TWÓJ KOKPIT
0

Epizod IV: Nowa nadzieja :: Newsy

NEWSY (745) TEKSTY (44)

<< POPRZEDNIA     NASTĘPNA >>

Darth Simi i zmyłki Abramsa?

2015-02-02 20:53:24

Chyba zdążyliśmy się już przyzwyczaić do przecieków z planu, zwłaszcza konceptów. W sumie nie było tego dużo, ale bez nich trudno sobie dziś wyobrazić naszą wiedzę o Epizodzie VII. Pamiętamy jednocześnie, że twórcy podpisywali mnóstwo lojalek i jakby na nic się to zdało. Jakby. Otóż 29 października osoba podpisująca się w Internecie jako Darth_Simi umieściła w sieci zdjęcie Kylo Rena (pisaliśmy o tym tutaj). Nikt wtedy nie wiedział, czy jest ono prawdziwe, czy nie. Nie wiedzieliśmy nawet jak się nazywa postać. Niektóre strony nawet pisały, że to Darth Simi, tak jak osoba, która wrzuciła to do sieci. Zresztą osoba ta wrzuciła na swój profil na ImageShacku jeszcze inne zdjęcia i koncepty, a także fanarty. Całkiem spora kolekcja tego, co zdążyło pojawić się w sieci. Sprawa niby przycichła. Do czasu. Niedawno w San Francisco Lucasfilm wniosło pozew przeciw przedstawicielom ImageShack z prośbą o udostępnienie danych Dartha_Simi. Tak więc zaczyna się ściganie osób odpowiedzialnych za wycieki. Nie wiadomo, czy ścigany(a) jest tylko Darth_Simi, czy raczej chcą w ten sposób dojść do właściwego źródła przecieku. Jednocześnie nie rozpoczęto żadnych działań prawnych przeciw innym stronom, które publikowały te i inne zdjęcia, najczęściej znalezione w sieci lub udostępnione przez kogoś. Widać Lucasfilm zamierza ścigać sprawców zamieszania, ale jednocześnie nie walczy z samymi zdjęciami, które już udostępniono.

Żeby jednak było zabawniej, po sieci krąży jeszcze jeden koncept, który jakoby wyciekł dzięki Indie Revolver. Tyle, że twórcy tego serwisu poinformowali, iż ten koncept nie ma z nimi nic wspólnego, że to jakaś podróbka a ktoś się pod nich podszył. Jakiś czas temu sugerowano, że J.J. Abrams może podrzucać fałszywe tropy, ale żeby aż tak? Może to jakieś działanie fanów? Nie ważne komu się chciał, ktoś jednak przedobrzył.

Zmieniamy trochę ton. Bob Iger, szef Disneya przyznał niedawno, że miał dużą przyjemność, nie tylko odwiedzić parę razy plan „Przebudzenia Mocy” (jak wiele innych osób), ale jednocześnie widział już większość nakręconych zdjęć (jak bardzo wąska grupa osób). Iger oczywiście jest podekscytowany tym, co zobaczył i zapowiada nową erę „Gwiezdnych Wojen”. Na razie mówił o kilku filmach, ale pewnie będzie ich więcej, o czym pisaliśmy tutaj. W tym newsie wspominaliśmy też o makiecie Hutta, która ma być wykorzystana w spin-offie. Podobno pochodzi ona z Epizodu VII.

Po raz kolejny też o filmie wspomniał Oscar Isaac, który twierdzi, że część fanów dostanie ekstazy jak zobaczy ten film. Przyznaje jednak, że części osób pewnie on nie podejdzie, bo przecież nie wszystkim podchodzą nawet oryginalne „Gwiezdne Wojny”. Na pocieszenie dodał, że film z pewnością będzie miał wielu fanów z nowego pokolenia.

Przy okazji Isaaca pojawiła się teoria skąd wzięło się imię Poe Damerona. Otóż nie pochodzi ono ani od Edgara Poe, ani nie ma nic wspólnego z „Dekameronem”, a upamiętnia dwoje ludzi. Pierwsza z nich to osobista asystentka J.J. Abramsa - Morgan Dameron. Druga to Darren M. Poe, który pracował jako kierownik efektów specjalnych przy „Star Treku” Abramsa. Czy faktycznie J.J. ich upamiętnił, czy może to zwykła zbieżność?

Z cyklu kolejni statyści z Epizodu VII doszedł nam Aidan Cook. Wiemy, że grał różne stwory w „Przebudzeniu Mocy”. W swoim dorobku ma granie między innymi goryli w reklamach oraz rolę dwugłowego sklepikarza w filmie „Hellboy II”.

Na koniec sprawa treatmentu Lucasa. W The Making of Star Wars na stronie 63 znajduje się fragment trzeciej wersji scenariusza oryginalnej „Nowej nadziei”, a tam kwestia „przebudzania się”. Fragment datowany na 1975 dotyczy oczywiście kryształu Kiber, Sithów, a przede wszystkim przebudzenia czegoś starego, co sprawiło, że Moc stała się silniejsza. Znając umiłowanie Lucasa do wracania do starych pomysłów, kto wie, czy to nie jest klucz do Epizodu VII. Może z jego treatmentu zostało więcej niż komukolwiek się wydaje? A może w starych scenariusza wciąż tkwią tematy, które dopiero pojawią się w nowych filmach, jak było choćby z Utapau w „Zemście Sithów”.


KOMENTARZE (16)

10 najlepszych ras obcych

2015-01-30 08:03:36 YouTube

Ekipa ze Starwars.com przygotowała nam kolejną listę najlepszych rzeczy z filmów i seriali (tym razem uwzględnili też "Rebeliantów") - w poniższym filmiku przypatruje się rasom obcym zaludniającym uniwersum. Zapraszamy do oglądania.



A jacy są Wasi ulubieni obcy ze świata GW?
KOMENTARZE (20)

Co nas czeka na Celebration: Anaheim?

2015-01-26 17:07:33



Do kolejnego Celebration pozostało nam mniej niż trzy miesiące, nic dziwnego, że organizatorzy zaczynają nam powoli prezentować atrakcje, jakie przygotowali. O kilku z nich już pisaliśmy. Bez wątpienia najważniejszą atrakcją będzie premiera „Zemsty Sithów” w 3D, czy II sezonu serialu „Rebelianci” oraz spotkanie z aktorami z tego serialu, no i oczywiście Dave'em Filonim.

