TWÓJ KOKPIT
0

Epizod II: Atak klonów :: Newsy

NEWSY (922) TEKSTY (65)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

P&O 131: Dlaczego Jango zgodził się, by go sklonowano?

2015-07-12 08:24:37



Kolejne pytanie wymagające tłumaczenia „Ataku klonów”. Tym razem redaktorzy oficjalnej w odpowiedzi wspierali się obecnie już legendarnym EU.

P: Dlaczego Jango Fett zgodził się, by go sklonowano, mimo że wojska stworzone z jego DNA walczyły przeciw Separatystom?

O: Jango nie był politykiem. Nawet nie obchodziły go spory Republiki z Separatystami. Jak większość łowców nagród, kierowała nim niebezpieczna kombinacja chciwości i zemsty. Fett został sowicie wynagrodzony za swe usługi, gdy Tyranus go zwerbował, dodatkowo zaoferował mu możliwość odwetu na Jedi.

Gdy Obi-Wan spytał się Jango, czy zna Sifo-Dyasa, mistrza Jedi podejrzanego o zamówienie armii klonów, Fett stwierdził, ze nigdy o nim nie słyszał. Zgodnie ze scenariuszem, Jango mówił prawdę. A Taun We dodaje Obi-Wanowi, że Sifo-Dyas kazał im oczekiwać Janga. A gdy ten się pojawił, tak jak zapowiedział mistrz Jedi, zajęli się nim w sekrecie, zgodnie z oczekiwaniami.

Więc Fett nawet nie wiedział, że armię zamówili Jedi, a by było jeszcze zabawniej w komiksie Jango Fett: Łowy Jango jest wynajęty przez Tyranusa, który obiecał mu szansę odegrania się na Jedi za śmierć mandaloriańskich wojowników. A tą bitwą dowodził nie kto inny, jak właśnie Dooku.
KOMENTARZE (6)

Tropami Gwiezdnych Wojen – Plac Hiszpański, Sewilla

2015-07-01 07:15:20

Rozpoczyna się sezon wakacyjny, więc warto pomyśleć o wyjazdach. W tym roku przygotowaliśmy kilka relacji z odwiedzonych lokacji. Będą się one ukazywać w latem. Na początek miejsce, gdzie stosunkowo łatwo dotrzeć, plac Hiszpańki w Sewilli w Hiszpani, znany nam bardzo dobrze z „Ataku klonów”.

Relację można przeczytać tutaj.



Przypominamy, że dostępne są u nas relacje z wypraw do innych lokacji Star Wars:
KOMENTARZE (3)

Ray Harryhausen i „Gwiezdne Wojny”

2015-06-30 07:19:52 oficjalna



Tym razem Bryan Young zajął się filmem „Siódma podróż Sindbada” (The 7th Voyage of Sindbad) Nathana Jurada. Dziś ten film jednak jest najbardziej pamiętany zupełnie z innego względu. Miał on bardzo istotny wpływ na historię efektów specjalnych i uchodzi za jedno z najważniejszych dzieł Raya Harryhausena. I to właśnie jego wpływem na sagę dziś się zajmiemy.

Dla wielu filmowców Ray Harryhausen to jedno z najważniejszych nazwisk w przemyśle filmowym. Był on pionierem poklatkowych efektów specjalnych, przez co zajmuje szczególnie miejsce w historii inspiracji „Gwiezdnych Wojen”. Był znany z wielu filmów, ale prawdopodobnie najważniejszy to pochodzący z 1958 „Siódma podróż Sinbada”, pierwszy film w którym użyto poklatkowych efektów specjalnych, nakręcony w kolorze.

Wiedziałem, że ten film jest ważny dla historii kina, ale nie zdawałem sobie sprawy z jego wagi dla „Gwiezdnych Wojen” aż do wywiadu który przeprowadziłem z Philem Tippettem na potrzeby podcastu „Full of Sith”. To był film, który zainspirował Tippetta, by wszedł w biznes filmowy, a jego wkładu w „Gwiezdne Wojny” nie można pominąć. Phil był jednym z kluczowych artystów, którzy stworzyli holoszachy widziane w „Nowej nadziei”. On był człowiekiem stojącym za techniką poklatkową, która przywołała do życia tauntauny i AT-AT w „Imperium kontratakuje”. On też sterował głową rancora w „Powrocie Jedi”.



Nic z tego by nie powstało, gdyby nie poszedł obejrzeć w 1958 klasycznej „Siódmej podróży Sindbada”. Ten obraz opowiada historię Sindbada żeglarza. Zmierzał do Bagdadu, by ożenić się z księżniczką Parissą, która została zmniejszona przez złego czarnoksiężnika imieniem Sokurah. Sokurah mówi Sindbadowi, że jeśli ten będzie towarzyszył mu w wyprawie na zamieszkałą przez potwory wyspę Colossa, odzyska swoją magiczną lampę i będzie w stanie przywrócić księżniczce jej normalną wielkość. Na Colossie Sindbad i jego załoga walczą z cyklopowymi bestiami, Rokiem, Smokiem, szkieletami i cała masą innych potworów stworzonych w technice poklatkowej.

To była wspaniała zawadiacka przygoda w duchu „Flasha Gordona” czy „Robin Hooda” z fantastycznymi efektami, w dodatku w kolorze. Nic dziwnego, ze zainspirowało to siedmioletniego Phila Tippetta, by zainteresować się tworzeniem animacji poklatkowych, a to postawiło go na drodze by zostać w 1975 zatrudnionym przez George’a Lucasa do stworzenia figur na planszy do dejarika.

Zarówno technika animacji poklatkowej jak i gigantyczne potwory „Siódmej podróży Sindbada” stanowiły bezpośrednią inspirację dla „Gwiezdnych Wojen” w kliku miejscach. Podobieństwa są widoczne zarówno w potworach w „Powrocie Jedi” czy „Ataku klonów” (w szczególności reek), a monstrami w klasyce Harryhausena.

Muzykę filmu prześlicznie skomponował Bernad Herrman, który przepełnił filmową fantastykę klasyką, tym typem emocji muzyki filmowej który mógłby zainspirować George’a Lucasa, by znaleźć Johna Williamsa. John Williams wiele razy ciepło wypowiadał się o dziełach Herrmana i wiele razy dyrygował niektóre z jego najbardziej znanych utworów na koncertach.

Ale oglądając ten film i nawet ignorując potwory jak i walki na miecze, fani „Star Wars” znaleźliby jeszcze jedno nawiązanie, zapożyczone przez odległa galaktykę. Po tym jak Sindbad walczy ze szkieletami na wierzchołku okrągłych schodów prowadzących donikąd, jest w stanie uciec wraz z księżniczką. Nieszczęśliwie dla niego zły Sokurah używa swojej magii i niszczy most którym mogliby uciec. Dżin z magicznej lampy, który się pojawia, daje Sindbadowi sznur. Z księżniczką przytuloną do niego Sindbad przelatuje nad przepaścią w podobny sposób jak Luke z Leią na Gwieździe śmierci.

Dla tych, których zainteresował ten film, to ma on rating G, czyli nadaje się dla wszystkich. Obejrzałem go ponownie z moim 12-letnim synem specjalnie na potrzeby tego artykułu, syna zachwyciły efekty specjalne jak tylko się dowiedział kiedy film stworzono. Z pewnością jest odpowiedni dla całej rodziny.

Można go znaleźć na DVD czy Blu-ray, a także na Amazonie, Vudu czy Google Play. Film ma efekty w technikolorze, ale z pewnością warto obejrzeć wersję zremasterowaną na potrzeby Blu-ray.



