TWÓJ KOKPIT
0

Clone Wars :: Newsy

NEWSY (243) TEKSTY (63)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

Tydzień animacji: Już 139 tysięcy dislike’ów „Ruchu Oporu”

2018-09-30 17:20:12



Będzie klapa? Tak przynajmniej wygląda na pierwszy rzut oka, zwłaszcza jak poczyta się w sieci, czy wejdzie na YouTube’a. Zwiastun „Ruchu Oporu” nie porywa to fakt. Animacja miejscami jest dziwna, ale interesującym pytaniem jest to, dlaczego tak wielu oglądających (ponad 139 tys. osób) negatywnie oceniło ten film na YouTubie? Podobał się zaledwie 13 tysiącom. Czy faktycznie jest aż tak źle, że nawet Dave Filoni publicznie zdystansowałął się od serialu, tuż przed premierą zwiastuna? Z okazji tygodnia animacji poprzedzającego premierę nowego serialu, postaramy się przyjrzeć trochę szerzej temu zjawisku, zwłaszcza w kontekście poprzednich seriali animowanych.

Teorie o atakach hejterów od razu odrzucamy. Za mała siła rażenia. Błędy, niestety, popełniono gdzieś indziej.

Po pierwsze należy zadać sobie pytanie, co jest celem zwiastuna? Przedstawienie serialu, czy raczej intensyfikacja marketingu. Normalnie powinno to być to drugie, a za zwiastunem powinny zacząć pojawiać się zdjęcia, informacje i wiele innych rzeczy. W przypadku „Ruchu Oporu” mamy ewidentnie duży problem marketingowy, prawdopodobnie wynikający z tego, że Lucasfilm obecnie cały czas próbuje znaleźć miejsce sagi we współczesnym świecie, a premiera nowego serialu wypadając w tym momencie jest z ich punktu widzenia ni w pięć, ni w dziewięć. Z jednej strony podważają stary model marketingowy, z drugiej pracują nad nowym, więc mamy to co mamy, czyli wrażenie dyletanckiego marketingu robionego na kolanie.



Czy problemem jest animacja?


Problem „Ruchu Oporu” to nie tylko kwestia animacji, ale jest bezpośrednio z marketingiem i umiejętnością sprzedaży tego, co stworzono. Zauważymy, że wcześniejsze seriale Lucasfilmu od czasu „Wojen klonów” Tartakovsky’ego były dość starannie przedstawiane. Wykorzystywano do tego konwenty, gdzie najpierw zapowiadano nowy serial i albo jak w przypadku „Rebeliantów” pokazywano szkice, projekty i zamysły, albo jak w przypadku „Wojen klonów” na koniec panelu pojawił się zwiastun. Dokładnie w ten sposób zbudowano marketing do 7 sezonu „Wojen klonów”. Wpierw zapowiadamy panel nostalgicznie traktujący serial, a pod koniec zapowiadamy kolejny sezon i zwiastun. Momentalnie pierwsze reakcje były pozytywne, a to już ciągnie za sobą resztę. To umiejętność budowania napięcia. W przypadku „Ruchu Oporu” dostaliśmy średnio zmontowany zwiastun, od którego odciął się nawet Filoni i tyle. Jeśli jest to nasz pierwszy kontakt z serialem, a widzimy, że to będzie kolejna bajeczka, wiele osób od razu to skreśla. Potem sytuacja się nakręca.

Należy sobie zadać jednak inne pytanie, czy animacja „Wojen klonów” Filoniego czy „Rebeliantów” była porywająca, rzucająca na kolana? Otóż nie. „Wojny klonów” wyglądały jak drewniane klocki. Czy to się podobało fanom? Niekoniecznie, ale zanim zobaczyli obraz, byli na to przygotowani. Ba nawet w pewien sposób zachęceni. Pierwsze obrazki postaci pojawiły się przed zwiastunem. Pierwszy zwiastun pojawił się na ponad rok przed serialem, a w międzyczasie dostawaliśmy artykuły o tym, dlaczego coś wygląda jak wygląda. Np. Kilian Plunkett o projektowaniu postaci. W Dooku ukazywano tym samym nawiązania do dobrze przyjętego serialu Tartakovsky’ego.

Analogicznie było z „Rebeliantami”, tam zanim pokazano zarys postaci wpierw pokazano fanom świętość, czyli szkice Ralpha McQuarriego. Pierwsze odcinki „Rebeliantów” wyglądają wręcz tragicznie w porównaniu z ostatnimi sezonami „Wojen klonów” Filoniego, ale jednocześnie fani byli już trochę do tego przygotowani i nie doznali „szoku”, więc koncentrują się na akcji. W przypadku „Ruchu Oporu” niby próbowano coś wspominać o anime, ale poza pojedynczymi wypowiedziami na tym się skończyło.

Zły czas dla „Gwiezdnych Wojen”


Drugi problem, którego nie wolno bagatelizować to czas. „Ostatni Jedi” podzielił fanów i spowodował, że ruch niezadowolonych przybrał znacząco na sile. Istniał on w fandomie (choćby po skasowaniu dawnego EU), nagle przestał być marginalny. Nie mówimy tu o tak zwanych toksycznych fanach, którzy atakują twórców, tylko o ludziach niezadowolonych z tego, co dostaliśmy i jednocześnie wątpiących w markę oraz coraz bardziej się od niej dystansujących. Przy słabym marketingu „Hana Solo”, jedna z zasad marketingowych, mówiących, iż jeden niezadowolony klient zniechęci 3-4 kolejne osoby, tu okazała się prawdziwa. Można się łudzić, że to efekt bojkotu, ale bardziej mamy problem z rozgrzanym, konkurencyjnym rynkiem, na którym trzeba uważać co się sprzedaje i jak.

Lucasfilm nie potrafił zareklamować swojego produktu, ani tym bardziej przekonać negatywnie nastawionych odbiorców do „Gwiezdnych Wojen”. „Ruch Oporu” cierpi dokładnie z tego samego powodu, co „Solo”. Dostajemy znów jakiś niedorobiony i dla szerokiego odbiorcy niechciany produkt, w dodatku kolejny i... łapki w dół. Zamiast przerywać złą passę, nowy serial wpisuje się w nią. Kolejni ludzie, którzy to widzą, chcąc nie chcąc, często już mają wyrobione zdanie i koło się zamyka.

Czy „Ruch Oporu” jest więc skazany na porażkę? Nie. Warto przypomnieć, że wciąż nie widzieliśmy serialu i niewiele o nim wiemy. Po prostu marketingowcy w LFL zafundowali mu ciężki start. Pozostaje mieć nadzieję, że finalny produkt będzie lepszy niż to, co pokazują nam ludzie zajmujący się jego sprzedażą i będzie możliwość cieszenia się z niego przez kilka sezonów.

Pozostałe atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (30)

Tydzień animacji: Fanowskie filmiki

2018-09-29 10:48:10 YouTube



Fani w różny sposób ukazują swoje zainteresowanie poszczególnymi elementami świata Star Wars. Część z nich tworzy różnego rodzaju materiały wideo: kompilacje, parodie czy analizy. Najwięcej tego typu materiałów powstało wokół seriali "Wojny klonów" oraz "Rebelianci". Poniżej przedstawiamy zaledwie kilka przykładowych filmików poświęconych gwiezdnowojennym animacjom.

"Wojny klonów" Tartakovsky'ego


"Wojny klonów"


"Rebelianci"


"Siły przeznaczenia"


Ahsoka Tano


Zeb i Kallus


Anakin i Ahsoka


Pary z "Wojen klonów"


"Rebelianci"


"Wojny klonów" vs "Rebelianci"


10 najlepszych momentów serialu "Wojny klonów"


Wszystkie atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (1)

Tydzień animacji: Szanse na emisję „Detours”?

2018-09-29 08:42:04



Nie wszystkie pomysły Lucasfilmu wychodzą poza stadium konceptu. Wiemy o tym dość dobrze. Jeśli chodzi o animacje warto wspomnieć o dwóch rzeczach. Pierwszym z nich był luźny pomysł George’a Lucasa, by po „Mrocznym widmie” wydać film dedykowany na rynek VHS czy rodzący się wówczas DVD z Jar Jarem. Miała to być animacja dla najmłodszych. Jednak poza wstępnym pomysłem nic takiego nie zaistniało. Z czasem „Wielka przygoda Jar Jara” stała się formą powracającego żartu (np. jako tytuł Epizodu II).

Serial o zabawkach



Druga taka niezrealizowana animacja to nienazwany serial o którym mówiono już po premierze „The Clone Wars”. Podobnie jak w przypadku „Wojen klonów” Tartakovsky’ego pewnym inicjatorem powstania była firma Hasbro, która chciała promować swoją serię Galactic Heroes. Zamysł był taki, by była to animacja, niekanoniczna, za to bardziej humorystyczna. Nie została jednak ostatecznie zrealizowana. Pisaliśmy o niej kilka razy, ostatnio tutaj.



Serial komediowy



Natomiast pomysł, by zrobić coś humorystycznego ewoluował. Pomogły mu w tym takie dzieła jak „Family Guy” czy „Robot Chicken”, które zaczęły parodiować sagę. Lucasowi bardzo się to spodobało, więc ostatecznie połączył oba pomysły i chciał mieć własny serial komediowy. Nie ograniczony w żaden sposób kanonem, czasem, a jednocześnie czerpiący mocno z „Gwiezdnych Wojen”.

Do współpracy zaprosił Setha Greena i Matthew Senreicha. Ci zaś dość szybko zebrali ekipę i powstało „Detours”. Tym razem udało się wyjść poza pomysł, koncept czy wstępną animację. Jedynym problemem było to, że Lucas bardzo lubi robić rzeczy po swojemu. Uznał, że wpierw zrobi serial, a dopiero potem zastanowi się komu go sprzedać. W grę wchodziło albo Cartoon Network, albo nawet coś w stylu Comedy Central. W każdym razie tym razem animacja była skierowana do starszego odbiorcy.

Stan obecny i nadzieja na przyszłość



Pierwszy sezon „Detours” został ukończony. Zwiastun się pojawił, panel na Celebration także rozgrzał oczekiwania. Jednak kwestia targetu sprawiła, że wraz z przejęciem przez Disneya Lucasfilmu serial ten, podobnie jak i konwersję 3D epizodów uznano raczej za fanaberię Lucasa, a nie pomysł na realny biznes. Obie rzeczy zawieszono. Według Greena skończono do tego czasu 39 odcinków, zaś scenariusze do 62 kolejnych zostały przygotowane.



„Atak klonów” i „Zemstę Sithów” w 3D pokazano przy okazji Celebration. Jak wygląda kwestia klasycznej trylogii w 3D w ogóle nie wiadomo. Wiemy jedynie, że „Nowa nadzieja” została skonwertowana do 4K (nad pozostałymi filmami pracę pewnie trwają). A „Detours”? Ma podstawowy problem, nie jest dedykowany dla tej publiczności co „Fineasz i Ferb”, którzy także parodiują Star Wars. Disneyowi własna konkurencja nie była potrzebna. Druga sprawa, to pytanie na ile „Detours” wpasowuje się w profil Disney XD.

