzi, że właśnie wspólne działanie uczy najwięcej przy opowiadaniu historii. Reżyser jest też wdzięczny Disneyowi, w szczególności Bobowi Igerowi i Alanowi Hornowi, za to jak obeszli się z marketingiem. Bał się, że Disney będzie chciał pokazać i zdradzić za dużo, ale oni szanują wizję dzieloną przez Lucasfilm, by ten film poznać dopiero w kinie. Tyle, że ciężko jest też znaleźć równowagę, bo jeśli pokaże się za dużo, można zniszczyć komuś przyjemność z oglądania filmu, natomiast gdy się pokazuje za mało, mogą cię uznać, za napuszonego palanta. A gdzie jest ta granica? Abrams twierdzi, że na to pytanie muszą sobie odpowiadać przy każdym konwencie i każdej możliwej promocji filmu.

O Epizodzie VIII Abrams powiedział, że scenariusz jest już skończony. Co nie znaczy, że nie będzie wciąż poprawiany, bo to zawsze ma miejsce. W każdym razie mieli spotkania z Rianem Johnsonem i Ramem Bergmanem, pokazywali im zdjęcia, prawie dzień po dniu, gdy kręcono film. Byli częścią procesu powstawania, jako obserwatorzy, co wpływało też na Riana tworzącego scenariusz kolejnego filmu. Oczywiście pewne elementy zostały już wcześniej ustalone, choćby przez Kasdana, takie jak pewne relacje, pewne konflikty czy pytania na które należy odpowiedzieć. Abramsowi zależy na tym, by Epizod VIII był bardzo dobrym filmem, w końcu jest jego producentem wykonawczym, stąd względem Riana Johnsona i jego ekipy zachowano pełną transparentność działań. Johnson natomiast poprosił o uwzględnienie kilku rzeczy w scenariuszu, które przydadzą się potem do jego filmu. Zresztą ten scenariusz dość mocno jest zbieżny z kierunkiem, który wyznaczono „Przebudzeniem Mocy”. Choć to wciąż jest film Riana Johnsona i Abrams nie musi twórcy prowadzić za rączkę czy nadzorować.

Praca nad Epizodem VII nie może być oderwana od pozostałych filmów. To jest siódmy film z dziewięciu (przynajmniej na razie). Ważny przy tym jest tu kanon, który tworzą, co trzeba szanować. Ten film choć opowiada własną historię, nie jest wyjęty z kontekstu.

Początkowo Abrams pracował w z Michaelem Arndtem nad scenariuszem. Mówi, że szybko zdecydowali się do tych sesji dołączyć Ricka Cartera, by projektował wszystko o czym mówią. Wtedy też rodziły się takie pomysły jak choćby nowa ręka C-3PO i tak dalej. Potem, gdy przepisywał scenariusz z Lawrencem Kasdanem, więcej zastanawiali się nad tym jak nakręcić „Gwiezdne Wojny”, nie kolejny film, ale „Gwiezdne Wojny”. Jakie sceny chcą. Chcieli choćby Hana Solo w kostiumie, szturmowca, TIE Fightery. To wszystko wplatali w scenariusz.

J.J. jest też podekscytowany pracą z Johnem Williamsem. On wciąż komponuje używając ołówka, zapisując wszystko na kartce. Potem jedzie się do niego, a on gra melodie na pianinie. Robi to tak, że w głowie człowiekowi wydaje się jakby słyszał całą orkiestrę.

Abrams chwali też swoją obsadę, czyli głównie Daisy Ridley, Johna Boyegę, Oscara Isaaca i Adama Drivera. Jak mówi, od razu angażowano ich do trzech filmów, co najmniej trzech. Czyli po raz drugi nie wprost sugeruje w jednym wywiadzie Epizod X i kolejne.



John Boyega natomiast udzielił wywiadu Hollywood Reporter i Cnet. Aktor patrzy na „Przebudzenie Mocy” jako na swoją szansę. Zdaje sobie sprawę, że te filmy pomogły niektórym aktorom (jak Harrison Ford czy Carrie Fisher, która jednak ostatecznie tę szansę zmarnowała), innym przeszkodziły, ale jakoś wyszli na prostą (jak Ewan McGregor czy Natalie Portman), a jeszcze innym zakończyły (jak Jake Lloyd czy Hayden Christensen). Samego siebie Boyega określa mianem fana, nie tylko filmów ale przede wszystkim gier i Expanded Universe. Dodaje też, że podoba mu się postać Finna i jej rozwój. To szturmowiec, czyli ktoś kto nie powinien pożyć zbyt długo. Niewiele wiemy o przeszłości tego bohatera, ale ciekawe są wybory przed którymi staje i to kim się staje. Zapytany o bojkot „Gwiezdnych Wojen” przez to, że jego postać jest czarna, odparł tylko, że liczby mówią same za siebie. Skoro sprzedaż biletów jest tak fenomenalna, to bojkot chyba nie ma najmniejszego znaczenia. Rodzice Boyegi nie za bardzo znali i rozumieli „Gwiezdne Wojny”. Dla nich najważniejsze było to, że ich syn tam teraz gra.

Sam Boyega przyznaje, że zaczął oglądanie filmów od „Mrocznego widma” i wielce zaintrygował go wówczas Darth Maul. Jednak same prequele, choć mu się podobały, nie wciągnęły go aż tak bardzo. Dopiero gdy zobaczył klasyczną trylogię powiedział sobie „Wow”. Dla niego kwintesencją „Gwiezdnych Wojen” jest humor sytuacyjny. Choćby scena w której Han i Luke odbijają Leię z więzienia, a Han prowadzi rozmowę przez interkom. John uwielbia ten moment.

Mówił też, że Finn ma bardzo dużo wewnętrznej charyzmy, ale nie widać tego od początku. Gdy był przesłuchiwany do „Przebudzenia Mocy” John początkowo odgrywał rolę dramatyczną. Tego wymagał tekst. Jednak potem doszedł do wniosku, że coś jest nie tak. To przecież „Gwiezdne Wojny” i tu trzeba czegoś innego. Wrócił do domu, pooglądał sobie na YouTubie filmiki z castingów Marka Hamilla czy Harrisona Forda, co go zainspirowało.

John twierdzi też, że „Przebudzenie Mocy” jest najbardziej bliskie właśnie do „Nowej nadziei”, ze względu na ton, rytm, ale też dialogi, zwłaszcza te Hana i Luke’a. John sugerował też, że kurtka którą nosił na planie ma jakiś sekret i to nie przypadek, że nosił ją także Poe Dameron (Oscar Isaac). Oczywiście nic więcej nie zdradził.

W przeciwieństwie do Samuela L. Jakcsona Boyega nie mógł wybrać koloru miecza świetlnego. Abrams zrobił to za niego. Sam John żartowałby, że wybrałby czarny. Dodał też, że w tym filmie będzie dużo pościgów, zwłaszcza gonienia za Finnem.

„Przebudzenie Mocy” będzie jego pierwszym filmem „Star Wars”, który zobaczy na wielkim ekranie.

W innym wywiadzie natomiast bardzo się cieszył z tego, że Finn będzie miał swój własny temat muzyczny.



Daisy Ridley także odpowiedziała na kilka pytań Hollywood Reporter, w tym samym wywiadzie. Aktorka wspomina, że już samo dostanie roli Rey było dość ciężkie. Przez siedem miesięcy miała cztery czy pięć przesłuchań i co tu dużo mówić, zwłaszcza te pierwsze nie poszły jej najlepiej. Ale miała w sobie jakieś przeczucie, iż musi ten tekst przeczytać. A gdy już dostała rolę, to przez trzy miesiące musiała milczeć. Przyznała się w domu rodzicom i siostrze, ale na tym koniec. Miała też dużą ochotę, by wcześniej obwieścić światu, ze gra w sadze, ale mama ją przytemperowała. Mówiła, że to trochę jak z ciążą. Trzeba to przejść i przeczekać. Rey jej zdaniem jest przede wszystkim normalną dziewczyną, nie jakąś superbohaterką. Główna różnica między Ridley a Rey polega na tym, że Ridley zna swoją rodzinę i jest z nią blisko.

Przez te trzy miesiące Daisy musiała nabrać krzepy, ale też przytyć do roli.

Na planie Daisy trochę się bała rozmawiać z Markiem, Harrisonem czy Carrie zwłaszcza o klasycznej trylogii. Trochę ją to krępowało. Johna nie, od niego dowiadywała się potem ciekawostek. Za to najwięcej na planie rozmawiała z córką Carrie Fisher, czyli Billie Lourd, która jest w podobnym wieku. Daisy przyznaje, że Billie nie gra młodszej wersji Lei, oraz że nie było w ogóle potrzeby by kogokolwiek obsadzać do tej roli. Jedna Leia wystarczy.

Obiecała też, że dowiemy się kim są rodzice Rey. Oczywiście z filmu.

Daisy przyznaje, że na planie sobie śpiewała i nuciła. I że czasem to przeszkadza innym ludziom. J.J. Abrams zaproponował więc jej zakład, że wytrzyma jeden dzień bez śpiewu.
KOMENTARZE (17)

Kantyna i II wojna światowa

2015-11-07 22:39:52 oficjalna



Cole Horton tym razem zajął się historycznymi elementami, które da się dostrzec, oglądając sobie scenę w kantynie Mos Eisley.

Od momentu w którym w 1977 „Gwiezdne Wojny: Nowa nadzieja” trafiły na ekrany kin, sekwencja w kantynie porusza wyobraźnię widzów, sprawia, że chcemy dowiedzieć więcej o istotach tam przebywających. Okryta mrokiem tawerna jest przepełniona interesującymi dźwiękami i widokami, wiele z nich jest zainspirowanych II wojną światową. Od szalonych postaci po swingującą orkiestrę, to tylko kilka dróg jakimi historia ukształtowała galaktyczną spelunę.



Wśród tłumu interesujących osobników kantyny jest Nabrun Leids, czteroręki obcy, który stoi nieopodal baru. Głowa obcego jest dość dużą, ale twarz zakrywa maska oddechowa z oczyma przypominającymi robaka. Wynika to z tego, że gatunek Leidsa nie może oddychać tlenem w atmosferze Tatooine. To wygodnie i w logiczny sposób tłumaczy, że obcy dostał brytyjską maskę gazową z czasów II wojny światowej, jedną z milionów wyprodukowanych podczas wojny przez firmy takie jak Avon Technical Products. Były wydane wojskowemu personelowi, a także cywilom w Anglii i zagranicą. Częste użycie trujących gazów w Europie podczas I wojny światowej spowodowało strach wśród zarówno żołnierzy, jak i ludności cywilnej. Na szczęście atak gazowy na wielką skalę w Europie nie miał miejsca, a wiele z tych masek nigdy nie użyto. Maska noszona przez Nabruna Leidsa podobnie jak wiele innych podobnych, były dostępne ze sporą nadwyżką przez jeszcze kilka dekad po wojnie. Podobnie zresztą jak słynny chlebak, który nosił Indiana Jones w serii filmów.