Dwa pozostałe najbardziej znane filmy Raya Harryhausena to „Jason i Argonauci” (1963) oraz „Zmierzch Tytanów” (1981). Dzieła Raya za inspirujące uznał nie tylko Lucas, ale też James Cameron i Peter Jackson. Harryahusen zmarł ponad dwa lata temu.

W tekście Bryana Younga znajduje się sugestia, że ten film zainspirował muzycznie George’a Lucasa, by znalazł Johna Williamsa. Oczywiście nie da się tego wykluczyć, ale warto przypomnieć sobie o tym, iż o wiele bardziej w tej materii George’a zainspirował Stanley Kubrick ze swoją „2001: Odyseją kosmiczną”. Lucas miał kilka pomysłów na muzykę, przez pewien czas myślał nad klasyką. Część znajomych sugerowała mu nowoczesny i kosmiczny wówczas heavy metal, natomiast Steven Spielberg właśnie zaproponował Williamsa.
A na koniec warto dodać, że Phil Tippett pracuje też przy Epizodzie VII.
KOMENTARZE (0)

P&O 127: Czy Darth Vader pojawił się w Ataku klonów?

2015-06-14 07:51:04



Dziś dość specyficzne pytanie, z czasów zanim jeszcze „Atak klonów” pojawił się na DVD (nie mówiąc o Blu-ray). Więc zamiast iść jeszcze raz do kina lepiej było zapytać, nawet jeśli do końca nie wiadomo co się widziało.

P: Czy Vader pojawił się gościnnie na chwilę w „Ataku klonów”? W momencie gdy hrabia Dooku opuszcza hangar, w lewym dolnym rogu widać postać wyglądającą jak Darth Vader. Ma hełm i w ogóle.

O: Oczy cię zmyliły. Ta postać z pytania to jeden z członków Neimoidiańskiej ekipy naziemnej, z pewnością w żaden sposób nie związany z przyszłym Mrocznym Lordem.
KOMENTARZE (15)

Zmarł Christopher Lee

2015-06-11 18:13:42

Nie żyje Sir Christopher Frank Carandini Lee. Zmarł w niedzielę 7 czerwca w szpitalu, gdzie przebywał od kilkunastu dni z powodu niewydolności serca i układu oddechowego. Tam też spędził swoje 93. urodziny (27 maja). Wiadomość o jego śmierci została podana później na prośbę rodziny, przede wszystkim żony aktora Gitte Lee i córki. Z Gitte byli małżeństwem ponad 54 lata.



Christopher Lee to człowiek legenda. Aktor charakterystyczny i pracowity, mający na swoim koncie ponad 280 ról w filmach czy serialach. Zdecydowanie najlepiej kojarzony z rolą hrabiego Drakuli, w którego wcielał się wielokrotnie. Przez lata współpracował z wytwórnią Hammer specjalizującą się w horrorach, był jej jedną z największych gwiazd, symbolem świetności. Nie grał tylko w filmach o wampirach, warto też przypomnieć sobie „Mumię” czy „Przekleństwo Frankensteina”. Pomimo wieku Lee nie przestawał być aktywny zawodowo, także jego późniejsze role na trwałe zapisały się w historii kina jak i pamięci młodszego pokolenia. Przede wszystkim chodzi o rolę Sarumana w trylogiach „Władca Pierścieni” i „Hobbit”, a także bliską nam rolę hrabiego Dooku / Dartha Tyranusa w „Ataku klonów” i „Zemście Sithów”. Jeśli chodzi o J.R.R. Tolkiena to Lee nie tylko przyznawał się do bycia fanem twórczości jednego z ojców fantastyki, ale także mógł się poszczycić osobistą znajomością autora. Znał też autora Jamesa Bonda, Iana Flemminga (byli kuzynami). Lee początkowo miał się wcielić w rolę doktora No w pierwszym filmie z cyklu, ostatecznie zagrał jednak Francisco Scaramangę w „Człowieku ze złotym pistoletem”. Grał też główną rolę w serii filmów o Fu Manchu. W ostatnich latach inaczej dobierał swoje role, tak by nie wymagały od niego dużo wysiłku, jednak praktycznie do ostatnich swych dni pozostał aktywny zawodowo. Film „Angels in Notting Hill” wciąż czeka na dystrybucję, Christopher zaś miał jeszcze wystapić w filmie o zamachach na World Trade Center (zdjęcia jeszcze się nie rozpoczęły).

W swoim dorobku ma pracę z wieloma wybitnymi reżyserami, dla których często sam był wielką legendą. Współpracował choćby z Georgem Lucasem, Stevenem Spielbergiem, Martinem Scorsese, Johnem Hustonem, Josephem Loseyem, Orsonem Wellesem, Billym Wilderem Johnem Landisem, Timem Burtonem czy Peterem Jacksonem. Można go zobaczyć w takich filmach czy serialach jak „1941”, „Hugo i jego wynalazek”, „Jan Paweł II” (gdzie zagrał kardynała Wyszyńskiego), „Jeździec bez głowy”, „Gremliny 2”, „W 80 dni dookoła świata” (z 1989), „Kroniki młodego Indiany Jonesa”, „Aniołki Charliego” (serial), „Kosmos: 1999” czy „Karmazynowy Pirat”. Grywał też różne role w kilku wersjach „Sherlocka Holmesa”. Przez lata blisko współpracował z innym aktorem, Peterem Cushingiem, wystąpili razem w ponad 20 filmach.

Aktorsko udzielał się także w radiu i teatrze. Śpiewał, także w operze, której był wielkim wielbicielem. Pasjonował go także heavy metal, pojawiał się na koncertach cięższej muzyki, żartowano sobie z niego, że jest jednym z jej najstarszych fanów. Lee jednak się nie poddawał i samemu spróbował swoich sił śpiewając początkowo razem z grupą „Rhapsody” a potem nagrywał już sam. Pod koniec zeszłego roku nagrał trzeci mini album z kolędami heavy metalowymi.

Był człowiekiem wielu talentów. Władał biegle kilkoma językami, w tym angielsku, francusku, włosku, hiszpańsku czy niemiecku, porozumiewał się też dobrze po szwedzku i rosyjsku. Walczył w II wojnie światowej. Dwukrotnie trafił do księgi rekordów Guinnessa. Raz jako najwyższy aktor grający rolę pierwszoplanową (miał 1,96 m), a potem jako aktor z największą ilością zagranych ról. Był powszechnie szanowany, a jego wkład w rozwój kultury światowej doceniono. 30 października 2009 książę Karol (w imieniu królowej Elżbiety) nadał mu tytuł szlachecki, nagrodzono go także Orderem Imperium Brytyjskiego.

Ciepło wypowiadał się też o prequelach, które mu się podobały. Mówił, że lubił pracę z Lucasem, bo to reżyser, który odpowiadał na pytania aktorów. Lee nie potrzebował by go prowadzono, bardziej zależało mu na zrozumieniu postaci i takie dyskusje z Georgem prowadził przy okazji „Ataku klonów”, gdzie miał zagrać charyzmatycznego separatystę jak pierwotnie określono publicznie tę rolę. Wiele razy wspominał też, że chciał zobaczyć jak ostatecznie będą wyglądać „Gwiezdne Wojny” czy „Władca Pierścieni” w których grał. Co mu się udało.