Serial wiec został odłożony na półkę, do czasu, aż ktoś w Lucasfilmie wymyśli co z nim zrobić i w jakiej formie go sprzedawać. Oficjalnie była mowa, że zawieszono go na czas produkcji nowej trylogii. Ta zaś zmierza ku końcowi.

Natomiast jest jeszcze szansa na „Detours”, a mianowicie nowa platforma streamingowa Disneya. To wręcz idealne rozwiązanie, bo nie ogranicza się do telewizji. Kto wie, może w końcu pojawiłyby się tam też pełne seriale „Ewoks” i „Droids”? „Detours” byłby dodatkowym atutem, jednocześnie de facto zupełnie nową produkcją. Prawdopodobnie nie będzie lepszego momentu i miejsca na jego premierę. Zobaczymy tylko, czy Lucasfilm myśli podobnie, czy raczej jest to dla nich jeszcze jeden produkt Lucasa, z którym nie wiadomo, co zrobić.

Pozostałe atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (2)

Tydzień animacji: Animacje na wesoło

2018-09-28 19:58:54 Przepastny Internet



Animacje z założenia są kierowane raczej do młodszego odbiorcy, dlatego więcej w nich humoru, toteż stanowią świetne (choć dziwnie niewyeksploatowane) źródło memów i śmiesznych obrazków. Dziś, w ramach tygodnia animacji, przedstawiamy Wam kolekcję wysokiej jakości grafik, z których być może się pośmiejecie. Albo i nie.

Dowiecie się z nich o licznych problemach Dave'a Filoniego, który Anakin jest najlepszy i dlaczego nie powinno się przeklinać. Są też oczywiście romanse - te kanoniczne i nie do końca.



Wszystkie atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (9)

Tydzień animacji: „The Clone Wars” oczami fana Legend

2018-09-28 08:49:33 Gunfan



Serial „The Clone Wars” ma obecnie rzesze fanów, ale nie można zapominać, że jego początki nie były wcale takie różowe. W ogniu krytyki znalazła się przede wszystkim niezgodność z ówczesnym kanonem. W ramach tygodnia animacji chcielibyśmy Wam zaprezentować tekst Gunfana, który przybliży Wam tamte czasy oraz udzieli odpowiedzi na pytanie: czy starsi fani też mogą cieszyć się serialem?

Ach, „Wojny klonów” Filoniego. Słynne Te Ce Wu. Ta kultowa (w niektórych kręgach) animacja obchodzi w tym roku dziesięciolecie, a przez ten czas stała się dużą marką, zdobyła serca wielu fanów i ogólnie stanowi ważną część współczesnego uniwersum SW, więc… napiszę o niej co nieco. Tak bardziej osobiście, a zwłaszcza z punktu widzenia wielbiciela skasowanego Expanded Universe.

Ogłoszenie prac nad TCW wywołało reakcje dość różne, bo z jednej strony mieliśmy dostać poniekąd następcę znakomitych „Clone Wars” Tartakovsky’ego, ale z drugiej okazało się nagle, że według twórców Anakin miał przez cały okres wojny padawankę. Anakin! Najmniej nadający się na pedagoga ze wszystkich Jedi będzie miał uczennicę! W dodatku wyjętą z kapelusza, bo przecież w „Zemście Sithów” nie ma po niej śladu. Herezja, skok na kasę, celowanie w dziecięcy (i dziewczęcy) target – to były głosy krytyki już wtedy. I ja byłem wśród marudzących, a i dziś w pewnym stopniu mogę się pod tymi głosami podpisać.



Potem pojawił się film kinowy wprowadzający w realia serialu, a będący zasadniczo zlepkiem pierwszych trzech przerobionych na długi metraż odcinków. I o ile miło było mi przejść się do kina na „Star Wars” po trzyletniej wtedy przerwie (tyle minęło od „Zemsty Sithów”), to filmem, delikatnie mówiąc, zachwycony nie byłem. Nie polubiłem Ahsoki Tano i jej relacji z mistrzem, odrzucił mnie motyw syna Jabby, a także drażnił mnie fakt, że na dzień dobry dostaliśmy tu pojedynek Anakin/Dooku (z którego, jak ze wszystkich późniejszych, nic nie wynikło), ledwie chwilę po „Ataku klonów”. Ten ostatni motyw irytuje mnie, bo ówczesne Expanded Universe starało się nie dopuszczać do zbyt częstych spotkań kluczowych postaci, by nie rozmywało się znaczenie tych spotkań, tymczasem w TCW tego typu akcje (Kenobi/Grievous oraz Anakin/Dooku zwłaszcza) zdarzają się co chwilę.

To wszystko nie nastroiło mnie pozytywnie do serialu, którego emisja rozpoczęła się niedługo później. Ale mimo to oglądałem, i czasem było całkiem fajnie – pierwszych pięć odcinków bardzo daje radę, potem jest różnie, ale trylogia Ryloth i finał sezonu pierwszego znów pokazuje potencjał serii. Jednak pełno było też w tym wszystkim takiej średniości, lub elementów ewidentnie nie skierowanych do mnie (pojedynek droidów, gadające non-stop roboty B1, Separatyści ciągle dostający po czterech literach, podczas gdy głównym bohaterom udawało się wszystko) oraz innych wad, o których niżej. Ale mimo mieszanych uczuć dociągnąłem do początkowych odcinków drugiego sezonu, kiedy to dostajemy drugą bitwę o Geonosis. Bitwę ukazaną niesamowicie, brutalną i bezpardonową, ale… zepsutą przez Anakina i Ahsokę, radośnie się przekomarzających i podliczających skoszone droidy niczym Gimli z Legolasem, podczas gdy wokół masowo giną klony. A potem jeszcze pałę goryczy przegiął odcinek 2x06, gdzie pojawia się Luminara z Barissą i one są tak bardzo, stuprocentowo dżedajowe, podczas gdy ten niewydarzony duet A&A to jakieś marne podróby rycerzy, które każą nam oglądać jako głównych bohaterów…

Po tym odcinku przestałem oglądać TCW. Skumulowały mi się minusy, że tak powiem. Raz, że nie mogłem dłużej patrzeć na relację Ahsoka/Anakin (nasiąknąłem w prequelach i EU tym, jak powinien zachowywać się Jedi i jego padawan, a oni zachowywali się odwrotnie), na używanie tych ich dziecinnych przydomków („Snips”/„Skyguy” a.k.a. „Smark”/„Rycerzyk”) i ogólny brak poszanowania zasad wszelakich. Dwa, że serial zaczął bardzo swobodnie traktować to, co było dotąd kanonem, ignorując lub zmieniając dowolnie elementy Expanded Universe, choć równocześnie twórcy ciągle doń nawiązywali, niekoniecznie wiernie. Narobiło się więc nieścisłości na linii TCW-Expanded Universe i nie były to po prostu drobne wpadki, jakich i wcześniej w obrębie kanonu nie brakowało, tylko świadome olewanie przez twórców serialu tego, co ustalone było przedtem w innych źródłach. A to mi się cholernie nie podobało.

I tak minęło kilka lat. Miałem po drodze krótki moment, kiedy chciałem wrócić do serii i obejrzeć przynajmniej te lepsze, poważniejsze odcinki, ale na dłuższą metę nic z tego nie wynikło. Olałem temat i znów minęło dużo czasu. Aż do pamiętnego kwietnia 2014, kiedy to Disney, nowy właściciel marki „Star Wars”, postanowił skasować całe dotychczasowe Expanded Universe i odtąd traktować je jako niekanoniczne Legendy. Pomijając wszystkie inne konsekwencje tego manewru, miał on duży wpływ na moje obecne podejście do „Wojen klonów”. Kluczowy wręcz.



No bo wiecie: kiedy TCW startowało, kanon był teoretycznie jeden. Nie idealny, ale z grubsza spójny, dlatego wszelkie świadome olewanie go przez twórców serialu irytowało. Mieszało fanom w układaniu sobie wszystkiego w głowie jeszcze bardziej, niż jakieś pojedyncze drobne wpadki i nieścisłości między ówczesnymi książkami, komiksami i grami. Mnie też mieszało, a w dodatku drażniło mnie, że Lucasfilm każe mi za nadrzędne wobec EU uważać motywy, które mi się wcale nie podobały (okoliczności „wskrzeszenia” Maula chociażby). Ale teraz?

Teraz nie ma już jednego kanonu. W obecnych realiach nie ma co się przejmować spójnością TCW z czymkolwiek innym, więc najlepiej nie tracić na to czasu i spojrzeć na ten serial pod innym kątem. Jakościowym mianowicie. Czy to dobry serial? Czy to dobre Star Warsy? Czy starszy fan, również fan ś.p. Expanded Universe, będzie miał z niego jakąś radochę?

No więc – tak. Trzy razy tak. Oczywiście z wieloma zastrzeżeniami, bo „Wojny klonów” są w moich oczach serią diabelnie daleką od doskonałości. Ale ogólnie oceniam je teraz pozytywnie, diametralnie inaczej niż kiedyś.

Zacznę od minusów, to znaczy tych, których dotąd nie wymieniłem, bo powyżej macie już niezłą litanię. Oczywiście wszelkie sprawy związane z niespójnością TCW ze starym EU tu pomijam, bo już ustaliliśmy, że to przestało mieć znaczenie. Pomijam też zarzut, że fabuła niejednego odcinka tego serialu jest… dziecinna. No bo jaka ma być? To serial dla dzieci. I tak ma niemało dojrzałych motywów, więc jak mi wrzucą od czasu do czasu motyw typu „pojedynek droidów” to nie marudzę, tylko idę dalej. Kiedyś marudziłem, owszem, jak wspomniałem na początku. Przeszło mi.

Ale jednak trochę elementów nadal mnie drażni. Początkowa niepokorność Ahsoki chociażby, bo tak zachowująca się panna powinna według mnie szybciutko wylecieć z Zakonu. Niestety trafiła na takiego, a nie innego mistrza i w związku z tym jej (i jego) wyczyny nie uległy długo żadnemu utemperowaniu. I te ich wspomniane już tutaj ksywki, nie licujące moim zdaniem kompletnie z powagą stanowisk, które piastowali, jak i z relacją mistrz-uczeń. „Snips?” „Skyguy?” Trzymajcie mnie, bo nie zdzierżę. Powtarzam się, ale na to mogę marudzić do znudzenia.

Z innych wad serialu wymieniłbym jeszcze rozjazd chronologiczny oraz nudne (w większości) odcinki z akcją na froncie. Ta pierwsza kwestia to skakanie fabuły w tę i we w tę, bo twórcy nagle w sezonie drugim lub trzecim postanawiają zrobić prequel (lub sequel) do jakiegoś odcinka z sezonu pierwszego i widz czasem głupieje kompletnie od tego. Opowieści z frontu zaś są w TCW mocno nudne, niby dużo się dzieje, są bitwy i akcja, klony leją się z droidami, ale jest to wszystko ciągle na jedno kopyto. Autentycznie mocniej ruszały mnie bardziej kameralne, spokojniejsze odcinki, zawierające nieraz o wiele większą dozę kreatywności.