Warto zauważyć, że scena w kantynie była kręcona podczas dwóch oddzielnych sesji. Pierwsza próba odbyła się podczas normalnych zdjęć w Anglii, angażowała więcej ludzi niż obcych. By wypełnić scenerię bardziej interesującymi postaciami, reżyser George Lucas zalecił dodatkową sesję zdjęciową w Stanach Zjednoczonych, pełną kompletnie nowozaprojektowanych przez Ricka Bakera i jego zespół obcych. Wiele z tych nowych kreacji zawierało elementy wypożyczone z półki pozostawione po poprzednich produkcjach. Przykładem jest choćby Pons Limbic.



Ekipa Bakera stworzyła maskę „Mózgowca” na potrzeby zdjęć w USA od początku, ale kostium postaci był stary, pochodził z lat 40. Diamentowy kształt tej tuniki ujawnia, że była ona używana w starym serialu „Spy Masher”, wyprodukowanym przez Republic Pictrues. Klasyczny serial bazował na postaci z Fawcett Comics Spy Smasherze, samodzielnie zwalczającym agenta nazistów, niejakiego Maskę. Produkcję serialu rozpoczęto 22 grudnia 1941, zaraz po japońskim ataku na Pearl Harbor i tym jak Niemcy wypowiedziały wojnę Stanom Zjednoczonym. Zdjęcia 12-odcinkowej serii trwały do 29 stycznia 1942, emitowano je rok później.

Nawet najbardziej nieszczęśliwy obcy w kantynie, łowca nagród Greedo, ma powiązania z II wojną światową. Zgodnie z przewodnikiem po dźwiękach „The Sounds of Star Wars”, eksplozja następująca po śmierci Greedo pochodzi z filmu „Sierżant York” z 1941.



W sumie to także bar ma pewne nawiązania do II wojny światowej. Są tu części silnika Gloster Meteor, który pełni rolę wiszącego, metalowego dozownika drinków. Rury wydechowe później stały się głową IG-88, wraz z innymi przedmiotami. Prawdę mówiąc, wiele elementów tego silnika pochodzącego z II wojny światowej znalazło swoje miejsce w uniwersum „Gwiezdnych Wojen” o czym z pewnością napiszę jeszcze w przyszłości.

Czym byłaby kantyna bez swojej muzyki? Gdy kończono tę scenę, Lucas znalazł inspirację w zaskakującym źródle. Był to Benny Goodman i swing z lat 30. i początku 40.

Benny Goodman był znany jako „król swingu” a jego muzyka była bardzo popularna w Stanach Zjednoczonych w okresie prowadzącym i trwania wojny. Jednym z jego najbardziej znanych nagrań jest jego wersja „Sing, Sing, Sing” Louisa Primy z 1939. Wiele osób może kojarzyć melodię „Sing, Sing, Sing” z reklamy ciasteczek marki Chips Ahoy z lat 90.

Gry kręcono dokrętki w USA do sceny w kantynie, „Sing, Sing, Sing” grano na głos, by utrzymać tempo i ruchy aktorów w kostiumach muzyków. Phil Tippett, pracownik ILM, wspomina o tym w przewodniku J.W. Rinzlera The Making of Star Wars.

- Mieliśmy tańczyć do starej kasety z muzyką Benny’ego Goodmana, którą George przyniósł, a instrumenty zaprojektowano w ILM.
Podczas gdy Lucas i współ montażysta Richard Chew składali scenę w kantynie, Chew zapytał Lucasa co chciałby usłyszeć jako tymczasową muzykę. Według „Making of Star Wars” powiedział:
- Wiesz George, słyszałeś kiedyś tybetańską muzykę, myślę, że ich śpiewy i instrumenty z kości zwierzęcych mogłyby by być odpowiednie.
Lucas odparł
- Nie. Użyjemy Benny’ego Goodmana. Oni będą swingować.
John Williams wspomniał potem ten proces.
- George znalazł nagranie, które polubił. Użył je jako tymczasowej muzyki, nakręcił z nią scenę, dzięki czemu uzyskał rytmiczną ciągłość ujęcia. Powiedział do mnie bym wyobraził sobie, że te stwory z przyszłości mają jakąś kapsułę czasu i zatrzymały się w latach 30. w nagraniach swingu Bennego Goodmana. Możesz sobie wyobrazić ich zniekształcony sposób jak to zagrać?

Dowód pozostał w notatkach z 1997 z wydania ścieżki dźwiękowej „Nowej nadziei”. Melodia z kantyny jest opisana „kilku obcych z przyszłości znajduje muzykę swingową Benny’ego Goodmana z 1930 i próbuje ją zinterpretować”.

Jak widzicie, kantyna nie byłaby tym samym, gdyby nie wpływ II wojny światowej. Niezależnie, czy są to kostiumy, rekwizyty, dźwięki czy muzyka, pozostałości z lat 30. i 40. można dostrzec w tej ikonicznej scenie.


KOMENTARZE (0)

Nagrywanie muzyki i inne plotki

2015-11-03 07:19:59

Zwiastun i plakat już za nami, a tymczasem niedawno wykopano informację, że mieliśmy dostać przed premierą trzy rzeczy. Dwie już są. Jaka jest trzecia? Źródło sugeruje, że może zobaczymy a raczej usłyszymy jeden utwór, tak jak to było w prequelach. Cóż na razie chyba trzeba to traktować w kategorii chcenia, a nie informacji.

Mamy małe potwierdzenie informacji sprzed tygodnia. Pisaliśmy wtedy, że John Williams będzie miał jeszcze jedną sesję nagraniową i tym razem będzie na niej obecny. Jak się okazało miał tam też dwoje wyjątkowych gości - Johna Boyegę i Daisy Ridley. Oboje wrzucili dowód na Istagram. Tak więc wygląda na to, że muzyka do „Przebudzenia Mocy” chyba już jest nagrana w całości.



„Przebudzenie Mocy” będzie w USA pokazywane też w wersji z taśmy 70mm. Tylko w ograniczonej liczbie 11 kin. To tak w ramach ciekawoski.

Z dziwnych informacji o fabule pojawiły się dwie ploty. Pierwsza jest taka, że podobno przy dubbingu filmu ktoś dostrzegł Yodę. W jakiej formie, czy to rzeźba, hologram czy duch, nie wiadomo. Info poszło w świat, więc dziwne plotki krążą po mediach. Druga kwestia jest jeszcze ciekawsza, otóż niektóre źródła sugerują, że BB-8 jest droidem płci żeńskiej. Ciekawe, czy R2-D2 będzie się do niej przystawiał.

Kevin Smith widział już pewne fragmenty filmu. Cóż dobrze się przyjaźnić z J.J. Abramsem. Smith stwierdził, że film jest czarodziejski. Że to jak wyprawa do źródła młodości. Uczucie podobne do tego, które miał w 1977 gdy po raz pierwszy widział „Nową nadzieję”. Więcej nie chciał niestety zdradzić.

A teraz czas na aktorskie pogaduszki. Peter Mayhew dotychczas niewiele mówił na temat nowego filmu, ale powoli nadrabia zaległości. Po pierwsze wspomniał o Star Wars Celebration w Anaheim. Gdy już puszczono drugi zwiastun zajawkowy, aktor stał na scenie i obserwował publiczność. Piasek i takie tam, nic się nie dzieje, ale gdy tylko pojawił się Han i Chewie, reakcja była tak żywiołowa, że Mayhew wierzy w sukces tego filmu. Skoro taki kawałek potrafił wywołać takie emocje wśród 7000 osób, z pewnością to będzie hit. Ba jak dodał, nawet Kathleen Kennedy się wzruszyła w tym momencie. Peter mówił też o pracy na planie i relacjach z innymi aktorami. Oczywiście jest zaprzyjaźniony z Harrisonem Fordem, co więcej ceni sobie pracowanie z nim, ale Mayhew wspomniał także o młodych odtwórcach. John Boyega zdaniem Petera umie reagować w każdej sytuacji. Ma ciekawą osobowość, ale też duże poczucie humoru. Daisy natomiast jest w jego odczuciu bardziej ułożona, podobnie jak Natalie Portman w prequelach. Jest spokojniejsza, bardziej zwraca uwagę na szczegóły i dopiero nauczy się czerpać przyjemność z tej pracy, jak wszystko pozna. Na Celebration nie zachowywała się naturalnie, prawdopodobnie jej agent kazał przyjąć jej pozę, która wymaga dużo więcej pewności siebie. Ale nawet wtedy Ridley radzi sobie całkiem dobrze.

Daisy zaś odpowiedziała na pytania Carrie Fisher. Cały wywiad znajduje się tutaj i jak to w przypadku Carrie bywa, fajnie się to czyta, ale niekoniecznie dużo nowego się dowiadujemy. Jednym z ciekawszych pytań jest to o aktorki inspirujące Ridley (oczywiście poza Fisher). Znalazły się tam Carey Mulligan i Felicity Jones. No i nie zobaczymy Daisy w złotym bikini. Ridley była przesłuchiwana do roli w filmie kilka razy. Według Carrie pięć, ale to Carrie podała tę liczbę, więc może być ona nieprawdziwa.

Gwendoline Christie powiedziała, że jest dumna ze swojej postaci, bo kapitan Phasma to pierwszy kobiecy czarny charakter w filmach z cyklu. Nie chciała odpowiedzieć wprost, czy zdejmuje hełm w filmie, czy nie. Zapytano więc ją o to, czy gra tylko szyją, odparła wymijająco, że także częściami ciała poniżej. Pewnie ręce, nogi i tak dalej. Ale ma być to postać w stylu Boby Fetta, czyli pewnie niewiele jej zobaczymy na ekranie.

O powrocie Tima Rose’a jako Ackbara pisaliśmy tutaj, ale ostatnio aktor i operator kukiełek miał okazję wypowiedzieć się trochę dłużej. Przyznał, że zaangażowano go w dość intrygujący sposób. Był na konwencie w Australii, dostał mejla od kogoś, kogo zna, zaczął go otwierać, ale wpierw musiał wysłać podpisane certyfikaty o poufności. Od razu wiedział, że chodzi o „Gwiezdne Wojny”.

Powoli pojawiają się kolejne zdjęcia z różnych płatków i innych produktów. Oto kilka z nich.



Na koniec jedno ogłoszenie. Jeśli ktoś wybiera się w kostiumie na premierę, to powinien się zapoznać z obostrzeniami. W niektórych kinach w Stanach już zaczęto kampanię informacyjną. Nie wolno wchodzić w maskach zakrywających twarz uniemożliwiających identyfikację, nie wolno też mieć broni, w tym mieczy świetlnych i blasterów. Pewnie też kuszy Chewbbacy. Dotyczy to zarówno replik i imitacji, jak i działającej broni. Zobaczymy jak to wyjdzie w Polsce. Do premiery pozostało już mniej niż 45 dni.
KOMENTARZE (8)

Abrams o statusie filmu i tym gdzie jest Luke

2015-10-27 17:58:29

Zwiastun za nami. Wciąż niewiele zdradza na temat filmu, ale stawia też nowe pytania. W tym jedno bardzo ważne. Gdzie jest Luke? The Assiociated Press zadało to pytanie reżyserowi i współscenarzyście, czyli J.J. Abramsowi. Odparł tylko, że to nie jest przypadek. To zdaniem reżysera bardzo dobre pytanie i nie może się doczekać chwili, gdy poznamy na nie odpowiedź.