Swoimi wspomnieniami na temat Christophera Lee możecie się podzielić z innymi fanami na forum,
KOMENTARZE (30)

Premiera „Gwiezdnych Wojen” w Chinach

2015-06-04 08:02:05

Są takie kraje do których „Gwiezdne Wojny” jeszcze nie dotarły. Jednym z nich są Chiny, obecnie dla filmowców to jeden z najważniejszych rynków, jednak saga jest tam w praktyce nieobecna. Owszem prequele weszły tam na wielkie ekrany, jednak nie cieszyły się nigdy dużym zainteresowaniem. Najwięcej zarobiła tam „Zemsta Sithów”, ale to nadal jest tylko niecałe 10 milionów USD. Dla porównania największy obecnie hit tego roku – „Szybcy i wściekli 7” w Kraju Środka zarobiło jakieś 390 milionów USD. Różnica jest zauważalna także dla Disneya, który chce by „Przebudzenie Mocy” także w tym kraju zarobiło krocie.



Przyczyn słabego zainteresowania „Gwiezdnymi Wojnami” w Chinach jest kilka. Pierwszy, z pewnością najważniejszy, jest taki, że klasyczna trylogia nigdy nie trafiła tam do legalnego obiegu. Owszem pojawiła się w drugim, ba znamy też przykłady chińskich bootlegów, ale filmy nie trafiły do mas. Przez to szaleństwo związane z prequelami właściwie nie zaistniało, bo było to niezrozumiałe zjawisko. Co prawda „Zemsta” nawet ma chińskie lokacje, ale niewiele to pomogło. Ludzie nie czuli tu sagi.

Innym problemem było to, że Chiny jeszcze całkiem niedawno starannie wybierały listę filmów zagranicznych, które mogą trafić do szerokiej dystrybucji. W dodatku ograniczały tę liczbę ilościowo, więc studia się przepychały. Efekt był taki, że nawet prequele nie dotarły tam do szerokiej publiczności. To dla Disneya jest spory problem, ale z drugiej strony Kraj Środka liberalizuje się w wielu miejscach, więc obecnie wprowadzenie „Przebudzenia Mocy” na chińskie ekrany jest pewne. Dziś Chiny są jednym z największych filmowych rynków. W dodatku premiera będzie 18 grudnia (czyli tydzień przed polską). Trzeba jednak w jakiś sposób ludzi do tych „Gwiezdnych Wojen” przyciągnąć.

Disney znalazł na to pomysł. Sześć epizodów „Gwiezdnych Wojen” wejdzie na chińskie ekrany, niestety w bardzo ograniczonym zakresie, bo w ramach Szanghajskiego Międzynarodowego Festiwalu Filmowego, który odbędzie się w połowie czerwca. Tym samym nie tylko klasyczna trylogia po raz pierwszy trafi na chińskie ekrany, ale też Chińczycy będą mieć unikalną okazję zobaczyć cała istniejącą sagę w kinach. Zobaczymy na ile to pomoże w promowaniu VII Epizodu (a co za tym idzie także kolejnych filmów).
KOMENTARZE (8)

Tydzień „Zemsty Sithów”: Lokacje

2015-05-25 17:04:22



Epizod III uchodzi za pierwszy (i jedyny) film sagi kręcony bez lokacji, w całości w studiach. Coś w tym jest. Jednak to nie znaczy, że tych lokacji w tym filmie nie ma. Zajmijmy się jednak wpierw studiami, bo ich tym razem było kilka.



Najważniejsze studio to oczywiście Fox Studios w Moore Park w Sydney w Australii. To samo gdzie kręcono wcześniej „Atak klonów”. Tam nakręcono wszystkie zdjęcia bez dokrętek i części ujęć do efektów specjalnych. Dokrętki postanowiono kręcić w Wielkiej Brytanii, by nawiązać do tradycji. Ekipa George’a Lucasa zatem zawitała do studia Elstree oraz Shepperton, ale już na bardzo krótko. Tam zdjęcia trwały zaledwie klika dni.

Jedyne prawdziwe zdjęcia na lokacji powstały jednak podczas kręcenia „Ataku klonów”. Chodzi o ujęcia domostwa Larsów na Tatooine, czyli Chott el Djerid w Nefcie w Tunezji. Miejsce to było już znane wcześniej fanom „Gwiezdnych Wojen”, gdyż tam też kręcono „Nową nadzieję”. Znajduje się ono w miejscu okresowego jeziora na pustyni niedaleko miejscowości Nefta. Sam plan niestety regularnie bywa zalewany, po tym jak pojawiają się deszcze i niejednokrotnie był potem naprawiany przez fanów. Więcej na temat samej Tunezji i lokacji w niej przeczytacie tutaj. Jednocześnie sceny z udziałem aktorów i tak nakręcono w studiu.



Chyba najbardziej znana lokacja z „Zemsty Sithów” jest w filmie praktycznie niewidoczna. Można ją wręcz uznać za honorową lokację. Chodzi oczywiście o wulkan Etna nieopodal Katanii na Sycylii we Włoszech. Podczas prac nad Epizodem III zdarzyło się tak, że Etna ponownie wybuchła, więc George Lucas wysłał minimalną ekipę by zrobiła parę zdjęć. To nie góra i okolice znalazły się w centrum zainteresowań, a tylko i wyłącznie o lawa i sam wybuch. Ten następnie poddano komputerowej obróbce, połączono z makietą i animacją i właściwie do dziś nie wiadomo, które elementy Mustafar bazują na prawdziwych zdjęciach, a które nie.
Etna nie raz była wykorzystywana przez filmowców. Chyba najbardziej znany film, który tu kręcono to „Barabasz”. Jest to też znane miejsce turystyczne i swoista atrakcja Sycylii.



Pomijając oczywiście Tatooine najlepiej widocznym planem są Aply. Dokładniej widoki kręcone w miejscowości Grindelwald w Kantonie Berneńskim w Szwajcarii. Na tą lokację zostali wysłani członkowie drugiej ekipy, zdjęcia zaś posłużyły za tło Alderaanu, oczywiście zostały też poddane komputerowej obróbce.
Kręcono tu także między innymi „Złoty kompas” Chrisa Weitza czy „W tajnej służbie jej królewskiej mości” z bondowskiego cyklu. Znów jest to miejscowość bardziej turystyczna, ludzie przyjeżdżają tu zjeżdżać na nartach, więc stosunkowo łatwo dotrzeć do tego miejsca.