Ale dlaczego właściwie polubiłem ten serial? Bo jest dobry, mimo wszystkich wad. Plusy przeważyły nad minusami. Wiele razy zaskoczył mnie dojrzałością podejmowanej tematyki (relacje między klonami, kwestie tego, jak one postrzegają swój obowiązek wobec Republiki, ukazanie Separatystów jako zwykłych ludzi niekoniecznie chcących wojny), cynizmem politycznych machlojek (poziom rodem z prequeli - intrygi, zamachy, senator Kaminoan chcąca przedłużenia konfliktu, by móc nadal sprzedawać Republice kolejne partie klonów), a czasem po prostu wywoływał zachwyt najróżniejszymi sekwencjami (partia muzyczna na Nal Hutta, łowy na porwanych padawanów w wykonaniu Trandoshan, odbicie Ziro przez Cada Bane’a itd.). Nawet tak słabo wyglądający na papierze odcinek, jak ten o Ahsoce usiłującej odzyskać skradziony miecz świetlny, okazał się świetny i kazał mi nie oceniać już książki po okładce w przypadku TCW.

W dodatku ta seria to chwilami naprawdę znakomite „Star Wars”. Klimat wylewa się po prostu z ekranu, wszędzie pełno znajomych rekwizytów, ras i smaczków. Niemało gwiezdnowojennej filozofii też tu twórcy przemycili. I mimo, że marudzę na niektóre bitwy, to iście filmowego rozmachu nie mogę im odmówić. Design i piękno wykonania niektórych lokacji powalają, wystarczy spojrzeć na wygląd Coruscant (moje ulubione dolne poziomy), Mon Cala, Geonosis, Mortis czy Mandalory. W dodatku na szczęście serial nie kręci się wyłącznie wokół Anakina i Ahsoki, bohaterów jest wielu, co pozwala na ukazanie jeszcze większego skrawka Galaktyki i przeróżnych motywów fabularnych.

A ile radości TCW dostarczy fanowi starego kanonu? Cóż, mnie dostarcza mnóstwo, ale ja mocno wyluzowałem. Obawiam się, że ortodoksyjni wielbiciele Expanded Universe nie mają tu czego szukać, za dużo elementów będzie ich drażnić. Przepisem na sukces jest tu więc pogodzić się z tym, że Legendy są już tylko Legendami, i skupić się na czym innym, niż nieścisłości. Jeśli ktoś potrafi tak podejść do sprawy, a także nie odrzucą go inne wady serialu, to ma szansę polubić dzieło Filoniego i spółki.

Ja po latach krzywego patrzenia na „Wojny klonów” spojrzałem wreszcie na ten serial z sympatią. I choć nadal uważam CW Tartakovsky’ego za lepsze (to się pewnie już nigdy nie zmieni), to jednak - choć ostrożnie - polecam „The Clone Wars” tym, którzy ich jeszcze nie widzieli.

Wszystkie atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (15)

Tydzień animacji: „Wojny klonów” (2003-2005)

2018-09-27 17:00:29



„Mroczne widmo” sprzedało się bardzo dobrze, ale już „Atak klonów” miał pewna zadyszkę. Z różnych powodów, także rosnącej konkurencji na rynku blockbusterów. Przerwa między kolejnymi epizodami, wynosząca trzy lata, nie wszystkim się podobała. Hasbro zaczęło sugerować Lucasfilmowi, iż przydałoby się coś pomiędzy filmami, co podtrzymywałoby zainteresowanie sagą. Lucasfilm zaś szukał sposobu by lepiej promować „Zemstę Sithów”. Pierwszy animowany serial gwiezdno-wojenny tego stulecia (i tysiąclecia) to nic innego jak dobrze przemyślana kampania reklamowa.



Historia „Wojen klonów”



Gdy już pojawił się pomysł, trzeba było pomyśleć o wykonaniu. Hasbro zasugerowało by porozmawiać z Cartoon Network, z którym współpracowało przy serii „Transformers”. Ci zaś wskazali na Genndy’ego Tarakovsky’ego, który akurat skończył pracę nad „Samurajem Jackiem”.

Doszło do spotkania Genndy’ego i Lucasfilmu, w wyniku którego uzgodniono, że będzie to projekt składający się z krótkometrażowych odcinków, od trwających minutę po 3 do 5. Ostatecznie wyszły to mniej więcej 3 minutowe odcinki podzielone na dwie serie.

Tartakovsky miał swoją wizję serialu. Chciał by to było coś w stylu „Kompanii braci”, gdzie każdy odcinek jest o innej bitwie w trakcie Wojen klonów. Chciał też klasycznej animacji, no i pewnego nawiązania graficznego do studia Nelvana. W końcu na ich produkcjach dorastał i dobrze je wspominał. Lucasfilm i Cartoon Network przystały na ten pomysł. Od razu zamówiono dwa sezony.

I tu jedna ciekawostka, która wiąże się z ilością sezonów. Otóż początkowo zamówiono dwa, składające się po dziesięć odcinków. Trwały one sumarycznie koło godziny i były dość jednorodne. Z czasem „zlały” się i zaczęto je traktować jak jeden sezon. Trzeci sezon stał się tym samym drugim. Tak to też jest wydane na DVD, gdzie płyta pierwsza to sezon 1-2, a druga sezon 3 (choć ma numer 2).



Istotny wpływ na sagę



O ile serial początkowo raczej był tylko i wyłącznie sposobem na podtrzymanie zainteresowania sagą, o tyle, końcówka drugiego sezonu zapisuje się na stałe w historii uniwersum. Z dwóch powodów. Pierwszy to bezpośrednie nawiązanie do animacji z „Holiday Special”. Tam wprowadzono Bobę Fetta, tu generała Grievousa, czyli nowy szwarccharakter z Epizodu III. Ale na tym nie koniec. Miało być interaktywnie, więc Cartoon Network zorganizował głosowanie, którego nowego Jedi powinno się wprowadzić w serialu. Do wyboru byli trzej Roron Corobb, Voolvif Monn i Foul Moudama, wygrał Monn. Dwaj pozostali pojawili się w trzeciej serii.

Trzeci sezon to zdecydowana zmiana konceptu serialu. Skoro już robimy wprowadzenie do Epizodu III, dlaczego nie zrobić tego na całego? Tyle, że nie da się tak zrobić w 20 trzyminutowych odcinkach. Zdecydowano się więc na pięć trwających od 12 do 15 minut, ale skoncentrowanych już nie tylko na samej akcji, ale również i fabule.

Było to swoiste wprowadzenie do „Zemsty Sithów”. Zresztą niejedno. Tym razem Lucasfilm dość dobrze skoordynował ten projekt, także książkowo i komiksowo. Na szczególną uwagę zasługuje tu powieść Labirynt zła Jamesa Luceno, która dzieje się w trakcie serialu i niektóre wydarzenia się pokrywają, czasem niestety też różnią. Widać to w szczególności w polskim tłumaczeniu, które niestety nie bazuje na finalnej wersji powieści. Amber chcąc wydać ją przed premierą dał do tłumaczenia wersję roboczą przed ostateczną redakcją. Ostatecznych poprawek w tekście oryginalnym już nie uwzględniono w tłumaczeniu. Choć tu warto przypomnieć, iż Amber nie jest jedynym wydawnictwem (na świecie), które dopuściło się takiego zaniedbania.

Premiera „Wojen klonów” także była naprawdę nowoczesna. Bo oprócz emisji w telewizji, fani na całym świecie mogli oglądać odcinki online, pod warunkiem, że mieli wykupione członkostwo Hyperspace (czyli fanklubie oficjalnej i przy okazji bardzo prymitywnej i raczkującej wówczas pseudo-platformy streamingowej).



Pierwszy sezon wyświetlano pod koniec 2003 roku, drugi wiosną 2004, trzeci zaś w marcu 2005.

Warto dodać, że serial z jednej strony czerpał z tego, co stworzyła Nelvana, z drugiej w pewien graficzny sposób zainspirował kolejną iterację „Wojen klonów” za którą odpowiadał tym razem Dave Filoni. Tam też przetrwała Asajj Ventress jedna z nowych bohaterek, wprowadzona w tym serialu.

„Wojny klonów” zostały wydane na DVD – o czym wspominaliśmy wyżej. Niestety nie w Polsce. Obie części były sprzedawane jako osobne płyty. Przez pewien czas serial był tez do obejrzenia na oficjalnej, ale zniknął w czeluściach dziejów. Kto wie, może wróci z resztą przy okazji platformy streamingowej?

Spis odcinków znajdziecie tutaj. Był też adaptowany w formie fotokomiksu, a także fanowskich adaptacji.

Więcej atrakcji tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (15)

Tydzień animacji: Animowany segment z „Holiday Special”

2018-09-24 17:38:04



Dziś mało kto pamięta, że pierwszą animacją gwiezdno-wojenną wcale nie był żaden serial, a segment programu telewizyjnego, niesławnego „The Star Wars Holiday Special”, nadanego prawie dokładnie czterdzieści lat temu. Tam w trakcie mamy przerwę i leci dziesięciominutowy, obecnie nazwany „The Story of the Faithful Wookiee”, wcześniej określany jako „Starlog 3-2-1”. Nazwa z Wookieem jest stosunkowo niedawno ujawniona, a zarazem chyba oficjalna. Wcześniej przez lata segment ten nazywano od pierwszych słów, które w nim padają, czyli właśnie „Starlog 3-2-1”.



Historia „The Story of the Faithful Wookiee”

Za animowaną część wyemitowanego w 1978 „The Star Wars Holiday Special” odpowiada studio Nelvana. Tym razem w przeciwieństwie do aktorskiego programu, George Lucas miał minimalnie większy wpływ na animację. Nadal był zajęty „Indianą Jonesem” i „Imperium kontratakuje” więc niewiele czasu mógł poświęcać na tę produkcję. Wykorzystał to David Acomba, który pokazał Lucasowi film produkcji Nelavany – „A Cosmic Christmas”. George uznał, że jest to całkiem niezłe i znalazł czas na spotkanie się z Nelvaną. Dał im też pomysł, które Clive A. Smith i Frank Nissen zamienili na scenopisy. Lucas je zatwierdził, zaś Smith zajął się już rozwojem historii. Bezpośrednim wkładem Lucasa jest też umieszczenie nowego bohatera, którego mieliśmy zobaczyć dopiero w „Imperium kontratakuje”. To pierwsze pojawienie się Boby Fetta. Wówczas istniały już koncepty zbroi zrobione przez Joe Johnsotna oraz nagranie Bena Burtta na VHS w testowym kostiumie. Lucas bardzo chciał, by ta animacja była częścią czegoś, co niesie dalej „Gwiezdne Wojny” w oczekiwaniu na film. Ten pomysł będzie przewijać się także przez kolejne produkcje.

