TWÓJ KOKPIT
0

George Lucas :: Newsy

NEWSY (1188) TEKSTY (32)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

Celebration Anaheim: Panel ze scenografami

2015-04-19 08:06:49

Dziś (wczoraj czasu polskiego) podczas konwentu Celebration Anaheim odbył się panel „Creating the Creative Dream Team”, będący chyba jedynym prawdziwym panelem poświęconym „Przebudzeniu Mocy”, innym niż otwarcie konwentu. Rozmowę poprowadził Pablo Hidalgo, a jego gośćmi byli Rick Carter, Darren Gilford, Doug Chiang i Christian Alzmann. Rick i Darren są scenografami filmu, Doug nadzoruje pracę artystów, a Christian jest jednym z projektantów. Na panelu nie pokazano żadnych projektów z filmu, ale powiedziano o nich kilka rzeczy.

Pierwsze pytanie, zadane przez Pablo dotyczyło ewenementu jakim jest praca nad filmem dwóch różnych scenografów. Rick Carter odpowiedział, iż było to bardzo ważne i wynika to z głównego założenia filmu, którym jest przekazanie pałeczki następnemu pokoleniu, potrzebny był zatem taki sam transfer wśród samych twórców. Carter jest doświadczonym i nagradzanym scenografem z imponującą filmografią i jak przyznał, to on sam zadzwonił do Darrena proponując mu współpracę. Z drugiej strony Carter powtarzał parę razy w czasie panelu, że Epizod VII następuje po VI, stąd żartował sobie, iż zatrudniono scenografa z tamtych czasów. Darren zaś przyznał po telefonie Cartera, iż nie za bardzo wiedział z kim rozmawia, choć zdawał sobie sprawę, że Carter jest chodzącą legendą.

Rick przy wielu kwestiach pracował nie tylko z J.J. Abramsem, ale wcześniej rozmawiał także z Georgem Lucasem.

Doug Chiang dodał, iż prace Joe Johnstona i Ralpha McQuarriego były dla nich bardzo ważne. W prequelach zaczynali od swobody i dążyli do tego, co stworzył Ralph i jego zespół. Tu jest odwrotnie. Tamte prace są podstawą, a oni dopiero zaczęli ewolucję i zabiorą nas w nowy świat. Czy będzie z czasem tak elegancki jak prequele, tego nie potrafili powiedzieć. Stwierdzili tylko, że to będzie wynikało ze scenariusza. Obecny film podąża za brudnymi lokacjami, podobnie jak klasyczna trylogia. Christian Alzmann dodał, iż „Przebudzenie Mocy” jest bardziej o postaciach, a nie o armiach. Carter zaś zauważył, że to film przede wszystkim o Mocy, więc musieli szukać prostych rozwiązań. J.J. nalegał by bazowali na pracach Ralpha i od nich rozpoczęli proces ewolucji. Mają w pamięci prequele, dziejące się jakieś 60 lat przed „Przebudzeniem Mocy”, dlatego klasyczna trylogia jest dla nich ważniejsza, bo bliższa i bardziej bezpośrednia. To co zobaczymy w filmie to jednak mały urywek tego, co stworzono. Projekty rozważały wiele różnych możliwych wariacji, zanim wybrano ostateczny kierunek ewolucji.

Podczas panelu poinformowano też, że twórcą projektu droida BB-8 jest Christian Alzmann. Nie chcieli jednak zdradzić jak on działa.

Darren Gilford opowiedział historię o nowym X-Wingu. Pomysłem na ewolucję było upraszczanie wielu rzeczy. Darren rozmawiał z J.J. Abramsem o tym jak uprościć X-Winga, a potem wrócił do pierwszych konceptów Ralpha. Pokazał je Abramsowi i to było dokładnie to czego szukali. W wielu miejscach udało im się stworzyć coś bardzo podobnego.

Gilford i Carter jeździli po świecie szukając lokacji. Arabia Saudyjska nie była jedyną lokacją rozważaną na planetę Jakku. Ostatecznie, poza innymi kwestiami, okazało się, iż projekt z rozbitym niszczycielem narysowany przez Chianga przesądził o wyborze tego miejsca. Piaski Arabii najlepiej pasowały do tego, co chcieli osiągnąć.

Gilford wspomniał o decyzji J.J. Abramsa, że „Sokół Millennium” powinien wyglądać dokładnie tak samo jak w trylogii. Nie chciał żadnych zmian. Problem polegał na konieczności połączenia trzech różnych wersji „Sokoła”. Pomogły w tym bardzo dobrze skatalogowane archiwa Lucasfilmu.

Za kostiumy nowych szturmowców odpowiada Michael Kaplan. Podobnie jak w innych przypadkach, tak i tu mieli wiele pomysłów i wersji, które rozważali.

Pod koniec Rick Carter stwierdził, iż J.J. Abrams nie chciał robić filmu science fiction. Tu podąża za Lucasem, który także nie uznaje „Gwiezdnych Wojen” za ten gatunek. Rick śmiał się, że robił już wiele filmów SF, a teraz zajął się przeszłością.



Trochę mniej powiedział Mark Hamill na wieczornym panelu. Przyznał, iż w zeszłym tygodniu nagrywał dialog do drugiego zwiastuna, choć J.J. Abrams wymieszał nowe kwestie ze starymi, pochodzącymi jeszcze z „Powrotu Jedi”. Mark pochwalił nową obsadę. Wspomniał też anegdotkę o tym, jak został zaangażowany do nowego filmu. Był wówczas z żoną na spotkaniu z fanami, na którym pojawił się również George Lucas. Ludzie George’a poprosili Marka o to by zjadł z nim obiad. Mark doszedł do wniosku, iż Lucas tak sobie nie zaprasza ludzi na obiad, więc pewnie albo chce zrobić wersję 3D klasycznej trylogii, albo znów wprowadzić jakieś zmiany. Natomiast jego żona domyślała się, że pewnie zajmie się sequelami. George na obiad ściągnął jeszcze Carrie Fisher, a wyprosił Chelsea - córkę Marka - by było kameralnie. Mówiąc cicho i pod nosem stwierdził, iż odchodzi z Lucasfilmu, a ludzie przejmujący go po nim zamierzają robić kolejną trylogię na podstawie jego pomysłu. Zapytał też Fisher i Hamilla, czy są zainteresowani, bo jeśli nie, to nikogo nie zaangażują do ich ról. Carrie natychmiast się wyrwała, że chce grać. Mark zaś chciał się śmiać, ale zachował kamienną twarz. Potem stwierdził, że to nie była propozycja, a pobór, bo gdyby odrzucił tę rolę, to fani by go zakatowali. Mark nie był też przekonany do J.J. Abramsa, którego znał jako reżysera „Star Treka”, jednak ostatecznie przekonał się do niego. To reżyser współpracujący z aktorami.

Poza Celebration także się dzieje. Nowy zwiastun został przyjęty bardzo pozytywnie. Pojawiły się nawet komentarze, że jest lepszy od prequeli. Zachwyceni są nim także inwestorzy. Akcje Disneya zyskały po jego premierze o blisko 2 miliardy USD.

Na koniec jeszcze jedna informacja z pierwszego panelu. J.J. Abrams powiedział, że jeszcze nie poznaliśmy całej obsady i sugerował kolejne niespodzianki.
KOMENTARZE (4)

Pierwszy dzień zdjęć: Nowa nadzieja

2015-04-13 16:03:34 oficjalna

Premiera „Przebudzenie Mocy” coraz bliżej, a niebawem zaczną się zdjęcia do kolejnego filmu „Star Wars”. Na oficjalnej pojawił się jakiś czas temu pojawiły się artykuły ukazujące pierwsze dni zdjęciowe dotychczasowych filmów. Dziś prezentujemy IV Epizod.



Zdjęcia do „Nowej nadziei”, czy wtedy raczej jeszcze „Gwiezdnych wojen” rozpoczęły się 22 marca 1976. Preprodukcja była dość ciężka i skomplikowana, trwała prawie trzy lata, było wiele batalii o ostateczny kształt filmu i to, kto zajmie się ostatecznie jego tworzeniem. Mało tego, w momencie, gdy zaczęto zdjęcia, nie wszystkie przygotowania były skończone. Raczkujące ILM dalej walczyło z technologiami do efektów specjalnych, zbroje szturmowców i C-3PO nie były jeszcze ukończone. Nie można było jednak dłużej czekać i wstrzymywać pracę, więc ekipa poleciała na Dżerbę. W hotelu było pełno niemieckich turystów, którzy nie mogli znaleźć swoich pokoi, przez to ciężko się spało ekipie, ciągle ktoś się mylił, hałasował. O szóstej rano była pobudka, a następnie sześciogodzinna jazda do Tozuer. Jazda początkowo też nie należała do najprzyjemniejszych, bo póki słońce nie wstało to ciężko jest dostrzec ubranych na czarno Berberów. W Tozeur okazało się, że hotel, w którym miała spać ekipa, poszedł do renowacji, oczywiście nikogo nie poinformowano o tym. Dodatkowo w tym mieście przebywała ekipa miniserialu „Jezus z Nazaretu” (co ciekawe, grał w nim James Earl Jones, który wówczas nie był jeszcze członkiem ekipy „Gwiezdnych Wojen”), więc okazało się, że nie ma wystarczającej liczby alternatywnych pokoi w odpowiednim standardzie. Dodatkowo nie można było też liczyć zbytnio na lokalnych techników czy taksówkarzy, bo już byli wynajęci w większości. Skończyło się tym, że obsada i ekipa wylądowała w podrzędnych hotelach, często w pokojach dwu lub trzy osobowych. Sam Gary Kurtz, producent wspomina, że to jeszcze dało się znieść przez dwa tygodnie, ale gdyby sytuacja miała potrwać dłużej, to pewnie miałby strajk.

No i nastał 22 marca, wielki dzień. Zaplanowano nakręcić wówczas część scen z R2-D2 i C-3PO kupowanych przez Larsów oraz część scen z Lukiem oglądającym zachód słońc na Tatooine. Obie sceny kręcono w Chott el Jerid niedaleko Nerfy, w basenie wyschniętego jeziora okresowego. Tam też zbudowano przypominające igloo domostwo Larsów. Zdjęcia zaczęły się o 6:30 rano, co dla Anthony’ego Danielsa było mordęgą, bo nie wyspał się wcześniej na Dżerbie, no a teraz jeszcze założenie kostiumu zajmowało mu dwie godziny. Jako profesjonalista jednak nie narzekał. Za to Mark Hamill był bardzo zadowolony ze swojej roli, więc ciepło wspomina pierwszy dzień. Ekipa zaś przygotowała fragment piaskoczołgu.