Poza „Zemstą” w 3D będą prezentowane także „Mroczne widmo” i „Atak klonów”. W 2D zaś zobaczymy klasyczną trylogię. Być może zobaczymy też pełny zwiastun „Przebudzenia Mocy” (zgodnie z sugestią z grudnia). „Nowa nadzieja” będzie także pokazywana z dubbingiem w języku Indian Nawaho. O nagrywaniu tego dubbingu pisaliśmy jakieś dwa lata temu.

Będzie także okazja na żywo wysłuchać słuchowiska „Smuggler’s Bounty” w reżyserii Kyle’a Newmana („Fanboys”).

Oczywiście nie zabraknie też miejsca, gdzie można zrobić sobie szałowy tatuaż. Natomiast tym razem przygotowano coś specjalnego dla wszystkich samotnych fanów, którzy szukają swojej drugiej połówki. Otóż organizowane będą nerdowskie szybkie randki (speed dating) dla ludzi ze środowiska LGBT i hetero (osobne kategorie).

Na razie nie ma żadnych informacji na temat paneli o nowych filmach na konwencie.

Czterodniowy bilet dla osoby dorosłej kosztuje 140 USD, dla dziecka 60 USD. Celebration odbędzie się w Anaheim (centrum konwentowe w Disneyworld) od 16 do 19 kwietnia.
KOMENTARZE (7)

Aktor grający Saesee Tiina w „Mrocznym widmie” nie żyje

2015-01-07 17:45:00

Nowy rok nie zaczyna się wesoło. 5 stycznia 2015 zmarł Khan Bonfils, statysta i aktor, którego przede wszystkim kojarzymy z roli Saesee Tiina w „Mrocznym widmie”.

Urodzony w 1972 Bonfils grał też mniejsze role w filmach takich jak „Batman: Początek”, „Skyfall”, „Sky Kapitan i świat jutra” oraz „Tomb Raider: Kolebka życia”.

Obecnie przygotowywał się do roli w sztuce na podstawie „Boskiej komedii” Dantego, dokładniej „Piekła”. Aktor nagle zasłabł na scenie w czasie prób. Reżyser Rocky Rodriguez Jr próbował udzielić mu pierwszej pomocy, jednak nim prawdziwi ratownicy dotarli na miejsce Bonfils zmarł.



22 grudnia 2014 natomiast zmarł Richard Graydon (urodzony 12 maja 1922). Kaskader z „Nowej nadziei”. Pracował też przy kilku częściach z bondowskiego cyklu, „Batmanie” Tima Burtona, „Willow” czy „Poszukiwaczach zaginionej arki”. Najbardziej kojarzony jest z dublowania Szczęk (inne tłumaczenie Buźka) w „Moonrakerze”. Miał 92 lata.


KOMENTARZE (8)

P&O 103: Co oznacza „Utinni”?

2014-12-28 09:28:34



Tym razem poznajemy podstawy języka Jawów i trochę kulis jego powstawania.

P: W „Mrocznym widmie” i „Nowej nadziei” Jawowie wykrzykują słowo „Utinni”. Czy ono coś oznacza, czy może to tylko zwykłe zawołanie?

O: W tłumaczeniu z języka Jawów słowo to brzmi jak „Chodź tu”, ale może mieć jeszcze i inne znaczenia, choć właśnie to wspomniane jest najpopularniejsze. W CCG jest nawet karta, która ma coś co nazywa się „Utinni Effect”, co przywołuje postać z jednej lokacji do drugiej.
KOMENTARZE (8)

O „Star Wars Costumes: The Original Trilogy” słów kilka

2014-12-04 17:10:56 oficjalna



Brandon Alinger to autor nowego albumu o kostiumach z klasycznej trylogii. Podzielił się on na oficjalnym blogu swoimi przemyśleniami i wspomnieniami związanymi z powstawaniem tegoż dzieła.

Jedną z najlepszych rzeczy przy pisaniu „Star Wars Costumes: The Original Trilogy” było studiowanie prac Johna Mollo. Mollo jest jednym z nielicznej grupy osób, która może dumnie oświadczyć, że pracowała bezpośrednio z George'em Lucasem przy projektowaniu oryginalnych „Gwiezdnych wojen”, co daje mu wyjątkową perspektywę postrzegania filmu i tego co stało się później.

Poza napisaniem słowa wstępnego do tej książki, Mollo był bardzo pomocny w moich poszukiwaniach. Znalazł czas na przeprowadzenie kilku międzykontynentalnych rozmów telefonicznych i grzecznie zaprosił mnie, bym go odwiedził w jego domu w Wielkiej Brytanii. Tam pokazał mi kilka swoich oryginalnych notatek ze spotkań z Georgem Lucasem i wyjaśnił swój respekt wobec kryształowej wizji postaci jaką miał reżyser. Mollo wspomina „Nową nadzieję” jako jeden z najbardziej zabawnych doświadczeń w jego pracy.

Podczas gdy wygląd kluczowych postaci „Nowej nadziei” został już ustalony przez Lucasa i twórcę konceptów Ralpha McQuarriego zanim Mollo rozpoczął pracę, to potem polegała ona na doszlifowaniu wczesnych projektów jak i stworzeniu wielu sił rebelianckich i imperialnych. Mollo pracował ręka w rękę z George'em Lucasem przy wszystkich rozwijanych kostiumach. Zaczynając od początków 1976 ta para miała cotygodniowe spotkania na których recenzowano najnowsze szkice i projekty.

– Moim modus operandi jest szkicowanie. Bawię się różnymi pomysłami – mówi Mollo. Dowód można znaleźć studiując ilustracje projektów, gdzie każda strona posiada wiele małych szkiców w różnych kształtach, formach, stylach zawierających elementy kostiumów. – Jeśli George’owi coś się spodobało to mówił, że to lubi, i to było to – dodaje Mollo.



Podczas gdy Mollo sprawia, że proces brzmi łatwo, naprawdę potrzeba było dużego wysiłku, by stworzyć i ciągle wybierać spośród pomysłów, które ostatecznie ukształtują wizualną estetykę filmu. Stroje zostały połączone podobnym designem nie przez przypadek. Przykładem jest paleta kolorów kostiumów.
– Schemat kolorów podstawowy był taki, by źli mieli czarny lub szary, z wyjątkiem szturmowców, którzy byli biali, a dobrzy mieli ziemskie kolory, płowe i białe – mówi Mollo.