Jak na lata 70. animacja jest całkiem przyzwoita. Nelvana przede wszystkim spróbowała poszukać swojego stylu, nadać własną interpretację sadze. Nie zawsze udaną. Han nie przypomina Hana, zaś R2-D2 ma bardzo ciekawe umiejętności, no i jest wyjątkowo elastyczny. Styl animacji, a także niektóre modele postaci zostały wykorzystane prawie dekadę później w serialu „Star Wars: Droids” a także w mniejszym stopniu „Star Wars: Ewoks”. Jeśli chodzi o „Droids” to powiązań jest sporo więcej, niektórzy wręcz uznają ten serial za spin-off lub kontynuację tej kreskówki. Ale dziś taka kategoryzacja nie ma znaczenia. Ważne jest to, że to była pierwsza przymiarka Nelvany do „Gwiezdnych Wojen” i gdy pojawiła się druga szansa, to bazowali na tym, co już stworzyli. Zbudowali tym samym swój także wizualny kanon.



Dziedzictwo „Starlog 3-2-1”

Lucas jak to miał w zwyczaju bardzo lubił nawiązywać do innych dzieł w uniwersum. Ta kreskówka przede wszystkim miała wpływ na „Atak klonów” i Jango Fetta. Nie tylko jej fragmenty pojawiają się w dokumentach związanych z II Epizodem, ale nawet blaster Jango bardzo przypomina ten, który używał tu Boba Fett. Zresztą sposób wymowy imienia Boba z kreskówki słychać też w głosie Taun We.

Do kreskówki nawiązywał też w pewien sposób Genndy Tartakovsky w swoich „Wojnach klonów”. Choć tam trudno rozróżnić, czy to bardziej ta, czy „Droids” jest głównym źródłem inspiracji. Głównie chodzi o sposób poruszania się C-3PO i jego oczy, a także planetę Nelvaan, która wprost nawiązuje do Nelvany.

Kreskówkę można dziś obejrzeć na wydaniu sagi na Blu-ray. Jest ukryta. Na wydaniu zbiorczym BD na dysku z dodatkami do oryginalnej trylogii (8 dysk) wchodzimy w „Imperium kontratakuje” a tam „Pursued by the Imperial Fleet”, następnie wybieramy „The Collection” i „Boba Fett Prototype Costume”. Tam kreskówka jest ukryta pod przyciskiem „First Look”. Nie ładuje się od razu, trzeba poczekać.



W kreskówce głosów użyczyli – Anthony Daniels, Carrie Fisher, Harrison Ford, James Earl Jones, Mark Hamill i Don Francks jako Boba Fett.
Za dźwięki i montaż odopowiada Ben Burtt, a za animację odpowiadają Jenn de Joux i Elizabeth Savel.

Zaś przy okazji o samym „Holiday Special” mieliśmy cały tydzień, tworzony przy współpracy z Jedi Order. To dobra okazja, by sobie przypomnieć tamte artykuły.

Zaś pozostałe atrakcje tygodnia animacji znajdziecie tutaj.
KOMENTARZE (11)

Analiza teasera „Resistance”

2018-08-19 14:20:05 Różne

Emocje po przedwczorajszej zajawce „Resistance” jeszcze nie opadły, a choć mamy tylko minutę materiału, to wielu fanów wypatrzyło tam całkiem sporo ciekawostek i smaczków. Poniżej przedstawiamy zatem naszą analizę. Korzystaliśmy z artykułów i postów na Krypton Radio, Making Star Wars, Star Wars Explained, mediów społecznościowych wszelakich oraz oczywiście naszego forum.



Zacznijmy oczywiście od naszego głównego bohatera. Na powyższym obrazku znajduje się całkiem niezła podpowiedź skąd w ogóle Poe go weźmie: na jego lewym ramieniu widnieje symbol Nowej Republiki. Kto wie, może nawet znali się dużo wcześniej? W tej samej scenie Dameron ma kostium pilota z logiem Ruchu Oporu, więc akcja dzieje się już po jego dołączeniu (wcześniej latał jako pilot Nowej Republiki). Drogą komentarza warto dodać, że bohaterowie mają różne stroje w jednym odcinku, co w animacji (a zwłaszcza 3D) nie zdarza się często.



Jarek Yeager, właściciel warsztatu na Colossusie i zapewne ojcowska figura dla Kazudy. Ciekawe wydaje się tu jego imię, bo oprócz polskiego („Jarosław” w prasłowiańskim to dosłownie „ten, który ma silną sławę”) mamy tu niemiecki, „Jäger” to „łowca”. Niektórzy widzą tu inspirację Erenem Jeagerem z mangi/anime „Atak tytanów”, a nawet... Mickiem Jaggerem.



Fani zidentyfikowali tę dziewczynę jako Torrę Dozę, graną przez Myrnę Velasco. Z kontekstu trailera można wywnioskować, że będzie współzawodniczką Kazudy w wyścigu, ale najprawdopodobniej jej rola na tym się nie skończy - jest wymieniona zaraz po nim w spisie aktorów, co zazwyczaj świadczy o tym, że postać jest ważna. Torra ma dobranego pod kolor astromecha, a na jej prawym naramienniku widnieje aurebeshowa piątka - dokładnie taka sama, jak ta u Sabine od drugiego sezonu „Rebeliantów”. No i oczywiście w tym miejscu pojawia się wiele teorii. Najprostsza jest oczywiście taka, że to tylko i wyłącznie easter egg twórców. Druga, że Torra była fanką Sabine - z „Propagandy” Hidalga wiemy, że Wren rysowała plakaty dla rebelii, może więc stała się tak popularna jak Jaynor z Bith. Najdalej idące tezy mówią, że obie kobiety są jakoś spokrewnione, zwłaszcza że Doza ma w sobie coś z „kosmicznej Azjatki”.



Tu mamy kolejną dwójkę głównych bohaterów - po głosach można poznać, że Neeku to mężczyzna grany przez Josha Brenera, natomiast Tam to ciemnoskóra kobieta, która przemówi głosem Suzie McGrath. Większość jest zdania, że Neeku to przedstawiciel rasy Kadas'sa'Nikto, czyli zielonych Nikto, trochę mniej popularnych od swoich czerwonych kuzynów. Warto zwrócić uwagę na baner po prawej; jest to symbol z długą historią, bo najpierw pojawia się w pracach koncepcyjnych Boby Fetta, potem u jednego z pilotów ARC z „Wojen klonów” Tartakovsky'ego, aż wreszcie u mandaloriańskich Protektorów, do których należał Fenn Rau. I znowu: może być to tylko easter egg, ale Mandalorian zapewne w serialu prędzej czy później ujrzymy. Zwłaszcza że nie wiemy o nich za wiele w tym okresie.



Bucket, czyli dosłownie „wiadro”. Obowiązkowy droid w ekipie, który - jak określiłby Artoo - jest „nagi”.



Theelinka po lewej bardzo przypomina Gooti Terez, znaną z „Rebeliantów” członkinię Żelaznej Eskadry. Tamta co prawda miała różowe kropki na ciele, ale może to kwestia oświetlenia. Mamy także jakiegoś starszego mężczyznę i Rodianina przy kości, który zyskał w Internecie ksywkę „Shrek”.



Piloci wyścigu, w tym kolejny Rodianin i Torra. Pojawiły się głosy, że kobieta w czerwieni to popleczniczka Najwyższego Porządku, bo jej hełm dziwnie przypomina ten należący do imperialnych szturmowców. No a w warstwie symbolicznej czerwony to krew i agresja, opozycja niebieskiego kostiumu Torry czy zielonego Kazudy.



Napisy na zwiastunie zidentyfikowały tę postać jako Ciocię Z. Jej osoba od razu powinna skojarzyć się z Unkarem Pluttem z „Przebudzenia Mocy”, istnieje jednak mały zgrzyt z jej rasą. Unkar jest Crolutem, ale w opowiadaniu „True Love” sam mówi, że nie ma czegoś takiego jak croluckie kobiety - ten gatunek to wyłącznie mężczyźni, którzy rozmnażali się z Gilliandkami. Ale z kolei przewodnik „Aliens of the Galaxy” twierdzi już, że Croltki istniały. Więc serial rozwiąże tę nieścisłość w jeden czy drugi sposób i najprawdopodobniej przyzna rację przewodnikowi. Za Ciocią Z stoi Gotal, a sama kobieta ma na ramieniu tatuaż... z kosmicznym gofrem, którym niegdyś zajadał się Zeb.



Tu nie ma konsensusu czy jest to nowy, złoty szturmowiec, czy po prostu Phasma stojąca w takim oświetleniu. Raczej ta pierwsza opcja, bo podobno blaster się nie zgadza, a już na pewno kształt hełmu. Tak czy siak, żołnierz Najwyższego Porządku strzela w kogoś promieniem ogłuszającym.



W zwiastunie występuje bardzo duża liczba obcych. Na pierwszym obrazku mamy Ithorianina i jakiś niezidentyfikowanych osobników. Na drugim Kazuda spotyka się pod osłoną nocy z Aleeną. A na trzecim ma starcie z wyglądającym mało przyjaźnie Klatooinianinem (bardzo wiele osób błędnie bierze go za Dowutina, ale brak mu charakterystycznych rogów na brodzie), a przygląda im się Snivvianin. Swoją drogą, bardzo łatwo to przegapić, ale Klatooininianin ma na ręku jakiś ciemny tatuaż. Z takiej odległości ciężko powiedzieć co to, ale pojawiają się głosy, że to logo Szkarłatnego Świtu lub Czarnego Słońca.



Przyjrzyjmy się statkom. Jak można się domyślić ze zwiastuna, Kazuda odziedziczy swój z warsztatu Yeagera. I nie będzie to sprzęt pierwszej klasy, bo nawali w wyścigu, co jest bardzo częstym tropem - by daleko nie szukać, wystarczy przypomnieć sobie „Mroczne widmo”. Maszynę Torry przyrównuje się do porshe, ale najprawdopodobniej jest to R-41 Starchaser.



Tu błędnie bierze się ten statek za ten należący do Kazudy, ale nie zgadza się ani kolor, ani wygląd skrzydeł. Jeśli barwa ma być jakąś podpowiedzią, to zapewne jest to okręt Rodianina widzianego wyżej. Mamy tu dwie ciekawe naklejki. Jedna przypomina myśliwiec N-1 z Naboo, druga „Sokoła”. A wiemy, że Han mniej więcej w tym czasie sponsorował młodych pilotów w wyścigach, więc może to jeden z jego podopiecznych? Mamy jeszcze żółto-czarny statek należący zapewne do żółtego pilota powyżej oraz szaro-biały, który drogą eliminacji powinien trafić do czerwonej pilotki, no chyba że jest jeszcze ktoś, kogo nie widzieliśmy. Co ciekawe, właśnie takie barwy stosowali na swoich maszynach partyzanci Sawa Gerrery. Z drugiej strony przypomina on nieco mandaloriański myśliwiec typu Fang. Na maszynie widać coś, co wygląda jak - wedle słów jednego z fanów - „mały, zły droid”.