Ale problemów było mnóstwo. Nieskończony kostium C-3PO właściwie kaleczył Danielsa przy każdym ruchu. System zdalnego sterowania astromechami nie działał, baterie się wyczerpywały, a wysadzanie głowy R5-D4 wiązało się z brakiem sterowalności droida. George Lucas spokojnie uznał, że można go ciągnąć na sznurku, tylko kręcić zdjęcia tak, by nie było go widać. Wymagało to oczywiście większej ilości ujęć i dubli.

Zdjęcia skończono o 19:20. Ostatnią sceną tego dnia była wieczorna rozmowa Luke’a i Threepio na temat tego, że Artoo uciekł.

Niestety część z nakręconych zdjęć, w tym oglądanie przez Luke’a bliźniaczych słońc, nie zostało wykorzystanych z powodów złych warunków atmosferycznych. Zbierało się na burzę, która miała być dopiero początkiem prawdziwych problemów. Samą wspomnianą cenę nakręcono dopiero 29 marca.



Więcej na temat samych tunezyjskich lokacji przeczytacie tutaj. Samo domostwo Larsów jest zatapiane regularnie przez okresowe jezioro i niszczeje. Co parę lat organizuje się grupa fanów, która restauruje to miejsce. O wyprawie z 2012 pisaliśmy tutaj.
KOMENTARZE (5)

Nowy wyciek Kylo Rena i inne ploty

2015-04-11 09:17:10

Zaczynamy od nowego wycieku. Na razie nie ma praktycznie żadnych zdjęć z filmu, nie licząc tego, co pojawiło się przy zwiastunie. Nie wiemy też nic o produktach, ale te powstają. Jak choćby puzzle z Kylo Renem. Nie ma informacji kto jest producentem, ale wygląda na to, że mamy tu fragment finalnej wersji maski. Trochę się różni niż koncepty, które już wyciekły.



Na razie pozostaje nam odliczać czas do zwiastuna. Kolejne źródła potwierdzają, że zobaczymy go w czwartek na rozpoczęcie Celebration. Panel będzie transmitowany w 23 krajach, ale nie w Polsce. Transmisja rozpocznie się o 19:00 naszego czasu, ale J.J. Abrams, Kathleen Kennedy i ich goście pojawia się raczej chwilę później. Tak więc do 20:00 powinniśmy zobaczyć jak wygląda drugi zwiastun, a także pierwszy plakat. Premiera plakatu także jest potwierdzona przez różne źródła z wyjątkiem oficjalnych. O tym, że będzie to na Celebration, trochę ironicznie pisaliśmy w lutym.

Tymczasem o filmie wypowiedział się ostatnio Andy Serkis. Aktor przyznał, że nie dotrzymał tajemnic i wygadał wiele spraw swojej żonie. Tłumaczył, że w domu pomaga ona mu ćwiczyć jego dialogi, więc i tak wszystko wie. Oczywiście jak wszyscy aktorzy jest bardzo podekscytowany możliwością grania w sadze, bardzo podoba mu się scenariusz, Abrams jako reżyser i to wszystko, co może powiedzieć.

Doug Chiang także udzielił wywiadu. Opowiadał o tym, że ich praca jest teraz dużo trudniejsza niż wcześniej, gdyż nie ma z nimi George’a Lucasa, który wyznaczał kierunek. Teraz artyści sami muszą dojść do tego jak mają wyglądać „Gwiezdne Wojny” bez ich twórcy. Jednocześnie Chiang, który pracował w Lucasfilmie już przy „Mrocznym widmie” wspomina, że wiele się od mistrza nauczył. Praca bez Lucasa z jednej strony jest bardzo dużym wyzwaniem, ale jego dziedzictwo jest ogromne. Wynika w dużej mierze z sposobu pracy. Z Georgem tworzyli olbrzymi wszechświat, mnóstwo projektów, z których zaledwie niewielka część ostatecznie trafiła do filmu. Teraz często bazują na tym, czego nie wykorzystano.

Oscar Isaac także wciąż promuje „Ex Machinę” i udziela wywiadów. Parę razy opowiedział historię o swoim wujku, którego zabrał na plan. Przyznał też, że sam jest wielkim fanem sagi, także prequeli i opowiadał, że na ostatniej premierze („Zemsty Sithów”) był w kostiumie gonka. Jednak gdy pojawił się na planie, dopiero gdy usłyszał głos Anthony’ego Danielsa zdał sobie sprawę, że to się dzieje naprawdę. Wspomniał też o tym, że gra pilota (co wiemy ze zwiastuna), więc poszedł po radę do Harrisona Forda, który jak wiemy jest pilotem. Zapytał go o to jak się zachowywać w kokpicie, co robić, na co patrzeć. Ford mu powiedział, że to wszystko jest podróbką, a w dodatku akcja dzieje się w kosmosie, więc z pewnością da sobie radę. Sam Isaac dodatkowo potwierdził, że przygotowywał się do roli pilota, czytając o prawdziwych pilotach myśliwców z czasów wojen, to go inspirowało.
KOMENTARZE (8)

„Skarb Sierra Madre” i „Gwiezdne Wojny”

2015-04-09 18:09:23



Bryan Young znów wchodzi na śliski grunt między inspiracją a podobieństwem. Tym razem zajmie się filmem „Skarb Sierra Madre” (The Treasure of Sierra Madre). Czy miał on duży wpływ na „Gwiezdne Wojny”? Chyba nie taki jak sugeruje Young. Jednak ten film jest reprezentantem pewnego rodzaju kina, które formowało młodego Lucasa i w tym chyba faktycznie można doszukać się pewnych inspiracji.

„Skarb Sierra Madre” z 1948 to film bardzo istotny zarówno kulturowo, jak i historycznie, nagrodzony dwoma Oskarami za scenariusz i reżyserię dla Johna Hustorna, tytana kina, człowieka stojącego za wieloma spośród najlepszych filmów Humphreya Bogarta. Jego filmy były tak istotne, że łatwo w nich dostrzec wpływ na całe późniejsze kino, w tym także „Gwiezdne Wojny”. „Skarb Sierra Madre” to nie wyjątek.

A to mogło zostać stworzone jedynie przez filmowca kalibru Johna Hustona. To ten sam mistrz kina, który nazwał George’a Lucasa (i Stevena Spielberga w tej samej wypowiedzi) „wynalazczy jak piekło… niezwykłym człowiekiem z niezwykłą ekspresją”*.

„Skarb Sierra Madre” opowiada historię trzech poszukiwaczy złota, ciężko pracujących, by stać się bogaczami, mających nadzieję, że znajdą złoto w górach Sierra Madre w Meksyku. W tym momencie łatwo byłoby się poddać i stwierdzić, że to nie ma nic wspólnego z „Gwiezdnymi Wojnami”, a każdy, kto doszukuje się tu wpływu na sagę, jest szalony, ale powiem tylko: nie tak szybko.

Ale jeśli zobaczycie początek tego filmu, możecie zauważyć podobieństwo między postacią Waltera Hustona, Howardem a Dexterem Jettsterem. W końcu to jedyny bohater „Gwiezdnych Wojen”, który coś wspomina o poszukiwaniu [gra słów, prospecting dotyczy zarówno poszukiwania złota jak i przygód], ma też ten sam sympatyczny wygląd, wiedzę o wszystkim i szeroki, przyjacielski uśmiech.

A jeśli oglądasz film zaledwie pobieżnie, możesz też zauważyć podobieństwo w lokacjach. Mos Eisley łatwo jest dostrzec w Tampico w Meksyku. Po bójce w barze, jedna z postaci nawet oferuje barmanowi napiwek wychodząc, zostawiając poobijanego mężczyznę na podłodze po walce, przypomina to trochę mimikę Hana Solo po usmażeniu biednego Greedo. Myślę jednak, że największy wpływ „Skarbu Sierra Madre” na „Gwiezdne Wojny” pochodzi od Humprhreya Bogarta.

Bogart odgrywa role, która jest tak skonstruowana, że jest zarówno bohaterem jak i szwarccharakterem filmu, wciela się w rolę Amerykanina imieniem Fred C. Dobbs, którego chciwość ostatecznie okazuje się zgubna.

Bogart dostarczył choćby w Casablance wielu inspiracji dla niespodziewanego bohatera jakim był Han Solo, ale nic z tego tu nie ma miejsca. W zamian za to, Bogart gra człowieka ogarniętego swoją chciwością i zazdrością, a jego działania które mają zapobiec staniu się pewnych rzeczy, nieuchronnie sprawiają, że one się stają. W filmie jest wiele ironii, która mogła służyć za podstawę działań Anakina w „Zemście Sithów”. Chce zrobić wszystko by zapobiec śmierci Padme, ale to on ją przyśpiesza.

Inne postaci są bardziej rozsądne i przyziemne. Przez film jest im powiedziane, że każde złoto, które im zostanie, może być dodatkiem w ich życiu, a nie celem egzystencji. Zapominają o przywiązaniu do bogactwa i potęgi, które przynosi złoto i łatwiej jest im odpuścić straconą fortunę. Gdy złoto, które z długotrwałym trudem zdobyli wybucha i zmienia się w pył – przemienia się w Moc jeśli wolicie – oni patrzą i śmieją się, jakby nic nie stracili. To prawdziwa inspiracja dla nauk Yody, który mówił by nauczyć odpuszczać sobie to czego najbardziej boimy się stracić.

Postać Bogarta jednak tego nie potrafi. Nawet próbuje zabić jednego ze swoich partnerów a potem zostawia go by umarł, zupełnie jak Obi-Wan Kenobi z Anakinem na Mustafar. Wierzy, że rozwiązał problem raz na zawsze, ale wtedy odkrywa, że sam sobie stworzył większy.

„Skarb Sierra Madre” to film pełen napięcia z aktorskim stylem, który bez wątpienia rozpoznają fani „Gwiezdnych Wojen”, jest z pewnością pamiątką po minionej erze. Film jednaj jest przepiękny w swojej konstrukcji i ironicznej naturze, a końcówka zostawia podobne uczucie jak końcówka „Zemsty Sithów”. Trudno też ogląda się w straszliwe decyzje Humphreya Bogarta, gdy patrzy się na to racjonalnie, to echo wyborów Anakina z ostatniej części trylogii prequeli.

Film ma rating PG na całym świecie i można spokojnie oglądać go z dziećmi, które wytrzymają odrobinę szaleństwa i morderstwo. To wspaniały film, ale młodsze dzieci mogą nie mieć wystarczająco cierpliwości, ale starsze dzieci, którym przedstawia się klasykę kin, pokochają ten film, podobnie jak wy.

„Skarb Sierra Madre” jest dostępny na BD, DVD i na niektórych VOD.


