Dla fanów SW dzisiejsze wspaniałe wiadomości są wstrząsem. Widok nowych filmów wzbudza wiele pytań i wątpliwości kiedy umysł usiłuje ogarnąć i przyswoić sobie implikacje tego
wydarzenia. Jednak dla mnie nie nowe filmy są ważne. Ważne jest pytanie: "Gdzie byłeś jak o tym usłyszałeś?". Chociaż jest pokusa, żeby pospekulować co się dalej stanie, należy
pamiętać także o teraźniejszości, jak mówił Qui-Gon w Epizodzie I.
Moi drodzy fani Star Wars z dawnych czasów. Sięgnijcie do swojej kolekcji i odkurzcie magazyn "Lucasfilm Fan Club" nr 10, z zimy 1990 r. Poczekam chwilę, aż nacieszycie się
okładką z "Indiany Jonesa i Ostatniej Krucjaty". Dobrze, teraz otwórzcie magazyn i spójrzcie na stronę 1. Znajduje się tam wielki nagłówek "Moc powróci w latach 90-tych!!"
Opuszczę niestardowe wykonanie napisu "lata 90-te", i podwójny wykrzynik - rzeczy, których nie lubię jako edytor - bo przypominam sobie moje podniecenie, kiedy miałem 15 lat i
przeczytałem tą wiadomość. To była "przedpotopowa" era w fandomie, gdzie oficjalnych aktualizacji można się było spodziewać raz na 3 miesiące, a nie miałem jeszcze znajomych
fanów, z którymi mógłbym się podzielić tą nowiną. Wspomnienie o tym wielkim nagłówku nie zatrze się w mojej pamięci. Dzisiaj wszystko dzieje się tak szybko... ale zatrzymałem
sobie tamte notatki.
Dzisiejsza wiadomość o powstaniu nowych filmów jest kulminacją innych wielkich zmian w Lucasfilmie. Był 1 czerwca, kiedy gruchnęła wieść, że Kathleen Kennedy będzie
współszefowała Lucasfilm. Tego ranka znajdowałem się w Lucasfilm Animation, oglądając prace nad kolejnymi odcinkami The Clone Wars i Detours. Meagan Finnerty wywołała mnie
stamtąd, bo stało się coś WIELKIEGo i ludzie ze starwars.com chcieli żebym napisał szybkiego posta. To nie zdarzało się odkąd przestałem być członkiem społeczności online.
Szybki post? Co takiego musiało się wydarzyć, że musiałem go napisać?
To była pierwsza z nowości. Spotkałem Kathleen przelotnie podczas kręcenia "Indiany Jonesa i Królestwa Kryształowej Czaszki" i podziwiałem jej pracę. Przeglądając jej
filmografię, którą należało podać w pisanym przeze mnie poście, widziałem, że wyprodukowała wiele wspaniałych filmów. Na czele Lucasfilmu miała stanąć prawdziwa miłośniczka
filmów. Nietrudno było się domyślić co to znaczy - więcej filmów tworzonych przez Lucasfilm. Ale kto by się spodziewał, że będą to filmy Star Wars?
29 czerwca 2012 r. dowiedziałem się o co chodzi. Zostałem wezwany na spotkanie żeby przedyskutować parę rzeczy przy kolejnych aktualizacjach dla Lucasfilm. Abym lepiej mógł się
rozeznać, co przyniesie przyszłość, mój szef powiedział, cytuję: "robimy siódmy, ósmy i dziewiąty". Nie powiedział: "epizody Star Wars". Nie musiał. Te liczby musiały mieć
jakieś znaczenie.
Musiałem usiąść. Podejrzewam, że przekazał mi te wieści dokładnie w taki sposób, żeby ocenić moją reakcję. Powiedziałem wtedy coś co nie nadaje się do druku.
Wyciągnąłem z kieszeni mający 160 stron notatnik. To będzie mój Święty Dziennik przyszłości Star Wars. Szybko zapisałem sobie wszystko co do tej pory się zdarzyło. Miałem to
szczęście, że obserwowałem powstawanie Epizodu III od 2003 do 2005 r. Wtedy moim zadaniem było opisanie w internecie historii powstawania tego filmu. Niestety te posty zaginęły
gdzieś w otchłaniach internetu, ale pozostały mi notatki. Chociaż nie wiem jaka będzie moja rola w przyszłości Star Wars, chciałem zatrzymać te notatki, bo ludzie oczekują ode
mnie, że będę wiedział co i kiedy się zdarzyło.