Phuket, Tajlandia


Guilin, Chiny


Również Kashyyyk bazuje na prawdziwych lokacjach. Tam także wysłano drugą ekipę, ale tym razem Lucas zrobił bardzo podobną rzecz jak w przypadku Etny. Dość ciężko rozpoznać oryginalną lokację, bo jest ona złożeniem dwóch istniejących miejsc. O ile całkiem naturalne jest to, że w filmie wiele lokacji, często oddalonych od siebie o setki jak nie tysiące kilometrów, gra jedno miejsce widziane z różnych perspektyw, o tyle tu mamy pewien ewenement. Tym razem Lucas postanowił nałożyć komputerowo na siebie dwa miejsca, tworząc unikalny krajobraz Kashyyyku, w którego skład wchodzą też zarówno makiety jak i animacja komputerowa. W dodatku oryginalne krajobrazy wybranych lokacji w pewnym sensie są całkiem podobne. Pierwsze z nich to ujęcia z miejscowości Guilin w Chinach, drugie zaś z wyspy Phuket w Tajlandii. Tajlandię trochę łatwiej dostrzec ze względu na plażę i piasek. Niestety góry w tle pochodzą zarówno z Guilin jak i Phuketu, a dodatkowo są komputerowo poprawione, więc trudno znaleźć co jest co. Choć podobno i tak jest to łatwiejsze niż rozpoznanie elementów po Etnie.
Swoją drogą Puket to jedna z tych lokacji, które kochają filmowcy. Kręcono tam między innymi „Niebiańską plażę”, „Jutro nie umiera nigdy”, „Człowieka ze złotym pistoletem” czy „Good Morning, Vietnam”. Wykorzystano ją także jako jedną z lokacji do „Przygód młodego Indiany Jonesa”. Plaże wyspy Puket stanowią jedną z największych atrakcji turystycznych Tajlandii, nic dziwnego, że miejsce to jest tak często obecne w kinie.
Trochę inaczej jest z Guilin w Chinach. Państwo Środka otwiera się coraz bardziej na turystykę, ale posiadają mnóstwo innych atrakcji, więc miejscowość ta ze swoimi wspaniałymi naturalnymi formacjami pozostaje trochę mało eksploatowana turystycznie, acz nawet z Polski są organizowane wycieczki objazdowe, po południowych Chinach, gdzie Guilin jest jednym z punktów programu. Zresztą okolice Guilin są właśnie zwiedzane ze względu na te interesujące formacje skalne. Miasto to znajduje się między Hong Kongiem a Szanghajem.

Wszystkie atrakcje tygodnia „Zemsty Sithów” będą dostępne w tym miejscu.
KOMENTARZE (3)

Tydzień „Zemsty Sithów”: „Wojny klonów” Tartakovsky’ego

2015-05-23 07:49:13



Multimedialny program „Wojen klonów” był czymś, co dziś ładnie określonoby jednym, spójnym uniwersum. Rozpoczęty „Atakiem klonów”, kończył się oczywiście „Zemstą Sithów”, a przez trzy lata przerwy między premierami filmów dostawaliśmy różne produkty, które pchały fabułę do przodu. Mniej lub bardziej w kierunku filmu, czasem skręcając trochę na manowce. Mowa tu oczywiście o książkach, komiksach, czy grach, ale jedną szalenie istotną rolę miał serial „Wojny klonów” Genndy’ego Tartakovsky’ego. To były „Gwiezdne Wojny” na małym ekranie, dostępne na Cartoon Network dla dużo szerszej publiczności.

Serial składał się z dwóch lub trzech serii, w zależności jak się na to patrzyło. Dwie pierwsze, potem traktowane jako jedna wspólna, składały się w sumie z 20 krótkich, bo około trzy minutowych, odcinków (po dziesięć każda). Faktycznie bardziej bazowały na „Ataku klonów” niż kolejnym filmie. Tartakovsky nadał serialowi własny, unikalny kształt, odwołując się bardziej do swoich wcześniejszych dzieł jak „Samuraj Jack”. „Wojny klonów” były więc bardzo przerysowane, superbohaterskie, gdzie Mace Windu potrafił samotnie stawić czoła armii droidów na Dantooine. Tak też ten serial traktowano, jako kanoniczny, acz ze względu na licentia poetica trochę oderwany od reszty uniwersum. Z punktu widzenia III Epizodu najważniejszym odcinkiem był ostatni, dwudziesty, w którym wprowadzono do uniwersum jedną z nowych postaci, generała Grievousa. O pojawieniu się nowego czarnego bohatera filmu spekulowano od dawna, umiejętnie zbudowano atmosferę, co jednocześnie umiliło fanom czekanie.

Drugi sezon (lub trzeci wg wcześniejszej nomenklatury), powstał jakiś czas później i był bardziej wprowadzeniem do „Zemsty Sithów”. Składał się z 5 odcinków, które miały tym razem około 12 minut, czyli sumarycznie znów wyszła godzina. Tym razem wprowadzeń było jednak trochę więcej, włącznie z nową pokrywą C-3PO. Wykorzystano motyw pasowania Anakina na rycerza Jedi. Zmienił się też duch serialu, trochę go „urealniono”, postaci rozwinięto, ale udało się przy tym zachować tę samą przerysowaną awanturniczość. Kolejne odcinki składały się w całość, by finalnie ukazać proces porwania kanclerza Palpatine’a, a nawet odpowiedzieć na niektóre pytania jak choćby te dlaczego generał Grievous kaszlał. Nie zapomniano także o duchowości. Tu rozwijano kwestię wizji, w których w pewien sposób ukazywano przejście Anakina na Ciemną Stronę. Wykorzystano także Qui-Gona w wizjach, ukazano ukrywanie romansu Anakina i Padme.

Wprowadzono tu także nowe postaci. Komandor Cody co prawda wcześniej pojawił się w Labiryncie zła Jamesa Luceno, jednak to właśnie w 22 odcinku „Wojen klonów” oglądamy go na ekranie po raz pierwszy. I to jest bardzo istotny trop, gdyż wiele innych elementów, przede wszystkim broni czy pojazdów, które widzimy w „Zemście Sithów” po raz pierwszy pojawia się w innych źródłach, związanych z programem „Wojen klonów”. Są to często książki lub komiksy, a dopiero po nich jest serial. W nim często widzimy to wszystko po raz pierwszy w użyciu. Dobrym przykładem są choćby MagnaStrażnicy i ich elektropałki. Tu też po raz pierwszy pojawiły się droidy kraby, później można zobaczyć je właśnie w „Zemście Sithów”. Na podobnej zasadzie ukazano flotę Konfederacji, w tym Tri-Fightery, choć te wcześniej wprowadzono w innych źródłach.

Nie zapomniano też o Kashyyyku, na którym zaczynają się przygotowania do bitwy widzianej ostatecznie w filmie. Jednak punktem kulminacyjnym serialu jest rozpętanie bitwy o Coruscant, od której zaczyna się film.

O samych „Wojnach klonów” był już cały tydzień, z którego artykułami możecie zapoznać się tutaj.

Wszystkie atrakcje tygodnia „Zemsty Sithów” będą dostępne w tym miejscu.
KOMENTARZE (22)

Pierwszy dzień zdjęć: Atak klonów

2015-05-13 17:20:26 oficjalna

„Atak klonów” wymagał dużego studia, a okazało się, że jedno takie, w dodatku dostępne w rozsądnej cenie znajduje się w Australii. Tam właśnie w studiach Foxa w Sydney 26 czerwca 2000 padł pierwszy klaps.



Po sukcesie testów z kamerami cyfrowymi w „Mrocznym widmie”, przy produkcji „Ataku klonów” zdecydowano, że film zostanie nakręcony w całości w tej technologii. Użyto nowej kamery HDW-F900, którą zbudowano Sony i Panavision. George Lucas natomiast znów wrócił jako reżyser, choć początkowo nie zamierzał. Nie chciał też samemu pisać scenariusza, więc pomagał mu w tym Jonathan Hales.



Zdjęcia rozpoczęły się 26 czerwca 2000, czyli dokładnie trzy lata po rozpoczęciu zdjęć do „Mrocznego widma”. Znów Ian McDiarmid był jednym z pierwszych aktorów, którzy pojawili się przed kamerą. Partnerowali mu David Bowers (Mas Amedda) i Sandi Finlay (Sly Moore). Kręcono scenę w której kanclerz na podium w senacie prowadzi dyskusję na temat stworzenia armii Republiki. Reakcje senatorów i inne sceny w senacie, także z Natalie Portman były kręcone później na większej scenie a następnie zmontowane. Dialogi Portman i senatorów były czytane przez osoby zajmujące się pilnowaniem zgodności ze scenariuszem. Podobnie jak w przypadku sceny z „Powrotu Jedi” z pierwszego dnia, tak i ta ostatecznie została wycięta z filmu.