Abrams zdradził też aktualny status prac nad filmem. „Przebudzenie Mocy” nie jest jeszcze skończone. Prace nad efektami specjalnymi się przeciągają i powinny potrwać jeszcze z trzy lub cztery tygodnie. I to mimo, że montaż jest już praktycznie zakończony. Dodatkowo zaplanowana jest jeszcze jedna sesja nagraniowa z Johnem Williamsem.



Pytanie o Luke’a Skywalkera pojawiło się w różnych miejscach w sieci. Wraz z odpowiedziami. Można się nawet natknąć na taką, że to Mark Hamill gra Kylo Rena. Przypominamy, że postać tę gra Adam Driver. Natomiast plotkę o tym, że Luke będzie tym złym podkręca dawny wywiad z Markiem, w którym aktor stwierdził, iż uatrakcyjniłoby to jego rolę.

Nie tylko Ackbar wraca. W „Przebudzeniu Mocy” pojawi się Nien Numb, którego ponownie będzie animował Mike Quinn. Lalkarz pracował przy „Powrocie Jedi”, poza Sullustianinem operował między innymi częściowo Jabbę, Sy Snootles, trochę Yodę, trochę Ackbara oraz dziecko Ewoków.

Przeciwnicy koloru skóry Johna Boyegi powoli rosną w siłę. Mają nawet własny hasztag. #BoycottStarWarsVII. Choć obecnie więcej o nich piszą inni.

Swoją drogą, choć film nie jest jeszcze skończony, nie miał swojej premiery, to już zaczynają się podchody o to, która firma dostanie prawa do wersji streamingowej. W teorii wydaje się, że powinien być to Netflix. Od 1 stycznia 2016 mają oni wyłączność na produkcje Disneya. Tyle, że „Przebudzenie Mocy” pojawi się w Stanach jeszcze w 2015. Do tego czasu sieć Starz ma prawa do tych filmów Disneya. Teraz rozmowy odbywają się z udziałem prawników, którzy mają wyjaśnić, jak zinterpretować tę datę 1 stycznia. Na razie wygląda na to, że firmy się podzielą. Netflix będzie mógł puszczać „Przebudzenie Mocy” w Kanadzie, a Starz w USA. Kolejne filmy z cyklu Netflix dostanie na wyłączność.
KOMENTARZE (20)

O kolejnych rekordach i muzyce z trailera

2015-10-25 20:23:07 oficjalna

Pisaliśmy niedawno o tym, że sprzedaż biletów do "Przebudzenia Mocy" bije rekordy za oceanem. Również w Polsce sprzedaż była rekordowa, sieć Multikino w ciągu pierwszej doby sprzedała ponad 21 tysięcy biletów - czym przebiła dotychczasowy rekord należący do "50 twarzy Greya".

Rekordowy jest również sam trailer. StarWars.com poinformowała o tym, dziękując jednocześnie fanom za zainteresowanie i okazywany entuzjazm. Zgodnie z danymi, które podali w ciągu pierwszej doby trailer został wyświetlony (na różnych platformach) ponad 128 milionów razy. Przypomnijmy, że pierwszy teaser został wpisany do księgi rekordów Guinessa osiągając "zaledwie" 30,65 mln wyświetleń w ciągu 24 h. Nowy trailer przebił więc ten rekord ponad czterokrotnie.



Jeśli już przy trailerze jesteśmy to warto wrócić do tematu muzyki z niego. Kilka dni temu, publikując oficjalną muzykę z niego, nie wiedzieliśmy jeszcze kto ją stworzył. Teraz już wiemy i nie był to John Williams. John Samuel Hanson odpowiada za muzykę słyszaną w pierwszej połowie trailera, podczas gry Frederick Lloyd odpowiada za jego drugą połowę - temat Mocy. Nad złączeniem tego wszystkiego w jedną spójną całość pracowali m.in.: Josh Dunn i Brent Rockswold. Na muzykę Willamsa wciąż musimy jeszcze poczekać.
KOMENTARZE (9)

2001: Stanley Kubrick i „Gwiezdne Wojny”

2015-10-24 06:44:03 oficjalna



„2001: Odyseja kosmiczna” (2001: A Space Odyssey) to bez wątpienia jedno z najbardziej znanych dzieł SF. Efekt współpracy geniusza kina – Stanleya Kubricka z geniuszem literackiego SF – Arthurem C. Clarkiem. Scenariusz bazował na starym opowiadaniu Clarke’a, który w trakcie prac nad filmem stworzył też powieść „2001: Odyseja kosmiczna”, bliską w wielu miejscach filmowi, ale będącą też swoistym rodzajem wariacji na ten sam temat. Tym razem Bryan Young zabrał się za filmową wersję tej opowieści i jej wpływ na George’a Lucasa.

Gdy „2001: Odyseja kosmiczna” po raz pierwszy trafiła na ekrany w 1968 od razu spolaryzowała krytykę i publiczność, ale od tamtego czasu uzyskała status jednego z największych dzieł w historii kina science-fiction. Po prawdzie George Lucas osobiście wspomniał o tym w 1977.
– Stanley Kubrick stworzył najwspanialszy film science fiction. Będzie bardzo trudno komukolwiek stworzyć lepszy film, przynajmniej tak mi się wydaje.

Bardzo trudno jest wytłumaczyć czym jest „2001: Odyseja kosmiczna”, bo to bardzo osobiste doświadczenie, a zakończenie zdaje się mieć inne znaczenia za każdym kolejnym oglądaniem.

To, co mogę powiedzieć z pewnością – jak myślę – to historia o ludzkiej ewolucji od „świtu człowieka” do drogi ku następnej fazie ewolucji, przez eksplorację kosmosu i rywalizację ze sztuczną inteligencją.

Choć historia 2001 nie zainspirowała „Gwiezdnych Wojen” wprost, Lucas nazwał ten film „olbrzymie wpływającym”. Oglądając go obecnie, łatwo zobaczyć dlaczego.

Film otwiera sekwencja nazwana „Świtem człowieka” ukazująca zmagania małp, które stworzono pod nadzorem Stuarta Freeborna. Jego prace nad stworami uczyniły go legendą na skalę światową i został zatrudniony do oryginalnych „Gwiezdnych wojen” i dwóch kolejnych sequeli. Najważniejsze, że to on zaprojektował i stworzył kukiełkę Yody, której projekt bazuje na jego twarzy jak i Alberta Einsteina.

Im film idzie dalej, tym dzikość początków człowieczeństwa dramatycznie przeskakuje w przyszłość. Dzięki serii sekwencji w zerowej grawitacji oraz długim rozmowom, rozumiemy, że ludzie których spotkaliśmy zostali przywiezieni na księżyc. Okręt, którym podróżują na powierzchnię księżyca, jest masywny, ale od tyłu wygląda prawie identycznie jak kapsułą ratunkowa która zabrała Artoo i Threepio na Tatooine. Ujęcie jak dryfuje ku naszemu księżycowi mogłoby być prawie pomylone z ujęciem z „Gwiezdnych wojen”.

Wewnątrz tego okrętu, także widzimy okrągłe korytarze, wypełnione modułowymi brązowymi bloczkami, które od razu przypominają wizualnie wnętrza „Sokoła Millennium”. Gdy tylko lądownik przybywa na księżyc widzimy fragment bazy księżycowej Alpha trochę z grzbietu gór. Zarówno umiejscowienie przestrzeni jak i postaci na pierwszym tle w strojach kosmicznych, przypominają trochę ujecie Obi-Wana i Luke’a spoglądających z góry na Mos Eisley. Architektura i wygląd bazy przypomina nawet jeden z pierwszych szkiców koncepcyjnych Ralpha McQuarriego.

Skoro Lucas lubi używać powracające pomysły by stworzyć wizualną poetykę wewnątrz swoich filmów, dla nikogo nie powinno być szokiem, że moment z „2001” także znalazł się w innej części sagi. Zgodnie z komentarzem na DVD – jeśli ktoś oczywiście nie pamięta ujęcia – ujęcie Polis Massy ze stacją, gdzie urodzili się Luke i Leia jest wirtualnie identyczne z ujęciem bazy księżycowej Alpha. Co więcej oba ujęcia ukazują w pewnym sensie początek odrodzenia człowieczeństwa w galaktyce, który kończy się w dzieciach.



To nie są jedyne wizualne elementy z 2001 które znalazły swoją drogę do „Gwiezdnych Wojen”. Podczas misji na Jowisza, gigantyczne kapsuły przycumowane do głównego okrętu jest użyta do podróży i misji. Jedną z nich można zobaczyć na złomowisku Watto w Mos Espie.

Jest też sekwencja w której David jest na zewnątrz okrętu w przestrzeni kosmicznej, ciężko oddycha przez swój kombinezon. Dźwięk mógłby być pomylony z ciężkim oddechem zamaskowanego Dartha Vadera. W innym miejscu, wchodzi do wnętrz okrętu, gdzie widać prostokątne czerwone szczeliny o zaokrąglonych rogach, które przypominają trochę komorę karbonizacyjną w „Imperium kontratakuje”. Wir kolorowego światła pod koniec filmu również mógłby być uznany za prekursora pierwszego skoku w nadprzestrzeń „Sokoła Millennium”.

Efekty specjalne „2001: Odysei kosmicznej”, sposób w jaki poruszają się okręty płynąć przez kosmos, brak dźwięku, to wszystko zostało zaprojektowane tak, by być tak realistyczne jak to tylko możliwe. Lucas zaś chciał dużo więcej energii kinetycznej w swoim filmie, więc „Gwiezdne Wojny” można uważać w pewnym stopniu za antytezę „2001”. Podczas gdy okręty w „2001” są ciche, powolne i niezdarne, te w „Gwiezdnych Wojnach” są hałaśliwe, zwinne i zwrotne. Bez „2001: Odysei kosmicznej” przecierającej ścieżkę efektów specjalnych, mało kto uznałby, że efekty „Gwiezdnych wojen” są w ogóle możliwe do osiągnięcia. Można też się zastanawiać czy użycie klasycznej muzyki w „2001” nie wpłynęło na decyzję Lucasa by powierzyć ścieżkę „Gwiezdnych wojen” Johnowi Williamsowi.