Tu z kolei są maszyny szwarccharakterów, które atakują Kazudę i Aleenę pod osłoną nocy. Ciężko określić czy na pewno należą do Najwyższego Porządku, ale zapewne tak. Gdy strzelają, brzmią dokładnie jak TIE, więc to zapewne kolejna iteracja tego myśliwca.



Przyszedł czas na ostatnie drobniejsze ciekawostki. Tu po lewej widzimy droida podobnego do HURID-a-327, który kręcił się pod zamkiem Maz Kanaty. Napis po prawej zaś informuje: „ATTENTION. NO...” i symbol przekreślonego blastera oraz czegoś jeszcze.

A co Wy zauważyliście? Zapraszamy do dzielenia się spostrzeżeniami na forum.
KOMENTARZE (69)

162. spotkanie wrocławskich fanów Star Wars

2017-10-16 22:05:29 Wrocławski fanklub SW

Dwa miesiące do The Last Jedi, więc Wrocławski Fanklub Gwiezdnych Wojen zaprasza na kolejną Imperiadę!

Jesień skutecznie zwalcza resztki lata za oknem, nowy trailer Ostatniego Jedi zawitał do internetów, a nasza ekipa powróciła ze StarForce. Tak więc czas na kolejną, 162 już, Imperiadę.

Data: 21.10.2017 Miejsce: pub Motyla Noga, piwnica (wejście od podwórka) Godzina: 12:00

Kampania promocyjna przed premierą nabiera tempa, tak więc czas na coraz obszerniejszy program:

– trailer The Last Jedi – cudo małego ekranu czy kolejny odgrzewany kotlet?

– plany na przyszłość fanklubu i przyszłe imprezy

– najważniejsze informacje i newsy ze świata Star Wars

WSPÓLNE OGLĄDANIE SERIALU CLONE WARS TARTAKOVSKIEGO!

Do tego mnóstwo dyskusji, rozważań i dobrej zabawy w zacnym towarzystwie. Tak więc przybywajcie i bawcie się dobrze razem z nami!
KOMENTARZE (3)

Weekend 40-lecia - „Atak klonów”: Nawiązania do epizodu drugiego w animacjach

2017-07-29 15:01:30 Różne



„Atak klonów" wyszedł w 2002 roku, a jeśli weźmiemy pod uwagę, że początki serialu „The Clone Wars" sięgają roku 2005, to można by dojść do wniosku, że ilość nawiązań do niego powinna być spora. Tak jednak nie jest, przynajmniej w porównaniu do innych epizodów. A szkoda, bo co by nie mówić o Haydenie Christensenie i słynnym tekście o piasku, to drugi epizod wniósł bardzo dużo do Sagi. W „Rebeliantach" ilość nawiązań do filmu jest bardzo znikoma - tu prym wiodą przede wszystkim TCW i „Wojny klonów”Tartakovsky'ego.

Postaci i rasy

„Atak klonów" wprowadził wiele postaci, w tym członków nowo powstałej Rady Separatystów. Problem w tym, że TCW nigdy tak naprawdę nie przedstawiło jej posiedzeń ani jak właściwie miała się do cywilnego Parlamentu. O Nucie Gunrayu pisaliśmy już w newsie o „Mrocznym widmie”, ale było wiele innych bohaterów. Sporo uwagi poświęcono Watowi Tamborowi w akcie o Ryloth pod koniec pierwszego sezonu TCW. Wtedy dowiedzieliśmy się, że przywódca Unii Technokratycznej miał tytuł emira, choć co właściwie się z tym wiązało - tego nigdy nie wyjaśniono. Tambora zgubiła własna chciwość, gdyż nie chciał opuścić Lessu z powodu skarbów, które tam zostawił. Pochwycił go Mace Windu i osadził w areszcie, w którym pozostał niemal do końca wojny. Co się zatem stało z Unią? Tak jak większość separatystycznych korporacji w TCW, jej członkowie twierdzili oficjalnie, że nie wspierają Konfederacji. Prawda była jednak zupełnie inna, co widać choćby po działaniach ishi tibańskiego senatora Gume Saama, który w filmie pojawia się na krótko na jednym z balkonów, a który w TCW konspiruje z Separatystami. Ciekawa jest kwestia Sana Hilla, który wypowiada w filmie znamienną kwestię: „Klan Bankowy podpisze pański traktat”. Co się zatem stało z Muunem, który w serialu zniknął, zastąpiony przez Rusha Clovisa, a siedzibą banku nagle stało się Scipio, a nie Muunilinst? Fani długo trapili się nad odpowiedzią na to pytanie, aż oficjalna odpowiedź przyszła wraz z kanoniczną wersją „Lokacji”: otóż nie stało się nic. Nadal był prezesem GKB, ale oddziału na Muunilinst, który najwidoczniej nie miał wiele wspólnego z tym ze Scipio (który ostatecznie przejął Kanclerz).



Jest jeszcze jedno ciekawe powiązanie pomiędzy Separatystami, „Atakiem” i serialami. Mowa oczywiście o Ventress, która o mało nie stała się czarnym charakterem w filmie. Tak się nie stało, ale wiemy doskonale, że w Lucasfilmie nie ginie nic. Takim sposobem Asajj trafiła do projektu multimedialnego „Clone Wars” z serialem Tartakovsky'ego na czele, a potem już do samego TCW. W pierwszym serialu dowiedzieliśmy się jak kobieta w ogóle trafiła do Separatystów i jak przebiegał jej pierwszy pojedynek z Anakinem. W drugim nie ma o tym mowy, ale TCW akurat w tym aspekcie sporo nawiązuje do poprzednika. Był nawet taki dziwny czas na krótko przed przejęciem firmy przez Disneya, w którym wydawało się, że oba źródła będzie jeszcze można pogodzić. O losach mrocznej Jedi długo by opowiadać, dobrze jednak jest wspomnieć, że jej dalsze losy zostały przedstawione w powieści „Mroczny uczeń”, jeśli ktoś jeszcze nie czytał.



Asajj powstała na podstawie konceptu Sitha i na ciemnej stronie pozostała przez długi czas. Inaczej się stało w przypadku Tiplee i Tiplar, które też zaczęły jako wyznawczynie ciemnej strony, przynajmniej na obrazie Iana McCaiga. W TCW zadebiutowały w „The Unknown”, gdzie Tiplar zginęła z ręki Tupa, którego implant zaczął szwankować i przedwcześnie nakazał mu wykonać rozkaz 66. Tiplee z kolei zginęła z ręki Dooku w komiksie "Son of Dathomir".

Wspomnieliśmy o rozkazie 66 - bo i jedną z ostatnich wielkich zmian w kanonie, jaką wprowadziło TCW, była kwestia posłuszeństwa klonów. W filmie Lama Su mówi Kenobiemu: „Wykonują każdy rozkaz bez pytania”. W Legendach kwestia ta została poruszona zwłaszcza przez Karen Traviss w jej powieściach: każdy żołnierz miał po prostu wdrożony zestaw rozkazów, które miał wykonywać bez żadnych wątpliwości. W serialu pokazano jednak, że żołnierze już od małego mieli wszczepiane w mózg czipy, których nie mogli zignorować. Pomagało jedynie ich usunięcie operacyjne, czego dokonało parę klonów, między innymi Rex, Gregor i Wolffe, którzy dzięki temu pojawili się w „Rebeliantach”. Z odcinków szóstego sezonu dowiedzieliśmy się też, że Kaminoanie nie byli znowu tacy czyści w swoich zamiarach - w tajemnicy kontaktowali się z Tyranusem. Kolejny dowód na to, że wojny klonów były tylko i wyłącznie spektaklem reżyserowanym przez Sidiousa.



Odcinek „The Lost One” to moment, w którym podjęto przerwany od czasów „Ataku klonów” wątek Sifo-Dyasa i Tyranusa. Zacznijmy od tego drugiego: to właśnie w tym odcinku Jedi dowiedzieli się, że Tyranus i Dooku to jedna osoba. W filmie jedynie Jango wspomina o tym, że taki ktoś go zatrudnił. Odcinki przedstawiają także historię Sifo-Dyasa, który potwierdził, że mistrz został zamordowany na polecenie Dooku przez Pyke'ów, którzy następnie zwrócili hrabiemu ciało jako dowód wykonanej roboty. Przed przejęciem firmy przez Disneya próbowano jeszcze do tego dorabiać historię z Legend z komiksu „Oczy rewolucji”, w której Sith wykorzystał krew dawnego przyjaciela do transfuzji Grievousa po jego operacji. W nowym kanonie ta wersja raczej nigdy nie przejdzie, ale kto wie?

TCW wiele razy potrafiło robić mniej lub bardziej przyjemne niespodzianki w rodzaju nagłego zmartwychwstania czy śmierci jakiegoś bohatera. Takowa czekała nas w „Grievous Intrigue”, gdzie niespodziewanie pojawił się Eeth Koth, który - przynajmniej wedle „Inside the Worlds of Attack of the Clones” - miał zginąć w katastrofie kanonierki lecącej nad Geonosis w filmie. Wszyscy wiemy, że out-universe chodzi o różnice w wyglądzie jego aktorów. Hassani Shapi w „Mrocznym widmie” miał jasną skórę, Tux Akindoyeni w „Ataku” ciemną, toteż stworzono nowego bohatera, Agena Kolara. Tylko potem Eeth wrócił w serialu, toteż zaczęły się problemy co zrobić z drugim Zabrakiem. Do tej pory nie zrobiono praktycznie nic - nie ma wyjaśnienia jak przejął fotel w Radzie, ani gdzie właściwie był po bitwie o Geonosis. Nawet jego postać w wizji Yody w „Voices” to tak naprawdę model Kotha. Może Marvel lub jakiś powieściopisarz miałby szansę się wykazać?

O ile TCW wzięło sporo postaci z tła „Mrocznego widma”, o tyle z „Ataku klonów” korzystało już mniej chętnie. Niemniej nie da się przecenić roli, jaką serial miał w ukazaniu pewnego senatora - mowa oczywiście o Onacondzie Farrze, który pojawił się najpierw w „Bombad Jedi”, gdzie dowiedzieliśmy się, że znał Padme od dziecka, która zresztą nazywała go pieszczotliwie „wujkiem Ono”. Rodianin próbował dostąpić do Separatystów, lecz tak się nie stało dzięki interwencji Amidali i Jar Jara. Jego decyzja o pozostaniu w Republice stała się jednak jego zgubą, gdyż z powodu wciągnięcia Rodii w wojnę jego własna asystentka, Lolo Purs, postanowiła go otruć.

Pamiętacie Palo, byłego kochanka Padme? O mało co nie pojawił się w „Senate Spy”, gdzie miał odgrywać rolę „tego trzeciego” w związku Amidali i Anakina. Problem w tym, że artysta nie za bardzo pasował do intrygi z Separatystami, a poza tym dziewczyna chodziła z nim, gdy miała dwanaście lat, a twórcy chcieli przedstawić kochanka z jej dorosłych lat. Tak też powstał Rush Clovis, ale o samym Palu dowiedzieliśmy się co nieco z „Propagandy”: to on stworzył plakat zapraszający na królewską koronację Padme, to jego zatrudnił później Sojusz do tworzenia nowej propagandy. Został jednak schwytany przez Imperialne Biuro Bezpieczeństwa i słuch po nim zaginął.