Spotkałem się z niektórymi współpracownikami Kathleen Kennedy, którzy pracowali w Lucasfilmie. Przedstawiłem im się i zaproponowałem swoje usługi, gdyż posiadam wiedzę na temat
sagi i znam historię Star Wars. Miałem to szczęście, że byłem znany jako jeden z tych gości, którzy znają na wylot Gwiezdne Wojny. Kiedy George Lucas tworzył projekty pod
przyszłe filmy, dostawałem prośby z jego biura o wyszukanie czegoś i pomagałem przygotowywać dokumenty, podręczniki i przewodniki po pisaniu scenariuszy dla przyszłych filmowców
mających zamiar kręcić kolejne epizody, kimkolwiek by nie byli.
Kilka dni temu przeżyłem kolejne zaskoczenie kiedy dowiedziałem się, że Disney Company przejmie Lucasfilm. Moja pierwsza myśl powędrowała do wspomnianego na wstępie artykułu i
tych kilku skąpych zdań wspominających, że powstaną nowe filmy. Kiedy 20 lat temu George mówił o przyszłości Star Wars, znajdował się w Walt Disney World. To było przeznaczenie.
Wola Mocy.
Na razie nie mam dużo szczegółów, ale mogę pospekulować. W tym fani Star Wars są najlepsi. Jestem jednak podekscytowany, że coś się dzieje i że SW powracają na duży ekran, gdzie
jest ich miejsce.
Od dawna spekulowana trzecia trylogia „Gwiezdnych Wojen” była pytaniem, które dręczyło fanów od dekad, a nawet kilku numerologów pracowało nad tą tajemnicą. Ciągle zmieniające się uczucia George’a Lucasa do przyszłych trylogii „Gwiezdnych Wojen” sprawiały, że cała ta sprawa ciągle była pod znakiem zapytania. Pamiętając wszystkie problemy z powstawaniem „Gwiezdnych wojen” w 1977, nic dziwnego, że pomysły Lucasa zmieniały się jak w kalejdoskopie. Kiedy podejmuje się tak wielkie wyzwanie i stara się je skończyć, zrozumiałe jest, że wizje przyszłości są zazwyczaj mgliste. Ale dziś, 30 października 2012, Epizody VII, VIII i IX zostały ogłoszone, więc niebawem będą prawdziwe i namacalne, ale pamiętajmy, że one istniały gdzieś w pajęczynie niedomówień prawie 40 lat!
29 grudnia 1975, podczas rozmowy z Alanem Deanem Fosterem o adaptacji powieściowej „Gwiezdnych wojen” Lucas wspomniał o trylogii prequeli, tak samo jak o tym ,co potem stało się Epizodem V i VI: Chcę by Luke pocałował księżniczkę w drugiej książce. W trzeciej książce, chcę historie która będzie jak opera mydlana rodziny Skywalkerów, która skończy się zniszczeniem Imperium. Potem pewnego dnia wróciłbym do opowieści o Kenobim jako młodym mężczyźnie, opowieści o Jedi i o tym jak Imperator przejął władzę i przemienił Republikę w Imperium, jak oszukał Jedi i ich zabił. Cała bitwa w której ojciec Luke’a ginie. To raczej niemożliwe do zrobienia, ale wspaniale jest o tym marzyć.
W porozumieniu z Twentieth Century-Fox podczas kręcenia „Gwiezdnych wojen”, Lucas zabezpieczył swoje prawda do sequeli, choć nie zostały one określone w tamtym czasie. Podczas pierwszej fazy podstawowych zdjęć na lokacji w Tunezji w marcu 1976, Lucas rozpoczął długą tradycję rozmawiania ze swoimi współpracownikami, dzielenia się pomysłami o kolejnych epizodach i trylogiach, z czego Walt Disney zrobi coś z tych projektów.
Wiecie, kiedy pierwszy raz o tym usłyszałem, były to cztery trylogie, wspominał Mark Hamill w 2004 gdy opowiadał o konwersacji z 1976. Dwanaście filmów! Tam na pustyni, pomiędzy zdjęciami... było dużo wolnego czasu. A George opowiadał przez cały ten czas.... „Jakby podobało ci się być w Epizodzie IX?”, „A kiedy to będzie?”, „2011.”... Powiedziałem: „Cóż, co chcesz bym zrobił?”. Powiedział „Pojawisz się na chwilę. Będziesz trochę jak Obi-Wan przekazujący miecz świetlny następnej nowej nadziei.”