* - wspomniał o tym w jednym z wywiadów. Wywiady z Hustonem zostały zebrane w „John Huston: Interviews” pod redakcją Roberta Emmeta Longa.
KOMENTARZE (0)

O zmianach w scenariuszu słów kilka

2015-03-27 19:40:40

Nazbierało się trochę plotek około-przebudzeniowych. Po pierwsze wygląda na to, że w filmie nie zobaczymy nikogo palącego. Potwierdził to Bob Iger, gdy oznajmił że Disney wprowadza politykę antynikotynową. W ich filmach, począwszy od teraz, nie będzie nikogo palącego. Wszystkie cygara, fajki, papierosy znikną nawet z produkcji, które już są nakręcone, a jeszcze nie miały swojej premiery. Dotyczy to także wszystkich filmów Marvela czy Lucasfilmu. Jedynym wyjątkiem od reguły będą filmy historyczne. Jeśli tam jakaś postać znana z historii jak na przykład Abraham Lincoln, nałogowo paliła papierosy, to na filmie będzie to widać.

Wyciekła też kolejna wersja historii o zmianach w scenariuszu do „Przebudzenia Mocy”. Oczywiście nie jest w żaden sposób autoryzowana, należy ją traktować jako kolejną plotkę, ale kto wie, może jest w niej coś prawdziwego. Otóż według niej Michael Arndt pracował samodzielnie nad scenariuszem do filmu przez około 15 miesięcy. W dodatku pracę rozpoczął na długo zanim sfinalizowano sprzedaż Lucasfilmu Disneyowi. Arndt bazował mocno na zarysach George’a Lucasa, przygotowywał tym samym także treatmenty dwóch kolejnych epizodów, Flanelowiec zaś cały czas mu podpowiadał, konsultował i uczestniczył w procesie twórczym. Proces ten jednak przebiegał bardzo powoli, ale także dlatego, że zostawiono sobie kilka furtek.

Jedna z tych furtek dotyczy klasycznego trio. Otóż George Lucas bardzo chciał by Mark Hamill, Harrison Ford i Carrie Fisher wrócili i odegrali w filmie rolę. Niewielką, ale zauważalną dla fabuły. Role te jednak napisano tak, by gdyby któryś z trojga aktorów nie wrócił, łatwo można było wprowadzić na jego miejsce nową postać. Tego też się trzymano. Podobno nawet były przymiarki robione, kto miałby ich zagrać. Źródła mówią o uznanych aktorach z którymi się kontaktowano, acz nie podają konkretów. Być może było coś na rzeczy w plotkach o udziale Judi Drench i Dereka Jacobiego. Jednak w przypadku nowych postaci, nie weszłyby one w fabułę dokładnie w ten sam sposób, co oryginalni Han, Luke i Leia. Podobno najbardziej wyraźne różnice miały miejsce w przypadku Solo, bo poza nową postacią część elementów fabuły związanych z Hanem miał przejąć Poe Dameron (czyli Oscar Isaac).

Gdy J.J. Abrams podpisał kontrakt i został reżyserem, scenariusz był już ukończony w 70%. Było to jakieś trzy miesiące po ogłoszeniu i sfinalizowaniu sprzedaży Lucasfilmu. Nowy reżyser chciał przyśpieszyć proces powstawania tekstu, by móc zająć się castingiem, tworzeniem scenopisów czy preprodukcją, ale Arndtowi dalsza praca szła dość mozolnie. Robił wszystko, by zadowolić zarówno fanów, Abramsa, Disneya jak i Lucasa. Abramsowi nie przeszkadzał tylko brak skończonego scenariusza, nie podobało mu się to, że praktycznie nie ma w nim Luke’a i Lei. Oni mieli bardzo małe role, bardziej przypominające przewinięcie się przez film, niż cokolwiek innego. I tu rozpoczął się konflikt. Bo wbrew rozgłaszanej opinii Disney wcale nie zostawił wolnej ręki Lucasfilmowi. Przedstawiciele Disneya uważali, że oryginalna obsada powinna mieć tylko i wyłącznie rozszerzone kamea, J.J. zaś twierdził, że wzbogaciliby oni wątki poboczne, które jego zdaniem stałyby się bardziej interesujące. Reżyser nie chciał być tylko reżyserem, chciał stworzyć dobry film wg swojej wizji, a to wymagało ingerencji w scenariusz. Abrams powiedział o swoich wątpliwościach Kathleen Kennedy i przekonał ją do swojego pomysłu. Potem rozpoczęły się negocjacje z Disneyem, który nawet wtedy nie dał Lucasfilmowi pełnej swobody. Ostatecznie ustalono, że nowy scenariusz napiszą J.J. Abrams i Lawrence Kasdan. Główna oś fabularna miała bazować na scenariuszu Arndta (czyli pomyśle Lucasa), natomiast nowi scenarzyści dostali swobodę w wątkach pobocznych. Trzymanie się tego, co napisał Arndt było o tyle ważne, że Disney zakładał możliwość realizacji kolejnej części przez inną ekipę. Zresztą w pewien sposób tak się stało, bo za scenariusz i reżyserię do ósmego Epizodu odpowiada Rian Johnson, który także pewnie się trzyma zarysu historii napisanej przez Arndta i Lucasa. Nie może go zmienić za bardzo, bo IX film zrobi prawdopodobnie ktoś inny. Zresztą na tamtym etapie Johnson miał raczej pełnić rolę straszaka, by pokazać Abramsowi i reszcie, gdzie jest ich miejsce w szeregu. Stąd być może te wszystkie późniejsze plotki o tym, że Johnson przejmie także reżyserię IX Epizodu.

Choć dalej scenariusz pisali Kasdan i Abrams, Arndt uczestniczył w omawianiu nowych wątków pobocznych, zmienianiu ich, podobnie jak i zmianach postaci drugoplanowych, względem tego, co wymyślił Lucas. Ten zaś stwierdził, że te zmiany są już na tyle istotne, że to nie jest już jego scenariusz, co publicznie powtarza. Pisaliśmy o tym choćby tutaj. Dodatkowo fakt, że Abramsowi nie podobały się prequele, powodował, iż niezamierzenie irytował Lucasa, który trochę obrósł w piórka i stracił zainteresowanie nowym filmem. O ile Abrams był bardzo ostrożny w krytykowaniu prequeli, w przeciwieństwie do choćby Gary’ego Whitty czy Chrisa Weitza, o tyle poszło tu o swoistą gloryfikację klasycznej trylogii, nie wprost przyrównując ją do prequeli. Ostatecznie George przestał też przychodzić na spotkania scenarzystów tak często jak na początku. Raczej pojawiał się tam od czasu do czasu. Stąd też te wszystkie wypowiedzi Lucasa, że nie widział zwiastuna, że nie wie o czym będą te filmy, brak jego obecności na planie i tak dalej. Mówi prawdę, obecnie stoi gdzieś z boku, choć w pewien sposób i tak realizują jego wizję, ale w mniejszym stopniu niż on tego chciał. George chyba najbardziej pragnął powtórzyć model pracy nad „Powrotem Jedi” czy „Willow”, gdzie był wizjonerem i twórcą, a inni wykonują cała robotę słuchając go. Tyle, że Abrams nie jest ani Richardem Marquandem ani Ronem Howardem, ma swoją wizję i chce ją realizować.

O ile Lucas sobie odpuścił, o tyle dalsza praca nad scenariuszem, którą wykonywali Kasdan i Abrams była mocno nadzorowana przez Disneya. Iger i reszta mieli uwagi, musieli też akceptować zmiany. Pojawiło się wiele nieporozumień, problemów i konfliktów, ale ze wsparciem Kathleen Kennedy, w większości przypadków Abrams postawił na swoim. I tak jak Disney nie był zadowolony z samej pracy z Abramsem przy scenariuszu, tak teraz bardzo podoba im się finalny efekt. Twierdzą, że film podobno jest tak dobry jak „Powrót Jedi”, a może nawet lepszy. Cóż zobaczymy. W każdym razie faktycznie mocno wierzą w ten film i w to co zobaczyli. Stąd pewnie plotki o powrocie Abramsa w IX Epizodzie.

Na ile powyższe informacje i analizy są prawdziwe, tego nie wiemy. Być może więcej dowiemy z jakiś dokumentów czy książek po produkcji. A najprawdopodobniej z paneli z aktorami i twórcami na konwentach za kilkadziesiąt lat.

Zmieniając temat. Londyńska Orkiestra Symfoniczna skomentowała fakt, że nie będą nagrywać muzyki do „Przebudzenia Mocy”. Otóż napisali oni, że nie chodziło o problemy zdrowotne Johna Williamsa, a głównie o to, że tym razem nagranie ma trwać kilka miesięcy. Na to mogą sobie pozwolić niezależni twórcy, w przypadku LSO byłoby to po prostu niemożliwe. Pochwalili się za to, że dostali miły list od Johna Williamsa.

Na koniec jeszcze jedna mała informacja. Otóż po sieci krąży ujęcie, które rzekomo pochodzi z Epizodu VII. Jak udało się ustalić tak naprawdę pochodzi ono z konceptów gry „Star Wars 1313”.


KOMENTARZE (20)

Nowe plotki o serialu aktorskim

2015-03-23 17:14:41

Ostatnio pojawiło się sporo plotek na temat przyszłości „Gwiezdnych Wojen”, nic dziwnego, że odkopano także kwestię serialu aktorskiego. Jak donoszą źródła MakingStarWars, podobno prace nad serialem trwają, a nawet coraz bardziej się rozkręcają. Ma to być coś w stylu „Agentów T.A.R.C.Z.Y.” Marvela. Choć raczej chodzi o sam fakt powiązania z uniwersum niż dokładnej kopii pomysłów. Niestety tu źródło nie było w stanie powiedzieć niczego więcej. Gorzej, że wszystko wskazuje na to, że serial jest robiony od początku. Nie będzie to „Star Wars Underworld” nad którym pracowali Rick McCallum, George Lucas, a także wielu innych scenarzystów, w tym choćby Ronald D. Moore (twórca nowego „Battlestar Galactica” czy „Star Trek: Stacja kosmiczna”). Będzie to coś zupełnie nowego, co lepiej będzie pasowało do profilu telewizji ABC. Niektórzy twierdzą, że „Underworld” lepiej by pasował do HBO lub Netfilxa.



Jak wiemy należąca do Disneya telewizja ABC bardzo by chciała zobaczyć serial Star Wars. O tym, że coś jest na rzeczy z serialem dowodzą także zmiany w samym Lucasfilmie. W czerwcu ubiegłego roku zatrudniono Tony’ego To, który ma na swoim koncie takie seriale jak „Kompania braci” czy „Pacyfik”. Obecnie jest też jednym z producentów „Rogue One”. Dodatkowo awans Lynwen Brennan miał być powiązany z rozruszaniem produkcji telewizyjnej. Więc może faktycznie coś jest na rzeczy.
KOMENTARZE (41)

P&O 115: Jak C-3PO może zamarznąć na Tatooine?