Ponownie prace nad filmem przebiegały bardzo dobrze, bez większych problemów, nie licząc małego, acz szybko rozwiązanego problemu z zasilaniem nowych kamer. One sprawdziły się bardzo dobrze, George Lucas zaś chodził sobie po planie, rozmawiał i żartował z ekipą.

Po 13 latach Anthony Daniels znów został ubrany w kostium C-3PO. Ostatni raz nosił go w 1987 gdy nagrywano fragmenty „Star Tours”. W „Mrocznym widmie” nie musiał go nosić. Daniels jednak nie kręcił sceny tego dnia, jedynie testując kostium przywitał się z Lucasem.



„Atak klonów” to też pierwszy film kręcony nie w Wielkiej Brytanii, a w studiach Foxa w Australii. Do Wielkiej Brytanii wrócono tylko na czas dokrętek. O samej usuniętej scenie wspominaliśmy tutaj. Natomiast warto dodać, że „Atak klonów” był pierwszą dużą produkcją kręconą cyfrowo. Jednak zadebiutował jako drugi. Wyprzedził go francuski „Vidocq”, choć kręcony już po zdjęciach do II Epizodu, to do kin wszedł jeszcze w 2001.
KOMENTARZE (3)

P&O 122: Gdzie podziali się brakujący członkowie Rady Jedi z „Mrocznego widma”?

2015-05-10 08:21:56



Tym razem mamy pytanie, którego rozwiązanie istniało, w starym kanonie. Wraz z rebootem może kiedyś uzyskamy inną odpowiedź, a może nie.

P: W Epizodzie I była w Radzie Jedi obca przypominający Yodę. Co się z nią stało, w Epizodzie II? Pamiętam również obcego z długą szyją w Radzie? Czy to był Kaminoanin?

O: Skład Rady Jedi zmienia się przez lata, część jej członków jest tam na stałe, część tylko przez krótki czas i jest wymieniana. A dziesięć lat różnicy między Epizodem I i II pozwoliło Lucasowi dodać kilka nowych twarzy, by zasugerować, ze czas się nie zatrzymał.

Shaak Ti zastąpiła Yaddle, tę przypominającą Yodę. Los Yaddle został opisany w książce Jedi Quest #6: The Shadow Trap autorstwa Jude Watson, wydanej przez Scholastic.

Yareal Poof był tym długoszyim Jedi. To, że pomyliłeś go z Kaminoaninem, jest bezpośrednią przyczyną usunięcia go z Epizodu II. Lucas uznał, że jego podobieństwo do Kaminoan, może skłaniać fanów do wyciągania nieprawdziwych wniosków, więc zastąpił go komputerowo wygenerowanym Colemanem Treborem. Yareal był Quermianinem i zginął broniąc Coruscant przed antycznym i potężnym reliktem, ale o tym opowiada komiks Zam Wesell.
KOMENTARZE (10)

Twórcy "LEGO Star Wars: Droid Tales" o serialu

2015-04-21 11:19:23 różne

Jak już pisaliśmy, w lipcu na amerykańskim kanale Disney XD zadebiutuje 5-odcinkowy serial "LEGO: Droid Tales". Będzie to opowieść C-3PO o wydarzeniach jakich był świadkiem od Epizodu I do VI. Na zakończonym niedawno Celebration w Anaheim odbył się panel z twórcami, w którym opowiedzieli kilka rzeczy o produkcji, doborze aktorów itp., a także pokazali trailer i fragmenty odcinków, zarówno w formie dokończonej jak i nieskończonej jeszcze animacji. Pojawił się również Anthony Daniels, który m. in. przeczytał na żywo fragment jednej ze scen.

Ujawniono, iż w pierwszym odcinku zobaczymy wydarzenia z "Mrocznego Widma" i "Ataku Klonów", w drugim zaś "Zemstę Sithów" i kilka przygód z "Wojen Klonów". Trzeci odcinek to "Nowa Nadzieja" i część serialu "Rebelianci", czwarty poświęcony będzie w całości "Imperium Kontratakuje", a ostatni zaprezentuje historię z "Powrotu Jedi".

Poniżej prezentujemy wspomniany trailer serii.



Cały panel zaś obejrzycie tutaj:





Temat na forum.


KOMENTARZE (8)

P&O 118: Czy Boba Fett był szkolony na Jedi?

2015-04-12 04:46:00



Kolejne starsze pytanie, tym razem bazujące na pewnych pogłoskach, które rozpalały wyobraźnię fanów.

P: Słyszałem, że w oficjalnych książkach Lucasfilmu, Boba Fett był szkolony na Jedi. Czy to prawda?

O: To jeden z lepiej strzeżonych sekretów. Za część z tych różnych historii o młodości Fetta odpowiada Opowieści Łowców Nagród, która przedstawia nam pewną wersję historii Jastera Mareela, który de facto okazał się jednym z elementów historii Jango Fetta (w komiksie Jango Fett: Łowy). Dopiero zebranie tych faktów razem daje właściwą perspektywę. Natomiast same pogłoski o tym, że Boba ma być Jedi bądź kandydatem na Jedi, wzięły się najprawdopodobniej z tego, że gdy świat już obiegła wiadomość, kogo zagra Daniel Logan, w jednym z dokumentów z planu pt. „Bucket Head” pojawiło się ujęcie młodego aktora bawiącego się mieczem świetlnym. Czysty przypadek, lecz niektórzy doszukali się w tym głębi, stąd nieporozumienie.

K: Natomiast te książki o których mowa w samym pytaniu, to prawdopodobnie seria młodzieżowych powieści o młodym „Bobie Fetcie”, którą napisali Elizabeth Hand i Terry Bisson (pierwszą część). Tam młody Fett pragnąc pomścić ojca wyruszył na Coruscant do Świątyni Jedi, co być może dodatkowo rozbudziło pewne plotki.
KOMENTARZE (1)

Saga w wersji cyfrowej [Update 2]

2015-04-07 17:53:31 oficjalna

10 kwietnia na kilku różnych platformach streamingowych, w tym VUDU, Amazon, iTunes, Google Play, XBOX Video, Sony Playstation Store i innych, będzie można kupić i ściągnąć cyfrową wersję sagi „Gwiezdnych Wojen”. Pakiet sześciu filmów w wersji HD ma kosztować 99,99 USD. Będzie można też kupić każdy z osobna za 19,99 USD.



O cyfrowej dystrybucji słyszeliśmy już wiele razy, w końcu jednak Disney, Lucasfilm i 20th Century Fox się dogadały. Warto zauważyć, że filmy są już reklamowane po nowemu, bez trzonu z numerem części w tytule.

- Jesteśmy podekscytowani tym, że fani będą mogli się cieszyć sagą Gwiezdnych Wojen na cyfrowych nośnikach gdziekolwiek tylko pojadą – mówi Kathleen Kennedy.

Są też reklamy zarówno całego pakietu jak i każdego filmu z osobna.



Mroczne widmo
Dodatki – „The Beginning”, scena sekwencji pościgu podracerów – wersja kinowa, osiem skasowanych scen, konwersacja z Dougiem Chiangiem oraz modele i miniatury.







Atak klonów
Dodatki: „ From Puppets To Pixels: Digital Characters In Episode II”, „State Of The Art: The Previsualization Of Episode II”, „ Films Are Not Released, They Escape”, sześć usuniętych scen, przełomy w efektach – montaż, rozmowa „Sounds in Space” oraz kostiumy.