Lucas wybrał wygląd postaci tak by współgrały z innymi elementami środowiska.
– Pracowałem bardzo ciężko nad całym wymiarem kolorów filmu – wspomina Lucas. – Technologia przeciw naturze. Cały technologiczny świat osadziłem w czerni i bieli, a organiczny w kolorach brązu.

Reżyser wiedział, że kolory kostiumów powinny mieć jakieś znaczenie, nawet tylko podświadomie.
– Chciałem by Luke i Ben i inni ludzie na Tatooine byli ubrani w brąz. Kostium Luke’a nie jest biały, to bardzo jasnobrązowy kolor. Strój księżniczki jest biały, ponieważ jest ona częścią technologicznego świata. Technologia nie jest twarzą zła, może być zarówno dobra jak i zła.

Ta dyrektywa odnosiła się także do droidów.
– Zastanawialiśmy się czy C-3PO nie powinien być jedwabno-chromowy jak roboty w „THX-1138” – kontynuuje Lucas. – Lubiłem odcienie chromu, ale uznałem, że C-3PO był bardziej ludzki niż roboty, więc uznaliśmy, że należy go uczynić częścią ludzkiej palety kolorów.

– Kolor to bardzo, bardzo trudna rzecz do użycia w kostiumie – dodaje Mollo, który wybrał wszystkie tekstylia do filmu. Czuł, że wybory kolorów Lucasa były idealne dla realistycznego świata. – Jasne kolory nie działają najlepiej w filmie, w szczególności czerwień i niebieski. George zawsze myślał o estetyce.

Wspominając swoją pracę z Lucasem, Mollo wyjaśnia, że relacje między reżyserem a projektantem były bardzo treściwe.
– Jako projektant, rzeczy które chcesz robić najchętniej robisz nie pytając o nie specjalnie, czy prosząc o pozwolenie, ale to jest codzienny proces. Jesteś przywiązany do czegoś, ale nie zawsze można ten pomysł użyć. Musisz interpretować scenariusz najlepiej jak możesz – mówi.

Mollo powrócił jako projektant przy „Imperium kontratakuje” choć nie dostał Oskara za swój wkład w oryginalny film. Wciąż trzymał się jednak tych samych zasad w sequelu jak w oryginalnym filmie, poprawił też wygląd znanych już postaci, zaprojektował też stroje dla nowych miejsc jak Hoth czy Miasto w Chmurach. To był ostatni film „Star Wars” Johna Mollo. Przy „Powrocie Jedi” podjęto decyzję by produkować kostiumy (w większości nowe) w Kalifornii a nie Londynie.

W moich rozmowach z Johnem Mollo zaskoczyło mnie to jak bardzo te projekty kostiumów w filmach są świadomie zamierzone. W tej skromnej opinii autora jest jakiś bagatelizowany geniusz. Mam szczerą nadzieję, że ukazany przeze mnie opis kostiumów w „Star Wars Costumes: The Original Trilogy” ukaże zarówno genialność kostiumów jak i ich twórców.


KOMENTARZE (4)

Analiza zwiastuna zajawkowego

2014-12-02 00:05:00

Piątkowy zwiastun okazał się być wielkim sukcesem wyświetleniowym. Padło kilka stron fanowskich poświęconych sadze. Siadły też serwery na których Apple postawił iTunesa. Razem z Youtubem podobno dobito do 40 milionów wyświetleń (sumarycznie, razem z wersjami narodowymi) i to w 3 dni. Ostatni rekord należał do zwiastuna „Avengersów”, którzy w ciągu 5 dni mieli 50 milionów wyświetleń, jest szansa, że tym razem zostanie on podbity. Niektóre źródła sugerują, że obecnie teaser AVCO odświeżono już 58 milionów razy, więc Marvel pokonany.
My jednak zajmiemy się bardziej szczegółowo analizą zwiastuna i tym, co z tego wynikło.


Zaczynamy na pustynnej planecie. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że jest to Tatooine. Ale to wcale nie znaczy, że tak jest. Planeta wygląda prawie jak Tatooine, ale oficjalnie tego nie potwierdzono. Więc kto wie, może jest jakaś niespodzianka w zanadrzu.
Z jednej strony widzimy lokację w Abu Dabi – pustynię. Prawię tę samą, którą wcześniej Bad Robot pokazało nam na zdjęciu.
Zza kadru słyszymy głos, który należy do Andy’ego Serkisa jak potwierdziły niektóre źródła i sam aktor. Więc to nie jest ani Max von Sydow, ani Adam Driver, ani Benedict Cumberbatch, choć teorie fanowskie żyją własnym życiem. Zresztą Cumberbatch zdementował swój udział w zwiastunie, ale zawsze jest miejsce na spekulacje i spisek Abramsa.
Widzimy też w końcu Johna Boyegę w zbroi szturmowca. Widać, że ta jest trochę inna niż te znane dotychczas. Poza Boyegą w tle słychać dwie rzeczy. Pierwsza to dźwięk sondy imperialnej, druga to muzyka Williamsa. Oficjalny profil twitterowy potwierdził, że to nowa muzyka, choć przypomina trochę tę z „Powrotu Jedi” dokładnie z momentu, gdy rozpoczyna się sekwencja z Sarlacc’iem.
Sam Boyega wywołał kontrowersje i pojawiły się negatywne, rasistowskie komentarze. Nie chodzi tu o jego wejście ekranowe, ale o to, że mamy czarnego szturmowca. Aktor na swoim Istagramie wrzucił nawet podziękowania dla fanów za pozytywne reakcje, a tych z niepozytywnymi poprosił by się przyzwyczaili.