W 1978 magazyn Time doniósł, że Star Wars Corporation (firma, którą Lucas wcześniej stworzył na potrzeby produkcji Gwiezdnych Wojen) wyprodukuje „Gwiezdne Wojny II [Empire]”, a potem 10 kolejnych planowanych sequeli. W tamtym czasie Lucas wspominał o 12 filmach, a nawet stworzył krótki plan, jakby miało to wyglądać.
Według tego planu oryginalna trylogia miałaby być Epizodami VI, VII i VIII, trylogia Wojen Klonów działaby się w Epizodach II, III i IV, a Epizod I byłby preludium. Epizody IX do XI pozostały nieokreślone, a Epizod XII miał być zakończeniem.
W 1979 Lucas w jednym z wywiadów udzielonych na planie Imperium stwierdził: Pierwszy scenariusz bazował na jednej z sześciu oryginalnych historii, które napisałem na potrzeby dwóch trylogii. Po sukcesie „Gwiezdnych wojen” dodałem jeszcze jedną trylogię. Więc teraz mam dziewięć historii. Dwie oryginalne trylogie złożą się na sześć filmów, z których pierwszy będzie numerem czwartym.
Podczas postprodukcji na początku 1980, Lucas zwykł ucinać sobie pogawędki od czasu do czasu z kierownikiem ILM Jimem Bloodem i opowiadać mu o większej historii. Pierwsza trylogia jest o młodym Benie Kenobim i wczesnym życiu ojca Luke’a, kiedy Luke był małym chłopcem, twierdził Lucas. Ta trylogia dzieje się jakieś 20 lat przed drugą trylogią, w której skład wchodzą „Gwiezdne wojny” i „Imperium”. Będzie koło roku lub dwóch lat przerwy między opowieściami w każdej z tych trylogii i 20 lat między trylogiami. Cała saga obejmie okres 55 lat. Będą trzy trylogie w dziewięciu filmach. Po dwie godziny każdy, to da razem osiemnaście godzin filmu!
Choć „Imperium” w oryginale było częścią planu 12 filmów, w czasie kiedy zostało wypuszczone, liczba ta spadała do dziewięciu. Opowieści prequeli istnieją – skąd wziął się Darth Vader, cała opowieść o Darthie i Benie Kenobim – i dzieje się to zanim Luke się urodził, tłumaczył wówczas Lucas. Z drugiej strony mamy to co się dzieje z Lukiem później, to będzie bardziej nieziemskie. Mam mały notesik pełen notatek. Jestem ambitny, mógłbym to kontynuować, by dowiedzieć co się stało z Lukiem.
Lucas wspomniał mi o tych notatkach – a raczej jednej wielkiej książeczce – kilka lat temu. Zapytałem go, czy mógłbym to zobaczyć, ale odmówił. Moje przeczucia podpowiadały mi, że ta wielka książka lub notatniki są prywatne, choć Lucas czasem podsyłał mi przez swoich asystentów kilka ręcznie zapisanych notatek z okresu 1976-1983, by pomogły mi w pisaniu książek o robieniu filmów.
Ale dwa lata później, podczas kręcenia „Jedi” z wielu powodów Lucas się wypalił, był zmęczony całym przedsięwzięciem. Robię to ponieważ to zacząłem i teraz tu to skończę, dodawał. Następna trylogia będzie to wizja kogoś innego.
Z informacji na dziś, Lucas dał swojej nowej współprezes Kathleen Kennedy kilka pomysłów i zamierza naprawdę pójść na prawie emeryturę. Teraz, w relatywnie krótkim czasie, zwłaszcza w porównaniu z dekadami spekulacji, fani poznają sekrety Epizodów VII, VIII i IX. „Gwiezdne Wojny” powróciły!
Jest to dla mnie prawie niemożliwe, by wymienić wszystkie wpływy sztuki filmowej, które konsumuję, i to nawet jako ktoś, kto robi filmy i scenariusze. Niektórzy mogą próbować uciekać od tych wpływów i hołdów, martwiąc się o słowa takie jak „oryginalność”, ale są i inni, którzy je przyjęli i dzięki temu stworzyli naprawdę zapierające dech w piersiach dzieła sztuki.
Gdy byłem młody, zawsze myślałem, że „Gwiezdne Wojny” powstały w jakiejś próżni. Coś tak imponującego musiało być całkowicie nowe, świeże i oryginalne, racja?