2015-03-22 08:25:23



Dziś pytanie o logikę dialogów, zwłaszcza gdy ktoś traktuje je zbyt dosłownie.

P: W „Nowej nadziei”, tuż po lądowaniu C-3PO i R2-D2 na Tatooine w kapsule ratunkowej, C-3PO mówi, że musi odpocząć, zanim się rozleci i że jego części prawie zamarzły. Że co zamrożone? Jak to możliwe by na pustyni z dwoma słońcami, coś mogło zamarzać!? Może C-3PO się coś pomieszało w tych jego ponad sześciu milionach form komunikacji?

O: Gramatycy, językoznawcy i droidy protokolarne z kompleksową bazą języka powiedzą ci, że słowo „zamarzać” ma tu kilka znaczeń. W tym przypadku znaczy tyle, że coś musi być naprawione, bo się zacięło, czyli przestało funkcjonować właściwie. To nie ma nic wspólnego z temperaturą Tatooine, a następna linia C-3PO, w której wspomina o tym, że pył ogranicza jego ruch i widzimy to na ekranie, doskonale to tłumaczy.

A co do samego Anthony’ego Danielsa, i jego stroju, to wspomina on, że dzień, gdy kręcili tę scenę, nie był bardzo „tatooiński”.
– Było mi zimno – wspominał Daniels podczas spotkania z fanami na Dragon*Con, kilkanaście lat temu. - Kiedy się patrzyło na ciepło ubraną ekipę, a samemu marzło, okropność. Ale najdziwniejsze jest to, że w scenariuszu jest napisane „Moje części prawie zamarzły!”. George [Lucas] musiał to sobie z pewnością zaplanować – dodaje Daniels.
KOMENTARZE (3)

Nepotyzm w „Gwiezdnych Wojnach”

2015-03-19 17:07:42 oficjalna

Saga „Gwiezdnych Wojen” jest o rodzinie Skywalkerów i o tym jak wpływają na cała galaktykę. Ale powiązania rodzinne istnieją także poza samymi filmami, wielu członków ekipy i obsady jest powiązanych. Jak się okazuje najlepiej mieć znajomości lub rodzinę ze znajomościami i można sobie rolę w filmie załatwić. Oficjalna ukazała kilka takich spraw. Oto pobieżna lista tego, kto z kim i za ile.

Prawdopodobnie najbardziej znane powiązanie rodzinne, które istnieje, oczywiście poza rodziną Lucasa, to Denis Lawson, który grał Wedge’a Antillesa w oryginalnej trylogii oraz jego siostrzeniec Ewan McGregor. Denis zresztą służył radą Ewanowi, gdy ten się szykował do „Gwiezdnych Wojen”. Jednak razem na ekranie wystąpili dopiero w „Ostatniej miłości na Ziemi” z 2011. Wcześniej zdarzyło się, że McGregor wystąpił w przedstawieniach i innych produkcjach, które jego wuj reżyserował.

Przy okazji Ewana warto wspomnieć o innym Kenobim. A mianowicie o kaskaderze, który dublował McGregora, czyli Nashu Edgertonie. Lepiej kojarzony jest oczywiście jego brat Joel Edgerton, czyli Owen Lars. Obaj wystąpili w „Ataku klonów” i „Zemście Sithów”. Joel obecnie całkiem dobrze radzi sobie jako aktor, wybił się z australijskiej niszy. Nash zaś próbuje swoich sił jako reżyser, aktor i twórca teledysków.



Rolę Luke’a (i Lei) w „Zemście Sithów” grał Aidan Barton syn jednego z montażystów „Zemsty” Rogera Bartona.

Marka Hamilla oczywiście kojarzymy jako dorosłego Luke’a. Jego syn Nathan Hamill także pojawił się w sadze. W „Mrocznym widmie” jest jednym ze statystów na Naboo (później nazwanym Rehtul Minnau). Nathan urodził się w trakcie zdjęć do „Imperium kontratakuje” no i jest też ilustratorem. W 2009 był odpowiedzialny za część kart z serii Topps Star Wars Galaxy Series 4.



Billy Dee Williams czyli Lando, gdy się dowiedział iż w „Powrocie Jedi” będzie potrzebował kaskadera, zgłosił swego syna Coreya do tej roli. Można go też zobaczyć w kostiumie Klaatu.

Robert Watts, czyli jeden z producentów „Powrotu Jedi” (wcześniej asystował przy klasycznej trylogii w różnych rolach), to z kolei brat przyrodni Jeremy’ego Bullocha (klasyczny Boba Fett). To właśnie Watts załatwił Jeremy’emu rolę. Kazał mu przyjść na plan, ubrać się w kostium Fetta, gdy się okazało, że ten pasuje, pokazali się Lucasowi, a ten rzucił tylko, że wygląda fantastycznie i tak już zostało.



Ale to nie jedyny producent uprawiający nepotyzm. Gary Kurtz zabrał swoje dwie córki do Tunezji i tam robiły za Jawów. Melissa i Tiffany L. Kurtz są widoczne w scenie gdy Jawowie sprzedają droidy Larsom. Za to żona Kurtza, Meredith odpowiadała za zaplanowanie imprezy na zakończenie zdjęć „Imperium kontratakuje”.

Rick McCallum, producent prequeli, także zaciągnął swoją córkę na plan. Oliwia „Mousy” McCallum pojawiła się na planie „Zemsty Sithów”, gdzie była asystentką. Zagrała też Jedi Bene, którą zabił Darth Vader (Obi-Wan widzi to na hologramie).

Jack Purvis zagrał wiele postaci w sadze, od Jawów, przez stwory w kantynie, Gonka, czy Teebo. Jego nastoletnia córka zaś zagrała ewoczą matkę, która trzyma w rękach dziecko.



Femi Taylor, czyli Oola z „Powrotu Jedi” ma adoptowanego brata, Benedicta Taylora, który w „Mrocznym widmie” grał jednego z pilotów Naboo – Porro Dolphe (Bravo 2).

Hilton McRea zagrał w „Powrocie Jedi” pilota A-Winga, Arvela Crynada, który rozbił się o mostek „Egzekutora”. Zaś jego żona, Lindsay Duncan podkładała głos pod TC-14 w „Mrocznym widmie”.

W „Mrocznym widmie” widzimy dwie bliźniaczki, modelki Nifę i Nishan Hindes, które grają masażystki Sebulby, Ann i Tann Gella.

Zac Jesnen i jego brat Jesse Jensen początkowo pracowali jako stolarze przy „Ataku klonów”. Jesse zaprzyjaźnił się z Mattem Sloanem, który pracował przy stworach, ale też grał Plo Koona i załatwił mu rolę Seasee Tiina w kilku sekwencjach na arenie. Zachariah zaś wylądował ostatecznie w roli Kita Fisto.



Jake Lloyd, który grał Anakina w „Mrocznym widmie” ściągnął na plan swoją siostrę Madison, która gdzieś przewija się w tle i pomagała na planie.

Dzieci z „Mrocznego widma” to także członkowie rodzin ekipy. Melee była grana przez Megan Udall, córkę Jeanie Udall, pielęgniarki na planie. Seeka zaś zagrał Oliver Walpole, syn dekoratora Petera Walpole’a.

Lucas załatwił rolę w filmie dzieciom swojego przyjaciela Francisa Forda Coppoli. Sofia Coppolla gra jedną z dworek Saché, a jej brat Roman pułkownika Cida Rushinga z sił Naboo.

Seth Green, jeden z twórców „Detours” ożenił się z Clare Grant na ranczu Skywalkera w 2010. Seth podkładał głosy w „Wojnach klonów” jako Todo 360 i Ion Papanoida. Jego żona zaś podkładała głos jako Latts Razzi.



George Lucas jednak ma do tłumaczenia się znacznie więcej. Po pierwsze jego była żona Marcia Lucas odpowiadała za montaż oryginalnych filmów. On sam pojawił się na ekranie dopiero w „Zemście Sithów”, ale jego adoptowane dzieci są widoczne częściej.

Amanda Lucas (jako Tyger) podkładała głos postaci Tey How z Federacji Handlowej w „Mrocznym widmie”. Pojawiła się też jako Diva Funquita na wyścigu podów. W „Ataku klonów” widać ją w klubie Outlander jako Adnama. Zaś w „Zemście Sithów” pojawia się w roli senator Terr Taneel w operze. Stoi tam i rozmawia z mężczyzną w zielonym ubraniu, którego gra Jason Hallikainen, prywatnie jej mąż. Postać nazwano Són Halliikeenovich. W „Wojnach klonów” na podstawie Amandy stworzono postać Che Amanwe Papanoida.

Katie Lucas zagrała postać Amee w „Mrocznym widmie” (w napisach jako Jenna Green), a także twi’lekanki Lunae Minx z klubu Outlander w „Ataku klonów” oraz Chi Eekway Papanoidę w „Zemście Sithów”. Dodatkowo napisała 14 scenariuszy do „Wojen klonów, w tym do odcinków „Brothers” czy „Sphere of Influence” w którym występuje rodzina Papanoidów.

Jett Lucas nie wystąpił w „Mrocznym widmie”. Za to zagrał padawana Zetta Jukassę w „Ataku klonów” i „Zemście Sithów”. W dodatku jego imię zainspirowało nazwę Dexter Jettster. Przypisuje mu się też udział w ostatecznym wyborze kształtu Jar Jara.

Lucas podobno załatwił rolę także swojej ówczesnej przyjaciółce Amy Allen, która zagrała między innymi Aaylę Securę. Ciekawe czy teraz rolę dostałaby Mellody Hobson?



Nawet John Williams jest umaczany. W „Powrocie Jedi”, gdy kręcono oryginalną scenę dyskotekową (Lapti Nek), pomagał mu w tym syn Joseph Williams, który wówczas współpracował z zespołem „Toto”.

Nowe epizody to dopiero pokusa, by wciskać swoich na plan. Pierwszy był J.J. Abrams, który do ról statystów zatrudnił swojego ojca i teścia (obaj mają już na koncie role statystów w „Star Trekach”). Wszystko wskazuje na to, że Carrie Fisher wciągnęła na plan swoją córkę Billie Lourd. Brakuje tylko Debbie Reynolds, czyli mamy Carrie, ale ona lansuje się jako mama księżniczki Lei w parkach Disneya. Wszystkich i tak przebił Oscar Isaac, który zaprosił swojego wujka na plan w odwiedziny, a Abrams ubrał go i kazał mu statystować.