W drugiej scenie widzimy nowego droida (piłkę, kulkę, żyroskopowego), który się toczy przez plan w Abu Dabi. Widać tam część dekoracji, które wcześniej widzieliśmy na zdjęciach z TMZ. W tle są pojazdy, jeden z nich pojawił potem pojawia się też w Greenham Commons, inny trochę przypomina swoim wyglądem podracer. Znów jesteśmy prawdopodobnie na Tatooine.
Droid „plażowa piłka” dla niektórych wygląda dziwnie, ale ciekawostka. Otóż we wstępnych pomysłach na R2-D2 George Lucas i Ralph McQuarrie zastanawiali się nad czymś takim, droidem który jeździłby na takiej kulce. Nie do końca pewnie jest to tamten pomsył, ale z pewnością do niego nawiązano.
Część z elementów w tle pojawiła się na szkicach koncepcyjnych, które już widzieliśmy.





W kolejnym ujęciu widzimy lądowanie szturmowców. Tym razem widzimy też ich hełmy, są dokładnie takie same jak te, które prezentowano w sierpniu. Lepiej widać cały lekko zmodyfikowany pancerz, ale też nową broń, zmodyfikowany E-11. Z jednej strony wszystko jest bliskie oryginału, ale wciąż nowe. Swoją drogą ciekawe czy na tych ujęciach także pojawia się John Boyega.





Znów wracamy na Tatooine i tym razem widzimy postać Daisy Ridley (prawdopodobnie Kira/Rachel). Dość mocno pokrywa się to z tym, co widzieliśmy na jej temat na wspomnianych już konceptach, włącznie z pojazdem na którym jedzie. W tle widać też bramę nawiązującą do pomysłów Ralpha McQuarriego, a którą widzieliśmy na zdjęciach z Abu Dabi (więcej). Zresztą co tu mówić dużo, sam strój Kiry także nawiązuje trochę do klasycznej trylogii, zarówno strojów Luke’a z IV Epizodu, ale nie tylko.



Kolejna scena to przelot X-wingów. Widzimy też kokpit, a w nim Oscara Isaaca, który jest pilotem Rebelii (lub tego, co ją zastąpiło), wskazuje na to godło. Zarówno na zewnątrz, jak i w środku X-wingi są podrasowane względem klasycznej trylogii, używane, ale nowsze. Lepiej te X-wingi widzieliśmy tutaj. Sama lokacja kojarzy się ze Skellig Michael. Nawet jeśli zdjęcia były kręcone gdzieś indziej, to prawdopodobnie jest to te samo miejsce w filmie.
Na kamizelce ratunkowej Isaaca zauważono napis Pull to inflate (zapisany w aurebeshu), który znaczy tyle co pociągnij by nadmuchać.



Na następnym ujęciu widzimy czarny charakter (prawdopodobnie) z jego mieczem świetlnym. Miecz i sylwetka zgadza się z tym, co widzieliśmy na przeciekach, więc pewnie to samo jest z maską. Zdjęcia prawdopodobnie powstały w Black Park niedaleko Pinewood (tam powstał też „Harry Potter”, a konkretnie Zakazany Las). Sam miecz świetlny z jelcem pojawiał się już w EU, między innymi w komiksach Czystka i Ślepy zaułek. Ciekawe jest też ostrze, nie wiemy czy ono zachowuje się w sposób „płonący” ze względu na śnieg, czy to jakiś inny zabieg. Sugerowano, że miecz w jakiś sposób miał być potężniejszy. Dla przypomnienia przy „Ataku klonów” pojawiła się plotka o tym, że Dooku miał mieć bardziej płomienisty miecz świetlny, tak zwany „flamesaber”. Wiemy, że miecz ten z pewnością ma być „potężniejszy”. Słyszymy tu też ponownie Andy’ego Serkisa zza kadru.
Sam dźwięk włączanego miecza świetlnego pochodzi z „Nowej nadziei”, to dokładnie ten pierwszy który pojawia się na ekranie jeszcze w domku Bena.



Ostatnie ujęcie pokazuje „Sokoła Millennium” znów prawdopodobnie na Tatooine. Warto zauważyć, że ma on inną antenę, ale to też już widzieliśmy na zdjęciach z Greenham Commons. No i są nowe TIE Fightery. Natomiast niektórzy sugerują, że na zwiastunie nie widać drugiego słońca, więc może niekoniecznie jest to Tatooine.

Na koniec jeszcze jedna ciekawostka. Otóż ten opis zwiastuna okazał się być trafiony. Sam zwiastun zajawkowy można obejrzeć tutaj (także wersję z polskim dubbingiem).

Temat na forum
KOMENTARZE (28)

P&O 99: Gdzie się podziała drabina na X-wingu Luke’a?

2014-11-30 08:40:59



Kolejne pytanie uważnych i analizujących każdy szczegół fanów.

P: W „Nowej nadziei” widzieliśmy jak Luke wchodził do X-winga po drabinie a ta potem zostaje zabrana przez obsługę. Natomiast w „Imperium kontratakuje” na Dagobah, Luke wchodzi do X-winga a ona potem znika. To był jakiś automatyczny system, czy coś? A jeśli tak, to po co ten człowiek na Yavinie się tym bawił?

O: W listopadzie 2001 w sondzie na oficjalnej zapytano o to, którą tajemnicę sagi powinno się rozwiązać. Wygrało pytanie dlaczego Vader nie wyczuł Lei, ale aż 5 procent pytało się także o tę drabinę.

Samo pytanie wciąż jednak pozostaje aktualne, gdyż nie ma ostatecznych źródeł, które coś sugerują. Wiadomo na pewno, że żadne dane techniczne na temat X-wingów nie mówią o automatycznej samochowającej się drabinie, a sama firma Incom zaleca korzystanie z usług wykwalifikowanego personelu obsługi naziemnej.

Tyle, że na wielu planetach, takich jak Dagobah nie można liczyć na obsługę. Natomiast sam X-wing jest w stanie przewieźć 110 kilogramów ładunku, to zresztą było widać w „Imperium”, gdzie Luke miał zapasy. Właśnie tam można też przechowywać drabinę, tak by pilot mógł ją użyć podczas przebywania na lokacji.

Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że Luke jej nie zdemontował, albo taki właśnie był jego zamiar, gdy wybierał się na Dagobah, albo to przypomina sytuację jakby ktoś jeździł samochodem z filiżanką kawy na dachu.