W scenie, w której Anakin popisuje się przed Padme umiejętnością lewitowania owoców, pewnie mało kto zwraca uwagę na tło. A tam właśnie pojawia się Teckla Minnau - służka Amidali, która odegrała sporą rolę w serialu. W „Pusuit of Peace” stała się inspiracją dla pani senator do opowiedzenia innym politykom o tragicznych warunkach, w jakich muszą żyć cywile podczas wojny (najwidoczniej pensja, którą Padme jej wypłacała, nie wystarczała, by dzieci Teckli mogły uczyć się przy normalnym świetle i regularnie się myć, ale nie bądźmy złośliwi). Asystentka później bardzo pomogła pani senator na Scipio w wydobyciu danych od Klanu Bankowego - niestety poświęciła przy tym życie, gdy trafił ją strzał Emba.

Nieco zamieszania narobiło wprowadzenie Umbaran w sezonie czwartym i akcie o generale Krellu. W serialu pokazano bowiem, że wspierali oni Separatystów, choć mieli swojego przedstawiciela w Senacie, Mee Deechiego (który i tak potem został zamordowany), a przecież Umbaranka Sly Moore była osobistą doradczynią Kanclerza. Może nie czuła żadnego przywiązania do krajan? Byłaby to ciekawa historia do opowiedzenia, biorąc jeszcze pod uwagę fakt, że w Legendach sugerowało się, jakoby ona i Palpatine byli kochankami.

Mówiąc o postaciach, nie możemy również zapominać o słynnych zwierzętach. W „Landing at Point Rain” po raz pierwszy pojawiła się kanonierka „Bad Kitty” z namalowanym z boku nexu. „Złą kicią” nazywano w ILM-ie kocura, który atakował Padme na arenie na Geonosis. Z kolei w „ARC Troopers” nastąpił debiut aiwh, które ekipa zwała „latającymi wielorybami”. One również mają ciekawą historię: najpierw miały być mieszkańcami chmur Bespina, potem chciano je wrzucić gdzieś do „Powrotu Jedi” lub „Mrocznego widma”, ale ostatecznie wylądowały na Kamino. Robaki przewodowe to dość ciekawy przypadek - właściwie nigdy się w filmie nie pojawiły, ale trafiły do „Słownika ilustrowanego”. W TCW znalazły się z kolei w słowniku mówionym - takim obraźliwym określeniem obdarzył Meebura Gascona pan Borkus w „Missing in Action”. Ciekawa sprawa dotyczy też reeków. Zarówno źródła z nowego kanonu, jak i Legend stwierdzają wyraźnie, że mimo groźnego wyglądu były to zwierzęta roślinożerne (miały zęby jak gryzonie, które musiały ścierać). Czerwona barwa, jak u tego na arenie na Geonosis, wynikała z nienaturalnej mięsnej diety; Geonosianie karmili go w ten sposób, by pobudzić w nim agresję. Czemu zatem reek, którego dosiada Grievous w „Deserter”, również jest karmazynowy, mimo że dookoła jest pełno roślin? Zwykła pomyłka twórców?

Technologia



TCW garściami czerpie z technologii AOTC - w końcu jesteśmy niemalże tuż po filmie, a wojna trwa w najlepsze. Jednym z okrętów często wykorzystywanym w serialu jest LAAT. Seriale może nie zmodyfikowały jej tak bardzo (acz trzeba zapytać czasem o ich szczelność, gdyż parokrotnie latały w próżni, a bohaterom jakoś to nie przeszkadzało), ale wprowadziły ciekawy zwyczaj malowania ich przez klony, niczym żołnierze podczas II wojny światowej. W oryginalnych "Wojnach klonów" mieliśmy na przykład kanonierkę pomalowaną jak rancor. W filmie pilotowym TCW widzieliśmy pin-upowe twi'lekanki, potem było trochę zwierzaków (np. bantha robiąca nie kupę, a bomby) czy Dooku i Gunray dostający kopniaka, uśmiechnięty Kit Fisto (z napisem: „Służba z uśmiechem”, co jest nawiązaniem do jego słynnej sceny na arenie), a nawet seksowna Padme (ku wielkiemu oburzeniu Anakina). W „Rebeliantach”, a konkretnie w „Empire Day”, odwiedziliśmy po raz pierwszy bar starego Jho. Ithorianin umieścił nad wejściem wrak kanonierki „Crumb Bomber”. Miał też na półkach hełm żołnierza-klona.

Kryształy kyber są teraz znane wszystkim - w nowym kanonie, a konkretnie od odcinka „Cargo of Doom” jest to nazwa kryształu zasilającego miecz świetlny. Zaczęło się jednak od pierwszych scenariuszy "Nowej nadziei", gdzie kyber był artefaktem skupiającym Moc, którego szukali Jedi i Sithowie. Pomysł Lucas zarzucił, ale sam przedmiot - jako kryształ kaiburr - trafił do „Spotkania na Mimban”. Reżyser jednak wrócił do idei właśnie przy „Ataku” - „kyberem” miała być grotostrzałka używana przez Janga do zabicia Zam. Jak już przy technologii używanej przez Jedi jesteśmy, to nie można zapomnieć o zdalniakach do trenowania walki na miecze. Ich debiut to oczywiście „Nowa nadzieja”, ale pojawiły się również podczas lekcji Yody z młodzikami. Korzystały z nich również dzieci pod nadzorem Ahsoki w epizodzie „A Test of Strenght”.

Epizod drugi przedstawił też ciekawe spojrzenie na technologię codziennego użytku. Ot choćby w jadłodajni Dextera mamy po raz pierwszy w Sadze przedstawionego droida-kelnera. Ten sam model można zobaczyć w odcinku „Brothers” w restauracji "Plop Dribble's" na Stobarze. Na Mandalorze z kolei parokrotnie możemy dostrzec droidy-przewodniki wycieczek, które powstały na podstawie rykszarzy widzianych w AOTC na Tatooine. Potem Maul wykorzystał je podczas ataku na „Ghosta” w „Holocrons of Fate”.

Miejsca



Jeśli chodzi o miejsca, to „Atak” nie wprowadził wiele nowych planet, bo raptem dwie, Kamino i Geonosis. Za to bardzo rozbudował to, co widzieliśmy wcześniej - zobaczyliśmy między innymi rezydencję Amidali i Krainę Jezior na Naboo oraz „brudniejsze" dzielnice Coruscant - takie jak klub „Pozaświatowiec", jadłodajnię u Dexa i dzielnicę Roboty. Choć TCW do żadnego z tych miejsc nie odniosło się bezpośrednio, to duch mrocznych zaułków Coruscant unosi się zwłaszcza w końcówce sezonu piątego, którego akcja dzieje się w okolicach poziomu 1313. Mieliśmy również odwiedzić to miejsce w anulowanej grze „1313", no ale raczej się nie doczekamy, o ile Disney nie postanowi wskrzesić anulowanego projektu.

Żadna planeta z AOTC nie została tak rozwinięta jak Geonosis. Przede wszystkim w serialach pokazano jej sławetne katakumby, w których, jak się okazuje, żyły ukryte przed światem królowe, zdolne do kontrolowania podwładnych za pomocą robaków mózgowych. TCW wyjaśniło nam przy okazji dlaczego Poggle miał przydomek "Mniejszy" - bo „Wielka” była królowa Karina. W „Rebeliantach” również bohaterowie zstąpili do podziemi, tym razem w poszukiwaniu Sawa Gerrery podążającego tropem Gwiazdy Śmierci. Wiemy, że ekipa od „Rebels” nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa, bo wątek ten będzie kontynuowany w czwartym sezonie.

w filmie pokazano nam jedynie kilka ujęć z codziennego życia klonów; dopiero TCW tak naprawdę rozwinęło ten wątek. Ale nie zawsze tak miało być: w drugim Epizodzie mieliśmy zobaczyć baraki żołnierzy, lecz nigdy się tak nie stało. Ich debiut nastąpił w akcie o ataku na Kamino na początku trzeciego sezonu.

Ze scenami wyciętymi jest czasami problem, bo nie zawsze wiadomo, czy są kanoniczne, czy nie. W jednej z nich Obi-Wan idzie do pokoju analiz, by zbadać grotostrzałkę, ale wchodzi tam, nie dowiaduje się niczego i wychodzi, dlatego Lucas uznał, że scena nie ma większego sensu. Niemniej okazuje się, że pomieszczenie naprawdę istniało w świątyni, bo widzimy je w „Deception”. Przy czym oficjalny przewodnik sam nie jest pewny, czy to na pewno to samo pomieszczenie, ale to już detale.

Cytaty i varia



Tak samo jak postaci czy miejsca, teksty z „Ataku klonów” nie zapisały się bardzo w serialowych dziejach. Już więcej jest różnego rodzaju innych nawiązań.

  • Bystremu oku Obi-Wana nie mogło ujść, że jego uczeń mocno się denerwował przed spotkaniem z Padme. Ale w „Voyage of Temptation” role się odwróciły: to Anakin zauważał, że Kenobi nie może usiedzieć spokojnie przed zobaczeniem Satine.

  • W „Lethal Trackdown” widzimy Anakina w jego charakterystycznej pozie z rozstawionymi nogami i rękami założonymi za plecami. To bezpośrednie nawiązanie do AOTC, gdy młodzieniec medytował rankiem w posiadłości Amidali.

  • W barze u Deksa Obi-Wan zamawia ardees, znany też jako „sok z Jawy”. Początkowo funkcjonowała ta pierwsza nazwa (i taka pojawia się w napisach na DVD), potem zmieniono ją na drugą. Może z powodu kontrowersyjnego brzmienia (acz nie martwcie się, żadni Jawowie nie ucierpieli. Napój ten zawierał zmiksowane futro banthy i sfermentowane ziarna, jeśli to kogokolwiek zachęca) zdecydowano się na powrót do starego miana w „Corruption”.

  • Jak by nie patrzeć, kultura Mandalorian została przedstawiona bardzo szeroko w serialach animowanych. Zadbano nawet o takie drobne szczegóły jak ich alfabet, który pojawia się tu i tam, a który dobrze widać w kokpicie „Slave I”. Czemu zatem w nowym kanonie ciągle odmawia się Jangowi i Bobie ich mandaloriańskich korzeni?

  • Anakin nie był jedynym buntowniczym Jedi, jakiego przedstawiły nam seriale. Młodzik o imieniu Petro bardzo go podziwiał i może to za jego przykładem zaproponował towarzyszom ruszenie na ratunek Ahsoce wbrew rozkazom, tak jak Skywalker oznajmił Amidali, że uratują Kenobiego.