Poza inspiracjami audio-wizualnymi, Kubrick pomógł ustanowić standard, który George Lucas doskonalił latami. Kilka dni po nowojorskiej premierze „2001”, Kubrik zdecydował, że film potrzebuje zmian. Ostatecznie poprawił tempo wycinając prawie 20 minut filmu zanim trafił on do szerokiej dystrybucji. George Lucas był równie bezkompromisowy jeśli chodzi o swoją wizję „Gwiezdnych Wojen”, zaczął wprowadzać zmiany regularnie do filmu już od czerwca 1977. Praktycznie każde kolejne wydanie dawało Lucasowi możliwość poprawienia swojej wizji „Gwiezdnych Wojen”, to precedens zainicjowany przez Stanleya Kubricka.

Dla tych, których interesuje obejrzenie tego filmu, to ma on rating G, ale może być trudno zainteresować nim młodszego odbiorcę, by wytrzymał siedząc cały czas. Prawdę mówiąc ciężko może być także starszemu młodemu odbiorcy wysiedzieć przez cały czas starając się zrozumieć znaczenie tego. Ale to z pewnością film, którzy fani powinni obejrzeć choć raz.



Powiązań między „2001: Odyseją kosmiczną” a „Gwiezdnymi Wojnami” jest więcej. Warto wspomnieć choćby o Robercie Wattsie, który był w filmie Kubricka kierownikiem produkcji, potem zaś był producentem filmów sagi. Najistotniejsze chyba jednak jest to, że ekipa Johna Dykstry właściwie nie tyle inspirowała się „Odyseją”, co wykorzystywała technologie i sposób modelowania wypracowany przez ekipę Kubricka. To nie była inspiracja, a wzór, który zresztą rozwinięto.
KOMENTARZE (5)

Sony Classical wznawia ścieżki dźwiękowe

2015-09-25 19:12:45 oficjalna

Wraz z premierą nowych „Gwiezdnych Wojen” na rynek trafi wiele innych produktów, by fani mieli większy wybór w sklepach. Sony Classical wyda po raz kolejny muzykę z sześciu poprzednich filmów w trzech nowych kolekcjach. Wszystkie pojawią się 8 stycznia 2016. Muzykę oczywiście skomponował maestro John Williams.



„Star Wars: The Ultimate Vinyl Collection” będzie zawierało ścieżki dźwiękowe z sześciu filmów specjalnej kolekcji płyt winylowych, z okładkami będącymi reedycją oryginałów. Dlatego „Nowa nadzieja”, „Imperium kontratakuje” czy „Powrót Jedi” nawet graficznie będą się mocno różniły od „Mrocznego widma”, „Ataku klonów” czy „Zemsty Sithów”. Okładki prequeli bazowały na plakatach. Zestaw ma kosztować 229,98 USD.



„Star Wars: The Ultimate Soundtrack Edition” będzie zawierać mini albumy z sześciu filmów, plus dodatkową płytę CD z wywiadami z Harrisonem Fordem i Johnem Williamsem. Dodatkowo zostanie dołączona do tego płyta DVD z „Star Wars: A Musical Journey”, specjalnym nagraniem zawierającym najważniejsze tematy i kluczowe sekwencje (było to dołożone do oryginalnego CD z muzyką z „Zemsty Sithów”). Dodatkowo w zestawie znajdzie się plakat. Zestaw w sumie będzie się składał z 10 CD i jednej płyty DVD. Kosztować będzie 74,98 USD.

„Star Wars: The Ultimate Digital Collection” będzie zawierać ścieżki dźwiękowe z sześciu oryginalnych filmów z możliwością do ściągnięcia. Po raz pierwszy zostanie pliki zostaną udostępnione w wersji HD.



Warto przypomnieć, że 18 grudnia 2015 pojawi się ścieżka dźwiękowa z „Przebudzenia Mocy”. Na razie jest już robocza okładka. CD ma kosztować 12,99 USD. Tytuły utworów nie zostały podane. Płyta zostanie wydana przez wydawnictwo Disneya.
KOMENTARZE (7)

Struzan i inni o „Przebudzeniu Mocy”

2015-08-26 07:23:41

O tym, czy Drew Struzan zrobi plakat do „Przebudzenia Mocy” zastanawiano się głośno, praktycznie odkąd ogłoszono powstanie nowej trylogii. Wiedzieliśmy, że artysta jest gotów wrócić, ale nic ponadto; jak zwykle wszystko zostało skryte tajemnicą. Teraz powoli można mówić i twórca twierdzi, że jego angaż do VII Epizodem odbył się jakieś półtorej roku temu. Wtedy, gdy jeszcze kręcono zdjęcia zadzwonił do niego J.J. Abrams. Wcześniej razem nigdy nie pracowali, ani nawet się nie znali. Więc oczywiście zaczęło się od uprzejmości, jednak obaj dokładnie wiedzieli o co chodzi. Dogadali się, właściwie to nie musieli nic spisywać i nic mówić. Spotkali się jednak jakiś rok później, Abrams mówił, że zależy im by wrócili oryginalni twórcy jak Lawrence Kasdan, Harrison Ford czy John Williams. Było też miejsce dla Struzana. Abrams chciał by pracowali nad prawdziwymi rzeczami, więc pokazał Struzanowi pół filmu. Zdaniem artysty to było coś cudownego i wie, że to będzie wielki film. Drew mówi, że z ręką na sercu jest w stanie powiedzieć fanom, że to będzie najlepszy film z cyklu. Przeczytał scenariusz i widział jego połowę, ale wierzy w niego. Jego zdaniem obraz ma świetną historię.

Dlaczego Drew potrzebował obejrzeć tyle filmu? Wynika to z jego pracy. On stara się uchwycić nie tylko wygląd aktorów, ale też emocje jakie odgrywają. Zdjęcia promocyjne nie dają mu takiej możliwości. Sam artysta przyznaje, że przeszedł co prawda na emeryturę, ale to nie znaczy że skończył malować. To nadal sprawia mu dużą przyjemność.

Struzan pracował nad plakatem jakieś 7 miesięcy. Stworzył wiele konceptów, więc ukazanie Finna z mieczem świetlnym dokładnie w tym momencie jest zamierzone przez Abramsa i ekipę. Nie potwierdzono tego oficjalnie, ale wygląda na to, że ostateczny plakat także wyjdzie spod jego ręki.

Na razie Struzana nie proszono o kolejne plakaty do następnych filmów, ale jak mówi sam, wiedzą gdzie go znaleźć.

Inny rysownik, a także muzyk, Randy Martinez także ogłosił niedawno, że pracuje nad czymś związanym z „Przebudzeniem Mocy”. Czy będą to jakieś promocyjne obrazki czy coś innego, nie wiemy.

J.J. Abrams natomiast wypowiedział się na temat Ciemnej Strony i tego, że ludzie postanawiają przejść na stronę Imperium, czy raczej teraz Najwyższego Porządku. Moc jego zdaniem nie jest ani Ciemna, ani Jasna, ani dobra, ani zła, ale może być zwodnicza, kusicielska i niebezpieczna. No a z punktu widzenia scenariusza potrzebny jest konflikt, więc gdyby wszyscy odrzucili Ciemną Stronę, czegoś by zabrakło. Dodał też, że postaci znają historię galaktyki, ale różnie oceniają Imperium. Dla niektórych miało ono wiele zalet, i gdyby coś nie poszło nie tak, to może by osiągnęło sukces, więc z pewnością warto spróbować jeszcze raz.

Na D23 Expo różne media miały okazję porozmawiać też przez chwilę z młodą obsadą. Nie wszyscy opublikowali to, co uzyskali od razu, więc po sieci krąży jeszcze kilka historyjek.

Oscar Isaac twierdzi, że choć J.J. Abrams inspirował się klasyczną trylogią, ściągnął starą obsadę i twórców, to jednak nie odwoływał się zbytnio na planie do tamtych filmów. Raczej szukał własnej drogi i własnego języka.

John Boyega wspomina, że dla niego najbardziej niezwykłym momentem było gdy dano mu czarne pudełko, w którym znajdował się miecz świetlny. Był wtedy nie tylko w „Gwiezdnych Wojnach”, ale też miał tę broń w ręku. Z drugiej strony cała ta scenografia i elementy dawnych planów kojarzyła mu się z takim prawdziwym muzeum figur woskowych Madame Tussauds. Jednocześnie jest też pod wrażeniem klasycznej obsady, czyli Harrisona Forda, Carrie Fisher i Marka Hamilla. I tu ciekawostka, bo niektóre źródła podają, że Boyega twierdzi, iż cała klasyczna trójka ma większą rolę niż tylko pojawienie się na chwilę. Inne źródła sugerują, że wypowiedź ta dotyczyła Marka i tego, że aktora w filmie jest więcej niż sugerują niektórzy.

Daisy Ridley zaś chętnie dzieli się uwagami na temat zdjęć na lokacji w Abu Dabi. Potwierdza, że to co ludzie o tym mówili, czyli prawdziwa scenografia, prawdziwe stwory, upał, to było to z czym się mierzyła pierwszego dnia. Wszystko było tak jak miało być.

Lupita Nyong’o twierdzi natomiast, że film powinien sprawić fanom dużo radości, zwłaszcza tym, którzy zastanawiali co się dzieje z bohaterami po klasycznej trylogii. Tu oryginalna obsada wraca, choć jest to film o nowym pokoleniu. Zdaniem aktorki J.J. dobrze uhonorował świat, który stworzył Lucas, jednocześnie mieszając zarówno starą jak i nową filmową technologię.

A na koniec jeszcze dwie plotki. Pierwsza to Lucasfilm zarejestrował nowe znaki towarowe. Jeden to Valara, drugi Mon Destra. Czy będą związane z „Przebudzeniem Mocy”, kolejnymi filmami, czy jeszcze innymi produktami, nie wiemy.

Druga plotka to właściwie quasi-przeciek. Podobno nie udało się wynieść z Lucasfilmu zdjęcia Maxa von Sydowa, przynajmniej w taki sposób by je upublicznić bez zostania wykrytym, więc informator je przerysował. Czy faktycznie tak wygląda postać Maxa w filmie, tego nie wiemy.


KOMENTARZE (19)

„Entertainment Weekly” o siódmym epizodzie

2015-08-13 17:02:44

Już jutro zaczyna się D23 Expo w Anaheim. Niestety nie mamy dobrych wieści. J.J. Abrams zapowiedział, że nie będzie tam ani nowych klipów filmowych, ani nowych dokumentów. Ci, którzy chcą zobaczyć nowe fragmenty muszą więc czekać do jesieni na zwiastun. Czy to oznacza, że nic nie zobaczymy? Niekoniecznie. Disney zapowiadając panel Alana Horna mocno podkreślał obecność „Przebudzenia Mocy”. Więc może w końcu dostaniemy choć plakat, zapewne też zobaczymy jakieś wystawy. Z drugiej strony panel ten dotyczy wszystkich filmów Disneya, więc dużo czasu na Epizod VII tam nie będzie. Chyba wszyscy bardziej liczą na jakieś konkrety o „Rogue One”, jak choćby o obsadę. A co do zwiastuna „Przebudzenia Mocy” to powinien się on ukazać we wrześniu lub październiku. Niektórzy sugerują, że dobrym momentem byłyby okolice 3 września tuż przed „Piątkiem Mocy”. Warto jednak uzbroić się w cierpliwość, a także w przygotować na to, że po zwiastunie do grudnia znów nic nowego nie zobaczymy.