K: Czyli innymi słowy, Luke sam schował drabinę, po tym jak już wszedł do X-winga, ale akurat tej sceny nie było w filmie, więc „znikająca” drabina to nie błąd. Zaś wszystkim fanom drabin polecamy to zdjęcie:



Czyli drabiny pewnie będą w „Przebudzeniu Mocy”.
KOMENTARZE (8)

Kolejne polskie plakaty do trylogii

2014-11-26 17:24:39

O pracach Michała Krasnopolskiego, który w ramach swojej pracy dyplomowej zaprojektował cykl plakatów filmowych (także dotyczących klasycznej trylogii) pisaliśmy przeszło rok temu. Tym razem nasz rodzimy artysta przygotował coś specjalnego, kolejne plakaty już tylko i wyłącznie do klasycznej trylogii.



Więcej prac artysty można obejrzeć na jego stronie, natomiast te i inne plakaty można sobie zamówić na Society6. Wszystkie są w 68x98 cm w 300dpi, także nawet na największym formacie jakość powinna być zadowalająca.
KOMENTARZE (12)

„Obcy” i „Gwiezdne Wojny”

2014-11-17 08:39:15



Tym razem na warsztat Bryana Younga poszedł nie jeden, a właściwie dwa filmy. Chodzi o „Obcego - ósmego pasażera Nostromo” (Alien) Ridleya Scotta oraz „Obcy – decydujące starcie” (Aliens) Jamesa Camerona. W obu przypadkach ważne jest nie tylko jak te filmy wpłynęły na sagę ale też ile zawdzięczają sadze.

Ostatnio w mojej głowie są głównie horrory, więc myślałem o jednym z moich ulubionych dreszczowców, „Obcy – decydujące starcie” Jamesa Camerona z 1986. Jest to naładowany akcją sequel bez wątpienia genialnego filmu Ridleya Scotta – „Obcy” z 1979 i opowiada historię Ellen Ripley i drużyny kolonialnych marines, którzy badają LV-426 i zagrożenie ze strony obcych tamże.

Łatwo jest zauważyć w „Ataku klonów” wpływ stworów i projektów z „Obcych” który odbija się echem Geonosjananach, podobnie jak i tunelach pełnych śpiących i ruszających się istot, ale ta inspiracja rozrasta się niemożebnie, gdy spojrzymy na kilka odcinków „Wojen klonów”. Pierwszym ważnym krokiem z pewnością będzie siódmy i ósmy odcinek z drugiego sezony „Legacy of Terror” i „Brain Invaders”.

W Legacy of Terror Anakin i Obi-Wan wchodzą do geonosjańskich katakumb szukając legendarnej Królowej Geonosjan. Im głębiej prowadzą szturmowców klony w tunele, tym bardziej odcinek przypomina coraz bardziej przepełnione akcją sekwencje z filmu „Obcy – decydujące starcie”, gdzie klony wchodzą w rolę kolonialnych marines. Gdy już w końcu znajdują Królową Geonosjan, wygląda ona bardzo podobnie jak królowa obcych z którą Ripley walczy pod koniec filmu. Oryginalna kukiełka była arcydziełem kina zbudowanym przez studia Stana Winstona, a film dostał nagrodę Akademii za efekty wizualne.

W następnym odcinku, Brain Invaders, Ashoka podróżuje z Barissą Offee by dostarczyć zapasy medyczne, gdy potomstwo Geonosjańskiej Królowej wpływa na jej załogę. Jest uwięziona na okręcie gwiezdnym, walczy o życie, a każdy członek jej załogi, w tym towarzysząca jej padawanka Barrisa Offee ulegają złu na okręcie. Ostatecznie, zupełnie jak Ellen Ripley w pierwszym „Obcym”, Ahsoka musi walczyć sama by pokonać zagrożenie, które ją uwięziło.

Prawdopodobnie mój ulubiony hołd do „Obych – decydujące starcie” z „Wojen klonów” pochodzi jednak z odcinka piątego sezonu – Eminance. Odcinek zaczyna się niemal w ten sam sposób co „Obcy – decydujące starcie”. W obu przypadkach okręt protagonisty dryfuje w kosmosie, dopóki ktoś nie otworzy drzwi i nie odkryje ocalałych. W obu przypadkach migotliwy, niebieski pył pokrywa wszystko, a pasażerowie śpią. Wizualnie, początek „Obcych – decydujące starcie” oraz „Eminence” pasują wspaniale i sprawiają, że „Wojny klonów” to jeden z moich ulubionych seriali wszechczasów.

Dodatkowo ważne jest, że filmy o Obcym może nie byłby tym czym są dziś, gdyby nie „Gwiezdne Wojny”. Ridley Scott powiedział w dokumencie „The Force is With Them: The Legacy of Star Wars”:
- [„Gwiezdne Wojny”] wpłynęły na mnie, gdy tworzyłem „Obcego”. Uznałem, że lepiej pchnąć to jeszcze dalej, tworząc [estetyczne] uczucie bardziej przypominające prowadzenie ciężarówki. To spowodowało, że zmieniłem zdanie o 180 stopni z tego co uznałem wcześniej za ciekawe i warte zrobienia w moim następnym filmie, którym był „Obcy” [po zobaczeniu „Gwiezdnych Wojen”].

I gdy estetyka „Gwiezdnych Wojen” zainspirowała Ridleya Scotta by uczynić świat Obcego niczym kierowanie ciężarówką, zainspirowało to także Jamesa Camerona by porzucić dokładnie tę profesję. Cameron wspomina w tym samym dokumencie.
- Byłem naprawdę napełniony energią dzięki „Gwiezdnym Wojnom”, no i rzuciłem moją posadę kierowcy ciężarówki i powiedziałem, ze jeśli chcę to robić, to powinienem zacząć. To mi dało wielkiego kopa i stałem się filmowcem.

Trudno sobie wyobrazić dziś wygląd współczesnego kina, gdyby Ridley Scott nie zrobił „Obcego”, a James Cameron nie wszedł w ogóle w przemysł filmowy. Dzięki „Gwiezdnym Wojnom”, dostaliśmy nowy wspaniały świat wspaniałych filmów.

Dla tych, którzy są zainteresowani obejrzeć „Obcego” i „Obcy – Decydujące starcie” warto pamiętać, że to filmy z kategorii R, ze względu na przemoc i język. Ale i tak oba oglądałem ze swoim dziećmi, choć było to miejscami przerażające, to jednak bez wątpienia wspaniałe przeżycie.