Zemsta Sithów
Dodatki: „Within A Minute: The Making Of Episode III”, „The Journey Part 1”, „The Journey Part 2”, sześć usuniętych scen, Hologramy i wpadki, rozmowa „The Star Wars That Almost Was”.



Nowa nadzieja
Dodatki: „Anatomy Of A Dewback”; pierwszy zwiastun, osoiem usuniętych scen, broń i pierwszy miecz świetlny, rozmowa „Creating A Universe”.



Imperium kontratakuje
Dodatki: „A Conversation With The Masters” (2010), „ Dennis Muren: How Walkers Walk”, „George Lucas On Editing The Empire Strikes Back 1979”, „ George Lucas On The Force: 2010”, sześć usuniętych scen, obrazy z tła, rozmowa „The Lost Interviews”.



Powrót Jedi
Dodatki: „Classic Creatures: Return Of The Jedi”, zwiastun „Revenge Of The Jedi”, zwiastun „Return Of The Jedi”, spot TV „ It Began” oraz „Climactic Chapter”, pięć usuniętych scen, dźwięki Bena Burtta, rozmowa o efektach.



Na razie nic nie wiadomo o dostępności tego pakietu w Polsce.

Update: wg profilu StarWars na Facebooku, w Polsce filmy będą dostępne na platformach Chili.TV, Google Play i iTunes.

Update 2, 10 kwietnia
Od dziś można już kupować także w Polsce filmy. Kosztują one od 44,90 do 59,90 PLN pojedyncze filmy. Cena waha się nie tylko w zależności od sklepu, ale też od jakości. W niektórych sklepach jest sprzedawana tylko wersja z dubbingiem. Cały pakiet kosztuje około 300 PLN. Filmy są w wersji znanej z Blu-ray. Wszystkie plotki o tym, że Han znów strzela pierwszy, to ściemy. Jedyna zmiana dokonała się w epizodach I, II, III, V i VI, gdzie nie ma już fanfar 20th Century Fox, a jedynie nowe fanfary Lucasfilmu. W przypadku „Nowej nadziej” prawdopodobnie pozostaną, gdyż to jedyny film, który nie był w całości wyprodukowany przez Lucasa.


KOMENTARZE (27)

P&O 114: Jakie są możliwości cyfrowej kamery w efektach specjalnych?

2015-03-15 08:06:48



Tym razem pytanie techniczne, na które odpowiedział John Knoll z ILM. Oczywiście pochodzi jeszcze z czasów poprzedzających premierę „Ataku klonów”. Od tego czasu wiele się zmieniło. Dla przypomnienia „Atak klonów” był pierwszym hollywoodzkim filmem kręconym cyfrowymi kamerami, co budziło pewne zainteresowanie. Jak wiemy skończyło się to rewolucją za którą pośrednio odpowiada George Lucas i jego ekipa.



P: W tradycyjnej filmowej kamerze można ustawić prędkość nagrywania, tak by miniatury wyglądały naturalnie. Jak sobie radzicie z cyfrowymi kamerami, które nagrywają 24 klatki na sekundę?

O:Większość modeli w Epizodzie II została nakręcona cyfrowo dzięki systemowi kontroli ruchu. W tradycyjnej kamerze migawka jest otwarta przez połowę czasu. Przez drugą połowę, gdy migawka jest zamknięta, film i tak przesuwa się o klatkę. W przypadku kamery cyfrowej nie mamy potrzeby stosowania takiego zabiegu, więc migawka może być otwarta przez cały czas. Napisaliśmy oprogramowanie, które pozwala nam uśrednić liczbę klatek i w sposób syntetyczny wydłużyć ekspozycję. Na przykład, by otrzymać jednosekundową ekspozycję, uśredniamy 24 klatki. Ta technika była bardzo często stosowana w filmie.

Innym często stosowanym zabiegiem w pracy z kamerą cyfrową jest kręcenie z prędkością szybszą niż 24 klatki na sekundę, zwłaszcza gdy kręci się wybuchy. W sumie rzadko korzystaliśmy z tej metody w Epizodzie II, gdyż wybuchy robiliśmy komputerowo. A jeśli już potrzebowaliśmy naprawdę zrobić scenę szybkiej eksplozji robiliśmy to tradycyjnie na taśmie filmowej. Może któregoś dnia, nasze cyfrowe kamery będą w stanie kręcić 300 klatek na sekundę, ale na razie jeszcze nie potrafią.

K: Dziś 300 klatek na sekundę jest nie tylko osiągalne, ale także nie robi wrażenia. W 2012 na rynku były dostępne cyfrowe kamery do użytku domowego, które potrafiły nagrywać nawet 1500 klatek na sekundę w FullHD. Np. Phantom Miro M320 firmy Vision Reaserch. Ciekawsze dla nas jest jednak to, że próbowano także dokonać kolejnej rewolucji i zwiększyć ilość klatek wyświetlanych w kinach (a co za tym idzie nagrywanych na kamerac cyfrowych) do 48. Tak było choćby w przypadku trylogii „Hobbita” Petera Jacksona. Tym razem jednak eksperyment chyba się nie udał i póki co 48 klatek uznano za zbędny bajer.
KOMENTARZE (4)

Wywiady z Filonim o "Rebeliantach"

2015-03-08 16:13:02 Różne

W ostatnim tygodniu reżyser i producent "Rebeliantów", Dave Filoni, całkiem sporo się produkował - zwłaszcza, że finał sezonu był całkiem dla niego znaczący. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji obejrzeć ostatniego odcinka, to uważajcie na spoilery.

Zacznijmy jednak od drugiej części wywiadu na Oficjalnej, która ukazała się jeszcze przed premierą "Fire Across the Galaxy" (omówienie pierwszej tutaj). Reżyser twierdzi w nim, że fani "tylko tak mówią", że lubią mroczne historie, a tak naprawdę podobają im się te ze szczęśliwym zakończeniem, na przykład jak ta, gdy Luke wysadził Gwiazdę Śmierci. Bo o ile "The Clone Wars" stopniowo zmierzało ku upadkowi (zapewne chodzi mu o koniec wojny), o tyle w członkach rebelii wciąż tli się nadzieja. Padło pytanie o różne zwierzaki występujące w tym sezonie - najpierw o fyrnocki. Dave powiedział, że planeta Fort Anaxes, na której żyją, to niewykorzystany zasób z "The Clone Wars". W chwili, gdy Ezra przyzywa fyrnockową mamę, ekipa chciała pokazać, że chłopak nie był sobą, jakby był opętany. Filoni nazwał to "ważną chwilą, która demonstruje jego połączenie z Żywą Mocą", lecz Bridger nie rozumie w pełni owego połączenia. Dlatego właśnie nie ma pełni władzy nad stworem, którego przyzwał z gniewu i strachu, dlatego też Kanan opowiada mu o ciemnej stronie i martwi się, że chłopiec czyni postępy zbyt szybko. Dave przyznał, że w relacji ludzie-zwierzęta twórcy inspirowali się "Atakiem klonów", lecz nie jest tak, że Ezra może im rozkazywać, to bardziej sztuczka umysłowa, do której Bridger ma ogromny talent. To czyni go odmiennym od Luke'a, ale nie jest to jego jakaś supermoc, bo najlepszą manifestacją Mocy nie są umiejętności władania mieczem, lecz połączenie ze wszystkim, co żyje. Rozmowa zeszła na prawdziwe życie i Dave opowiada tu, że ludzie i zwierzęta też potrafią wzajem wyczuwać swoje nastroje.