  • Walka Maula i Pre Vizsli w „Shades of Reason” przez wielu fanów (w tym Freddiego Prinze'a) jest uważana za jedną z lepszych w całych „Gwiezdnych Wojnach”. W dużej mierze ten pojedynek przypomina to, co zaprezentowali Obi-Wan i Jango na Kamino.

  • Nie oszukujmy się - tekst Anakina o piasku, który jest irytujący i wszędzie włazi jest chyba najbardziej niesławnym z całej Sagi. Ekipa „Rebelsów” ewidentnie sobie z tego zakpiła, gdy włożyła te słowa w usta Sabine, narzekającej na burzę w „Ghosts of Geonosis”.

  • „Atak” to w pewnym sensie epizod początkowy - oto rozpoczyna się jedna z ważniejszych wojen w historii galaktyki, dalej. Może dlatego raczej nie nawiązuje się bezpośrednio do tej części, raczej się ją rozwija. Ale nie można zaprzeczyć, że dzięki niej dostaliśmy dwa serialowe wcielenia konfliktu znanego jako wojny klonów. Więcej, jeśli liczyć książki i komiksy oraz wszelkie inne media. A nadal jest jeszcze pole do popisu.
    KOMENTARZE (5)

    P&O 226: Który opis „Wojen klonów” jest właściwszy?

    2017-05-07 06:48:44



    Mimo, że nad całym programem „Wojen klonów” prowadzonym w różnych mediach (serial Tartakovsky’ego, książki, komiksy, gry) czuwała może nie Story Group, ale grupa osób z Lucas Licensing i tak zdarzały się pewne rozjazdy i wątpliwości. Dziś pytanie dotyczy właśnie tego.

    P: Czytam komiksy Dark Horse’a od lat, a ostatnio oglądałem także mini serię „Wojny klonów”. Moje pytanie jest takie, który z opisów „Wojen klonów” jest właściwszy. W ostatnich komiksach, Anakin stał się już Rycerzem, a Asajj ściga Obi-Wana. W serialu Anakin niszczy Asajj Ventress, a sam jest jeszcze uczniem.

    O: Po pierwsze nie widzimy, czy Anakin niszczy Asajj w serialu. Jej los pozostaje niedopowiedziany, aż do czasu, gdy Asajj wraca w innym miejscu w Expanded Universe. Jak mówi stara maksyma, dopóki nie zobaczysz ciała, nie licz, że ktoś jest martwy. Po drugie i choć opowieści „Wojen klonów” maja się dopowiadać i stanowić całość, każda z nich jest autonomiczna przez sposób, w jaki jest opowiadana. Zależy to od specyfiki i siły medium, od autora komiksu, ilustratora, pisarza, animatora czy artysty, którzy przedstawiają pewne wydarzenia mniej lub bardziej dramatycznie.
    A który jest właściwszy? W studium przypadku, wydaje się, że komiksy dzierżą pierwszeństwo, bo są bardziej realistyczne, ale z drugiej strony, ich długość wymaga skrócenia dialogów, by pasowały do czasu. Kreskówki lepiej uchwycą energię i kinetyczny duch „Gwiezdnych Wojen”, ale ich wadą jest kreskówkowa fizyka i stylistka. Czy na pewno Mace Windu rozwalił całą armię droidów bez broni? Możliwe, ale w jaki sposób? To już raczej wyrosło nie z faktu, a ze sposobu opowiadania historii.
    KOMENTARZE (23)

    Nawiązania Wojen Klonów do Sagi

    2016-10-13 18:16:32 YouTube

    Serial The Clone Wars zdobył wielu fanów na całym świecie. Twórcy wielokrotnie nawiązywali do wszystkich filmów Sagi Gwiezdnych Wojen, w większym czy mniejszym stopniu.
    W sieci pojawiła się kompilacja scen z serialu The Clone Wars, gdzie odwołano się do sławnych cytatów z Sagi.


    KOMENTARZE (10)

    P&O 195: Czy istnieją jakieś wodne pojazdy bojowe?

    2016-10-02 11:59:16



    Kolejne z pytań dotyczyło dawnego rozszerzonego wszechświata.

    P: Zastanawia mnie, czy armie Republiki, Separatystów, Sojuszu czy Imperium miały jakieś wodne pojazdy bojowe.

    O: I choć wszystkie te frakcje miały wodne pojazdy, nie były one w żaden szczególny sposób przedstawiane w dodatkowych publikacjach poza filmowych, a morskie bitwy są dość rzadkie. Chyba największym z takich przedsięwzięć jest gra Star Wars: Galactic Battleground firmy LucasArts i dodatek Clone Campaings. Tam tereny morskie są jednym z dostępnych w grze, a gracze mogą wyposażyć swe siły w pojazdy pływające po powierzchni.

    Oczywiście techniczne specyfikacje tych pojazdów nie zostały przedstawione szczegółowo, zamiast tego mamy raczej główne kategorie. Fregaty – to szybkie pojazdy idealnie pasujące do misji zwiadowczych czy obronnych. Krążowniki są wolniejsze, ale posiadają o wiele cięższą artylerię i mogą prowadzić ostrzał wybrzeża. Niszczyciele są szybsze i stworzone by angażować w walkę inne pływające pojazdy. Inne pojazdy to choćby bazujące na wodzie antysamoloty. Wszystkie one mają swoich reprezentantów w armiach Republiki, Separatystów, Imperium, Rebelii, ale także Wookiech, Federacji Handlowej czy nawet Naboo lub sił Gungan.

    Oczywiście bardziej szczegółowe pojazdy mogą być znalezione w różnych źródłach. Choćby stary dodatek do RPG, opublikowany w 1989 przez West End Games – „Battle for the Golden Sun” ma kilka imperialnych maszyn wodnych, w tym jednoosobowy speeder po falach, czy przypominający żółwia pływak AT-AT (All Terrain Aquatic Transport), oraz nazwane, acz nigdy nie pokazane łodzie TIE fighter. Natomiast podręcznik do RPGa mówi, że lodowe speedery Sojuszu mogą być przystosowane do wielu terenów i łatwo je przerobić na aquaspeedery.

    W Dark Empire (Dark Horse 1991-1992) jest wspomniana bitwa o Mon Calamari, a wraz z nią na front obie strony, Imperium i Nowa Republika, sprowadzają nowe pojazdy. Są to olbrzymie Imperialne machiny kroczące po falach, czy małe łodzie przypominające amfibie dla przeciwnej strony.

    W serialu Wojny Klonów (Odcinek V) pojawia się epizod z Kitem Fisto walczącym z Ligą Izolacji Quarrenów na Mon Calamari i tam widzimy kilka pojazdów podwodnych Konfederacji. Są tam zarówno manty, olbrzymie manty i zmodyfikowane speedery MVR-3.
    KOMENTARZE (7)

    P&O 194: Jak myśliwiec Anakina wchodził w nadprzestrzeń?

    2016-09-25 08:57:44



    Dziś pytanie o serial „Wojny klonów” Genndy’ego Tartakovky’ego i jego zgodność z „Atakiem klonów”.

    P: W odcinkach 11 i 17 serialu „Wojny klonów”, Anakin pilotował swój specjalnie zmodyfikowany myśliwiec Delta-7 w nadprzestrzeni. Moje pytanie brzmi, jak on tam się znalazł bez pierścienia hipernapędu? Według mojej wiedzy w Słowniku Obrazkowym z Ataku Klonów jest napisane, że Delta-7 był zbyt mały by posiadać własny napęd nadświetlny? Możecie to jakoś wyjaśnić?

    O: Słowem kluczem są tu specjalne modyfikacje. Pamiętaj, że Anakin to geniusz mechaniki i przeróbek, a jego usposobienie nie pozwala mu na akceptowanie powszechnie obowiązujących zasad. Większość myśliwców z tamtego okresu faktycznie nie posiadała hipernapędu z dwóch podstawowych powodów: koszty i potrzebne zasoby energetyczne.
    By zmniejszyć koszty, Kuat System Engineering nie montowała hypernapędu ani podsystemu astrogacyjnego w standardowych Delta-7. W zamian firma TransGalMeg Indurstries, Inc. tworzyła osobny pierścień hipernapędu. Ale niewielka ilość myśliwców Jedi miała wbudowany napęd nadświetlny (można to zauważyć w grze Star Wars: Jedi Starfighter), ale nie były one masowo produkowane, ze względu na koszty.
    Anakin oczywiście wziął swój Delta-7 i rozebrał w nim system zasilania, odnowił i przerobił go tak, by mógł podtrzymywać silniki TransGalMeg, które przymocował bezpośrednio pod myśliwcem. To właśnie te dwa wielkie przypominające stylem podracer silniki.
    Te myśliwce są wciąż za małe, by posiadać komputer nawigacyjny, dlatego Anakin polega na swoim droidzie astrometycznym, oraz oczywiście Mocy, dzięki którym bezpiecznie pilotuje w nadprzestrzeni.
    KOMENTARZE (24)

    Analiza zwiastuna „Łotra Jeden”

    2016-04-11 07:28:24 redakcja +

    Zwiastun „Łotra Jeden” już jest w sieci od paru dni. Warto więc przyjrzeć się mu trochę bardziej analitycznie. W poniższym tekście możliwe są pewne spoilery, więcej jednak jest odniesień do fanowskich spekulacji.



    Postać, którą gra Felicity Jones to Jyn Erso. Jej imię już słyszeliśmy w różnych plotkach, ale niekoniecznie w takiej wersji. Jyn padło tutaj, Lyra Erso tutaj.
    Pytanie, czy Jyn i Lyra to jedna i ta sama osoba? Czy może zobaczymy też jej siostrę (i ojca, i tak dalej). Wielu fanów słysząc jej imię od razu pomyślało o Jan Ors. Przypomina ją też trochę strój.
    Zwiastun rzuca nam też światło na przeszłość głównej bohaterki, która od 15 roku życia musiała sama troszczyć się o siebie. Teraz widzimy ją w kajdankach, więc przynajmniej od początku filmu nie będzie jej po drodze z Rebeliantami, zatem zapewne dostanie propozycję nie do odrzucenia.



    To bez wątpienia Yavin IV. Odtworzono wnętrze bazy, widać tam zarówno Gonka jak i transportery z wagonikami, czy wiele innych rebelianckich szczegółów. Yavin tym razem został zbudowany w Anglii, dokładniej w Cardintgon o czym pisaliśmy tutaj. Widzimy go jednak tylko z wewnątrz. Mamy dużą dbałość o detale, są X-wingi, dobrze odtworzone mundury, astromechy, dekoracja przypominająca trochę Tikal zarówno kamienie jak i roślinność.
    W dialogach też słyszymy kim właściwie jest nasza łotrzyca Jyn. Fani stworzyli oczywiście mnóstwo teorii odnośnie bohaterki Łotra Jeden, czyniąc ją matką Rey, czy też córką postaci granej przez Bena Mendelsohna, a nawet samego Boby Fetta, czy postaci Madsa Mikkelsena. Póki co są to jednak radosne przejawy spekulacji. Zwiastun nic nam nie sugeruje w tej materii.