Na koniec jeszcze jedna ciekawostka. Trzeci film – „Obcy 3” (Alien³) z serii także ma reżysera, na którego wpłynęły „Gwiezdne Wojny”. A jest nim David Fincher, który pracę w przemyśle zaczynał w Industrial Light and Magic i pracował przy „Powrocie Jedi”. Dodatkowo scenografem jest tam Norman Reynolds a jedną z ról gra Ralph Brown.
KOMENTARZE (2)

Historia „Tarkina”

2014-11-14 08:21:17



Autor James Luceno postanowił napisać na oficjalnej kilka swoich przemyśleń związanych z jego najnowszą powieścią Tarkin, wydanej nakładem Del Rey.

To historia, którą już opowiadałem I myślę, że teraz się powtarzam. To opowieść o mnie i moim najbliższym przyjacielu, zmarłym Brianie Daleyu; działa się w maju 1977 w małym kinopleksie w północnym New Jersey.

Premierowo film zwany „Gwiezdne wojny” grano dla publiczności składającej się z gdzieś 30 osób. To już nigdy się nie powtórzy. Gdyby jakiś podróżnik w czasie ze smartfonem był tam, może zrobiłby film ukazujący Briana i mnie, z oczami i ustami szeroko otwartymi, zadziwionych tym, co widzieliśmy na ekranie. Dźwięk może uchwyciłby elementy niespodzianek, rozkoszy i uśmiechów. Nasze zanurzenie było tak głębokie, że nie sądzę byśmy wymienili więcej niż dwa słowa ze sobą. Ale gdy film się skończył, właściwie nie rozmawialiśmy prawie o niczym innym przez cały kolejny miesiąc, właściwie przez dwie kolejne dekady, ale to już inna historia. Żaden z nas nie latał z jednej strony galaktyki na drugą jak Han Solo, ale obaj dzieliliśmy przygody, jednak nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy czegoś takiego jak „Gwiezdne Wojny”. To było jakby George Lucas zebrał wszystkie najlepsze baśnie, komiksy i filmy popularne na których dorastaliśmy i stworzył fantastykę w taki sposób, że była… prawie prawdziwa. Panienka w opałach, obcy ze święcącymi oczyma, odważne droidy, rycerze dzierżący miecze i Darth Vader, ledwo mogliśmy podziwiać kształt imperialnego niszczyciela, gdy ta ciemna forma wyłoniła się na ekranie.

Był tam też Tarkin – wówczas gubernator Tarkin – dowódca Gwiazdy Śmierci. Zimny jak lód, złowieszczo kalkulujący, szybko odpowiadający na zaczepki dzielnej księżniczki. Brian i ja zastanawialiśmy się kim był ten koleś, który tak zwyczajnie rozkazał zniszczenie planety w jednym momencie a następnie zwracał się do Vadera, jak do szczerego przyjaciela. Z pewnością Tarkin nie był jednym z tych rycerzy Jedi o których wspominał stary, szalony Ben, ale może choć walczył w tych tak zwanych wojnach klonów. Może nawet zwracał się po imieniu do samego Imperatora!

Jak dziwne było, gdy okazało się, że zastanawiam się nad tymi samymi pytaniami 35 lat później, a nigdy wcześniej nie rozmyślałem nad nimi tak głęboko jak ostatniego lata, gdy Lucasfilm poprosił mnie o napisanie powieści koncentrującej się na Tarkinie. Wspominałem o nim w kilku poprzednich powieściach, nawet pojawił się w kilku scenach na jego domowej planecie Eriadu. Telewizyjne „Wojny klonów” potwierdziły to, że walczył podczas galaktycznego kryzysu, a inne powieści uchwyciły Tarkina w latach przed „Nową nadzieją”. Ale moim zadaniem było ukazać jak Tarkin stał się człowiekiem, którego spotkaliśmy na Gwieździe Śmierci, no i jak dowiedział się tak dużo o swoim szczerym przyjacielu, Darthie Vaderze. I o tym właśnie jest ta nowa powieść. Cóż o tym i jeszcze o jednym interesującym szczególe, że faktycznie Tarkin i Imperator są po imieniu. Mam nadzieję, że zaciągniecie się na pokład tej przygody.


KOMENTARZE (21)

Odeszli w ciągu roku

2014-11-02 08:24:00

Drugi listopada to tradycyjnie w polskim kościele katolickim Dzień Zaduszny, w którym to dniu wspominamy bliskich zmarłych i modlimy się za ich dusze, mogące przebywać w czyśćcu. Obchodzenie All Souls' Day różni się jednak, w zależności od kręgu kulturowego i miejsca na globie ziemskim. W oderwaniu od religii ten dzień skłania nas również do refleksji i wspomnień dotyczących ludzi, którzy wywarli na nas jakiś wpływ, których lubiliśmy, ceniliśmy, najczęściej znanych publicznie. Tak też jest w przypadku naszego starwarsowego światka, który stracił w 2014 roku trzy osoby, związane ze Starą Trylogią i "starym" kanonem.



Christopher Malcolm (19 sierpnia 1946 - 15 lutego 2014), rola Zeva Senesci/Rogue Two w „Imperium kontratakuje”.



Malcolm Tierney (25 lutego 1938 - 18 lutego 2014), rola Shanna Childsena w „Nowej nadziei”.



Aaron Allston (8 grudnia 1960 - 27 lutego 2014), twórca trzynastu powieści i kilku opowiadań Star Wars.




KOMENTARZE (7)

P&O 95: Jak wielki był niszczyciel używany w filmie?

2014-11-02 07:36:05



Tym razem pytanie techniczne o wymiary niszczycieli gwiezdnych, a raczej ich modeli. Odpowiada Lorne Peterson, modelarz, autor albumu Sculpting a Galaxy: Inside the Star Wars Model Shop.

P: Jakiej wielkości był Gwiezdny Niszczyciel używany w filmach?

O: Liczba zależy od niszczyciela używanego w filmach klasycznej trylogii. Pierwszy z nich z „Nowej nadziei” miał 3’ (stopy) długości (to jest koło 91 cm) i w praktyce był mniejszy niż łamacz blokady, którego ścigał (on miał 6’3” (6 stóp i 3 cale) (194 cm)).