Nowe filmy to możliwości nowych przekrętów, więc z pewnością za jakiś czas usłyszymy, że znów ktoś kogoś wciągnął do filmu.
KOMENTARZE (18)

O montażu słów parę

2015-03-17 17:22:21

MakingStarWars dotarł do mejli w które były częścią przygotowywanego wywiadu z Maryann Brandon i Mary Joe Markey na temat ich pracy jako montażystek, w szczególności oczywiście dotyczących „Przebudzenia Mocy”. Jest tu kilka informacji, które pokazują jak wygląda ten proces z ich strony.



Po pierwsze okazuje się, że J.J. Abrams osobiście nie robi pierwszego montażu. Czasem coś tam pomaga, wskazuje, ale nie jest w stanie usiedzieć przy tym. Za pierwsze cięcia odpowiadają właściwie samodzielnie montażystki. Abrams dołącza do nich by obejrzeć ich dzieło, a potem pracuje nad drugi, a czasem nawet dopiero trzecim podejściem.

Jedną z przyczyn, dla których Abrams nie jest w stanie przebrnąć przez tę pracę jest fakt, że produkuje on bardzo dużo materiału zdjęciowego. Czasem jest nawet tego więcej niż szesnaście godzin na dzień. Jest więc z czego wybierać. I tu właśnie Abrams umywa ręce, wybór ujęć w większości to dzieło montażystek. Zdaje się na nie. To bez wątpienia różni go od Lucasa, który mocno kontrolował zawsze tę cześć procesu powstawania filmu.

Sam zaś lubi montować filmy w momencie gdy już podkłada się dźwięk, w dodatku taki który jest bliski końcowej wersji (tymczasowa muzyka). Więc w Bad Robot używano starych utworów Johna Williamsa, ponieważ nowych nie ma.

J.J. nigdy nie przestaje pracować i zmieniać. Potrafi skończyć montaż i wyeksportować film jakieś 10-15 minut przed umówionym oglądaniem w studio. Tu ma podobnie jak Lucas, który także bardzo długo poprawia różne drobne rzeczy.

Ścieżka dźwiękowa od razu jest montowana w 5.1. Często zdarza się przy innych filmach, że dodaje się to potem, Abramsowi jednak zależy na jakości i robią to od razu.

Zdjęcia kręcono czterema kamerami, przez dwie niezależne jednostki.

Podczas post-produkcji J.J. utrzymuje pewien kontakt z aktorami i wysyła im kwestie do nagrania, które powstają podczas montażu i potem zastępują to co nagrano wcześniej.

Obecnie trwają prace nad najcięższymi ujęciami z efektami specjalnymi i to one są montowane. To znaczy, że montażystki dostają średnio 3-4 razy w tygodniu takie ujęcia z ILM. Są one albo już skończone, albo niewiele im brakuje do finalnej wersji.

To montażystki są strażnikami wszystkich zdjęć. Więc marketingowcy nie mają z czego wybierać, wszystko znajduje się w Bad Robot w Los Angeles. To montażystki wydzielają ujęcia do spotów telewizyjnych, zwiastunów i wszystkich innych elementów produkcji.

Jeśli jest jakaś dziura, którą trzeba zapełnić, montażystki mówią o tym J.J.owi. W ich dotychczasowej pracy (niekoniecznie nad „Gwiezdnymi Wojnami”) zdarzyło się to parę razy. Raz nawet takie ujęcie do dostawienia powstało na trzy tygodnie zanim zamknięto film.

Montażystki przyznały, że nie zawsze pracują chronologicznie. Wybierają sobie sceny tak, by czasem jednego dnia montować dialogi, a innego jakąś większą sekwencję.

Przyznały też, że montowały zwiastun zajawkowy, gdy jeszcze trwała produkcja i zdjęcia w Pinewood.

Zmieniamy temat. Analitycy już zastanawiają się nie tylko ile film zarobi, ale też ile przyniesie w pierwszy weekend. Na razie Bloomberg przewiduje, że nowi „Avengersi” powinni w tym okresie zarobić koło 217 milionów USD w samych Stanach. Liczą, że tym samym „Avengersi” poprawią wynik pierwszej części, który wynosi 207 milionów USD i jest obecnie rekordem. Bloomberg dodaje, że jeśli jakiś film miałby szansę pokonać Marvela to właśnie są to siódme „Gwiezdne Wojny”, który wchodzi w grudniu. Podobno Epizod VII ma ku temu spory potencjał.

Tymczasem Oscar Isaac i Domhnall Gleeson promują „Ex Machinę”, swój najnowszy film. Czasem są pytani o „Przebudzenie Mocy”. Isaac po raz kolejny wspominał o scenografii, mówiąc, że bardzo mu się podobało to co J.J. Abrams kazał zbudować. Dla Isaaca jako aktora była to olbrzymia frajda pracować na tym planie, wiedząc ile rzeczy tam powstał i że reżyser nie polega jedynie na grafice komputerowej. Gleeson zaś potwierdza, że Abrams to wspaniały i wyjątkowy człowiek i mówi, że włożono wiele wysiłku i miłości w to co zbudowano.
KOMENTARZE (5)

Tragedia Keiry – nie może pić!

2015-03-12 17:42:51

Tegoroczne Oskary nie były zbyt udane dla Starwarsówka. Trochę awansem trzymaliśmy kciuki za Felicity Jones, ale przepadła. Nominowana w kategorii najlepsza aktorka drugoplanowa Keira Knightley nie dość, że także nie wygrała, to jeszcze miała iście zmarnowaną imprezę. Pewnie gdyby mogła, to bawiłaby się razem z polskimi aktorkami reprezentującymi „Idę”, ale niestety nie mogła. Przez ciążę Keira musi zachowywać abstynencję, a na Oskrach, gdzie jedzenie nie ma, ale napoje alkoholowe są, w dodatku płynące strumieniami, był to dla niej wielki problem. Powiedziała nawet Ellen DeGeneres (była prowadzącą gali), że nie może się doczekać, kiedy znów będzie mogła się napić. Jak przyznała, poszła tym nawet do lekarza i zapytała go kiedy będzie mogła się znów napić! Jej mąż świetnie się bawi na takich imprezach, pije za dwóch, a Keira może co najwyżej jeść za dwóch. Pić też by chciała, a o tych jej ciągotach wiemy już od dawna. Niestety wpierw aktorka musi urodzić, a potem pewnie jeszcze wykarmić dziecko, więc musi jeszcze trochę pocierpieć.

Nie tylko dla Keiry te Oskary zakończyły się tragicznie. O ile Knightley miała jedynie zmarnowaną imprezę, to drugiej bohaterce czkawka odbijała się jeszcze przez parę dni. I to nie od picia. Lupita Nyong’o została bowiem okradziona na Oskarach! Może nie do końca na Oskarach, ale prawie można tak powiedzieć. Otóż Lupita jako jedyna aktorka z naszego Starwarsówka wyszła w tym roku na scenę, by wręczyć Oskara. W końcu jest zeszłoroczną zdobywczynią tej nagrody, a to do czegoś zobowiązuje. Lupita postanowiła przyćmić wszystkich swoją kreacją. Miała suknię Calvina Kleina wyszytą 6000 pereł. Strój był wart jakieś 150 tysięcy dolarów. Suknię zaprojektowano specjalnie dla niej, a odpowiadał za to Fransciso Costa. W środę już po ceremonii okazało się, że suknia zniknęła z pokoju hotelowego Lupity! Została ukradziona. Policję postawiono na nogi. Media zaczęły nawet się rozpisywać, że kreacja jest warta 10 milionów USD. Potem okazało się, że niekoniecznie, bo perły w większości były sztuczne... więc kosztowała z pewnością dużo mniej. No i złodziej miał problem, by upłynnić tą sukienkę. Ostatecznie zadzwonił na policję i się przyznał. Ale z pewnością Lupita na zawsze zapamięta te Oskary.

Kończymy temat Oskarów, Akademii i tak dalej. Wygląda na to, że George Lucas zapragnął być trochę jak papież Franciszek i szokować ludzi swoim zwyczajnym zachowaniem. Pojawienie się na planie dokumentu o odpadach radioaktywnych zwyczajne nie jest, cóż nie od razu Rzym zbudowano. Skoro Chicago jest już spalone, Flanelowiec poleciał do Nowego Jorku i poszedł sobie do sklepu Midtown Comics. Od razu go przyczajono i cyknięto fotkę. Ot, zwykły człowiek, który rzucił „Star Warsy” dla kobiety i teraz czasem zagląda do sklepu z komiksami.



KOMENTARZE (5)

Co się kręci w Starwarsówku?

2015-03-10 17:10:42

Zaczynamy od małego podsumowania na temat „Strange Magic” Gary’ego Rydsotrma. Mówiąc wprost animacja nie radzi sobie najlepiej. Dotychczas w USA zarobiła jakieś 12 milionów USD i właściwie na tym się skończy. W kinach w USA właściwie już dogorywa, choć ten weekend i tak był lepszy niż ostatni. Niestety nie wiemy ile tak naprawdę kosztował ten film, przez to trudno stwierdzić na ile to jest to zadawalający wynik. Niestety zainteresowanie filmem było niewielkie, więc nie wiadomo jak będą wyglądać jego dalsze losy w kontekście premier międzynarodowych.

George Lucas i Mellody Hobson, a także Sir Elton John zostali nagrodzeni na 13 corocznej „Backstage at the Geffen”. Impreza ta jest organizowana w charytatywnym teatrze Geffena, który utrzymuje się z dotacji darczyńców, a gdzie młodzi artyści nie tylko mogą stawiać swoje pierwsze kroki, ale też uczyć się zawodu. Lucas zgodnie z tym co obiecał, wciąż pompuje pieniądze w edukację.

Z końcem roku 2014 rozpoczęła się promocja filmu „Angels in Notting Hill” Michaela Pakleppy z Christopherem Lee. Nie wiadomo właściwie czy i kiedy ten film trafi do szerokiej dystrybucji, zwłaszcza, że powstawał od dawna. Zdjęcia kręcono w 2012 i 2013 w restauracjach i kafejkach w Notting Hill. Odpowiada za niego ekipa, która normalnie zajmuje się filmami dokumentalnymi. Aktorzy poza Lee w większości są amatorami bądź początkującymi, ale w rolach drugoplanowych występują też bardziej doświadczeni twórcy. To historia o ludziach, aniołach i aniołach w ludziach. Lee gra szefa wszechświata, który wysyła jedną młodą niedoświadczoną anielicę do pracy w Notting Hill.

Billy Dee Williams znów zagrał w filmie. Niestety rola nie jest duża. Chodzi o film „The Man in 3B” Treya Haleya. Daryl Graham wprowadza się do mieszkania na Jamaice (dzielnica Nowego Jorku, znana głównie dlatego, że mieszkają tam Afroamerykanie). Początkowo wszystko mu się układa z sąsiadami do momentu, w którym zostaje popełnione morderstwo.