Najwyższy Porządek – tak po polsku będzie brzmiało tłumaczenie First Order. To oficjalna nazwa, potwierdzona przez Disneya w Polsce. Przy okazji upubliczniono kadr z nowej sceny, która znalazła się w koreańskim spocie telewizyjnym. Scena ta była widoczna już na drugim zwiastunie, ale z innej perspektywy. Tu lepiej widzimy generała Huxa (Domhnall Gleeson) przemawiającego do sił zbrojnych, różnych rodzajów szturmowców, ale też oficerów czy pilotów. Za Huxem stoi kilka postaci, jedna z nich to zapewne kapitan Phasma (Gwendoline Christie) – postawna w chromowanym hełmie. Sporo kontrowersji wzbudziły też transportowce, widziane w tle przed TIE Fighterami. Początkowo fani myśleli, że to jakieś maszyny kroczące, jednak na zdjęciu lepszej jakości widać, że to ten sam lądownik, który jest obecnie używany przy „Rogue One” (można go zobaczyć na zdjęciach z planu). Swoją drogą nie wiadomo też, czy przypadkiem to miejsce nie jest osławioną bazą Starkiller. Jak zwykle więcej pytań niż odpowiedzi.




Scena ta też dość mocno przypomina końcową scenę „Ataku klonów” na Coruscant, gdzie Palpatine z senatorami obserwuje armię wyruszającą na bój, ale widać tu także historyczne inspiracje. Jedni doszukują się tu nawiązań do III Rzeszy, lub parad na Kremlu, inni także do klasycznych przedstawień filmowych rzymskich legionów.

Tymczasem w sieci pojawiła się kolejna wątpliwość/kontrowersja. Czy Yavin wróci? Na niektórych produktach pojawiła się czerwona planeta, ale rosyjski odpowiednik StarWars.Com nie pozostawia wątpliwości. Jakku widziane z kosmosu jest czerwone, więc to pewnie tę planetę wykorzystują w materiałach marketingowych.



W sieci także pojawiło się krótkie sprawozdanie z tego, jak wyglądają sesje nagraniowe muzyki do „Przebudzenia Mocy”. Osoba, która je pisała, miała okazje uczestniczyć w jednej z nich jeszcze w czerwcu. Twierdzi, że to było muzyczne doświadczenie jej życia. To prawdziwy zamykający się krąg, a John Williams zrobił więcej dla propagowania muzyki niż ktokolwiek inny na tej planecie. W każdym razie osoba ta była bardzo podekscytowana.

Na koniec najważniejsze. „Entertainment Weekly” opublikowało kilka artykułów na temat produkcji filmu. Poniżej najważniejsze informacje tam zawarte. Miejscami zdradzają one nowe rzeczy, także fabularnie, ale bardziej na zasadzie przedstawienia świata i stawiania kolejnych pytań niż konkretnego spoilerowania.

Kathleen Kennedy wspominała jak wyglądało rekrutowanie Abramsa. Początkowo reżyser powiedział jej wprost, że nie jest zainteresowany, nigdy do tego nie dołączy, bo chce się zająć oryginalnymi projektami. Cóż, niestrudzona producentka nie dała za wygraną. Wzięła go podstępem. Zadała mu pytanie kim właściwie jest Luke Skywalker? Abrams myślał chwilę, a potem odpowiedział, że wchodzi w to. To wersja Kathleen, ale wątpliwości przed finalną decyzją było oczywiście więcej. J.J. wspomina także istotny wpływ jego żony na to, że podjął się tego projektu. Reżyser się wahał, a ona mu powiedziała, że to film taki jaki zawsze chciał zobaczyć i jeśli tę propozycję odrzuci, będzie tego żałował do końca swych dni. Ostatecznie wziął to na swoje barki.

Gdy Abrams podpisał kontrakt historia nie była jeszcze skończona. Wciąż rozważano różne wersje, a Lawrence Kasdan pisał już scenariusz do filmu o młodym Hanie Solo (ogłoszono go stosunkowo niedawno). Ale też pomagał rozwijać tę opowieść Michaelowi Arndtowi i Simonowi Kinbergowi. Gdy J.J. zobaczył jak to wygląda trochę się zląkł. Oni wciąż rozważali różne możliwości, ale wciąż brakowało historii. To było dla niego godne wyzwanie, ale jednocześnie ilość dróg które mogli podjąć była bardzo duża, co utrudniało wybór. Dyskusje były żywiołowe, gorące a czasem frustrujące, ale najważniejsze, że czuli tam ducha „Gwiezdnych Wojen”.

Ważne jest też to, że już wtedy mieli zapewniony powrót Marka Hamilla, Carrie Fisher i Harrisona Forda. Choć warto zauważyć, że wojna zmieniła te postaci, to był Luke, Leia i Han, ale nie tacy sami jak w oryginalnej trylogii, starsi z bagażem doświadczeń. Kolejnym istotnym pytaniem było to w jakim stanie znajduje się galaktyka. Dobrej historii potrzebny jest konflikt, więc wśród gwiazd nie mogło być pokoju. Nie zdradzając za dużo, Imperium wyewoluowało w juntę znaną jako Najwyższy Porządek. Przeciw nim walczą X-Wingi grupy odszczepieńców zwanej Oporem (nazwa polska nie jest potwierdzona). Księżniczka Leia weszła w posiadanie miecza świetlnego swojego ojca, który Luke zgubił w „Imperium kontratakuje”. W tamtym czasie jeszcze nie wiedzieli ile czasu na ekranie będą bliźnięta, za to Han Solo miał być jedną z głównych postaci i pilotować wraz z Chewbaccą (Peter Mayhew) „Sokoła Millennium”. Wśród nowych postaci pojawiła się zbieraczka złomu Rey (Daisy Ridley) oraz szturmowiec-dezerter Finn (John Boyega), którzy starają się przeżyć wraz z BB-8. W końcu cała piątka spotyka się na znanym statku kosmicznym.

Po stronie złych stoi Kylo Ren (Adam Driver) ogarnięty obsesją na temat Dartha Vadera, bezlitosny generał Hux oraz kapitan Phasma.

Wciąż jednak nie wiedzieli kim właściwie jest Luke. A odpowiedź mogła nie tylko zmienić postrzeganie klasycznej trylogii, ale też wpłynąć na pięć kolejnych planowanych filmów. Kennedy wspomina, że zastanawiali się nad tym i inspirowali postaciami zawieszonymi między dobrem a złem. Po części wpływ na to miał też George Lucas, który wiele razy powtarzał, że łatwiej jest być złym niż dobrym. Ale problemem jest też to, że czasem trudno rozróżnić co jest dobre a co złe. Więc to jest jeden z kluczowych tematów poruszanych przez „Przebudzenie Mocy”. To właśnie coś, co pozostawił im po sobie Lucas. Ludzie zastanawiają się jaki jest jego wkład w nowe filmy, on wciąż je inspiruje, niekoniecznie fizycznie.

Tworząc ten film J.J. Abrams bardzo polegał na Lawrencie Kasdanie. Ten był takim jego Hanem Solo, starszym i bardziej doświadczonym kolegą, który zresztą miał duży wpływ na klasyczną trylogię. I to jej głównie się przyglądali. Zrezygnowano wówczas już z trzydziestoletniego dorobku tak zwanego Expanded Universe, więc kanonem były jedynie filmy, a oni tworzyli nowy kanon, rozwijali go.

Kasdan wspomina, że Lucas proponował mu pracę przy prequelach, ale wtedy miał rozterki podobne jak Abrams, i się nie zdecydował. Półtorej dekady później znów do niego zwrócono się z podobnym pytaniem i znów kluczem okazało się to kim właściwie jest Luke Skywalker. Larry zastanawiał się jak inaczej spojrzeć na tę postać, jak dodać jej z wiekiem doświadczenia, choć niekoniecznie wiedzy. Razem z Abramsem przeprowadzili bardzo dużo sesji, gdzie nagrywali wszystko. Abrams wspomina, że był tymczasowym kapitanem okrętu George’a Lucasa.

Dowiedzieliśmy się też czegoś o historii imion nowych postaci.



W przypadku Finna i Rey Abrams mówi, że utajnienie ich nazwisk jest celowe. Nie chciał się na ich temat wypowiadać, ze względu na spoilery. Zatem mamy pełne pole do spekulacji. Za to dostaliśmy opis zdjęcia powyżej. BB-8 został pojmany przez gburowatego Teedo, mieszkańca Jakku i złomiarza, jeżdżącego na stworze zwanym luggabeast. W przypadku Teedo także nie znamy jego nazwiska, ale tu raczej potencjalnych spoilerów nie ma. Gra go Kiran Shah. Niewielki kenijsko-hinduski aktor mający 58 lat i w dorobku kilka ciekawych ról, także jako kaskader. Grał Ewoka w „Powrocie Jedi”, we „Władcy Pierścieni” w scenach, gdzie Frodo rozmawiał z Gandalfem, dublował Elijah Wooda, tak by ten wyglądał na niższego. Pojawił się też w „Narnii” (jako Ginaarbrik), „Poszukiwaczach Zaginionej Arki” (jako Abu), a także w „Supermanie” z 1978, gdzie w pewnych scenach oczywiście widzianych z perspektywy, był dublerem Christophera Reeve’a.

Imię Poe Dameron, w którego wciela się Oscar Isaac, faktycznie pochodzi od asystentki Abramsa Morgan Dameron o której pisaliśmy tutaj. J.J. wspomina, że to imię znał i jakoś mu pasowało w tym kontekście, a dodatkowo wiedział, że Morgan się zarumieni. Uradowało ją to. Początkowo myśleli, że to raczej robocza nazwa, ale przyzwyczaili się do niej i tak zostało. Imię Poe pochodzi od pluszowego, polarnego misia córki Abramsa, właśnie nazywanego Poe lub Po’. W tym imieniu jest coś uroczego, co urzekło reżysera.

BB-8 – oficjalna wersja brzmi, że BB to sposób na uhonorowanie Bryana Burka przyjaciela i współpracownika Abramsa, a także współproducenta „Przebudzenia Mocy”. Prawda jest jednak taka, że tu chodziło o onomatopeję, zwłaszcza, że droid wygląda trochę jak 8 lub dwie literki B. Wiele pierwszych imion zostało zmienionych i przypadło, w tym jednak wypadku BB-8 się nie zmieniło.

Nie wiadomo dokładnie też skąd się wzięła nazwa Hux. Powstała gdzieś podczas rozmów Abramsa i Kasdana w studiach Bad Robot. Być może fakt, że w sąsiedztwie Santa Monica znajduje się Hux miał na to jakiś wpływ?