    W bazie zobaczymy Mon Mothmę. Gra ją Genevieve O’Reilly.



    Pojawiła się jako Mon Mothma na planie „Zemsty Sithów”, jednak tam sceny z jej udziałem zostały wycięte. Można ją tylko oglądać w dodatkach na DVD i BD. W filmie można ją wypatrzeć w kadrze powyżej. Obecnie aktorka wraca do tej roli. W bazie widzimy także Jana Dodonnę, stoi w tle i jest słabo widoczny. W roli wiceadmirała rebeliantów wcielił się Alistair Petrie. To prawdopodobnie on wypowiadał poprzednie kwestie, sugeruje to datapad w ręku.



    Sala w której rozmawiają rebelianci i Jyn to odtworzenie tej z „Nowej nadziei”, gdzie śledzono losy bitwy o Yavin. Podobne ekrany ścienne pojawiły się też w „Zemście Sithów” w Świątyni Jedi.


    Diego Luna gra postać, która podobno nazywa się Cassein Willix. Jest prawdopodobnie kapitanem Rebeliantów i wiele wskazuje na to, że obok Jyn najważniejszym z Łotrów.



    Ujęcie na jakiejś pustynnej planecie, gdzie widzimy Jyn w akcji. Ta planeta jest widoczna w kilku miejscach zwiastuna, wygląda na istotną dla akcji. Niektóre plotki sugerują, że pustynie nagrywano tym razem w Jordanii, ale nie zostały one nigdzie potwierdzone.



    Za Jyn znajdują się tu jeszcze inne osoby. Prawdopodobnie Willix oraz droid, którego gra Alan Tudyk. Ten droid jest stworzony w technice motion-capture. Nie widzimy go w pełnej okazałości, ale więcej pisaliśmy o nim tutaj. W czasie tych walk widać też, że Jyn kogoś ratuje (Willixa?).



    Następnie logo Lucasfilmu, a po nim widzimy Jyn lecącą na akcję (lub przywożoną Yavin?). Wygląda na pasażerkę, ale niezbyt zadowoloną.



    Widok na niszczyciele, TIE Fightery i Gwiazdę Śmierci.




    Niszczyciele wydają się wzorowane na ISD I „Devastatorze”, statku flagowym Vadera z czasów „Nowej nadziei”. Podobieństwa dotyczą zarówno kolorystyki jak i rozbudowanego mostka. Ten sam wzór przyjęli także twórcy „Rebeliantów”. Wprowadziło to drobne zamieszanie w głowach fanów, jako że dużo bardziej rozpowszechniony jest wizerunek ISD II z „Imperium Kontratakuje” i „Powrotu Jedi”.



    Montowanie działa Gwiazdy Śmierci.



    Problem, że ten talerz widzimy w dużej części w „Zemście Sithów”. Więc albo jest to tylko okrywa, albo coś do wytłumaczenia.



    W między czasie w dialogach dowiadujemy się trochę o akcji jaką ma przeprowadzić Jyn.



    Widzimy Rebeliantów biegnących z bazy. Jak łatwo się domyśleć Jyn przyjęła zadanie. Pomagają jej też piloci. Widzimy X-winga i oczywiście bazę na Yavinie.



    Ben Mendelsohn w roli imperialnego. Na pierwszy rzut oka wygląda jak Wielki Admirał, nawet pozę ma przypominającą trochę Thrawna. Ale oznaczenia wskazują na bardziej Admirała Floty. Być może to postać, o której wspomina Chuck Wendig w swojej powieści Koniec i początek, tajemniczy imperialny admirał? Druga wskazówka to mundur, przypominający ten który nosił Yularen z imperialnego biura bezpieczeństwa. Ben gra kogoś wyżej postawionego. Stephen Stanton, czyli Tarkin w „Wojnach klonów”, sugeruje, że tę postać poznaliśmy już w Tarkinie Jamesa Luceno. Jeśli tak byłoby to Harus Ison, zastępca dyrektora IBB, przynajmniej taki stopień miał u Luceno. Raczej nie jest to Armand Isard, którego Luceno wprowadził ponownie do oficjalnego kanonu w tej powieści. Natomiast istnieje możliwość, że Ison awansował. Swoją drogą Stanton wypowiadający się na temat „Łotra Jeden” może coś sugerować. Czyżby jednak podkładał głos Tarkina?
    Jeszcze inny możliwy kandydat to Nils Tenat, który także pojawił się u Luceno i to on miał przejąć projekt Gwiazdy Śmierci.

    Tło tego ujęcia bardzo przypomina miejsce, w którym Tarkin rozkazał zniszczyć Alderaan. Tyle, że planeta jest inna. Czy to ta na której Rebelianci walczyli, czy jeszcze coś?
    Warto też zauważyć jego blaster w ręku. Bardziej ozdobny i dystyngowany. No i pokryty chromem.



    Nowy czołg. Nowi szturmowcy i jeszcze jacyś więźniowie. Planetę już widzieliśmy. W tle widać także skraplacz wilgoci, co wydaje się pasować do pustynnego otoczenia.



    Sam czołg to oczywiście nowy pojazd, ale też osadzony w filmach. To jakby UT-AT (Unstable Terrain Artillery Transport) nowej generacji. Te oryginalne pojawiły się w „Zemście Sithów”.



    Forest Whitaker jako najemnik udzielający rad. Zgodnie z wcześniejszymi doniesieniami porusza się on o lasce, więc bardzo prawdopodobne że faktycznie ma jakąś protezę zamiast nogi. Jego postać to najemnik, ale też ktoś, kto doradza Jyn, słychać to w dialogach. Tam pada kilka istotnych kwestii. Choćby ta co się stanie kiedy ją złapią (nie jeśli, ale kiedy). Kolorystyka może sugerować, że to ta planeta z piaskiem, ale to się jeszcze okaże. Natomiast warto przypomnieć, że Whitaker był na Malediwach, gdzie kręcono część zdjęć. Więc może ta pustynna planeta jest jednocześnie planetą z plażami i palmami.



    I pierwsze ujęcie Szturmowców Cienia, czyli tych elitarnych sił Dartha Vadera. Widzieliśmy ich już wcześniej w zapowiedzi teasera. Z tyłu widać płonący skraplacz wilgoci, zatem jakaś farma czy coś? Dziwi za to widok trawy go okalający. Ciemny piasek oznacza, że to jedna z scen nagrywanych na Islandii. Czyli może to być jeszcze jedna planeta.



    Pojmani rebelianci prowadzeni przez targ.



    Jyn, Willix i droid którego gra Alan Tudyk uciekają. Wygląda na to, że scena ta została nagrana na stacji metra Canary Wharf w Londynie. Niektórzy sugerują, że to może się dziać już we wnętrzu Gwiazdy Śmierci. Inni, że to transport publiczny choćby na Coruscant, jak to miało miejsce w serialu „Wojny klonów” Tartakvsky’ego.



    Różni szturmowcy, zgodnie z tym co prezentował Donnie Yen poza klasycznymi i Cienia (których nie ma w tym ujęciu) mamy jeszcze trzeci typ.



    Donnie Yen pokazujący swoje sztuki walki. W tle czarny X-wing, a także szturmowcy odgradzający drogę. Też ktoś w czerwonym kostiumie, ale raczej nie jest to gwardzista.



    Szturmowcy Cienia w akcji. Tym razem na planecie z piaskiem i palmami.



    Zniszczony pojazd imperialny, trochę przypominający ten którym latał Kylo Ren. Ale czy na pewno akurat ten należy do Imperium? Dosyć przyjemnie łączy on stylistykę „Przebudzenia Mocy”, z klasyczną trylogią. Warto tu wspomnieć o używaniu rekwizytów z Epizodu VII, które zapowiadano.



    Rebeliant walczący przy wybuchu, prawdopodobnie pojazdu z poprzedniego kadru.



    Mendelsohn przechadzający się pośród ciał...Sekwencja wygląda na nagrywaną na Malediwach, ale te ujęcia zostały nagrane w Bovingdon Airfield niedaleko Pinewood. Zdjęcia tutaj.



    A to zdecydowanie największa zagadka. Gwardziści imperialni są. Postać w czarnym płaszczu klęka. Zatem gdzieś pewnie czai się imperator. Raczej nie jest to Vader, inny płaszcz, ramiona itp. Palpatine także poruszał się inaczej, zresztą po co miałby klękać? Więc może ktoś nowy? I przed czym klęka? Zbiornik bacty albo coś w tym stylu? Fani wskazują na postacie Inkwizytorów, czy też Snoke’a, albo Plagueisa, gdzie ten ostatni rzecz jasna miałby być podtrzymywany w domniemanym zbiorniku. Jeszcze jedna teoria sugeruje, że to może być postać grana przez Madsa Mikkelsena, ale to chyba już trochę za bardzo fanowska fantazja. Na razie Mads jest jedynym z głównych aktorów, którego jeszcze nam nie pokazano w żaden sposób w tym filmie, stąd pewnie takie sugestie.



    Wen Jiang jako kolejny najemnik, uciekający przed wybuchem.





    AT-AT na plaży i Rebelianci. Modele te różnią się od tych widzianych w „Imperium kontratakuje”. Ich „łby” są inne, pozbawione są ciężkich dział montowanych od spodu, a boczne są zdecydowanie mniejsze. Z obydwu stron korpusu widać jakieś dodatkowe płyty koloru żółtego, zaś ogólna sylwetka wydaje się smuklejsza.



    Felicity Jones w przebraniu imperialnym. Tu znów pojawiają się teorie fanowskie, od tego, że Jyn jest podwójnym agentem, po zwykłą przebierankę.



    Jej strój przypomina agenta Kallusa z „Rebeliantów”, pomijając broń noszoną na plecach.



    Logo i napisy końcowe.
    KOMENTARZE (17)

    P&O 154: Czy Grievous użył pchnięcia mocy na Shaak Ti?

    2015-12-20 08:52:58



    Czasem jest tak, że twórcy rozszerzonego wszechświata trochę się zapominają. Fani pytają potem o logikę i prawidła uniwersum i dostają przeróżne odpowiedzi.

    P: Podczas oglądania 20 odcinka mikroserii „Wojny Klonów”, zauważyłem, że zaraz po tym jak Grievous kopie Ki-Adi-Mundiego, zdaje się odpychać Shaak Ti za pomocą pchnięcia Mocy. Jak on mógł to zrobić, skoro nie jest użytkownikiem Mocy?



    O: Akcja dzieje się szybko, przez to nie zawsze widać, co dokładnie się dzieje. Generał Grievous nie jest użytkownikiem Mocy. Zamierzał uderzyć ją swoim mieczem świetlnym, a ona próbowała za pomocą Mocy zablokować ten cios. Ale nie była wystarczająco silna, by wszystko zastopować. Udało się jej uniknąć kontraktu z ostrzem, lecz kinetyczna energia uderzenia, choć jej nie dotknęła, przeniosła się przez „tarczę Mocy” przerzucając ją przez pokój. Czyste prawa fizyki.
    KOMENTARZE (13)
    Loading..