Na Berlinale w lutym miał swą premierę film „Knight of Cups” Terrence’a Mallicka, w którym jedną z ról gra Natalie Portman. Film był jedną z najbardziej oczekiwanych premier festiwalu, ale podzielił publiczność. Podobno, część widzów nie dotrwała o końca filmu. Ci, którzy zostali po projekcji byli podzieleni na tych, co klaskali i na tych, co wybuczeli obraz. Jedni zarzucają mu nadmierny patetyzm z marnymi dialogami, drudzy uznają go za arcydzieło egzystencjalnej wagi. Amerykańska premiera jest zapowiedziana na 11 grudnia 2015, więc z pewnością o filmie jeszcze usłyszymy.

Jakiś czas temu pojawiła się plotka, że nowym Indianą Jonesem zostanie Chris Pratt. Steven Spielberg bardzo szybko zareagował i oznajmił, że jest gotów wyreżyserować 5 film z serii lub reboot, w zależności co tam decydenci w Lucasfilm i Disneyu sobie wymyślą. Oczywiście na razie kolejny „Indiana Jones” ma dokładnie ten sam problem co wcześniej, czyli brak scenariusza. Inną sprawą jest to, że Chris Pratt przyznał niedawno, że plotka plotką, ale nikt się z nim w tej sprawie nie skontaktował. Kto wie, może faktycznie wróci jeszcze Harrison Ford?
Znamy już oficjalny tytuł filmu Spielberga o zimnej wojnie, który był kręcony między innymi we Wrocławiu. Brzmi on „Bridge of Spies”. Potwierdzono też coś, co właściwie było praktycznie pewnikiem, John Williams skomponuje do niego muzykę. Będzie to 27 wspólne dzieło Spielberga i Williamsa.
Steven zaś znów zaczyna szukanie nowego projektu i znając życie pewnie trochę to potrwa. Jak zwykle na horyzoncie widać nowe. Tym razem jest to „It’s What I Do: A Photographer’s Life of Love and War”, który ma być ekranizacją wspomnień cenionej fotoreporterki Lynsey Addario. Rozpoczęła ona swoją karierę po 11 września 2001, gdy otrzymała zlecenie by relacjonować amerykańską interwencję w Afganistanie. Potem robiła zdjęcia w Iraku, Darfurze, Kongo i Haiti. W 2011 została porwana wraz z czteroma innymi dziennikarzami przez libańską armię, ostatecznie wszystkich uwolniono. W rolę Lynsey miałaby się wcielić Jennifer Lawrance („Igrzyska śmierci”).

Harrison Ford jednak wraca do roli Ricka Deckarda. Zdjęcia do sequela „Łowcy androidów” ruszą latem 2016. Scenariusz bazuje na pomyśle Ridleya Scotta, a napisali go Hampton Fancher (współscenarzysta oryginału) i Michael Green. Reżyserią zajmie się Denis Villenueve („Labirynt”). Akcja ma się dziać kilkadziesiąt lat po oryginale, ale nie wiadomo które z zakończeń filmu zostanie uznane za kanoniczne. Samego Forda zobaczymy w maju w „Wieku Adaline”. Niedawny wypadek Forda nie powinien mieć wpływu na jego pracę.

Trwają zdjęcia do filmu „A Monster Calls” z Liamem Neesonem w roli potwora. Premiera filmu jest zaplanowana na drugą połowę 2016. Według obecnych informacji będzie to historia o tym jak chłopiec prosi trzy potwory o pomoc, gdyż jego mama jest śmiertelnie chora. W roli mamy wystąpi Felicity Jones (być może zobaczymy ją w spin-offie). W pozostałych rolach zobaczymy Sigourney Weaver, Geraldine Chaplin, Toby’ego Kebbella.
Obecnie pojawiają się w sieci zdjęcia do filmu „Nocny pościg” (Run All Night), który w polskich kinach będziemy mogli oglądać już 17 kwietnia.

Gary Whitta dostał zielone światło na napisanie kolejnego scenariusza. Zobaczymy, czy tym razem coś z tego wyniknie, bo projektów ostatnio miał sporo, ale są problemy z ich domknięciem. Tym razem ma to być remake filmu SF „Ostatni gwiezdny wojownik” z 1984.

Simon Pegg dołączy do grona scenarzystów „Star Trek 3”. Scenariusz będzie pisany praktycznie od początku, Pegg podobno dostał wskazówki od J.J. Abramsa. Na razie dowiedzieliśmy się za to, że Pegg miał jeszcze większą rolę w piątym „Mission: Impossible” i tym razem brał udział też w scenach akcji. Zwiastun i promocja filmu powinna rozpocząć się niebawem.

J.J. Abrams natomiast został producentem biografii Thomasa Edisona dla Paramountu. Temat na Edisona jest ostatnio modny, więc nie jest to jedyne podejście do tematu. Na razie nie wiadomo, czym będzie się on różnił od innych. Poza Abramsem prawdopodobnie udział w projekcie będzie brać Bryan Burk i Bad Robot. Zresztą projektów wspólnych będzie więcej Paramount przedłużyło umowę o współpracy z Bad Robot.

Domhnall Gleeson pracuje na planie „The Revenant” nagrodzonego w tym roku Oskarem Alejandro González Iñárritu. Jest to luźna adaptacja powieści Michaela Punke’a, której akcja rozgrywa się w XIX wieku. Hugh Glass (w tej roli Leonardo DiCaprio) podczas polowania zostaje zaatakowany i poważnie raniony przez niedźwiedzia. Wynajmuje dwóch mężczyzn by mu pomogli wrócić do domu, ci jednak widząc, że Glass niedługo umrze, okradają go i zostawiają na pastwę losu. Tyle, że Glass nie umarł i potem się mści. W filmie występują też Tom Hardy i Will Poulter.

Joel Edgerton natomiast był brany pod uwagę do roli Ricka Flagga w „Suicide Squad”, ostatecznie jednak rola ta przypadła Joelowi Kinnamonowi.

Rose Byrne dołączyła do obsady „X-Men: Apocalypse” z Oscarem Isaaciem w tytułowej roli. Byrne wcieli się w rolę Moiry MacTaggert, którą grała już wcześniej w „X-Men: Pierwsza klasa”. Za scenariusz i produkcję odpowiada między innymi Simon Kinberg. Rose powróci też w sequelu „Sąsiadów”, których premiera została zapowiedziana na 13 maja 2016.

Kinberg wraz Joshem Trankiem zaczyna też promować „Fantastyczną czwórkę”. Otóż obaj przyznali, że mocno zainspirowała ich twórczość Davida Cronenberga (niedoszły reżyser „Powrotu Jedi”).

Los uśmiechnął się też do Sama Witwera (Galen Marek, Darth Maul w „Wojnach klonów”). Jest obecnie jednym z kandydatów do głównej roli w nowej wersji „Kruka”.

Ruszyły zdjęcia do filmu „90 Minutes in Heaven” z Haydenem Christensenem w roli głównej. Film napisał i reżyseruje Michael Polish, jest to adaptacja książki Dona Pipera, który miał wypadek samochodowy. Stwierdzono zgon, jednak po półtorej godziny Don wrócił do życia mając wspomnienia życia pozagrobowego, Nieba. Hayden wcieli się w rolę Pipera.

Kiedyś pisaliśmy o tym, że Ewan McGregor ma zagrać w Amerykańskiej sielance (American Pastoral) w reżyserii Philipa Noyce’a. Okazuje się, że Noyce wypadł z projektu, a jego miejsce zajął McGregor. Będzie to jego debiut reżyserski. Poza McGregorem w filmie grają Dakota Fanning i Jennifer Connelly.
Póki co mamy pierwsze zdjęcia z filmu „Last Days In the Desert”, gdzie Ewan grać będzie zarówno Szatana jak i Jezusa.

Samuel L. Jackson natomiast negocjuje rolę w filmie Tima Burtona „Osobliwy dom pani Peregrine”. Spekuluje się też, co dalej z rolą Nicka Fury’ego w filmach Marvela. Podobno Jacksonowi zostały jeszcze dwa zakontraktowane występy. Czy będzie nowy kontrakt z Jacksonem, czy wymiana aktora, czy śmierć postaci, póki co nie wiadomo. Obecnie trwają zaś zdjęcia do „The Hateful Eight” Quentina Tarantino, w którym Jackson gra jedną z ról.

Mel Brooks w „Kosmicznych jajach” żartował sobie, ze nakręci kiedyś sequel „Spaceballs 2: The Search For More Money”. Reżyser próbował potem choćby serialu, ale w końcu po latach wygląda na to, że na poważnie myśli o drugiej części serii. Na razie brak szczegółów, ale podobno zależy mu na ściągnięciu jak największej ilości osób z oryginalnej obsady. Czy projekt wyjdzie poza spekulacje, nie wiadomo?

Raczej nie piszemy tu o serialach, zwłaszcza animowanych, tym razem jednak chyba trzeba zrobić wyjątek. Otóż Disney tym razem postanowił nie przerabiać Lucasfilmu na modłę Marvela, ale zrobić dokładnie na odwrót. Po sukcesie oglądalności „Rebeliantów” zdecydowano zrobić serial animowany „Guardians of the Galaxy”, w formie oczywiście podobnej do „Rebeliantów”. Jeszcze ciekawsza jest obsada bo to Kevin Michael Richardson (Jabba i kilka innych ról w „Wojnach klonów”) jako Grot, Vanessa Marshall (Hera) jako Gamora oraz James Arnold Taylor jako Yondu i Cosmo.
KOMENTARZE (0)

„Tron we krwi” i „Gwiezdne Wojny”

2015-03-04 05:33:01 oficjalna



Akira Kurosawa to bardzo ważny twórca, którego dzieła dość mocno oddziaływały na George’a Lucasa, kształtowały i inspirowały go. Kiedyś pisaliśmy o wpływie Ukrytej fortecy czy pośrednio Siedmiu samurajów na sagę. Pisaliśmy też o Sobowtórze wyprodukowanym przez Lucasa a nakręconym przez Akirę, a także o Zbłąkanym psie, który raczej inspirował Filoniego. Dziś kolejne wielkie dzieło Akiry Kurosawy – „Tron we krwi” (jap. Kumonosu-jô – co znaczy mniej więcej tyle co Zamek Pajęczej Sieci), które Bryan Young wziął w swoje obroty.

Filmy Akiry Kurosawy były bardzo istotnym źródłem inspiracji dla George’a Lucasa, gdy pracował nad „Gwiezdnymi Wojnami”. Dziś zajmiemy się wpływem klasycznego „Tronu we krwi” z 1957.