Kapitan Phasma to złożenie dwóch rzeczy. Po pierwsze kostiumu chromowego szturmowca, który zaprojektował Michael Kaplan. Po drugie Abrams wcześniej obejrzał film „Mordercze kuleczki” (Phantasm) z 1978. To horror, w którym istotną rolę odgrywały błyszczące kule. Samo więc tak wyszło. Phasma zaś brzmiało na tyle dobrze, że zostało.

Na koniec dowiedzieliśmy się też trochę o samym głównym złoczyńcy, czyli Kylo Renie. Jest on ogarnięty obsesją na temat Dartha Vadera, ale i Sithów, którzy wyginęli zanim Kylo się urodził. W filmie dowiemy się skąd pochodzi jego maska i jak powstała, pewne nawiązania do Dartha Vadera są tu celowe. Ren doskonale zdaje sobie sprawę z tego co się wydarzyło, a to będzie część filmu. Kylo zbudował też samodzielnie swój miecz świetlny, jest taki a nie inny, bo lepiej oddaje jego trudny charakter. To nie jest jakiś starożytny artefakt, to własnoręcznie „wykuta” broń. Ren jest pewnym odbiciem Luke’a Skywalkera. Ten drugi był bohaterem, który wziął się znikąd, Kylo jest szwarccharakterem początkowo bez znaczenia, który się rozwija. Są dwie strony Mocy i każda chciałaby mieć swojego bohatera, tak właśnie jest tu. Zobaczymy kolejne kroki Kylo Rena. On nie jest Darthem Vaderem, ukształtowanym już w klasycznej trylogii, Kylo na swój sposób będzie dorastał. No i oczywiście nie jest to jego prawdziwe imię. W sumie to nawet Ren nie jest imieniem, bardziej czymś w stylu „Darth”, czyli formą tytułu lub imienia tytularnego. Postać ta przyłączyła się do Rycerzy Ren (Knights of Ren), ale kim oni są, dowiemy się 18 grudnia.

Kasdan dodaje, że ta postać jest targana emocjami. Adam Driver dał z siebie wszystko i wczuł się w tę rolę. To zupełnie z pewnością nie jest typowy, niewiele znaczący czarny charakter.

Pełne artykuły z „Entertainment Weekly” można przeczytać tutaj:
Ogólny artykuł
Znaczenie imion
Kylo Ren
zdjęcia
KOMENTARZE (5)

Zdjęcie Kena Leunga w „Przebudzeniu Mocy”

2015-07-31 07:14:41

Powoli zaczynają wyciekać kolejne zdjęcia promocyjne. Tym razem mamy postać, w którą wciela się Ken Leung, chyba najlepiej znany jako Miles z serialu „Lost – Zagubieni”. Tak więc wszyscy oczekujący Azjatów w nowych filmach, będą zachwyceni. J.J. Abrams zapewniał, że Azjaci są w nowym filmie i nie kłamał. W dodatku zobaczymy twarz Kena.

O udziale Kena, a także tym, że zagra generała Ruchu Oporu pisaliśmy tutaj. Zdjęcie Kena pochodzi z StarWars7News, natomiast jego kurtki z MakingStarWars.




Ken opowiedział też trochę na temat swojej roli, albo raczej swoim zaangażowaniu w postawanie filmu. Niewiele, ale jednak. Podobno aż dwa razy podróżował do Londynu by wziąć udział w zdjęciach przez kilka dni. Głównie będziemy go oglądać w bazie Ruchu Oporu, gdzie z pewnością towarzyszyć będzie mu Carrie Fisher (da się to zauważyć na dokumencie z Comic-Conu). Ken napomknął, iż widział też inne osoby z oryginalnej obsady na planie, ale nie wiadomo, czy dzielili sceny.

Inny aktor o którym wspominaliśmy, czyli Miltos Yerolemou (Syrio Forel z „Gry o tron”) na serwisie Spotlight ujawnił, że jego postać jest określana jako H.M. Patron. Niektóre strony sugerują, że to imię. Natomiast jednym ze znaczeń słowa Patron jest bywalec, czyli stały klient na przykład przesiadujący w kantynie. StarWars7 sugeruje, że to właśnie o to chodzi, a H.M. miałoby być skrótem od „Hall of Mirrors”. Zobaczymy, czy mają rację.

Jessica Henwick (również znana z „Gry o tron”), która podobno wciela się w jednego z pilotów, nadal zaprzecza swojemu udziałowi. Niestety nie robi tego zbyt przekonywująco, można to zobaczyć na filmiku poniżej.



Simon Pegg zaś wspomniał, że praca na planie Gwiezdnych Wojen to było spełnienie jego marzeń z dzieciństwa. Mark Hamill, Harrison Ford i Carrie Fisher to dawni bohaterowie Simona, zresztą wciąż jest pod ich wrażeniem. Więc gdy nie pracował, chodził po planie i sobie oglądał, co się działo.

Tymczasem Bob Iger pochwalił się, że widział już zmontowane „Przebudzenie Mocy”. Co prawda jeszcze bez wielu efektów, czy muzyki, ale jednak. Dodał, że nie może się doczekać, aż świat zobaczy ten film. Więc szef Disneya miał też pewnie okazję przesłuchać pierwszych nagranych i zmontowanych partytur Johna Williamsa.

Skoro jesteśmy przy filmie i efektach, to MakingStarWars dotarło do ciekawej statystyki. „Przebudzenie Mocy” ma około 357 ujęć. Po pierwsze montaż jeszcze jest dopracowywany, po drugie, część ujęć była kręcona zarówno na lokacji jak i w studio, tam trwają pewne przetasowania. Jednocześnie jakieś 28 z tych ujęć jest w pełni wygenerowanych komputerowo. Podobno nawet takie, które będą otwierać film. Tak więc Epizod VII to nie tylko praktyczne efekty.
KOMENTARZE (19)

Plotki po panelu

2015-07-13 07:14:33

Nie doczekaliśmy się oficjalnego plakatu. Ale nieoficjalny, z samym napisem zawitał już do Polski. Można go oglądać w niektórych kinach.

Przed samym piątkowym panelem na SDCC dotyczącym „Przebudzenia Mocy” świat obiegła plotka, iż Colin Trevorrow, reżyser „Jurassic World” został zaproszony jako gość na ten panel. Podobno mieli go ogłosić reżyserem IX Epizodu. Nic takiego się jednak nie stało. Zobaczymy z czasem, czy w tej plotce było choć ziarno prawdy.

Tymczasem wszyscy czekający na panel zostali poczęstowali pączkami zamówionymi przez J.J. Abramsa. Dla przypomnienia, na Celebration Anaheim fani czekający w kolejce dostali pizzę.



Sam panel oczywiście wciąż można obejrzeć tutaj, natomiast najistotniejsze informacje są poniżej.

Abrams twierdzi, że obecnie jesteśmy na etapie montażu filmu. Jest już wersja robocza, wciąż poprawiana i udoskonalana. Zdaniem reżysera to raczej niezwykłe w obecnym świecie filmowym, gdyż dziś często data premiery jest ustalona zanim skończy się scenariusz. Tym razem Disney dał im więcej czasu, za co są bardzo wdzięczni, bo mogą ulepszać film. Sam też żartował, iż praca z Johnem Williamsem, Lawrencem Kasdanem czy Kathleen Kennedy to nie jest coś normalnego.



Oczywiście opowiadano też o efektach praktycznych. CGI będzie, tego się nie da uniknąć. Ale zależało im na tym by było jak najbardziej prawdziwe po to są potrzebne scenografia i rekwizyty. Natomiast stworka określanego jako „bobbajo”, który zresztą został pokazany na panelu, operowało pięć osób.

Na pytanie o inspirację J.J., twierdzi, że była to przede wszystkim klasyczna trylogia, którą potraktowali jako kanon. Zależało im na tym, by stworzyć jej kontynuację, a obecność Larry’ego Kasdana, który ją napisał bardzo pomogła. Bo Kasdan w każdej chwili był w stanie powiedzieć, co dokładnie myśli lub jak mówi Han Solo. Ale jednocześnie Abrams zauważa, że samo nakręcenie sceny choćby na „Sokole Millennium” wcale nie oznacza, że będzie ona dobra i o tym trzeba pamiętać.

Larry dodał, jedną rzecz, że trzeba pamiętać iż klasyczną trylogię w dużej mierze stworzył George Lucas i to on jest odpowiedzialny za całe to zamieszanie.

Padło też pytanie o o obsadzanie azjatyckich aktorów. J.J. Abrams stwierdził, że w „Przebudzeniu Mocy” są tacy. Ale nawet obsadzając główne role, jak Finna czy Rey, nie pisali ich pod kolor skóry. Zależało im na tym, by pokazać świat taki jaki jest, czyli różnorodny, by ludzie mieli swoich reprezentantów, ale przy tym szukali też osób, które odnajdą się w roli. Kathleen Kennedy dodała, że dokładnie to samo podejście przyświeca przy pozostałych filmach „Star Wars”.

Kennedy potwierdziła też, że VIII i IX Epizod będą bardzo powiązane z „Przebudzeniem Mocy”, bo to dalej będzie ta sama historia. Natomiast „Antologie” będą samodzielnymi filmami. Zauważyła też, że zdjęcia do „Rogue One” Garetha Edwardsa rozpoczną się za jakieś trzy tygodnie, czyli w sierpniu zgodnie z ostatnimi doniesieniami.

Kolejna ważna informacja, którą zdradził J.J. Abrams to fakt, że pełny zwiastun VII Epizodu zobaczymy jesienią.

Daisy Ridley wspominała, że trening dla niej i Johna Boyegi był bardzo ciężki, natomiast wybuchy na planie były prawdziwe. Także w znanej już nam ze zwiastuna scenie ucieczki.



O samej fabule dowiedzieliśmy się niewiele. Najwięcej zdradził Domhnall Gleeson, który wcieli się w rolę generała Huxa, kolejnego złego z brytyjskim akcentem. To on podał, że baza First Order będzie się nazywać Starkiller na cześć oryginalnych scenariuszy Lucasa. Tak tam nazywał się główny bohater.

Padło też pytanie o obecność Dartha Plagueisa w „Przebudzeniu Mocy”. Tu Abrams i Kasdan bardzo wyraźnie się odcięli od tych pomysłów. Nie ma nic takiego w filmie.