Dan Brooks zapytał się też o strach na twarzy Inkwizytora, gdy zobaczył panią fyrnockową, a Filoni powiedział to, co powtarza w wielu rozmowach: że przerażenie steruje większością czarnych charakterów, są oni nim otoczeni. Następnie wywiad zszedł na temat Hery, która to jest faktyczną przywódczynią grupy, a nie, jak większość przypuszczała, Kanan. Takie jest zresztą jego zadanie, być niczym generał dowodzący oddziałami na polu bitwy, a ona jest mózgiem całej operacji. Twi'lekanka ma swoje wady i są rzeczy, które ją martwią; w drugim sezonie jej postać ma być mniej jednowymiarowa.

Następnie opowieść zeszła na temat zdobywania miecza świetlnego przez Ezrę. Ekipa nie zdecydowała się na podróż na Ilum, bo nie chcieli powtarzać historii młodzików z "The Clone Wars". Oczywiście przeprowadzono dyskusję nad tym czy świątynia na Lothalu jest wiarygodna i producent zasugerował, że może istnieje połączenie między tym, że Bridger żyje na takiej planecie i jest jednocześnie wrażliwy na Moc. Wnętrze budynku to ponownie użyte pomieszczenia z Ilum (lód przemalowano na kamień), dzięki czemu uzyskano wrażenie symetrii. Dave zaznaczył, że jest to wyjątkowo stara świątynia, opuszczona tysiące lat temu. Ale ponieważ jest to jednocześnie miejsce skupienia Mocy, Yoda był w stanie wyczuć rzeczy się tam dziejące. Mistrz stara się przeciwstawić Palpatine'owi, ale nie robi tego w aktywny sposób, lecz doradza Kananowi, a szczególnie jest zainteresowany Ezrą. W pierwotnej wersji scenariusza Jarrus od razu mówił uczniowi, że ich celem jest zdobycie miecza, ale uznano, że nie będzie to zbyt dobre rozwiązanie.

Pod koniec tego wywiadu pada chyba najważniejsze pytanie: jak się mają słowa Yody kierowane do Luke'a ("Gdy odejdę, ostatnim z Jedi będziesz") do dalszych losów Kanana i Ezry? Filoni twierdzi, że "to wcale nie jest wyzwanie, bo jest to coś, co Sithowie zwą absolutem". Obi-Wan mówi młodemu Skywalkerowi, że jego ojciec był najlepszym pilotem w galaktyce, ale nie jest to niezaprzeczalna prawda, tylko coś, co mówi się dziecku, by się dobrze poczuło. Wedle reżysera powiedzenie, że Luke to ostatni Jedi to jedno, a "ostatni z grupy", to co innego. Można to zinterpretować w ten sposób, że Skywalker jest ostatnią osobą śledzącą reguły zakonu, który znamy, a Jedi to nie jedyna ścieżka jasnej strony. Nie trzeba być też Sithem, by używać ciemnej, czego przykładem jest Inkwizytor.



Po premierze ostatniego odcinka reżyser podziękował fanom za gorące przyjęcie Ahsoki i narysował jej portret (po prawej). Następnie udzielił wywiadu dla IGN-u, w którym zdradził więcej szczegółów. Mówiąc o Tano, powiedział jak bardzo zmieniła się reakcja widzów na nią, którzy początkowo zwali ją "najgorszą postacią od czasów Jar Jara", a teraz darzą ją sympatią. Dave oczywiście nie chciał narzucać reszcie nowej ekipy używania swoich postaci, zresztą są bardzo ostrożni w braniu bohaterów z TCW, bo boją się, że ktoś pomyli seriale. Zapytany o historię Togrutanki po "The Clone Wars" odparł, że po kasacji było ogromne zainteresowanie tą postacią, ale nie chciał, aby przedstawiano opowieść o niej za szybko, bo według niego czekanie jest elementem magii "Gwiezdnych Wojen". W drugim sezonie Ahsoka ma mówić słowa, w których ma czynić aluzje do różnych rzeczy, o których fani nie będą mieli pojęcia, dzięki czemu widzowie "oszaleją z ciekawości" (w dobrym znaczeniu tego słowa). Filoni jednak jeszcze nie wie w jakim medium zostaną przedstawione jej dzieje, ale ma nadzieję, że tak się stanie. Padło pytanie o starcie pomiędzy nią a Vaderem, a reżyser odparł, że nie może odpowiedzieć "tak" lub "nie", ale wydaje się, że to nieuniknione. Możemy w przyszłości poznać odpowiedzi na pytanie między innymi jak oceniają siebie nawzajem. Mężczyzna zaznaczył jednocześnie, że Ahsoka nie dostanie kajuty na "Ghoście", a raczej będzie się pojawiać od czasu do czasu - nadal jako wojowniczka (która wszakże z rozwagą sięga po miecze), lecz przede wszystkim mentorka. Kończąc temat, Dave wyznał, że uwielbia Tano we wszystkich typach mediów, ale bardzo chciałby kiedyś ją zobaczyć w wersji filmowej. Padło też pytanie co się stało z jej lekku pod kapturem, gdy widzimy ją w formie hologramu. Są dwie odpowiedzi: out-universe twórcy nie mieli odpowiedniego modelu. In-universe reżyser pokazał na przykładzie Biba Fortuny, że lekku są bardzo elastyczne i można było je owinąć wokół szyi. Tu jednak warto skomentować, że o ile faktycznie togrutańskie i twi'lekańskie głowoogony takie były, o tyle montrale, czyli "rogi" tej pierwszej rasy, już nie, przynajmniej w starym kanonie, a i w żadnym z kanonicznych źródeł nie wyglądają na takie (przykład Ahsoki w kapturze). Mężczyzna mówi wszakże, że istnieje wiele odpowiedzi na to pytanie (część fanów sugerowała użycie przez nią droida, jak to uczyniła Padme w "The Clone Wars").

Rozmowa następnie przechodzi na temat Inkwizytora i IGN pyta czy zabijanie go nie było zbyt pochopne. Filoni przyznaje, że trochę było szkoda to zrobić, bo Jason Isaacs był świetny w tej roli, ale trzeba było zamknąć pewien rozdział w życiu bohaterów - tak jak pierwszy sezon przypominał "Nową nadzieję", tak drugi ma być jak "Imperium kontratakuje" - czyli będzie więcej przygód i mroku. Wracając do tematu Inkwizytora, producent powiedział, że ten świadomie puszcza krawędź i podejmuje decyzję o śmierci, bo nie jest Sithem - dla tych nie ma nic gorszego niż zgon, dlatego też Palpatine ma obsesję na punkcie przedłużania sobie życia. Pau'anin mówi, że są istnieją rzeczy gorsze i mamy się pozastanawiać co to znaczy. Podobno sposób jego śmierci jest istotny (bo umarł naprawdę).