Nie miałem bladego pojęcia o długiej historii filmów, które pomogły ukształtować się temu, co formowało się w głowie George’a Lucasa. Od starego serialu „Flash Gordon”, do dzieł Akiro Kurosawy, „Gwiezdne Wojny” stały się utkanym gobelinem tego, co powstało wcześniej. Czasem choć nie jest to tak wyraźne, da się dostrzec te wpływy, i można sobie uświadomić, że kiedyś jeszcze przed „Gwiezdnymi wojnami”, „Wojnami klonów” i wszystkim innym z logiem Star Wars, byli ludzie ogarnięci pasją tego, co robią.
Dla mnie ta podróż odkrywania wpływów zaczęła się od końca. Moja miłość do filmów Kurosawy narodziła się z tego, że miały one wpływ na „Gwiezdne Wojny”. Kiedy miałem tę szczęśliwą okazję spotkać się z Georgem Lucasem, udało mi się podziękować mu za to, że dzięki niemu poznałem tak wspaniałego i poruszającego filmowca.
To co chcę osiągnąć tym wpisem, to pokazać wam kilka wpływów na „Gwiezdne Wojny” i mieć nadzieje, że sami spróbujecie sobie je zbadać.
Pierwszym filmem, który chciałbym wam przedstawić będzie klasyczny obraz Kurosawy z 1958 „Ukryta forteca”, który opowiada historie o generale i księżniczce, którzy walczą by móc wrócić do domu z terytorium wroga w czasach feudalnej Japonii, a pomaga im przy tym para nieudolnych wieśniaków. Każdy kto ogląda ten film od razu rozpozna w dwójce kłócących się chłopów luźną analogię do naszych ulubionych droidów, czyli Artoo-Detoo i See-Threepio. Wieśniacy nawet na początku filmu pojawiają się na jakimś pustkowi i są nakręceni z użyciem długich obiektywów, w sposób bardzo podobny w jaki Lucas i jego ekipa filmowali sceny na Tatooine w „Nowej nadziei”. Chociaż Artoo i Threepio są dużo bardziej przyjaźni niż chciwi wieśniacy w „Ukrytej fortecy”, ich komediowa rola w całej historii pozostaje zdumiewająco podobna.
Po raz pierwszy zagłębiłem się w „Ukrytą fortecę” mając 12 lat. Znalazłem ją w bibliotece, na starej, podwójnej kasecie VHS, na której widniały słowa „Panoramiczna odyseja, która zainspirowała Gwiezdne Wojny George’a Lucasa... Niech droga ku Mocy Kurosawy będzie z tobą”. Wziąłem ją do domu, obejrzałem i moje życie się zmieniło. To był film mocno przypominający „Gwiezdne Wojny”, ale w całkowicie obcym dla mnie świecie, z historią nie mniej emocjonującą, czy napakowaną akcją. Ponieważ Kurosawa zainspirował „Gwiezdne Wojny”, mogłem wrócić do tych filmów i doświadczyć je osobiście.
W 2001 wyszła Criterion Collection, z nowym wydaniem „Ukrytej fortecy” na DVD, zapowiedziano, że George Lucas wypowie się o wpływie filmu na „Gwiezdne Wojny”.
- Pamiętam jedną rzecz, która naprawdę mnie urzekła w „krytej fortecy” - powiedział - jedna rzecz, która naprawdę mnie zaintrygowała to fakt, że ta historia została opowiedziana z perspektywy dwóch nisko urodzonych bohaterów. Uznałem, że to będzie to dobry sposób na opowiedzenie „Gwiezdnych Wojen”. Wziąć dwie najmniej ważne postaci , jak Kurosowa, i opowiedzieć wszystko z ich punktu widzenia. W przypadku Gwiezdnych Wojen były droidy, i to jest najsilniejszy wpływ. Fakt, że pojawia się księżniczka, która znajduje się na terytorium wroga to raczej koincydencja, niż cokolwiek innego. W moim filmie, księżniczka jest zdecydowanie bardziej waleczna i samodzielna. Na początku, w pierwszych wersjach scenariusza, miałem jej zdecydowanie więcej, wraz z Jedi, starym Jedi, z którym próbowała uciec. Potem to ewoluowało w historię Luke’a.