W „Tronie w krwi” Kurosawa opowiada na nowo szekspirowską tragedię Makbeta, osadzoną w erze samurajów. W roli głównej występuje Toshiro Mifune jako Washizu, generał, któremu przewidziano, że zostanie władcą Zamku Pajęczej Sieci (początkowo aktor ten miał zagrać rolę Obi-Wana Kenobiego). Jego żona nalega, by przyśpieszył spełnienie się proroctwa, zabijając władcę i zajmując jego miejsce, ale paranoja i zło przejmują nad kontrolę nad głównym bohaterem, a jego rządy kończą się krwawo.

Główną postać poznajemy w lesie zanurzonym w mgle, co tworzy mistyczną wizję, przypominającą trochę powierzchnię Dagobah. To właśnie tu powiedziano Washizu, że pewnego dnia zostanie władcą i będzie rządził samodzielnie, zjawa, która przekazała mu tę informację, znika w tajemniczy sposób, gdy tylko kończy mówić.

Gra aktorska Haydena Chrsitensena jako Anakina z pewnością przywołuje przemyślną frustrację i paranoję Mifune z „Tronu we krwi”. Przywołuje on uczucie bezsilności w obliczu przepowiedni, na którą może lub nie może mieć szansę w jakiś sposób wpłynąć, niezależnie czy jest to przepowiednia o wybrańcu, śmierci Shmi Skywalker czy potencjalnej straty Padme. Motywy przepowiedni są bardzo istotne w prequelach i przebijają przez pychę Palpatine’a w późniejszych (chronologicznie) epizodach „Gwiezdnych Wojen”.

Inny istotny aspekt tego filmu, który można znaleźć w mitologii Sithów to zamordowanie mistrza rękoma ucznia i zajęcie jego miejsca. Sithów ogarnęła paranoja, że mogą być zabici przez swoich podwładnych, a film Kurosawy jest zobrazowaniem tych lęków. Wiele książek „Star Wars” z linii Legend, w tym Darth Plagueis wykorzystuje te lęki i nudności tak, by wykorzystać te straszliwe decyzje, uzyskując najlepszy efekt przy opowiadaniu historii o Sithach.

Ale chyba ten najbardziej wspólny ciężki moment między „Tronem we krwi” a „Gwiezdnymi Wojnami” to wybór głównego bohatera. W „Tronie we krwi” postać Mifune dowiaduje się, że może zabić swojego pana, by ratować swoje własne życie, lub pozostać lojalnym i mieć nadzieję, że go nie zabiją. Ten strach spowodowany dylematem jest powielony w „Zemście Sithów” w wyborach Anakina, gdy ten musi wybierać między tym czy pomóc Palpatine’owi, czy Mace’owi Windu. Po tym jak już Anakin dokonał wyboru, na jego twarzy maluje się agonia, pęka mu serce i to powiela problemy przez które przechodzi Mifune, po zamordowaniu swojego pana i popełnianiu przestępstwa za przestępstwem w celu usprawiedliwienia własnych działań.

W „Tronie we krwi” dwóch generałów zamordowanego przywódcy, czyli postać Mifune – Washizu i Akira Kubo – Miki, muszą też odnaleźć się w nowej, dziwnej sytuacji, zwłaszcza, że łączyła ich wieloletnia przyjaźń. Ich relacja z braterstwa zmienia się w zemstę i zdrady subtelnie ukazywane w sposób bardzo podobny jak widzieliśmy przebieg relacji Anakina i Obi-Wana w prequelach.

Łącząc „Makbeta” z „Tronem we krwi”, „Zemsta Sithów” może być jednym z najbardziej szekspirowskich filmów „Star Wars”, tragedią zarówno dobrze napisaną, jak i bolesną.

Dla tych, którzy byliby zainteresowani obejrzeniem tego filmu, nie ma on ratingu w USA (w kanadzie ma G, a Wielkiej Brytanii PG). Jest on straszny i przepełniony niepokojem i paranoją. Choć film jest pełen przemocy, jest ona pozbawiona krwi. Film jest po japońsku i ma tylko angielskie napisy, więc widz musi czytać umiejętnie szybko, by móc się nim cieszyć, ale to arcydzieło, które często przyćmiewa inne, bardziej znane prace Kurosway. Obejrzałem go z moimi dziećmi przygotowując się do tego artykułu, a je ujęła przyjaźń w stylu Obi-Wana i Anakina, która przebija się z tego filmu.

To nie jest najlepszy film Kurosawy, ale z pewnością jeden z największych i bez wątpienia wartych obejrzenia.


KOMENTARZE (7)

Plotki o "Rebels" #30

2015-02-26 23:06:03 Różne

Kampania marketingowa dotycząca "Fire Across the Galaxy", ostatniego odcinka pierwszego sezonu "Rebeliantów", pracuje pełną parą. Zaledwie dwa dni temu dostaliśmy dwie krótkie reklamy, teraz nadszedł czas na pełen zwiastun. Prócz samych scen ciekawe jest tam zdanie, które pada pod koniec: "Who will fall?" ("Kto upadnie?"). Fani "The Clone Wars' pewnie pamiętają, że było to jedno z haseł reklamujących sezon piąty, w którym faktycznie wiele postaci zakończyło swój żywot. Tutaj możecie zobaczyć fanowską przeróbkę plakatu, stylizowaną na "Rebels", a w tym miejscu analizę zwiastuna. Tymczasem zapraszamy do oglądania.



W ostatnim "Rebels Reconie" ekipa zaznacza, że pakt, który Ezra zawarł z Vizagiem, będzie miał swoje konsekwencje w przyszłości - zwłaszcza teraz, gdy Devaronianin wie, że Kanan jest Jedi, a przecież za ich głowę Imperium wyznaczyło nagrody. Pablo zaznacza, że Cikatro jest z całą pewnością niegodny zaufania. Jeśli ciekawi Was los imperialnego droida komunikacyjnego - wedle Filoniego po upadku na równiny Lothalu prawdopodobnie w końcu wyczerpała mu się bateria. W tym tygodniu mamy aż dwa pytania: po pierwsze, dlaczego Jedi są traktowani jak mity, skoro nie wyginęli tak dawno. Hidalgo odpowiada, że podczas wojen klonów było ich około 10 tysięcy, co w skali całej galaktyki nie jest wielką liczbą, więc większość zwykłych osób nigdy nie widziała ich na oczy, przez co łatwo im zapomnieć lub przestać wierzyć, do czego zresztą przyczyniła się propaganda Imperatora. Drugie pytanie brzmi: kim dla Hery jest Cham Syndulla z TCW. Odpowiedź brzmi: ojcem. Kłóci się to z informacjami z NYCC, gdzie powiedziano, że był jej wujem. Oficjalna twierdzi, że ktoś na panelu się pomylił, ale być może było to świadome działanie - to pytanie padało już wielokrotnie na Twitterze, ale odpowiedziano na nie dopiero teraz, gdy już całkiem niedługo jest do premiery książki "Lords of the Sith" Paula Kempa, w której pojawi się postać buntownika z Ryloth.



Na Oficjalnej ukazała się pierwsza część wywiadu z Filonim, który podsumowuje pierwszy sezon serialu. Producent powiedział, że na początku, gdy "Wojny klonów" zbliżały się ku końcowi, a nowy serial dopiero powstawał, był pomysł, aby ukazać w nim grupę uciekających padawanów. On sam chciał tym razem przedstawić osoby nie obdarzone Mocą i zrobić serial wyłącznie o pilotach, ale najwięcej głosów zebrała idea Carrie Beck, która zaproponowała serial w stylu "Drużyny A". Filoni po raz kolejny powiedział, że wszystkiego nauczył się od Lucasa, który przekazał mu, aby patrzeć na "Gwiezdne Wojny" jako całość. Ważne dla niego jest zachowanie otwartego umysłu - dlatego Sabine została artystką, czyli kimś, kogo jeszcze w filmach nie było. Dave zaprezentował też kilka prac koncepcyjnych: ta z lewej jest datowana na 2013 rok i była pierwszą, którą stworzył na potrzeby "Rebeliantów". Chopper ma na niej kopułę i niedopasowane nogi. Na drugim z kolei Kanan był blondynem ze sztucznym ramieniem, Zeb Ithorianiem, a Hera młodsza i nosiła w sobie wiele z postaci Sabine, której jeszcze nie wymyślono. Filoni powiedział też jak zmieniają się odcinki podczas procesu produkcji: przykładowo, w jednej z wcześniejszych wersji scenariusza Vizago miał próbować pochwycić Ezrę i Kanana w Świątyni.



Billy Dee Williams udzielił też wywiadu dla Cinelinx. Powiedział, że powrót do roli Landa nie był zbyt trudny, ponieważ zasadniczo identyfikuje się ze swoją postacią, a granie jego młodszej wersji też nie było niczym wymagającym wysiłku, bo ciągle czuje się dzieckiem. Zapytano go, czy miał jakieś nieprzyjemności w związku z kolorem swojej skóry (co ma związek z rasistowskimi uwagami na temat Johna Boyegi, które niektórzy zaczęli głosić po premierze teasera "Przebudzenia Mocy"), ale odparł, że nigdy nic takiego się nie zdarzyło, bo wszyscy od razu pokochali jego postać, a on sam nie ocenia bohaterów na podstawie ich wyglądu. Co ciekawe, aktor zasugerował, że Lando być może pojawi się w kolejnych filmowych epizodach, choć niekoniecznie w siódmym (tak samo jak nie ma go w czwartym).

Z innych wieści: dzięki Brentowi Friedmanowi dowiedzieliśmy się, że do ekipy scenarzystów "Rebeliantów" dołączył Matt Michnovetz, odpowiedzialny w "The Clone Wars" za akty o Cytadeli i Umbarze. Ciekawą rzecz związaną z serialem można kupić na Amazonie: jest to drama audio na podstawie "Iskry rebelii" w języku niemieckim. Podobne były dostępne podczas emisji "The Clone Wars", jednak nie doczekały się anglojęzycznej wersji. Płyta kosztuje niecałe 6,50 funtów.

Zapraszamy do dyskusji na forum.
KOMENTARZE (12)

Zmiany w Lucasfilmie

2015-02-20 17:22:13

Obecna prezes Industrial Light and Magic została awansowana na nowego dyrektora generalnego Lucasfilmu. Brennan przez 16 lat zarządzała ILM. Teraz będzie nadzorować wszystkie działania operacyjne Lucasfilmu, ILM i Skywalker Sound. Będzie bezpośrednio raportować do Kathleen Kennedy oraz prezesa Walt Disney Studios Alana Bergmana (on podlega bezpośrednio Alanowi Hornowi). Jak zapewnia sama Lynwen w jej kompetencjach będzie pilnowanie komunikacji i współpracy zarówno między podmiotami Lucasfilmu jak i partnerami zarówno w Disneyu jak i poza tą organizacją. Ma też zapewnić, że kluczowa marka („Gwiezdne Wojny”) znajduje się na właściwej drodze w długoterminowej strategii i wizji firmy. Jak sama twierdzi, Lucasfilm i Kathneen Kennedy mają w Disneyu bardzo dużą autonomię.