Na koniec jeszcze jedna plotka. Pierwsza to wypowiedź Daniela Craiga, który tuż przed Comic Conem stwierdził, że Simon Pegg wygaduje bzdury o roli Craiga jako szturmowca. Daniel rzucił tylko, by dziennikarze pogadali z Simonem, bo widocznie o roli szturmowca wie więcej niż sam zainteresowany. Potem dodał, że Pegg tak tylko gada, ponieważ jest zazdrosny o to, że nie ma go w nowych „Gwiezdnych Wojnach”. Tyle, że jak wiemy, Pegg nie tylko był na planie, ale widzieliśmy go już także w kostiumie.
KOMENTARZE (14)

Pracowite wakacje w Starwarsówku

2015-07-08 07:24:48

Zaczynamy od wspomnień, przede wszystkim po Christopherze Lee. Geroge Lucas napisał o nim:
– Christopher był wielkim brytyjskim aktorem starej szkoły. Prawdziwym połączeniem z dawnym kinem i prawdziwym dżentelmenem. Będzie nam go brakowało.
Kathleen Kenendy także dodała coś od siebie.
– Christopher wniósł grację i powagę do wielu ról, które odgrywał podczas swej bogatej i długiej kariery. Jego występ w roli hrabiego Dooku w Epizodach II i III to jeden z najlepszych w całej sadze „Gwiezdnych Wojen”, a my mieliśmy przywilej i honor, by traktować go jako członka naszej rodziny. Christopher był bardzo pokorny i szczerze uwielbiany przez fanów, a my będziemy za nim bardzo tęsknić.

George Lucas skomentował także śmierć Jamesa Hornera, kompozytora z którym współpracował przy „Willow”, „Kapitanie EO” czy „Pradawnym lądzie”. Horner zginał w wypadku awionetki.
– Poza tym, że był wspaniałym kompozytorem, był też cudowna istotą ludzką.

Przechodzimy do normalnego trybu. Felicity Jones skończyła już prace nad „Inferno” Rona Howarda. Wygląda na to, że miało to miejsce w poprzednim tygodniu. Inny aktor występujący w tym filmie, Irrfan Khan, opublikował 4 lipca na swoim twitterze zdjęcie z ostatniego dnia na planie z Felicity. Trochę się to kłóci z doniesieniami o rozpoczęciu zdjęć do Rogue One ale może tam dopiero zaczęła prace druga ekipa.

Za to Samuel L. Jackson będzie walczył z kosmitami. A dokładniej z Blobem. Będzie to remake klasycznego już horroru SF pt. „Blob – zabójca z kosmosu”. Jackson zagra profesora biochemii walczącego z tytułowym obcym. Zdjęcia rozpoczną się jesienią, za kamerą stoi Simon West.
Trwają też pracę nad filmem „Miss Peregrine’s Home for Peculiar Children” Tima Burtona. Prócz Samuela występują tam także Eva Green, Asa Butterfield, Judi Dench, Terence Stamp, Rupert Everett. Za scenografię odpowiada Gavin Bocquet.


Simon Kinberg wciąż mocno trzyma się „X-Menów”. Na tapecie pojawił się nowy projekt, który wyprodukuje. To „New Mutants”, spin-off serii. Obecnie wiadomo, że reżyserią zajmie się Josh Boone, który będzie też współautorem scenariusza. Fox na razie nie zdradził kiedy ruszyłyby zdjęcia do projektu.

Liam Neeson już oznajmił kiedy zamierza skończyć z kinem akcji. Dał sobie na to dwa lata, jeśli oczywiście zdrowie i inne czynniki pozwolą. Póki co wchodzi w następny projekt – „A Willing Patriot”. Prace nad filmem z różnym szczęściem trwają już prawie dziesięć lat, więc jest to kolejna przymiarka. Reżyseruje Martin Zandvliet. Jest to historia Jasona Kellera, agenta federalnego wysłanego pod przykrywką do Argentyny, Brazylii i Paragwaju, gdzie ma rozbić siatkę terrorystyczną.

Natalie Portman wcieli się w kolejną postać historyczną. Tym razem będzie to Jacqueline Kennedy. Film będzie opowiadał o żonie zamordowanego prezydenta w okresie między jego zabójstwem a pogrzebem. Film produkuje Darren Aronofsky, reżyserią zajmie się Pablo Larrain. Sama Natalie niedawno promowała swój debiut reżyserski „A Tale of Love and Darkness” w Cannes. Film wyprodukował Ram Bergman. Aktorka ponadto podobno zagra także w filmie „Planetarium”. Partnerować ma jej córka Johnny’ego Deppa. Szczegóły są trzymane w tajemnicy. Film wyreżyseruje Rebecca Zlotowsky.
Za to ruszyła promocja kolejnego obrazu w który zaangażowana jest Portman. Pisaliśmy o nim parę razy, mowa tu o „Dumie i uprzedzeniu i zombie”. Premiera w USA zapowiedziana jest na 5 lutego 2016. Na razie pojawiają się pierwsze zdjęcia.
Będzie szansa zobaczyć Natalie Portman w Polsce. Jest ona gościem specjalnym 10. Plenery Film Spring Open, które organizuje Sławomir Idziak (pracował przy debiucie reżyserskim Natalie). Na razie odbywają się zapisy na te warsztaty. Odbędą się one od 26 września do 5 października.

Harrison Ford natomiast być może powróci do kolejnego sequela „Ściganego”. Na razie robione są pewne przymiarki. „Ścigany”, będący adaptacją starego serialu telewizyjnego, to jeden z większych sukcesów Forda w latach 90. Już raz nakręcono drugą część – „Wydział pościgowy”, koncentrując się jednak na roli Tommy’ego Lee Jonesa. Film nie odniósł już takiego sukcesu, nic dziwnego, że przy kolejnej części pojawiają się pomysły by jeszcze raz ścigać Forda.
Przy okazji Forda warto wspomnieć o piątym „Indiana Jonesie”. Doszły do nas dwie sprzeczne informacje. Jedna podobno bliższa Disneyowi. Jakoby piąty film jest planowany na grudzień 2018. Drugą sprzeczną podał Frank Marshall, jeden z producentów a przy okazji też mąż Kathleen Kennedy. Twierdzi on, że na razie nie ma żadnych konkretnych planów czy rozmów w temacie. Nie ma też scenariusza i nie wiadomo, kto mógłby się wcielić w postać archeologa. Tu żadne rozmowy nie były prowadzone.

Steven Spielbrg zakończył zdjęcia do filmu „The BFG” („Wielkomilud”) na podstawie powieści Rolanda Dahla. Premiera jest planowana na 1 lipca 2016. Za scenariusz odpowiada Melissa Mathison, była żona Harrisona Forda i autorka „E.T.”. Za produkcje podobno jest odpowiedzialna znów Kathleen Kennedy i jej mąż Frank Mashall. Zdjęcia robił Janusz Kamiński, a muzykę wciąż podobno ma napisać John Williams. Następny film Spielberga, „Most szpiegów” (oficjalny polski tytuł) wejdzie na nasze ekrany 16 października. Co będzie kolejnym projektem reżysera? Na razie nie wiadomo. Ale warto zauważyć że w sieci pojawiły się szkice koncepcyjne z „Robocalypsy”. Może Steven wróci do tego tytułu? Szkice można obejrzeć choćby tutaj.

Zaczęły się zdjęcia do trzeciego „Star Treka”. Ma on roboczy tytuł „Star Trek Beyond”. Scenarzystą jest Simon Pegg wcielający się także w rolę Scotty’ego. Produkują między innymi J.J. Abrams i Bryan Burk. Cała wspomniana trójka być może pojawi się w jeszcze jednym wspólnym projekcie. Choć „Mission: Impossible – Rogue Nation” jeszcze nie weszło na ekrany kin, a już mówi się o szóstym filmie z cyklu. Znów zagra Tom Cruise, który będzie też jednym z producentów. Producentami pewnie znów będą Abrams i Burk. Zobaczymy, czy w szóstym filmie znów powróci Pegg?

Oscar Isaac wykorzystuje swój czas, zagra w historycznym melodramacie „The Promise” Terry’ego George’a. Nad scenariuszem reżyser współpracuje z Robinem Swicordem. Film ma być historią miłosnego trójkąta w czasach upadku Imperium Osmańskiego. Isaac zagra młodego studenta medycyny, który będzie wzdychał do Any (rola nie obsadzona). Drugim absztyfikantem będzie Christian Bale.

Dawno nic nie było o Bai Ling. Tym razem aktorka zabrała się za to za co powinna, czyli granie, a nie brylowanie. Dołączyła niedawno do obsady „Maximum Impact” Andrzeja Bartkowiaka. Film jest historią rosyjskich i amerykańskich agentów, który muszą współpracować, by uratować porwaną przez azjatyckich gangsterów córkę sekretarza stanu USA. Scenariusz napisał Ross LaManna („Godziny szczytu”). W filmie występują Eric Roberts, Tom Arnold, Kelly Hu i Eddie Griffin.

Sofia Coppola porzuciła ostatecznie projekt nowej wersji „Małej syrenki”. Szczegóły nie są znane, ale oficjalna wersja mówi o różnicach artystycznych. Nad filmem pracowała od ponad roku, obecnie nie wiemy jaki będzie jej kolejny projekt.

Charakteryzator Rick Baker, który pracował przy „Nowej nadziei” oficjalnie ogłosił, że przechodzi na emeryturę. Ma już 64 lata, ale to nie wiek czy stan zdrowia jest powodem tej decyzji. Baker przyznał, że jego zdaniem branża trochę zwariowała, za bardzo liczy się teraz czas i pieniądz, a nie sumienność wykonanej charakteryzacji. Zwłaszcza, że wiele elementów potem i tak poprawia się komputerowo. Dlatego stwierdził, że nie chce tak pracować i woli odpocząć.

Roger Christian postanowił zrealizować pełnometrażową wersję filmu „Black Angel”. Zamiast szukać studia, postanowił poprosić internautów o pomoc i zbiera pieniądze na film w sieci. Można go wesprzeć jeszcze przez parę dni. Chciał uzyskać 100 tysięcy USD, ma już ich więcej.

Jasona Isaacsa już nie usłyszymy jako Inkwizytora, ale będzie szansa go zobaczyć w horrorze „A Cure for Wellness”, gdzie ma zagrać to co mu wychodzi najlepiej, czyli czarny charakter. Za reżyserię filmu zabrał się Gore Verbinski (trzy pierwsze części „Piratów z Karaibów”). Będzie to historia młodzieńca przybywającego do górskiego pensjonatu należącego do pewnego arystokraty. Leczył się tu szef młodzieńca, ale zniknął bez śladu w podejrzanych okolicznościach. Arystokrata zaś ma niecne plany wobec jednej z pacjentek.

Na sam koniec mały wywiad w formie filmu dokumentalnego z Garrickiem Hagonem czyli Biggsem w roli głównej. „Blast it Biggs! Where are you?!” można obejrzeć za darmo na serwisie Vimeo. Zawiera sporo ciekawostek.
KOMENTARZE (0)

Ray Harryhausen i „Gwiezdne Wojny”

2015-06-30 07:19:52 oficjalna



Tym razem Bryan Young zajął się filmem „Siódma podróż Sindbada” (The 7th Voyage of Sindbad) Nathana Jurada. Dziś ten film jednak jest najbardziej pamiętany zupełnie z innego względu. Miał on bardzo istotny wpływ na historię efektów specjalnych i uchodzi za jedno z najważniejszych dzieł Raya Harryhausena. I to właśnie jego wpływem na sagę dziś się zajmiemy.