Nie trzeba się dużo zastanawiać, czy użycie dworek jako sobowtórów, które jest dość powszechne w filmach Kurosawy, w szczególności w przypadku inspiracji dla „Mrocznego widma”, no i śmierci Corde w „Ataku klonów”. Podobnie jak Padme w „Mrocznym widmie”, księżniczka znajduje się na niebezpiecznym terytorium, jest biedna, i odkrywa że jak ludzie na świecie naprawdę żyją. Ta analogia nabiera jeszcze głębszego sensu, gdy przypomnimy sobie, że to Lucas osobiście wyprodukował najbardziej znany film Kurosawy o królewskich sobowtórach – „Kagemushę – Sobowtóra”.
Jest wiele innych analogii między tymi dwoma filmami i fajnie jest je móc porównać. Ale ten film nie tylko inspirował scenariusz „Gwiezdnych Wojen”, także technika filmowania Kurosawy jest obecna w dziełach Lucasa. W „Ukrytej fortecy” jest scena, w której generał na koniu ucieka przed wrogami, a w tle widzimy intensywnie zmieniającą się scenerię, która przypomina atak na Gwiazdę śmierci w „Nowej nadziei”. Wyobraźcie sobie to. Kurosawa nakręcił jazdę na koniu i to było emocjonujące. Kamera koncentruje się na koniu (lub X-Wingu), a tło nam tylko przelatuje, kręcone bardzo długimi obiektywami, pełne szarości, dodające dynamiki do pościgu. Potem kamera się zatrzymuje a generał jest otoczony wrogami, zupełnie jak Han na Gwieździe Śmierci. Zobaczycie też, że w „Ukrytej fortecy” sposób w jaki Kurosawa przechodzi między ujęciami jest bardzo podobny do tego który znamy i kochamy z „Gwiezdnych Wojen”.
Między „Gwiezdnymi Wojnami” a „Ukrytą Fortecą” jest jeszcze więcej podobieństw. Dość szybko donoszono o tym, że Toshiro Mifune, który grał generała samuraja Rokurotę Makabe, był rozważany do roli Obi-Wana Kenobiego.
Nie ma nic fajniejszego dla fana filmów i Gwiezdnych Wojen niż śledzenie tych nawiązań jeszcze dalej. We wspomnianym już wywiadzie dla Criterion Lucas mówił o inspiracjach Kurosawy:
- Wiem, że Kurosawa był wielkim fanem Johna Forda i że się inspirował Johnem Fordem, no i można zobaczyć wpływ Johna Forda na filmy Kurosawy, co moim zdaniem jest jedną z przyczyn, że te filmy są przyswajalne przez ludzi zachodu.
No i John Ford to kolejna styczność w którą się zagłębiam, dziękuję za takie komentarze.
Mam nadzieję, że wskazałem wam wpływy i części wspólne, może nawet dacie szansę któremuś z tych filmów. Wpływ klasycznych filmów na różne aspekty „Gwiezdnych Wojen” jest chyba nieskończony i mam nadzieję, że będziecie zainteresowani kolejnymi odsłonami podróży filmowej przez pryzmat „Gwiezdnych Wojen”.
Rozmawiając z Georgem Lucasem - autor J.W. Rinzler.
To będzie piąty lub szósty raz, kiedy pytam George’a o zrobienie jednego z jego filmów. W tym przypadku mówimy powstaniu Powrotu Jedi. Pierwsza taka rozmowa-wywiad odbył się jeszcze w 2004, gdy pracowałem nad The Making of Revenge of the Sith. Potem były Gwiezdne Wojny, Indiana Jones i w końcu Imperium kontratakuje. Zawsze przy takiej okazji przychodzę dobrze przygotowany, mam dodatkowe baterie, drugi dyktafon, notatki, laptop...i mnóstwo przygotowanych pytań. (Ostatnią rzeczą jaką chce robić, to fanatycznie notować, choć pewnego razu też musiałem to robić na planie, gdzie nie było innej możliwości).
Na każdy z takich długich (od 1,5 do 2,5 godzin) wywiadów przygotowuję pytania przez ponad rok, czasem dłużej. Zawsze, kiedy się blokuję podczas pisania lub wyszukiwania informacji, co tak naprawdę się wydarzyło: czy Kershner dostał ofertę na powrót Jedi? Co stało się z wersją reżyserską? Co stało się z sekwencją sarlacca? Zapisuję takie pytania i zachowuję na później. To bardzo długi proces, taki się wydaje, więc jest naprawdę satysfakcjonujące gdy można wreszcie usiąść i dostać odpowiedzi.