Kennedy dodaje, że przyśpieszają produkcję telewizyjną, filmową, gier oraz parków tematycznych. Lynwen ma się zająć działalnością operacyjną. Niektóre źródła sugerują, że ruszy się tu coś z serialami (może i aktorskim) czy rewitalizacją „Indiany Jonesa” (reboot lub tylko zmiana aktora).

Brennan twierdzi, że Lucasfilm nie jest już tylko firmą produkującą filmy, czy bazującą na jednej franczyzie. Są odpowiedzialni za dziedzictwo George’a Lucasa, w tym „Gwiezdne Wojny”, które znaczą bardzo wiele dla ludzi na całym świecie. To wymaga upewnienia się, że wybory związane z przyszłością są odpowiednie tak dla marki jak i fanów.

Trwają obecnie poszukiwania na miejsce Brennan w ILM, choć póki co będzie ona nadzorować wiele projektów. Wciąż będzie związana z ILM ale już na innym poziomie.

To właśnie Brennan w dużej mierze odpowiada za otwarcie filii ILM poza granicami Stanów (Londyn, Singapur, Vancouver), czy wynajmowanie podwykonawców z Indii (Prime Focus) czy Chin (Base FX). Dzięki temu obniżyła zarówno koszty jak i znalazła sposób na rosnące podatki. Jednocześnie główna siedziba ILM pozostała w San Francisco, podczas gdy niektóre firmy z branży wyniosły się już z Kalifornii, czy nawet USA. ILM obecnie ma przed sobą złote lata, bo przez co najmniej najbliższą dekadę ma zapewnioną pracę nad nowymi „Gwiezdnymi Wojnami” czy filmami Marvela.

Brennen podkreśla, że Lucasfilm pozostanie w San Francisco.
KOMENTARZE (2)

Apple i kolejne plotki o Epizodzie VII

2015-02-17 06:58:52

Chyba najważniejsza wiadomość ostatnich dni to oczywiście obecność J.J. Abramsa i Kathleen Kennedy na Star Wars Celebration Anaheim. To właśnie z nimi będzie pierwszy panel na konwencie (16 kwietnia). Oficjalna przypomniała, że ostatnio (to jest na Celebration Europe II Kennedy ogłosiła udział Johna Williamsa w „Przebudzeniu Mocy”, teraz też ten dzień ma się zapisać w pamięci pokoleń. O tym, że może być tam zwiastun pisaliśmy w grudniu. Natomiast będzie to jedna z czterech ważnych imprez w tym roku, na których mogą pojawić się nowe informacje o kolejnych filmach (pozostałe to 4 maja, San Diego Comic Con i D 23). W sieci nie brakuje też złośliwych komentarzy, niektórzy twierdzą, że jedyne co zdradzą Abrams i Kennedy to plakat. Bardziej pozytywnie nastawieni komentatorzy liczą natomiast nie tyle na zwiastun, co na jakieś krótkie, ale już ukończone fragmenty filmu. Zwiastun oczywiście swoją drogą także. Do Celebration pozostały już niecałe 2 miesiące, więc szybko się przekonamy, kto miał rację.

Inna ciekawostka dotyczy firmy Apple, a dokładniej Jony’ego Ive’ego, czyli legendarnego już projektanta i twórcy wzornictwa Maców, iPodów, iPadów i całej rodziny produktów Apple’a. Otóż jakiś czas temu, jeszcze przed zdjęciami Jonathan Ive poszedł sobie z J.J. Abramsem na obiad i rozmawiali o wzornictwie w „Gwiezdnych Wojnach”. Nowych. Ive twierdzi, że sugerował Abramsowi, że miecze świetlne powinny być bardziej prymitywne i „analogowe”. Być może był jednym z tych, którzy zasugerowali wygląd miecza z jelcem Kylo Rena.

Jeśli komuś nie podoba się to, że polska premiera „Przebudzenia Mocy” jest przesunięta o tydzień, to niech spróbuje postawić się w sytuacji Włochów. Im kazano czekać aż do 5 stycznia 2016. Oczywiście protestują, ich petycję można podpisać tutaj. Widać George Lucas rozpieścił fanów swoimi ogólnoświatowymi premierami. Dla przypomnienia, „Atak klonów” był pierwszym dużym filmem, który miał tak szeroką dystrybucję na całym świecie. No i to Lucasfilm w polskim przypadku nalegał na to, by premiera II Epizodu odbyła się w maju jak w większości świata, a nie w sierpniu jak początkowo chciał polski dystrybutor.

Harrison Ford natomiast okazał się być jasnowidzem z pewnego punktu widzenia. Otóż w sieci znaleziono fragment programu BBC z 1980 pt. „The Risk Business”, w którym Ford opowiada o zdjęciach do „Imperium kontratakuje” i mówi, że największym ryzykiem jest uszkodzenie sobie kostki. W klasycznej trylogii jak widać nic takiego nie miało miejsca, za to przewidział swój wypadek w sequelach. Fragment programu można zobaczyć tutaj.

Na MakingStarWars pojawiły się opisy strojów głównych postaci, przede wszystkim klasycznych. Nie wiadomo na ile można wierzyć w te rewelacje, bo różnie z nimi bywało. Natomiast ktoś pokusił się o to, by w oparciu o ich opisy zrobić zarys stroju Lei. Rysunek poniżej, dla poglądu.



Inna rewelacja tego serwisu to podobno na jednej z inskrypcji które tłumaczono z Aurebesh była informacja, że jedna z postaci to Tarkin. Dokładniej major Tarkin. Czy to tylko gra słów, nawiązanie, czy coś więcej, oczywiście na razie nie wiadomo. Raczej założono, że to postać. Pojawiły się trzy teorie, kto mógłby grać nowego Tarkina. Jedna to Gwendoline Christie, druga i tu jest ciekawie Domhnall Gleeson. Poprzednie wieści sugerowały, że może być on potomkiem jednej ze znanych postaci. Być może trochę innej niż się wszyscy spodziewali. Poniżej porównanie Domhnalla i Petera Cushinga.



Trzecia teoria mówi, że potomek Tarkina pojawi się w filmie, ale bardziej na zasadzie smaczku i nie jest to żaden z głównych aktorów.

O tym, że w filmie występuje Greg Grunberg, wiemy już od września, a spodziewaliśmy się od lutego 2013. Jednak okazuje się, że znajomy Abramsa, który grywa ogony w jego filmach, tym razem miał trochę większą rolę. To co istotne to fakt, że Grunberg spędził na planie „Przebudzenia Mocy” aż 6 tygodni o czym sam poinformował w jednym z wywiadów. Zatem jest szansa, że tym razem więcej osób zauważy go w kinie, a może nawet usłyszy.

Mark Hamill natomiast w jednym wywiadów porównał sposób reżyserii George’a Lucasa i J.J. Abramsa. Wcześniej powiedział kiedyś, że Lucas nie jest reżyserem aktorów, teraz był trochę łagodniejszy. Twierdził, że George działa jako reżyser bardzo instynktownie i stara się dobrać aktorów tak, by rozumieli rolę. Dobrze to było widać choćby w „Amerykańskim graffiti”, gdzie jedną z ról grał Ron Howard, który kariery aktorskiej nie zrobił, został reżyserem. Ale idealnie pasował do tamtej roli i doskonale wiedział jak ją grać, był w niej bardzo autentyczny, pomimo braku wsparcia ze strony Lucasa. George wierzy, że aktorzy sami wiedzą jak odnaleźć się w danej roli, więc niewiele im mówi. J.J. natomiast to pierwsze pokolenie filmowców, którzy dorastali na „Gwiezdnych Wojnach”. Patrzy też na filmy z innej perspektywy, jest przez to jakby bardziej obecny i zaangażowany na planie. Za to Abrams, przynajmniej w przypadku Hamilla nie użył ulubionego zwrotu Lucasa, którym ten pouczał aktorów – „szybciej i bardziej intensywnie”.
KOMENTARZE (8)

P&O 110: Co się stało ze sceną, w której C-3PO dostawał swoje okrycie?

2015-02-15 07:58:22



Nie wszystko, co pojawia się w zwiastunach, zdjęciach promocyjnych czy nawet udostępnionych przed premierą filmu scenach trafia ostatecznie do kin. To pytanie właśnie dotyczy takich wątpliwości.

P: Zdaje mi się, że pamiętam scenę w której Padmé nakłada na C-3PO jego nową obudowę, a Anthony Daniels operował kukiełką nagiej wersji Threepia. Czy miałem zwidy, czy wycięto tę scenę?

O: Scena w której C-3PO zdobywał swoją nową powłokę stała się ofiarą ostrych cięć w filmie zarządzonych przez George’a Lucasa. Znajdowała się ona nie tylko w oryginalnym scenariuszu, ale też nakręcono ją. Według niej, gdy Anakin i Padmé przybyli do domostwa Larsów przywitał ich szkielet C-3PO, który zaprowadził ich do miejsca, gdzie spotkali Larsów. A gdy Anakin odleciał poszukiwać matki, Padmé nie mając nic do roboty, odnalazła Threepia w garażu. Znalazła tam też okrycie i zaczęła je montować. Patrząc na czas filmu, Lucas wpierw wyciął tę scenę, a potem uznał, że C-3PO nagle pojawia się w filmie bez żadnego wytłumaczenia w metalowej okrywie. Kazał więc nakręcić sceny z nim na niebieskim ekranie i zastąpił nimi kukiełkę we wcześniejszych ujęciach.
A że ta zmiana została dokonana dopiero jesienią roku 2001, to okazało się, że niektórzy oczekiwali już poprzedniej wersji. Wcześniej C-3PO bez pokrywy został pokazany publicznie zarówno w dokumentach sieciowych na oficjalnej, jak i krótkim dokumencie dołączonym do wydania VHS klasycznej trylogii (dokładnie na kasecie z Nową Nadzieją) z roku 2000. Na dodatek Steve Sansweet w roku 2001 pokazywał ten urywek w swoim wykładzie „Star Wars:Connections” na różnych konwentach w USA.
W Expanded Universe znalazło się wyjaśnienie okrycia C-3PO, dokonała tego Shmi, już po tym jak Anakin odleciał, niejako w cichej rezygnacji, że jej syn nigdy nie powróci.

K: Fani też to zauważyli sami. Pisaliśmy o tym choćby tutaj.
KOMENTARZE (2)
Loading..