Redaktor IGN-u zauważa, że Tarkin i Vader są "najgorszymi ze złych" i ekipa powinna ukazać ich jako realne zagrożenie. Filoni przyznaje, że lord jest wyzwaniem, bo nie powinno się mieszać z jego charakterem. Reżyser mówi, że przed dowiedzeniem się, że syn żyje, nie ma w tej postaci niczego, co mogłoby budzić współczucie, bo jest pełen gniewu, nienawiści i żalu. Zaznaczył jednocześnie, czyniąc aluzję RPG-ową, że dla Vadera nasi rebelianci nie byliby żadnym wyzwaniem, bo są na poziomie 3, a on na 80 i "nawet nie rzucają tej samej liczby kostek". Mówiąc o kolejnym sezonie, Dave powiedział, że, jak by nie patrzeć, pierwsza seria służyła zbudowaniu biblioteki modeli, pewnych podstaw, które posłużą do opowiedzenia większych historii, a tak jak każdy sezon TCW był inny i się rozwijał, tak samo będzie w przypadku "Rebelsów". W drugiej serii zmieni się trochę dynamika głównej grupy, a inni rebelianci będą wprowadzani stopniowo. Jeśli chodzi zaś o załogę "Ghosta", to w tych pierwszych odcinkach dowiedzieliśmy się mniej więcej kim są, natomiast teraz będziemy bardziej zagłębiać się w ich przeszłość.

W trzeciej części wywiadu pada wiele podobnych pytań, co w IGN-ie, ale odpowiedzi są momentami inne. Rozmowa zaczyna się od Inkwizytora i Dan Brooks sugeruje, że Pau'anin umarł w podobny sposób, co Jedi. Filoni odpowiada, że tak naprawdę łowca Jedi bał się tego, co mogłoby spotkać go z rąk Vadera, dlatego mówi, że "są rzeczy gorsze niż śmierć". Nie jest to jednak tak poetyczne jak odejście Obi-Wana. W pierwotnej wersji scenariusza Kanan miał wyciągnąć dłoń i spróbować go uratować, ale im bardziej reżyser myślał, tym mniej wydawało się to prawdopodobne, bo Pau'anin zapewne by przyjął pomoc, a potem go zabił. Gdyby to Jarrus miał pozbawić go życia, to mogłoby to mieć złe konsekwencje - tak samo jak na przykład Windu zdecydował się uderzyć na Palpatine'a, co ostatecznie doprowadziło Anakina do takiej a nie innej decyzji. Dave zaznaczył tajemniczo, że wraz z odejściem Inkwizytora jego wpływ na Kanana się nie skończył.

Rozmowa zeszła na temat Tarkina, który wedle producenta jest tak straszny, ponieważ jest przywódcą (co pokazuje po przybyciu na Lothal i rozstawia po kątach niekompetentnych pracowników) i nawet Vader musi przed nim odpowiadać. Początkowo Wilhuff nie przybywał w promie, tylko wchodził do pokoju, nie nakazywał też egzekucji Areski i Grinta, ale dzięki zmianom przestawiono go w odpowiedni sposób. I choć to Tarkin jest najbardziej zły, to Vader jest chodzącą inkarnacją strachu i niezdolności do ruszenia dalej. Filoni zaznacza, że w serialu nie będą opowiadać jego historii. Załoga "Ghosta" nie ma pojęcia o jego istnieniu, a większość imperialnych nawet go nie spotkała. Obywateli Imperium zazwyczaj nie obchodzi (lub nie wiedzą), że Palpatine to Sith, bo "pociągi nadal jeżdżą". Dave powtarza to, co powiedział wyżej: Darth jest wypełniony nienawiścią (do czasów spotkania Luke'a) i obwinia wszystkich o zdradę - Republikę, Padme i Obi-Wana. Nienawidzi też siebie za to, że nie był dość silny, by wszystkiemu zapobiec. Dla niego Ahsoka jest żywym wspomnieniem tego, kim był, zwłaszcza dobrą osobą i nie chce takiego wspomnienia. W pewien sposób jest na nią zły i uważa ją za swojego Wroga Numer Dwa (pierwszym jest Obi-Wan).

Pierwotnie w sezonie piątym TCW Tano miała wrócić do zakonu, ale reżyser zasugerował, aby tak się nie stało. Powiedział, że wie co się z nią stało po 6 sezonie serialu, ma też parę pomysłów co było po wojnach klonów. Wedle niego dobra byłaby opowieść jak została Fulcrum. Na koniec Brooks ma swoje własne pytanie: czy jest szansa na bestię zillo? Filoni twierdzi, że stworzenie takiego potwora byłoby zbyt wielkim wyzwaniem dla tej produkcji, więc można byłoby co najwyżej pokazać wersję młodocianą. Poza tym, to Imperium musiałoby ją powstrzymać.

Po wywiadach możemy przejść do dwóch aktorskich plotek, które ukazały się w ostatnim tygodniu. Po pierwsze znów pojawiła się plotka o udziale Sama Witwera (pierwsza była tutaj). Wedle MSW, miałby on grać w pewnym sensie nową postać: (Spoiler):Imperatora. W pewnym sensie, bo to nowy bohater dla "Rebeliantów", ale Sam już przemawiał głosem tej postaci w "The Force Unleashed" (próbki głosu można posłuchać tutaj). I wpasowuje się to w inną rewelację tej strony, jakby w pierwszym odcinku mielibyśmy ujrzeć Sheeva, Vadera i Ahsokę.(Koniec Spoilera) Po drugie, strona Star Wars Time twierdzi, że wie z tajemniczego źródła w kogo wcieli się Sarah Michelle Gellar: (Spoiler):w panią inkwizytor o imieniu Aileen Zahn, która jednocześnie udaje rebeliantkę. Jeśli jej nazwisko wydaje się komuś znajome - tak, to aluzja do Timonthy'ego Zahna, a sama Aileen miałby być oparta na postaci Mary Jade, którą pisarz stworzył.(Koniec Spoilera) Jest jednak wielce prawdopodobne, że ta informacja jest nieprawdziwa. Na stronie parę dni temu znajdowały się informacje o spin-offie z Bobą Fettem (pisaliśmy o tym tutaj) i o pewnej słynnej już chyba plotce dotyczącej retconu jego historii. Lucasfilm jednak wypisał już dawno temu kilka dobrych powodów dlaczego nie jest to prawda, a sam news zniknął ze Star Wars Time. Club Jade również twierdzi, że powyższa plotka jest nieprawdziwa.

Zapraszamy do dyskusji na forum.
KOMENTARZE (16)

P&O 113: Dlaczego Qui-Gon nie zniknął?

2015-03-08 08:47:55



Kolejne stare pytanie z czasów, gdy jeszcze nie wszyscy widzieli „Atak klonów”, a wciąż jeszcze rozważali zawiłości „Mrocznego widma”.

P: Dlaczego Qui-Gon Jinn nie zniknął w Epizodzie I, gdy zginał? We wcześniejszej trylogii wszyscy pozostali Jedi znikali.

O: I choć masz rację mówiąc „wszyscy pozostali Jedi”, to jednak trzy śmierci nie dają nam wystarczająco dużej próby by wysuwać wnioski, że wszyscy Jedi znikają po śmierci. Prequele uczą nas, że cało to znikanie wymaga pewnej dyscypliny i nie przychodzi automatycznie. Z Jedi, którzy zginęli na arenie na Geonosis żaden nie zniknął, a co więcej w adaptacji Ataku klonów Yoda jest zdziwiony, słysząc głos Qui-Gona powracający zza grobu.

K: Przez długi czas wydawało się, że kanonicznie to Qui-Gon tak naprawdę lepiej zrozumiał Moc, dzięki czemu mógł po śmierci wracać jako głos. Z „Zemsty Sithów” wiemy, że nauczył on Yodę sposobu komunikowania się z nim, ten zaś nauczył tego Obi-Wana. Może dlatego właśnie ich ciała potem zniknęły. Warto dodać, że w starym kanonie ta technika była znana choćby w czasach „The Old Republic”, jednak ta wiedza nie była powszechna i duchy Mocy budziły zdziwienie także wśród Jedi.
KOMENTARZE (6)
Loading..