W przypisany mi dzień zazwyczaj nie udaje się rozpocząć rozmowy punktualnie, najczęściej są opóźnienia o pół godziny lub skrócenie czasu, choć oczywiście wystarcza go na wywiad. Większość poprzednich rozmów odbywała się na Skywalker Ranch, ale tym razem spotykamy się w biurze George’a w Big Rock Ranch. Tym razem także Lucas jeszcze nie przeczytał manuskryptu książki. Zazwyczaj dowiaduję się, jak się George’owi podoba książka. Tym razem nie miałem pojęcia, więc wszedłem do pokoju z lekkim niepokojem...
I nie musiałem długo czekać na jego ostateczny werdykt: rozdział o preprodukcji był zbyt długi. Niemal dwa razy dłuższy niż rozdział o samym czasie pracy na planie. Dopiero okaże się co z niego wytnę. (Dopiero zaczynam ten proces). Potem zajęliśmy się już pytaniami, na przykład jak się czuł przy rozpoczynaniu pracy nad „Powrotem Jedi” (wtedy jeszcze „Zemstą..”).
„Największe pytanie brzmiało, czy naprawdę możemy zrobić filmową kontynuację, czy jesteśmy w stanie finansować siebie i go nakręcić? Udowodniliśmy, że możemy to zrobić, teraz była kwestia zrobienia tego ponownie. Drugi film poradził sobie tak dobrze, wiedzieliśmy, że trzeci film też odniesie jakiś sukces. W tym momencie wiele wątpliwości mieliśmy już za sobą. Ponadto problem drugiego polegał na tym, że nie miał ani początku, ani końca. To był tylko wielki środek. Ten ostatni miał mieć wielkie zakończenie, wiele wątków fabularnych miało zostać zamkniętych, więc wbrew wszystkim przeciwnościom, wiedziałem, że zainteresuje on wiele osób. Dzięki temu napięcie było mniejsze”.
Na pytania o jego uczuciach w konkretnych miesiącach odpowiadał często dość osobiście, ale musicie poczekać na nie aż do wydania albumu (bo inaczej wydawca by mi nie wybaczył).
Rozmawialiśmy o wcześniejszych wersjach scenariusza, o Had Abbadon, jak Lucas nazwał stolicę Galaktyki, o samym pisaniu, i pracy z Lawrencem Kasdanem. Rozmawialiśmy o kostiumach i Nilo Rodis-Jamero, którego sobie bardzo cenił: ”Nilo jest niezwykle utalentowany i jest wspaniałym człowiekiem”. Zapytałem George’a czy moja relacja na temat relacji z reżyserem Richardem Marquandem była trafna, odpowiedział, że tak było.
W niektórych momentach wywiadu służbowo sprawdzałem czy nagrywanie działa, czy wystarczyło nam czasu, czy nie pomijałem ważnego pytania. Niektóre odpowiedzi George’a prowadziły do kilku kolejnych pytań.
Zapytałem czy był utopistą, biorąc pod uwagę, że stworzył Ranczo Skywalkera i Big Rock, kampus w Presidio, i inne projekty: „Lubię architekturę. Kocham być architektem, a architektura ma tak wiele wspólnego z budowaniem środowisk, stawanie się ich częścią. Oczywiście bez różnicy co zrobisz, jeżeli jesteś artystą jakiegokolwiek sortu, to chcesz kontrolować swoją wizję i stworzyć coś co jest może utopijne, może nie, ale coś co jest materialnym urzeczywistnieniem fantazji.”
Tuż przed końcem rozmowy weszła Connie Wethington, asystentka Lucasa i powiedziała, że czas nam się kończy. Miała w rękach stertę dokumentów, na które George patrzył z rezerwą. Nadciągały kolejne obowiązki... Przed wyjściem porozmawialiśmy o innych projektach książkowych, które są dopiero we wczesnej fazie produkcji.
Teraz wszystkie uwagi Lucasa zostały przeniesione na manuskrypt, do końca lipca przesłane do wydawcy, a w sierpniu podczas redakcji będę wyrysowywał „mapę książki”. Kiedy wszystko zostanie rozplanowane, a zdjęcia opatrzone opisami, oddam znów książkę George’owi, do ostatecznego zatwierdzenia.
Już minęło ponad rok i prawdopodobnie potrzeba przynajmniej roku zanim książka się ukaże. Ale od tego momentu zbliża się chyba najzabawniejszy moment w czasie tworzenia książki...