Niszczyciele gwiezdne w „Imperium kontratakuje” zostały zbudowane kompletnie na nowo, zmieniono ich wewnętrzne i zewnętrzne szczegóły, dodano więcej świateł. A także były dłuższe, miały koło 8’ długości. ILM także wybudował modele samych wieżyczek (jedną wielkości 4’ drugą 10’). Oraz boczne paski okrętów zostały wydłużone (z 1 1/8” do 1’6”). To te modele używano w zbliżeniach.

Superniszczyciel Vadera miał 9,25 stopy (282 cm).

K: Co do wymiarów „Executora” to warto zapoznać się z tym artykułem.
KOMENTARZE (3)

10 najlepszych potworów

2014-10-31 10:49:38 YouTube

Przed nami kolejna odsłona "Starwars.com 10", czyli dziesięciu najlepszych rzeczy z "Gwiezdnych Wojen" wedle ekipy Starwars.com. Tym razem przygląda się ona potworom - i niestety znowu jest to dokładnie takie samo zestawienie jak poprzednie. Niemniej jednak, warto je obejrzeć.


KOMENTARZE (4)

O nowej adaptacji trylogii dla młodzieży

2014-10-20 17:32:17 oficjalna



W tamtym tygodniu nakładem wydawnictwa Disney Lucasfilm Press pojawiła się nowa adaptacja klasycznej trylogii widzianej oczyma Luke’a Skywalkera dedykowana młodszym czytelnikom. Odpowiada za nią Tony DiTerlizzi, który postanowił trochę napisać o swojej pracy na oficjalnym blogu. Książka została wydana w dwóch wersjach, zwykłej (kosztuje 19,99 USD) oraz limitowanej (100 USD).

Gdybym mógł się cofnąć do 1977 i pokazać siedmioletniemu Tony’emu, superfanowi „Star Wars”, kopię książki „The Adventures of Luke Skywalker, Jedi Knight”, głowa Tony’ego wybuchłaby niczym Gwiazda Śmierci. Podczas mojej kariery wiele razy odczuwałem wpływ oryginalnych filmów na moją rozrastającą się wyobraźnie młodego artysty i pisarza. Moje dziecięce uwielbienie tych filmów ewoluowało w zamiłowanie mistycznych opowieści. Prawdę mówiąc, gdy rozwijałem „Kroniki Spiderwick” często używałem „Gwiezdnych Wojen” jako stenografii by wyjaśnić punkty fabuły czy archetypy postaci. Na przykład Hogsqual (hobgoblin oportunista) był oznaczony jako nasz Lando Calrissian. Podobnie w „Spiderwick” eksplorowaliśmy tematy gniewu i tego jak może wpływać, na kontrolę czy czyjeś akcje, nie inaczej jak Ciemna Strona Mocy. Natomiast jako ilustrator staram się, by autentyczne budowanie świata widoczne w uniwersum George’a Lucasa było obowiązkowym składnikiem, który przesiąka moje wszystkie książki.

Gdy Lucasfilm poprosił mnie, bym wziął wizjonerskie koncepty Ralpha McQuarriego i opowiedział na nowo historię Luke’a Skywalkera dla młodszych czytelników, to było więcej niż honor dla mnie. Podziwiałem prace Ralpha, odkąd po raz pierwszy skopiowałem jego rysunki z mojej własnej kopii The Art Of Star Wars (tej z oślimi uszami). A ponieważ nie ma go już wśród nas, chciałem oddać hołd dziedzictwu Ralpha, więc zasługuje on na to by nowe pokolenie poznało jego bogaty, artystyczny geniusz. Chciałem by jego malunki zostały reprodukowane w największej możliwej skali, a każda strona rozkłada się w jego niewątpliwą paletę. Dla tych większych obrazów, uprosiłem ludzi z archiwów Lucasfilmu by przygotowali skany wysokiej rozdzielczości jego oryginalnych dzieł. To coś co jest normą w produkcji i projektowaniu książek z obrazkami, ale nie było zrobione z pracami Ralpha (!).





Mam nadzieję, że w „The Adventures of Luke Skywalker, Jedi Knight” przyjaciele fani, zarówno młodzi jak i starzy, poczują dokładnie to samo kiedy po raz pierwszy weszli w… odległą galaktykę.

Nie mogę się cofnąć do 1977, ale mogę powiedzieć, że to jest 40-coś jest na księżycu Endor. Nie tylko mogę dzielić się moją ulubioną opowieścią z dzieciństwa z moją siedmioletnią córką, ale też mogę dodać specjalną limitowaną edycję tej książki do mojej domowej biblioteki „Star Wars”. Limitowana wersja zawiera trzy dodatkowe rysunki McQuarriego, które zostały wybrane sponad 200 obrazów przechowywanych w archiwach Lucasfilmu. Wybrałem te obrazy, które moim zdaniem oddawały najpełniej zakres możliwości Ralpha, od zręcznych statków kosmicznych walczących nad Gwiazdą Śmierci po bujne środowisko Dagobah, czy bezwzględne gangi obcych łowców nagród spacerujących przy zachodzie słońca na Bespin. Wiec usiądź sobie ze swoim młodym Padawanem (lub wewnętrznym Jedi) i baw się słowami i obrazami z oryginalnej klasycznej trylogii „Gwiezdnych Wojen”. I niech Moc będzie z tobą.


KOMENTARZE (4)

Klasyka kina: „Casablanca”

2014-10-15 16:59:24 oficjalna



„Casablanca” Michaela Curtiza to bez wątpienia jeden z najważniejszych obrazów, który powstał w czasach II wojny światowej. Film ten na stałe zagościł w światowej kinematografii, do dziś jest uznawany nie tylko za kultowy, lecz także wpływowy. Wielu twórców świadomie nawiązywało do tego dzieła, lub parodiowało je. Są wśród nich bracia Marx, Woody Allen, Steven Soderbergh, ale także i George Lucas. Część wpływów „Casablanki” w sadze próbuje wyśledzić Bryan Young.