Dla wielu filmowców Ray Harryhausen to jedno z najważniejszych nazwisk w przemyśle filmowym. Był on pionierem poklatkowych efektów specjalnych, przez co zajmuje szczególnie miejsce w historii inspiracji „Gwiezdnych Wojen”. Był znany z wielu filmów, ale prawdopodobnie najważniejszy to pochodzący z 1958 „Siódma podróż Sinbada”, pierwszy film w którym użyto poklatkowych efektów specjalnych, nakręcony w kolorze.

Wiedziałem, że ten film jest ważny dla historii kina, ale nie zdawałem sobie sprawy z jego wagi dla „Gwiezdnych Wojen” aż do wywiadu który przeprowadziłem z Philem Tippettem na potrzeby podcastu „Full of Sith”. To był film, który zainspirował Tippetta, by wszedł w biznes filmowy, a jego wkładu w „Gwiezdne Wojny” nie można pominąć. Phil był jednym z kluczowych artystów, którzy stworzyli holoszachy widziane w „Nowej nadziei”. On był człowiekiem stojącym za techniką poklatkową, która przywołała do życia tauntauny i AT-AT w „Imperium kontratakuje”. On też sterował głową rancora w „Powrocie Jedi”.



Nic z tego by nie powstało, gdyby nie poszedł obejrzeć w 1958 klasycznej „Siódmej podróży Sindbada”. Ten obraz opowiada historię Sindbada żeglarza. Zmierzał do Bagdadu, by ożenić się z księżniczką Parissą, która została zmniejszona przez złego czarnoksiężnika imieniem Sokurah. Sokurah mówi Sindbadowi, że jeśli ten będzie towarzyszył mu w wyprawie na zamieszkałą przez potwory wyspę Colossa, odzyska swoją magiczną lampę i będzie w stanie przywrócić księżniczce jej normalną wielkość. Na Colossie Sindbad i jego załoga walczą z cyklopowymi bestiami, Rokiem, Smokiem, szkieletami i cała masą innych potworów stworzonych w technice poklatkowej.

To była wspaniała zawadiacka przygoda w duchu „Flasha Gordona” czy „Robin Hooda” z fantastycznymi efektami, w dodatku w kolorze. Nic dziwnego, ze zainspirowało to siedmioletniego Phila Tippetta, by zainteresować się tworzeniem animacji poklatkowych, a to postawiło go na drodze by zostać w 1975 zatrudnionym przez George’a Lucasa do stworzenia figur na planszy do dejarika.

Zarówno technika animacji poklatkowej jak i gigantyczne potwory „Siódmej podróży Sindbada” stanowiły bezpośrednią inspirację dla „Gwiezdnych Wojen” w kliku miejscach. Podobieństwa są widoczne zarówno w potworach w „Powrocie Jedi” czy „Ataku klonów” (w szczególności reek), a monstrami w klasyce Harryhausena.

Muzykę filmu prześlicznie skomponował Bernad Herrman, który przepełnił filmową fantastykę klasyką, tym typem emocji muzyki filmowej który mógłby zainspirować George’a Lucasa, by znaleźć Johna Williamsa. John Williams wiele razy ciepło wypowiadał się o dziełach Herrmana i wiele razy dyrygował niektóre z jego najbardziej znanych utworów na koncertach.

Ale oglądając ten film i nawet ignorując potwory jak i walki na miecze, fani „Star Wars” znaleźliby jeszcze jedno nawiązanie, zapożyczone przez odległa galaktykę. Po tym jak Sindbad walczy ze szkieletami na wierzchołku okrągłych schodów prowadzących donikąd, jest w stanie uciec wraz z księżniczką. Nieszczęśliwie dla niego zły Sokurah używa swojej magii i niszczy most którym mogliby uciec. Dżin z magicznej lampy, który się pojawia, daje Sindbadowi sznur. Z księżniczką przytuloną do niego Sindbad przelatuje nad przepaścią w podobny sposób jak Luke z Leią na Gwieździe śmierci.

Dla tych, których zainteresował ten film, to ma on rating G, czyli nadaje się dla wszystkich. Obejrzałem go ponownie z moim 12-letnim synem specjalnie na potrzeby tego artykułu, syna zachwyciły efekty specjalne jak tylko się dowiedział kiedy film stworzono. Z pewnością jest odpowiedni dla całej rodziny.

Można go znaleźć na DVD czy Blu-ray, a także na Amazonie, Vudu czy Google Play. Film ma efekty w technikolorze, ale z pewnością warto obejrzeć wersję zremasterowaną na potrzeby Blu-ray.



Dwa pozostałe najbardziej znane filmy Raya Harryhausena to „Jason i Argonauci” (1963) oraz „Zmierzch Tytanów” (1981). Dzieła Raya za inspirujące uznał nie tylko Lucas, ale też James Cameron i Peter Jackson. Harryahusen zmarł ponad dwa lata temu.

W tekście Bryana Younga znajduje się sugestia, że ten film zainspirował muzycznie George’a Lucasa, by znalazł Johna Williamsa. Oczywiście nie da się tego wykluczyć, ale warto przypomnieć sobie o tym, iż o wiele bardziej w tej materii George’a zainspirował Stanley Kubrick ze swoją „2001: Odyseją kosmiczną”. Lucas miał kilka pomysłów na muzykę, przez pewien czas myślał nad klasyką. Część znajomych sugerowała mu nowoczesny i kosmiczny wówczas heavy metal, natomiast Steven Spielberg właśnie zaproponował Williamsa.
A na koniec warto dodać, że Phil Tippett pracuje też przy Epizodzie VII.
KOMENTARZE (0)

Kolejne szkice koncepcyjne oraz plotki o muzyce

2015-06-27 08:37:58

Zostało już niecałe pół roku do premiery „Przebudzenia Mocy”.

Zaczynamy od kolejnego wycieku, który pochodzi z francuskiej edycji „Vanity Fair”. Otóż znalazły się tam szkice koncepcyjne strojów trzech postaci. Hana Solo, Poe Damerona i Finna. Nic nowego, gdyż większość z nich albo znamy ze zwiastuna, albo zostały już wystawione na Celebration lub nawet widzieliśmy podobne wersje konceptów. Za wszystkie trzy odpowiada Glyn Dillon.



Nagrywanie muzyki trwa, więc to nie koniec wieści od ekipy Johna Williamsa. Sprawa z Billem Rossem jako dyrygentem wygląda prawdopodobnie następująco. John jest obecny, lub prawie zawsze obecny na nagraniach, napisał i zorkiestrował większość muzyki samodzielnie, jednak jako dyrygent zostawił sobie tylko kilka kawałków, które uznał za najważniejsze. Resztę dyryguje Bill.
Ścieżki na razie nie mają jeszcze nazw czy tytułów, ale od tych którzy słyszeli co zostało nagrane wiemy, że będzie to bardzo różnorodna muzyka, czyli coś więcej niż to czego można było się spodziewać po filmie „Gwiezdnych Wojen”. Jeden z utworów przypomina trochę coś w stylu utworu jazzowego, swingowego, big bandowego, który w dodatku wpada w ucho. Podobno jest on w jakiś sposób związany z postacią Maz (Lupita Nyong’o).
Nagrano także już marsz, ale nie ma marszu imperialnego. Jest coś, co zapewne będzie się z czasem określać jako „First Order March”, znów podobno udany utwór, który występuje w filmie wszędzie tam gdzie pojawia się First Order. Na pocieszenie źródła sugerują, iż jakaś wersja marszu Imperialnego także ma zostać nagrana. Znów można jedynie przypuszczać, że utwór będzie powiązany zapewne z Kylo Renem.
Jest też jeden utwór, które różne źródła określają mianem kantyleny, czyli bardziej operowy utwór z tekstem śpiewanym, melodyjny. Informatorzy twierdzą, że to podobno jeden z najpiękniejszych i najbardziej emocjonalnych utworów jakie Williams kiedykolwiek napisał dla „Gwiezdnych Wojen”. Podobno ma być powiązany ze śniegową planetą i tym, co się tam stanie.
Temat Rey podobno przypomina skrzyżowanie tematu Anakina z „Mrocznego widma” z tematem Lei z „Nowej nadziei”.
Podobno muzyka Williamsa jest bardzo dobra, zwłaszcza, że udało mu się dogadać z J.J. Abramsem, który dokładnie wiedział czego oczekuje od ścieżki dźwiękowej.

Zmieniamy temat. Wygląda na to, że zaczynamy odgadywać kolejne obsadowe niespodzianki Abramsa. Jedną z nich jest podobno Ken Leung, aktor znany chyba najbardziej jako Miles z „Lost – Zagubieni”. Ma na swoim koncie trochę więcej ról, w tym choćby w „A.I. – sztucznej inteligencji” Stevena Spielberga czy „Czerwonym smoku” lub „Godzinach szczytu”. Najważniejsze jest to, że prawdopodobnie wiemy, kogo gra. Ma być jakoby generałem Oporu, a jego strój ma mocno przypominać stroje dowództwa Rebeliantów z „Powrotu Jedi”, lub jeszcze bardziej strój Ackbara prezentowany tutaj.

Greg Grunberg o którym już wiemy, że wystąpił w „Gwiezdnych Wojnach” znów zaczął sugerować i opowiadać pewne rzeczy. Co prawda na wstępie zaznaczył, że dużo powiedzieć nie może. Wspomniał za to sytuację w której zadzwonił do niego jego przyjaciel J.J. Abrams i potwierdził mu, że będzie robił „Przebudzenie Mocy”. Dodał także, że Greg nie musi go błagać, bo reżyser chcę go w tym filmie. Drugim takim ekscytującym momentem dla Grega było, gdy usłyszał po raz pierwszy na planie słowo „Cięcie” wypowiedziane przez Abramsa. Tamte siedem tygodni na planie to jak bycie w niebie. Grunberg dodał także, że w filmie są bardzo ważne praktyczne efekty, kto wie czy nie bardziej niż specjalne, ale naprawdę chodzi tam o historię i rodzinę. Chwalił przy tym nowych aktorów. Jednak Greg nie czytał całego scenariusza. Często aktorom zdarzało się, że nie wiedzieli jaką scenę dokładnie kręcą lub o co w niej chodzi. Mieli tylko swoją kwestię, wszystko inne było bardzo tajemnicze. Prawdopodobnie jednymi z nielicznych osób, które miały okazję przeczytać cały scenariusz byli Harrison Ford i Carrie Fisher. Codziennie rano zaś odbywały się dyskusje o filmie, ale Grunberg w nich nie uczestniczył.

Swoją drogą okazało się, że tajemnicze pudełko Abramsa po części zemściło się także na Alanie Deanie Fosterze, który pracuje nad adaptacją powieściową „Przebudzenia Mocy”. Ma on dostęp do scenariusza, oraz wybranych szkiców koncepcyjnych i wizualizacji produkcyjnych. Zobaczymy, czy to wystarczy by nie porobił zbyt dużo błędów i przeinaczeń.
KOMENTARZE (12)
Loading..