Jeśli istnieje film, którego akcja dzieje się w całości w najohydniejszej przystani łajdactwa i występku, to z pewnością jest to „Casablanca”, obraz który całkowicie zasłużenie zgarnął nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej w kategorii Najlepszy Film w 1942. [A także za scenariusz i reżyserię – przy. tłum.] Ten ponury, ale jakoś optymistyczny film został osadzony, jak i nakręcony w samym środku II wojny światowej, akcja dzieje się w marokańskim mieście, którego nazwa to tytuł filmu. Tu prawo jest tak elastyczne jak wysokość łapówki, którą jesteś w stanie dać władzą. Żołnierze Vichy pracujący pod rozkazami swojego skorumpowanego kapitana, regularnie przetrząsają ludzi, aresztują ich pod dowolnymi zarzutami, robią kpią sobie z prawa. To miasto, z którego nie można wyjechać bez odpowiedniej wizy, a w „Casablance” wyjechanie jest bardziej niebezpieczne niż pozostanie w niej.

Film jest o Ricku, granym przez Humphreya Bogarta, amerykańskim łajdaku, który myśli tylko o sobie, ale nawet nie zdaje sobie sprawy z tego jak bardzo jest sentymentalny. Jest właścicielem baru, który odwiedzają wszyscy, kiedy dziewczyna, Ilsa (Ingrid Bergman) wchodzi w jego życie, wnosi w nie coś co może być jego pewnym patriotyzmem.

Film jest arcydziełem, ale trudno zaprzeczać, że miał wpływ na „Gwiezdne Wojny”, podobnie jak wiele innych filmów wojennych. Po pierwsze Mos Eisley i Casablanca mogłyby się udawać wzajemnie. Oba są osadzone właściwie w Północnej Afryce, mają podobną architekturę. Casablanca to centrum półświatka, gdzie ludzie uciekają by zostać zapomnianymi, zupełnie jak Ben Kenobi opisuje Mos Eisley w „Nowej nadziei”.

„Rick’s Cafe Americain” to miejsce tego typu, w którym łotr jak Han Solo mógłby zastrzelić grożącego mu kolesia w stylu Greedo, a całe życie w barze ani by drgnęło po tym jak zadano w nim śmierć. „Rick’s” to także miejsce gdzie zdesperowani ludzie uciekają od Nazistów, płacą przemytnikom by ich zabrali tam gdzie mogą. Sprawia to, że zastanawiam się, czy Wuher nie jest przypadkiem dawno zagubionym romantykiem, który walczył po stronie Republiki w czasie Wojny klonów…

W takim miejscu kryminalnego półświatka potrzeba też czarnych charakterów. Sydney Greenstreet gra pomniejszy szwarccharakter w „Casablance” zwany Signor Ferrari, grubasa noszącego fez, który jest przywodzi wszystkim nielegalnym działanią w Casablance, przez co jest wpływowym i respektowanym człowiekiem. Czyż nie jest zastanawiające, że wczesne koncepty Jabby Hutta ukazywały go noszącego fez? Jabba okazał się jednak bardziej odrażający i zły niż Signor Ferrari, któremu urok przychodził z łatwością. Ale to nie jedyna postać Lucasfilmu zainspirowana Singor Ferarri. George Lucas i Steven Spielberg wiele o nim mówili jako inspiracji dla Belloqa, wroga Indy’ego w „Poszukiwaczach Zaginionej Arki”.

Ale chyba najbardziej istotną inspiracją „Casablanki” którą da się znaleźć w „Gwiezdnych Wojnach” jest lustrzane odbicie postaci Ricka i Hana Solo, dochodzącego do momentu, w którym nie jest pewny czy zamierza kogoś ocalić, czy nie. Rick prowadzi bar, nie ma długów, chce się trzymać z dala od konfliktów między dwoma frakcjami, znaleźć swoją drogę. Joseph Campbell powiedziałby, że on odmawia zewu przygody, wybierając drinka, ale siły które stara się ukryć, jego lepsza natura, której zaprzecza w końcu się ujawniają. Jego cynizm znika, zastąpiony heroizmem. Być może nie było lepszego wzoru na Hana Solo niż postać tak kompleksowa jak Richard Blaine.

„Casablanca” to film, który prawie jest obowiązkowy do obejrzenia w moim domu. To przepiękny obraz, jeden z najlepszych scenariuszy jaki powstał przypadkiem w starym systemie studiów. Bogart i Bergman lśnią na ekranie, a postaci drugoplanowe w szczególności Greenstreet, Peter Lorre i Claude Rains pozostają inspirujące. Oglądałem to z moimi dziećmi i wydawało mi się, że im się spodobało, ale spędziłem też dużo czasu z przyzwyczajeniem ich do mojego unikalnego, gustu filmowego. Od tego może zależeć, czy warto pokazać ten film dzieciom,ale jeśli obejrzycie ten film z pewnością znajdziecie powiązanie z wszechświatem „Star Wars”.

A jeśli interesuje was wgłębienie się jeszcze bardziej, nie mógłbym nie polecić komentarzy Rogera Eberta, który znajduje się na większości fizycznych kopii „Casablanki”.


Ale film ten inspirował nie tylko klasyczną trylogię, czy „Indianę Jonesa”. Inspirował tak Mos Espę jak i Mos Eisly, ale na prequelach odbił jeszcze jeden istotny ślad. „Casablanca” to także obok „Przeminęło z wiatrem” jeden z najbardziej znanych, klasycznych melodramatów. Wpływ innych czynników, w szczególności na „Nową nadzieję” jest oczywiście widoczny, ale to wątek melodramatyczny został w dużej mierze przejęty przez „Gwiezdne Wojny”. Gdy George Lucas i Jonathan Hales siadali do scenariusza „Ataku klonów” nie raz padały stwierdzenia, że będzie to „Casablanca” Lucasa. I poniekąd była. Część dialogów między Padme a Anakinem jest ewidentnie inspirowana tymi z „Casablanki”, próbuje utrzymywać ich styl, przenosząc go w klimaty SF. Tyle, że filmowi z 2002 trudno oddać ducha wojennego romantyzmu z lat 40., zwłaszcza gdy Hayden Christensen i Natalie Portman nie są w stanie wejść w role Bogarta i Bergman. Sam wątek miłosny jest też widoczny w relacjach Hana i Lei w klasycznej trylogii, tam jednak aktorzy potrafili zaprotestować, bądź znaleźć inny sposób, by wiarygodnie przedstawić niektóre, stylizowane dialogi, czego niestety nie udało się osiągnąć w Epizodzie II.
KOMENTARZE (0)
Loading..